23 października 2013

SiChul.1




                      Właśnie skreśliłem ostatni dzień w sporządzonym przeze mnie "kalendarzu". Wreszcie..... dzisiaj Heechul wraca z wojska. Tyle na to czekałem, przepłakałem każdą noc spędzoną w naszym wielkim, a teraz niesamowicie pustym mieszkaniu. Brakowało mi jego ciągłego śmiechu i roznoszącego go ADHD. Każdy dzień, południe, wieczór i noc spędzałem w towarzystwie Heebuma, jego....a w zasadzie naszego pogrzmoconego do granic możliwości kota.
Moja księżniczka ma przyjechać dopiero pod wieczór...mam jeszcze czas. Jako tako ogarnąłem mieszkanie, ulubione Kimchi mojego skarba, którego ja osobiśnie nie znosiłem już się gotowało, hmmm..co jeszcze ? Z namysłu wyrwał mnie pędzący przez cały dom Heebum, który z wielką, kocią siłą uderzył w moje nogi. No tak....zapomniałem nakarmić tego oszołoma. Nasypałem mu jego śmierdzące rybą jedzenie i poszedłem do sypialni. Wyciągnąłem z szafy koszulkę Heechula, w której ostatnio chodził...ostatnio....taka niewyprana leżała w szafie przez dwa lata. Położyłem się z nią na łóżku i wtuliłem w nią twarz. Do oczu automatycznie napłynęły mi łzy. Tak bardzo chciałem po tych dwóch latach wtulić się w szczupłe ciało Heechula, powiedzieć, że go kocham, a na sam koniec namiętnie pocałować. Ten zapach i ciepło bijące z jego koszulki doprowadzały mnie do stanu, którego sam dobrze nie umiałem opisać. Było to pomieszanie wielkiego porządania z tęsknotą i pewnego rodzaju bezradnością. W pewnym momencie zamknąłem oczy i najzwyczajniej w świecie zasnąłem.

                                                                           *

   Nastał wieczór. Poczułem jak ciepła, szczupła dłoń głaszcze moje ciało.
- Troche spalone, ale da się zjeść...- usłyszałem miły, cichy głos...i śmiech....tak, to był Heechul. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na szczupłą sylwetkę siedzącą obok mnie.
-To tak mnie witasz ? -chłopak dalej chichotał i jadł cuchnące spalenizną Kimchi....no tak...wstawiłem je na gaz i poszedłem spać... Dobra...na co ja czekam ? ....
- HEECHUL !- podniosłem się z łóżka i rzuciłem na mojego chłopaka. W końcu mogłem wtulić się w jego cudownie ciepłe ciało. Ciul uśmiechał się, ale mimo to z jego oczu płynął strumień łez, które czułem na swoim karku.
- Nie płacz księż....- Heechul zamknął mi usta swoimi. Wreszcie mogłem znowu poczuć ich smak i ciepło. Nasze wargi połączyły się z początku w namiętnym pocałunku...z czasem jednak przerodził się on w brutalne szarpanie i podgryzanie. No cóż...mimo bólu nie protestowałem...Wiem, że Heechul lubił takie zabawy. W pewnym momencie poczułem jak z warg spływają mi strużki krwi. Ciepła, słona ciecz spływała mi po brodzie kapiąc na moją idealnie białą koszulkę. Heechul głośną jęknął i oderwał się od moich zmasakrowanych warg. Uśmiechając się cwaniacko zbliżył się do mnie i oblizał je z gęstej krwi.
-Nawet nie wiesz skarbie jak mi tego brakowało....- szepnął i wtulił się w moje umięśnione ciało. Niczego więcej nie trzeba było mi do szczęścia... szczęśliwy i spełniony Heechul to wszystko czego pragnąłem...


~Koniec.
trochę krótkie,ale jakoś nie miałam weny na chłopaków z SuJu ;;
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



17 października 2013

TaoRis.1




  -Kris ! Kris wstawaj ! -otworzyłem oczy. Nade mną stał roztrzęsiony Luhan i szarpał mnie za ramię.
-Co Ty chcesz ?...wiesz,która jest godzina ?- dochodziła 4 nad ranem...usiadłem na łóżku i spojrzałem na łóżko stojące po drugiej stronie pokoju. Zwykle było zajęte przez Tao. Moją najukochańszą i najsłodszą pandę na świecie. -Gdzie Tao ?- spojrzałem na Lulu z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
-Ja właśnie w tej sprawie...
Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Złapałem Luhana za rękę i spojrzałem mu głęboko w oczy.
-Hyung co się stało ?
Blondyn spuścił głowę, a po jego twarzy spłynęła łza.
-Tao....on....karetka go zabrała...-wyszeptał i spojrzał na moją przerażoną twarz. Szybko zerwałem się z łóżka i pobiegłem do salonu, po którym kręcili się przerażeni członkowie zespołu.
-Kris....- podszedł do mnie D.O i przytulił mnie swoim drobnym ciałkiem. Reszta stała jak sparaliżowana i wpatrywała się we mnie jak w widmo.
-Powiecie mi w końcu co się stało ?- czułem jak łamie mi się głos, a do oczu napływają łzy. Okropny ścisk w gardle nie pozwalał mi na złapanie pełnego oddechu. Ręce trzęsły się, a nogi miękły coraz bardziej z każdą, kolejną sekundą. KyungSoo odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczyma.
- Tao ma guza mózgu... -w pokoju zapadła cisza... Czułem na sobie dziesiątki par oczu, czekające na moją reakcję.
-To...to żart tak ?- uśmiechnąłem się ironicznie i chwyciłem D.O za koszulkę...-Powiedz,że to nie prawda !
-Kris zostaw go... -po chwili stał przy nas Kai. Wziął KyungSoo na ręce i go mocno przytulił. -Najlepiej będzie jak do niego pojedziesz... 
Czułem jak osuwa mi się grunt pod nogami. Zrobiło mi się słabo, ale wiedziałem,że nie mogę teraz pozwolić sobie na jakieś omdlenia. Skołowany podszedłem do Sehuna. Nie musiałem nic mówić....młodszy doskonale wiedział o co mi chodzi..
-Chodź, zawiozę Cię do niego...- powiedział spokojnie, wziął mnie za rękę i powoli prowadził do samochodu. Usadził mnie na tyle i przykrył kocem. Szpital znajdował się na obrzeżach Seulu, czyli przed nami jakieś...pół godziny drogi. Sehun ruszył, a ja zatraciłem się w myślach i wspomnieniach. Nikt tak naprawdę nie wiedział ile czasu zostało mojemu skarbowi. Pierwsze spotkanie w SM...na samą myśl o nim uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Nieśmiały uśmiech i jego pierwsze słowa "Hej...jestem Huang Zitao...i...emm..miło mi cię poznać". Po tych słowach podał mi rękę...od tego wszystko się zaczęło. Pół roku później byliśmy już razem. Pierwszy pocałunek...nie da się go zapomnieć. Ten piękny i pamiętny moment miał miejsce podczas pobytu w Tokio. W nocy po koncercie do mojego pokoju przyszedł przestraszony Tao. Stwierdził, że nie może spać, bo za oknem szaleje burza....w rzeczywistości noc była wyjątkowo spokojna,a panda szukała jedynie pretekstu żeby ze mną pobyć. Oczywiście zgodziłem się by ze mną spał. Długo wtedy rozmawialiśmy, śmialiśmy się i w pewnym momencie niewiadomo dlaczego nasze usta połączyły się w delikatnym i czułym pocałunku. No...od tamtego dnia byliśmy pierwszą....a nie przepraszam....drugą oficjalną parą w EXO. Wyprzedzili nas D.O z Kaim. Od tamtej chwili przechodziliśmy razem te radosne...jak i smutne chwile. Nie odstępowaliśmy siebie na krok...tak zwane "papużki nierozłączki". Chodziliśmy razem na zakupy, wieczorami szaleliśmy na rowerach.... właśnie... rowery... mieliśmy do tego swoje ulubione miejsce. Zawsze jeździliśmy wzdłuż rzeki Han. Po wyczerpującej jeździe kupowaliśmy nasze ulubione kwaśne żelki, siadaliśmy na ławce pod jabłonką i patrzyliśmy na urokliwy Seul i cudownie oświetlony most, mieniący się różnymi barwami. Od różu, przez żółć i kończąc się na mieszance niebieskiego z fioletem. Bardzo chciałbym zabrać tam teraz moją kruszynkę.
Pamiętam też nasz wspólny wyjazd do Singapuru. Najcudowniejsza rzecz spotkała nas już pierwszego dnia przyjazdu. Po wyczerpującym zwiedzaniu i owocnych zakupach wróciliśmy do apartamentu w centrum miasta. Wtedy też Tao zaproponował mi wspólny prysznic, na który zgodziłem się bez najmniejszego namysłu. Wtedy też podczas tej kąpieli przeżyliśmy nasz pierwszy raz. Emocje i pożądanie wzięły górę. Mimo to oboje staraliśmy się być czuli...delikatni i namiętni....znów się uśmiechnąłem...
-Hyung zaraz będziemy na miejscu. - z cudownej fali wspomnień wyrwał mnie spokojny głos maknae. Skinąłem twierdząco głową i spojrzałem przez okno. Rzeczywiście...do szpitala zostały góra 2 minuty drogi... Czułem jak pocą mi się dłonie, a serce bije coraz szybciej. Znów ten okropny ścisk w gardle i łzy napływające do moich zmęczonych oczu. Sehun zajechał pod szpital i pomógł mi wysiąść. Dowiedzieliśmy się na recepcji, w której sali leży Tao i ruszyliśmy do niej szybkim krokiem. Przed salą jednak włączył mi się hamulec. Z jednej strony bardzo chciałem tam wejść i uściskać najważniejszą osobę w moim życiu, z drugiej jednak zastanawiałem się "a co jeśli Tao już nie ma ?" , "a co jak sala będzie pusta? ". Otrząsnąłem się...nie mogłem przecież myśleć tak pesymistycznie. Byłem w stanie zapłacić wszystkie pieniądze byleby tylko Tao wyzdrowiał. Byłem nawet gotowy oddać dla niego swoje życie, oby tylko moja kochana panda przeżyła.
- Kris wszystko okej ?- Sehun złapał mnie za ręke. Drugą natomiast chwycił za klamkę.
-Tak....- wyszeptałem i weszliśmy do środka.
  Cisza... w szpitalnej sali panowała głucha cisza zakłócana jedynie przez ciche "pikanie" maszyny, do której był podłączony Tao. Leżał bezwładnie na łóżku....chyba spał. Wyglądał tak spokojnie i uroczo. Usiadłem niepewnie na łóżku. Moja dłoń spoczęła na bladej twarzy bruneta i po chwili zaczęła głaskać jego delikatny policzek.
-Kris ?- usłyszałem cichy głos mojego skarba. Spojrzałem na niego. Na jego twarzy malował się uśmiech, który tak bardzo kochałem i który zawsze potrafił poprawić mi humor. Nachyliłem się do niego i delikatnie pocałowałem.
-Jak się czujesz kochanie ?- mimo uśmiechu goszczącego na mojej twarzy z oczy spływały wielkie łzy.
-Dobrze...nie płacz, proszę Cię.
Wtedy niespodziewanie do sali wszedł lekarz. Poprosił mnie byśmy wyszli przed pokój. Przez głowę przeszły mi różne myśli ... "to koniec....Tao na pewno umrze".
- Mam dla pana raczej dobrą wiadomość...- zaczął i zerkał raz na mnie raz na leżącego w sali chłopaka.
-Niech pan mówi...
-Jutro czeka go operacja....nie ma co zwlekać. Leczenie jednak będzie ciężkie i dość kosztowne... zapewniam pana jednak, że mimo wszystko Tao z tego wyjdzie.... 
 To niemożliwe....takie rzeczy zdażały się jedynie na filmach. Uścisnąłem lekarzowi dłoń i wparowałem z powrotem do pokoju.
-Skarbie wszystko będzie dobrze, słyszysz ? Wyjdziesz z tego. - płakałem ze szczęścia i tuliłem ciepłe ciałko Tao.
-Mówiłem Ci,że wszystko będzie dobrze... nie ma rzeczy i sytuacji, której byśmy nie przetrwali...zapamiętaj to sobie... -po tych słowach pocałował mnie, ułożył wygodnie na poduszce i zasnął. Mój słodki, kochany aniołek...miał racje...nie ma rzeczy, której byśmy nie przetrwali. W końcu mieliśmy siebie...a we dwójkę potrafiliśmy dokonać wszystkiego...

~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



16 października 2013

KaiSoo.2





                 Kolejny deszczowy wieczór....szalejąca za oknem wichura odbierała chęć do życia. No cóż...mimo to musiałem jakoś dostać się do dormu. W chwili obecnej siedzę sobie w knajpie, popijam gorącą czekoladę i myślę. Takie ciche miejsca są dla mnie idealne. Ogólnie nie lubię przebywać wśród ludzi...to mnie męczy i czuję się nieswojo. Najchętniej zamknąłbym się w jakiejś izolatce i doczekał tam kresu mojego życia. Dobra...nie ma na co czekać. Podniosłem moje rozleniwione i zmęczone ciało z miękkiego fotela i zacząłem nakładać kurtkę. Szybko rzuciłem "annjong-higesejo"  do ludzi zostająych w lokalu i wyszedłem. Zacięty i lodowaty deszcz nie dawał za wygraną. Nałożyłem na głowę kaptur i przyspieszyłem kroku. Chciałbym już znaleźć się w dormie. Miałem straszną ochotę wtulić się w silne i ciepłe ramiona Kaia. Uwielbiam go. Jest najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wymarzyć. Miałem wielkie szczęście, że na niego trafiłem.
  Wszedłem w uliczkę, na której znajdował się budynek dormu EXO. Z mokrą twarzą i kosmykami grzywki wparowałem do środka.
- Już jestem ! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem z nadzieją, że zaraz znajdzie się przy mnie Kai i mnie przytuli. Dlaczego nikt nie reaguje ? Hmm... pobiegłem szybko do pokoju, który dzieliłem razem z Jonginem, Sehunem i Luhanem. Pusto.... gdzie ich wszystkich wywiało ? Pojechali gdzieś i o mnie zapomnieli ?....tak po prostu ? Westchnąłem nieco zawiedziony, przebrałem się w luźny dres i poszedłem do kuchni. Herbata z cytrynką dobrze mi zrobi. Chociaż z drugiej strony, nie będę marnował tego wolnego czasu na picie herbaty.
  Aish czego te spodnie mnie tak cisnął ? Spojrzałem w dół...mój przyjaciel się czegoś wyraźnie domagał....yhh dlaczego akurat teraz ?! No cóż...nie będę się przecież męczył. Poleciałem uradowany (sam nie wiem dlaczego) do pokoju i rzuciłem się na łóżko Kaia. Pachniało nieziemsko. Jego perfumy zmieszane z zapachem jego pięknego, idealnego ciała. Czułem jak się rozpływam. Na jego szafce nocnej zobaczyłem odtwarzacz MP3 z jego ulubiony utworami...hmm...więc czemu by tu nie skorzystać ? Siegnąłem po niego i już po chwili do moich uszu dochodziły cudowne, przyjemne dźwięki. Przekręciłem się na plecy i szybkim ruchem pozbawiłem się dolnej części garderoby. Ohooo moje przyrodzenie domagało się wielkiej czułości i pieszczot. Zamknąłem oczy i niepewnie chwyciłem za moją męskość. Nie wiem dlaczego przed oczami od razu pojawił mi się nagi Kai. Przecież nigdy nie widziałem go nago....pora ruszyć wyobraźnią. Pieszcząc swoje przyrodzenie wyobrażałem sobie, że robi to mój najukochańszy w świecie przyjaciel. Przygryzłem wargi i myślałem o tym, że leży teraz obok mnie, jego jedna ręka pieści moje krocze, a druga bawi się twardymi już sutkami. Moja miednica zgrała się idealnie z ręką. Ruchy były płynne i miarowe. Do tego jeszcze ulubiona muzyka Kaia płynąca w moich uszach, zapach jego ciepłej pościeli i to piękne, nagie ciało widziane oczyma mojej wybujałej wyobraźni. Więcej mi nie było trzeba. Czułem ucisk w podbrzuszu. Bardzo dobrze znałem to uczucie. Jeszcze kilka szybkich ruchów i doszedłem z głośnym krzykiem na łóżko Jongina. Leżałem z zamkniętymi oczami, głęboko oddychałem i czułem jak po ręce rozlewa mi się gęsta, ciepła ciecz. Z zadowoleniem wymruczałem imię mojego ukochanego i otworzyłem lekko oczy. Momentalnie poczułem jak do oczu napływają mi łzy, a twarz robi się cała czerwona. W drzwiach pokoju stał zdezorientowany Kai. Czułem jak wstyd mnie paraliżuje. Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale nie mogłem...jeszcze nigdy nie czułem się tak upokożony. Szybkim ruchem nałożyłem spodnie i trącając Kaia z bara pobiegłem do łazienki. Zamknąłem się w niej na klucz i zacząłem płakać. Jeszcze nigdy nie czułem takiego wstydu.
- Hyung....otwórz...- za drzwiami stał Kai. Poznałem ten ciepły, zawsze kojący moje nerwy głos. Nic nie powiedziałem...do jego uszu dochodził jedynie mój płacz.
- D.O....proszę Cię otwórz...
- Błagam Cię, zostaw mnie... - nie miałem siły nic powiedzieć. Po tych słowach położyłem się na ziemi jak zbity pies i płakałem jeszcze bardziej. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Boże tylko nie to....
- Skarbie...dlaczego tak wyparowałeś z pokoju ? Przecież nic się nie stało....- delikatna dłoń Kaia masowała mnie po zalanych potem plecach.....Skarbie ?...czy ja się przesłyszałem ? Podniosłem głowę i spojrzałem w łagodne oczy blondyna.
- Nie płacz głuptasie... -Kai uśmiechnął się i pomógł mi usiąść. Usiadł za mną, mocno mnie przytulił i pocałował w ucho. Poczułem przyjemne ciepło. Czułem jak mocno wali mi serce, a twarz zalewa się rumieńcem.
- Kai ja...- nie dał mi dokończyć. Chwycił mnie za brodę i delikatnie pocałował. Poczułem się niesamowicie dobrze i bezpiecznie... nie wiem tylko czy on czuł do mnie to samo co ja....czy tylko robił to z litości... Spojrzałem na niego moimi wielkimi oczyma. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Po moim bladym policzku spłynęła jedynie łza, którą od razu wytarła ciepła dłoń Kaia.
- Nie płacz kruszynko... - wyszeptał i znów mnie pocałował. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czułem, że teraz wszystko już będzie dobrze... że Kai zapomni o tym co wyprawiałem na jego łóżku...że od dzisiaj takie rzeczy będziemy wyprawiać we dwójke i co najważniejsze, że w końcu będziemy ze sobą.... już jesteśmy.... Z tą myślą i uśmiechem na twarzy pogłębiłem pocałunek i zacząłem pieścić idealne ciało Jongina...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------




13 października 2013

Luhan & Henry Lau




                   Czego w tym dormie jest tak głośno ? -zastanawiałem się, siedząc w kącie swojego pokoju. Popijałem herbatę i wpatrywałem się w wirujący za oknem śnieg. Donośne krzyki i ordynarne śmiechy nie dawały mi spokoju. Odstawiłem kubek, podniosłem się z fotela i wychyliłem głowę zza drzwi. Koło mojego pokoju przechodził akurat uradowany Tao.
- Ej co tu się dzieje ?- patrzyłem na pandzię z miną niewyrażającą żadnych emocji.
- Jak to co ? Robimy dzisiaj imprezę !- chłopak zaśmiał się i uderzył mnie w głowę niebieskim balonem.
- Imprezę ?....a to niby z jakiej okazji ?
- Bez okazji. Kris, Kai i Lay mieli ochotę się po prostu napić.- brunet śmiał się i patrzył na mnie przymglonymi oczami. Już chyba zdążył sobie popić.
- A to chłopaki nie mogli pójść do jakiejś knajpy ? -machałem ręką starając się pozbyć wstrętnego zapachu lecącego do mnie od Tao.
- Oj skarbie już się tak nie denerwuj....wpadną chłopaki z SuJu i B.A.P....dobrze będzie.- pocałował mnie w nos i pobiegł gdzieś zostawiając za sobą okropny smród alkoholu. Westchnąłem i schowałem się z powrotem w pokoju. Skoro jest impreza to trzeba się jakoś odstawić....nieee co ja gadam...nienawidziłem imprez i wszystkiego co z nimi związane. Tak jak wyglądałem tak miałem zamiar pokazać się "gościom". Mój ulubiony szary dresik i czarna,za duża koszulka z napisem "WOLF" na plecach. Siadłem na fotelu i dokończyłem pić zimną już herbatę. Jestem taaaaki śpiący....ale może to i dobrze. Prześpię tą całą żałosną imprezę. Z tą myślą narzuciłem na siebie koc i zamknąłem oczy.
                                                                                   *
 Yhhh....i znowu ten hałas... ale tym razem gorszy. Głośna muzyka, śmiechy i rozdarta gęba D.O próbująca po pijaku wyśpiewać cokolwiek na karaoke. Zrzuciłem z siebie cieplutki kocyk i podniosłem się z fotela. "Wypadałoby się przywitać"- pomyślałem i niechętnie wyszedłem z pokoju. No...tak jak myślałem.. Nikt mnie nawet nie zauważył. Wszyscy już byli porządnie wstawieni. Siwon i Yesung siedzieli w przedpokoju i jarali zioło, które zapewnie zabrali Chenowi... minąłem ich bez słowa, szkoda było na nich czasu. Przechodząc koło łazienki zauważyłem Krisa całującego się w baaardzo namiętny sposób z Xiu... zaraz....Kris i Xiu ?! Wparowałem do łazienki żeby bądź co bądź przerwać te amory.
- Kris, co Ty wyprawiasz ?! -no nie powiem...byłem nieco zdziwiony, zwłaszcza, że Kris i Tao, nasza kochana parka planowała nawet ostatnio adopcje dziecka... Kris oderwał się od napalonego do granic możliwości XiuMina i popatrzył na mnie błędnym wzrokiem.
- Jak to co ? Zabawiam się z Xiu, nie widać ? -cwaniacko się uśmiechnął i znów zaczął całować chłopaka.
- A co z Tao ?!
- Oj Tao Tao....co to tylko ja jestem winny ? Zobacz lepiej co on wyprawia z Sehunem... -nie chciało mi się już tego słuchać. Po tych słowach wyszedłem z łazienki trzaskając drzwiami. Przechodząc koło schodów natknąłem się na Zelo, Bang YongGuka i SungMina... okej...orgia we trójkę mnie przerosła... Widok klęczącego maknae w B.A.P i zadowalanie dwóch starszych kolegów to zdecywanie nie mój klimat... To było coś obrzydliwego.... Zasłoniłem oczy i ruszyłem do kuchni. W końcu...cisza, spokój i brak ściskających się parek. Dopadłem mój ukochany blender i zacząłem robić sobie sok ze świeżych owoców.
- BU ! - poczułem na sobie dwie ręce trzymające mnie w talii. Odwróciłem się żeby zobaczyć kto śmiał zakłócić mój spokój... Był to Henry... Ten Henry z Super Junior. Stał i patrzył na mnie wesołymi, brązowymi oczami. Westchnąłem i zacząłem nalewać koktajl do...no już niestety dwóch szklanek.
- Trzymaj... - warknąłem i wręczyłem mu napój.
- Dziekuję... -uśmiechnął się i wziął sporego łyka. - A Ty dlaczego nie jesteś na imprezie ? -zapytał ciepło i zaczesał mi włosy za ucho.
- Nie przepadam za imprezami...- rzuciłem i się od niego odsunąłem. Co on sobie myślał ?
- Wiesz co?....w sumie też ich nie lubię. Masz jakieś ciche miejsce, w którym moglibyśmy się schować ?- zachichotał i przysunął się bliżej mnie.
- Piłeś ?
- Nie....nie piję alkoholu..
- To przestań się tak do mnie przystawiać... - warknąłem i ruszyłem w stronę mojego pokoju. Nie wiem dlaczego pokusiło mnie żeby zahaczyć o salon. Ale burdel.... i kto będzie musiał to jutro sprzątać ? Luhan oczywiście, bo reszta panów będzie leczyła jutro kaca. A ChanYeol chyba najbardziej....leżał nieprzytomny na dywanie, a w ręku trzymał pustą butelkę po wódce. Suho i Kai postanowili to w perfidny sposób wykorzystać. Młodszy ściągnął spodnie i nachylił się nad twarzą Chana.
- Przestań !- krzyknąłem i rzuciłem nim o kanapę.
- Mmm Luhan no co ty...- Kai oblizał wargi i cisnął mną o kanapę.
- Nie ćwiruj tylko mnie puść... chcę zabrać ChanYeola spać... 
- Ojjj przed tym się jeszcze troszkę zabawimy... Skarbie chodź ! -rzucił w stronę D.O. Po chwili KyungSoo trzymał mnie za ręce, a Kai pozbawiał mnie spodni.
- Posrało Was ?! D.O puść mnie do cholery ! -mój krzyk przywołał sporą ilość gapiów. Yesung i Siwon stali za kanapą i wpatrywali się we mnie napalonym wzrokiem.
- Zelo ! Zobacz co tu się dzieje !- zawołał Bang śmiejąc mi się prosto w twarz. Nie musiałem długo czekać na odzew. Po chwili do pokoju wleciał nagi maknae i usiadł mi na klatce piersiowej umieszczając tym samym swoje przyrodzenie w moich ustach. Czułem jak śniadanie podchodzi mi do gardła. Jeszcze nigdy nie czułem się tak upokożony. W pewnym momencie poczułem palce wodzące po moim wejściu. Zacząłem machać rękoma jak opętany, ale to nie dawało żadych efektów. Do oczu napłynęły mi łzy, które w końcu z bezsilności zaczęły spływać po moich policzkach.
- Co Wy robicie ?!- poznałem ten głos... był to Henry. Niestety się spóźnił, bo w tym czasie zadowolony Zelo doszedł mi w usta. Henry zrzucił go ze mnie i pomógł mi usiąść. Nie wytrzymałem. Już po chwili pod moimi nogami znajdowały się resztki śniadania zmieszane ze spermą blondyna. Henry wytarł mi usta, wziął na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył moje roztrzęsione ciało na łóżku i położył się obok mnie wtulając mnie w swoją klatkę piersiową. Poczułem się bezpieczny. Podniosłem na niego zapłakane oczy.
- Dziękuję...- wyszeptałem i sam nie wiem dlaczego pocałowałem jego ciepłe wargi. Henry uśmiechnął się i pogłaskał mnie po bladym policzku. Przybliżył do mnie swoją twarz i zaczął delikatnie całować. Czułem się jak w niebie. Robił to niesamowicie delikatnie i z wielką czułością. Jego ręka powędrowała na moją talię. Przyciągnął mnie do siebie, zakończył pocałunek i popatrzył mi w oczy.
- Zabiorę Cię stąd jelonku...obiecuję...- nasze usta znów do siebie przywarły, ale już niestety na krócej. Przytaknąłem na jego słowa skinieniem głowy i wtuliłem sie w jego klatkę słuchając bicia serca. Momentalnie się uspokoiłem...zapomniałem o tym, co działo się zaledwie 10 minut temu. Cieszyłem się jedynie tym, że mam przy sobie Henrego. Dopiero teraz zrozumiałem ile dla mnie zrobił i jak bardzo jestem mu wdzięczny.. "Kocham Cię Henryś"- powiedziałem sobie w duchu. Z tą myślą zasnąłem w jego objęciach, czując się niesamowicie dobrze i bezpiecznie...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

12 października 2013

YongGuk & YongNam



             
                       Zimowy wieczór...uwielbiam takie. Ciepło kominka, gorąca herbata z rumem i kocyk. Właśnie sobie tak siedziałem, wpatrując się w tańczące płomienie. Za oknem szalała śnieżyca...było ciemno...może dlatego,że znajdowaliśmy się w domku rodziców stojącym w środku lasu. Lubiłem tu przyjeżdżać...zawsze mogłem się tu wyciszyć, zebrać myśli...w końcu mogłem być sobą,a nie wykreowaną, koreańską gwiazdeczką. Zwykle było tak,że przyjeżdzałem tu razem z YongNamem i rodzicami. Jednak tym razem rodzice wybrali Hawaje, a ja z braciszkiem wylądowaliśmy w zaśnieżonym lesie....sami.
- Gukiiii !! -z rozmyśleń wyrwał mnie Nam. Podbiegł do mnie i rzucił mi się na szyję.
- Co jest ?- zapytałem go nieco poddenerwowany. Chciałem spędzić ten wieczór sam. Chciałem pomyśleć, a nie znosić durnowate żarty mojego braciszka.
- Na górze coś jest....- rzucił cicho i się we mnie wtulił. Parsknąłem śmiechem. 23-letni chłopak i wymyśla jakieś historyjki o duchach.
- Boże Nam....idź mi już stąd....chcę pobyć sam...- warknąłem i zamoczyłem usta w gorącej herbacie. Ten jednak nie chciał ustąpić.
- No proszę Cię... chodź to sam się przekonasz...- to się robiło powoli śmieszne i za razem denerwujące. Zrzuciłem z siebie Nama i wstałem. Popatrzyłem przez okno. Nie wiem dlaczego, ale miałem dziwne wrażenie, że ktoś...lub coś nas obserwuje. Zaśmiałem się...przecież to niemożliwe. Byliśmy w końcu sami w środku lasu...nie ma opcji żeby ktoś tu się dostał przez te wielkie, śnieżne zaspy. Zrobiłem krok w stronę okna. Lekkie zwarcie i nagle zostaliśmy bez prądu...nie powiem...trochę się przestraszyłem, mimo to starałem się zachować stoicki spokój. Momentalnie poczułem przywierające do mnie ciało Nama. Czułem na karku jego ciepły, przerażony oddech. Nie mam pojęcia dlaczego, ale spodobało mi się to. Zamknąłem oczy i przygryzłem z zadowoleniem wargi.
- Guki boję się...- wyszeptał mi do ucha...przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Yyyy...wiesz co ?.... może....może weź z kuchni latarki i chodź na górę..- rzuciłem szybko odsuwając się od brata.
- Nie pójdę sam...nie ma takiej opcji...- po tych słowach złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szedłem za nim nerwowo oglądając co chwila za siebie. Nam wyciągnął z szafki nad lodówką dwie latarki, po czym wręczył mi jedną z nich. Aha...dał mi tą niedziałającą... cały Nam.
- Coś Ty mi dał ?... wiesz,że muszę mieć latarkę. Nie ma opcji żebym zasnął bez niej...- mówiłem cicho...tak, jakbym bał się,że ktoś może nas usłyszeć.
- No to jesteś zmuszony spać ze mną braciszku...- Nam uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i niepewnym krokiem prowadził na górę. Weszliśmy do pokoju. Szybko zamknąłem za sobą drzwi na klucz...przez całą drogę miałem wrażenie,że ktoś za nami idzie. Tutaj to samo..czułem na sobie spojrzenie przeszywające strachem całe moje ciało.
- Co jest słoneczko ? -Nam uśmiechnął się, po czym położył się na wielkim łóżku, znajdującym się na drugim końcu pokoju. "Słoneczko" ? Co to miało być ? Westchnąłem, podszedłem do łóżka i się na nim niepewnie położyłem. Czułem się dość dziwnie....ostatnio tak leżeliśmy koło siebie jak mieliśmy po 10 lat. Czułem na sobie spojrzenie Nama. Zaczęło robić mi się gorąco,a na mojej twarzy pojawił się niewinny rumienieć. Poczułem się jak idiota... YongNam położył dłoń na moim rozpalonym policzku i zaczął go głaskać opuszkami palców. Dlaczego zrobiło mi się tak dobrze ? Przecież to mój brat do cholery ! Brat, który mnie tak niemiłosiernie podnieca. Westchnąłem z zadowolenia i przymknąłem oczy. W pewnym momencie poczułem przy swoich drżących wargach gorące usta YongNama. Zamarłem. Nie musiałem długo czekać. Nam przyciągnął mnie bliżej siebie i delikatnie musnął moje wargi. Poczułem przyjemne ciepło i dreszcz, który przeszedł całe, moje ciało. Całe te pieszczoty przerwał dźwięk sms'a. Usiadłem szybko na łóżku i sięgnąłem po telefon.

Jello ♥ 
" Co słychać skarbie ? Tęsknię za Tobą. ;* "

Zamarłem...co miałem mu odpisać ? Byłem z Zelo od ponad 2 lat, a teraz odwalam coś takiego z YongNamem.... Położyłem telefon z powrotem na szafce.
- Kto to ?- poczułem nad uchem ciche mruczenie.
- Jello...- odwróciłem głowę i spojrzałem w piękne i duże oczy mojego braciszka. Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, jednak Nam szybko mi to utrudnił. Zamknął mnie swoimi wargami, które momentalnie połączyliśmy w namiętnym pocałunku. Nie wytrzymałem. Czułem jak mój członek robi się coraz twardszy. Nie wiem czy było to spowodowane pieszczotami Nama, czy tym, że cholernie tęskniłem za Zelo. YongNam musiał to chyba wyczuć. Przejechał po nim ręką i delikatnie się uśmiechnął. Położył mnie powoli na łóżku po czym mocno złapał mnie za nadgarstki kładąc je koło mojej głowy. Nachylił się nad moją twarzą i wyszeptał :
- Będziesz stawiał opór czy się podporządkujesz i będziesz robił wszystko co ci rozkarzę ?- zamarłem...to nie był mój brat, którego znam od 23 lat.
- Nami...no co ty....- mój głos drżał, a po policzku spłynęła łza. Nam zlizał ją i przygryzł mi policzek. Skrzywiłem się...mimo tego, że czułem, co mnie zaraz czeka...chciałem więcej...podobało mi się to. YongNam zszedł ze mnie i się uśmiechnął.
- Rozbierz się... 
Usiadłem przy oparciu łóżka i posłusznie zacząłem wykonywać rozkazy mojego brata. Po chwili siedziałem juz nagi. Nam usiadł bliżej mnie, dotknął moich ud i rozszerzył mi nogi. Poczułem się strasznie skrępowany. Ostatnio widzieliśmy się nadzy jak jeszcze w wieku 5 lat razem się kąpaliśmy. Nam patrzył mi w oczy i delikatnie gładził moje uda.
- Zrób sobie dobrze skarbie...- wyszeptał, po czym delikatnie mnie pocałował. Wstrzymałem oddech i zarumieniłem się.
- Nami...proszę Cię...- wyszeptałem błagalnym tonem i spuściłem głowę. Nam ujął w dłoni mojego członka i zaczął mi dogadzać. Mimo całej tej chorej sytuacji poczułem niesamowite podniecenie. Nam oderwał się od twardego już przyrodzenia i oblizał wargi.
Twoja kolej braciszku...- wziął moją rękę i położył na członku. Patrząc na niego nieco zażenowany zacząłem robić to o co mnie prosił. Czując na sobie jego podniecony wzrok zacząłem robić to szybciej tracąc powoli nad sobą kontrolę. Przygryzłem wargi i zacząłem wydawać z siebie ciche, stłumione jęki. Słyszałem tylko mruczenie Nama i czułem na sobie jego delikatne dłonie. Było mi niesamowicie dobrze. Nie potrzebowałem dużo czasu. Z głośnym krzykiem doszedłem na wodzącą po moim brzuchu rękę YongNama. Otworzyłem oczy. Widziałem przed sobą zadwoloną twarz brata.
- Grzeczny chłopiec... - po tych słowach poczułem w swoich ustach potężną rękę Nama. Wiedziałem o co chodzi. Posłusznie zacząłem "czyścić" ją językiem z tego co zostawiłem na niej chwilę wcześniej.
- Koniec zabawy - Nam podał mi ubrania. Nie wiedziałem zbytnio o co chodzi. Szybko się ubrałem i patrzyłem na mojego bliźniaka.
- N...Nami... - wyszeptałem i podniosłem się z łóżka. - Co my ?... - wtedy poczułem wstręt... wstręt do samego siebie....co ja do cholery zrobiłem ? Nam patrzył na mnie i zaczął się śmiać. Zgłupiałem. Popatrzyłem na niego zdezorientowany. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć.
- Nam...dlaczego ?- przestałem się kontrolować. Upadłem na kolana i zacząłem płakać jak dziecko. YongNam podniósł się z łóżka, klęknął przede mną i ujął moją twarz w swoją delikatną dłoń.
- Nie płacz braciszku.... tak już będzie zawsze... - po tych słowach znów mnie pocałował...znów poczułem to przyjemne ciepło i lekki dreszcz. Czułem się jak kretyn.... dogadzałem sobie na rozkaz brata. Wiedziałem, że na tym się nie skończy. Nie myliłem się... YongNam podniósł mnie i położył na łóżku. Po chwili byliśmy już nadzy...Nam zaczął pieścić moje ciało, a ja odczuwałem niesamowitą rozkosz ... czułem się lepiej niż z Zelo...wiedziałem, że to przy YongNamie chcę spędzić resztę mojego życia....


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------


10 października 2013

KaiSoo.1



           
             














                 "Ała....ale boli mnie głowa. W ogóle...gdzie ja jestem ? Co się w ogóle stało ? Dlaczego tak mnie wszystko boli ? Ehh...ostatnie co pamiętam to uderzenie w tył głowy....ale co było później.... nie mam pojęcia. Boże, dlaczego tak mnie boli cale ciało ? Czuję się jakby ktoś wbijał we mnie setki noży...jakby przejechał mnie obładowany po brzegi tir....jakby ktoś powoli obdzierał mnie ze skóry....jakbym był podpalany.... dlaczego to tak bardzo boli ? Już bym wolał umrzeć, niż to znosić. Dla....dlaczego jestem nagi ? Dlaczego moje ciało jest całe w siniakach i fioletowych krwiakach ?! Co się do cholery stało ?! ".
   Przerażony chłopak popatrzył w kąt ciemnego pomieszczenia, z którego dobiegały chłodne, męskie śmiechy. Czuł się niesamowicie upokorzony... Wiedział co się stało... wiedział czym jest spowodowany ten przeszywający ból. Po jego szczupłych, posiniaczonych nogach spływały strużki krwi. Przejechał językiem po wargach. Nawet to sprawiło mu ból... były całe pogryzione i spuchnięte. Kyungsoo patrzył na ciemny kąt. Rap Monster i Jimin. Wszędzie poznałby te parszywe, cwane gęby. Jimin podszedł do przestraszonego 20-latka i chwycił go za włosy, na co ten wydał z siebie stłumiony lękiem jęk. Nachylił się do niego i z cwaniackim uśmiechem zaczął gryźć jego zmasakrowane i ociekające krwią wargi. Po delikatnej twarzy D.O zaczęły spływać łzy, które mieszając się z krwią kapały na jego nagie ciało. Rap Monster patrzył na całą tą scenę z lekkim uśmiechem. W końcu jednak podszedł do zgwałconego, roztrzęsionego ciałka i chwycił w brutalny sposób członka chłopaka.
- Panowie koniec zabawy ! -Kyungsoo podniósł głowę i spojrzał w stronę dobiegającego,ciepłego, męskiego głosu. W drzwiach stał wysoki, młody chłopak z blond włosami. Na jego twarzy malował się cwaniacki uśmieszek. W pokoju panowała głucha cisza. Słychać było jedynie przerażony i płytki oddech D.O. Chłopak podszedł do niego i popatrzył w jego wielkie, czekoladowe oczy. Kucnął przed zakrwawionym i roztrzęsionym ciałkiem. Z uwagą przyglądał się każdej zadanej przez chłopaków ranie. Dotknął swoją delikatną dłonią policzka ofiary.
- Bardzo cię skrzywdzili ?- zapytał ciepło patrząc w piękne oczy chłopaka. Ten skinął twierdząco głową, zamknął oczy i wtulił twarz w dłoń blondyna. Jego pytanie było zbędne. Jeszcze tak zmasakrowanego ciała nigdy nie widział... tym razem Rap Monster i Jimin grubo przesadzili. To Kai dawał im te zlecenia, to on kazał im traktować bezbronnych chłopaczków jak śmieci, a później jak gdyby nigdy nic...zabijał ich. Zwłoki zwykle lądowały na dnie morza, daleko za Seulem lub w rowach wykopanych w piwnicy pod domem. Dlaczego to robił ?.... Jak to on mówił, cierpi na nadmiar wolnego czasu...
- To jak ?... To co zwykle ?- Jimin wyciągnął ze spodni pistolet, nabił go i przyłożył do głowy Kyungsoo. Po twarzy chłopaka spłynęła wielka łza....czuł,że to koniec... zastanawiał się tylko czym zawinił, że Bóg postanowił go tak ukarać. Zacisnął mocno oczy i wtulił swoją twarz w dłoń młodszego.
- Nie... - Kai patrzył na piękną i przestraszoną twarz chłopaka. - Zostaje ze mną... -wstał, odwiązał skrępowane dłonie starszego i podał mu spodnie. Ten wziął je w trzęsące się ręce i powoli włożył krzywiąc się przy tym z bólu. Kai złapał go za rękę i wyprowadził z ciemnego pomieszczenia. Ruszyli schodami na górę. D.O szedł posłusznie za nieznajomym wpatrując się w jego idealną twarz. Wprowadził go do pokoju i posadził na dużym łóżku. Usiadł obok niego i zaczesał bordowe włosy starszego za ucho.
- Przepraszam....- wyszeptał a po jego bladej cerze spłynęła łza. D.O przyłożył do jego twarzy posiniaczoną rękę i wytarł ją jednym ruchem.
- Nie skrzywdzisz mnie ?- zapytał trzęsącym się głosem. Blondyn zbliżył się do drgających warg Kyungsoo i złożył na nich delikatny pocałunek. Tym razem starszy poczuł przyjemne ciepło. Zapomniał o bolącym go całym ciele i krwawiących wargach. Oderwał się od gorących ust młodszego i popatrzył w jego brązowe oczy. Jego spojrzenie było nieobecne, oczy zamglone, a oddech coraz płytszy i cięższy. W pewnym momencie jego zwykle wesołe i błyszczące oczy zamknęły się, a ciało opadło bezwładnie w ramiona Kaia. Liczne rany na ciele i brutalne traktowanie sprawiły,że drobne ciałko D.O nie wytrzymało. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Cieszył się, że te ostatnie sekundy życia spędził z uroczym blondynem, którego mimo wyrządzonej mu krzywdy pokochał....
   Kai trzymał w ramionach bezwładne ciało, a z jego oczu toczyły się wielkie łzy. Położył chłopaka delikatnie na łóżku, pocałował jego porozrywane wargi i wyciągnął pistolet. Patrząc na drobne, zmasakrowane ciało przyłożył go do skroni....

Cisza.....wyrzuty sumienia nie pozwoliłby blondynowi żyć w spokoju... poza tym.... wystarczyło mu kilka minut by pokochać swoją kolejną "ofiarę". Leżeli koło siebie bezwładnie... oddech Kaia powoli ucichł....w końcu ich dusze spotkały się... w cichej harmonii i spokoju odeszli do lepszego świata....


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





                

7 października 2013

HunHan.1





          "Ale nudy...."- pomyślał 19-letni chłopak siedzący na oknie swojego pokoju. Patrzył na wolno spadające płatki śniegu lekko połyskujące w blasku zachodzącego już słońca. Po śmierci swojej matki robił to praktycznie codziennie. Siadał na oknie, patrzył na park, przed którym stał dom,w którym mieszkał i śledził przemijające pory dnia i zjawiska atmosferyczne. Westchnął zrezygnowany i sięgnął po telefon. Pięć nieodebranych połączeń. Od godziny próbował się do niego dobijać jego najlepszy przyjaciel Luhan, którego pieszczotliwie nazywał Xiao Lu. Chłopak wybrał jego numer i przyłożył telefon do ucha. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Już po pierwszym sygnale w słuchawce odezwał się słodki, ciepły głos Luhana.
- Hyung przyjdź do mnie...- wyburkał smutno młodszy, po czym się rozłączył i rzucił telefonem na szafkę. Zszedł z okna, narzucił na siebie swoją ulubioną, czarną bluzę i usiadł przy biurku. Błędnie wpatrywał się w korkową tablicę, do której poprzyczepiane były zdjęcia jego i jego przyjaciela. Mimo złego nastroju lekko się uśmiechnął i dotknął swoją delikatną ręką zdjęcia Luhana. Zawsze gdy był smutny lubił patrzeć na jego zdjęcia. Wesoła, piękna i szczera twarz starszego umiała poprawić mu humor. Czasem nawet powodowała rumieniec na jego ulzzangowej twarzy. Zawsze gdy tak się działo Sehun kręcił przecząco głową i wmawiał sobie, że "to tylko przyjaciel" . Kochał go...to fakt..ale raczej bardziej jak przyjaciela niż kogoś z kim miałby spędzić swoje życie. Młodszy odpiął czerowną szpilkę i wziął w swoją mleczną rękę zdjęcie Xiao. Przejechał po nim opuszkami palców po czym znów się uśmiechnął.
- "Kocham Cię Hyung..."- wyszeptał i delikatnie pocałował roześmianą twarz widniejącą na fotografii. Po tych słowach poczuł dwie, ciepłe i delikatne dłonie, które z uczuciem głaskały jego piękną twarz. Doskonale znał ten dotyk. Wszędzie poznałby te delikatne i zawsze rozgrzane dłonie. Młodszy zadrżał, a po jego plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Luhan nachylił się do chłopaka i złożył pocałunek na jego chłodnym w przyjemny sposób karku. Drżącą reką młodszy ściągnął z tablicy zdjęcie swojej matki i położył je przed sobą na biurku.
- "Pomóż mi zapomnieć..."- wyszeptał. Starszy skinął twierdząco głową i unisół lekkie ciało maknae. Przeniósł je na łóżko i delikatnie na nim położył. W końcu ich spojrzenia mogły się spotkać. Sehun uwielbiał wpatrywać się w błyszczące oczy swojego hyunga. Położył dłoń na jego bladym policzku i pogłaskał go kciukiem. Starszy uśmiechnął się, nachylił do chłopaka i delikatnie musnął swoimi ciepłymi wargami jego drżące usta. 19-latek westchnął. Pierwszy raz mógł poczuć na sobie usta, których pragnął od tak dawna...o których śnił po nocach... których zawsze chciał spróbować. Nie odrywając się od tej długo oczekiwanej chwili, młodszy przękręcił Luhana na plecy. Położył się bokiem obok niego i głaskał go po jego płaskim brzuchu. Z ust starszego wydobył sie cichy jęk...widocznie ich pożądnie było wzajemne...nie było to jednostronne zauroczenie ze strony maknae.
   Emocje zawładnęły myślami młodszego. Nie odrywając się od słodkich, soczystych ust swojego hyunga zerwał z niego ubranie. Jego oczom ukazało się szczupłe, blade ciało pokryte dreszczem wywołanym delikatnymi gestami z jego strony. To samo zrobił ze sobą. Już po chwili oboje leżeli obok siebie nadzy. Wpatrywali się sobie w oczy  i głaskali po twarzach.
- Pomóż mi zapomnieć..."- wyszeptał ponownie młodszy, a jego delikatna dłoń zjechała nieśmiało na męskość Xiao. Na twarzy starszego pojawił się uroczy rumieniec, a w jego oczkach tańczyły ogniki. Skinął twierdząco głową, po czym usiadł na łóżku między szczupłymi nogami swojego kochanka. Nachylił się niepewnie do jego już pobudzonej męskości i wsunął ją powoli w swoje ciepłe, wilgotne wargi. Sehun zadrżał i złapał odruchowo za białą pościel. Ten gest zachęcił "jelonka" do dalszego działania. Jego dłoń powędrowała pod poduszkę, spod której wyciągnął lubrykant. Młodszy speszył się.... nie sądził,że Luhan znajdzie miejsce,w którym trzymał takie rzeczy. Mimo to starał się o tym nie myśleć, tylko rozkoszować się tą błogą chwilą. W tym samym czasie lepki, zimny żel rozlewał się po szczypłych palcach starszego. Luhan pełniący funkcję seme uniósł rozedrżane ciało kochanka. Wpatrując się w jego zamglone oczy przejechał palcem po lini jego kręgosłupa. Młodszy jęknął, a za palcem Luhana połynęła chłodna strużka potu. Nie czekając dłużej włożył wcześniej przygotowane palce w wejście Sehuna. Położył go z powrotem na mokrej od potu pościeli i patrzył na jego podniecony wyraz twarzy. Jego dwa palce w bardzo delikatny sposób badały wnętrze ukochanego. Gdy Sehun skinął głową, że jest już gotowy, Luhan nie czekał ani chwili dłużej. Rozprowadził lubrykant na swojej męskości i powoli wsunął ją w ciasnego i zestresowanego chłopaka. Po chwili ich ciała tworzyły jedno. Jedno podążało za drugim. Można powiedzieć, że byli dla siebie stworzeni. Płynne i delikatne ruchy starszego szły w parze z cichymi jękami Sehuna. Ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Chłodne krople potu spadały na twarz maknae. Nie potrzebowali dużo czasu. Wystarczyło te kilka ruchów, by oboje poczuli cudowną rozkosz i spełnienie. Luhan wysunął powoli członka z wejścia Sehuna i położył się obok niego. Chłopak patrzył na swojego hyunga, a na jego twarzy malował się słodki uśmiech przeplatany łzami wzruszenia.
- "Dziękuję..."- wyszeptał i wtulił się w mokre od potu ciało "jelonka". Ten natomiast okrył ich puchową, ciepłą koldrą i złożył delikatny pocałunek na kolorowych włosach swojego skarba. Sehun zamknął oczy i usnął w ramionach ukochanego z delikatnym uśmiechem na twarzy.

~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HunHan należy do moich ulubionych paringów i bardzo się cieszę,że mogłam ich dzisiaj napisać :)
Mam nadzieję, że się spodobało :*


6 października 2013

BangLo1

                           

       
            I znów kolejny, jesienny i chłodny poranek. Mimo tego młody blondyn jak co dzień ubrał puchową kurtkę i wyszedł na spacer do pobliskiego parku. Miał w nim swoje ulubione miejsce, do którego zawsze przychodził pomyśleć. I tak było też tym razem. Na pobliskim straganie kupił pudełko swoich ulubionych koktajlowych pomidorków, usiadł na ławce znajdującej się przy fontannie i zaczął z uwagą obserwować ludzi. Typowy, roboczy dzień w Korei. Tłum ludzi spieszących się do wielkich, dobrze prosperujących firm, nastolatki uprawiające poranny jogging dążące do uzyskania jak najlepszej figury i staruszkowie spacerujący ze swoimi czworonożnymi przyjaciółmi. Chłopak patrzył na nich błędnym wzrokiem i z wielką gracją pochłaniał swój wcześniejszy zakup. Rozmyślał o tym, co działo się dokładnie siedem dni temu. Siedem dni temu kiedy to przypadkowo poznany chłopak po odprowadzeniu go do domu złożył delikatny pocałunek na jego słodkich, ciepłych wargach. Od tamtej pory jego myśli zajmował tylko obraz idealnej twarzy nieznajomego i jego ciepły, niski głos. Głos, który porafił doprowadzić go do niemożliwej do opisania rozkoszy, powodujący ciary na jego gładkich, bladych plecach. Blondyn przeniósł wzrok na fontanne. Wpatrując się w rozbryzgujące się strumienie wody myślał o tym,co by było dalej gdyby wtedy pozwolił chłopakowi na więcej. Po chwili jednak oprzytomniał. Przecież poznał go zupełnie przypadkiem. Ich "znajomość" trwała zaledwie godzinę. Jednak ten krótki okres czasu wystarczył 17-latkowi by się zauroczyć.     Westchnął nieco przygnębiony, wstał z ławki i powolnym krokiem ruszył w stronę domu. Zatrzymał się na przejściu rozglądając się za przejeżdżającymi samochodami. Pędzący, naładowany po brzegi towarem tir przejechał koło chłopaka rozwiewając jego idealnie ułożone blond loki. Przeklnął cicho pod nosem, po czym ruszył przez przejście starając się doprowadzić włosy do ładu. W pewnym momencie poczuł uderzenie. Nie..nie samochodu. To on uderzył w jakąś osobę idącą z naprzeciwka.
- Jello... -ciepły, niski głos uderzył w jego wszystkie zmysły. Tylko jedna osoba tak go nazywała. Tylko jedna osoba potrafiła doprowadzić go do szaleństwa jednym słowem. Poczuł przyjemny dreszcz pszeszywający jego całe ciało. Nieśmiało podniósł głowę i spojrzał w brązowe, głębokie i łagodne oczy. Twarz mężczyzny stojącego na przeciwko była łagodna i bardzo radosna. Malował się na niej szeroki, szczery uśmiech, na widok którego młody chłopak się zarumienił. Mężczyzna pogłaskał Jello po twarzy i złożył namiętny pocałunek na jego ciepłych, drżących z emocji wargach. Jednak cała ta chwila nie trwała zbyt długo. Silne dłonie starszego pociągnęły za sobą drobne, roztrzęsione ciało Zelo. Zdezorientowany chłopaczek posłusznie za nim podążał rozmyślając co chce z nim zrobić. Przez myśl przechodziły mu różne opcje,ale żadnej z nich się nie bał. Chciał go, pragnął jak niczego innego, czuł,że gdy do tego dojdzie pozwoli mu zrobić ze sobą wszystko, wszystko...byleby tylko Bang był zadowolony. Wysoki mężczyzna zaciągnął chłopaka przed blok. Stali tak chwilę w milczeniu i spoglądali sobie w oczy. Na słodkiej, gładkiej twarzy młodszego co chwila pojawiał się uroczy rumienieć, bardzo pozytywnie działający na Banga. Na jego widok chłopak uśmiechał się i cmokał go w rozpalone z emocji czoło. W końcu nachylił się do ucha młodszego i wyszeptał :
- Jello.... od dzisiaj jesteś mój...rozumiesz ? -chłopak zadrżał z przerażenia,ale mimo to skinął twierdząco głową. Bang uśmiechnął się na ten gest i kontynuował.... - należysz do mnie...jesteś moją własnością....robisz wszystko o co cię poproszę albo ci rozkażę, mogę robić z tobą wszystko...nawet jak nie będziesz miał na to ochoty...-Zelo zatrząsł się,ale wciąż przytakiwał na słowa starszego....- grzeczny chłopiec... ah...i tylko ja mogę robić z tobą to...- Bang złapał młodszego za męskość robiąc to w dość brutalny sposób. Z ust Zelo wydobył się stłumiony przez rękę starszego krzyk. Mężczyzna uśmiechnął się, złapał roztrzęsioną rękę swojej nowej zabawki i zaciągnął go w stronę bloku. 


~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------




Mój pierwszy oneshot na tym blogu. Mam nadzieję,że się Wam choć trochę spodobał :) Czekam na Wasze opinie i propozycje. Jeśli chcecie jakiś konkretny paring piszcie śmiało. Postaram się go jak najszyciej zrealizować. 
♥ !