9 października 2016

Kyungil&Yijeong~cz.1[Miłość na kółkach]



                        Stałem pod budynkiem Narodowego Uniwersytetu Seoulskiego walcząc samemu ze sobą z lękiem przed wejściem do niego. Był to mój pierwszy dzień przez co bardzo się denerwowałem. Nie znałem dobrze Seoulu, nie znałem budynku uczelni ani ludzi, z którymi będę studiować. Było to potwornie stresujące zważywszy na stan, w jakim się znajduję. Westchnąłem spoglądając na zegarek, na którym widniała 09:32. Zajęcia zaczynam równo o 10-tej, jednak wolałem dotrzeć na uczelnię nieco wcześniej, by na spokojnie wejść do budynku i odnaleźć swoją grupę. Po wejściu do środka ruszyłem do windy naciskając ostatnie, czwarte piętro, na którym miałem pierwszy wykład z filozofii. Gdy znalazłem się na korytarzu rozejrzałem się dookoła za salą 431. Zmierzając w stronę pomieszczenia przyglądałem się uważnie zniesmaczonym twarzom innych studentów. Było mi wstyd... czułem się potwornie zażenowany, a co za tym idzie- gorszy.
- Yijeong?!- zamarłem. Znam ten głos bardzo dobrze... aż za dobrze. Co noc budzę się słysząc go w swojej głowie. Co on tutaj robi? Przecież to najlepszy uniwersytet w Seoulu. Co taki tłuk jak on tutaj robi? Nie przyjechałem tu aż z Gwangju, by znów go oglądać - Hej, Yijeong!- nie zatrzymywałem się. Po chwili poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię - Yijeong...- chcąc nie chcąc zatrzymałem się odwracając się w stronę chłopaka. Nic się nie zmienił... te same rysy twarzy... to samo podłe spojrzenie... ta sama pogarda wobec mnie.
- Kyungil...
- Jednak mnie poznałeś... zacząłeś tu studia?- nie potrafię z nim rozmawiać... nie po tym co zrobił.
- Nie mam czasu.- rzuciłem chcąc podejść pod swoją salę.
- Czekaj no.- Kyungil nachylił się do mnie parskając śmiechem - Do twarzy ci z tym wózkiem.
- Pieprz się. 
- Ooo, widzę, że język ci się wyostrzył od naszego ostatniego spotkania.- chciałem go wyminąć, jednak ten skutecznie blokował mi drogę.
- Mam wykład... puść mnie.
- A tam wykład... nie widzieliśmy się tyle czasu, musimy to nadrobić.
- Nie uważam żeby czas spędzony bez ciebie był czasem straconym.
- Zdecydowanie wolałem cię jako cichego, schowanego w moim cieniu słabeusza.
- Zejdź mi z drogi...- burknąłem jadąc do sali, w której odbywały się już zajęcia. Od momentu rozpoczęcia wykładu nie potrafiłem się na nim skupić. W mojej głowie przewijały się obrazy sprzed dwóch lat, które nękają mnie w snach do dziś. Chyba źle zacząłem tą opowieść. Kim w zasadzie jestem? Kim jest Kyungil? Co robimy w Seoulu? Może zacznę od początku.
Nazywam się Yijeong i jestem studentem I-go roku. Ciężko pracowałem, by dostać się na Narodowy Uniwersytet Seoulski. W sumie od zawsze byłem ambitny i chciałem piąć się na sam szczyt. Przez 19 lat mieszkałem w Gwangju, w którym uczyłem się najlepiej jak mogłem, jednak w pobliżu mojego miasta nie było uczelni, która spełniałaby moje oczekiwania. Dlatego też z początkiem liceum postawiłem sobie za cel dostanie się na najlepszy, Seoulski uniwersytet. W Gwangju nie miałem żadnych znajomych. Zawsze byłem typem samotnika, który najlepiej czuł się w swoim towarzystwie. Pod koniec gimnazjum pozałem starszego od siebie Kyungila. Chłopak stał się moim wzorem do naśladowania. Zawsze wszystko robiliśmy razem. Wplątał mnie też w swoje towarzystwo, z którym zacząłem wagarować, imprezować i pić. Mimo, że był typem chuligana, zawsze o mnie dbał i starał się, by było mi jak najlepiej. W końcu, po kilku latach znajomości postawiłem go na najwyższym szczeblu swojej hierarchii, nadając mu miano przyjaciela. Na wakacjach, podczas których Kyungil miał opuścić Gwangju pokłóciliśmy się, czego efektem jest teraz mój wózek. Otóż oboje kochaliśmy grę w piłkę nożną. Graliśmy w najlepszym klubie w naszym mieście i zawsze ścigaliśmy się, który z nas jest lepszy. Mimo, że ze sobą rywalizowaliśmy, to gdy dochodziło do zawodów, zawsze się wspieraliśmy i sobie kibicowaliśmy. Przełom nastąpił dopiero gdy trener ogłosił przed całym składem, że dostałem się jako jedyny do kadry narodowej. Dla mnie był to ogromny sukces... dla Kyungila porażka. Mimo to chłopak pogratulował mi grając wciąż mojego przyjaciela. Jak już mówiłem wypadek, przez który siedzę teraz na wózku nastąpił dwa lata temu podczas wakacji. Zostaliśmy wtedy zaproszeni do jego przyjaciela- Dokyuna na ognisko. Wyrwaliśmy się z niego o takiej godzinie, by zdążyć na ostatni, nocny autobus. Pech chciał, że autobus uciekł nam sprzed nosa i musieliśmy wracać do domu pieszo. Działka Dokyuna znajdowała się poza miastem, przez co droga wiodła przez ciemny, gęsty las otaczający nasze miasto. By nie zabłądzić doszliśmy do głównej, betonowej ulicy i wzdłuż niej ruszyliśmy do domu. Mimo że oboje byliśmy wstawieni, rozmowa między nami niezbyt się kleiła. Kyungil szedł przede mną paląc papierosa za papierosem. Zaniepokojony jego zachowaniem podbiegłem do niego łapiąc go za ramię.
- Hyung, co się stało?- chłopak zatrzymał się odwracając się gwałtownie w moją stronę.
- Co się stało? Zabrałeś moje marzenia... to się stało.- zamurowało mnie. Kyungil nigdy nie był dla mnie taki nieprzyjemny - Ciągle dostajesz to co chcesz... mam już tego dość. 
- Kyungil, no co ty...
- Mam już dość twojego pizdowatego zachowania... tego, że jesteś taki niezaradny i bez przerwy za mną łazisz, a teraz? Zabrałeś mi to, na co pracowałem od małego... to ja miałem dostać to miejsce w reprezentacji!- po lesie rozeszło się echo przyprawiające mnie o dreszcze.
- Proszę cię, nie mów tak... Na pewno uda ci się za rok.
- Rok? Nie mam tyle czasu. Z roku na rok mam coraz mniejsze szanse na dostanie się.
- Hyung, jeśli... jeśli chcesz to... oddam ci swoje miejsce.- dlaczego to powiedziałem? Może dlatego, że mi na nim zależało? Traktowałem go jak najlepszego przyjaciela? Wiedziałem, że awans do kadry wiele dla niego znaczy. Kyungil parsknął śmiechem przyglądając się uważnie jasnemu punktowi nadjeżdżającego z naprzeciwka.
- A jaką mam pewność, że mówisz prawdę i się nie wykręcisz?
- Wiesz, że zawsze dotrzymuję słowa Hyung... nie oszukałbym cię.- chłopak podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona... czułem, że odstąpienie miejsca w kadrze może załagodzić konflikt między nami.
- Jesteś moim najlepszym juniorem Yijeong.- uśmiechając się poczułem silne, zdecydowane pchnięcie, po którym wylądowałem na betonowej ulicy. Byłem pijany więc było mi ciężko wstać.
- Hyung!
- Frajer.- parsknął śmiechem uciekając w głąb lasu. Co się wtedy wydarzyło? Usłyszałem jedynie pisk opon i potężne uderzenie, przez które moje ciało poleciało kilka metrów dalej, lądując w rowie. Obudziłem się w szpitalu. Od razu z marszu usłyszałem wiadomość, że moje ciało jest sparaliżowane i do końca życia będę jeździł na wózku. Jak się domyślacie miejsce w kadrze zajął Kyungil. Czy poniósł jakąś odpowiedzialność za to, co zrobił? Oczywiście, że nie. Kierowca nie widział nikogo na miejscu wypadku, a w mojej krwi było pół promila alkoholu. Cała wina została zrzucona na mnie. Policja prowadząca śledztwo pytała mnie wiele razy czy aby na pewno szedłem przez las sam. Kyungil był dla mnie kimś więcej i mimo zniszczonego doszczętnie życia nie chciałem robić mu problemów. Później chłopak wyjechał i nigdy go nie spotkałem... aż do teraz oczywiście. Nie spodziewałem się go tutaj. Nigdy nie należał do ambitnych osób. Liczyła się dla niego jedynie piłka nożna. Byłem pewien, że gra w kadrze narodowej, a naukę odstawił na drugi plan... jak widać myliłem się. Spotkanie go jest dość bolesnym doświadczeniem, a świadomość, że spędzę w jego towarzystwie najbliższe trzy lata przyprawia mnie o ból głowy i skręt żołądka. Ciekawe co zrobi tutaj. Zepchnie mnie ze schodów? Naśle na mnie kogoś? Otruje? Może napadnie poza uczelnią i zabije żeby całkowicie mieć mnie z głowy?
- Yijeong... hej.- mrugnąłem kilkakrotnie spoglądając na stojącego nade mną chłopaka.
- Tak?
- Wykład już się skończył... chyba ci się przysnęło.
- O... tak, chyba tak.- uśmiechnąłem się lekko pakując do torby zeszyt, w którym nie zapisałem przez to wszystko ani jednego słowa.
- W porządku?- skinąłem głową kładąc plecak na nogach - Pomogę ci.
- Nie trzeba.
- Ale...
- Umiem sobie poradzić z tak prostymi rzeczami.- burknąłem zmierzając w stronę drzwi.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić.
- Nie uraziłeś.- westchnąłem spoglądając na chłopaka - Przepraszam.- ten uśmiechnął się podając mi rękę.
- Jestem Jaeho.
- Miło mi.- wymusiłem uśmiech ściskając jego dłoń.
- Może pój... może masz ochotę coś zjeść?- zaśmiałem się przytakując.
- Pewnie... w sumie nic od rana nie jadłem.- Jaeho uśmiechnął się łapiąc za wózek - Poradzę sobie.- nienawidzę jak ktoś się nade mną lituje i lata koło mnie jak głupi byleby mi pomóc. Umiem sobie poradzić z dojechaniem do bufetu do cholery. Po kilku minutach siedzieliśmy na przeciwko siebie zajadając się zestawami lunchowymi.
- Jeszcze jeden wykład i do domu.- skinąłem głową ładując do ust porcję mięska.
- Całe szczęście... nie mam dzisiaj głowy do nauki.
- Właśnie widziałem, że rano kłóciłeś się z Kyungilem.... przepraszam, nie powinienem o nim wspominać... w sumie to nie moja sprawa.- odłożyłem pałeczki spoglądając z zaciekawieniem na kolegę.
- Znasz go?
- Aż za dobrze.- powiedział dość cicho zapychając się ryżem. Westchnąłem sięgając po puszkę coli.
- Mógłbyś... mógłbyś mi coś o nim powiedzieć?
- Po waszej rozmowie wydawałoby się, że się dobrze znacie.
- My? Widzieliśmy się może kilka razy... nic specjalnego.- chłopak przytaknął na znak, że rozumie, po czym nachylił się do mnie tak, by nikt nie słyszał o czym rozmawiamy.
- Kyungil ma największe powodzenie na uczelni... Wydaje mi się, że to dlatego że gra w kadrze narodowej.- poczułem dziwne kłucie w sercu, jednak nie chciałem niczego po sobie pokazywać - Wykładowcy go uwielbiają, laski to poza nim świata nie widzą... można by powiedzieć, że facet idealny.- Jaeho westchnął upijając łyk wody - Znam go jednak na tyle dobrze, że wiem iż za tą maską przystojnego, idealnego chłopaka kryje się kawał drania.- otworzyłem szerzej oczy nie odrywając ich od chłopaka.
- Jak to? Jesteście przyjaciółmi? Czy może bardziej... byłymi przyjaciółmi?
- Byliśmy ze sobą.- zadławiłem się zieleniną, którą właśnie przełykałem... nie dlatego, że jakiś obcy mi chłopak wyznał właśnie, że jest gejem... bardziej zdziwiło mnie to, że Kyungil nim jest. Jak to możliwe? Znam go tak dobrze i nigdy nie zauważyłem, by przejawiał takie tendencje - Yijeong...
- Przepraszam.- wziąłem pospiesznie kilka łyków coli spoglądając na Jaeho - Długo byliście razem?
- Nie... zaledwie trzy miesiące, ale ten okres wystarczył bym przekonał się jakim jest człowiekiem. Dobrze ci radzę... trzymaj się od niego z daleka. 
- Dlaczego?
- Ten dupek zrobi wszystko, by dostać to czego chce... nawet jeśli miałby przy tym zabić.- nie wierzę... Kyungil taki nie był... co się z nim stało? - Oho... o wilku mowa.- spojrzałem w stronę drzwi, w których stał wspomniany wcześniej chłopak z trójką znajomych. Ależ on się zrobił przystojny. Pytanie tylko "co z tego?". Jego ciemne, podkrążone oczy paraliżowały... zupełnie tak jakby chłopak zdobył je od samego bazyliszka. Postawa świadczyła o tym, że jest niezwykle pewny siebie... w sumie jakby nie patrzeć zawsze był, ale jakoś niespecjalnie to eksponował. Zaciekawiony spojrzałem na tłum dziewczyn stojących w kolejce do bufetu. Gdy tylko ujrzały Kyungila zaczęły skakać z nogi na nogę, piszczeć, szeptać coś między sobą i oczywiście odstępować jemu i jego świcie miejsca w kolejce... jakie to płytkie i prymitywne. Z drugiej strony wiadomo, że lepiej przyczepić się ustawionego, bogatego chłopaka niż samemu popracować trochę głową. Eh... czemu te dziewczyny myślą właśnie w taki sposób? - Oby tylko nie zechciał tu usiąść.- przeniosłem wzrok na Jaeho, który w pośpiechu kończył swój lunch.
- Usiądzie pewnie daleko od nas otoczony wianuszkiem tych panienek więc spokojnie.
- Widzę, że naprawdę go nie znasz.- hm... no tak... w takim razie mnie oświeć - Kyungil jest typem mściciela... Jest kimś, kto za wszelką cenę chce upokarzać i pokazywać swoją wyższość. W większości przypadków zawsze podczas jedzenia przysiada się do mnie.
- Nie rozumiem... po co to robi?
- Zaraz sam się przekonasz...- co? Nie zdążyłem nawet odwrócić głowy gdyż wspomniany wcześniej chłopak i jego świta usiedli obok nas odbierając mi tym samym apetyt.
- Oh... nie przeszkadzajcie sobie.- spojrzałem na byłego przyjaciela wzrokiem przepełnionym zarówno nienawiścią jak i strachem - Najadłeś się?- zapytał z uśmiechem.
- Tak... na szczęście zdążyłem przed twoim przyjściem... Teraz raczej cała zawartość talerza wylądowałaby z powrotem na stole.- usłyszałem ciche buczenie dobiegające z ust jego kolegów.
- Nie rozumiem skąd w tobie taka złośliwość. Może dlatego, że jesteś pierwszakiem, który nie ma jeszcze odpowiedniego obycia ze starszymi od siebie ludźmi, ale spokojnie... wszystkiego z czasem się nauczysz.- Kyungil uśmiechnął się wkładając do buzi kawałek hanwoo.
- Obyś się udławił.- syknąłem odjeżdżając trochę od stołu gdyż chciałem ułożyć na kolanach tackę z naczyniami. W tym samym momencie zobaczyłem jak staje nade mną jeden z jego kolegów robiąc zamach.
- Sihyoung uspokój się.- przeniosłem wzrok na Kyungila, który w odpowiednim momencie powstrzymał swojego kolegę.
- Nie pozwalaj mu się obrażać Seonbae.
- W odpowiednim czasie sam się z nim rozmówię... usiądź i dokończ jeść.- parsknąłem śmiechem kręcąc głową z dezaprobatą.
- Jaki ty jesteś wspaniałomyślny Hyung.- przy stoliku zapadła głucha cisza.
- On... ten gnojek powiedział do ciebie Hyung?- zapytał jeden z chłopców mierząc we mnie pałeczkami. Kyungil jedynie się uśmiechnął kładąc mu na ryżu kawałek mięsa.
- Zajmij się jedzeniem.- kiedyś o mnie się tak troszczył... Nie, Yijeong, no co ty... Chyba nie wzięło cię na nostalgiczne wspomnienia? Westchnąłem jedynie kierując się w stronę wyjścia.
- Yijeong!- spojrzałem na dotrzymującego mi w tym momenci kroku Jaeho - Wow... jestem pod wrażeniem.
- Nie rozumiem. 
- Nikt nigdy nie odszczekiwał się tak Kyungilowi. 
- Wiem po prostu na co mogę sobie przy nim pozwolić. 
- Jak to? Większość pierwszoroczniaków kłania się niemalże do stóp swoim starszym kolegom.
- Siedząc na wózku jestem wystarczająco nisko... nie muszę się kłaniać jeszcze bardziej.- odpowiedziałem z uśmiechem, jednak sądząc po twarzy Jaeho musiał się nieco speszyć tym stwierdzeniem - Uśmiechnij się... Mam do siebie dystans, także spokojnie. 
- Wiesz... poradzisz sobie sam? Muszę skoczyć do biblioteki. 
- Pewnie, leć.- chłopak posłał mi lekki uśmiech, po czym w pośpiechu zniknął za rogiem. Westchnąłem spoglądając ostatni raz na Kyungila, któremu jak widać również nie byłem obojętny. Jego wzrok wbity był w moją osobę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten pomachał mi uśmiechając się... ma tupet - Pf... dupek.- prychnąłem udając się pod salę wykładową.

~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa historia 😌
    Coś czuje że z tego bedzie coś dobrego

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham cię <3 bardzo bardzo bardzo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne, ale czemu robisz z Kyungila dupka😞 Czekam na kontynuację

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj coś czuję, że znowu będę emocjonalnie przeżywać Twoje opowiadanie XD Genialne! Czekam na resztę ❤

    OdpowiedzUsuń