6 stycznia 2016

Jackson & JB ~cz.6 [Morderca o gołębim sercu]




                          Mimo ogromnego bólu wyskoczyłem pospiesznie z łóżka i pędem ruszyłem do wyjścia. Mogłem jedynie domyślać się gdzie Park zabrał Jaebuma, jednak ten dupek ma tyle kryjówek, że w głębi duszy liczę na to iż trafię na tą odpowiednią. Szybko ubrałem buty i pobiegłem na parking. Wziąłem swój najszybszy, sportowy kabriolet i ruszyłem w stronę głównej siedziby. W międzyczasie starałem się oczywiście dodzwonić do szefa. Po kilku próbach w końcu odebrał.
- Oo kto to dzwoni?
- Gdzie on jest...- warknąłem przyspieszając.
- Jesteś bardzo zły?
- Gdzie on jest do cholery?!
- Nie denerwuj się tak... jeszcze nic mu nie zrobiłem... Jaebum powiesz coś do swojego chłopaka?- czułem jak kłuje mnie serce, a do oczu cisnął się łzy. Cisza... w telefonie słychać było głuchą ciszę - Jaebum... bo stracę cierpliwość.
- Nie... nie martw się o mnie...- wydusił dławiąc się łzami. Nie czułem nawet kiedy po policzkach spłynęły mi łzy. 
- Słodki jest, co Jackson?
- Ty dupku... jeśli zobaczę, że coś mu zrobiłeś...
- Spokojnie, jest cały... z całym przedstawieniem czekamy na ciebie.
- Sukinsyn...- rozłączyłem się rzucając telefon na fotel pasażera. Jechałem tak szybko jak nigdy dotąd. Bałem się, że nie zdążę... że w tym czasie Park wykończy biednego Jaebuma... wiem do czego jest zdolny i wiem też jak słabą osobą jest JB. Po zajechaniu do głównej siedziby wybiegłem z samochodu i z impetem wparowałem do środka. Teraz jedynie pozostało mi szybkie dotarcie do tzw. "sali tortur", w której zwykle wyciągamy od porwanych ludzi potrzebne nam informacje. Mogę się jedynie domyślać, że szef zaprowadził chłopaka właśnie tam. Przed drzwiami ujrzałem dwóch ochroniarzy, którzy szczerzyli się do mnie jak nienormalni - Wpuśćcie mnie...
- Niby dlaczego mamy to zrobić?- wyciągnąłem spod bluzy spluwy kierując je w stronę mężczyzn.
- Liczę do trzech...
- Wyluzuj...- jeden z nich otworzył mi drzwi. Wbiegłem do środka. Przede mną ukazało się spore, ciemne pomieszczenie. Westchnąłem chowając broń.
- Park!- na mój głos zapaliła się masa świateł. Ujrzałem przed sobą uśmiechniętego szefa otoczonego kilkoma ochroniarzami... no tak... ten drań od zawsze bał się konfrontacji ze mną - Nie możemy załatwić tego sami? Aż tak się mnie boisz?- ten jedynie uśmiechnął się.
- Youngmin dawaj go.- w pomieszczeniu znajdowała się masa drzwi. Jednymi z nich wszedł wywołany mężczyzna prowadząc przed sobą skrępowanego Jaebuma. Widziałem z daleka jego zapłakaną twarz i drżące wargi. Park złapał go przystawiając mu broń do skroni. Na ten gest chłopak zacisnął zęby, a spod opaski zasłaniającej jego oczy wypłynęły ponownie łzy - Broń... rzuć ją do mnie.
- Nie mam broni...- starałem się zachować spokój, ale było to niezwykle trudne widząc przed sobą ledwo żywego ze strachu chłopaka. 
- Zabiję go od razu jeśli nie pozbędziesz się broni.- warknąłem rzucając pod nogi mężczyzny dwie spluwy - Grzeczny chłopiec.
- Jackson...- pisnął niemalże JB, jednak wtedy został dość boleśnie szarpnięty przez szefa.
- Stul pysk szczylu!- ruszyłem w stronę Parka. Wtedy też do akcji wkroczyło trzech ochroniarzy zatrzymujących mnie w połowie drogi - Widzę, że nie idzie dogadać się z tobą na spokojnie.
- Puść go...
- Wiesz co?- szef pchnął chłopaka na ziemię, po czym podszedł do mnie łapiąc mnie za twarz - Do tej pory chodziło mi jedynie o wyłudzenie kasy od jego ojca... teraz jednak kiedy widzę jak bardzo się dla niego poniżasz wolę go potorturować i patrzeć jak pedalsko do siebie wzdychacie.
- Jesteś chory...
- Pracujesz ze mną tyle lat i jeszcze się na mnie nie poznałeś?- uśmiechnął się cwaniacko spoglądając na ochroniarzy - Zwiążcie mu ręce i posadźcie go na krześle... zaczniemy zabawę. 
- Zostaw go!!- oczywiście na nic szły próby wyrwania się z ich silnego uścisku. Gdy związali mi dłonie rzucili mną na krzesło i spojrzeli w stronę szefa, który kładł Jaebuma na jednym z betonowych stołów. Widziałem jak chłopak stawia opory... co chwilę drży. Wtedy jednak Park schylił się szepcząc mu do ucha, by się nie bał. Na te słowa po twarzy Jaebuma spłynęło jeszcze więcej łez - Błagam cię, zostaw go!- mężczyzna w ogóle nie reagował na moje prośby. Sięgnął po leżące na stole nożyczki... byłem pewien, że pokaleczy chłopaka. Ten jednak rozciął jego koszulkę, a jej strzępy rzucił pod nogi. JB przywiązany był do stołu rękoma i nogami... nie wyobrażam sobie nawet tego, co musi teraz przeżywać... Park rozciął również chustę, którą chłopak miał związane usta. 
- Powiedz mi Jaebum... czego się najbardziej boisz?- szarowłosy milczał... był tak przerażony, że nie mógł wydusić z siebie ani słowa - Hm... może tego?- po tych słowach przejechał ręką po nagiej klatce piersiowej chłopaka - Ojeeej... ale ci wali serce... Jackson, chcesz posłuchać?
- Dość... puść go już!
- Patrz teraz.- szef zerwał z niego spodnie. Jaebum krzyknął dławiąc się łzami. Starał się wyrwać, ale nie było na to sposobu... - Nie szarp się, bo zrobisz sobie krzywdę.- powiedział wsuwając powoli rękę w jego bokserki. Tego było za wiele. Jaebum ledwo łapał oddech... widziałem, że jeszcze chwila i zemdleje ze strachu. Zacząłem się szarpać. Czułem ogromny ból spowodowany wcześniejszym pobiciem, jednak starałem się nie zwracać na to teraz uwagi. Ważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo Jaebuma. Udało się... miałem krwawiące rany na nadgarstkach, ale udało mi się uwolnić... czułem jednak, że nie na długo. Podbiegłem do mężczyzny rzucając się na niego. Pchnąłem go na ścianę i zacząłem okładać pięściami. 
- Ty skurwielu! Czego ty jeszcze od nas chcesz?!- czułem jak jestem ciągnięty do tyłu. 
- W porę panowie...- syknął Park patrząc na ochroniarzy - Pożałujesz tego, co teraz zrobiłeś...- mówiąc to uderzył z całej siły Jaebuma w brzuch. Zamurowało mnie... JB dusił się starając się złapać oddech - Mało ci?!.... To patrz na to!- Park odciął jeden sznur trzymający rękę chłopaka, po czym złapał ją, łamiąc ją jak zapałkę. Po sali rozległ się wrzask... Krzykom Jaebuma nie było końca.
- Dość! Słyszysz?!... Wykończysz go!!- mężczyzna zaśmiał się odcinając resztę lin. Strącił chłopaka na ziemię śmiejąc się z jego cierpienia. Następnie dał znać ochronie, że może mnie puścić. Wyrwałem w stronę JB delikatnie go w siebie wtulając. Jednym ruchem pozbawiłem go opaski zasłaniającej mu oczy. Jego wzrok był nieobecny... ciało było spocone i drżało ze strachu i bólu - Jaebum, powiedz coś.- szepnąłem całując go w skroń. Ten jedynie uniósł lekko na mnie wzrok, jednak po chwili jego powieki zamknęły się - Jaebum patrz na mnie! Wyjdziesz z tego, słyszysz?! 
- Ojj... coś z nim nie tak?- po chwili stał nad nami szef. Mimo to nie zwracałem na niego uwagi. Klepałem delikatnie chłopaka po twarzy starając się go obudzić.
- Skarbie, bądź silny, błagam cię.
- Bo...li...- szepnął chowając twarz w mojej klatce piersiowej.
- Nie, tak ci się tylko wydaje... wszystko jest w porządku, słyszysz?
- Zaraz się zgrzygam.- syknął Park spoglądając na mnie - Zaniesiesz go do celi sam, czy mamy wam pomóc?
- Co?
- Myślałeś, że to koniec?- parsknął śmiechem - Jeszcze kilka dni to potrwa.
- Wypuść go... ja zostanę, tylko go oszczędź.
- Jackson, nie rozśmieszaj mnie.- powiedział wskazując mi jedne z drzwi - Zapraszam.- zagryzłem wargi starając się wziąć chłopaka na ręce najdelikatniej jak to możliwe. Ten cały czas trząsł się i syczał z bólu.
- Spokojnie.- szepnąłem całując go w czoło.
- Mam rzucić na was bełta?... skończ już.- warknąłem jedynie idąc we wskazane miejsce. Po wejściu do pomieszczenia, w którym nie znajduje się zupełnie nic poza malutkim oknem u góry ściany, usiadłem wraz z JB pod ścianą wtulając go w siebie jeszcze bardziej - Hm... w sumie mogę zamknąć was w osobnych pokojach.
- Nie, błagam cię... [włączamy]
- A zresztą... i tak pewnie są to wasze ostatnie wspólne chwile.- uśmiechnął się, po czym zamknął drzwi. Nie miałem pod ręką niczego, czym mogłem usztywnić rękę chłopaka. Ten drżał coraz bardziej. Zdjąłem bluzę i t-shirt nakładając je ostrożnie na Jaebuma. 
- Za co...- szepnął spoglądając na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Jaebummie...
- Co... co ja wam zrobiłem...
- Nie... błagam posłuchaj mnie.
- Mam dość...- zagryzłem wargi powstrzymując się od płaczu. Chłopak jeszcze chwilę patrzył na mnie, jednak po kilku sekundach zamknął oczy głęboko oddychając.
- To nie potrwa długo... obiecuję.- szepnąłem histerycznie całując go po twarzy - Wyciągnę cię stąd... później... zrozumiem, jak zerwiesz ze mną kontakt.
- Nie dożyjemy wyjścia stąd...- jego przepełniony bólem głos doprowadzał mnie do szału. 
- Jaebum, wszystko będzie dobrze... musisz być silny...
- Niech mnie zabije...- majaczy... to nie jest mój Jaebum - Jeśli ma mnie tak traktować... to wolę... wolę zginąć.
- Nie gadaj głupot.- głaskałem go po twarzy, co chwilę go całując - Wyjdziemy stąd... a kiedy to się stanie wyjedziemy gdzieś, rozumiesz?- po policzkach znów spływały mi łzy - Gdzie zawsze chciałeś pojechać?
- Na Madagaskar.... wiesz... żyć w tych domkach... na wodzie.- zgłupiał przez ból... muszę go zagadać żeby to wszystko znióśł. Miałem ochotę wybuchnąć płaczem... nie mogłem znieść jego widoku.
- Zabiorę cię tam... co jeszcze chciałbyś tam robić?
- Niczym się nie przejmować... żyć beztrosko... 
- Teraz też tak jest Jaebummie.
- Teraz?... teraz jest źle... 
- Wydaje ci się... uwierz mi.- JB otworzył oczy patrząc na mnie.
- Co jeśli...
- Jeśli co?- mimo potwora, którego hodowałem w sobie od kilku lat nie wytrzymałem i zacząłem płakać jak dziecko... to wszystko mnie przerasta.
- Jeśli patrzę na ciebie... ostatni raz...
- Musisz...- dławiłem się łzami... gula w gardle nie pozwalała mi normalnie mówić - Musisz dobrze zapamiętać tą chwilę.
- Pocałujesz mnie?- oparłem go ostrożnie o swoje ramię, po czym rozpocząłem z nim najdelikatniejszy pocałunek jaki do tej pory przeżyliśmy. Jaebum odwzajemniał go niemalże dla mnie nieodczuwalnie... nie miał siły. 
- Skarbie...
- Nie przestawaj...- pocałowałem go jeszcze raz, jednak po chwili zacząłem muskać ustami jego twarz, ucho oraz szyję - Nie przestawaj...- powtórzył, a po jego twarzy popłynęły łzy. Nie przerywałem tego.... czuję, że nadchodzące dni będą naszymi ostatnimi... nie chcę opuszczać go nawet na sekundę...

~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

5 komentarzy:

  1. Błagam Cię!! Niech Jeabumowi się nic nie stanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde! Głupi szef Jacksona i jego durni ochroniarze! Żeby tak męczyć Jaebuma trzeba mieć serce z kamienia albo w ogóle go nie posiadać. Zastanawia mnie, czemu on go tak męczy skoro początkowo chodziło mu tylko o kasę. Mam nadzieję, że JB i Jackson jakoś z tego wyjdą.
    Oczywiście rozdział znów fantastyczny.
    Pisz szybko, bo umrę z ciekawości, jak to się skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to czemu? Logiczne ze skoro wie ze chlopaki cierpia przez cos takiego to nie odmowi sobie przyjemnosci torturowania ich na rzeczy zwyklego zabicia.. A przynajmniej ja tak to widze ale wszystko tak czy tak sprowadza sie do najbardziej znienawidzonego pytania na lekcji polskiego a mianowicie "co autor mial na mysli"

      Usuń
  3. Nie zgadzam się na takie traktowanie Jacksona i JB ;; Mam nadzieje ze uda im się uciec bo jak tam zginą to się zalamie ;;

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział wyszedł Ci wspaniały, jednak mam nadzieję, że kolejny zakończy się happy endem? Ja się nie zgadzam, żeby Jackson albo Jb zginęli >.> To nie wchodzi w opcje :P ;)
    Pozdrawiam,
    Cuks.

    OdpowiedzUsuń