4 grudnia 2018

Zakład~cz.3 [Yuta&WinWin]




                         Podszedłem do drzwi, słysząc donośne pukanie. Wiedziałem, że to Taeyong, więc otworzyłem je bez najmniejszego zawahania. Umówiliśmy się dzisiaj na noc. Pewnie naszym głównym tematem rozmów będzie Sicheng... Naprawdę nie mam pojęcia, co powinienem mu powiedzieć, a co lepiej zostawić dla siebie.
- No czeeeść!
- Hej.. właź. - burknąłem, wracając do pokoju, w którym rzuciłem się na łóżko.
- Co jest?!
- Nic! Jestem zmęczony po basenie! 
- To jak się napijesz, to od razu padniesz! 
- Pewnie tak! - narzuciłem na siebie koc, głęboko przy tym wzdychając. Cały czas myślę o tym, co powiedział mi jego młodszy brat. Powinien mieć przy sobie kogoś, kto go wesprze. Skoro nie ma już znajomych, to jego jedynym wsparciem jest Tae. Szkoda tylko, że mój przyjaciel nie ma pojęcia, co dzieje się u jego brata.
- Mam soju i żarcie. - Taeyong wszedł do mojego pokoju, rzucając się na mnie z ogromną siłą.
- Auuuu! Ważysz tonę! 
- No.. przytyło mi się ostatnio. - zaśmiał się, kładąc się na moich plecach - To przez te ciastka.
- A dzisiaj je przyniosłeś?
- No ba! 
- To dobrze. - uśmiechnąłem się, zrzucając z siebie chłopaka - Złaź grubasie.
- Nie przeginaj. - Tae rozłożył się wygodnie na łóżku, otwierając jedną z butelek alkoholu - Opowiadaj.
- O czym?
- O tym kuźwa, jak szumią drzewa... O Sichengu, a o czym?
- Aaa on. - wzruszyłem ramionami, otwierając swoją butelkę soju - W sumie nic takiego się nie działo.
- Serio? Przyszedł do domu taki rozpromieniony, jak nie on. - moje serce przyspieszyło. Fakt.. mówił, że wypad ze mną mu się podobał, ale nie sądziłem, że aż tak na niego wpłynę.
- Rozpromieniony? Czy ledwo żywy? - zaśmiałem się, upijając kilka łyków - Byliśmy na basenie kilka godzin.
- Nooo i na kolacji. 
- Co? - spojrzałem na przyjaciela, czując, jak zaczyna mi się robić coraz bardziej gorąco - Mówił ci o tym?
- Mamie nie mi.. ja tylko podsłuchiwałem. 
- No tak.
- Ale to przecież świetnie. O to właśnie chodziło, nie? - umowa to umowa. Nie mogę dać po sobie poznać, że to, co mi powiedział, tak bardzo mnie dotknęło.
- W sumie racja. Niedługo nim odpowiednio zakręcę.
- I tak szybko ci idzie.
- Czy ja wiem. - sięgnąłem do reklamówki, wyjmując z niej przyniesione przez chłopaka, słodycze - Ooo ile dobroci. 
- Jedz. Należy ci się. 
- Spasę się jak świnia i Sicheng mnie nie zechce. 
- Żadna strata tak naprawdę. - uśmiechnąłem się pod nosem, wgryzając się w pierwsze lepsze ciastka. Dla mnie żadna strata jeśli chodzi o "związek", ale duża strata, jeśli chodzi o znajomość z wartościowym człowiekiem.
- No.. pewnie masz rację. W końcu znasz go najlepiej. 
- No dobra... to mów, jaki masz plan.
- Plan?
- Noo... co zamierzasz dalej?
- A bo ja wiem. - położyłem się obok przyjaciela, wlewając w siebie alkohol - Niczego przy nim nie planuję. Czysty spontan. 
- Hm.. no może to i lepiej. W sumie z nim to nigdy nic nie wiadomo. - usłyszałem dźwięk kakaotalka. Sięgnąłem po telefon, głęboko wzdychając - Z kim mnie zdradzasz?
- Z kim? Z twoim braciszkiem.
- Serio? Napisał do ciebie? - chłopak poderwał się, wyrywając mi telefon.
-> Dziękuję za dzisiaj Yuta. Naprawdę fajnie się bawiłem.
Taeyong zaśmiał się, zerkając na mnie.
- Słodziak, co?
- No.. jak cholera. - burknąłem, czując jak robi mi się cieplej na sercu. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek sam do mnie napisze.
- Odpiszę mu.
- Co?
- Nie wiem, jakoś mu posłodzę. 
- Przestań.
- Yuta... mamy umowę, tak? Masz go sobą oczarować mój drogi. - zaśmiałem się, uderzając go w ramię.
- Jesteś idiotą. 
- To wiem.. ale daj teraz podziałać mistrzowi. - chłopak uśmiechnął się cwaniacko, pisząc coś na moim telefonie. W sumie było mi wszystko jedno, co napisze. Byle go nie obrażał... Wydaje mi się, że, że Sicheng musiał mi trochę zaufać, skoro mi powiedział o tym, co go boli. Prędzej czy później to spieprzę i go zranię i już potwornie tego żałuję - Nie mogę z nim. - zaśmiał się, zmuszając mnie do zerknięcia w telefon.
- "Ja też się dobrze bawiłem. Musimy to powtórzyć"?... Serio? 
- A patrz na to.
- "Czemu nie. Nawet idzie się z tobą dogadać." 
- Ale cię kokietuje. - zachichotał, sięgając po czekoladowe pepero.
- Widzę, że dobrze się bawisz.
- O stary.. zapewniasz mi najlepszą rozrywkę na świecie. 
- Co mu odpisujesz?
- Hmm... może.. "Nawet? Myślałem, że zapewniam ci najlepszą rozrywkę".
- Tae..
- Wiem, co robię.
- Tak... słyszę to od ciebie za każdym razem na uczelni i co? I kończy się dwóją. O! Albo na imprezach. "Yuta, ja wiem, co robię". I lądujesz zarzygany pod drzwiami klubu. Także ja wolę uważać na to twoje "wiem co robię".
- Nie przesadzaaaaj. - jęknął dopijając swoje soju - Poza tym, czemu przeżywasz? Mówisz tak, jakby ci na nim zależało. 
- Nie zależy..
- Właśnie... to tylko szczyl, daj spokój. - przedrzeźniłem go, opierając się o jego ramię - Oo odpisał. "W sumie basen jest dla mnie najlepszą z możliwych atrakcji... trafiłeś". 
- Poddaję się. - westchnąłem, czując że jakikolwiek protest w stosunku do Taeyonga i tak nie przyniesie żadnych efektów - Zostawiam to tobie. Ja nie umiem flirtować. 
- I to jeszcze z chłopakiem. - zachichotał, dostając ponownie w ramię - Aua! 
- Należało ci się dupku. 



*

                       Wyszedłem spod prysznica, słysząc donośny dźwięk telefonu. Owinięty ręcznikiem, wparowałem do pokoju, widząc dobijającego się do mnie przyjaciela.
- Co tam?
- No co tak długo?
- Wyrwałeś mnie spod prysznica.
- A to sorry. - zaśmiał się - Słuchaj, jest sprawa.
- Domyślam się. Dawaj.
- Mam jutro odebrać Sichenga ze szkoły i zawieźć go na korki, ale najzwyczajniej w świecie nie dam rady.
- Mhmm... z kim się umówiłeś na picie?
- Od razu na picie.
- Za dobrze cię znam. 
- Idę z kumplem z magisterki.. sto lat się nie widzieliśmy.
- No spoko.. o której mam go odebrać?
- Kończy o 15-tej. 
- Niech ci będzie. - westchnąłem, wycierając włosy - Powiesz mu, że ja go odbiorę?
- Nie.. niech ma niespodziankę. 
- Zdajesz sobie sprawę z tego, ile czasu mnie to kosztuje?
- Przestaniesz wreszcie narzekać? 
- Nie, bo robię coś wbrew sobie.
- Wiem.. ale skończ to ciągłe narzekanie. Jesteś gorszy od baby. 
- To może tobie też kogoś znajdziemy? Będzie mi raźniej.
- Chyba zwariowałeś.
- No właśnie.. - westchnąłem ponownie, idąc w stronę łazienki - Dobra, kończę. Do jutra.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie jestem, Tae. Muszę sobie po prostu poukładać wszystko w głowie.
- No dobrze.. trzymaj się. - rozłączyłem się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Męczy mnie to wszystko. Poza tym wizja zranienia tego gnojka już mnie tak nie bawi. 
                          Na drugi dzień, zgodnie z umową, pojechałem pod liceum Sichenga, by odebrać go z lekcji. Było mi głupio się z nim spotykać po tym, jak Tae pisał z nim w moim imieniu. Totalna żenada.. Siedziałem w samochodzie bardzo długo, wyglądając tym samym chłopaka. Dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie, że 18-latek nie ma pojęcia o tym, że to ja mam go odebrać. Wysiadłem niechętnie, idąc na dziedziniec, jednak nigdzie go nie widziałem.
- Gdzie on jest.. - westchnąłem, idąc za budynek. Mogłem do niego zadzwonić, ale nie chciałem.. w końcu niespodzianka to niespodzianka. Chciałem już odpuścić.. olać to i jechać do domu, ale wtedy zauważyłem Sichenga, szarpanego przez jakiegoś chłopaka - Co jest. - wyszedłem zza budynku, zaczepiając od razu tego gnoja - Puść go w tej chwili! 
- Ooo obrońca przyszedł.
- Yuta? - 18-latek wylądował na ziemi. Pospiesznie przy nim kucnąłem, pomagając mu wstać.
- Wstawaj dzieciaku. 
- To twój facet? - zaśmiał się wyższy od niego o głowę chłopak, ponownie go popychając.
- Trzymaj łapy przy sobie! - warknąłem, odtrącając go - Czego od niego chcesz?
- To mój najlepszy przyjaciel.. - szepnął Sicheng, chowając się za moimi plecami.
- Były przyjaciel, pedale. Brzydzę się tobą. 
- Uważaj na słowa. - nienawidzę, jak ktoś naśmiewa się z odmiennej orientacji, wyznania czy karnacji. To przejaw ogromnego zacofania. Nie cierpię takich ludzi i nie rozumiem, co nimi kieruje.
- Jungwoo, proszę cię.. - twarz 18-latka zalała się rumieńcem. No tak.. on myśli, że dopiero teraz dowiedziałem się o tym, że jest gejem.
- Aaa... to to nie jest twój facet. Już myślałem, że będę miał przyjemność poznać tego desperata. 
- Posłuchaj mnie gnojku. - złapałem go za kurtkę, wpatrując się z nienawiścią w jego oczy - Rozumiem, że możesz nie akceptować homoseksualizmu.. twoja broszka. Ale nie życzę sobie, żebyś traktował Sichenga jak popychadło, rozumiesz? Zwłaszcza, że byliście przyjaciółmi. Należy mu się odrobina szacunku z twojej strony... Czy to jest jasne? - ten pospiesznie odwrócił wzrok, milcząc - Zrozumiałeś mnie?! 
- Tak.
- Bardzo się cieszę. - odepchnąłem go, po czym odwróciłem się, obejmując przestraszonego 18-latka - Chodź.. zawiozę cię na korki, bo się spóźnisz. - szliśmy do auta w kompletnej ciszy. Widziałem, że był roztrzęsiony i niesamowicie zawstydzony tym, co się stało. Nie chciałem drążyć tego tematu.. po co? Pewnie i tak czuje się jak największe ścierwo - Tae nie mógł cię odebrać. Poprosił mnie, żebym ja to zrobił. - milczał. Usiadł w ciszy, wpatrując się w okno - Chciałbyś coś zjeść przez korkami? 
- Nie. - szepnął, zaciskając dłonie na spodniach mundurka.
- Posłuchaj mnie. - westchnąłem, unosząc przy tym lekko jego podbródek, zmuszając go tym samym do spojrzenia na mnie. W jego czarnych oczach stały łzy. Bardzo cierpiał i niestety bardzo było to po nim widać - Nikt nie ma prawa cię oceniać i źle traktować przez to, jaki jesteś, rozumiesz? Nikt.. To świadczy tylko i wyłącznie o jego zacofaniu i chamstwie. 
- Jest mi tak wstyd.
- To nie tobie powinno być wstyd, Sicheng. Nie tobie.. Nie zrobiłeś niczego złego. 
- Dzięki. - 18-latek pociągnął nosem, wycierając przy tym pojedynczą łzę, która spłynęła po jego bladym policzku - Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie... nie musiałeś. 
- Często ci tak dokucza?
- Dokucza? Jak dowiedział się prawdy, to... to skrzyknął naszych znajomych i spuścili mi takie manto, że przez tydzień nie ruszałem się z domu. 
- Tylko dlatego, że jesteś gejem? 
- Nie. - chłopak złapał mnie za dłoń, którą trzymałem jego podbródek, odkładając ją ostrożnie na moje kolana - Dlatego, że się w nim zakochałem.. 
- Przykro mi.
- Przepraszam. - nie zdążyłem nawet zareagować. Sicheng chwycił za swój plecak, wybiegając z mojego samochodu.
- H.. hej! Sicheng! - wyszedłem z auta, jednak tego nigdzie już nie było.. niech to szlag. Wyjąłem z płaszcza telefon, wybierając numer do jego brata. Bałem się, że w amoku coś sobie zrobi, a przecież byłem teraz za niego odpowiedzialny.
- Słucham.
- Zwiał mi.
- Co?
- Zwiał mi.. co ja mam zrobić?
- Aż taki beznadziejny z ciebie podrywacz? - zaśmiał się, doprowadzając mnie do szału.
- Taeyong, to nie jest śmieszne! Jego były kumpel chciał go zlać! Jak Sicheng zaczął mi opowiadać dlaczego, to się rozpłakał i zwiał, rozumiesz?! - po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza - Tae, co ja mam zrobić? Wyglądał naprawdę fatalnie.
- Wiem.. kurwa mać. - westchnął, zamyślając się nad czymś - Nic nie zrobisz, Yuta. Jedź do domu, ja postaram się jakoś do niego dodzwonić. 
- Sorry, dałem ciała..
- Nie. Jest okej, przecież to nie twoja wina. Jedź do domu.
- Ale..
- Przyjadę do ciebie wieczorem, na razie. - rozłączył się. Może przesadziłem z tą reakcją? Nie powinienem tak wybuchać przy Taeyongu, ale kiedy zobaczyłem, jak ten dzieciak cierpi, prawie pękło mi serce. Najgorsze jest to, że on mi zaufał, a ja niedługo potraktuję go jak psa...


*

                              Wpuściłem mojego przyjaciela do mieszkania, wracając bez słowa do kuchni, w której przygotowywałem dla nas jedzenie. Odkąd wróciłem do domu, moje myśli zajmuje ten przeklęty dzieciak i sytuacja, w której go dzisiaj spotkałem. Może podchodzę do tego wszystkiego zbyt emocjonalnie? Przecież to miała być tylko zabawa. 
- Wrócił do domu... Wszystko z nim okej. - skinąłem jedynie głową, wrzucając mięso na patelnię - Przyniosłem soju.
- Możesz mi od razu nalać.. należy mi się. 
- Spoko. - chłopak wyjął z szafki kieliszki, nie odrywając ode mnie wzroku - W porządku?
- Tak. 
- Yuta.. 
- Mówił ci coś? - spojrzałem na przyjaciela, sięgając po swój kieliszek.
- Nie, nie rozmawiałem z nim. 
- Mhm.
- Yuta, znam cię na wylot... Co jest?
- Nic. Jestem po prostu zmęczony. 
- Wcale nie chodzi o Sichenga.
- Nie... umowa to umowa i dociągnę ją do końca, luz. 
- Skoro tak mówisz.. - Taeyong stanął obok mnie, pomagając mi w przygotowywaniu jedzenia - Kto go dzisiaj dopadł?
- Jakiś Jungwoo... nie wiem.
- Jego najlepszy kumpel. Skurwiel. - chłopak parsknął śmiechem - Byli nierozłączni i mówili sobie absolutnie o wszystkim.. nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. A jak Jungwoo dowiedział się, że Sicheng jest gejem, to go kopnął w dupę... czytałem w jego pamiętniku. 
- I co? Nie szkoda ci go?
- Nie... jest dla mnie strasznie wredny. Nie mam zamiaru go żałować. 
- Tak.. tak, w sumie racja. - nie, nie i jeszcze raz nie! Działałem wbrew sobie od samego początku, ale to, co robię teraz to przejaw totalnego chamstwa - Spijmy się dzisiaj jak świnie, co?
- Czyli jak zawsze.
- No mi nie zdarza się to tak często, jak tobie. W końcu doznam czegoś nowego. - Taeyong uśmiechnął się lekko, nalewając mi kolejny kieliszek.
- W takim razie pij... Na zdrówko. - wlałem w siebie soju, lekko się przy tym krzywiąc.
- Nalej mi jeszcze.
- Żałujesz tego, co robisz, mam racje? - odwróciłem się plecami do przyjaciela, zabierając się za usmażone już mięso.
- Nie, Tae. Naprawdę to wszystko po mnie spływa. 
- No dobrze. - na szczęście przez resztę wieczoru nie zamieniliśmy ani jednego słowa o Sichengu. Piliśmy bardzo dużo alkoholu, a ja z każdym, kolejnym kieliszkiem, zapominałem o tej całej sprawie. Chociaż na chwilę...


*

                       Przyjechałem dziś pod szkołę Sichenga, nie informując o tym Taeyonga. Sam na własne oczy chciałem sprawdzić, czy jest z nim wszystko w porządku i przede wszystkim, chciałem z nim porozmawiać o jego samopoczuciu. Usłyszałem dźwięk kakaotalka. Wyjąłem z kieszeni płaszcza telefon, widząc widniejącą w nim wiadomość od mojego przyjaciela.
-> Gdzie Ty jesteś? Zaczęły się już zajęcia
<- Źle się czuję po tym wczorajszym piciu. Wolę zostać w domu 
-> Serio? ;o mi nic nie było 
<- Bo jesteś wprawiony 
-> Kurczę.. wpadnę do Ciebie po zajęciach, ale to dopiero po 16-stej 
<- Okej
-> Potrzebujesz czegoś?
<- Chyba nie, dzięki
Uniosłem wzrok znad telefonu, widząc stojącego kilka metrów dalej Sichenga. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten wzdrygnął się, idąc pospiesznie w kierunku budynku.
- Sicheng! Hej, zaczekaj! - dogoniłem go, łapiąc go za kurtkę - Zatrzymaj się.
- Puść.
- Dlaczego uciekasz? - stanąłem przed nim, ostrożnie go puszczając - Sicheng..
- Po co tu przyjechałeś?
- Po co? Martwiłem się o ciebie. 
- Co? - 18-latek spojrzał na mnie, przełykając dość głośno ślinę - Nie żartuj. 
- Wyglądam jakbym żartował? 
- O co ci chodzi, Yuta? 
- Jak to, o co mi chodzi? Wczoraj stało się coś okropnego..
- Okropnego? Spotyka mnie to codziennie.. daj spokój. - chłopak ruszył w kierunku szkoły, jednak zdążyłem gwałtownie chwycić go za nadgarstek - Yuta.
- Pogadajmy o tym. 
- O tym, że jestem pedałem? - jego twarz automatycznie poczerwieniała - Raczej podziękuję.
- Jesteś na mnie zły o to, że dowiedziałem się prawdy? To naprawdę nie robi na mnie żadnego wrażenia. 
- Yuta... ja nie powinienem utrzymywać kontaktu z żadnym chłopakiem.
- Słucham? - parsknąłem śmiechem, zjeżdżając ręką z jego nadgarstka na chłodną dłoń - To największa głupota jaką w życiu słyszałem. - chłopak zawiesił się, wpatrując się w nasze złączone dłonie - Sicheng..
- Muszę już iść. - szepnął, cofając się - Na razie. - tu nie chodzi o litość i fakt, że jest mi go szkoda. Ten gnojek zawrócił mi w głowie i za cholerę nie potrafię pozbyć się myśli o nim, choćbym nie wiem, jak próbował. Muszę powiedzieć mu prawdę i wycofać się z tego chorego zakładu. Nie chcę go ranić.. 





~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 komentarz: