28 marca 2016

V & Youngjae ~cz.4 [Spotkanie po latach]



- Jesteś gotowy?- westchnąłem odwracając się w stronę... mojego chłopaka. Ah, to pojęcie przepełnia moje serce ogromną radością. Tego dnia było jednak inaczej... miałem odbyć swój pierwszy trening. Widziałem jednak, że Taehyung jest bardziej zestresowany niż ja - Youngjae...
- Tak... tak, przepraszam...- lekko się zawiesiłem. Zapiąłem kurtkę głęboko oddychając.
- Będzie dobrze...
- Wiesz, że nie będzie... strasznie się boję.
- Będę ci to powtarzał do znudzenia... jesteś idiotą, że w to wszedłeś.
- Pozwól, że tego nie skomentuję.- V podszedł do mnie mocno mnie przytulając.
- Przepraszam... po prostu strasznie się o ciebie martwię.
- Oboje sobie poradzimy...- pocałowałem go w policzek wymuszając uśmiech - Jest już po 20-stej... jedziemy?
- Tak... w sumie najwyższa pora.- zeszliśmy pod blok, pod którym stał samochód Tae. V ruszył z piskiem opon pędząc przed siebie jak wariat.
- Zwolnij.
- Nie mamy czasu.
- Zwolnij do cholery.
- Przestaniesz być w końcu taką ciotą?!- spojrzałem na niego ogromnymi oczyma. Tae zwolnił wbijając wzrok w kierownicę - Youngjae...
- Zatrzymaj się.
- Nie... Youngjae, to z nerwów...
- Zatrzymaj się.- chłopak mimo to jechał dalej. W sumie do budynku naszej "pracy" było niedaleko więc zatrzymanie się było bez sensu. Gdy zajechaliśmy na miejsce Taehyung złapał mnie za rękę otwierając usta, jednak nie miałem ochoty słuchać tego co ma mi w tym momencie do powiedzenia. Wyrwałem się idąc w stronę wejścia.
- Youngjae!- wszedłem do środka trzaskając drzwiami. Czułem, że związek z najlepszym przyjacielem to zły pomysł. Teraz, dzięki tej kłótni przynajmniej wiem co o mnie myśli - Poczekaj na mnie!- znów zostałem złapany za rękę.
- Odpieprz się ode mnie...
- Daj mi wyjaśnić.
- Tu nie ma czego wyjaśniać... a... i nie wchódź mi już w drogę.
- Co... czekaj ty...
- To koniec.- sprostowałem sprawę idąc do szatni. Hyung stał w korytarzu jak wryty... nawet nie drgnął. Po wejściu do pomieszczenia schowałem się w kącie i zacząłem się przebierać. Wtedy też podszedł do mnie Jackson lekko się uśmiechając.
- Jak tam przed treningiem?
- Nie odzywaj się do mnie...
- Słucham?
- Zabiłeś swojego przyjaciela.... jesteś potworem...
- Oh jaki ty jesteś delikatny... wiesz... to nie jest miejsce dla takich wypierdków jak ty.- wściekły złapałem go za koszulkę. Mam dość... przez całe życie ludzie ze mnie drwili i wyzywali od najgorszych... koniec z tym - Luzuj do cholery.
- Ej, no co wy...- podbiegł do nas przestraszony chłopak, którego widziałem tu po raz pierwszy.
- Jin, weź tego ćwoka... chłopak nam się za bardzo napalił.- pełny nienawiści puściłem zdezorientowanego Jacksona - Mam nadzieję, że będziesz miał trening ze mną... chętnie się odegram.
- Jackson, on jest tu nowy...
- I co w związku z tym?... żaden gnojek nie będzie sobie ze mną w ten sposób pogrywał.- po tych słowach odszedł w swoje miejsce delektując się podaną mu przez szefa kawą.
- Ja... przepraszam za niego.- widziałem, że Jin jest naprawdę przestraszony zaistniałą sytuacją - Nigdy nie rzucił się na swojego kolegę...
- Nie jesteśmy kolegami więc spoko...- chłopak westchnął siadając obok mnie.
- Denerwujesz się?
- Naprawdę cię to interesuje?
- Pewnie, że tak... wiesz... traktujemy się tutaj jak rodzina...
- Mhm... dlatego Jackson bestialsko zabił ostatnio Jimina... fajne podejście.
- Nie rozumiesz...
- Może i nie, ale szczerze mówiąc nie wiem czy chcę to rozumieć.- podniosłem się z kanapy i zacząłem zawiązywać na pięściach bandaże.
- Wiesz... ty masz o tyle dobrze, że masz Taehyunga... no... z tego co wiem jesteście raz...
- Już nie.- kurwa mać, co on się mnie tak uczepił?! Wściekły ruszyłem na salę treningową podchodząc do trenera - Z kim mam trening?
- Oo już jesteś.
- To z kim?
- Hm...- mężczyzna uśmiechnął się klepiąc mnie po ramieniu - Podoba mi się twoje podejście. Wiesz co...- zaczął rozglądać się po sali. Każdy miał partnera do treningu... wtedy jednak na salę wszedł Jackson - Jackson!
- Co jest?!
- Chodź tutaj!- brunet podbiegł do nas cwaniacko się uśmiechając.
- Mam się bić z tą ciotą?
- Jeszcze raz tak mnie nazwiesz...- warknąłem rzucając się w jego stronę, jednak trener skutecznie mnie powstrzymał.
- Hm... w sumie to może być ciekawe.... Panowie zejdźcie na bok!- cała sala posłusznie rozeszła się pod ściany - Do roboty.- Jackson wyszedł na środek ringu. Stanąłem na przeciwko niego w pewnej odległości. Wtedy też stanął za mną trener głaszcząc mnie po karku - Przypomnij sobie wszystkie sytuacje, które cię zraniły i sprawiły, że czułeś się gorszy... skrzywdzony... poniżony... przeżyłeś kiedyś coś takiego?- skinąłem jedynie głową - Świetnie... to teraz pomyśl sobie, że wszystkim tym sytuacjom winny jest Jackson... wiesz co masz teraz robić?
- Tak.
- Skop go Youngjae.- nie czekałem dłużej. Ruszyłem w stronę chłopaka rzucając się na niego z pięściami. Nie myślałem wtedy o tym, że jest on najlepszym zawodnikiem... że jeśli tylko będzie miał taki kaprys, będzie mógł mnie zabić. Myślałem jedynie o Taehyungu i o tym, co mi powiedział... przypomniałem sobie również moment, w którym pocałowałem go po raz pierwszy... jego spojrzenie przepełnione nienawiścią, raniące mnie słowa, jego zachowanie w stosunku do mnie. Później nadszedł dzień, w którym oznajmił mi, że wyjeżdża... utrata kontaktu... moja samotność, depresja, zamknięcie się w sobie. Kiedy myślałem, że już wszystko jest dobrze... gdy znów na siebie wpadliśmy.. kiedy zaczęliśmy być razem, ten mówi bolesną prawdę, którą zapewne dusił w sobie od początku naszej znajomości. W tym samym momencie uderzyłem Jacksona z całej siły w nos, z którego po chwili wypłynęła krew zalewając tym samym całą twarz chłopaka. Skulił się sycząc z bólu... odsunąłem się od niego głęboko oddychając. Co się ze mną dzieje? Nie mogę poznać sam siebie...
- Jackson...
- Ty chuju.- brunet rzucił się na mnie powalając mnie na ziemię. Okładał mnie pięściami na oślep. Czułem jak leci ze mnie krew, ale nie mogłem się połapać, z którego konkretnie miejsca. Robiło mi się słabo, a ból był coraz większy... jak dla mnie nie do zniesienia - I co teraz powiesz?! 
- Dość...
- Masz dość?!... Ja się dopiero rozkręcam!
- KONIEC!- krzyk trenera... jak dobrze... Jackson wstał plując na mnie.
- Masz szczęście...- zamknąłem oczy nie mogąc ruszyć się z miejsca. Czułem stojącą nad sobą grupkę osób, jednak nie miałem na tyle siły, by na nich spojrzeć.
- Youngjae!- ktoś kucnął obok mnie głaszcząc mnie po twarzy - Youngjae, słyszysz mnie?- skinąłem głową łapiąc go za rękę.
- Nie dotykaj mnie...- zacząłem kaszleć krwią.
- Odsuńcie się do cholery!- V pomógł mi usiąść wycierając mnie z krwi - Youngjae...
- Daj mi.... daj mi spokój...- ostatkiem siły odepchnąłem go starając się wstać. Gdy mi się to udało chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę szatni. Wtedy jednak zostałem złapany przez trenera.
- Jak na pierwszy raz było całkiem dobrze... poradzisz tu sobie.
- Mam to w dupie...- oparłem się na nim krzywiąc się z bólu.
- Jakbyś był mniej pyskaty może bym ci pomógł.- mężczyzna odsunął się ode mnie przez co znów upadłem na ziemię. Zacisnąłem pięści powstrzymując się od płaczu... co ja robię? Przecież nie jestem sobą... kto zawładnął moim ciałem? Po chwili jednak znów poczułem jak ktoś stara się mnie podnieść.
- Daj sobie pomóc chociaż raz...- Tae... skinąłem głową idąc powolnym krokiem w stronę szatni. Gdy mnie posadził na kanapie sięgnąłem po ręcznik wycierając się z krwi. Ciało bolało mnie jak jeszcze nigdy dotąd - Youngjae...
- Co... co chcesz mi... jeszcze powiedzieć? Że jestem słaby?- splunąłem krwią wycierając od razu usta - Nic nie warty?... To... po cholerę to wsz...- Boże, jak mi się ciężko mówi... co się ze mną dzieje?
- Ciii... posłuchaj mnie...
- Odwieź mnie...
- Jasne...- nie mam ochoty słuchać jego pieprzenia. Byłby to kolejny cios, którego już bym raczej nie przeżył. Taehyung ułożył mnie na tylnych siedzeniach samochodu, po czym ruszył bardzo spokojnie i powoli. Jedyne czego pragnąłem to kąpiel i łóżko... ah... i jeszcze kolacja w postaci leków przeciwbólowych - Możesz mnie posłuchać?
- Nie...
- Skarbie...- zacisnąłem oczy łapiąc się za serce, które po wypowiedzeniu tego słowa okropnie mnie zakuło.
- Zamknij się już... 
- Chcąc nie chcąc musisz mnie posłuchać.- V zajechał na moje osiedle zamykając drzwi - Youngjae... kocham cię... cholernie cię kocham i uwierz mi, że nazwanie cię... w ten sposób... było dla mnie równie bolesne jak dla ciebie. Powiedziałem to, bo... bałem się... boję się o ciebie każdego dnia. Nerwy wzięły nade mną górę...- nic nie odpowiedziałem - Wybacz mi, błagam cię... nie mogę cię stracić...- podniosłem się do pionu łapiąc za klamkę.
- Otworzysz?
- Youngjae...
- Chodź na górę...- V uśmiechnął się lekko otwierając drzwi.
- To znaczy, że mi wybaczasz?
- Tego nie powiedziałem...- po wejściu na górę Tae pomógł mi się umyć, po czym położył mnie do łóżka.
- Pójdę na kanapę.- złapałem go za rękę ciągnąc go w swoją stronę.
- Chodź tutaj.- ten nachylił się nade mną całując mnie po ranach, które po obmyciu z krwi pokazały dopiero swojego prawdziwe "piękno". Złapałem go za koszulę zaciskając kurczowo oczy.
- Boli?
- Troszkę.
- Przepraszam...
- Mm... nie przerywaj.- Taehyung starał się robić to niezwykle czule i delikatnie. Nie rozumiem naszej relacji. Wszystko dzieje się zbyt szybko, przez co nie mogę się już w niczym połapać. Mam jednak nadzieję, że z każdym kolejnym dniem będziemy znów zbliżać się do siebie na nowo, dzięki czemu nasza relacja będzie taka jak dawniej albo z racji tego, że... chyba jesteśmy parą, będzie ona jeszcze bardziej zażyła...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


3 komentarze:

  1. Zabiłaś mnie! 😀
    Rozdział genialny~ kocham! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. V powinien trzymać język za zębami. Co do Youngjae to biedaczek jest taki zagubiony. Pobił Jacksona i dodatkowo narobił sobie siniaków oraz niepotrzebnych obrażeń. Mam nadzieję, że Youngjae jednak pogodzi się z V.
    Cudne opko ⌒.⌒

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wyszedł Ci cudnie, aż szkoda, że się już skończy. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń