Czas płynie nieubłaganie. Od miesiąca jestem z Daehwim, dacie wiarę? Układa nam się całkiem dobrze. Szczerze mówiąc nie wiem, bo nie znam się na związkach, ale się nie kłócimy, Daehwi ciągle u mnie mieszka, dbamy o siebie więc... chyba jest dobrze. Ojca nie odwiedzam... byłem u niego około trzech tygodni temu. Usłyszałem od niego, że nie jestem jego synem... że po tym, jak go wepchnąłem na siłę w ręce lekarzy każąc mu się leczyć, jestem dla niego nikim. Zabronił mi do siebie przychodzić. Lekarze tłumaczyli mi, że jest to naturalny odruch osoby uzależnionej, ale nie ukrywam, że potwornie mnie to zabolało i póki co wolę unikać z nim kontaktu.
Siedziałem na kanapie wpatrując się w telewizor. Czekałem na Daehwiego, który wyskoczył do sklepu po jakieś przekąski. Wiadomo, że film ogląda się znacznie lepiej w towarzystwie ulubionych słodyczy. Był piątek... po powrocie ze szkoły, Daehwi ugotował nam pyszny obiad, po którym zrobiliśmy wszystkie zadania potrzebne do szkoły, by mieć całe dwa dni wypełnione lenistwem.
- Ale zimnoooo.- zaśmiałem się wyglądając do przedpokoju.
- Zmarzłeś?
- I to jak.- chłopak rozebrał się, po czym wszedł do salonu, stawiając obok mnie siatkę wypełnioną różnymi przekąskami i napojami.
- Zrobię ci herbaty.
- Nieee, nie trzeba.- Daehwi zgasił światło, siadając obok mnie. Sięgnąłem po koc otulając nim chłopaka.
- Nie chcę żebyś się rozchorował.
- Nic mi nie będzie.- szepnął całując mnie - Co oglądamy?
- Wybierz... ja się dostosuję.
- Komedia, horror, może jakiś dokument?
- Wiesz co? Chyba mam ochotę na horror.
- Szukasz pretekstu żeby się poprzytulać?- uśmiechnąłem się opierając głowę na jego ramieniu.
- Bez horroru też potrafię się do ciebie przytulić.- chłopak otulił mnie kocem wręczając mi moje ulubione żelki.
- Wcinaj, a ja coś poszukam.- zajęty wciąganiem długich, żelkowych nitek, wpatrywałem się w skupionego chłopaka. Nie potrafię wyrazić słowami swojej fascynacji jego osobą. Uwielbiam go... jest idealny pod każdym względem. Przystojny, wyrozumiały, zabawny, opiekuńczy, cholernie uroczy... potrafi znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji. Bardzo mi imponuje - Co tak patrzysz?- wzruszyłem ramionami, wkładając do ust chłopaka jedną z żelek.
- Lubię na ciebie patrzeć.
- Dlaczego?
- Bo cię kocham.- odpowiedziałem dość cicho wbijając wzrok w telewizor.
- Bo co?
- Jajco.
- Kochasz mnie?- spojrzeliśmy na siebie wymieniając się buziakami - Też cię kocham.- szepnął obdarowując mnie długim całusem.
- Znalazłeś jakiś film?
- Życie Jinyounga. Mógłbym go obejrzeć?
- Grasz w nim bardzo ważną rolę.
- Oh, naprawdę?- zaśmiał się odpalając film - "Martwa cisza". Może być?
- Pewnie.- przytuliłem się do blondyna, zajadając się słodyczami. Była to moja ulubiona forma spędzania wieczorów z moim chłopakiem. Filmy, kocyk, jedzenie i mój buntownik u boku - Chcesz?- zapytałem wręczając mu żelki.
- Wolę chipsy Jinyounggie.
- Myślałem, że mnie.- chłopak zaśmiał się zerkając na mnie.
- Chcesz konkurować z chipsami?
- No wiem... nie mam z nimi szans.- sięgnąłem po trzymaną w jego rękach paczkę, odkładając ją na stolik - Ale spróbuję.- rzuciłem się na chłopaka chichocząc. Ten położył się na kanapie trzymając mnie w talii.
- Próbuj.- nachyliłem się do niego całując go. Daehwi oddawał pocałunki bawiąc się moimi włosami, poprzez zakręcanie ich sobie na palcach. Wsunąłem jedną dłoń pod jego koszulkę, wywołując śmiech z jego strony - Ale masz zimne ręce!
- Będziesz miał za swoje.- Daehwi jest straszliwie wrażliwy na zimno. Wykorzystałem to, łaskocząc go lodowatymi dłońmi.
- Przestaaaaań!- w tym samym czasie po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Usiadłem na baczność wpatrując się w drzwi - Spodziewasz się kogoś?
- Raczej nie.- zszedłem z chłopaka uśmiechając się - Tak się darłeś, że pewnie sąsiedzi przyszli.
- No... obyś miał rację.- podbiegłem do drzwi widząc w nich szczerzących się Jaewona i Kwangjo.
- Cześć!
- A... co wy tu robicie?
- Widzę, że się bardzo cieszysz, że nas widzisz.- zaśmiał się Jaewon kładąc na szafce siatki z jedzeniem.
- Kto to?!- do przedpokoju wszedł Daehwi, poprawiając włosy - Oo... co wy tu robicie?
- Mmm... chyba im przeszkodziliśmy.- zaśmiał się Kwangjo, witając się z Daehwim buziakiem w policzek. Jak się domyślacie, krew się we mnie zagotowała - Dodałeś snapa, że zaczynacie oglądać film. Postanowiliśmy dołączyć.- rzuciłem jedynie mojemu chłopakowi dość jasne spojrzenie, po którym ten zmieszał się wzruszając ramionami.
- Zorganizowaliśmy jedzonko i jesteśmy.- Jaewon objął mnie, uważnie mi się przyglądając.
- Jak tam?
- W porządku.
- Jak się czujesz?
- Dużo lepiej.... możemy pogadać?
- Jasne.- wyszliśmy do kuchni. Nalałem sobie wody, upijając pospiesznie kilka łyków - Coś się stało?
- Po cholerę go tu przyprowadzałeś?
- Nie rozumiem.
- Nie rozumiesz? Ten dupek spał z Daehwim...
- Jinyoung, wyluzuj. Są przyjaciółmi. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby spędzić ten wieczór razem.
- Byłoby fajnie, gdyby jego tu nie było.
- Nadal jesteś taki zazdrosny?
- Żartujesz?
- Przecież on ci nie zabierze Daehwiego. Możesz być o to spokojny.
- Jasne...
- Jinyoung... oni mają takie same relacje jak my, z tym że Daehwi nie robi o to Kwangjo czy tobie jakichkolwiek jazd.
- Bo my nie poszliśmy ze sobą do łóżka.
- A chcesz?
- Jesteś niepoważny...
- Jinyoung, żartuję przecież. Nie chcę żebyś tak się spinał.
- Za późno...- wziąłem głęboki oddech otwierając okno, po czym sięgnąłem po papierosy.
- Myślałem, że rzuciłeś.
- Źle myślałeś.- odpaliłem papierosa, zaciągając się dymem.
- Jinyoung, źle do...
- Co z wami panowie?- do kuchni wparował Kwangjo.
- Rozmawiamy, nie widać?- burknąłem spoglądając na ulicę.
- A... przepraszam.
- Nie, daj spokój. Nic się nie stało.- Jaewon wziął pałeczki oraz szklanki idąc do salonu. Uderzyłem ręką o blat, starając się pozbierać myśli. Ten cały Kwangjo tak mi działa na nerwy, że nawet sobie nie wyobrażacie. Po wypaleniu papierosa wróciłem do salonu. Chciałem usiąść na kanapie obok mojego chłopaka, jednak to miejsce zajęte było przez Kwangjo.
- Siadaj Jinyounggie.- spojrzałem na Daehwiego wzdychając.
- Nie mam gdzie... ktoś mi zajął miejsce.- usiadłem na ziemi, tuż przed stolikiem, sięgając po jedno z pudełek przyniesionych przez chłopaków.
- Jinyoung... czy ty masz do mnie jakiś problem?- jak słyszę jego głos, autentycznie robi mi się niedobrze.
- Owszem, ale nie chcę tego wywlekać.
- Dajcie spokój.
- Nie Daehwi, nie wtrącaj się.- Kwangjo szarpnął mnie za ramię tak, bym mógł na niego spojrzeć - O co ci chodzi?
- O nic... dasz mi zjeść?
- Kwangjo wyluzuj... mieliśmy oglądać film, a nie się kłócić.- Jaewon odciągnął ode mnie chłopaka, sadzając go na kanapie.
- Chcę po prostu wiedzieć co znowu zrobiłem źle.
- Przespałeś się z moim chłopakiem... to zrobiłeś źle.- Daehwi zakrył usta dłonią, zerkając na swojego przyjaciela.
- Skąd o tym wiesz?
- A jakie to ma znaczenie? Nie lubię cię i nie mam zamiaru się z tym kryć.
- Jinyoung... to było zanim ty i Daehwi...
- Wiem kiedy to było... ale boli mnie to, jasne?- wstałem biorąc głęboki oddech - Idę po fajki...
- Dokąd?
- Do sklepu... skończyły mi się.- poszedłem do przedpokoju ubierając się. Po chwili do przedsionka wparował Daehwi, sięgając po kurtkę.
- Idę z tobą.
- Nie... chcę pobyć sam, muszę ochłonąć.
- A ja chcę z tobą porozmawiać.
- Daehwi...
- No już, chodź.- gdy wyszliśmy na dwór, chłopak złapał mnie za rękę wzdychając.
- Zrobiłem z siebie kretyna, co?
- Jinyoung...
- Przepraszam, ale nie lubię Kwangjo i nigdy go nie polubię.
- Rozumiem...- blondyn spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając - Wiesz... w sumie podoba mi się to, że jesteś o mnie taki zazdrosny.
- Dobrze, że ze mną wyszedłeś.- zatrzymałem się łapiąc swojego chłopaka za obie ręce - Jestem o ciebie strasznie zazdrosny i... jak widzę cię z kimś innym, to nie panuję nad sobą. Trochę mi głupio, ale co zrobię...
- Nie musisz być o mnie zazdrosny. Będę twój do końca życia... o ile oczywiście tego zechcesz.- zaczęliśmy się całować... Na środku ulicy, w blasku latarni... nie zważając na to, co powiedzą ludzie. W tym samym momencie poczułem okropny ból w klatce piersiowej i dziwne szarpnięcie w gardle. Zupełnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje...
*
- Jinyoung...- dlaczego ktoś mnie bije po twarzy? Może to ojciec? Nie... te uderzenia są zbyt słabe. Uchyliłem lekko powieki, jednak czując uderzające w nie światło, pospiesznie je zamknąłem - Tak, obudził się. Wymieńcie proszę kroplówki, ja się zajmę resztą.
- Oczywiście.
- Jinyoung... jeśli mnie słyszysz, to kiwnij głową.- skinąłem lekko głową, czując przesuwający się po moim przełyku jakiś przedmiot. Mruknąłem czując jak ktoś głaszcze mnie po policzku - Już kończę, spokojnie.- poczułem odruch wymiotny i cieknący po mojej brodzie jakiś płyn - Aishh, już to wycieram.... Bicie serca i tętno w porządku. Pobierzcie mu krew i zanieście ją jak najszybciej do analizy.
- Dobrze.
- Jinyoung... spróbuj otworzyć oczy.
- Yyy...
- Wiem, że ci ciężko, ale proszę cię, chociaż spróbuj.- co tu się do cholery dzieje? Może coś potrąciło mnie i Daehwiego, wtedy na ulicy? Zaraz... w takim razie co z Daehwim?!
- Mmm...
- Nic nie mów... otwórz tylko oczy.- uchyliłem lekko powieki czując w nich potworne rwanie. Ujrzałem przed sobą zamgloną postać jakiegoś mężczyzny. Chyba jakiś lekarz... miał na sobie fartuch i te inne pierdoły, które zwykle mają lekarze. Zaraz, zaraz... przecież to ojciec Daehwiego - Widzisz mnie, prawda?- skinąłem jedynie głową - Okej... odpoczywaj teraz. Przyjdę do ciebie za jakiś czas żeby z tobą porozmawiać.- co się stało? Dlaczego tutaj jestem? Czemu nie ma przy mnie Daehwiego i Jaewona? Czy ktoś w ogóle powiadomił ich o tym, co się stało? Nic nie mogę powiedzieć, a mam do zadania tyle pytań...
Leżałem w łóżku szpitalnym dobre kilka godzin, wpatrując się w sufit i zastanawiając się nad tym, co się stało. Nie mogłem ruszyć nogami ani rękoma. Widziałem tylko kątem oka, że moja lewa ręka jest w gipsie. Nie mam pojęcia, co z nogami, gdyż nie mam na tyle siły, by odgarnąć kołdrę, ale staram się być dobrej myśli i nie myśleć o najgorszym.
- Dobry wieczór.- przełknąłem z trudem ślinę zerkając w stronę drzwi, przez które wszedł do sali ojciec Daehwiego.
- Dobry... wieczór...- wyszeptałem zachrypniętym głosem, zaciskając prawą dłoń na kołdrze.
- Jak samopoczucie?
- Nie wiem.- mężczyzna usiadł obok mnie wzdychając.
- Nie pamiętasz co się stało, prawda?- zaprzeczyłem jedynie skinieniem głowy - Posłuchaj... nie wiem jak ci to powiedzieć, zważając na stan, w jakim jesteś.
- Proszę... mi powiedzieć...
- Wylądowałeś tu ponad dwa tygodnie temu. Twój... twój tata pobił cię do nieprzytomności. Trafiłeś tu z poobijaną twarzą, spuchniętymi oczyma, połamaną ręką i urazami wewnętrznymi. Byłeś przez ten cały czas w śpiączce. Twój sąsiad cię znalazł i zadzwonił na pogotowie i po policję. Twój tata siedzi w areszcie...
- Nie...
- Przykro mi, naprawdę.- spojrzałem na mężczyznę czując się absolutnie zdezorientowanym.
- A... a Daehwi?
- Mój syn?- mężczyzna zmarszczył brwi łapiąc mnie ostrożnie za rękę - Powiedz mi... co on ma z tym wspólnego?
- My... my jesteśmy razem.
- Słucham?
- My... on jest ze mną... byliśmy dzisiaj...- wziąłem głęboki oddech. Cholernie trudno było mi się wysłowić - Oglądaliśmy film... przyszedł do nas Jaewon i Kwangjo... my... poszliśmy do sklepu i... obudziłem się tu.
- Powiesz mi coś więcej?
- Chodziliśmy razem do szkoły... Jaewon... mój przyjaciel... a Daehwi przespał się z Kwangjo.- poczułem jak po moim policzku spływa łza - Byłem zazdrosny... Gdzie Daehwi?
- Pewnie już w domu.
- Nie... nie przyjdzie tu?
- Jinyoung.- mężczyzna westchnął patrząc na mnie z politowaniem - Bardzo mi przykro, ale to wszystko o czym mówisz... to działo się w twojej głowie, kiedy byłeś w śpiączce.
- Nie...
- Oczywiście zadzwonię do Daehwiego żeby tutaj przyszedł, ale...
- Pan kłamie.- zacisnąłem mocniej dłoń na pościeli czując jak się rozklejam - On przyjdzie... on... i Jaewon...
- Przykro mi, ale nie znam żadnego Jaewona.
- To... to kim ja jestem... i... co ze mną...
- Niczego nie pamiętasz?- pokręciłem przecząco głową zanosząc się łzami - Proszę cię, nie płacz. Zadzwonię po Daehwiego, dobrze? Porozmawiacie.
- Proszę.
- Przyślę do ciebie psychologa, dobrze?
- Daehwiego.- mężczyzna pogłaskał mnie po głowie, wstając z krzesła.
- Dobrze, już do niego dzwonię.- nie wierzę mu. Coś mi tu nie gra. Pamiętam przecież ostatni czas, jaki przeżyłem z Daehwim, Jaewonem, Kwangjo, Jihoonem i ojcem... wszystko to pamiętam. Jeśli to wszystko okaże się kłamstwem, to przysięgam, że oszaleję - Jinyounggie...- spojrzałem w stronę drzwi, przymykając lekko oczy - Daehwi za chwilę tu przyjedzie.
- Dziękuję.- szepnąłem zamykając je. Mój tata jest w areszcie? Pobił mnie? Dlaczego nic z tego nie pamiętam? Ta cała historia to było kłamstwo? Boże, to niemożliwe. Czułem przecież wszystko bardzo dokładnie. Jego dotyk, szepty, pocałunki... wszystko było tak realne. A Jaewon? Czy w takim razie nadal jesteśmy pokłóceni? A Kwangjo? Czy on w ogóle istnieje? Mam taki mętlik w głowie. Do tego wszystko mnie boli, widzę jakby przez mgłę i słyszę dziwne szumy i szepty. Beznadziejne uczucie. Leżałem rozmyślając o tym wszystkim. Chciałem sobie przypomnieć cokolwiek, ale nie mogłem.
- Jinyoung...- zerknąłem w stronę drzwi, widząc stojącego w nich lekarza - Daehwi przyjechał.- poczułem jak moje serce przyspiesza. Z resztą, wszystkie maszyny do jakich byłem podpięty, dały o tym wyraźny znak. Gdy ujrzałem Daehwiego, myślałem, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Daehwi...- chłopak usiadł niepewnie na krześle stojącym obok łóżka, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Czego chciałeś?
- Co...- zachłysnąłem się powietrzem, patrząc na chłopaka ze łzami w oczach - Popatrz na mnie.- gdy ujrzałem jego beznamiętne, przepełnione nienawiścią spojrzenie zrozumiałem, że to wszystko, to była jedna wielka bujda... kłamstwo, którym żyłem będąc w śpiączce - To prawda...
- Jinyoung, nie wiem o co ci chodzi, naprawdę.
- A... mógłbym ci powiedzieć?- ten jedynie skinął głową, siadając bliżej mnie - Ja... mogę... mogę twoją rękę?
- Co?- blondyn parsknął śmiechem, jednak po spojrzeniu na moją twarz, skinął głową łapiąc mnie za rękę. Przyłożyłem ją jedynie do ust, składając na niej delikatny pocałunek. Daehwi jednak nawet nie drgnął. Przyjął ten gest z pokorą, wpatrując się we mnie z uwagą - Powiesz mi o co chodzi, Jinyoung?
- Nie wiem jak zacząć.
- Dobra... jest między nami jak jest, ale spoko... możesz mi wszystko śmiało powiedzieć.
- Daehwi... chodziliśmy razem do szkoły...
- Nadal chodzimy.
- Kłóciliśmy się... Ty i Jihoon nie dawaliście mi spokoju.- wtuliłem twarz w jego dłoń, czując błogi spokój - Śmiałeś się z mojego ojca... dokuczałeś mi, że jest alkoholikiem. Z czasem coś w tobie pękło... Zacząłeś stawać w mojej obronie. Szukałeś kontaktu ze mną. Udało ci się. Chodziliśmy na imprezy z Jaewonem i Kwangjo...
- Skąd wiesz o Kwangjo?- wbiło mnie w łóżko. Spojrzałem na chłopaka marszcząc lekko brwi.
- On istnieje?
- Oczywiście i jest moim najlepszym kumplem. Nie wiem tylko skąd go znasz.
- Poznałem go na imprezie.
- Jakiej imprezie Jinyoung? Nie byliśmy nigdy razem na żadnej imprezie.
- Przespałeś się z nim?- Daehwi otworzył szeroko oczy oraz usta spoglądając nerwowo za siebie. Pewnie chciał sprawdzić, czy nie ma w sali jego ojca.
- Skąd ty o tym wiesz?
- Sam mi to powiedziałeś... byłem u ciebie w dniu świąt. Rozmawialiśmy. Byłem o to bardzo zazdrosny.
- Byłeś zazdrosny o Kwangjo? Jezu, skąd ty wiesz to wszystko?
- Myślałem, że od ciebie... ale to przez śpiączkę.- chłopak jakby złagodniał. Jego twarz diametralnie się zmieniła - Daehwi... otworzyłem się przed tobą. Złapaliśmy wspólny język, polubiliśmy się... w dniu, w którym wszystko zaczęło się układać... obudziłem się.- znów płakałem. Jest to dla mnie za duży szok - Wiesz... jakbym wiedział, że ciągle mnie nie lubisz... wolałbym być w tej śpiączce... chyba do końca życia.
- Nie mów tak...
- Jak to boli...
- Co cię boli?- Daehwi poderwał się na równe nogi, uważnie mi się przyglądając.
- Serce... to, że to wszystko było kłamstwem. Nadal jestem pokłócony z Jaewonem... ty masz mnie w dupie... Mój tata zamiast na odwyku, siedzi w areszcie za pobicie mnie... Nie wytrzymam tego...
- Jinyoung...- Daehwi usiadł na łóżku, głaszcząc mnie po dłoni - Tak mi przykro...
- Przestań... przecież mnie nienawidzisz...
- Mogę jedynie się domyślać, co teraz czujesz.
- I co? Wyjdziesz stąd... zapomnisz o mnie... w szkole nadal będziesz... będziesz na mnie naskakiwał.
- Nie.
- Boli mnie to... myślałem, że życie mi się układa... musiało pójść coś nie tak.
- Jinyoung...
- Wiesz co?- wziąłem głęboki oddech odwracając wzrok - Byłem z tobą cholernie szczęśliwy... byłem.- parsknąłem śmiechem zamykając oczy - Kurwa mać...- pisnąłem zaciskając zęby. Spod moich powiek wypływały łzy. Chciałbym umrzeć. Daehwi był moim jedynym napędem, dającym mi kopa do życia, a jak się okazuje, wszystko było jednym wielkim wybrykiem mojej wyobraźni.
- Ale nie płacz...- Daehwi wytarł moje mokre policzki wzdychając - Jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić...
- Co? Co ty możesz zrobić?- czułem jak robi mi się duszno z nerwów - Zakochasz się we mnie? Sprawisz, że wszystko wróci do mojej wymyślonej historii?- chłopak spojrzał na monitory maszyn, do których byłem podpięty starając się mnie uspokoić - Nic nie zrobisz.... nic, rozumiesz?- poczułem dziwną zapaść w klatce piersiowej, po której odjęło mi całkowicie możliwość złapania oddechu. Spanikowałem. Chwyciłem za pościel chcąc usiąść, ale nie miałem na to wystarczająco siły.
- Jinyoung, uspokój się.... uspokój się, słyszysz? Tato! ... Tato, Jinyoung się dusi!- ostatnie co widziałem, to wybiegający na korytarz chłopak. Później całkowicie straciłem świadomość.
- Yyy...
- Wiem, że ci ciężko, ale proszę cię, chociaż spróbuj.- co tu się do cholery dzieje? Może coś potrąciło mnie i Daehwiego, wtedy na ulicy? Zaraz... w takim razie co z Daehwim?!
- Mmm...
- Nic nie mów... otwórz tylko oczy.- uchyliłem lekko powieki czując w nich potworne rwanie. Ujrzałem przed sobą zamgloną postać jakiegoś mężczyzny. Chyba jakiś lekarz... miał na sobie fartuch i te inne pierdoły, które zwykle mają lekarze. Zaraz, zaraz... przecież to ojciec Daehwiego - Widzisz mnie, prawda?- skinąłem jedynie głową - Okej... odpoczywaj teraz. Przyjdę do ciebie za jakiś czas żeby z tobą porozmawiać.- co się stało? Dlaczego tutaj jestem? Czemu nie ma przy mnie Daehwiego i Jaewona? Czy ktoś w ogóle powiadomił ich o tym, co się stało? Nic nie mogę powiedzieć, a mam do zadania tyle pytań...
Leżałem w łóżku szpitalnym dobre kilka godzin, wpatrując się w sufit i zastanawiając się nad tym, co się stało. Nie mogłem ruszyć nogami ani rękoma. Widziałem tylko kątem oka, że moja lewa ręka jest w gipsie. Nie mam pojęcia, co z nogami, gdyż nie mam na tyle siły, by odgarnąć kołdrę, ale staram się być dobrej myśli i nie myśleć o najgorszym.
- Dobry wieczór.- przełknąłem z trudem ślinę zerkając w stronę drzwi, przez które wszedł do sali ojciec Daehwiego.
- Dobry... wieczór...- wyszeptałem zachrypniętym głosem, zaciskając prawą dłoń na kołdrze.
- Jak samopoczucie?
- Nie wiem.- mężczyzna usiadł obok mnie wzdychając.
- Nie pamiętasz co się stało, prawda?- zaprzeczyłem jedynie skinieniem głowy - Posłuchaj... nie wiem jak ci to powiedzieć, zważając na stan, w jakim jesteś.
- Proszę... mi powiedzieć...
- Wylądowałeś tu ponad dwa tygodnie temu. Twój... twój tata pobił cię do nieprzytomności. Trafiłeś tu z poobijaną twarzą, spuchniętymi oczyma, połamaną ręką i urazami wewnętrznymi. Byłeś przez ten cały czas w śpiączce. Twój sąsiad cię znalazł i zadzwonił na pogotowie i po policję. Twój tata siedzi w areszcie...
- Nie...
- Przykro mi, naprawdę.- spojrzałem na mężczyznę czując się absolutnie zdezorientowanym.
- A... a Daehwi?
- Mój syn?- mężczyzna zmarszczył brwi łapiąc mnie ostrożnie za rękę - Powiedz mi... co on ma z tym wspólnego?
- My... my jesteśmy razem.
- Słucham?
- My... on jest ze mną... byliśmy dzisiaj...- wziąłem głęboki oddech. Cholernie trudno było mi się wysłowić - Oglądaliśmy film... przyszedł do nas Jaewon i Kwangjo... my... poszliśmy do sklepu i... obudziłem się tu.
- Powiesz mi coś więcej?
- Chodziliśmy razem do szkoły... Jaewon... mój przyjaciel... a Daehwi przespał się z Kwangjo.- poczułem jak po moim policzku spływa łza - Byłem zazdrosny... Gdzie Daehwi?
- Pewnie już w domu.
- Nie... nie przyjdzie tu?
- Jinyoung.- mężczyzna westchnął patrząc na mnie z politowaniem - Bardzo mi przykro, ale to wszystko o czym mówisz... to działo się w twojej głowie, kiedy byłeś w śpiączce.
- Nie...
- Oczywiście zadzwonię do Daehwiego żeby tutaj przyszedł, ale...
- Pan kłamie.- zacisnąłem mocniej dłoń na pościeli czując jak się rozklejam - On przyjdzie... on... i Jaewon...
- Przykro mi, ale nie znam żadnego Jaewona.
- To... to kim ja jestem... i... co ze mną...
- Niczego nie pamiętasz?- pokręciłem przecząco głową zanosząc się łzami - Proszę cię, nie płacz. Zadzwonię po Daehwiego, dobrze? Porozmawiacie.
- Proszę.
- Przyślę do ciebie psychologa, dobrze?
- Daehwiego.- mężczyzna pogłaskał mnie po głowie, wstając z krzesła.
- Dobrze, już do niego dzwonię.- nie wierzę mu. Coś mi tu nie gra. Pamiętam przecież ostatni czas, jaki przeżyłem z Daehwim, Jaewonem, Kwangjo, Jihoonem i ojcem... wszystko to pamiętam. Jeśli to wszystko okaże się kłamstwem, to przysięgam, że oszaleję - Jinyounggie...- spojrzałem w stronę drzwi, przymykając lekko oczy - Daehwi za chwilę tu przyjedzie.
- Dziękuję.- szepnąłem zamykając je. Mój tata jest w areszcie? Pobił mnie? Dlaczego nic z tego nie pamiętam? Ta cała historia to było kłamstwo? Boże, to niemożliwe. Czułem przecież wszystko bardzo dokładnie. Jego dotyk, szepty, pocałunki... wszystko było tak realne. A Jaewon? Czy w takim razie nadal jesteśmy pokłóceni? A Kwangjo? Czy on w ogóle istnieje? Mam taki mętlik w głowie. Do tego wszystko mnie boli, widzę jakby przez mgłę i słyszę dziwne szumy i szepty. Beznadziejne uczucie. Leżałem rozmyślając o tym wszystkim. Chciałem sobie przypomnieć cokolwiek, ale nie mogłem.
- Jinyoung...- zerknąłem w stronę drzwi, widząc stojącego w nich lekarza - Daehwi przyjechał.- poczułem jak moje serce przyspiesza. Z resztą, wszystkie maszyny do jakich byłem podpięty, dały o tym wyraźny znak. Gdy ujrzałem Daehwiego, myślałem, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Daehwi...- chłopak usiadł niepewnie na krześle stojącym obok łóżka, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Czego chciałeś?
- Co...- zachłysnąłem się powietrzem, patrząc na chłopaka ze łzami w oczach - Popatrz na mnie.- gdy ujrzałem jego beznamiętne, przepełnione nienawiścią spojrzenie zrozumiałem, że to wszystko, to była jedna wielka bujda... kłamstwo, którym żyłem będąc w śpiączce - To prawda...
- Jinyoung, nie wiem o co ci chodzi, naprawdę.
- A... mógłbym ci powiedzieć?- ten jedynie skinął głową, siadając bliżej mnie - Ja... mogę... mogę twoją rękę?
- Co?- blondyn parsknął śmiechem, jednak po spojrzeniu na moją twarz, skinął głową łapiąc mnie za rękę. Przyłożyłem ją jedynie do ust, składając na niej delikatny pocałunek. Daehwi jednak nawet nie drgnął. Przyjął ten gest z pokorą, wpatrując się we mnie z uwagą - Powiesz mi o co chodzi, Jinyoung?
- Nie wiem jak zacząć.
- Dobra... jest między nami jak jest, ale spoko... możesz mi wszystko śmiało powiedzieć.
- Daehwi... chodziliśmy razem do szkoły...
- Nadal chodzimy.
- Kłóciliśmy się... Ty i Jihoon nie dawaliście mi spokoju.- wtuliłem twarz w jego dłoń, czując błogi spokój - Śmiałeś się z mojego ojca... dokuczałeś mi, że jest alkoholikiem. Z czasem coś w tobie pękło... Zacząłeś stawać w mojej obronie. Szukałeś kontaktu ze mną. Udało ci się. Chodziliśmy na imprezy z Jaewonem i Kwangjo...
- Skąd wiesz o Kwangjo?- wbiło mnie w łóżko. Spojrzałem na chłopaka marszcząc lekko brwi.
- On istnieje?
- Oczywiście i jest moim najlepszym kumplem. Nie wiem tylko skąd go znasz.
- Poznałem go na imprezie.
- Jakiej imprezie Jinyoung? Nie byliśmy nigdy razem na żadnej imprezie.
- Przespałeś się z nim?- Daehwi otworzył szeroko oczy oraz usta spoglądając nerwowo za siebie. Pewnie chciał sprawdzić, czy nie ma w sali jego ojca.
- Skąd ty o tym wiesz?
- Sam mi to powiedziałeś... byłem u ciebie w dniu świąt. Rozmawialiśmy. Byłem o to bardzo zazdrosny.
- Byłeś zazdrosny o Kwangjo? Jezu, skąd ty wiesz to wszystko?
- Myślałem, że od ciebie... ale to przez śpiączkę.- chłopak jakby złagodniał. Jego twarz diametralnie się zmieniła - Daehwi... otworzyłem się przed tobą. Złapaliśmy wspólny język, polubiliśmy się... w dniu, w którym wszystko zaczęło się układać... obudziłem się.- znów płakałem. Jest to dla mnie za duży szok - Wiesz... jakbym wiedział, że ciągle mnie nie lubisz... wolałbym być w tej śpiączce... chyba do końca życia.
- Nie mów tak...
- Jak to boli...
- Co cię boli?- Daehwi poderwał się na równe nogi, uważnie mi się przyglądając.
- Serce... to, że to wszystko było kłamstwem. Nadal jestem pokłócony z Jaewonem... ty masz mnie w dupie... Mój tata zamiast na odwyku, siedzi w areszcie za pobicie mnie... Nie wytrzymam tego...
- Jinyoung...- Daehwi usiadł na łóżku, głaszcząc mnie po dłoni - Tak mi przykro...
- Przestań... przecież mnie nienawidzisz...
- Mogę jedynie się domyślać, co teraz czujesz.
- I co? Wyjdziesz stąd... zapomnisz o mnie... w szkole nadal będziesz... będziesz na mnie naskakiwał.
- Nie.
- Boli mnie to... myślałem, że życie mi się układa... musiało pójść coś nie tak.
- Jinyoung...
- Wiesz co?- wziąłem głęboki oddech odwracając wzrok - Byłem z tobą cholernie szczęśliwy... byłem.- parsknąłem śmiechem zamykając oczy - Kurwa mać...- pisnąłem zaciskając zęby. Spod moich powiek wypływały łzy. Chciałbym umrzeć. Daehwi był moim jedynym napędem, dającym mi kopa do życia, a jak się okazuje, wszystko było jednym wielkim wybrykiem mojej wyobraźni.
- Ale nie płacz...- Daehwi wytarł moje mokre policzki wzdychając - Jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić...
- Co? Co ty możesz zrobić?- czułem jak robi mi się duszno z nerwów - Zakochasz się we mnie? Sprawisz, że wszystko wróci do mojej wymyślonej historii?- chłopak spojrzał na monitory maszyn, do których byłem podpięty starając się mnie uspokoić - Nic nie zrobisz.... nic, rozumiesz?- poczułem dziwną zapaść w klatce piersiowej, po której odjęło mi całkowicie możliwość złapania oddechu. Spanikowałem. Chwyciłem za pościel chcąc usiąść, ale nie miałem na to wystarczająco siły.
- Jinyoung, uspokój się.... uspokój się, słyszysz? Tato! ... Tato, Jinyoung się dusi!- ostatnie co widziałem, to wybiegający na korytarz chłopak. Później całkowicie straciłem świadomość.
*
- Dzień dobry.- otworzyłem oczy widząc wchodzącego do sali lekarza - Jak się mamy?
- Dobrze.- westchnąłem zerkając na wibrujący telefon. Od mojego ostatniego spotkania z Daehwim minęło sześć dni. Od tamtego czasu jedyne co robi, to dzwoni do mnie jak głupi. Nie wiem jednak czy jestem na siłach, by z nim porozmawiać.
- Nie odbierzesz?
- Chyba nie mam ochoty.
- To Daehwi.
- Wiem...- westchnąłem siadając dość leniwie - Jak on się czuje?
- Wiesz... rzadko jestem w domu, ale za każdym razem jak go widzę jest jakiś przybity. Błądzi myślami nie tu gdzie trzeba.
- Rozumiem...- mężczyzna usiadł obok mnie, wręczając mi niewielką miseczkę z lekami.
- Mam coś dla ciebie?
- Co takiego?- ojciec Daehwiego wręczył mi jakiś kwitek uśmiechając się - To wypis?
- Mhm... jeśli czujesz się na siłach, możesz iść w każdej chwili do domu.
- A... co z moim ojcem?
- Nie musisz się go bać. Jest w areszcie, przysięgam.- westchnąłem, po czym zabrałem się za przyjmowanie leków - Jeśli się boisz...
- Wie pan... nie mam pojęcia, co działo się przed tym wypadkiem. Nie wiem kim jestem i czego mam się spodziewać w domu i w szkole... Niczego nie pamiętam. Teraz też już nie wiem, czy śmierć mojej mamy to mój wymysł czy prawda...
- Niestety to prawda...- skinąłem głową zerkając na mężczyznę.
- A... nie było tu może chłopaka? Wysoki brunet... ma na imię Jaewon...
- Nie było tu nikogo takiego.- wymusiłem uśmiech, po czym chwyciłem za kołdrę odgarniając ją.
- Cóż... czas już na mnie.
- Zbierz się powoli... przyniosę ci jeszcze recepty.
- Dobrze.- bałem się. Naprawdę się bałem powrotu do domu. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Nie pamiętam absolutnie nic. Do tego pewnie czeka mnie rozprawa sądowa, a szczerze mówiąc nie mam ochoty na zeznawanie przeciwko własnemu ojcu. Powrót do szkoły i szarej rzeczywistości... dlaczego nie umarłem, leżąc w tym szpitalu?
Gdy wróciłem do mieszkania zastała mnie pustka i potworny smród alkoholu i krwi. Po rozebraniu się wszedłem w głąb mieszkania, by sprawdzić o co chodzi. To, co zobaczyłem w salonie zmroziło mi krew w żyłach. Podłoga, róg ściany oraz resztki szklanego stolika pobrudzone były zaschniętą krwią. Otworzyłem pospiesznie okna rozglądając się po mieszkaniu. Wszędzie walały się butelki i puszki po alkoholu. Widząc to wszystko zacząłem sobie przypominać, co tu właściwie się stało. Miałem ważny sprawdzian, do którego chciałem się solidnie przygotować. Mój ojciec jednak sprowadził wieczorem swoich kolegów, z którymi pił na umór alkohol. Chciałem ich jedynie poprosić, by byli trochę ciszej. Mój ojciec zachęcony okrzykami osiedlowych meneli, rzucił się na mnie chcąc mnie uciszyć. W ruch poszły pięści oraz szkło... później obudziłem się w szpitalu.
- Jinyoung... słońce, to ty?- otworzyłem szeroko oczy, odwracając się za siebie. Ujrzałem stojącą w przedpokoju sąsiadkę, mieszkającą obok nas - Przepraszam... pukałam, ale...
- W porządku.- podszedłem do kobiety kłaniając się - Dzień dobry.
- Jeju... jak ty się czujesz?
- W ogóle się nie czuję.- westchnąłem wymuszając uśmiech - Dopiero wróciłem do domu i... muszę tu chyba trochę posprzątać.
- Z tą złamaną ręką? Pomogę ci.
- Nie, nie.... to ja powinienem pomagać pani, a...
- Daj spokój. Uwiniemy się z tym raz dwa.- uśmiechnąłem się przytulając kobietę. Moja sąsiadka to około 70- letnia, bardzo ciepła i przyjazna kobieta, która jest dla mnie jak babcia - Poszukam rzeczy do sprzątania.
- A... proszę mi powiedzieć. Widziała pani, co tu się stało?- sąsiadka wyjrzała zza szafki, z której wyciągnęła miotłę i jakiś płyn.
- Niestety... była to najgorsza rzecz, jaką widziałam w całym swoim życiu.
- Ale... ale jak to?
- Skarbie... słyszałam zza ściany potworną awanturę. Ale to taką, że zastanawiałam się nad wezwaniem policji. Twój tata krzyczał w niebo głosy, ty płakałeś... słyszałam śmiech jakiś mężczyzn. Dopiero gdy usłyszałam szkło, mój mąż zadzwonił na policję, a ja przyszłam tutaj.
- Co było dalej?- wziąłem od kobiety miotłę, próbując zgarnąć trochę szkła.
- Jak wyszłam z mieszkania, widziałam tylko uciekających od was mężczyzn. Tych naszych osiedlowych pijaków. Twój tata kopał cię... nie wiem... chyba próbował cię cucić, a ty... leżałeś na tym rozbitym stoliku. Krew się lała... myślałam, że mi serce stanie.
- To nie jest mój ojciec...- westchnąłem wyrzucając zgarnięte szkło.
- Skarbie...
- Gdyby nie pani, pewnie już by mnie nie było...- kobieta podeszła do mnie, głaszcząc mnie po głowie.
- A co z twoim ojcem?
- Jest w areszcie. Pewnie niedługo przyjedzie tu policja żebym zeznawał.
- Wsadź go za kratki.
- Nie mogę.
- Musisz Jinyoung.
- Pani nie rozumie...- oblizałem wargi rozglądając się po pokoju - Chcąc, nie chcąc to niestety mój ojciec... Poza tym, jak te wszystkie menele dowiedzą się, że zeznawałem przeciwko niemu, zatłuką mnie.- spojrzałem na kanapę, widząc na niej uśmiechniętego, szukającego filmu Daehwiego. Zagryzłem wargę odwracając od sąsiadki wzrok.
- Musisz to przemyśleć.
- Tak.... przemyślę to.- udało nam się posprzątać całe mieszkanie. W końcu choć raz, było tutaj czysto. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chciałbym spędzić ten wieczór z Daehwim. Mógłby nam towarzyszyć Jaewon... nawet z tym przygłupem Kwangjo. Ile bym dał, by to wszystko wyglądało tak, jak podczas śpiączki...
Gdy wróciłem do mieszkania zastała mnie pustka i potworny smród alkoholu i krwi. Po rozebraniu się wszedłem w głąb mieszkania, by sprawdzić o co chodzi. To, co zobaczyłem w salonie zmroziło mi krew w żyłach. Podłoga, róg ściany oraz resztki szklanego stolika pobrudzone były zaschniętą krwią. Otworzyłem pospiesznie okna rozglądając się po mieszkaniu. Wszędzie walały się butelki i puszki po alkoholu. Widząc to wszystko zacząłem sobie przypominać, co tu właściwie się stało. Miałem ważny sprawdzian, do którego chciałem się solidnie przygotować. Mój ojciec jednak sprowadził wieczorem swoich kolegów, z którymi pił na umór alkohol. Chciałem ich jedynie poprosić, by byli trochę ciszej. Mój ojciec zachęcony okrzykami osiedlowych meneli, rzucił się na mnie chcąc mnie uciszyć. W ruch poszły pięści oraz szkło... później obudziłem się w szpitalu.
- Jinyoung... słońce, to ty?- otworzyłem szeroko oczy, odwracając się za siebie. Ujrzałem stojącą w przedpokoju sąsiadkę, mieszkającą obok nas - Przepraszam... pukałam, ale...
- W porządku.- podszedłem do kobiety kłaniając się - Dzień dobry.
- Jeju... jak ty się czujesz?
- W ogóle się nie czuję.- westchnąłem wymuszając uśmiech - Dopiero wróciłem do domu i... muszę tu chyba trochę posprzątać.
- Z tą złamaną ręką? Pomogę ci.
- Nie, nie.... to ja powinienem pomagać pani, a...
- Daj spokój. Uwiniemy się z tym raz dwa.- uśmiechnąłem się przytulając kobietę. Moja sąsiadka to około 70- letnia, bardzo ciepła i przyjazna kobieta, która jest dla mnie jak babcia - Poszukam rzeczy do sprzątania.
- A... proszę mi powiedzieć. Widziała pani, co tu się stało?- sąsiadka wyjrzała zza szafki, z której wyciągnęła miotłę i jakiś płyn.
- Niestety... była to najgorsza rzecz, jaką widziałam w całym swoim życiu.
- Ale... ale jak to?
- Skarbie... słyszałam zza ściany potworną awanturę. Ale to taką, że zastanawiałam się nad wezwaniem policji. Twój tata krzyczał w niebo głosy, ty płakałeś... słyszałam śmiech jakiś mężczyzn. Dopiero gdy usłyszałam szkło, mój mąż zadzwonił na policję, a ja przyszłam tutaj.
- Co było dalej?- wziąłem od kobiety miotłę, próbując zgarnąć trochę szkła.
- Jak wyszłam z mieszkania, widziałam tylko uciekających od was mężczyzn. Tych naszych osiedlowych pijaków. Twój tata kopał cię... nie wiem... chyba próbował cię cucić, a ty... leżałeś na tym rozbitym stoliku. Krew się lała... myślałam, że mi serce stanie.
- To nie jest mój ojciec...- westchnąłem wyrzucając zgarnięte szkło.
- Skarbie...
- Gdyby nie pani, pewnie już by mnie nie było...- kobieta podeszła do mnie, głaszcząc mnie po głowie.
- A co z twoim ojcem?
- Jest w areszcie. Pewnie niedługo przyjedzie tu policja żebym zeznawał.
- Wsadź go za kratki.
- Nie mogę.
- Musisz Jinyoung.
- Pani nie rozumie...- oblizałem wargi rozglądając się po pokoju - Chcąc, nie chcąc to niestety mój ojciec... Poza tym, jak te wszystkie menele dowiedzą się, że zeznawałem przeciwko niemu, zatłuką mnie.- spojrzałem na kanapę, widząc na niej uśmiechniętego, szukającego filmu Daehwiego. Zagryzłem wargę odwracając od sąsiadki wzrok.
- Musisz to przemyśleć.
- Tak.... przemyślę to.- udało nam się posprzątać całe mieszkanie. W końcu choć raz, było tutaj czysto. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chciałbym spędzić ten wieczór z Daehwim. Mógłby nam towarzyszyć Jaewon... nawet z tym przygłupem Kwangjo. Ile bym dał, by to wszystko wyglądało tak, jak podczas śpiączki...
*
Siedziałem na szkolnym korytarzu wpatrując się w telefon. Wieczorem dostałem wiadomość od kolegi z klasy, że mamy dziś sprawdzian z koreańskiego, na którego oczywiście nic nie umiałem.
- Cześć.- uniosłem głowę znad telefon, widząc stojącego nad sobą Woojina.
- Hej.
- Jak się czujesz?
- Okej.- westchnąłem widząc przechadzających się po drugiej stronie korytarza Daehwiego w towarzystwie Jihoona i innego przygłupa, którego imienia nie pamiętam.
- Dupki robią obchód.
- Co?- spojrzałem gwałtownie na kolegę - Kto?
- Daehwi i spółka.- zmarszczyłem brwi oddając się myślom. Skądś znam tą scenę - Jinyoung, co jest?
- Em... nic... pójdę... pójdę do łazienki.- wstałem ostrożnie idąc w kierunku toalety... od tego się właśnie wszystko zaczęło.
- Jinyoung! No kogo ja tu widzę!- co jest do cholery?! Tak samo zaczęły się moje myśli, kiedy byłem w śpiączce. Mam nadzieję, że to jedynie czysty przypadek.
- Jihoon, nie zaczepiaj go...
- No dajże spokój Daehwi... sto lat się nie widziałem z moim ulubionym kolegą.
- Czego chcesz?- burknąłem zerkając na zaniepokojonego Daehwiego.
- Słyszałem, że tatuś tak cię pobił, że aż wylądowałeś w szpitalu.
- Daehwi... możemy pogadać?- spojrzałem na chłopaka i jego zdziwionych przyjaciół.
- Powinniśmy... chodź.
- Daehwi.... zwariowałeś? Chcesz rozmawiać z tym ścierwem?
- Zaraz do was wrócę.- chłopak chwycił mnie za nadgarstek prowadząc mnie w stronę szatni. Gdy się w niej znaleźliśmy, stanął na przeciwko mnie patrząc mi w oczy - Dzwoniłem do ciebie.
- Wiem.
- Rozumiem, że nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu.
- Chyba nie ma sensu.
- Nie rozumiem.
- Nie chcę cierpieć... naprawdę mi wystarczy.
- Kto powiedział, że miałbyś cierpieć?
- Daehwi, nie oszukujmy się. Nienawidzisz mnie...
- Ty tak uważasz.- westchnąłem odwracając wzrok.
- Posłuchaj.... wiem, co ci powiedziałem będąc w szpitalu i... nie chcę litości. Jeśli masz być moim kolegą, bo miałem jakieś głupie wizje, kiedy byłem w śpiączce...
- Nie...
- W takim razie o co ci chodzi?
- Daehwi, chodź już!- do szatni wparował kolega chłopaka. Blondyn jedynie złapał mnie za nadgarstek ostrożnie przesuwając po nim palcami.
- Mogę wpaść do ciebie wieczorem?- czemu to tak cholernie boli? Zamknąłem oczy starając się nie rozkleić - Jinyoung...- skinąłem jedynie głową zabierając rękę, po czym ruszyłem w głąb szatni, chcąc uniknąć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Nie wiem co się dzieje. Czuję się jak w jakimś cholernym, nierealnym matrixsie. Zupełnie tak, jakby ktoś bawił się moim życiem. Mam nadzieję, że chociaż ten ktoś wymyślił dla mnie dobre zakończenie.
Leżałem na kanapie wpatrując się w telewizor. Na tamten czas zupełnie zapomniałem o rozmowie z Daehwim i tym, że miał do mnie przyjść. Żyłem raczej tym, że mam jakieś pieprzone deja vu, od którego nie mogę się uwolnić. Chciałem właśnie pójść się wykąpać, ale wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie chciało mi się otwierać, ale cóż... może to sąsiadka.
- Cześć.- Daehwi... no tak. Co za beznadziejna sytuacja. Byliśmy razem... nie potrafię udawać, że nic się między nami nie wydarzyło. Mam ochotę go objąć i pocałować, a muszę trzymać emocje na wodzy i udawać, że wciąż go nie lubię - Jinyoung...
- Hej.- otworzyłem szerzej drzwi wpuszczając chłopaka do środka - Kawy, herbaty?- z tego co pamiętam, Daehwi jest miłośnikiem kawy... na pewno ją wybierze.
- Może kawy.
- Jasne...- poszedłem do kuchni, by przygotować napój. Ręka trzęsła mi się jak galareta. Pieprzona gra. Nie mam pojęcia, kto ze mną tak pogrywa, ale przysięgam, że gdybym dopadł gnoja, to bym zabił.
- Może ja ją zrobię? Ty z tą ręką...
- Radzę sobie.
- Coś się stało? Chyba bardziej podobał mi się Jinyoung, którego poznałem w szpitalu.- przetarłem dłonią twarz, po czym zabrałem się za zalanie kawy - Jinyoung...
- Mam jakieś pieprzone deja vu, boję się...- podałem chłopakowi kubek, siadając na przeciwko niego.
- Nie dziwi mnie to... w sumie wiesz wiele rzeczy, o których nie wie nikt, poza mną.
- Mniejsza...- spojrzałem na chłopaka ściskając nerwowo nogawkę od spodni dresowych - Po co przyszedłeś?
- A tak... em... dużo mówiłeś o Jaewonie...- otworzyłem szerzej oczy, czując jak przyspiesza mi serce - Znam go... jest najlepszym kumplem Kwangjo. Kwangjo znasz.... nie wiem skąd i chyba nie chcę wnikać, bo pewnie bym się ciebie bał...
- Co? Co on teraz robi?
- Studiuje, pracuje... ma się naprawdę świetnie i... rozmawiałem z nim o tobie.- nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa - Bardzo się ucieszył gdy mu o tobie powiedziałem. Później jednak zjechałem na temat twojego ojca i szpitala i... bardzo się przestraszył...- wbiłem wzrok w stół starając się zebrać myśli.
- Impreza...
- Co?
- Idziesz niedługo na jakąś imprezę...
- Jinyoung... nie przerażaj mnie.
- Impreza u Kwangjo... on tam będzie.- blondyn otworzył szeroko oczy wpatrując się we mnie jak w demona.
- Skąd...
- Mówiłem... śpiączka i cholerne deja vu.
- Boję się ciebie.- podszedłem do okna otwierając je. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza - Jinyoung...
- Hm?
- A... my... byliśmy razem?- skinąłem jedynie głową - Jak to się stało?
- Pokłóciłem się z ojcem i do ciebie przyszedłem... Rozmawialiśmy szczerze, przyznałem się do tego, że mi się podobasz i... zostałem u ciebie na noc. Leżeliśmy w twoim łóżku, całowaliśmy się...- odwróciłem się tyłem do chłopaka, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu - Tyle...
- Ja... nie wiem co powiedzieć...
- Nic... nic nie musisz mówić. I tak nie będzie w tej historii finału, którego bym chciał...
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O nie
OdpowiedzUsuńNieeee dlaczego to zrobiłaś. Ja już ucieszona że im się ułożyło, a tu taki plot twist. Czekam co dalej
OdpowiedzUsuńO losie. Dobra dalej jestem w szoku, ale i tak to opowiadanie jest zajebiste. Strasznie się cieszę że jest taki zwrot akcji, bo to daje nadzieję na więcej rozdziałów czyli ta historia się szybko nie skończy <333 CZEKAM NA WIĘCEJ
OdpowiedzUsuń