11 stycznia 2016

Jackson & JB ~cz.8 [Morderca o gołębim sercu- Koniec]




- Jaebum...- drzwi do celi otworzyły się. Stał w nich zastępca szefa - Skąd macie ten koc?- milczeliśmy... Jaebum z przerażenia, ja ze zwykłej złośliwości - Zapytałem was o coś... kto dał wam ten koc?
- Pieprz się...- syknąłem przytulając mocniej chłopaka.
- Konsekwencje wyciągnie pan Park... Jaebum, za mną.
- Gdzie go zabierasz?- mężczyzna podszedł do nas wyrywając szarowłosego z moich objęć. Szarpnął go za złamaną rękę... ten nawet nie pisnął... jest już tak zastraszony i ledwo żywy, że nie do końca pewnie wie co się z nim dzieje - Słyszysz? Co z nim zrobicie?- prawa ręka Parka wyprowadziła chłopaka z celi zamykając pospiesznie drzwi. Położyłem się na piasku służącym za podłogę i zacząłem płakać. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo jestem beznadziejny i słaby. Nie potrafię ochronić osoby, którą kocham... o czym to do cholery jasnej świadczy? Jaebum powinien być z kimś, kto zapewni mu bezpieczeństwo, a nie z takim mięczakiem jak ja... Czas spędzony w celi bez JB dłużył mi się w nieskończoność. Miałem wrażenie jakbym siedział sam kilka dni... może właśnie tak było, sam już nie wiem... W pewnym momencie przypomniał mi się moment gdy siedzieliśmy razem przy fortepianie... kiedy Jaebum grał dla mnie ulubioną etiudę mojej mamy... jego serce włożone w tą grę... jego cudowny uśmiech, w którym zakochałem się od razu... I pomyśleć, że było to zaledwie kilka dni temu. Wtedy też chyba pierwszy raz go pocałowałem... nie wiem... już głupieję. Co kilka godzin w pomieszczeniu robiło się na zmianę ciemno i jasno... tak jak myślałem... siedzę tu sam od kilku dni... Jaebum...
- Jaebum!!- zerwałem się na równe nogi waląc do drzwi jak opętany - JAEBUM!- po co ja to robię? Przecież to na nic... osunąłem się na ziemię wbijając wzrok w okno... zostało mi jedynie liczenie dni..
             Nie jem, nie śpię, nie piję, nie kąpię się od kilku dni... szczerze mówiąc wali mnie to... chcę wiedzieć co się dzieje z moim chłopakiem... czy w ogóle jeszcze żyje...Nagle usłyszałem jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Jaebum? Błagam, to musisz być ty. Drzwi uchyliły się. Do środka wparował zdyszany Woohyun.
- C... co ty tu robisz...- mężczyzna kucnął przede mną dokładnie mnie oglądając.
- Jak się czujesz?
- Dobrze... Jaebum...
- Posłuchaj mnie uważnie.- mężczyzna włożył mi do ręki jedną z moich spluw - Jaebum jest w pokoju przesłuchań... siedzi tam od kilku dni, szef wyciągał od niego informacje na temat tego, gdzie jego ojciec trzyma wszystkie pieniądze.
- Co...
- Jackson, skup się... Park i ochroniarze, którzy pilnowali Jaebuma nie żyją... leć szybko po niego i spieprzaj z nim do wyjścia, jasne? Szybko do was dołączę.- o czym on do cholery mówi? Automatycznie oprzytomniałem.
- Jak to nie żyją?... Hyung, co ty...
- Jaebum na ciebie czeka.- mężczyzna pospiesznie wybiegł z celi. To wszystko do mnie nie dociera... Zerwałem się na równe nogi i ostrożnie ruszyłem do wskazanego pomieszczenia. Jesteśmy tak blisko od wyjścia stąd... jeśli teraz to spieprzę nigdy sobie tego nie wybaczę... Gdzie był ten cholerny pokój przesłuchań? Można powiedzieć, żee biegnę teraz na oślep... musiałem być cicho, by żaden z ochroniarzy mnie nie dopadł. Jest.... wparowałem do środka. Na ziemi w kałużach krwi leżał Park wraz ze swoimi osiłkami. Na środku przywiązany do krzesła siedział nagi, mokry Jaebum... stały element... nie chcesz gadać? Za karę zostaje wylane na ciebie wiadro lodowatej wody. Ciało JB jest całe sine...
- Jaebum...- podbiegłem do niego sprawdzając puls... żyje - Jaebum popatrz na mnie.- błagałem histerycznie odwiązując go. Nie reaguje... wziąłem go więc na ręce i ruszyłem z nim w stronę wyjścia - Jaebum, wiem że mnie słyszysz... popatrz na mnie.- wygląda okropnie... jak wrak człowieka. Starałem się iść korytarzami, którymi zwykle chodzi najmniej ochrony. Gdzie jest Woohyun do cholery? Oby tylko nic mu się nie stało... Nagle usłyszałem czyjeś głosy. Przystanąłem chowając się z chłopakiem za ścianą. Zaraz zza niej wyszło dwóch mężczyzn, którzy robili tzw. obchód - Pieprzyć to...- syknąłem celując prosto w nich... padli na ziemię jak muchy. Jesteśmy coraz bliżej wyjścia. Nie wierzę, że jest to tak proste... że tak po prostu nam się uda. W pewnym momencie usłyszałem jak ktoś biegnie w naszą stronę. Od razu wycelowałem w stronę tej osoby.
- To tylko ja.- Woohyun... jego twarz i ubrania zbryzgane były krwią - Zemsta jest słodka, co?- uśmiechnął się lekko okrywając Jaebuma kocem.
- Hyung...
- To nie czas na sentymenty... chodźcie.- ruszyliśmy pospiesznie do jednego z aut. Ja z Jaebumem zajęliśmy tylne siedzenia. Woohyun pospiesznie dopadł kierownicę i ruszył z piskiem opon - Ja pierdolę...
- Co... dlaczego ty to...
- Co za różnica... grunt, że jesteście wolni. Co z Jaebumem?- Jaebum... spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- Jest cały siny.... nie rusza się...- drżącą ręką pogłaskałem go po twarzy. Nagle zaczęły kapać na nią moje łzy.
- Nie panikuj... zawiozę was do szpitala. Gdzieś pod fotelem masz torbę z ubraniami... dasz radę was przebrać?
- Tak...- jak nakazł, tak też zrobiłem. Woohyun zajechał pod pierwszy lepszy szpital. Pospiesznie sięgnął po chusteczki i czystą koszulę doprowadzając się do normalnego wyglądu.
- Chodź.- pomógł mi nieść Jaebuma do środka. Tam od razu dopadła nas masa lekarzy. Zabrali Jaebuma na salę robiąc mu wszystkie badania... ja natomiast w tym czasie rozmawiałem z lekarzami. Dowiedziałem się, że ręka Jaebuma będzie ponownie złamana, tylko po to, by później poprawnie się zrosła... dobrze, że chłopak jest nieprzytomny... nie będzie znów czuł tego bólu. Dodatkowo jego organizm jest wykończony i wychłodzony... miał ponoć bardzo dużo szczęścia, że udało mu się przeżyć. Ja nie poddałem się żadnym badaniom... grałem twardego. Gdyby położyli nas dwóch nie mógłbym zajmować się chłopakiem... Najbardziej chyba bolał mnie widok jego ojca płaczącego nad jego łóżkiem... jak mogłem być takim idiotą i wciągnąć ich w takie gówno... Jego ojciec dziękował mi za to, że mu pomogłem... że przy nim jestem... ta... gdyby tylko znał prawdę...


*

               Pół roku później.... jesteście ciekawi jak teraz wygląda nasze życie? JB przeleżał w szpitalu dwa miesiące. Jak się okazało jego stan był dużo poważniejszy niż to się wszystkim na początku wydawało. Teraz jednak wszystko jest z nim dobrze, poza ręką, z którą co chwilę są jakieś problemy. Kilka dni po wyjściu ze szpitala nie chciał mieć ze mną nic wspólnego... raz mówił, że mnie kocha... za kilka minut znów za wszystko mnie obwiniał. Trwało to może jakiś tydzień. Później jego ojciec stwierdził, że najlepszym dla niego rozwiązaniem będzie terapia. Z tego co wiem Jaebum dość długo leczył się po śmierci matki i ponowny powrót na oddział niezbyt do niego przemawia, jednak nie było wyjścia. Z racji tego, że przez dwa miesiące chłopak był pod stałą opieką psychiatry, nie mógł chodzić do szkoły. Na szczęście jako że jest najlepszym uczniem nauczyciele bez problemu dopuścili go do egzaminów końcowych, które oczywiście zdał na 100%. Przechodząc do rzeczy...
            Jak już mówiłem z początku nasz związek poddany był ciężkiej próbie... byliśmy razem, Jaebum ze mną zrywał... za chwilę jednak mówił, że mnie kocha i że chce ze mną być i tak w kółko. Kocham go więc byłem w tej kwestii cierpliwy i wyrozumiały jak nigdy dotąd. Sytuacja uspokoiła się dopiero po leczeniu i zdaniu przez niego egzaminów. Po tym wszystkim odbyliśmy bardzo poważną rozmowę na temat tego jak w ogóle znalazłem się w jego szkole, dlaczego pracowałem w mafii, czemu dostałem zlecenie właśnie na niego... Podczas rozmowy zapewniałem go setki razy o tym, że odchodzę dla niego z tego biznesu, że go kocham i że nigdy w życiu bym go nie skrzywdził. Nigdy nie zapomnę tego dnia... Jaebum patrzył na mnie jak na ostatniego zwyrodnialca... bał się mnie... dopiero gdy powiedziałem mu wprost, że kocham go najbardziej na świecie i chcę z nim być do końca życia jego spojrzenie złagodniało. Po odbytej rozmowie widywaliśmy się maksymalnie raz w tygodniu. Za każdym razem gdy go dotykałem unikał mnie... drżał... o całowaniu się nie było nawet mowy. Sprawa ta potoczyła się zupełnie inaczej po tym jak zabrałem go na weekend poza miasto. Wtedy też po kolacji zabrałem go na plażę i... oświadczyłem mu się. Mhm... od miesiąca jesteśmy zaręczeni. Dopiero wtedy do Jaebuma dotarło to, że naprawdę go kocham i chcę dla niego jak najlepiej. A teraz? Teraz JB praktycznie u mnie mieszka... jego ojciec z początku był niesamowicie zaskoczony informacją o tym, że jego syn zaręczył się z chłopakiem jednak zaakceptował nas i życzy nam powodzenia w życiu i tego, byśmy byli ze sobą szczęśliwi.
- Jackson!
- Tak?!
- Chodź tu na chwilę!- uśmiechnąłem się pod nosem schodząc z bieżni. Mam w domu siłownię, na której ćwiczę dzień w dzień, co oczywiście nie podoba się Jaebumowi, bo jak twierdzi "zbyt intensywnie trenuję, a to może się źle odbić na moim zdrowiu". Mimo to ćwiczę, by być dla niego partnerem idealnym.
- Słucham cię skarbie.- wszedłem do kuchni zachodząc chłopaka od tyłu. Od razu zatopiłem usta w jego szyi, na co ten jęknął uśmiechając się szeroko.
- Musisz otworzyć opakowanie udonu... ja nie dam rady z tą ręką.
- Mhmmm... a co ja ci mówiłem na temat robienia czegokolwiek? 
- Jacksooon... nie rób ze mnie siroty.
- Wiesz przecież, że wszystko chętnie za ciebie zrobię.
- Jak? Będąc ciągle na siłowni?- warknąłem gryząc go w szyję. JB podskoczył słodko wzdychając.
- Wiesz, że robię to dla ciebie.- nie przestając go przytulać sięgnąłem po trzymany przez niego woreczek z makaronem.
- Mówiłem ci, że jesteś dla mnie idealny.
- To mogę się roztyć i wyglądać jak świnia?
- I tak będę cię kochał.- chłopak odwrócił się w moją stronę głaszcząc mnie po policzku.
- Wiesz, że jesteś najlepszym chłopakiem na świecie, prawda?- po każdym słowie robiłem przerwy na całowanie jego słodkich ust.
- Mmmm kilka razy coś wspominałeś. 
- Mam powtórzyć to jeszcze raz?- ten jedynie skinął głową - Jesteś najlepszym, najmądrzejszym, najsłodszym, najprzystojniejszym i wszystko co naj chłopakiem na świecie.
- Przestań...- uwielbiam jak się czerwieni. Przygryzłem wargi patrząc na niego znacząco - Y yyy... teraz?
- Mhm.
- Wytrzymaj do wieczora.
- Dochodzi 19-sta skarbie... już mamy wieczór.
- Aishhh...
- Nie daj się prosić.- mruknąłem całując go po szyi.
- Dobra... Ale ja dzisiaj nie robię absolutnie nic... jedynie leżę i jęczę. 
- Czyli tak jak najbardziej lubię.- każdy nasz dzień wygląda tam samo odkąd Jaebum tu zamieszkał. Rutyna... powtarzające się w kółko te same czynności... ale czy nas to nudzi? Absolutnie nie. Kilka dni temu stwierdziliśmy nawet, że jeśli do końca życia mielibyśmy przesiedzieć w jednym miejscu nie robiąc absolutnie nic to i tak będzie to najlepszy czas w naszym życiu, bo spędzimy go we dwoje. Jaebum powiedział też, że cieszy się z tego, co spotkało nas pół roku temu... fakt... były to niesamowicie dotkliwe i traumatyczne przeżycia, jednak dzięki nim dotarło do nas jak wiele dla siebie znaczymy i że jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by ratować drugą osobę. O to właśnie chyba w tym wszystkim chodzi, prawda?

~Koniec.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

10 komentarzy:

  1. Jejku jak słodko ♡ Tak się ciesze ze wszystko się dobrze skończyło ;; całe to opowiadanie było takie świetne ;; Twoje pomysły zawsze są tak bardzo interesujące ze chce się je czytać więcej i więcej x3 Czekam na kolejne świetne historie ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda, prawda. Powiem szczerze, że aż mi się smutno zrobiło kiedy doczytałam do końca. Czemu? Bo się skończyło xD Opowiadanie wyszło Ci po prostu genialnie i nie ma co się nad tym rozwodzić.
    Będę czekać cierpliwe na jakieś kolejne ciekawe i intrygujące opowiadanie z grupą Got7, bo przyznam, że to moja ulubiona grupa k-popowa.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny,
    Cuks.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu kobieto jesteś świetna w tym . Twoje opowiadania powalają nigdy tak miło nie czytało mi się żadnych opowiadań jak twoich ..
    OGROMNY SZACUNEK ! :3
    Napisz coś z HimUp lub wontaek ♥ Proszę , proszę , proszę Cię bardzo :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ulżyło mi...😪 Dobrze, że Woohyun pomógł Jaebunowi i Jacksonowi, bo inaczej zapewne by się tam wykończyli.
    Zaskoczyłaś mnie pozytywnie tym opowiadaniem, ponieważ nie wiedziałam jak sprawy się potoczą. Po prostu potrafisz wpaść na pomysł, który trudno jest "rozpracować" i to właśnie mi się w Twoich opowiadaniach podoba. Twoje opka są wręcz świetne. Czekam na kolejne 😃

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zakochana w twoim blogu i tych wszystkich cudownych opowiadaniach, a ta historia po prostu była piękna i ciesze się ,że zakończyła się happy endem :) Juz się nie mogę doczekać nowych :) Dużo weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. koooooooooooooooooocham (*¯ ³¯*)♡

    OdpowiedzUsuń
  7. No ok, zadeklarowałam się, że nie przeczytam, dopóki nie skończysz, że aż przegapiłam post na fb o tym, że post już dawno jest ;-;
    *uwaga, jestem pod wpływem emocji, więc może pojawić się tutaj wiele sprzeczności związanych z tym co piszę, a co myślę ;---;
    NOSZ NO NIE!!! DLACZEGO TAK TORTURUJESZ SWOICH BOHATERÓW?! JAK MOŻNA ZŁAMAĆ KOMUŚ RĘKĘ OD TAK?! NOSZ SRAM! I BARDZO DOBRZE, ŻE NIE CZYTAŁAM NA BIEŻĄCO, BO BYM KURDE DOSTAŁA ZAWAŁU JUŻ NA CZWARTYM ROZDZIALE I RESZCIE POWIEDZIAŁABYM PAPA, BO KURDE NO!!!
    ja wiem, mogłaś uznać, że im dramatyczniej, tym lepiej, bo racja, ale żeby kurde aż tak?! wiem, mafioza i te sprawy, no ale chalololo!!!
    i wgl co to ma być?! Jackson zabił tylu ludków, a nagle teraz nie wiedział co zrobić?! dlaczego nie zrobił wielkiej rozróby, że aż by się dymiło no?!!??SRAAAAAAAAM!!!
    NIENAWIDZĘ CIĘ!!! NISZCZYSZ MI ŻYCIE TYM CO PISZESZ!!! (czyt. kocham Twoje ff, pisz jeszcze więcej, bo to mój tlen)
    aghr!!! no nie! idę stąd, bo nie wyczymie! (czyt. i tak tutaj wrócę) i co z tego, że jest hepi end, jak kurde było tak srak?! (czyt. zajebiście się skończyło)
    phi, do widzenia! (czyt. tak szybko się mnie nie pozbędziesz ( ͡° ͜ʖ ͡°))

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg! Jak czytałam to kilka razy ryczałam, kilka razy się załamałam (mówię o całości xD)
    Ost rodział.... zginął mi gdzieś... przeczytałam nowy po czym przeglądam blogera i patrze jest 8... ostatni... myśle kuźwa nieee... Ale ok, siadam dzielnie i czytam... Doszłam do momentu " pół roku poźniej" szczerze i z ręką na sercu wyszłam z pokoju z krzykiem i jebnąłam drzwiami i poszłam zapalić xd Bałam się przeczytać xD Wracam, siadam, czytam, kończę. Mam ochotę wyznawać ci miłość xD Ostatnimi czasy czego bym nie czytała wkurwiało mnie zakończenie a teraz? Jezu no lovki forevki i wgl... Weny to co chyba nie brakuje ale jednak życzę żeby nigdy jej nie brakło :3
    Teraz zostaje mi pozbierać resztki feelsów po tym i czekać na drugi kolejnego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń