30 grudnia 2014

Hoya & Dongwoo~cz.2 [Zakochany lokaj- Koniec]



              Na drugi dzień przyszedłem normalnie o 5 rano do pracy. Pożegnałem się z moimi pracodawcami i zacząłem przygotowywanie śniadania dla Dongwoo. Jak to miałem w zwyczaju poszedłem do jego pokoju o godzinie 7 i kucnąłem przy łóżku. Chłopak spał jak zabity. Muszę przyznać,że w tym momencie był niesamowicie uroczy. Miałem ochotę położyć się obok niego i mocno go przytulić...co...zaraz zaraz, Hoya nie rozpędzaj się. To tylko rozpieszczony gnojek, który pomiata tobą jak chce...tak...przytaknąłem lekko głową i położyłem rękę na policzku Dongwoo delikatnie go po nim głaszcząc.
- Dongwoo..wstawaj już.
- Mmm..
- Nie "mmm" tylko wstawaj. Już po siódmej.
Chłopak otworzył zaspane oczy i spojrzał na mnie.
- Kładź się koło mnie...dzisiaj robimy sobie wolne.
- Em...co ? To ty robisz sobie wolne...ja wracam do roboty. 
- Hoya...proszę cię.- Dongwoo podniósł kołdrę i podsunął się pod ścianę - Chodź.
Lekko zdezorientowany i zbity z tropu położyłem się obok tego rozpieszczonego i znienawidzonego przeze mnie gnoja. Jednak gdy położył głowę na mojej klatce piersiowej i cicho mruknął na znak tego,że właśnie odpłynął do krainy snów, poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Położyłem rękę na jego głowie i delikatnie przeczesywałem jego gęste włosy napawając się ich cudownym zapachem. Serce waliło mi jak szalone...sam tak naprawdę nie wiedziałem dlaczego. Dongwoo co chwilę mruczał i się wiercił, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Czułem jak moje spodnie robią się coraz ciaśniejsze. Cholera jasna...dlaczego ten dupek tak na mnie działał ? Właśnie miałem wstawać, kiedy poczułem rękę Dongwoo zaciskającą się na mojej koszulce.
- Gdzie idziesz ?
- Do...do łazienki...śpij.
- Y yyy.- chłopak jęczał jak małe dziecko. Lekko zestresowany przytuliłem go i pogłaskałem po ramieniu. Jego ręka natomiast zjechała na mój brzuch,a następnie na domagającą się pieszczot męskość.
- Ejj..co ty robisz ?-chciałem wstać,ale ten dotyk był tak przyjemny,że nie potrafiłem się mu postawić.
- Hoya..
- C..co ?
- Zajmę się tym.- po chwili poczułem lodowatą dłoń wsuwającą się w moją bieliznę. Miałem ochotę jęczeć i wić się na wszystkie strony, ale wiedziałem,że muszę się zachować i wyjść z tej całej sytuacji z twarzą. Spojrzałem na Dongwoo, który z cwaniackim uśmiechem robił mi coraz lepiej.
- Dongwoo...aishh.- chwyciłem go za rękę, która mi dogadzała. Teraz robiliśmy to razem. Nasze ruchy były płynne, miarowe i dość energiczne. Moje ciało co chwilę wyginało się w łuk, a z ust wydobywały się ciche jęki. Dongwoo natomiast głęboko oddychał i co chwilę zachęcał mnie do pocałunku. Cholernie tego chciałem,ale nigdy się nie całowałem...nie chciałem wyjść na idiotę.
- Do..Dongwoo...ja nigd...- tu drań nie dał mi skończyć. Przyssał się do mnie i wsunął język do moich ust. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek było mi tak dobrze. Położyłem rękę na jego policzku i nieśmiało odwzajemniałem jego pocałunki. Nagle poczułem dziwne kłucie w podbrzuszu i ciepły płyn rozlewający się po moim członku.
- Dongwoo...
- Czuję...spokojnie.- chłopak delikatnie cmoknął mnie w czoło, po czym usiadł i wytarł rękę i moją męskość. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Leżeć i czekać aż on poprowadzi tą akcję..czy wstać i tak po prostu wrócić do swoich obowiązków? Wtedy Dongwoo nachylił się do mnie, zaczesał mi włosy za ucho i delikatnie pocałował. Zamknąłem oczy i cicho westchnąłem.
- Co my robimy ?
- Potrzebuję kogoś takiego jak ty..
- Co ?...jak to ? Przecież ty mnie nienawidzisz..bez przerwy gnoisz..
- Cii - znów poczułem jego delikatne usta - Zapomnij o tym...przepraszam.
- A..ale...jestem tylko lokajem...
- Dla mnie jesteś wszystkim Hoya...zmienię się dla ciebie...daj mi tylko szansę.- moje ciało wylądowało w jego ciepłych ramionach. Poczułem się niesamowicie bezpiecznie i dobrze. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie. Chciałem ciągle czuć jego cudowny zapach i przyjemne ciepło jego ciała. Chciałem by ciągle mi mówił,że mnie kocha i mnie potrzebuje...że się zmieni...dla mnie...w życiu nie słyszałem czegoś tak pięknego. Wtuliłem się w niego i zamknąłem oczy ciesząc się tą chwilą...najlepszą chwilą w moim życiu.


~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



29 grudnia 2014

Hoya & Dongwoo~cz.1 [Zakochany lokaj]


                - Przynieś mi sok !- znowu ten irytujący głos. Nienawidziłem gnoja...robił ze mną co chciał. Wprawdzie byłem lokajem w domu jego rodziców,ale bez przesady. Pomiatał mną i mieszał z gównem przy każdej możliwej okazji. Nic nie robił całymi dniami...był totalnym darmozjadem. Nic, tylko gry, imprezy i kumple...właśnie...niby przystojniak z kasą,a jeszcze nigdy nie widziłem w ich domu żadnej dziewczyny. Zrezygnowany nalałem mu soku i zaniosłem do pokoju. Dongwoo jak zwykle siedział na łóżku i grał w jakąś bzdetną gierkę.
- Może byś tutaj posprzątał ?
- Ty od tego jesteś...- rzucił, po czym wyrwał mi niemalże sok z ręki, oblewając się nim - Co robisz idioto ?!
- Sam się oblałeś.- powiedziałem spokojnie i wziąłem się za sprzątanie jego pokoju.
- Wiesz ile kosztowała ta bluzka ?!
- Nie...i szczerze mówiąc nie interesuje mnie to. 
- Twoja matka musiałaby harować na nią całe życie. 
- Być może....ale moja mama nie żyje...
Dongwoo ucichł. Widziałem,że zrobiło mu się głupio.
- Sory...nie wiedziałem...
- A skąd miałeś wiedzieć ?...nic się nie stało...- podałem chłopakowi suchą, czystą koszulkę i wyciągnąłem w jego stronę drugą rękę - Daj mi tą mokrą koszulkę. 
Dongwoo posłusznie się przebrał i spuścił głowę.
- Coś się stało ?
- Naprawdę przepraszam...
- Łał...rozpieszczony i zapatrzony w siebie Dongwoo ma uczucia. - uśmiechnąłem się lekko i poklepałem go po ramieniu.
- Nie przeginaj.
- Dobra, zapomnij o tym. - pozbierałem wszystkie walające się po pokoju ubrania i zaniosłem je do pralni. Dongwoo nie był taki zły...dzisiaj u mnie zapunktował,ale wiedziałem,że nie mogę się zbytnio napalać na tą jego chwilową dobroć. Po nastawieniu prania poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać to, o co prosiła mnie mama Dongwoo. Dzieciak był uczulony na...praktycznie wszystko więc przygotowywanie posiłków nie należało do najłatwiejszych zadań. Gdy miksowałem zupę zrobioną z pora, brokułów i ogólnie samych zielonych warzyw do kuchni wparował Dongwoo z koszulą w ręku.
- Wyprasuj mi ją.
- Za chwilę. 
- Teraz...wieczorem wychodzę z chłopakami do klubu.
- Sam powiedziałeś,że wieczorem...a jest dopiero 14. Siadaj, już kończę robić obiad.
- Ale...
- Siadaj.- powtórzyłem, po czym podałem chłopakowi obiad i poszedłem przeprasować jego koszulę. Nie lubiłem tego domu, a szczególnie Dongwoo, który robił ze mną co chciał, a później w ogóle tego nie doceniał. Powiem szczerze,że trochę mnie to bolało. Jak dowiedziałem się,że chłopak jest prawie że w moim wieku liczyłem na to,że będziemy kumplami a nie wrogami. Nawet mi się trochę podobał...oczywiście jako facet, w sensie, że przystojny...dobra, nie ważne, bo tylko się w tym zaplączę.
Gdy nadszedł wieczór tradycyjnie odkurzałem cały dom i czekałem na przyjście rodziców chłopaka. Dongwoo zszedł po schodach i stanął w przedpokoju. Wyłączyłem odkurzacz i spojrzałem w jego stronę.
- Fajnie wyglądasz.
- Dzięki...właśnie miałem się pytać.-uśmiechnął się i zaczął nakładać kurtkę. Wtedy do drzwi zapukali jego koledzy. Gdy ich wpuścił spojrzeli na mnie i zaczęli się śmiać.
- Niezły fartuszek. -rzucił jeden z jego głupkowatych kolegów i zachichotał. Westchnąłem i spojrzałem na Dongwoo, który mimo naszego wcześniejszego zbratania im wturował...kolejny zawód. W sumie czego mogłem się po nim spodziewać.
- Dzięki...
- Boże Dongwoo co za wiocha....kogo wy zatrudniacie ?
- Nie wiem...tylko coś takiego się napatoczyło to mama już z litości go wzięła. 
Miałem już dość...cholernie mnie to bolało i w końcu postanowiłem mu odszczeknąć.
- A właśnie, Dongwoo...twoi rodzice ostatnio rozmawiali o twojej dziwnej przypadłości...prosili żebym jako facet z tobą o tym porozmawiał.
- O czym ty mówisz ?- Dongwoo i jego koledzy wbili we mnie wzrok.
- No o tym,że jesteś gejem...to jak ? Jak wrócisz to o tym pogadamy. - uśmiechnąłem się i znów uruchomiłem odkurzacz. Słyszałem jedynie głośny śmiech kolegów chłopaka. Po chwili jednak wszystko ucichło i chłopcy wyszli z domu. Ja zrezygnowany usiadłem na kanapie. Zachowałem się jak cham i czułem się z tym okropnie. W sumie Dongwoo na to zasługiwał,ale nie byłem typem człowieka, który lubił się mścić. Ledwo zdążyłem sobie to wszystko przemyśleć gdy do domu wrócił Dongwoo.
- Zapomniałeś czegoś ?...minęło dopiero 10 minut.
- Nie...dzięki tobie straciłem kumpli, bo stwierdzili,że nie będą się przyjaźnić z pedałem...
- Co ?...Dongwoo to miał być żart....przepraszam.
- Daj spokój.- chłopak poszedł do pokoju, a ja ze łzami w oczach wpatrywałem się w przedpokój. Jaki ze mnie idiota...w tej chwili znienawidziłem się doszczętnie. Gdy oprzytomniałem i skląłem się do końca poszedłem do jego pokoju i zapukałem...odpowiedziała mi cisza. Wszedłem do środka i usiadłem na łóżku koło chłopaka.
- Wiem, należało mi się,ale mogłeś to rozegrać inaczej.- odwrócił się plecami do mnie i okrył się kołdrą.
- Dongwoo jest mi strasznie głupio...przepraszam. Jak chcesz to z nimi porozmawiam. 
- Daj spokój...i tak by się dowiedzieli i mnie zostawili...to może lepiej,że to się stało teraz.
W tym momencie mnie trochę zamurowało. Myślałem,że to co mówię o jego homoseksualiźmie to żart,a to okazało się prawdą.
- To..ty jesteś gejem ?
- No...
- O..znaczy wiesz...ja jestem tolerancyjny, także...
- Dobra idź już stąd.
- Ale Dongwoo...
- Chcę pobyć sam...do jutra.
Postanowiłem odpuścić i dać mu na dzisiaj spokój. Wyszedłem z pokoju, odebrałem swoją dzienną pensję i wróciłem do swojego małego mieszkanka na obrzeżach Seoulu.


~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


28 grudnia 2014

Kwangmin & Youngmin [Jak ptak w klatce]


                Kwangmin i Youngmin- bracia bliźniacy pochodzący z bardzo dobrego domu. Niestety od trzech lat byli sierotami, ponieważ ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Youngmin od tego zdarzenia zaczął dość poważnie chorować. Miał różnego rodzaju zaburzenia, zwidy, lęki, ciągle zamykał się w sobie i praktycznie w ogóle nie rozmawiał z bratem. Któregoś dnia podczas obiadu w stołówce szkolnej uroiło mu się,że ktoś chce zaatakować jego kolegę z klasy...niewiele myśląc sięgnął po nóż i zaczął nim dźgać chłopaka, którego po wielu długich godzinach interwencji nie udało się uratować. Przez to Youngmin jako pełnoletni chłopak wylądował w więzieniu. Do sądu i policji nie docierały wyjaśnienia Kwangmina i ich lekarza rodzinnego, który wyraźnie przedstawiał wyniki badań chorego chłopaka. Wyrok był oczywisty...zabił...ma iść do więzienia bez względu na to czy jest chory psychicznie czy też nie. Co lepsze...matka zabitego chłopaka wymusiła wręcz na sądzie wyrok śmierci dla Youngmina. Chłopak przebywał w zakładzie karnym od dwóch miesięcy, a kara śmierci miała zostać na niego nałożona po okresie czterech miesięcy.
Kwangmin mimo tęsknoty za bratem wciąż uczęszczał do szkoły. Nie miał w niej nikogo bliskiego poza bliźniakiem. Właśnie na przeciwko niego szła grupa chłopców, którzy uwielbiali się wręcz nad nim znęcać.
- Gdzie twój braciszek pedale ?- zakpił jeden z nich i pociągnął drobnego chłopaka z bara.
- Odwal się...
- Co takiego ?...aaaa....no tak....przecież nasz niedorozwój siedzi w pudle.
- Powiedziałem,że masz się odwalić !
- Oj oj, co tak ostro ? A czekaj...ile mu zostało ?...a tak....dwa miesiące.- cała grupa wybuchła śmiechem,a Kwangmin nie mogąc tego słuchać pchnął w nich książkami i ruszył do wyjścia. Po jego bladych policzkach płynęły łzy. Nie wyobrażał sobie życia bez brata...szczególnie nie po tym jak stosunkowo niedawno stracili rodziców. W ogromnej rozpaczy i z zamazanym przez łzy obrazem wpadł z impetem w wychowawcę, który zawsze starał się jakoś wspierać chłopców.
- Kwangmin ?...co się stało ?
- Może mi pan napisać zwolnienie ?..muszę iść do Youngmina...
- Dobrze,ale dlaczego płaczesz ?
- A jak pan myśli ?! Wszyscy wyśmiewają się z tego,że niedługo stracę Youngmina ! Dla nich to wielka sensacja, ale ja nie mogę stracić kolejnej ważnej osoby ! Nie wytrzymam tego !
Mężczyzna wtulił w siebie chłopaka i pogłaskał go po głowie.
- Uspokój się, proszę cię...- powiedział, po czym złapał chłopaka w talii i zaprowadził go do samochodu. Całą drogę do więzienia milczeli. Kwangmin od dawna snuł plan jak wyciągnąć brata z więzienia i wskoczyć na jego miejsce...potrzebował jedynie do tego osoby, która odpowiednio zaopiekowałaby się Youngminem.
- O czym tak myślisz ?- przerwał ciszę mężczyzna i skręcił na parking.
- Musi mi pan pomóc..
- No jasne..a w czym ?
- Wiem jak pomóc Youngminowi i jak go wyciągnąć z więzienia...potrzebuję tylko kogoś, kto by się nim zaopiekował gdy już z niego wyjdzie.- chłopak spojrzał na zdezorientowanego wychowawcę.
- Nie do końca wiem o co ci chodzi...
- Chodzi mi o to,że wskoczę na jego miejsce,a pan się nim zajmie. 
- Co ?..czekaj czekaj...jak wskoczysz na jego miejsce, o czym ty chłopaku mówisz ?
- Wiem jak to zrobić...musi się pan nim tylko zająć...
- Dlacz...
- Widziałem jak na siebie patrzycie i jak ze sobą rozmawiacie...niech pan to przemyśli.- Kwangmin wysiadł z samochodu i ruszył w stronę wejścia do zakładu. Strażnik zaprowadził go do odpowiedniej celi. Chłopak przychodził tu codziennie od dwóch miesięcy...znał każde przejście i najmniejszy zakamarek i już od pierwszych dni pobytu brata w więzieniu wiedział jak ma go stąd wyciągnąć. Gdy wszedł do celi ujrzał leżącego na twardym łóżku brata wtulonego w bluzę, którą zostawił u niego poprzedniego dnia.
- Hej młody...- Youngmin poderwał się i wtulił się w brata - Jak się czujesz?
- Źle...
- Co się stało?
- Chcę do domu...zimno mi i jestem głodny...
- Nie dawali wam jeszcze dzisiaj jeść?
- Dawali...ale ja nie dostałem.
- Co? Dlaczego?
- Bo krzyczałem..
Chłopak westchnął, po czym posadził brata na łóżku i okrył go swoją kurtką. Następnie z plecaka wyciągnął przygotowane w domu jedzenie i wręczył je bliźniakowi.
- Jedz...wieczorem przyniosę ci więcej.
- Kwangmin...
- Tak?
- Nie chcę umierać...nie chcę cię zostawiać samego...boję się.- chłopak zaczął przeraźliwie płakać...najgorsze było to,że mimo tego,że był chory miał świadomość tego,że został skazany na śmierć. Kwangmin usiadł za bratem i mocno go przytulił. Następnie nachylił się do jego ucha i zaczął szeptać.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie...i pamiętaj, że to ma zostać tylko między nami....dasz mi to swoje więzienne wdzianko, a ja ci oddam swoje ubrania...następnie podszywając się pode mnie wyjdziesz ze strażnikiem z więzienia, a ja...zostanę tutaj....rozumiesz ?
Youngmin posłusznie przytaknął. Widać,że nie do końca do niego dotarło,że bliźniak chce oddać za niego życie.
- To super...a teraz wcinaj.- po tych słowach zaczął karmić brata i co chwilę cmokać go w policzek. Sam nie wiedział, czy jego plan jest dobry...z jednej strony tak,bo jego brat uniknie śmierci...z drugiej jednak strony zostanie praktycznie sam,co też nie wpłynie za dobrze na jego psychikę. Zrezygnowany i zamyślony wrócił pod wieczór do domu. Gdy wyciągnął z dna plecaka telefon zobaczył kilka nieodebranych połączeń od lekarza, który opiekował się Youngminem.
- Witam, dzwonił pan do mnie..
- Tak..dobrze,że oddzwaniasz...wiem jak pomóc Youngminowi. 
- Też wiem...
- Tak, twój wychowawca do mnie dzwonił...wiesz,że to co chcesz zrobić to kompletna głupota...
- Być może...
- Naprawdę chcesz tak ryzykować ?
- Mówił pan,że wie jak wyciągnąć Youngmina z więzienia, to słucham...
- Rozmawiałem z lekarzem, który pracuje w tym więzieniu...oboje doszliśmy do wniosku,że on nie powinien przebywać w więzieniu tylko w zakładzie dla chorych...
- Geniusze po prostu...
- Kwangmin wiem,że masz żal do całego świata, ale nie bądź złośliwy, bo naprawdę robię co mogę..
- Jasne...wszyscy robią co mogą, a Youngmin dalej gnije w tym zasranym więzieniu...- chłopak zdenerwował się i rzucił telefonem o ścianę. Czuł się już totalnie bezsilny i bez jakiegokolwiek wsparcia. Wiedział,że teraz może już liczyć tylko na siebie.
Na drugi dzień wstał z samego rana i zaczął zbierać się do szkoły. Ubrał starannie wyprasowany mundurek i zabrał się za przygotowanie śniadania i jakiegoś posiłku dla brata. Nagle rozległo się dość głośne pukanie do drzwi. Zdziwiony nastolatek podszedł do drzwi i je otworzył. Na korytarzu stał lekarz Youngmina i celnik, którego Kwangmin kojarzył z więzienia.
- Cześć Kwangmin.- przywitał się lekarz - Możemy wejść ?
- T...tak...a coś się stało ?
Mężczyźni weszli do środka i usiedli na kanapie w salonie.
- Idę dzisiaj do Youngmina...powiedz mi, jak on się ostatnio zachowywał.
- Em...tak jak zawsze...miał przebłyski pamięci i czasami zdarzało mu się mówić z sensem,ale częściej jednak nie było z nim kontaktu i zachowywał się jak nienormalny...
- Yhym..
- A po co pan do niego idzie ?...i dlaczego w ogóle o to pyta ?
- Będę się starał go wyciągnąć z więzienia.
- Co ?- Kwangmin jakby nagle odrzył. Zerwał się na równe nogi i stanął przed mężczyznami - Ja muszę jechać z panem.
- Nie Kwangmin, lepiej nie...zostań w domu, wieczorem do ciebie zadzwonię.
- Ale tak czy inaczej muszę dzisiaj do niego iść.
- Kwangmin...idziesz do szkoły,a później od razu wracasz do domu, jasne ?
Chłopak westchnął i przytaknął. Ich rozmowa trwała jednak dość długo przez co zapomniał o trwających w szkole zajęciach i ostatecznie na nie nie poszedł. Gdy mężczyźni opuścili jego mieszkanie zabrał się za porządki głównie po to,by zająć czymś myśli. Wieczorem jednak usiadł w pokoju i czekał na telefon od lekarza...czas okropnie leciał a telefon milczał. W końcu po długich godzinach czekania sięgnął po komórkę, jednak w tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Gdy je otworzył ujrzał w nich lekarza i...Youngmina, który zdezorientowany rozglądał się po klatce schodowej. Kwangmin niewiele myśląć rzucił się na niego i mocno przytulił. Z jego oczu od razu popłynęły łzy. Widzący to lekarz lekko się uśmiechnął i wprowadził chłopców do mieszkania.
- Jak pan to zrobił ?..Youngmin tu zostanie ?
- Jutro zabieram go do szpitala psychiatrycznego..ale myślę,że jest to lepsze niż wyrok śmierci,hm ?
Kwangmin uśmiechnął się i rzucił się w ramiona zdziwionego mężczyzny.
- Przed wami jeszcze kilka rozpraw i dość długie leczenie Youngmina, ale myślę,że z moją pomocą dacie sobie radę.
- Na pewno.- chłopak podniósł głowę i szeroko się uśmiechnął.
- Właśnie...teraz się sobą nacieszcie, bo jutro przed 11 muszę go odstawić do szpitala.- lekarz uśmiechnął się i opuścił mieszkanie chłopców. Kwangmin natomiast wziął sprawy w swoje ręce i zaczął tłumaczyć bratu całą sytuację. Wierzył,że jak już udało się wyciągnąć Youngmina z więzienia, to teraz sprawy potoczą się gładko i wszystko skończy się dobrze.


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co powiecie na ff z Infinite ? Ostatnio mam na nich straszną fazę i chętnie bym coś z nimi napisała:)

24 grudnia 2014

Wesołych Świąt !


Moje kochane mordki...
z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń. Życzę Wam spokoju wewnętrznego, powodzenia w szkole czy też na uczelni, żebyście się dogadywali z rodzicami, co jest przynajmniej w moim wypadku dość trudne;) ,spędzenia tych Świąt w gronie rodzinnym, żebyście napełnili porządnie brzuszki i znaleźli pod choinką to o czym marzycie...może jakiegoś biasa haha. Poza tym życzę Wam koncertu bądź fanmeeting'u z Waszym ulubionym zespołem lub solistą. Dużo dużo kpop'u...żeby dalej wypełniał Was radością i wywoływał uśmiech na Waszych buźkach.
Nie bójcie się spełniać marzeń...róbcie wszystko by być szczęśliwymi ludźmi, w pełni zadowolonymi z życia. 

Dziękuję Wam za wszystko,
Wesołych Świąt !! 




23 grudnia 2014

Timoteo & Sungwoon [Przypadkowe spotkanie]



                      Timoteo- rozpuszczony nastolatek z bardzo bogatego domu. Jego rodzice pracowali w swoich, bardzo dobrze prosperujących firmach więc chłopak miał na każdą swoją zachciankę. Timoteo nie miał przyjaciół i znajomych. Uczył się indywidualnie w domu, a jak otrzymywał od kogoś zaproszenie na wyjście od razu je odrzucał. Wolał być samotnikiem niż prowadzać się z byle kim.
Właśnie zbliżały się Święta. Rodzice chłopaka wzięli wolne w pracy i zaczęli przygotowania. Nastolatek miał Święta w nosie i wolał siedzieć w swoim pokoju przed komputerem lub na przydomowej kręgielni niż pomagać zabieganym rodzicom. Gdy pod koniec dnia zszedł do kuchni po coś do jedzenia, mama postawiła go koło blatu i lekko się uśmiechnęła.
- Co tam skarbie ?
- Nic....co chcesz?
Kobieta westchnęła i popatrzyła na swojego męża, który siedział przy stole i tłukł orzechy do ciasta.
- Ja i twój ojciec wpadliśmy na fajny pomysł.
- Wyjedziemy gdzieś na te nieszczęsne święta ?...Jamajka, Hiszpania...o wiem...zakupy w Tokio...dawno mi to już obiecaliście.
- Nie Timoteo...Jutro pojedziemy do domu dziecka i weźmiemy do domu na święta jakiegoś chłopca...takiego w twoim wieku, żebyście się dogadali.
- Co ?...Mam siedzieć przy stole z jakimś porzuconym brudasem ?....zapomnij.
- Timoteo wyrażaj się.- mężczyzna podszedł do syna i spojrzał na niego z góry.
- Ja wam nie wystarczam ?- zapytał i podniósł lekko oczy na poddenerwowanego ojca.
- Synu...chodzi o to, że chociaż w święta moglibyśmy zrobić jakiemuś dzieciakowi przyjemność. Oni nie mają tak kolorowo jak ty...nie jeżdżą po całym świecie, nie ubierają się w najlepszych sklepach, nie uczą się indywidualnie, nie mają basenu, kręgielni i swojego szofera jak ty...a przede wszystkim nie mają kochających ich rodziców....zgódź się...to tylko trzy dni. 
- Spoko....ale jak ja zejdę na drugi plan to....lepiej uważajcie.- chłopak sięgnął po miskę płatków i ruszył do swojego pokoju. W sumie nie miał nic przeciwko, by rodzice wzięli na te trzy dni kogoś z domu dziecka...ale był okropnie zazdrosny i bał się,że rodzice całą swoją uwagę poświęcą "przybłędzie" niż jemu. Zrezygnowany usiadł na łóżku i puścił na laptopie swój ulubiony film, który oglądał przed Świętami rok w rok. Jednak po tym, co powiedzieli mu rodzice nie mógł się na nim skupić. Zamknął laptopa i położył się do łóżka rozmyślając o tym, kogo wezmą jego rodzice. Miał nadzieję,że to będzie ciepły i przystojny chłopak w zbliżonym do niego wieku. Od dawna krył się przed rodzicami z tym,że jest gejem. Czuł się z tym źle i codziennie zastanawiał się dlaczego nie pociągają go dziewczyny, tylko faceci. Nie raz się krzywdził z tego powodu i czuł się jak odludek. Zmuszał się nawet do spotkań z dziewczynami, ale gdy przeglądał ich profile w internecie krzywił się i od razu zamykał komputer. Nie mógł zaakceptować sam siebie więc od razu stwierdził,że inni ludzie również go nie zaakceptują...
 
*

Na drugi dzień, koło południa, do pokoju nastolatka weszła mama i delikatnie pocałowała go w czoło. Timoteo skrzywił się i zakrył kołdrą.
- Skarbie wstawaj.
- Y yyy....jeszcze chwilkę.
- Mamy gościa, wstawaj. 
- Co ?- chłopak usiadł i spojrzał na uśmiechniętą kobietę - Jakiego gościa ? Tego chłopaka ?
- Yhym...siedzi z tatem w kuchni i je śniadanie...ubierz się i chodź do nas. 
Nastolatek wyskoczył z łóżka i zaczął się ubierać.
- Jak ma na imię ?...ile ma lat ? Ładny jest ?....znaczy....co za różnica w sumie...
- Em...ma na imię Sungwoon i jest rok młodszy od ciebie...jest strasznie kochanym chłopakiem więc powinniście się dogadać, tylko błagam cię, zachowuj się.
- Dobrze, spokojnie.-Timoteo zbiegł na dół. Ciągle miał nadzieję,że dogada się z chłopakiem i w te święta pozna kogoś, kto go pokocha i z kim będzie szczęśliwy. Zaszedł chłopaka od tyłu i przeczesał mu włosy lekko drżącą ręką.
- Hej, jestem Timoteo...ty pewnie Sungwoon, tak ?
Chłopak odwrócił się do nastolatka i szeroko się uśmiechnął.
- Tak, jestem Sungwoon...bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się przyjąć mnie na święta...to bardzo dużo dla mnie znaczy. 
Timoteo spojrzał na ojca, a w jego oczach pojawiły się łzy. Jak widać pod skorupą nieczułego twardziela krył się wrażliwy i kochany chłopak. 
- Nie ma problemu...cieszę się,że sprawiłem ci przyjemność. - po tych słowach ruszył do lodówki i zaczął wyciągać z niej różne produkty. Sungwoon podszedł do niego i złapał go delikatnie za nadgarstki. 
- Zrobiłem ci śniadanie z twoim tatą...nie musisz nic robić. 
- O...nie musiałeś...
- Wiem...ale chciałem. Ponoć lubisz jeść przy kominku, to...wszystko ci tam zaniosłem.- nastolatek lekko się zarumienił i spuścił głowę. Timoteo delikatnie pogłaskał kciukami jego dłonie. Były tak cudownie delikatne. Chłopak miał dość swojej orientacji...czuł,że czasami tego nie kontroluje i bał się,że odstraszy tym ich gościa. 
- Dziękuję...- Sungwoon puścił ręce kolegi i lekko się uśmiechnął. Timoteo ruszył do salonu, po czym usiadł przed kominkiem i zaczął jeść. Cały czas miał przed oczami uśmiechniętą twarz Sungwoon'a. Na samą myśl o nim jego serce biło szybciej, a na twarzy pojawiał się delikatny rumieniec. 
- Skarbie...- na dźwięk głosu mamy, nastolatek podskoczył i oblał się kakaem.
- Co jest ?
- Jak zjesz to może pójdziesz z Sungwoon'em na basen, co ?
- ...na basen ? Dlaczego akurat na basen ?
- Mówił, że bardzo chciałby tam pójść...idź z nim, dobrze ?
- Ale...
- Timoteo....trzy dni...
- Dobrze. - chłopak westchnął, po czym posprzątał po sobie i spojrzał na siedzącego w kuchni, speszonego nastolatka. 
- Chodź do pokoju...wezmę rzeczy i pójdziemy na basen. 
Chłopak uśmiechnął się i oboje ruszyli do pokoju Timoteo. Po wejściu do sypialni nastolatek otworzył szeroko oczy i rozejrzał się po pokoju.
- Podoba ci się ?
- Łał...to naprawdę twój pokój ?
- No tak...a co ?
- Jest taki wielki i ....jeju...masz tu chyba wszystko. 
- A tam...pokój jak pokój.
Sungwoon położył się na łóżku i się uśmiechnął.
- Zazdroszczę ci. 
- Pokoju ?
- Też...ale głównie rodziców...są naprawdę świetni. 
- No...nie są źli....a...jacy są twoi rodzice ?
- Szkoda gadać...są alkoholikami i opieka społeczna zabrała mnie z domu jak miałem osiem lat. 
- O....przykro mi...
- A tam...w domu dziecka nie jest tak źle...da się przyzwyczaić. 
Timoteo podszedł do chłopaka i usiadł na nim okrakiem. Gdy poczuł jego męskość cicho jęknął i się do niego nachylił.
- Co robisz ?- zachichotał niczego nieświadomy Sungwoon i położył dłonie na jego udach. 
- Em....masz łaskotki ?
- O nie...złaź ze mnie. 
- Czyli masz. - chłopak zaśmiał się i zaczął łaskotać kolegę. Ten śmiał się najgłośniej jak mógł i próbował zrzucić z siebie "napastnika" wiercąc się i dotykając go po całym ciele. Timoteo z każdym kolejnym dotykiem czuł jak jego męskość rozsadza mu spodnie. Sungwoon wyraźnie to wyczuł i lekko się zaczerwienił.
- Timoteo..
- Tak ?
- Twoje spodnie...
- Hm ?- chłopak spojrzał na spodnie,a jego twarz zalała się rumieńcem - Jezu, przepraszam...
Nastolatek zszedł z kolegi i pobiegł do łazienki. Ten jedynie westchnął i usiadł. Poczuł pod sobą coś twardego. Sięgnął pod kołdrę i wyciągnął spod niej pamiętnik. Miał świadomość tego, że nie powinien go czytać, ale ciekawość wzięła górę...
" To,że jestem gejem okropnie mnie męczy...mam już dość. Chciałbym z kimś o tym porozmawiać, ale mam tylko rodziców...a oni by mnie zabili jakby się dowiedzieli,że ich jedyne dziecko jest...inne..."
Sungwoon odłożył zeszyt i westchnął. Zrobiło mu się szkoda chłopaka. Wstał i podszedł pod drzwi łazienki.
- Timoteo...wszystko dobrze ?
- Tak...
- Mogę wejść ?
- Lepiej nie...
- Timoteo...- chłopak mimo wszystko wszedł do środka i przytulił od tyłu chłopaka, który ze łzami w oczach mył ręce - Nic się nie stało, naprawdę...przecież to normalne. 
- Nie, to nie jest normalne....poza tym ty o nicz...
- Też jestem gejem.
- Co....skąd wiesz,że jestem...czytałeś mój pamiętnik ?! 
- Tylko kawałek...przepra...
- Wiedziałem,że nie można ci ufać ! Jak mogłeś ?!
Sungwoon odwrócił do siebie chłopaka i mocno go przytulił.
- Wiem, że nie powinienem tego robić...przepraszam...Chcę ci tylko powiedzieć, że bycie..jak to napisałeś..innym...to nic złego, uwierz mi. Mi z początku też było ciężko, ale później się z tym pogodziłem i zacząłem szukać plusów tej całej sytuacji. Musisz zaakceptować sam siebie...wtedy inni też cię na pewno zaakceptują.
Timoteo podniósł lekko głowę i spojrzał w oczy chłopaka.
- Ale moi rodzice...
- Jeśli z nimi szczerze porozmawiasz na pewno to zrozumieją...
- A jak nie ?...mam tylko ich i nie chcę ich stracić przez to,że jestem pedałem...
- Ejjj nie mów tak o sobie...jesteś cudownym, wartościowym chłopakiem...a to,że jesteś gejem niczego nie zmienia...
- Na pewno ?
- Na pewno głupolu...i nie płacz już, proszę cię. Jeśli chcesz mogę pójść do ogrodu, a ty z nimi porozmawiasz.
- Nie...nie jestem jeszcze na to gotowy...
- Dobrze...to chodź teraz na ten basen i postaraj się rozluźnić....to znaczy...jeśli masz ochotę jeszcze iść na ten basen...bo..tak trochę to wymusiłem...
Timoteo lekko się uśmiechnął i potargał włosy kolegi.
- Czuj się tutaj jak u siebie.
Po tych słowach chłopcy ruszyli na basen, gdzie spędzili bite cztery godziny na różnych zabawach, wodnych masażach i zjeżdżalniach. Później Timoteo zabrał kolegę na kręgielnie. Chłopcy naprawdę świetnie czuli się w swoim towarzystwie i mieli mnóstwo wspólnych tematów do rozmów, mimo że pochodzili z różnych środowisk. Wieczorem zamówili pizze i rozwaleni na łóżku oglądali horrory krytykując sztuczną grę aktorów i śmiejąc się z różnego rodzaju duchów i potworów. 

*

   Wigilia... Timoteo wraz z Sungwoon'em ubrali się w garnitury i zeszli do salonu, w którym przy stole siedzieli rodzice oraz dziadkowie Timoteo. Gdy ujrzeli elegancko ubranych nastolatków uśmiechnęli się i pochwalili ich wygląd.
- Ślicznie wyglądacie. - powiedziała babcia Timoteo i spojrzała na speszonego i lekko poddenerwowanego Sungwoon'a. Gdy ci podziękowali usiedli przy stole i od razu zaczęli ze sobą rozmawiać. 
- Chłopcy...poczekajcie kilka minut. 
- A właśnie...czy....czy ja mógłbym coś powiedzieć ?- Sungwoon wstał i spojrzał na zdziwionego Timoteo.
- Oczywiście...co chcesz powiedzieć ?- matka Timoteo uśmiechnęła się serdecznie do nastolatka.
- Chciałem....chciałem bardzo państwu podziękować za zaproszenie na święta...to...to naprawdę dużo dla mnie znaczy... - chłopak przerwał i wziął głęboki oddech - Dzięki państwu zyskałem przyjaciela i spędziłem najlepsze dwa dni w moim życiu i...- chłopak spojrzał na Timoteo, którego oczy powoli zalewały łzy - Może to nie jest odpowiedni moment...i pewnie bardzo ryzykuję robiąc to...ale...Timoteo jest gejem....podobnie jak ja...wiem,że to dla państwa ogromne zaskoczenie,a Timoteo czuje teraz do mnie ogromną nienawiść, ale wydaję mi się,że powinni to państwo wiedzieć i go w tym wspierać, bo wiem po sobie,że to jest z początku bardzo ciężkie...- Sungwoon spojrzał na zdziwioną rodzinę i na Timoteo, który powoli podnosił się, by odejść od stołu. Wtedy złapał go za rękę i spojrzał mu w oczy - Przepraszam,że to powiedziałem...chciałem dobrze...
- Daj spokój...
Sungwoon nie wytrzymał. Złapał delikatnie za twarz chłopaka i czule go pocałował. Timoteo mimo początkowego zażenowania złapał go w talii i nieśmiało odwzajemniał jego pocałunki. 
- Długo czekałem na kogoś takiego jak ty...- wyszeptał nastolatek i wtulił się w Sungwoon'a, który z szerokim uśmiechem na twarzy objął chłopaka i mocno go przytulił - Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało...
       Rodzicom nie zostało nic innego jak zaakceptowanie orientacji syna, mimo że z początku mieli z tym lekki problem. Po wielu namowom i błaganiom Timoteo przyjęli Sungwoon'a pod swój dach. Dali mu pokój i wszystko czego potrzebował...ale mimo to chłopcy i tak zawsze nocowali razem w łóżku Timoteo...


~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



20 grudnia 2014

Sungjong & Sunggyu~cz.5 [Jesteś dla mnie kimś więcej- Koniec]



                    Rodzice zabrali nieświadomego Sungjonga do szpitala, w którym przeszedł potrzebne badania. Nie wiedzieli,że w tym samym szpitalu, na tym samym oddzialne leży ich drugi syn- Dongwoo, który ma być dawcą serca dla młodszego. Zdziwiło ich nawet,że nie ma go przy Sungjongu. Nastolatek leżał przestraszony i co chwilę pytał Sunggyu o brata.
- Na pewno do ciebie przyjdzie myszko. -Gyu pogłaskał chłopaka po policzku i delikatnie go pocałował.
- Obiecujesz ?
Chłopak westchnął i połączył ich usta w namiętnym,ale delikatnym pocałunku. Sungjong głaskał partnera po karku i nieśmiało odwzajemniał. Gdy do sali wszedł lekarz i poprosił Sunggyu o wyjście, młodszy przytulił się do niego i błagał,by ten go nie zostawiał.
- Skarbie....teraz pójdziesz spać...a jak się obudzisz od razu mnie zobaczysz...obiecuję.
- Nie chcę spać.
- Musisz myszko...
- Ale jak wstanę to będziesz.
- Obiecuję.- chłopcy pocałowali się, po czym przestraszony całą tą sytuacją Gyu wyszedł na korytarz. Chciał jeszcze wejść do sali swojego przyjaciela,ale stojący przed nią lekarz mu tego zabronił. Zrezygnowany, przerażony i z poczuciem winy usiadł obok rodziców chłopców i modlił się, by wszystko poszło jak najlepiej. Miał wyrzuty sumienia przez to,że nie powiedział rodzicom chłopaków o tym,że to Woo jest dawcą...tylko co by to zmieniło ?
   Po kilku godzinach pełnych strachu i napięcia z sali operacyjnej  wyszedł lekarz i stanął przed rodzicami i Gyu.
- Robiliśmy co mogliśmy...ale serce Sungjonga było zbyt słabe, by po przeszczepie prawidłowo funkcjonować w ciele Dongwoo... 
- Co....o czym pan mówi...- rodzice chłopców byli naprawdę zaskoczeni tą informacją.
- Dongwoo był dawcą dla Sungjonga...z Sungjongiem jest wszystko dobrze....ale Dongwoo nie udało nam się uratować, przykro mi...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------






18 grudnia 2014

Sungjong & Sunggyu~cz.4 [Jesteś dla mnie kimś więcej]



             Zrezygnowany mężczyzna za radą syna ruszył na górę, by sprawdzić co robi Sungjong. Gdy ujrzał pobitego Sunggyu w objęciach nagiego i przerażonego nastolatka natychmiast wezwał karetkę i podbiegł do syna. Sungjong wydawał się być nieobecny...jego oczy wbite były w posiniaczoną twarz swojego chłopaka. Po jego bladych policzkach spływały łzy a ręce trzęsły się tak bardzo,że całe bezwładne ciało Gyu falowało. Mężczyzna nałożył chłopcu koszulkę i pogłaskał go po głowie.
- Sungjong...
- Mama...
- Słucham ?
- MAMA !- nastolatek zaczął przeraźliwie wrzeszczeć i wzywać swoją matkę, która rzadko kiedy bywała w domu z racji ogromu pracy. Przestraszony i nienauczony postępowania z chorym synem mężczyzna wyciągnął telefon i zadzwonił do Dongwoo. Ten jednak za każdym razem odrzucał jego połączenia.
<- Sungjong ma atak paniki, odbierz do cholery 
Nie minęło 10 minut, a w pokoju zjawił się Woo. Wtulił w siebie młodszego brata i nakazał ojcu zniesienie Sunggyu na dół, gdzie czekała już karetka.
- Myszko już dobrze...uspokój się.
Nastolatek zacisnął dłonie na koszuli starszego i powoli zaczął się uspokajać. Dongwoo czuł jak po jego szyi spływają zimne łzy Sungjonga. Nienawidził jak najważniejsza osoba w jego życiu cierpi...i to z jego powodu. Ułożył zimne dłonie na plecach brata i zaczął je delikatnie drapać. Zwykle to działało na chłopaka uspokajająco.
- Zimne.
- Mam je zabrać ?
Chłopak skinął twierdząco głową i lekko się odsunął. Zrezygnowany Woo pogłaskał go po policzku i szepnął.
- Myszko przepraszam...wybaczysz mi ?
- Czemu go pobiłeś ?
- Zdenerwowałem się jak zobaczyłem was razem...
- Czemu ?
- Bałem się,że zrobi ci krzywdę.
- Nie zrobił.
- Mam taką nadzieje...przepraszam.- Sungjong przez dłuższą chwilę wpatrywał się w brata po czym delikatnie wtulił się w jego ramiona. W pewnym momencie jednak jęknął jakby z bólu i usiadł na ziemi. Jego ręce mocno przylegały do klatki piersiowej i wygięte były w dość dziwny sposób. Przerażony tym widokiem Dongwoo przeniósł chłopaka na łóżko i pogłaskał go po twarzy.
- Sungjong, co się dzieje ?
- Boli !- po delikatnej buzi nastolatka spływały wielkie łzy. Woo mimo paniki delikatnie rozmasowywał jego ręce, tak, jak uczył się na kursie dla rehabilitantów. Chłopak zrobił wszystkie możliwe kursy właśnie pod kątem Sungjonga i jego nagłych ataków. Gdy młodszy przestał płakać, Dongwoo nachylił się do niego i delikatnie pocałował go w czoło.
- Zamknij oczka i oddychaj głęboko,dobrze ?- Sungjong skinął głową,że rozumie i zaczął robić to, co nakazał mu brat. Wydawałoby się,że sytuacja została opanowana. Sungjong zasnął, a zmęczony całą tą sytuacją Dongwoo zszedł na dół i usiadł w kuchni. Gdy zobaczył idącego w jego stronę ojca wstał gwałtownie i do niego podszedł.
- Sungjong dostał jakiegoś paraliżu...
- Co...jakiego paraliżu ?
- Ręce mu się dziwnie wygięły, a ten zaczął płakać,że to go boli. 
- Zrobiłeś coś z tym...?
- Tak...teraz śpi, to go zostaw...
- Dongwoo...- mężczyzna westchnął i posadził syna przy stole -...musimy porozmawiać.
- Powiedziałem,że nie mam ochoty. 
- Chodzi o Sunggyu i Sungjonga....głównie o młodego...
- No to słucham.
- Karetka zabrała Gyu, ale lekarze powiedzieli,że obrażenia nie są groźne więc jeszcze dzisiaj wróci do domu.
- Yhym...a co z Sungjongiem ?
- Widzisz...on...
- Tato...
- Oboje z mamą wiemy,że jesteście bardzo ze sobą związani...on...Sungjongowi nie zostało już dużo czasu...
Dongwoo otworzył szeroko oczy i szybko podniósł się z krzesła. Po jego bladych ze strachu policzkach spływały łzy, a serce biło jak szalone. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli,że któregoś dnia zostałby bez swojego kochanego brata.
- O CZYM TY MÓWISZ ?!
- Dongwoo uspokój się, wszystko ci zaraz wyjaśnię.
- NO MÓW ! CO ZROBIŁEM ŹLE ?!...PRZECIEŻ OPIEKUJĘ SIĘ NIM NAJLEPIEJ JAK UMIEM, GDZIE ZROBIŁEM BŁĄD ?!
- Synu, to nie twoja wina.- mężczyzna wtulił w siebie roztrzęsionego chłopaka - Na ostatnich badaniach dowiedzieliśmy się,że Sungjong musi przejść przeszczep serca...
- No to na co wy czekacie ?!....dlaczego Sungjong jest tutaj,a nie w szpitalu ?!
- Lekarz powiedział,że nie ma dawcy i musimy czekać...
Chłopak patrzył chwilę na ojca, po czym pobiegł do swojego pokoju. Znalazł w nim książeczkę zdrowia i wyniki wszystkich badań jakie przechodził. Następnie zbiegł na dół i zaczął się pośpiesznie ubierać.
- Dongwoo, dokąd idziesz ?
- Zajmij się Sungjongiem...-po tych słowach chłopak opuścił dom i pobiegł do szpitala, w którym jego młodszy brat zawsze przechodzi różnego rodzaju badania. Tam przeszedł serię badań, które stwierdziłby czy nadaje się na dawcę,czy też nie. Po męczących pytaniach, testach i diagnozach chłopak został odesłany ma korytarz, ma którym miał czekać na wyniki. Bardzo się denerwował i ciągle się zastanawiał czy Sungjong już wstał i czy ojciec odpowiednio się nim zajął. Po kilku godzinach oczekiwań został wezwany do gabinetu ordynatora, w którym dowiedział się,że wszystkie badania są poprawne i może zostać dawcą dla swojego brata. Od razu poprosił lekarza, by ten powiadomił jego rodziców i nie zdradzał, kto odda Sungjongowi swoje serce.
Po powrocie do domu ujrzał mamę, która płakała w ramionach ojca. Przerażony,że coś się stało Sungjongowi podbiegł do nich i szarpnął mężczyznę za ramię.
- Co się stało ? Coś z Sungjongiem ?
- Dzwonił lekarz i powiedział,że jest dawca. - kobieta zanosiła się łzami szczęścia i ulgi. Dongwoo przełknął z trudem ślinę i poszedł na górę, by nie rozpłakać się przy rodzicach. Zajrzał do pokoju młodego...spał jak aniołek. Chłopak lekko się uśmiechnął i wykręcił numer do Sunggyu.
- Słucham..
- Cześć...po pierwsze chcę cię przeprosić...po drugie..być może pożegnać.
W telefonie zapanowała głucha cisza.
- Dongwoo...co się stało ?
- Mogę do ciebie wpaść ?
- Jasne...tylko bez maczet i kijów..nie chcę mieć nowych siniaków. 
- Strasznie cię za to przepraszam...
- Żartuję przecież...wpadaj, nikogo nie ma w domu to na luzaku pogadamy. - Dongwoo rozłączył się i ruszył do domu przyjaciela, który znajdował się ulicę dalej. Ciągle zastanawiał się nad tym, jak ma mu powiedzieć o chorobie brata i o tym,że to jego serce uratuje mu życie. Zamyślony zapukał do drzwi. Gdy usłyszał zaproszenie dobiegające z wewnątrz, wszedł do środka i się rozebrał.
- Chodź do salonu !
Dongwoo ruszył do pokoju i usiadł na kanapie obok kolegi.
- Boże, jak ty wyglądasz...- cała twarz Gyu pokryta była siniakami, krwiakami i szwami.
- Dongwoooo...mówiłem,że to nic...mów lepiej co się stało. -chłopak usiadł bliżej przyjaciela i mocno go przytulił.
- Sungjong ma chore serce i musi przejść przeszczep....dzisiaj się o tym dowiedziałem i od razu poleciałem do szpitala żeby zrobić badania, czy nadaję się na dawcę...jutro rodzice wiozą młodego do szpitala, a po jutrze będzie operacja...
Zdezorientowany i zaskoczony Sunggyu podniósł twarz kolegi i spojrzał mu w oczy.
- Żartujesz sobie ?
Ten pokręcił jedynie przecząco głową, a po jego buzi zaczęły spływać łzy.
- Mam nadzieję,że Sungjong wyzdrowieje...jeśli on dojdzie do siebie, ze mną też wszystko będzie dobrze...
- Dongwoo...nie możesz tak ryzykować, on cię przecież potrzebuje...- gdy Gyu patrzył na zapłakanego przyjaciela, łzy same cisnęły mu się do oczu.
- Teraz ma ciebie...obiecaj mi,że jak mnie zabraknie zaopiekujesz się nim...obiecaj mi to, błagam cię.
- Obiecuję...ale obiecuję ci też, że oba przeszczepy się udadzą i z tobą również będzie wszystko dobrze...
Dongwoo wtulił się w przyjaciela i zaczął płakać jak małe dziecko. Nie był w stanie pohamować teraz emocji i ogromnego żalu i bólu jaki czuł. Bał się...okropnie się bał...ale nie o siebie, tylko o zdrowie Sungjonga i stan psychiczny rodziców. W pewnym momencie do chłopaka zadzwonił telefon...był to Sungjong.
- Słucham. 
- Czemu cię koło mnie nie ma?- nastolatek był bardzo zaspany i w uroczy sposób mruczał do telefonu.
- Śpij myszko, zaraz przyjdę...jestem teraz u Sunggyu. 
- Powiedz,że kocham go.
- Dobrze...- chłopak spojrzał na przyjaciela - Sungjong mówi,że cię kocha. 
- Daj mi go...- Gyu wziął telefon i poszedł z nim do kuchni - Cześć skarbie...jak się czujesz ?
- Czuję dobrze...ale nie ma koło mnie Dongwoo i się boję.
- Czego się boisz myszko?
- Potworów i ciemności...zawsze Dongwoo śpi ze mną.
- Dongwoo już do ciebie idzie....mogę przyjść z nim ?
- Tak. Będziemy spać wszyscy razem.
Sunggyu lekko się uśmiechnął i dał znać przyjacielowi żeby zaczął się ubierać.
- Dobrze...to już do ciebie idziemy, a ty spróbuj dalej spać. - Sungjong się rozłączył, a przyjaciele szybko pobiegli do domu. Po wejściu do niego skierowali się do pokoju Sungjonga i położyli się na łóżku mocno go przytulając. Na twarzy nastolatka pojawił się cudowny i promienny uśmiech.
- Gdzie chodzicie w nocy ?...mama mówi,że nie można w nocy.
- Musieliśmy skarbie...obiecaj nam,że to będzie nasza tajemnica i nie powiesz nic mamie, dobrze ?
- Obiecuję. - chłopak cmoknął Gyu i Dongwoo, po czym zamknął oczy i spokojnie zasnął. Woo spojrzał na kolegę i szepnął.
- Śpij...ja będę nad nim czuwał.
- Ale jutro idziecie do szpitala...powinieneś odpocząć.
- Nie śpię od bardzo długiego czasu...nie umiałbym teraz zasnąć.
Sunggyu westchnął i przeczesał włosy przyjaciela. Następnie położył głowę na ramieniu swojego chłopaka i zasnął. Dongwoo natomiast zgodnie z obietnicą przez całą noc wpatrywał się w brata i nad nim czuwał...


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



15 grudnia 2014

Sungjong & Sunggyu~cz.3 [Jesteś dla mnie kimś więcej]


          Po załagodzeniu sytuacji między sobą, Sunggyu i Dongwoo postanowili zorganizować dla Sungjonga niespodziankę...tak bez okazji...po prostu żeby zrobić mu przyjemność. Postanowili zorganizować mu w domu małą imprezę. Nastolatek od lat błagał rodziców by pozwolili mu wyjść do klubu, mimo że sam do końca nie wiedział co się w takich klubach robi. Po przygotowaniu dekoracji, muzyki i przekąsek Sunggyu zaproponował,że pójdzie po chłopaka, który wesoło bawił się w pokoju ze swoim psem. Gdy wesoły głos nastolatka pozwolił mu wejść, Gyu wychylił głowę i lekko się uśmiechnął.
- Mam coś dla ciebie. 
- Prezent ?
- Yhym...chodź ze mną do salonu. 
- A chodź na chwilę. 
Chłopak uśmiechnął się i kucnął przed siedzącym na łóżku nastolatku.
- Co myszko ?
- Zamknij oczka.- Sunggyu posłusznie wykonał polecenie swojego chłopaka i już po chwili czuł na swoich wargach delikatne usta Sungjonga. Niewiele myśląc chwycił go delikatnie w talii i pogłębił pocałunek. Z początku młodszy nie miał pojęcia jak ma się zachować, jednak z minuty na minutę szło mu coraz lepiej. Wydawał z siebie ciche pomruki i jęki co jeszcze bardziej zachęcało starszego do dalszego działania. Delikatnie ułożył na łóżku ciało chłopaka i sam położył się w poprzek całując tym samym jego zapadnięty niemalże brzuch. Na twarzy Sungjonga pojawił się rumieniec, choć do końca sam nie wiedział do czego zmierza jego chłopak. Gdy ręka starszego zjechała na jego krocze, nastolatek jęknął i usiadł lekko odsuwając się od Gyu.
- Co się stało ?
- Co robisz ?
- Chciałem...a nie ważne..
- Co chciałem ?
- Nie no nic...chodź do salonu. 
- Y y....powiedz mi. 
- Strasznie mi się podobasz i nie mogłem się powstrzymać...przepraszam.
Sungjong popatrzył chwilę na chłopaka, po czym posłusznie się położył i zamknął oczy.
- Co robisz myszko ?
- To nie boli ?
- N...nie...to ma sprawić,że poczujesz się dobrze...- na te słowa sam Sunggyu lekko się zaczerwienił.
- Zrób mi to.
- Ale...
- ZRÓB !
- Dobrze, tylko błagam cię, nie krzycz...- Gyu wziął głęboki oddech i powoli zsunął z nastolatka dolną część garderoby. Następnie podniósł lekko głowę i spojrzał na skupioną twarz ukochanego - Jak będziesz miał już dość, to powiedz...dobrze ?
- Dobrze.
By nie przedłużać tej stresującej i intymnej chwili,  Gyu pochylił się i złożył delikatny pocałunek na męskości chłopaka. Ciało nastolatka lekko drgnęło, a z jego ust wydobyło się słodkie westchnięcie. Jego chuda dłoń najechała delikatnie na głowę chłopaka przyciskając go tym samym do swojego krocza. Gyu czuł, że Sungjong chce więcej...może nie do końca świadomie,ale chce...Niepewnie odsłonił kawałek materiału bokserek i przejechał czubkiem języka po główce jego penisa. Oddech Sungjonga stawał się coraz szybszy, co strasznie niepokoiło starszego. Mimo to by sprawić przyjemność swojemu chłopakowi nie przerywał wcześniej zaczętej czynności.
W tym samym momencie zniecierpliwiony Dongwoo spoglądał na swojego ojca, który z papierosem w ustach nie odrywał się od jakiejś filozoficznej książki.
- Gdzie oni są...
- Hm ?- mężczyzna nie wykazał żadnego zainteresowania.
- Pytam gdzie Gyu i Sungjong...
- Nie wiem...idź po nich.
- Czy ciebie w ogóle interesuje to co się dzieje u Sungjonga albo jak się czuje ?- ojciec zgasił papierosa, odłożył książkę i spojrzał na swojego syna.
- Ty i Sungjong jesteście dla mnie wszystkim....oczywiście,że się wami interesuje...
- Nie chodzi o mnie...ale od czasu do czasu mógłbyś zagadać młodego...nie wiesz jak on bardzo tego potrzebuje.
- Dongwoo...
- Wiesz co...przez ostatnie 15 lat to ja jestem dla niego bratem, matką, ojcem i najlepszym przyjacielem jednocześnie. Nie uważasz, że powinienem tylko zajmować pierwsze stanowisko ?
- Myślałem,że lubisz się nim opiekować i spędzać z nim czas...
- Owszem lubię....ba...uwielbiam to robić, a wiesz dlaczego ?..bo go cholernie kocham i chcę żeby mimo swojej niesprawności był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie...
- Dongwoo...
- Dobra, daj sobie spokój...- chłopak machnął ręką i ruszył w stronę pokoju Sungjonga, w którym ten przeżywał swój pierwszy raz. Gdy uchylił drzwi ujrzał brata pod ciałem tulącego go, umięśnionego przyjaciela. W tym momencie jego myślenie i samokontrola zostały automatycznie wyłączone. Chwycił Sunggyu za ramiona i z całej siły rzucił nim o ziemię. Następnie usiadł na nim i zaczął na oślep okładać pięściami jego nagie ciało. Przez łzy napływające do jego oczu, sam nie widział, gdzie dokładnie uderza. W tej chwili zapomniał o tym,że bije swojego najlepszego przyjaciela, z którym od małego żył jak brat. Dopiero po ujrzeniu Sungjonga przy boku innej osoby zrozumiał jak bardzo go kocha i że jest o niego strasznie zazdrosny. Dopiero po ujrzeniu krwi wypływającej z ust Sunggyu, Sungjong owinięty kołdrą skulił się pod ścianą i zaczął się trząść i płakać.
- Nie bij go Dongwoo !
- Sungjong wyjdź stąd !
- ZOSTAW GO !...NIENAWIDZĘ CIĘ !
Dopiero przeraźliwy wrzask brata przemówił do chłopaka...a raczej dwa ostatnie słowa jakie wypowiedział. Wstał z Gyu i niepewnie podszedł do nastolatka. Ten jedynie zacisnął oczy i wtulił zapłakaną twarz w pościel.
- Nie bij mnie...
Dongwoo czuł narastającą gulę w jego gardle oraz łzy napływające do zmęczonych oczu. Mimo to usiadł na łóżku i wtulił w siebie nagie ciało nastolatka.
- Myszko nie bój się....nigdy cię nie uderzę...
Sungjong odsunął się od chłopaka i podszedł do konającego na dywanie Gyu. Gdy wtulił w siebie jego zakrwawione i posiniaczone ciało, Dongwoo zrozumiał,że popełnił ogromny błąd,  przez co mógł stracić zaufanie młodszego brata. Niewiele myśląc ruszył pośpiesznie na dół, wpadając na schodach na swojego ojca.
- Aishhh Dongwoo...uważaj. 
- DAJ MI SPOKÓJ !
- Dongwoo...
- JESTEM W STANIE ZROBIĆ DLA NIEGO WSZYSTKO !....WSZYSTKO, ROZUMIESZ ?! KOCHAM GO JAK NIKT !....A ON ZAMIAST MNIE WOLI SUNGGYU, Z KTÓRYM SIĘ WŁAŚNIE PIERDOLIŁ !
- Synu...- mężczyzna wtulił w siebie roztrzęsionego Dongwoo i pogłaskał go po głowie - Uspokój się.
- Przez te wszystkie lata opieki nad nim, tak się do niego przywiązałem, że już nie patrzę na niego jak na brata !
- Ciii...Dongwoo uspokój się...weź kilka głębokich wdechów i porozmawiamy...
Chłopak za radą mężczyzny wziął kilka głębszych wdechów, przez co na spokojnie mógł porozmawiać ze swoim ojcem. Oboje usiedli w kuchni..widać było po mężczyźnie,że nie wie jak ma zacząć rozmawiać ze swoim synem. Dongwoo natomiast żałował,że pod wpływem emocji przyznał się do czegoś, co ukrywał przez ostatnie sześć lat.
- Dongwoo...
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę cię...
- Wiesz,że twoje podejście do Sungjonga...
- Wiem...nie męcz mnie, błagam...nie dzisiaj...
- Musimy o tym porozmawiać.
- Twój chory syn uprawia seks piętro wyżej...zainteresuj się tym...- Woo wstał i półprzytomny opuścił dom i posesję. Nie zastanawiał się nad tym dokąd pójdzie, a jego oczy wypełniał jedynie widok dwóch najważniejszych osób w jego życiu kochających się i szepczących na zmianę swoje imiona. W tym samym czasie przestraszony Sungjong ubierał obolałego chłopaka i przeklinał w duszy zachowanie starszego brata. W tym właśnie momencie na pierwszym miejscu postawił Sunggyu, a Dongwoo i to, co było niegdyś między nimi puścił w niepamięć...


~c.d.n. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



14 grudnia 2014

Sungjong & Sunggyu~cz.2 [Jesteś dla mnie kimś więcej]


         Na drugi dzień Sungjong zerwał się z samego rana i usiadł na swoim nieprzytomnym bracie. Dongwoo nie sypiał od bardzo dawna...zawsze starał się czuwać nad swoim chorym bratem. Sungjong przeczesał włosy starszego i cmoknął go w czoło.
- Wstań już.
- Czemu już nie śpisz ?
- No bo mam spotkanie.
- Myszko, jest dopiero 6 rano...Sunggyu przyjdzie po ciebie o 12. Kładź się jeszcze.
- Y yyyy...ja chcę wstać już.
Dongwoo westchnął,po czym usiadł i wtulił w siebie brata.
- Zjesz teraz śniadanko ?
- Tak.
- To ubierz się ciepło i zejdź do kuchni.- po tych słowach chłopak wstał i półprzytomny zszedł na dół, by przygotować bratu płatki. W jego głowie toczyło się milion myśli na minutę. Znał Gyu od małego i zawsze czuł się przy nim bezpiecznie. Wiedział,że może mu ufać i że ten zawsze stanie w jego obronie...jednak wyjście Sunggyu z jego młodszym bratem bez niczyjego nadzoru okropnie go niepokoiło. Bał się,że Sungjong zrobi coś głupiego albo że zdenerwuje chłopaka, a ten go uderzy czy na niego nakrzyczy.
- Nieee...Gyu taki nie jest...
- Jaki ?- chłopak znów podskoczył na głos swojego młodszego brata.
- Ile razy ci mówiłem żebyś mnie tak nie straszył, co?
- Przepraszam. 
- Siadaj smrodzie i jedz...ja muszę zadzwonić do kolegi.
- A jakiego ?-zaciekawił się nastolatek i usiadł przy stole.
- A to tajemnica. Nie bądź taki ciekawski, bo to nieładnie. 
- A Sunggyu nie lubi jak ludzie ciekawski ?
- Nikt myszko tego nie lubi...jedz,zaraz do ciebie przyjdę.- po tych słowach chłopak udał się do swojego pokoju i wybrał numer do przyjaciela.
- Mmm słucham.
- Obudziłem cię ?
- Oo Dongwoo...no jakby nie patrzeć jest ledwo po 6.
- Aish przepraszam....pamiętasz,że idziesz dzisiaj z Sungjongiem do zoo ?
- Pewnie,że pamiętam, a co ?
- Nie no nic...młody zerwał się o 6 z łóżka i mówi,że musi się szykować, bo idzie z kolegą do zoo.
Po drugiej stronie telefonu słychać było jedynie cichy chichot.
- Strasznie jest słodki. 
- No ja ci dam słodkiego...a właśnie...ponoć Sungjong zapytał wczoraj czy go kochasz...
- No..no tak..
- Posłuchaj...jesteśmy przyjaciółmi i tak dalej, ale nie chcę żeby młodemu coś się stało...
- Nie ufasz mi ?
- Ufam,ale to nie chodzi o to...Sungjong jest w ciebie zapatrzony jak w obrazek i powiedział mi wczoraj,że cię kocha...takie osoby jak on troszkę inaczej postrzegają miłość i bycie z drugą osobą...dlatego proszę cię...jak będzie ci mówił,że cię kocha postaraj się go spławić bardzo delikatnie...
Sunggyu zamilkł...słychać było jedynie jego cichy oddech.
- Gyu słyszysz mnie ?
- T...tak...ale nie rozumiem, dlaczego miałbym go spławiać...
- Bo jest chory ?...bycie z kimś takim to ogromne wyzwanie, to nie jest zabawka na kilka miesięcy...
- Wiem Dongwoo...widzę,że naprawdę myślisz o mnie jak o potworze...
- Nie... po prostu nie chcę żeby najważniejsza osoba w moim życiu cierpiała...
- Obiecuję, że nic mu nie zrobię...na razie.- chłopak rozłączył się,a zalany łzami Woo usiadł na dywanie i wyzywał się w myślach od najgorszych. Wiedział jaki jest Sunggyu,a mimo to potraktował go jak najgorszego śmiecia i potwora.
- Dongwoo płacze ?- chłopak podniósł głowę i zobaczył nad sobą zmartwionego Sungjonga, do którego oczu zaczęły napływać łzy.
- Nie myszko...zjadłeś już ?
Nastolatek kiwnął twierdząco głową i klęknął przed bratem.
- Nie płacz, bo ja będę też płakał. 
- Dobrze...już nie płaczę.- na twarzy Dongwoo pojawił się lekki uśmiech, który zaraz został odwzajemniony przez młodszego - Leć umyć ząbki i ci coś poczytam, okej ?
- Ząbki umyłem też.
- No to świetnie. - chłopak wstał, wziął na ręce brata i mocno go przytulił - Bardzo cię kocham, wiesz ?
- Naprawdę ?
- Yhym..jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. - na te słowa Sungjong uśmiechnął się i cmoknął Dongwoo w czoło.
- Myślałem,że nie kochasz mnie. 
- Czemu tak myślałeś ?
- Bo słyszeć kiedyś,że ty się mnie wstydzisz,bo głupi jestem. 
- Co ?...kto ci nagadał takich głupot ?
- Mama i tata mówili. 
- Na pewno nie mówili tego o nas,wiesz ? Nie przejmuj się tym. 
- Przytul. - starszy wtulił w siebie chude ciałko brata i zaniósł go do salonu, gdzie obaj zasiedli przed kominkiem. Co wieczór tak siadali i opowiadali sobie o tym, jak minął im dzień. Sungjong uwielbiał wieczory. Bardzo lubił spędzać czas ze swoim bratem i gdy ten wychodził na uczelnię, siadał w kuchni przy oknie i wypatrywał go jak pies swojego pana. Gdy wracał zmęczony ze szkoły, zawsze witał go z nową laurką i uśmiechem, dzięki czemu Dongwoo zapominał o całym zmęczeniu i stresie.
- Jest rano, to czemu siedzimy przy kominku ?
- A bo chciałbym z tobą porozmawiać. 
- O czym ?
- O tobie i Sunggyu. 
- Ja mu powiem,że się no...kocham go. 
- Właśnie nie możesz...to musi być nasza tajemnica. 
- A czemu ?
- A co jak to go przestraszy ?...poza tym lubisz mieć przecież ze mną tajemnice, prawda ?
- Prawda.
- No właśnie...to dawaj paluszka i obiecaj, że to zostanie między nami. - chłopak wyciągnął tradycyjnie w stronę brata mały palec, który po chwili został spleciony z palcem młodszego.
- Obiecuję. 
- Zuch chłopak. A teraz dawaj dzióbka. - Sungjong delikatnie chwycił w chude dłonie twarz brata i cmoknął go dość długo i namiętnie.
- Co ty robisz mysza ?
- Jak się całować ?
- Em...a po co ci to ?
- Chcieć umieć całować. 
- Jesteś za młody na całowanie...
- Wcale nie ! Naucz mnie !
- Ej ej ej...co to za krzyki ?
Młodszy spuścił głowę i wtulił się w brata.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało. A co do całowania, to jeszcze przyjdzie na to odpowiedni moment.
- Dobrze...
Chłopcy wtuleni w siebie usiedli pod kocem i zaczęli oglądać jak co weekend bajki. Dongwoo bardziej z przymusu,ale wiedział,że Sungjong kocha oglądać kreskówki w jego towarzystwie. Koło godziny 12 rozległo się pukanie do drzwi. Dongwoo wstał i niechętnie je otworzył.
- Hej...wpadłem po Sungj...
- Tak wiem...właź...
Sunggyu wszedł do środka i spojrzał na przyjaciela.
- Powiedz mi, o co ci chodzi...
- O co mi chodzi ?...chodzi mi o to,że zabierasz mi brata....teraz to ty będziesz dla niego wzorem do naśladowania i to ciebie będzie traktował jak swoje guru...z tobą będzie chciał spędzać każdą chwilę, dzielić się tym co go cieszy lub boli...a od tego ma mnie....mnie, rozumiesz ?
Gyu westchnął i wtulił w siebie kolegę.
- Nie zabiorę ci go głupku, przyrzekam... idę z nim tylko na spacer...nic więcej...poza tym wiem, co o tobie myśli, widzę jak na ciebie patrzy i słyszę jak się o tobie wyraża... i uwierz mi,że nikt mu ciebie nie zastąpi.
- Przepraszam....po prostu cholernie go kocham i nie chciałbym go nagle stracić...
- Nie stracisz go...Dongwoo troszkę zaufania, hm ?...gdzie jest Sungjong ?
- W salonie...
Sunggyu zdjął buty i z uśmiechem na twarzy ruszył do pokoju. Usiadł obok kolegi i pogłaskał go po głowie.
- Hej szkrabie...co oglądasz ?
- Pororo. 
- Ooo no to super...a jesteś już gotowy na spacer ?
- Tak. A Dongwoo z nami może iść ?
- Jeśli chce to proszę bardzo. - Gyu spojrzał na przyjaciela, który ze łzami w oczach ubierał ciepło swojego brata.
- Nie będę wam przeszkadzał...
- Dongwoo...
- Powiedziałem nie...muszę się uczyć. 
- Dongwoo zły ?- Sungjong spojrzał na brata i pogłaskał go po policzku.
- Nie myszko, tylko mam bardzo dużo nauki. 
- Ale jak wrócę to przy kominku posiedzisz ze mną ? Bo ci będę mówił o zoo. 
- Pewnie,że tak...na to zawsze znajdę czas...a teraz leć na huśtawki,zaraz Sunggyu po ciebie przyjdzie, okej ?
- Yhym...papaaa.
Dongwoo wstał i spojrzał za wybiegającym na podwórko bratem.
- Czemu z nami nie pójdziesz ?
- To wasza "randka", nie moja...z resztą posłuchaj. Sungjong jada tylko płatki z mlekiem...niczego innego nie weźmie nawet do ust więc niczego w niego nie wciskaj. Często ma napady paniki, zwłaszcza jak jest poza domem...drze się wtedy i płacze jakby mu ktoś robił krzywdę... Przytul go wtedy i coś poopowiadaj, to się uspokoi. Musisz chodzić z nim za rękę, bo on często lubi znikać z oczu...już nie raz wylądował tak pod samochodem...z resztą...jakby się coś działo to dzwoń. 
- Dongwoo...
- Idź już do niego, bo coś może mu się stać...
Sunggyu chwilę patrzył na swojego przyjaciela, po czym westchnął i wyszedł przed dom. Ujrzał przed nim siedzącego na huśtawce Sungjonga...wyraźnie był czymś zmartwiony. Gyu podszedł do niego i pogłaskał go po głowie.
- Czemu jesteś smutny ?
- Bo tak.
- Ejjj...co się dzieje ? Chodzi o Dongwoo ?
- Tak.
- Przecież tak się cieszyłeś,że idziesz ze mną do zoo...wolisz wrócić do domu ?
- Nie...chcę do zoo.
Chłopak lekko się uśmiechnął, wziął nastolatka za rękę i ruszył z nim w stronę zoo. Przez całą drogę starał się rozśmieszać i zagadywać Sungjonga, by ten nie myślał o Dongwoonie. I udało mu się... Po wejściu do zoo nie liczyło się nic innego poza zwierzakami i Sunggyu. Chlopak biegał od klatki do klatki i wesoło witał się ze zwierzętami. Największe wrażenie wywołały na nim pingwiny i foki. Nastolatek był nimi zafascynowany i co chwilę robił im masę zdjęć, by później podzielić się nimi z bratem.
- Sungjong, chcesz pić ?- Gyu zaszedł chłopaka od tyłu i mocno go przytulił.
- Hmm...nie.
- Na pewno ?..mam twój ulubiony sok. 
- Później...patrz na foki. 
- Ty jesteś ciekawszy niż te foki. 
Sungjong odwrócił się do kolegi i spojrzał mu w oczy. Jego delikatna twarz powoli zaczęła zalewać się rumieńcem.
- Co to za buraczek ?- Sunggyu głaskał nastolatka po twarzy. Jego druga ręka natomiast spoczęła na jego talii.
- Co robisz ?
- Mogę cię pocałować ?
- Puść. 
- Dlaczego ?
- Dongwoo nie pozwolić....puść. 
- Myszko spokojnie.- Gyu nachylił się do chłopaka i delikatnie go pocałował - I co ?...było tak strasznie ?
Nastolatek pokręcił przecząco głową i otworzył szeroko oczy.
- Koledzy się całują ?
- Hm...szczerze to nie...ale troszkę o tym myślałem i...podobasz mi się Sungjong. 
- Bo jestem ładny ?
Gyu zachichotał i wtulił w siebie nastolatka.
- Jesteś najśliczniejszym chłopakiem jakiego znam...a do tego jesteś strasznie słodki i kochany. 
- To kim jesteśmy teraz ? Bo nie rozumiem. 
- Hm...parą ?
- Nie...nie mogę.- nastolatek odsunął się od chłopaka i zaczął szukać nerwowo wyjścia.
- Dongwoo ci zabronił ?
- Tak.
- Sungjong...- Gyu złapał chłopaka i spojrzał mu w oczy - A ty co do mnie czujesz ?...pamiętasz co powiedziałeś Dongwoo ? ...ponoć mnie kochasz.
- Kocham...
- Spróbuj ze mną być...będę dla ciebie jeszcze lepszy niż Dongwoo.
Chłopak milczał dłuższą chwilę, po czym złapał delikatnie Sunggyu za rękę.
- Co robi para ?
- Rozmawiają ze sobą...razem spędzają każdą wolną chwilę, cieszą się i smucą z tych samych rzeczy...całują się, przytulają...po dłuższym czasie uprawiają ze sobą seks.
- Co to seks ?
- Em...to taki dowód miłości. 
- To chodź to zrobić...bo ja cię kocham.
- Mamy na to czas skarbie...
- CHODŹ !
- Sungjong nie krzycz...wracamy do domu ?
- NIE ! 
Sunggyu wtulił w siebie chłopaka i cmoknął go w czoło.
- Cichutko.
Głęboki oddech Sungjonga nieco zaniepokoił Gyu.
- Co się dzieje ?
- Zdenerwowałem się bardzo. 
- Przepraszam...nie denerwuj się. 
- Nie chcesz robić ze mną seks bo mnie nie kochasz ?
- Niee...po prostu...mamy na to jeszcze bardzo dużo czasu...teraz mógłbym cię tylko skrzywdzić. 
- Nie rozumiem. 
- Czego skarbie nie rozumiesz ?
- Mówić,że mnie nie skrzywdzisz nigdy...Dongwoo mówił mi,że ty dobry jesteś. 
- Jestem dobry...chodzi o to,że...teraz to mogłoby się źle odbić na twojej psychice...
Sungjong westchnął i spojrzał na chłopaka.
- Nie rozumiem. 
- To nic...kiedyś ci to lepiej wytłumaczę. 
- Hyung...
- Tak ?
- Czemu ja jestem taki głupi i nic nie rozumiem ?
W oczach Gyu pojawiły się łzy...nie wiedział jak ma rozmawiać z nastolatkiem, by wszystko zrozumiał i by go nie urazić. Myślał,że to potulny i grzeczny dzieciak, z którym w jakikolwiek sposób dojdzie do porozumienia....Drżącymi rękoma objął lekko delikatnego Sungjonga i wtulił go w swoje ciało.
- Żabko, nie mów tak o sobie...
- Jestem myszką.
- Dobrze...myszko...jesteś bardzo mądrym chłopcem, naprawdę...a powiem ci,że ja też nie rozumiem baaardzo wielu rzeczy. 
- Naprawdę ?
- Pewnie...jak wykładowca mi coś tłumaczy, patrzę na niego z otwartą paszczą i zastanawiam się o czym ten człowiek w ogóle do mnie mówi. 
Sungjong zachichotał i podniósł lekko głowę, spoglądając tym samym w oczy swojego chłopaka.
- A ty nie jesteś chory, prawda ?
- Nie, nie jestem...ale twoja choroba mi nie przeszkadza...kocham cię takim jaki jesteś. 
- Ty mnie kochasz ?
Sunggyu uśmiechnął się i cmoknął w czoło nastolatka. Sam do końca nie był pewny co do niego czuje...czuł nawet do siebie żal o to,że tak szybko zaangażował chorego chłopaka w ten "związek".
- To co księżniczko ?...wracamy do domu ? Dongwoo na pewno strasznie za tobą tęskni. 
- Ale my jesteśmy para...
- No tak.
- To spędzamy ze sobą każdą chwilę...tak mówić wcześniej. 
-Mam pomysł...wrócimy teraz do domku, a tam Dongwoo wszystko ci wytłumaczy, zgoda ?
- Zgoda.
Gyu chwycił swojego partnera za rękę i odprowadził go do domu. Otworzył im zatroskany Dongwoo, który na widok swojego młodszego brata mocno go przytulił i dziękował Bogu za to,że wrócił cały do domu.
- Do kominka.- zarządził młodszy, po czym cmoknął Sunggyu i pobiegł do salonu.
- Co to miało być...- zapytał zdziwiony Woo i spojrzał na zarumienionego przyjaciela.
- Dongwoo...ja i Sungjong...no...
- Co ty i Sungjong...
- No...tak jakby...jesteśmy razem...
Dongwoo wypchnął kolegę przed dom i zamknął zamaszyście drzwi.
- Jaja sobie robisz ?! 
- Nie...zrozum,że naprawdę coś do niego poczułem...
- Znasz go jeden dzień ! Ile ty masz lat do cholery ?! ...12 ?! Nie wiesz jak ciężka jest opieka nad takim człowiekiem ! Ile potrzeba miłości, zrozumienia i przede wszystkim cierpliwości, której ty nie masz ! Zaangażowałeś go w tą znajomość, a co będzie jak ci się znudzi !? Jak poznasz kogoś normalnego !?.....ZOSTAWISZ GO WTEDY !? 
- Dongwoo uspokój się...przecież możemy porozmawiać o tym na spokojnie...
Chłopak wziął głęboki oddech, po czym usiadł na schodach i odpalił papierosa.
- Nie chcę żeby Sungjong cierpiał...znam go lepiej niż ty i wiem ile przeszedł, ile nocy przepłakał, ile razy słyszał, że takie dziwadła jak on nie powinny żyć...Sungjong miał próbę samobójczą...sam dokładnie nie wiedział co robi, przez co krzywdził się w najgorszy możliwy sposób...jak mu teraz podziękujesz sytuacja się pewnie powtórzy. Nie szantażuję cię tym, po prostu chcę żebyś był świadom tego co robisz...
Sunggyu usiadł obok przyjaciela i mocno go przytulił.
- Nie skrzywdzę go, przyrzekam...wiesz,że możesz mi ufać...przecież znasz mnie całe życie i wiesz jaki jestem... Nigdy nie skrzywdziłbym osoby, którą kocham...
- Sunggyu... on jest chory...nie jest świadomy tego co ro...
- Wiem...mam tego pełną świadomość i chcę się nim zająć...tylko mi zaufaj.
- Obiecaj, że będzie z tobą szczęśliwy...
- Zrobię wszystko żeby tak było Dongwoo. Pewnie z początku będę potrzebował twojej pomocy, ale z czasem na pewno będę umiał się nim odpowiednio zająć...


~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------