20 maja 2015

Mark & Jackson ~cz.4 [Miłość z internetu]



                      Po wielokrotnych namowom Youngjae w końcu uległem i dla świętego spokoju pojechałem z nim i jego kolegami nad jezioro. Pogoda była cudowna więc w sumie żal byłoby zmarnować ją na siedzenie w domu. Mimo dość sympatycznej atmosfery wolałem trzymać się z boku grupy. Cały ja... zawsze wolałem trzymać się z dala od towarzystwa. Bałem się, że się im narzucam, czy coś. A tak potulnie nałożyłem słuchawki i udawałem, że mnie nie ma. Wpatrzony w wodę myślałem o Wangu i o tym,co teraz robi. Strasznie brakuje mi codziennych rozmów z nim... wymiana kilkoma sms'ami mnie nie zadowala. Pewnie sobie kogoś znalazł... z takim charakterem nie trudno o znalezienie miłości. Chciałbym tylko choć raz się z nim zobaczyć, powiedzieć mu co czuję, dostać kosza i odejść... szczerze mówiąc nie widzę tego inaczej. Po pierwsze... to internetowa znajomość. Nawet jeśli byśmy się spotkali to nie na długo, a co za tym idzie... związek na odległość nie przetrwa. Hm.. pewnie jak mnie zobaczy to zwątpi. Jestem paskudny, a on zapewne ma laski na pęczki. Z resztą... o czym ja mówię? Nigdy się nie spotkamy i nigdy nie będziemy razem, chociaż bardzo bym tego chciał.
   W pewnym momencie poczułem jak ktoś mnie szturcha. Wyciągnąłem z uszu słuchawki i leniwie podniosłem oczy ku górze. Przede mną stał zadowolony Jackson z butelką zimnego piwa.
- Chcę posiedzieć sam...
- Coś się stało?- chłopak usiadł obok mnie i wręczył mi alkohol.
- Nie... po prostu wolałbym teraz pobyć sam...
- Musisz mieć jakiś powód... przeżywasz to, że Youngjae kogoś ma?
- Jezus, coś się czepił tego Youngjae?... Wali mnie to, niech się spotyka z kim chce. Mówiłem, że to tylko mój kolega...
- Hmm...- Jackson westchnął i objął mnie ramieniem - Czemu wczoraj tak nagle wyszedłeś?
- Już ci mówiłem...
- Poważnie kogoś masz?
- Powiedzmy...- widziałem, że mimo zawodu chłopak się nie podda i będzie dalej próbował mnie wyrwać. Ja jednak starałem się być twardy i wierny Wangowi, mimo że nie byliśmy razem.
- Mam pomysł.
- Jaki?
- Powiedz mi, o co dokładnie chodzi... postaram się jakoś ci pomóc.
- Ale ja nie potrzebuję pomocy, poważnie...
- Maaaark.- Jackson zbliżył do mnie swoją twarz, tak, że dotykaliśmy się nosami - Jesteś potwornie uparty. 
- Taka moja natura.
- Lubię takich zadziornych chłopaków jak ty.- czułem jak znów się czerwienie. Przełknąłem głośno ślinę i spuściłem jedynie wzrok. O jakichkolwiek ruchach mogłem zapomnieć, bo byłem trzymany przez chłopaka.
- Daj mi w końcu spokój.
Jackson zachichotał i zamknął oczy przekrzywiając tym samym głowę lekko w bok. Czułem jak serce rozsadza mi klatkę piersiową. W mojej głowie znów zaczęły przewijać się myśli dotyczące Wanga i tego, że go cholernie kocham. Całowanie się z Jacksonem może wszystko popsuć. Gdy jego usta dotknęły moich chłopak uśmiechnął się i szepnął, łapiąc mnie tym samym za kark.
- Twój ruch.
Jęknąłem z niezadowolenia i odskoczyłem od niego najdalej jak mogłem. Następnie wściekły do granic możliwości zacząłem zbierać swoje rzeczy. Miałem już dość. Chciałem, by Jackson jak najszybciej stąd wyjechał i nigdy więcej nie pokazywał mi się na oczy. Nagle poczułem jak chłopak łapie mnie za rękę i ciągnie w swoją stronę. Znów zetknęliśmy się ciałami. Miałem ochotę dać mu w twarz i wrócić do domu, ale znów jego silne dłonie mi na to nie pozwoliły.
- Puść mnie do cholery...
- Czemu się tak zachowujesz?
- Puść mnie, głuchy jesteś?... Zaraz zadzwonię do swojego chłopaka i spuści ci taki łomot, że się nie pozbierasz.
- Dobrze. - Jackson puścił mnie i zrobił krok w tył - Dzwoń.
(włączamy) No to znalazłem się w pułapce bez wyjścia. Nie mogłem teraz odpuścić bo wyszedłbym na idiotę. Z drugiej jednak strony jak zadzwonię do Wanga i zacznę mu słodzić i prosić o pomoc...to wyjdę na jeszcze większego idiotę. Boże, co robić? Widziałem jak Jackson uważnie mi się przygląda. Czekał tylko aż wyciągnę telefon i zadzwonię do "swojego chłopaka". Trzymając nadal wściekłą minę wyjąłem telefon i wykręciłem numer do Wanga. Ręce strasznie mi drżały, a serce waliło jak młotem. Po usłyszeniu pierwszego sygnału zetknąłem się z muzyką dobiegającą z kieszeni spodni Jacksona. Chłopak uśmiechnął się, po czym wyciągnął komórkę i skierował ją w moją stronę. Na ekranie widniało zapisane moje imię. W tym momencie totalnie zgłupiałem. Nie wiedziałem co mam zrobić i jak się zachować. Jackson podszedł do mnie i wyciągnął telefon z mojej dłoni, po czym się rozłączył. Czułem jak robi mi się słabo. Moje nogi były jak z waty, w ustach zrobiło mi się bardzo sucho, a przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Czułem, że długo nie ustoje. Jackson chwycił mnie w pasie i posadził na kocu. Głaszcząc mnie po twarzy, delikatnie mnie przytulał i lekko bujał. Za nic w świecie nie mogło do mnie dotrzeć, że siedzę teraz obok Wanga... chłopaka, z którym piszę od roku... chłopaka którego kocham najbardziej na świecie i o którym śnię każdej nocy od dnia naszego poznania. Nie chciałem...albo bardzo bałem się uwierzyć w to, co się właśnie stało. Bardzo chciałem teraz na niego spojrzeć, ale nie mogłem. Coś mnie przed tym hamowało i mi na to nie pozwalało. Zamknąłem oczy... czułem jak po policzkach spływają mi łzy, które automatycznie wycierane były przez Jacksona. Był to dla mnie zbyt duży szok. Chciałem teraz wrócić w cztery ściany swojego pokoju i o wszystkim zapomnieć. Nie tak wyobrażałem sobie nasze pierwsze spotkanie. Od samego początku chciałem być przygotowany na nie psychicznie... Wang doskonale o tym wiedział, a mimo to przyjechał tu bez mojej wiedzy i odwalał takie cyrki. W jednej chwili całkowicie go znienawidziłem, ale spowodowane to było zapewne szokiem, przez jaki teraz przechodziłem. Po otwarciu oczu zobaczyłem klekającego obok mnie Youngjae.
- Odwieź mnie do domu...- nawet wypowiedzenie tych słów z trudem przechodziło mi przez gardło.
- Mark...
- Proszę cię.- chłopak westchnął i pomógł mi wstać, po czym zaprowadził mnie do samochodu. Teraz widzę, że wszyscy o wszystkim wiedzieli. Widać, robienie idiotów z ludzi sprawia im przyjemność. Gdy mój sąsiad zamknął za mną drzwi spojrzałem kątem oka na Jacksona, który z wyrzutami sumienia osuwa się po drzewie i chowa twarz w nogach. Ten widok był kolejnym gwoździem do trumny. W środku mnie mieszała się setka emocji. Począwszy od tych najlepszych jak radość ze spotkania, po te najgorsze, jak ból, rozczarowanie i okropna złość. Sam nie wiem, czy byłem zły na Wanga czy na siebie. Gdybym wiedział, że to on jest miłością mojego życia nie traktowałbym go tak ostro. Z drugiej jednak strony on też mógł uprzedzić, że przyjeżdża. Setki razy mówiłem mu, że nasze spotkanie będzie dla mnie wielkim przeżyciem, na które będę musiał się psychicznie nastawić.
- Jesteśmy...- Youngjae delikatnie mnie szturchnął i westchnął - Co teraz?
- Nie chcę was znać...- po wyjściu z samochodu ruszyłem prosto do domu. Nie witając się z nikim z rodziny, pobiegłem wprost do swojego pokoju i zamknąłem się w nim na dwa zamki. Nie potrafiłem opisać swojego samopoczucia. Chyba najbardziej w tym wszystkim byłem zły na siebie. Dlaczego?... w zasadzie to sam nie wiem. Normalny człowiek raczej cieszyłby się z takiego spotkania. Ja natomiast płakałem i miałem ochotę ze sobą skończyć... zbyt duży szok. Wtedy przypomniałem sobie o słowach JB. Niewiele myśląc poszedłem do łazienki znajdującej się w moim pokoju i szybkim, zdecydowanym ruchem rozbiłem wiszące na ścianie lustro. Siadając obok wanny chwyciłem za kawałek szkła i zacząłem ciąć nim skórę na nadgarstkach. Nie udźwignąłem ciężaru tej sytuacji. Miłość do chłopaka mnie przerosła....nie sądziłem, że będzie tak bolesna i trudna. Do tego nasze spotkanie... nie tak miało ono wyglądać. Miałem ułożony w głowie idealny scenariusz, a te dwa dni wszystko zepsuły.
Oparłem głowę o ścianę. Zamglonymi oczyma przyglądałem się cieknącej po rękach krwi. Spływała tak spokojnie i powoli. Chciałem więcej... ten widok zdecydowanie działał na mnie kojąco. Po kilku kolejnych nacięciach uśmiechnąłem się lekko i zamknąłem oczy. Czułem się tak błogo. Dookoła mnie panowała totalna cisza i spokój... właśnie tego mi było trzeba.


~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

5 komentarzy:

  1. Czekam na kolejne ^^
    Fighting!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże co za debil... jak można się ciąć?! *tss...i kto to mówi* mam tylko nadzieje ze nie przegiął...
    To czekam na nexta ;]
    Btw. czytam wszystko ale nie zawsze ze swojego laptopa i nie zawsze chce mi się np, z tela na google logować żeby napisać kom.. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak czytałam ten moment w którym Mark zadzwonił do Jacksona to po prostu parsknęłam śmiechem xD Ale potem zrobiło mi się smutno :c

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja sam nie wiem jak možna się ciąć xD Prędzej uszkodziłbym kogoś innego niż siebie. Masz super tempo ^^ Fighting

    OdpowiedzUsuń
  5. Xiao Lu czemu mu to robisz, nooo? ;----; mały, biedny Mareczek chce być szczęśliwy, a tu "not today, baby" i idzie się pochlastać, bo nie wytrzymuje ;( czo on zrobił, że musi tak ciężko żyć? ;___;

    OdpowiedzUsuń