17 listopada 2017

Samotność~cz.2[Jinyoung&Daehwi]



               
               Daehwi unikał mnie jak ognia przez cały dzień. Wychodząc ze szkoły odpaliłem papierosa zmierzając leniwym krokiem do wyjścia. Podczas siedzenia w szkole spadło jeszcze więcej śniegu, przez co było jeszcze zimniej. Znajdująca się w mojej kurtce dziura skutecznie przypominała mi o szalejącej zimie.
- Nie zimno ci Jinyoung?!- wypuściłem leniwie dym spoglądając na stojących przy wyjściu kolegów Daehwiego.
- Zejdźcie mi z drogi.
- Odpowiadaj jak do ciebie mówię. 
- Dobra panowie, idziemy.- usłyszałem za sobą głos Daehwiego - Masz tutaj dziurę.- powiedział w miarę spokojnie, jednak to wywołało falę śmiechu wśród jego kolegów.
- Wiem... 
- Poproś mamusię.... może zaszyje.- zaśmiał się Jihoon, jednak spotkało się z to zabójczym spojrzeniem Daehwiego. Stwierdziłem, że to przemilczę. Chciałem ponownie minąć chłopaków, jednak zdenerwowało to Jaewoo- drugiego przygłupa, który pchnął mnie na murek.
- Zaczynacie mnie denerwować...- burknąłem rzucając papierosa na ziemię.
- Ojej... i co teraz?
- Powinniśmy już iść.- westchnął Daehwi zmierzając do wyjścia - Chodźcie.
- Daj spokój, zdążymy. Mamy do załatwienia sprawę z Jinyoungiem.- w tym samym czasie rozległ się dźwięk mojego telefonu - Nie odbierzesz?- szczerze mówiąc niechętnie... nie należę do tego typu osób, które zwracają uwagę na gadżety, jednak przy bogatych dzieciakach posiadających najnowsze modele iPhonów, wstydziłem się wyciągać swój telefon.
- O kurwa, co to jest?- Jihoon wybuchł śmiechem zabierając mi telefon - Naprawdę z tego da się dzwonić? 
- Jihoon, oddaj mu to.- nie rozumiem w co pogrywa Daehwi, ale nie podoba mi się to.
- Czekaj no, toż to antyk. Daj nam się napatrzeć.
- Powiedziałem, że masz mu to oddać!- chłopak wyrwał telefon z rąk swojego przyjaciela, po czym włożył go do mojej kurtki - Idziemy... zaraz się spóźnimy.- dodał prowadząc rozbawionych kolegów do wyjścia. Zamknąłem oczy, czując jak spod powiek wypływają zimne stróżki łez. Wspominałem już, że nie mam na to wszystko siły? No właśnie... Po chwili mój telefon znów zadzwonił. Nie patrząc kto to, odebrałem pociągając nosem.
- Słucham.
- Hej... gdzie jesteś?
- Woojin...- westchnąłem idąc powolnym krokiem nad Han - Dopiero wyszedłem ze szkoły.
- Może się spotkamy, co? W końcu jest piątek.
- Wiesz... chętnie, ale nie mam dzisiaj czasu. 
- Ty? A co będziesz robić?
- Em... jadę... jadę z mamą do dziadków. 
- Aaaa okej. To może jutro?
- Może jutro.- rozłączyłem się snując się jak duch. Gdy dotarłem nad Han, usiadłem na jednej z zaśnieżonych ławek wpatrując się w lekko skutą lodem rzekę. Nie wiedziałem nawet, o czym myśleć. Mój umysł przerobił już chyba wszelkie możliwe tematy: tęsknota za mamą, alkoholizm ojca, nienawiść Daehwiego i jego kolegów, co do mojej osoby i potworna samotność, która dobija mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Wiedziałem też, że muszę się wziąć za naukę. Chciałem zdać dobrze egzaminy i iść na studia. To nie jest tak, że mi na tym nie zależy... po prostu nie mam warunków do nauki. Co wieczór mojego ojca odwiedzają koledzy od picia. Drą się, śpiewają, hałasują szklanymi butelkami. Tak bardzo się wtedy boję, że zamiast zajrzeć do książek, siedzę oparty o drzwi pilnując, by nikt do mnie nie wszedł. Wychodzą od nas około trzeciej w nocy i dopiero wtedy mogę skończyć wartę i iść spać. Strasznie tęsknie za czasami, kiedy mama jeszcze żyła. Pracowała jako nauczycielka matematyki, a ojciec jako konsultant do spraw sprzedaży. Byliśmy szczęśliwą rodziną, jeździliśmy na wakacje, w weekendy wychodziliśmy do kina czy restauracji... Później jednak coś zaczęło się walić. Mama coraz gorzej się czuła. Wychodziła wcześniej z pracy, popołudniami spała, wymiotowała... Dwa lata walczyła z nowotworem, ale przegrała tą walkę. Ile bym dał żeby to cholerstwo dopadło mnie. Ona nie zasłużyła na coś takiego.
Zacisnąłem dłonie na ławce, czując jak po moich policzkach spływają łzy. Jestem tak rozgoryczony tym wszystkim, że momentami nad sobą nie panuję. Poderwałem się z ławki kopiąc w stojący obok niej śmietnik. Nie wiem dlaczego to zrobiłem... kopnąłem raz, drugi, trzeci. Odpuściłem dopiero wtedy, kiedy poczułem okropny ból w nodze. Sięgnąłem po plecak narzucając go na ramiona, po czym ruszyłem wzdłuż rzeki. Było mi bardzo zimno, ale nie chciałem jeszcze wracać do domu. W zasadzie tam też nie miałem nic do roboty. Przechodząc obok zaśnieżonych stolików służących do gry w szachy, ujrzałem grupkę kilku mężczyzn pijących najtańszy, sklepowy alkohol.
- Tata?- otworzyłem szerzej oczy podbiegając do mężczyzn - Co ty tutaj robisz? 
- Ooo mój synek... piję, a co mam robić?
- Zmarzniesz, chodź do domu. 
- Nigdzie nie idę.
- Tato...
- Mówi przecież, że nigdzie nie idzie!- wrzasnął jeden z jego "kolegów" podnosząc się z betonowego krzesła.
- Niech pan się nie wtrąca.... Tato, chodź.
- Idź do domu.- chrząknął przepitym głosem sięgając po butelkę alkoholu - Później wrócę.
- Nie ma opcji. Nie trafisz sam jak znowu się napijesz.- kompani mojego ojca wybuchli śmiechem wytykając mnie palcami.
- Młody, ty się nie wtrącaj... tatuś jest dorosły... wie co robi.
- Przestańcie go podpuszczać!- chwyciłem ojca pod rękę chcąc pomóc mu wstać, jednak wtedy zostałem odepchnięty przez mężczyznę, który jako pierwszy podniósł na mnie głos - Ała, co pan wyprawia?!
- Powiedziałem, zostaw go... wypad stąd!- wrzasnął pchając mnie na ziemię.
- Tato, zrób coś!- mój ojciec upił jedynie kilka łyków alkoholu, po czym złapał kolegę za kurtkę.
- Zostaw młodego... zaraz pójdzie. 
- Nie będzie cię szczyl pouczał.- warknął plując na mnie. Dopiero teraz miałem idealny obraz tego, jak nisko upadł mój ojciec. W życiu nie spodziewałbym się po nim czegoś takiego.


*

                   Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale wreszcie mamy poniedziałek. Przesiadywanie w mieszkaniu z pijanym ojcem całkowicie mi się przejadło, a wyjście na kilka godzin do szkoły jest miłą odmianą. 
Siedziałem przed szkołą, paląc papierosa. Miałem jeszcze przed sobą ponad pół godziny do rozpoczęcia zajęć. Jedyne o czym dziś marzyłem to nie natknięcie się na Daehwiego i jego przygłupich kolegów... w sumie drugim marzeniem jest zjedzenie czegoś. Jestem potwornie głodny, a ojciec przepił wszystkie pieniądze. 
- Jinyoung, Jinyoung, Jinyoung!- wywinąłem jedynie oczyma gasząc papierosa o mur ogradzający szkołę - Jak tam weekendzik?
- Super.- chwyciłem się muru próbując wstać. 
- Co robiłeś? Ja pojechałem z rodzicami na Jeju. Spaliśmy w 5-gwiazdkowym hotelu, zwiedzaliśmy...
- Wow... niesamowite.- wziąłem głęboki oddech idąc powolnym krokiem w stronę szkoły.
- Mmm... a ty Jihoon co robiłeś?
- Byłem z Soojin w kinie, później na kolacji.... rodzice pracowali cały weekend więc miałem wolny dom.
- Uuuu było coś?
- No a jak.
- Moja krew!
- Jesteście żałośni.- burknąłem zatrzymując się. 
- Po prostu nam zazdrościsz.- zaśmiał się Jihoon spoglądając na Daehwiego - A ty co robiłeś w weekend? 
- Nic.- chłopak spojrzał na mnie uważnie, łapiąc mnie za ramię - Wszystko okej?
- Odwal się.- szarpnąłem ręką czując jak kręci mi się w głowie.
- Daj spokój Daehwi. Pewnie chlał ze swoim ojcem i teraz męczy go kac.
- Nie widzisz, że źle wygląda?
- Od kiedy tak się o mnie martwisz?- spojrzałem na blondyna mrużąc oczy.
- Jesteś blady i masz podkrążone oczy...
- I co w związku z tym?
- Daehwi, nie bądź taki ckliwy.- nie miałem siły słuchać śmiechu jego przyjaciół. Chwyciłem odruchowo jednego z jego kolegów za kurtkę... za bardzo kręciło mi się w głowie - Puść mnie śmieciu.- zamroczyło mnie. W jednej chwili zobaczyłem mroczki przed oczami, przeistaczające się w ciemność. Nie wiem, co potem się stało...
*
                           Otworzyłem lekko oczy czując uderzające w nie światło. Po ponownym zamknięciu ich, przeszły mnie tak potężne ciarki, że aż zatrzęsło się całe moje ciało. 
- Jinyoung?- poczułem jak ktoś dotyka mojej ręki - Słyszysz mnie? 
- Tak.- ale mam suszę w ustach. Oblizałem wargi uchylając ponownie powieki. Ujrzałem siedzącą obok łóżka szkolną pielęgniarkę - Co ja tu robię?
- Zemdlałeś przed szkołą. Powiedz mi, jak się teraz czujesz?
- Jest okej...
- Mhm... czułeś się ostatnio gorzej?- usiadłem leniwie trzymając się za głowę.
- Nie. 
- Na pewno?- skinąłem jedynie głową - A jadłeś dzisiaj śniadanie?
- Nie...
- A kolację o której jadłeś?- wziąłem głęboki oddech wbijając wzrok w podłogę - Jinyoung?
- Nie jadłem...
- No dobrze. A kiedy ostatni raz coś jadłeś?
- W piątek, w szkole...- ale wstyd. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał przyznać się komuś do tego, że przez głupotę mojego ojca nie ma w lodówce nic poza światłem. 
- Chcesz mi powiedzieć, że nie zjadłeś nic przez cały weekend?
- No tak...
- Dobrze... a dlaczego?
- To jest moja sprawa.
- Nie Jinyoung... Zemdlałeś będąc w szkole. Muszę się dowiedzieć, co jest powodem.
- Brak jedzenia, już to powiedziałem.- kobieta westchnęła wpisując coś w raport.
- Będę zmuszona zadzwonić do twoich rodziców...
- Nie!... Nie ma takiej potrzeby.
- No to słucham...
- Niech mi pani obieca, że to zostanie między nami...
- Obiecuję.- zacisnąłem dłonie na kozetce czując, jak czerwienię się z nerwów.
- Mój tata pije i... przepił cały zasiłek, jaki dostaliśmy na ten miesiąc...
- Jinyoung... jest połowa miesiąca...
- I co ja na to poradzę? Póki nie ma świąt, będę jadł w szkole... później coś wymyślę.- pielęgniarka położyła dłonie na moich kolanach wpatrując się we mnie ze współczuciem. Nienawidzę współczucia. Nie lubię jak ktoś się nade mną lituje. Nikt nie może pojąć tego, że nie potrzebuję pomocy... doskonale radzę sobie ze wszystkim sam. 
- Posłuchaj... To nie może tak wyglądać. Musisz porozmawiać z panią dyrektor, to trzeba zgłosić...
- Nie... Skończę tą szkołę i pójdę do pracy. Proszę się nie wtrącać.
- Jinyoung, nie zrozum mnie źle, ale to twój ojciec powinien zapewnić ci wsparcie finansowe póki się uczysz. To między innymi jego rola, jako ojca.
- Nic pani nie rozumie. 
- A co na to wszystko twoja mama?
- Moja mama nie żyje i pewnie jest jej potwornie wstyd widząc, jak jej mąż stoczył się na dno.- warknąłem sięgając po plecak.
- Przepraszam...
- W porządku...- zszedłem z kozetki biorąc głęboki oddech - Pójdę już na lekcje.
- Napisałam ci zwolnienie.
- I tak nie mam co robić w domu... Dziękuję za pomoc.- wyszedłem z gabinetu otwierając szerzej oczy. Tuż pod drzwiami, na ławce, siedział Daehwi. Chciałem go olać i iść do klasy, ale byłem mu jednak coś winien - Daehwi...- chłopak poderwał się z ławki poprawiając mundurek.
- Jak się czujesz?
- Dobrze... Zakładam, że to ty mnie tu przyniosłeś...
- No tak... ja.
- Dzięki... nie musiałeś przecież tego robić.
- Może mnie nienawidzisz, ale uwierz, że czasami mam ludzkie odruchy. 
- Ta... dzięki jeszcze raz.- poprawiłem na ramieniu plecak, po czym ruszyłem w kierunku schodów. 
- Poczekaj.- zatrzymałem się wbijając wzrok w chłopaka. 
- Pomogłeś mi, ale to nie zmienia niczego między nami. 
- Posłuchaj mnie chociaż.- oblizałem nerwowo wargi wywijając oczami - Jak siedziałem pod drzwiami gabinetu to... słyszałem twoją rozmowę z pielęgniarką...
- Świetnie. Teraz możesz polecieć do Jihoona i Jaewoo i o wszystkim im powiedzieć. Chyba że już zdążyłeś to nagrać i wrzucić do neta. Niestety nie zobaczę, bo w moim złomie nie posiadam takiej funkcji. 
- Aishhh, ile ty gadasz... Chciałem cię tylko zapytać, czy nie miałbyś ochoty wyjść gdzieś po szkole. Ja stawiam.
- Daruj sobie. 
- Jinyoung...
- Gnoisz mnie od początku szkoły i nagle obudziła się w tobie chęć pomocy? Naprawdę jej nie potrzebuję... chyba że to jakiś kolejny podstęp. 
- Po prostu zrozumiałem parę spraw.
- Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień... a już na pewno nie na lepsze. 
- Zdejmij w końcu z siebie tą skorupę... przestań udawać kogoś, kim nie jesteś.
- Nie wiesz kim jestem.... Gówno o mnie wiesz.- warknąłem idąc do sali, w której miałem teraz lekcje. Ta rozmowa nie miała sensu. To, że mi pomógł, niczego nie zmienia. Nadal jest dla mnie nic nie wartym śmieciem, szastającym na lewo i prawo pieniędzmi rodziców. 

*

                           Przez cały wtorek oraz środę, nie zamieniłem z Daehwim ani słowa i były to najlepsze dwa dni od momentu rozpoczęcia liceum. 
- Jinyoung?
- Tak?- oderwałem wzrok od zeszytu widząc stojącą nad sobą uśmiechniętą dziewczynę - Soojin?- nie rozumiem czego może ode mnie chcieć dziewczyna Jihoona.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Em... jasne.- wstałem ze schodów nie odrywając wzroku od dziewczyny. Nigdy wcześniej nie odezwała się do mnie ani słowem... nawet to jest dla mnie dość podejrzane - O co chodzi?
- Koleżanka wrzuciła za szafki mój kluczyk i nie mam jak się dostać do szafki i...
- Mam odsunąć szafki?
- Jakbyś mógł.- odłożyłem zeszyt podchodząc bliżej szafek. 
- Dlaczego nie poprosisz o to Jihoona?
- Nie ma sensu. Siedziałeś najbliżej szafek więc...
- No tak.- uśmiechnąłem się odsuwając mebel bez najmniejszego problemu - O... jest.- schyliłem się po kluczyk, po czym wręczyłem dziewczynie zgubę. 
- Dziękuję.- brunetka obdarowała mnie uroczym uśmiechem - Uśmiechaj się częściej... do twarzy ci z uśmiechem.- dodała kierując się do swojej szafki. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś w tej szkole powiedział mi coś miłego... bardzo przyjemna odmiana - Ooo cześć Jihoon.
- Cześć...- o masz... ten to zawsze wie, kiedy powinien się zjawić - Rozmawiałeś z moją dziewczyną?
- Mhm.- wróciłem na schody podnosząc zeszyt.
- Wstań, jak do ciebie mówię.- parsknąłem śmiechem wracając do notatek. Chłopak jedynie wyrwał mi zeszyt rzucając go tak, że przeleciał przez pół korytarza gubiąc wszystkie kartki. 
- Po co znowu zaczynasz? 
- Soojin ci się podoba?
- Jihoon... daruj sobie. 
- Odpowiedz mi!
- Przestań, tylko rozmawialiśmy.- dziewczyna chwyciła rudzielca za ramię, jednak ten odepchnął ją, co potwornie mnie zdenerwowało.
- Jak ty ją traktujesz?- warknąłem podrywając się ze schodów.
- To moja dziewczyna i będę ją traktował tak, jak mi się rzewnie podoba.
- Nie... masz ją traktować z szacunkiem.- narzuciłem na ramię plecak spoglądając na Soojin - W porządku?
- Tak.- posłałem Jihoonowi pełne nienawiści spojrzenie idąc w kierunku klasy. Jak on mnie denerwuje. Okej... nie lubimy się, jest zły o to, że rozmawiałem z jego dziewczyną, ale nienawidzę, jak faceci źle traktują swoje kobiety. Najchętniej strzeliłbym mu za to w pysk, ale obiecałem sobie, że skończę z bójkami... muszę skupić się na poprawianiu ocen i egzaminach.
                         Po lekcjach, które skończyłem dość późno, ruszyłem do mieszkania. Chciałem zobaczyć ojca. Bałem się, że po całym dniu mojej nieobecności mógł sobie coś zrobić.
- Już jestem!- zdjąłem kurtkę wieszając ją w przedpokoju, po czym ruszyłem wgłąb mieszkania - Tato!- westchnąłem widząc go leżącego na kanapie. Wyłączyłem telewizor i wyjąłem z jego dłoni pustą butelkę po alkoholu - Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?- szepnąłem przykrywając go kocem. Gdy ojciec mruknął, usiadłem przy nim łapiąc go za rękę. Boli mnie ten widok. Ile bym dał, żeby w końcu pokonał nałóg i poszedł do jakiejkolwiek pracy. Chciałbym żeby od czasu do czasu usiadł ze mną i porozmawiał, jak za dawnych czasów... czy ja naprawdę chcę tak dużo? Oparłem głowę na kanapie zamykając oczy. Chciałem jedynie posiedzieć przy ojcu, ale dosłownie po chwili zasnąłem...
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłem niechętnie oczy zerkając na śpiącego ojca. Miałem jedynie nadzieję, że nie byli to jego pijani koledzy.
- Mmm... cisza.
- Ciii... śpij. Zobaczę kto to.- poderwałem się biegnąc do drzwi. Gdy je otworzyłem wbiło mnie w ziemię - Daehwi...
- Hej.
- Co ty tu robisz?
- Mogę wejść?- spojrzałem na ojca czując jak przyspiesza mi serce.
- Niekoniecznie...
- Chcesz rozmawiać na klatce?
- Kto powiedział, że w ogóle chcę z tobą rozmawiać?- blondyn westchnął wręczając mi swój telefon.
- Nic nie nagram, nic nikomu nie powiem... wpuść mnie.
- Dobra, daj spokój.- wziąłem głęboki oddech wpuszczając chłopaka do środka. Widać, że pierwszy raz przebywał w takim miejscu. Rozglądał się jakby był na wycieczce w egzotycznym kraju.
- Kto to?- o nie... zacisnąłem powieki wypuszczając z płuc zalegające powietrze.
- To do mnie tato.... Chodź już.- chwyciłem chłopaka za nadgarstek prowadząc go do swojego pokoju.
- Wyluzuj... nie musisz się tak spinać.- zamknąłem drzwi wbijając wzrok w Daehwiego.
- Po co tu przyszedłeś?
- Gadałem z Jihoonem. Ma na ciebie niezłego gula. 
- No i?
- Uważaj na siebie... Wiem, że będzie chciał się zemścić.
- Okej... a mówisz mi to, bo...
- Bo chcę być fair w stosunku do ciebie. 
- Nie rozumiem dlaczego... Przecież Jihoon jest twoim przyjacielem, a ja największym wrogiem.- podszedłem bliżej chłopaka uważnie mu się przyglądając - W co ty pogrywasz?
- Jinyoung... Zastanów się, kto wszczął to wszystko.
- A jakie to ma teraz znaczenie?
- To ty nienawidzisz mnie od pierwszego dnia szkoły.
- Dajże spokój... za pół roku każdy z nas pójdzie w swoją stronę i zapomnimy o sobie i o tym, że się gnoiliśmy na każdym kroku. Czego ty ode mnie teraz chcesz?
- Po prostu jestem tym wszystkim zmęczony i znudzony... ile można to ciągnąć?- westchnąłem odwracając od niego wzrok.
- Zapytam jeszcze raz... czego w takim razie ode mnie chcesz?
- Jinyoung!
- Tato mnie woła...- burknąłem wychodząc z pokoju. Jeszcze tylko tego brakowało żeby Daehwi widział jak mój ojciec gnije na kanapie z flaszką w ręku - Tak?
- Piwo.
- Tato, wystarczy już...
- Nie denerwuj mnie. Przynieś mi piwo. 
- Tato...- kucnąłem obok kanapy łapiąc ojca za rękę - Jest teraz u mnie kolega.- szepnąłem zerkając na pokój, czy ten nie podsłuchuje - Proszę cię, wytrzymaj choć trochę.
- A co mnie kolega obchodzi? Dasz mi to piwo czy mam sam po nie iść?
- Dam ci...- wstałem podając ojcu pilot do telewizora - Tylko proszę cię, nie krzycz.- poszedłem do kuchni po piwo, po czym wręczyłem je ojcu - Idę do pokoju... Jak Daehwi wyjdzie, to do ciebie zajrzę. 
- Daehwi? To syn tych lekarzy?
- Tak. 
- Nie za wysoko mierzysz?
- Słucham?
- To nie jest towarzystwo dla ciebie. 
- Wiem to... nie musisz mi ciągle o tym przypominać.- wróciłem do pokoju. Daehwi siedział na łóżku wpatrując się w stojące na szafce zdjęcie mojej mamy - Już jestem...
- To twoja mama?
- Ta...
- Jesteś do niej strasznie podobny.- westchnąłem siadając obok znienawidzonego kolegi.
- Masz do mnie jakąś konkretną sprawę? 
- Może damy sobie spokój i spróbujemy się dogadać?
- Ty, syn lekarzy i ja, syn bezrobotnego alkoholika.... genialny pomysł...
- Ja nie patrzę na to takimi kategoriami.- zaśmiałem się spoglądając na blondyna.
- Kilka dni temu drwiłeś z mojego ojca... za każdym razem jak przychodził do szkoły, śmiałeś się z niego i wytykałeś palcami. Jak przychodziłem do szkoły pobity, też świetnie się przy tym bawiłeś... naprawdę, darujmy sobie takie czułości. 
- Jinyoung...
- Przejrzyj na oczy. Pochodzimy z zupełnie innych sfer.
- A więc o to chodzi.... Twoje kompleksy dotyczące rodziców nie pozwalają ci się do mnie zbliżyć.- wstałem z łóżka krążąc nerwowo po pokoju - Dlatego nienawidzisz mnie od pierwszego dnia szkoły...
- Nie... nienawidzę cię, bo od samego początku się nade mną znęcałeś. 
- Non stop mnie prowokowałeś. Przypomnij sobie... Kiedy nie próbowałem się do ciebie zbliżyć, ty mnie odtrącałeś chamskimi odzywkami. W końcu puściły mi nerwy...
- Dobra... Daehwi, to nie ma sensu. Nie gadaliśmy ze sobą całe liceum... darujmy sobie, naprawdę.- chłopak westchnął wstając z łóżka.
- Przynajmniej wiem, co siedzi ci w głowie.
- Mówiłem ci... nic o mnie nie wiesz. 


~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




2 komentarze:

  1. CUDO. Chcę więcej. Daehwi jest taaaki kochany, nie mogę się doczekać aż przekona Jinyounga do siebie#

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejny rozdział? :(((( To opowiadanie jest takie świetne, że muszę poznać ciąg dalszy! Życzę weny~

    OdpowiedzUsuń