4 stycznia 2016

Jackson & JB ~cz.5 [Morderca o gołębim sercu]




                      Przez całą drogę do willi szefa myślałem o Jaebumie i o moim szczeniackim zachowaniu. Co będzie jeśli po tym wszystkim go stracę? Nigdy bym sobie tego nie darował. Nigdy na nikim nie zależało mi tak bardzo jak na nim... nie mogę tego spieprzyć. 
- Jestem...- burknąłem wchodząc do środka. Dwójka ochroniarzy stojących przy wejściu ukłoniła mi się, po czym wskazała mi miejsce, w które mam iść - Spoko, poradzę sobie.- ukłoniłem się i ruszyłem w stronę gabinetu szefa. Po wejściu do niego zastałem mężczyznę siedzącego w fotelu. Westchnąłem siadając na przeciwko niego - Jest późno... czego chcesz?- pan Park odpalił papierosa podnosząc na mnie leniwie wzrok. 
- Zakochałeś się w nim...- wbiło mnie w fotel. Otworzyłem usta jednak nie potrafiłem wydobyć z nich ani słowa - W takim razie nie pozostawiasz mi innego wyjścia...- szef wstał podchodząc do szafki, na której leżał jego telefon. Gdy go podniósł spojrzał na mnie zaciągając się dymem - Skończysz z tym i przywieziesz go w końcu do mnie albo zlecenie przejmie Minwoo.
- Nie...
- Co ma znaczyć to "nie"?... Mów jak człowiek do cholery.- wstałem podchodząc powolnym krokiem w stronę mężczyzny.
- Nie potrafię go skrzywdzić.- Park parsknął śmiechem.
- Nie wierzę... Miałeś udawać pedała żeby zgłuszyć kasiastego dzieciaka, a stałeś się nim naprawdę... wiesz co? Gardzę tobą Jackson...
- Zapłacę ci... dam ci tyle kasy ile zechcesz, tylko go zostaw.
- Kpisz sobie ze mnie?! Co mi po twoich pieniądzach?!... Nie pozwolę żeby twoje szczeniackie zauroczenie spieprzyło mój cały plan!
- Plan wyłudzenia kilku milionów?... jesteś śmieszny.- wtedy też poczułem mocne uderzenie w brzuch... norma. Syknąłem osuwając się na ziemię - Darowałbyś sobie...
- Chcę w końcu dorwać się do tego szczyla, rozumiesz?
- W jakim sensie...- Park kucnął uważnie mi się przyglądając.
- Mój stały zestaw tortur to łamanie palców... kaleczenie ciała ostrymi przyrządami... wyrywanie zębów... hm... dla niego jednak gorszą karą będzie jeśli zedrę z niego ubrania i będę śmiał mu się prosto w oczy z jego nagiego ciała.... czy nie to go krępuje najbardziej?
- Nie waż się do niego zbliżać... jeśli go tkniesz...
- To co? Co ty mi gnojku możesz zrobić?
- Zabiję cię...- Park po chwili lekko się uśmiechnął, po czym wstał podchodząc do szafki z alkoholem.
- A więc w taki właśnie sposób kończymy naszą współpracę... nie sądziłem, że będziesz zdolny do grożenia mi.... osoby, która zastępuje ci ojca, który i tak w zasadzie przez całe swoje żałosne życie miał cię w dupie.- nie wytrzymałem. Ruszyłem w stronę tego dupka, jednak wtedy do gabinetu weszli ochroniarze, którzy od razu powstrzymali mnie łapiąc mnie za ręce, które po chwili skrzyżowane spoczywały na moich plecach. 
- Nie mów tak o moim ojcu!
- Prawda boli, wiem Jackson...- mężczyzna nalał sobie brandy i podszedł do mnie patrząc mi w oczy - Jesteś teraz taki bezbronny i żałosny.
- Jeśli boisz się konfrontacji ze mną i wzywasz tych bezmózgich goryli to nie ma się co dziwić...
- Panowie.... ten bezczelny gnojek właśnie was obraził... wiecie co robić.
- Nie! Zwariowałeś?!- zostałem pchnięty na ziemię. Mężczyźni okładali mnie pięściami i kopali mnie na oślep. Jestem silny jak na swój wiek, ale z takimi bydlakami nie mam nawet szans. Bolała mnie każda część ciała... z większości z nich poszła krew. Jak ja się z tego wytłumaczę Jaebumowi? Poza tym jak mam go chronić przed Parkiem skoro jestem tak beznadziejny i słaby? 
- Wystarczy, bo mi go tu zabijcie.- ulga... ochroniarze odeszli dając mi w końcu spokój. Nie mam nawet siły żeby się podnieść. W pewnym momencie poczułem, że jestem ciągnięty za ramiona do góry. Na szczęście szef posadził mnie opierając moje skopane plecy o jedną z szaf - Taka kara ci wystarczy?- skinąłem jedynie głową zamykając oczy... chciałem umrzeć - Patrz na mnie gnojku.
- Odp... odpieprz się...- szepnąłem lecąc ponownie na ziemię. Szef jednak złapał mnie opierając mnie o swoje ciało - Zostaw...
- Powiem Woohyunowi żeby odwiózł cię do domu.- Woohyun to ulubiony szofer pana Parka. Po chwili zostałem podniesiony i trzymany na rękach przez tego dupka byłem niesiony do samochodu.
- Dajesz rozkaz... pob... pobicia mnie... a... teraz mnie odwozisz... 
- Chciałem dać ci jedynie nauczkę... przydasz mi się jeszcze Jackson.- zostałem ułożony na tylnych siedzeniach auta. Po chwili drzwi zamknęły się, a samochód ruszył. Czułem jak odpływam... chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak źle... jak ostatnie ścierwo.... jak coś czym można pomiatać. To ja zostałem wykreowany na maszynę do zabijania i gnębienia ludzi... nie powinienem być takim słabeuszem....
- Jak się czujesz?- Woohyun... daj mi człowieku spokój.
- Nijak.... jedź.
- Wiesz.... martwię się... szefowi trochę ostatnio odwala...
- Widzę... i uważaj co mówisz... bo na ciebie też kogoś naśle.
- Przecież mu nie...
- Nie powiem... luzuj...- dojechaliśmy pod dom. Westchnąłem starając się usiąść jednak nie miałem na to wystarczająco dużo siły.
- Pomogę ci.
- Aish.... to takie upokarzające...
- Przyjmowanie pomocy od innych?- mężczyzna otworzył drzwi po czym wziął mnie na ręce - Masz zły pogląd na to wszystko.
- Nie mów mi jak co postrzegam, okej? Tak po prostu zostałem nauczony...- Woohyun westchnął wnosząc mnie do domu.
- Może.... dasz znać Jaebumowi żeby się tobą zajął?
- Zwariowałeś?... jak mu się wytłumaczę z mojego wyglądu? Że goryle szefa mafii, dla którego pracuję tak mnie załatwili?
- No tak...- zostałem ułożony na kanapie - To wiesz... nie będziesz mógł się z nim widzieć w takim razie przez dobre dwa tygodnie... wątpię żeby ci to szybciej zeszło.
- A co ty się tak o mnie martwisz?... zajmij się sobą.
- Chcę ci po prostu pomóc... widzę, że odkąd poznałeś tego chłopaka jesteś zupełnie inny...- westchnąłem spoglądając na kierowcę. Może rzeczywiście stoi po mojej stronie? W sumie potrzebuję kogoś, komu mógłbym się wygadać.
- Chcę odejść z mafii dla niego... ale szef nigdy mi na to nie pozwoli. Dupek będzie się mścił dopóki nie wykończy mnie i Jaebuma...
- Wiem o tym... nawet ucieczka w niczym wam nie pomoże...
- Jedynym rozwiązaniem jest przyprowadzenie go do szefa... patrzenie na to jak cholernie cierpi... później Park dostanie kasę, wypuści go, tylko co z tego?...po czymś takim Jaebum nie będzie chciał mnie znać... 
- Aż tak ci na nim zależy?- skinąłem jedynie głową.
- Nie umiem teraz z niego zrezygnować...- wtedy też podskoczyłem na dźwięk telefonu Woohyuna.
- Oho... szef...- mężczyzna wziął głęboki oddech i odebrał telefon - Słucham?... tak, już go odwiozłem... mhm... rozumiem.- rozłączył się spoglądając na mnie - Muszę już spadać. Poradzisz sobie?
- Ta...i Hyung.... dziękuję.- ten jedynie uśmiechnął się i wyszedł z mieszkania. Co ja mam do cholery robić? Chciałbym teraz spotkać się z Jaebumem, ale po naszym ostatnim zbliżeniu pewnie nie chce mnie widzieć... poza tym jakby zobaczył mnie w takim stanie umarłby ze strachu. Westchnąłem starając podnieść się z kanapy... wtedy jednak poczułem rozchodzące się po mojej nodze wibracje z telefonu. Zerknąłem na telefon przeklinając w duszy ten moment... Jaebum - Słucham.
- Hej.... wiesz... zostawiłem u ciebie książkę, a bardzo jej potrzebuję... mógłbym po nią na chwilę wpaść?
- Mhmm... przyznaj, że się stęskniłeś.
- Aish.... to też.- uśmiechnąłem się lekko, jednak wtedy też do oczu napłynęły mi łzy.
- Zapraszam Jaebummie.
- Będę za jakieś pół godziny.- rozłączyłem się krzycząc na cały dom. Gorzej być nie mogło. Mimo ogromnego bólu wstałem i powolnym krokiem ruszyłem do łazienki, by wziąć prysznic. Musiałem obmyć się z zaschniętej krwi. Ledwo stałem polewając się strużkami ciepłej wody. Co ja mam mu powiedzieć? Że spadłem ze schodów? Napadli mnie na ulicy gdy wracałem ze sklepu?... czy po prostu powiedzieć prawdę? Nie... nie mogę, boję się. Boję się, że go stracę. Kurwa, dlaczego to musi być tak trudne? Wzdychając spojrzałem na zegarek... miałem jeszcze jakieś 10 minut. Wywlokłem się spod prysznica i otulony ręcznikiem poszedłem do pokoju po czyste ubrania. Po nałożeniu ich spojrzałem w lustro... krwiaki na nogach, rękach, klatce piersiowej i plecach zakryte... gorzej z twarzą. Wyglądała jak po zderzeniu z tirem... masakra. Mogę mu wcisnąć bajeczkę o tym, że lunatykowałem i w coś rąbnąłem... nie to dziecinne.
- Jacksoooon!- fuck... wziąłem głęboki oddech idąc w stronę drzwi.
- Już idę!- zszedłem powoli ze schodów, po czym leniwym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka. Nie byłem w stanie na niego spojrzeć... wiedziałem jaka będzie reakcja...
- Jackson...- JB podbiegł do mnie uważnie mi się przyglądając - Co ci się stało?!
- Proszę cię, nie panikuj...
- Kto cię tak pobił?!- ten histeryczny głos... nie mogę pozwolić na to żeby znów płakał.
- Skarbie posłuchaj mnie...
- Trzeba jechać z tobą do szpitala!
- Jaebum.- złapałem go za twarz, zamykając mu usta pocałunkiem - Posłuchaj mnie, błagam...- ten powstrzymując łzy jedynie przytaknął - Nie jestem tą osobą, za którą mnie uważasz... jestem... jestem zły... to, że ze mną przebywasz... ta znajomość może wyrządzić ci mnóstwo krzywdy...- wziąłem głęboki oddech starając się pohamować łzy... to koniec - Zostałem pobity przez moich wspólników... Zrozumiem jeśli teraz odejdziesz i... nawet nie wiem jak mam cię przepraszać...
- Jackson...- spojrzałem na niego wielkimi oczyma błagającymi o wybaczenie - Co... o czym ty mówisz... jakich wspólników...
- Nie mogę o tym mówić... wybacz mi...- nie wytrzymałem. Z oczu popłynęły mi łzy... serce rozsadzało mi klatkę piersiową. JB błagam cię nie odchodź...
- Jackson...- trzęsącymi się rękoma chłopak zaczął wycierać moje łzy, których pod wpływem jego dotyku było coraz więcej - Ja... chcę wiedzieć tylko jedno...- przytaknąłem nie odrywając od niego wzroku - Czy... zależy ci na mnie?- odpowiedź jest chyba oczywista.
- Na nikim nigdy mi tak nie zależało jak na tobie... nie chcę cię stracić przez swoją głupotę.
- To jest dla mnie najważniejsze...- patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, jednak nie wytrzymałem i zacząłem ponownie go całować. Dlaczego nie odszedł? Czemu nie wyzwał mnie od dupków? Czemu nie zakończył tej znajomości? Co jest z tym dzieciakiem nie tak? - Jackson...- Jaebum oblizał wargi patrząc mi w oczy - Nie wiem czym się zajmujesz... chciałbym to wiedzieć i liczę na to, że kiedyś mi powiesz, ale... nie chcę naciskać... chcę po prostu... chcę po prostu z tobą być...- uśmiechnąłem się lekko przez łzy, głaszcząc go jednocześnie po policzku.
- Nie zasługuję na ciebie...
- Nie mów tak... Obiecaj mi, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- zaśmiałem się wtulając go w siebie.
- Będę z tobą do końca Jaebummie.- chłopak pocałował mnie w szyję, po czym spojrzał na mnie łapiąc mnie za rękę - Co robisz?
- Zajmę się tobą.
- Zwariowałeś. Nie powinieneś tego robić.
- Cicho bądź.- zostałem zaciągnięty do pokoju. JB położył mnie do łóżka całując mnie po twarzy - Gdzie masz apteczkę?
- Nie mam... do tej pory byłem twardy.
- Dureń... w takim razie przejdę się do apteki.
- Nie, nie wychodź... proszę cię.
- Zajmie mi to dosłownie chwilę... apteka jest zaraz za rogiem. 
- Skarbie...
- Wrócę za 10 minut.- JB pocałował mnie, po czym zbiegł na dół. Po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi.
- Kurwa mać.- bałem się... wolałem teraz nie zostawić Jaebuma samego, ale co mam zrobić jak ten roztrzepany dzieciak nie chce się mnie słuchać? Minuty dłużyły mi się w nieskończoność, a przez głowę przechodziły mi najczarniejsze scenariusze. Ze strachu sięgnąłem po telefon i napisałem do chłopaka.
<- Gdzie jesteś?
-> Spokojnie, już wracam.
Co za ulga. Nie rozumiem go. Dlaczego chce się mną zajmować? Zna już 50% prawdy... w sumie jak pozna drugą część jego pogląd na mnie może się całkowicie zmienić. Dzisiaj gdy rozmawialiśmy poczułem, że naprawdę mu na mnie zależy... hm... fajne uczucie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę dla kogoś ważny. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu... pewnie znów JB napisał. Sięgnąłem po komórkę lekko się uśmiechając, jednak to co w niej zobaczyłem od razu pozbawiło mnie uśmiechu... W wiadomości otrzymałem filmik, a na nim szefa mówiącego: "Oglądasz to Jackson? Oto relacja z porwania Jaebuma. Hm... o jest... wraca z apteki z lekami.. słodziak, prawda?... Panowie bierzcie go." Po chwili jednak zamiast jego gadaniny widziałem przerażonego, zdezorientowanego chłopaka, który siłą jest wciągany do samochodu. W nim kneblują mu oczy, usta, ręce oraz nogi... płacze... błaga o wypuszczenie... a w koło słychać jedynie śmiech szefa i jego współpracowaników...
- Jaebum...

~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------


3 komentarze:

  1. Aggrrrthhhh.Moje feelsy kipią złością ale rozdział super❤ .Weny~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś złośliwą landrynką przerywając w takim momencie! Mam nadzieję, że bardzo, ale to bardzo szybko dodasz kolejną część, bo zżera mnie ciekawość co będzie dalej ;) Co do tego rozdziału wyszedł Ci, jak zwykle fantastycznie!
    Życzę dużo weny i pozdrawiam,
    Cuks.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Jackson oberwał od tych "goryli". No, ale przynajmniej wyznał JB połowę prawdy. Na szczęście Jaebum od niego nie odszedł. Szkoda tylko, że jednak szef Jacksona dopadł JB i teraz biedaczek będzie miał kłopoty.
    Szybko napisz nowy rozdział, bo jestem cholernie niecierpliwa i ciekawa co będzie dalej. Wenki życzę.

    OdpowiedzUsuń