18 grudnia 2016

Wonho&Jungkook~cz.1[Cud]




- Nie mam dzisiaj na to ochoty.
- Trzeba było zostać na górze.
- Dokładnie... nie mamy ochoty słuchać twojego marudzenia.- westchnąłem, po czym przełknąłem z trudem ślinę. Chciałbym się ruszyć, ale nie mogę... chciałbym zobaczyć moich oprawców, ale zalegająca na moich oczach opaska mi to uniemożliwia. Moje życie od X czasu jest czymś wręcz niewytłumaczalnym. Jedyne co wiem to to, że jestem nagi, jest mi potwornie zimno i non stop czuję zapach wilgoci i grzyba. Nie mam pojęcia gdzie jestem i z jakiego powodu znalazłem się w tym miejscu. Nie wiem kto mnie porwał i jaki miał w tym cel... Wiem, że oprawców jest siedmiu... znam ich głosy i zapachy. Nie znam jednak ich imion i zamiarów...
- Hej Kookie.- poczułem niskie mruknięcie tuż obok swojego ucha. Wziąłem głęboki oddech odwracając głowę w przeciwnym kierunku - Nie przywitasz się?
- Dzień dobry...
- Słodki jak zawsze.- oblizałem wargi czując jak moje serce przyspiesza. W zasadzie powinienem być już przywyczajony do tego wszystkiego, ale jakoś nie potrafię. To wszystko mnie przerasta... nie wiem kim jestem, gdzie jestem, dlaczego, po co, na jak długo... boję się. Moje całe dnie i noce kręcą się wokół siedzenia na zimnej, betonowej ziemi z rękoma i nogami przywiązanymi do jakiś prętów. Tak jak mówiłem, na oczach mam opaskę, przez którą nie mam pojęcia gdzie jestem i z kim codziennie rozmawiam. Wiem, że są to mężczyźni... nie są dla mnie nieprzyjemni... wręcz przeciwnie. Nie zostałem też porwany dla ich seksualnych zachcianek... odkąd tu jestem żaden z nich mnie nie tknął mimo, że jestem totalnie nagi. Dotykają mnie... wąchają, co jest potwornie dziwne... ale do tej pory żaden z nich nie wyrządził mi krzywdy.
- Czego chcecie?- szepnąłem upadając na kolana... nie miałem siły stać na swoich wyschniętych już nogach.
- Powinniśmy już to zrobić.
- Nie... to za wcześnie.
- Jest gotowy.
- Jest gotowy i nadaje się do tego.
- Shownu, musimy to zrobić.- Shownu... więc tak nazywa się ktoś... w rodzaju ich lidera?
- Wody.- szepnąłem czując jak z suchych warg znów leci mi strużka krwi. Po chwili ktoś kucnął obok mnie pojąc mnie zimną wodą... nie sądziłem, że zwykła woda może tak bardzo smakować. Odkąd tu jestem nie dostałem posiłku ani razu. Potwornie boli mnie głowa i całe ciało, jednak gdy dostaję wodę ból odrobinę puszcza.
- Chcesz jeszcze?- skinąłem jedynie głową czując jak wlewane są we mnie kolejne łyki wody. Po chwili ktoś chwycił mnie dość mocno w talii sprawiając, że wyplułem zalegający w ustach płyn na tę właśnie osobę.
- Przepraszam!- skuliłem się czekając na karę - Nie chciałem...- dodałem szeptem.
- Spokojnie.... nic się nie stało.- odetchnąłem z ulgą słysząc wokół siebie szepty.
- Dobra bierzemy go.
- Ale dokąd?- szepnąłem czując jak moje nadgarstki odwiązywane są od lodowatych prętów - Co się dzieje?- byłem przerażony... przywykłem już do tej piwnicy, jej chłodu i smrodu wilgoci. Czułem się w niej w miare bezpiecznie... nie chciałem opuszczać tego miejsca.
- Nie denerwuj się.... nic ci się nie stanie.- w pewnym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, zza których buchnęła we mnie fala ciepłego powietrza. Wzdrygnąłem się pospiesznie wycofując się do tyłu.
- Nie...
- Nie bój się.
- Zostawcie mnie!- naprawdę się bałem. Nie chciałem opuszczać miejsca, które jest mi już znane. Bałem się ponownego kontaktu ze światem.
- Zostawcie go.- usłyszałem niski, znudzony absolutnie wszystkim głos. Zagryzłem wargi czując jak do oczu napływają mi łzy. W pewnym momencie ktoś okrył mnie ciepłym materiałem wprawiając mnie w kolejną fazę zaniepokojenia i strachu - Jungkook...- pociągnąłem nosem unosząc niepewnie głowę - Nazywam się Wonho... nie bój się mnie, dobrze? Obiecuję, że nic ci się nie stanie. 
- Czego wy chcecie?- szepnąłem czując jak z bezsilności ciągnie mnie w dół, jednak zostałem skutecznie przytrzymany przez dwójkę mężczyzn.
- Jungkook...- Wonho westchnął układając dokładnie materiał na moim ciele - Wszystkiego dowiesz się już niedługo... musisz nam tylko zaufać i pójść z nami na górę.
- Co... co czeka mnie na górze?
- Przede wszystkim prawda.- w pomieszczeniu zapadła cisza. Skinąłem więc bez namysłu głową czując jak jestem ostrożnie prowadzony po zimnych, betonowych schodach - Myślę, że dostaniesz coś dzisiaj jeść.... w sumie najwyższa pora.
- Czym sobie zasłużyłem?- zadrwiłem jednak po chwili skuliłem się w obawie, że oberwę. Chłopak jedynie westchnął sadzając mnie na krześle. Czułem jak moje nadgarstki i kostki są ponownie przywiązywane... tym razem do ram krzesła - Aishh...- syknąłem czując wbijającą się w obolałą skórę linę.
- Nie przesadzajcie z tym wiązaniem.
- Spoko.
- Silny chłopak, nic mu nie będzie.
- Nakryjcie go czymś.- po chwili na moich kolanach znalazł się kawałek jakiegoś materiału przysłaniając tym samym moją nagą męskość. Odetchnąłem z ulgą czując jak czyjeś dłonie majstrują przy opasce zasłaniającej mi oczy. Mój oddech stał się cięższy, a dłonie zaczęły dziwnie drżeć - Zamknij oczy żebyś nie doznał szoku.- zacisnąłem powieki tak mocno jak jeszcze nigdy dotąd. Z jednej strony bardzo chciałem zobaczyć gdzie jestem i kto zgotował mi to piekło... z drugiej natomiast bałem się uchylić nawet powiekę w obawie przed tym, co mnie czeka. W pewnym momencie poczułem jak opaska opada na moje nagie ramie. Zachłysnąłem się powietrzem trzymając wciąż kurczowo zaciśnięte powieki - Jungkook, spójrz na nas.- pokręciłem przecząco głową czując jak spod powiek wypływają mi łzy - Kookie...- to chyba Wonho... to chyba jego głos. Chłopak kucnął przede mną biorąc w ręce moją twarz.
- Nie... nie dotykaj.
- Ciii.... popatrz na mnie.
- Nie.
- Nie bój się... słyszysz?- wziąłem głęboki oddech uchylając lekko powieki. Ujrzałem przed sobą młodego chłopaka o bujnych, blond włosach i anielskiej twarzy.
- Umarłem?- szepnąłem ponownie zaciskając powieki.
- Nie, nie umarłeś... popatrz na nas.- przełknąłem z trudem ślinę otwierając oczy. W pomieszczeniu panował półmrok dzięki czemu moje oczy mogły szybko się do tego przyzwyczaić - Co widzisz?
- Gdzie ja jestem...- szepnąłem czując jak narasta we mnie coraz większa panika. Siedziałem na środku jakiejś sali, w której znajdowały się setki probówek, jakiś dziwnych, kolorowych cieczy, strzykawek i innych, przerażających mnie rzeczy - Nie... wypuście mnie stąd!
- Ej, ej, ej... nie krzycz.- po chwili stanął przede mną chłopak dość pokaźnej postury trzymający w rękach strzykawkę z jakimś czerwonym płynem.
- Jooheon, nie...
- To tylko na uspokojenie.- Wonho westchnął przytakując. Po chwili poczułem ukłucie w ramię. Płyn zaczął działać od razu. Już po kilku sekundach czułem się otułmaniony i lekko senny.
- Jungkook... rozumiesz co do ciebie mówię?- skinąłem głową wpatrując się w "aniołka" z szeroko otwartymi ustami - Znajdujesz się w pracowani... jesteś... jesteś obiektem naszych badań.- chyba jednak nie rozumiem...
- Pamiętasz jak się tu znalazłeś?- zapytał rudowłosy chłopak zapisujący coś w trzymanych w rękach kartach.
- Nie...
- Wonho.
- Cała brudna robota jak zwykle spływa na mnie.- westchnął wymieniony chłopak ponownie przede mną kucając - Kookie... jesteś tutaj od 25 dni... Ty... cudem ocalałeś w wypadku samochodowym. O dziwo wyszedłeś z niego bez najmniejszego zadrapania.
- Co...- spuściłem wzrok czując jak dobiegają do mnie resztki świadomości - Moi rodzice... 
- Przykro nam.
- Mój brat...- moje serce przyspieszyło, a z oczu ponownie wypłynęły strużki łez - Nie!- zacząłem miotać się po krześle, jakby to miało w czymś pomóc... byłem tak mocno związany, że moje ciało nawet nie drgnęło - NIE!
- Jooheon, daj silniejszą dawkę.- po chwili znów poczułem kłucie w ramię, po którym ponownie naszła mnie fala lekkiego otępienia - Kookie, nie jesteś sam...- zacisnąłem dłonie w pięści czując jak dławię się łzami - Jungkook...
- Zostawcie mnie...
- Chciałbyś porozmawiać?
- Nie...- było mi niedobrze. Serce uderzało o moją klatkę piersiową sprawiając, że czułem jakbym miał za moment zejść. W sumie to by było lepsze niż obecne cierpienie po stracie bliskich i niepewność co ze mną będzie. Widziałem jak mężczyźni rozchodzą się po labolatorium zostawiając mnie samemu sobie. Jedynie Wonho rzucił mi pełne litości spojrzenie, jednak po chwili również uciekł do swojego zajęcia. Czułem jak kumuluje się we mnie setka emocji na raz. Zacisnąłem dłonie w pięści, po czym wybuchnąłem płaczem. Pamiętam dokładnie ten wypadek. Wracaliśmy wtedy z rodzinnego obiadu, który organizowany był u wujostwa. Przez cały dzień padało, przez co na ulicach było potwornie ślisko... wystarczyła dosłownie chwila nieuwagi i nasz samochód prowadzony przez mojego starszego brata wpadł do rowu... Siedziałem wraz z nim z przodu, podczas gdy nasi rodzice po kilku kieliszkach soju zajmowali miejsca z tyłu. Jak to możliwe, że siedząc na tzw. "miejscu śmierci" udało mi się przeżyć? Dlaczego? Dlaczego nie zginąłem razem z nimi? Po wypadku całkowicie urwał mi się film... jak tylko samochód uderzył w rząd rosnących przy drodze drzew zasnąłem... odpłynąłem... nie było ze mną żadnego kontaktu. Obudziłem się dopiero tu... w ciemnej, zimnej, śmierdzącej piwnicy. Dlaczego nie leżę w szpitalu? Czemu nie ma przy mnie wujostwa i mojej ukochanej babci? Co się do cholery tutaj dzieje?! Czułem, że moja szarpanina nic nie da... jedynie kaleczyłem bardziej obdarte do krwi nadgarstki i kostki.
- Nie rób sobie krzywdy...- usłyszałem cichy głos Wonho. Wziąłem głęboki oddech unosząc niepewnie głowę.
- Proszę pana...
- Mów mi po imieniu.- chłopak kucnął wycierając moje zapłakane policzki.
- Hyung... zabijcie mnie.- szepnąłem zagryzając wargi.
- Jungkook...
- Błagam... nie zniosę tego. Dlaczego tu jestem? Jakim prawem mnie tu przetrzymujecie?
- Proszę cię, nie denerwuj się...- Wonho wziął głęboki oddech siadając na ziemi - My... może inaczej... pamiętasz kim był twój ojciec?- pociągnąłem nosem zaciskając oczy.
- Mój tata jest naukowcem...
- A my jego współpracownikami.- otworzyłem oczy wpatrując się pytająco w chłopaka - Znałem twojego ojca cztery lata... cały czas słuchałem od niego, że ma wyjątkowego syna... nie mówił o twoim starszym bracie, tylko o tobie Kookie... nigdy nie chorowałeś, nigdy niczego nie złamałeś, jesteś niesamowicie inteligentny i do tego ten wypadek... nawet najmniejszego zadrapania...
- Nie rozumiem...
- Twój ojciec powiedział, że gdyby coś mu się stało możemy...- chłopak westchnął - Sam rozumiesz...
- Potraktować mnie jak szczura...- dodałem czując jak rozczarowanie ojcem rozdziera mnie na setki kawałków.
- Rozumiem jak musisz się teraz czuć, ale przysięgam, że nie stanie ci się tutaj krzywda...

~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


2 komentarze: