31 października 2014

E.co & Simba [Opętanie w Halloween]


    Halloween. Chłopcy z niedawno powstałego zespołu JJCC postanowili to wykorzystać na dobrą zabawę. Horrory, odpowiednio przygotowane jedzenie i upiorne stroje...czyli tradycyjne Halloween. Gdy wszyscy usiedli w salonie na wcześniej przygotowanych kocach do pokoju wparował podekscytowany Simba. W rękach trzymał pudełko z jakąś grą w środku.
- Co tam trzymasz ?- zaciekawił się E.co i podszedł do przyjaciela.
- Nie wiem...to chyba jakaś planszówka. Znalazłem ją na strychu. 
- Ooo...gramy ?- zapytał Eddy i objął swojego chłopaka Henrego.
- Ej no...mieliśmy przecież oglądać horrory...- głos zabrał jak zwykle niezadowolony ze wszystkiego maknae- Sancheong.
- Oj nie jęcz...obejrzymy później.- uciszył go Simba, po czym usiadł na środku pokoju i otworzył pudełko. Jego środek zawierał planszę, kilka płaskich pionków, książkę z dziwnymi regułkami i coś w rodzaju lupy.
- Ta gra jest bezpieczna ?- zapytał E.co i usiadł bliżej Simby.
- A czemu ma być niebezpieczna? Nie zachowuj się jak Sancheong. 
- No ale przyznaj,że nie jest to tradycyjna planszówka. 
- E.co....spokój...
Po tych słowach chłopcy rozpoczęli grę. Chodziło w niej o to,by za sprawą książki wywoływać duchy zmarłych. Następnie gdy nam się to uda, można je zobaczyć przez lupę, jednak członkom JJCC się to nie udało.
- Beznadziejna ta gra...nic się nie stało i w sumie nikogo nie zobaczyliśmy...
- Chryste Sancheong przestań marudzić...przynajmniej się dobrze bawiliśmy.
- Dobra, ja mam dość...idę coś wszamać i spać.- E.co wstał z podłogi i ruszył do kuchni, w której zaczął przygotowywania jakiegoś lekkiego posiłku. W pewnym momencie złapał nieudolnie talerz, który wyślizgnął mu się na ziemię - O ludu...- westchnął i zaczął zbierać większe kawałki szkła. Nagle poczuł powiew chłodnego powietrza - Zamknijcie okna !- odpowiedziała mu jedynie cisza - Panowie ! - E.co podniósł głowę i ujrzał przed sobą drobną postać w białej, nocnej koszuli. Dziewczynka wpatrywała się w chłopaka wielkimi oczami i ciężko oddychała - Kim ty jesteś...
Dziewczynka uśmiechnęła się i szepnęła
- Nigdy nie zaznasz spokoju...- po tych słowach rzuciła się na chłopaka, jednak tuż przed nim zamieniła się w coś w rodzaju mgły. Przerażony E.co zaczął krzyczeć, a jego szczupłe ciało uderzyło z całej siły o kuchenne szafki. Do kuchni wbiegł zdezorientowany Simba i kucnął przy koledze.
- Co się stało ?
E.co był tak przestraszony,że nie mógł wydusić z siebie nawet jednego słowa.
- JoonYoung do cholery, o co chodzi ?
E.co wtulił się w przyjaciela i podniósł lekko głowę.
- Wy...wy kazaliście...słaby żart...
- Co ? Jaki żart ?
- Ta dziewczynka...kto to był...
- E.co kurwa, o czym ty mówisz ?
- No kto to był ?!... Mogłem tu zejść, rozumiesz ?! Nie róbcie tak nigdy więcej !
Do kuchni wbiegła reszta zespołu. Zdezorientowany YoungJin spojrzał na Sancheonga, Eddiego i Prince Maka.
- E.co co się stało ?- zapytał spokojnie Mak i pogłaskał przyjaciela po ramieniu.
- Nie zgrywajcie teraz idiotów... 
- E.co...
Chłopak wziął głęboki oddech i złapał kurczowo za koszulkę lidera.
- Zbiłem talerz....jak schyliłem się żeby go pozbierać poczułem zimne powietrze i krzyknąłem wam żebyście zamknęli okno...
- Nie słyszeliśmy cię...- odpowiedział Sancheong i spojrzał na coraz bardziej zdziwionych kolegów.
- Zaczekaj...daj mu dokończyć.- odpowiedział YoungJin.
- Jak podniosłem głowę zobaczyłem dziewczynkę...w białej koszuli...powiedziała,że nigdy już nie zaznam spokoju...
W kuchni zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli po sobie wielkimi oczyma. E.co wstał, wziął leki na uspokojenie i oparł się o blat.
- I co ?....teraz żaden nic nie powie ?
- JoonYoung...ale to nie my...- przestraszony Mak przytulił się do Eddiego.
- Jasne...- chłopak trącił Simbę i zamknął się w swoim pokoju.
- Myślicie,że to przez tą grę ?- lider usiadł przy stole i spojrzał na swoich przyjaciół.
- Oszalałeś ? To przecież zwykła planszówka...nie popadajcie w paranoje...- Eddy zawsze starał się trzymać głowę na karku.
- To jak wytłumaczysz te zwidy E.co ?
- Pił wino podczas gry...a wiesz,że mu po alkoholu odwala.
- W sumie racja...ale wydawał się być naprawdę przerażony. 
- Simba...chodźmy spać...zobaczymy jak to będzie wyglądać jutro. 

*

Na drugi dzień chłopcy wstali lada świt. Wszyscy zebrali się w kuchni i zaczęli przygotowywanie śniadania. 
- E.co jeszcze śpi ?- Simba spojrzał na zaspanego Sancheonga i podał mu kubek z kawą.
- Mmm...nie wiem...pewnie tak.
YoungJin westchnął, po czym wziął talerz ze śniadaniem i ruszył do pokoju chłopaka. Gdy stanął przed jego sypialnią zapukał i lekko uchylił drzwi. 
- Mogę wejść ?
Cisza.
- JoonYoung słyszysz mnie ?- zaniepokojony lider wszedł do środka. Zobaczył siedzącego w kącie pokoju kolegę, który trząsł się jak małe dziecko - O fuck...- Simba klęknął przed nim i mocno go przytulił - Co się stało ?
- Wykończą mnie...- głos E.co był bardzo spokojny i cichy.
- Kto ?..Kto cię wykończy ?
- Oni...wszyscy tu przyszli...grożą mi...nie dali mi spać...
Normalny człowiek pomyślałby "wariat", jednak Simba był bardzo wyrozumiały i powoli zaczął wierzyć przyjacielowi. 
- E.co...jak oni wyglądali ?
- Była ta dziewczynka...jacyś starsi ludzie i dzieci...dużo dzieci...szarpały mnie i mówiły,że nigdy się nie odczepią...a wy staliście przy oknie i na wszystko patrzyliście...błagałem żebyście ich zabrali,ale wy się tylko śmialiście...- po twarzy 28-latka popłynęły łzy. 
- Już dobrze...- lider uniósł delikatnie twarz chłopaka i go pocałował. Na tym jednak nie wywołało to większego wrażenia. Popatrzył chwilę na przyjaciela po czym otulił się kocem i ruszył w stronę tarasu.
Simba westchnął i pokręcił głową
- Żebyś tylko wiedział jak mi cholernie na tobie zależy...- po tych słowach wrócił do kuchni i usiadł przy stole.
- Co z E.co ?- zaciekawił się Mak.
- On...on nie żartuje...naprawdę coś się do niego przyczepiło...
- No chyba sobie żartujesz...
- A czy wyglądam jakbym żartował..?
Chłopcy wymienili spojrzenia, po czym głos zabrał Eddy.
- No to...co robimy ?
- Nie wiem właśnie...ale boję się o niego coraz bardziej...
- Mi się wydaję,że robi sobie z nas jaja...
- Sancheong do cholery...za nim coś łazi...i to wszystko przeze mnie...
- Dobra...to nie czas na obwinianie się...musimy mu pomóc,bo to może się źle skończyć.- Eddy spojrzał na Simbe, po którego bladych ze strachu policzkach spływały łzy- YoungJin...będzie dobrze, obiecuję. 
Chłopak jedynie skinął głową i wytarł oczy. Rozmowę chłopców przerwał E.co, który otulony kocem stanął w drzwiach kuchennych. Jego twarz skierowana była ku dołowi i ślepo wpatrywała się w podłogę.
- E.co.....wszystko dobrze ?
28 latek podniósł głowę i lekko się uśmiechnął, co okropnie wystraszyło resztę zespołu. Lider wstał i podszedł niepewnym krokiem do swojego ukochanego.
- Skarbie....już dobrze...?- jego drżąca dłoń powędrowała na lodowaty policzek chłopaka. Ten jednak dalej milcząc wpatrywał się w członków zespołu.
- Błagam zróbcie coś...- szepnął Henry i schował się za Eddim.
- JoonYoung, to już nie jest śmieszne ! Ogarnij się, słyszysz ?!- przerażony Sancheong wstał z miejsca i sięgnął po nóż. E.co na ten gest zachichotał i podszedł do chłopaka mocno łapiąc go za rękę - Puść mnie idioto !- JoonYoung uśmiechnął się i wykręcił maknae rękę. Ból był tak ogromny,że chłopak nie mógł wydusić z siebie słowa. Osunął się po szafkach i zamknął oczy. Od razu pojawił się przy nim Prince Mak, który odpowiednio mu pomógł.
- E.co, co ty zrobiłeś...?- Simba otworzył szeroko oczy i spojrzał na kolegę.
- Hm ?- spojrzenie chłopaka było nieobecne. Zerknął na Sancheonga, który powoli odzyskiwał przytomność - Co się stało...
- Co...
- Co mu się stało ?- głos E.co świadczył o tym,że chłopak chyba rzeczywiście się przejął stanem przyjaciela.
- Ale ty mu to zrobiłeś....nie pamiętasz...?
E.co spojrzał na wijącego się z bólu maknae, a następnie na Simbę. Jego ciało zaczęło drżeć, a oczodoły wypełniły białka. Chłopak zaczął wrzeszczeć, śmiać się i płakać na zmianę. Przerażony lider wtulił go w siebie i starał się uspokoić.
- JoonYoung spokojnie...błagam cię...
Chłopak wyraźnie się męczył. Jego krzyki były coraz głośniejsze, a jakaś dziwna moc robiła z ciałem E.co co chciała.
- Simba zostaw go !- Eddy złapał lidera i starał się go odciągnąć od chłopaka.
- Zobacz jak on się męczy ! 
- Zostaw go, słyszysz ?! Ty mu w niczym nie pomożesz !- po tych słowach szarpnął Simbę i odciągnął go na koniec kuchni. Wszyscy z przerażeniem wpatrywali się w ciało E.co, które wiło się po kuchennej podłodze. W pewnym momencie zaczął pluć gęstą, okropnie cuchnącą mazią przypominającą krew.
- JoonYoung wytrzymaj...błagam cię...- Simba wtulony w Eddiego zalewał się łzami i błagał by cierpienia E.co jak najszybciej się skończyły. Cisza....E.co leżał spokojnie w kuchennym przejściu i głęboko oddychał. Simba niewiele myśląc od razu do niego podbiegł, posadził i mocno go przytulił.
- Słyszysz mnie ?
Chłopak skinął twierdząco głową.
- Jak się czujesz ?
Joon podniósł lekko głowę i spojrzał na maź rozlaną po całej kuchni.
- Co to...
- Nic takiego...- lider pogłaskał blady policzek ukochanego -Wiesz, co się stało ?
- Y y...ale wszystko mnie boli...
- Chyba już po wszystkim...- szepnął Mak i podniósł ledwo żywego Sancheonga -Zawiozę go do szpitala...
- Co się stało ?- zaciekawił się E.co i spojrzał na Simbę.
- To....wywrócił się...spokojnie...-lider wytarł usta chłopaka i delikatnie go pocałował. Zdziwiony E.co spojrzał na przyjaciela i się do niego przytulił.
- Wszystko mnie boli...
- Wiem skarbie, wiem...jutro zerknie na ciebie lekarz...
JoonYoung skinął głową i wtulił się mocniej w ciepłe ciało lidera. Ten natomiast obiecał sobie, że już do końca życia będzie chronił swojego ukochanego i nigdy więcej nie wpadnie na równie głupi pomysł jak poprzedniej nocy.


~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------






27 października 2014

Hyuk & Hongbin [Wolontariusz]



        W końcu nadszedł długo oczekiwany przez Hongbina weekend. Zwykle w piątki po zajęciach chłopak zaczynał pracę jak wolontariusz w domu dziecka. Był inny niż reszta jego rówieśników. Jego przyjaciele ze szkoły uwielbiali imprezować, podczas gdy Hongbin w tym czasie ciężko pracował przy dzieciakach. Pomagał im w nauce, uczył pisać, malować, bawił się z nimi i podawał im posiłki...kochał to co robi. Dzieciaki zawsze wybuchały wielkim entuzjazmem gdy widziały swojego weekendowego opiekuna. Tak było też tym razem. Zaraz po szkole chłopak udał się do domu dziecka. Po wejściu do środka rzuciła się na niego gromada uradowanych maluchów.
- Cześć Bini !- krzyknęła 5-latka siedząca na wózku. Hongbin kucnął przy niej i cmoknął ją w czoło.
- Jak się dzisiaj czujesz ?
- Lepiej...ale zaraz muszę jechać na re...reh...jakieś ćwiczenia na nóżki.
- Na rehabilitację księżniczko.- uśmiechnął się chłopak i pogłaskał delikatny policzek dziewczynki, co wywołało u niej delikatny, uroczy rumieniec.
- Pójdziesz tam ze mną ?
- Bardzo chętnie.- Bin wstał i poczuł silne uderzenie w plecy.
- Uważaj co robisz...- dość oschły i zimny głos zwrócił mu uwagę. Chłopak odwrócił się i ujrzał przed sobą wysokiego, zaledwie kilka lat młodszego od niego nastolatka.
- Przepraszam....ale to ty powinieneś uważać jak chodzisz. 
- Dupek...- parsknął śmiechem nieznajomy i poszedł w swoją stronę. Hongbin spojrzał na 5-latkę, która patrzyła za chłopakiem z wielką złością.
- Kto to jest ?
- Hyuk...jest tu od niedawna i psioczy tak na wszystko i wszystkich. 
- Ile on ma lat ?
- Chyba 18.
- A wiesz dlaczego tutaj jest ?
- Y y...musisz zapytać pani. 
- No dobrze...- Hongbin złapał za wózek dziewczynki i odprowadził ją do reszty rówieśników.
- Hongbin...- do chłopaka podeszła dyrektorka ośrodka.
- Tak ?
- Poprowadzisz dzisiaj zajęcia dla starszej grupy ?
- Mm...starszej, to znaczy ?
- Chłopcy w wieku 16- 19 lat.
- Em...ale...
- Nikt z nas nie umie do nich dotrzeć....jesteś niewiele od nich starszy, to pomyślałam,że może ty byś spróbował. 
Chłopak westchnął i podrapał się po tyle głowy. Wiedział,że nie może odmówić dyrektorce, mimo że wcale nie miał ochoty prowadzić tych zajęć. Znał niektórych chłopców i wiedział,że będzie z nimi bardzo ciężko.
- No dobrze....a co dokładnie mam z nimi robić ?
- Logarytmy...dla ciebie to pestka,ale dla nich to kosmos...
- Dobrze...- Hongbin westchnął ponownie i ruszył do sali, w której uczyli się chłopcy. Wiedział jak ta "nauka" może się skończyć. Może wyjść z zajęć pobity, zbluzgany, ośmieszony...podczas zajęć nikt zapewne nie będzie się go słuchał. Z takim nastawieniem wszedł do sali, w której panował totalny chaos. Chłopcy siłowali się na ręce, pisali po ścianach i ławkach, obgadywali koleżanki...jak to chłopcy w tym wieku. Jedynie cicho i spokojnie siedział w ławce Hyuk. Zajmował on ostatnią ławkę i patrzył na wybryki kolegów, co chwilę wzdychając i wycierając oczy. Hongbin patrzył na niego dłuższą chwilę, ale z rozmyśleń wyrwał go jeden z nastolatków.
- Dobry.
- Dzień dobry...możesz usiąść ?
- Nie.- chłopcy zaczęli się śmiać,a Hongbin czuł,że już na wstępie zaczyna ponosić porażkę.
- Usiądź, chcę zacząć lekcje...
- Chuj mnie to obchodzi co ty chcesz. 
- Powiedziałem,że masz usiąść !- nastolatek zjechał wzrokiem Hongbina i posłusznie usiadł na swoim miejscu. - I tak ma być...a teraz tępaki skupcie się,bo wcale nie mam ochoty tu z wami siedzieć...
- Masz wpierdol za obrażanie nas.
- Co mam ?- zapytał Bin nachylając się do nastolatka, spoglądając mu tym samym prosto w oczy.
- Nic...prowadź już tą lekcję...
- No właśnie.- na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech, na widok którego Hyuk poczuł przyjemne ciepło. Przez całą lekcję 18-latek nie odrywał wzroku od swojego nowego nauczyciela.
Po skończonych zajęciach został w klasie jako ostatni. Dokładnie wkładał książki do plecaka i ciągle o czymś intensywnie rozmyślał.
- Coś się stało ?- Hongbin usiadł koło nastolatka i położył mu rękę na udzie.
- Hm ?- Hyuk podniósł głowę i spojrzał Binowi prosto w oczy. Speszył się tym jednak i od razu wbił wzrok w ziemię - Nie...wszystko jest okej...
- Na pewno ? Bez przerwy o czymś myślisz i wydajesz się być taki...nieobecny.
- Nie udawaj,że cię to interesuje...
- Hyuk...jestem tu od tego żeby ci pomóc. Musisz tylko chcieć tej pomocy.
- Daj mi spokój, proszę cię....i jak możesz to zabierz tą rękę...- mówiąc to spojrzał na rękę Hongbina spoczywającą na jego udzie.
- Przepraszam...- chłopak posłusznie ją zabrał i wstał - Jestem tu w weekendy...jak będziesz chciał pogadać,to...
- Nie,dziękuję...- nastolatek pośpiesznie wstał i wyszedł z sali. Zdezorientowany Bin usiadł przy biurku i zaczął rozmyślać o nowo poznanym chłopaku. Nie był on taki jak reszta chłopców w jego wieku. Coś musiało się stać,że jest taki zamknięty w sobie...i skoro ma 18 lat,co robi w domu dziecka ?
Z rozmyśleń wyrwał go dość głośny i histeryczny płacz. Chłopak zerwał się na równe nogi i wybiegł na korytarz. Nie mógł jednak znaleźć osoby,która tak okropnie płakała. W końcu zobaczył przed jednym z pokoi grupkę gapiów.
- Wszyscy mają iść do siebie ! W tej chwili !- Hongbin wbiegł do pomieszczenia. Całe wybrudzone było sztuczną krwią, a na ścianach wisiały zdjęcia jakiejś kobiety w dość wyzywających strojach. Na środku pokoju klęczał Hyuk, który drżącymi rękoma rwał wcześniej zdjęte ze ścian fotografie. Hongbin zamknął drzwi i kucnął przy nastolatku.
- Hyuk spokojnie... 
- Już teraz wszyscy wiedzą ! Nie dadzą mi tutaj żyć, rozumiesz ?! Traktują mnie tak samo jak jakieś zboki traktowały moją matkę ! Jeszcze pewnie skończę tak jak ona ! 
- Hyuki...- chłopak wtulił w siebie drżące ciało wychowanka - Uspokój się i powiedz mi na spokojnie co się stało.
- Moja mama była prostytutką....miesiąc temu jeden z klientów ją zabił,a ja trafiłem tutaj...- po twarzy 18-latka płynęły łzy...Hongbin nie był nastawiony na taką rozmowę i zupełnie nie wiedział jak ma się zachować.
- A...co miałeś na myśli, mówiąc,że traktują cię tutaj tak jak...klienci twoją mamę...?- "Hongbin jesteś skończonym dupkiem....jak możesz go pytać o takie rzeczy?"...chłopak poczuł się jak skończony idiota...jednak po reakcji Hyuka wysnuł,że nastolatek potrzebował takiej szczerej rozmowy.
- A jak myślisz ?...znęcają się tu nade mną....jakieś dwa tygodnie temu pierwszy raz mnie zgwałcili...teraz to już rutyna...
- Hyuki....to trzeba zgłosić, wiesz o tym ?
- Nie...zabiją mnie jak komuś o tym powiem...
- Nie zabiją, tylko pójdą siedzieć...mogę się tym zająć ?- Hyuk spojrzał na Hongbina i delikatnie złapał go za dłonie.
- A mogę ci ufać ?
- Oczywiście,że możesz...mówiłem ci już,że jestem tu po to żeby ci pomagać...jasne ?
Nastolatek skinął twierdząco głową i przytulił się do Hongbina,co bardzo go zdziwiło.

*

Dwa miesiące później odbył się proces sądowy, wzniesiony przez Hyuka. Hongbin oczywiście we wszystkim mu pomagał i dzielnie wspierał. Chłopcy wygrali sprawę. 18-latek otrzymał opiekę psychologa,a jego wychowawcy zwracali większą uwagę na swoich wychowanków.Wydawałoby się,że wszystko wróciło do należytego porządku. 
Piątek...Hongbin, jak co weekend po zajęciach udał się do domu dziecka. Nie widział się z nastolatkiem od czasu sprawy w sądzie. Nie ukrywał nawet,że okropnie się za nim stęsknił. Po wejściu do domu jak zwykle przywitała go radośnie grupka najmłodszych. 
- Nie wiecie szkraby, gdzie jest Hyuk ?
Jedna z dziewczynek zaczęła chichotać i wskazała za plecy chłopaka. Hongbin odwrócił się i poczuł jak z całej siły tuli go do siebie poszukiwany wcześniej nastolatek. 
- Tęskniłem za tobą.- powiedział i złożył na ustach chłopaka delikatny i bardzo nieśmiały pocałunek. Gdy usłyszał wiwaty dzieciaków zmieszał się i odsunął lekko od Hongbina. Ten jednak uśmiechnął się i chwycił w pasie chłopaka przyciągając go do siebie. 
- Też tęskniłem dzieciaku...jak się czujesz ?
- Dzięki tobie bardzo dobrze. 
- Taka odpowiedź mi się podoba.- odpowiedział Bin i połączył ich usta w namiętnym,ale bardzo delikatnym i powolnym pocałunku. 


~Koniec.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 

24 października 2014

Baekhyun & Chanyeol [Miłość od pierwszej kawy]



        Jesienny, chłodny poranek. Młody barista- Baekhyun właśnie wychodził do pracy. Nigdy nie chciało mu się pracować, ale ostatnie spotkanie z szefem zachęciło go do dzisiejszego wyjścia. Otóż obiecał pracownikom warsztaty pod okiem najlepszego baristy na świecie- Chanyeola. Nie dość, że był niesamowicie uzdolniony i genialny w tym co robi, to na dodatek był nieziemsko przystojny i czarujący. Na samą myśl o spotkaniu z mistrzem, Baekhyuna przechodziły ciarki. Cieszył się,że będzie mógł zaprezentować przed nim swoje umiejętności. Gdy wszedł do zakładu pracy ujrzał swoich kolegów, z którymi był na co dzień zmuszony pracować. Westchnął i podszedł do chichoczącej grupki dziewczyn.
- Z czego tak rżycie ?- zapytał i zaczął przebierać się w odpowiedni strój.
- Co ci do tego ?
Baek westchnął ponownie i pokręcił głową.
- Dobra nooo....nie możemy się doczekać spotkania z Chanyeolem.
 - Yhym.
- On jest taki przystojny.
- I czarujący.- dziewczyny przekrzykiwały się i zachwalały urodę baristy.
- Pamiętajcie tylko,że nie przychodzi tu żeby was wyrwać...ma nas uczyć jak się parzy kawę.- rzucił Bakehyun i ruszył do swojego stanowiska. Gdy przygotowywał sprzęt i najlepsze kawy jakie tylko miał ktoś znienacka poklepał go w ramię przez co para uchodząca z maszyny poparzyła mu dłoń.
- O boże strasznie cię przepraszam.- niski, męski głos dobiegł uszu ledwo stojącego z bólu na nogach Baeka. Gdy odwrócił się ujrzał wysokiego mężczyznę z bardzo przejętą miną. Był to Chanyeol...
- Nic...nic się nie stało...- jęknął chłopak i włożył rękę pod zimną wodę.
- Może trzeba zadzwonić po lekarza ?- Chan nie odpuszczał. Stał obok niższego od siebie chłopaka i wpatrywał się w niego z troską.
- Nie trzeba...już jest lepiej.
- Na pewno ?
- Tak, no chryste panie...
Chanyeol zrobił wielkie oczy i lekko się cofnął.
- Rozumiem, że jesteś jednostką samowystarczalną...
- No...- rzucił Baek i ruszył na zaplecze. Był okropnie wściekły i sam dokładnie nie wiedział na kogo i z jakiego powodu. Na zapleczu szef zawinął chłopakowi rękę i posłał go z powrotem na warsztaty. Baekhyun był jednym z lepszych baristów w tej kawiarni więc szefowi zależało na tym, by uczestniczył w spotkaniu z Chanyeolem. Po wejściu na salę chłopak zajął swoje stanowisko i spojrzał na stojącego na środku mistrza. Mimo ogromnego bólu ręki nie miał do niego pretensji. Starał się skupić na pracy i na tym co mówi Chanyeol. Powtarzał dokładnie jego ruchy i robił wszystko w ten sam perfekcyjny sposób jak on.

*

Po całodniowych warsztatach szef poprosił Baeka, by ten został w kawiarni i posprzątał. Po zamknięciu drzwi chłopak nałożył na uszy słuchawki i zabrał się do pracy. Nie myślał o sinej ręce, o durnowatych koleżankach z pracy i o problemach rodzinnych...rodzice Baekhyuna byli w trakcie rozwodu,a jego siostra wyjechała kilka lat temu za granicę z chłopakiem i ślad po niej zaginął. Jego myśli krążyły w okół Chanyeola, jego cudownie niskiego głosu i niesamowitego talentu. W pewnym momencie poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie. Przerażony chłopak zaczął krzyczeć i wyrywać się na wszystkie strony. 
- Uspokój się. - Baekhyun stanął twarzą w twarz z Chanyeolem. Z jego oczu leciały łzy, a wargi i reszta ciała drżały. 
- Co ty tu robisz ?! 
- Przestań wrzeszczeć...
- Jak mam nie wrzeszczeć ?! Mało zawału nie dostałem !
- Przepraszam...- olbrzym westchnął i wtulił w siebie drobne ciałko chłopaka. Baek automatycznie się uspokoił. Wsłuchał się w miarowe bicie serca baristy..czuł jego nieziemski zapach pomieszany z kawą unoszącą się w kawiarni. Po chwili jednak oprzytomniał i odsunął od siebie chłopaka. 
- Czego chciałeś...
- Oj Baekhyun....czemu się tak zachowujesz ? 
- Skąd wiesz jak się nazywam ?
- No błagam...znam tutaj każdego.
- Yhym...no to czego chciałeś...
- Chciałem porozmawiać.
- I dlatego dajesz się zamknąć w kawiarni i zachodzisz mnie od tyłu zamiast podejść do mnie jak normalny człowiek ?
- Mmm...yhym.- Chan skinął głową, co wywołało lekki uśmiech na twarzy Baekhyuna - Łaaał...masz jednak ludzkie odruchy. 
- To znaczy ?
- No uśmiechasz się.
- Wcale nie...
- Dobra tam...- Chan wziął mopa z delikatnych rąk chłopaka i rzucił go w kąt sali - Porywam cię stąd.
- Niby gdzie ?
- Hmmm....do mnie ?
Baek zmieszał się i zaczął nerwowo błądzić wzrokiem. 
- Muszę wracać do domu...
- Czemu ?
- Rodzice...
- Mieszkasz z rodzicami ?- zdziwił się Chan i uniósł brew.
- Em...są chorzy i no...
- A okej, rozumiem...to może cię podwiozę,co ?
Po dłuższym namyśle chłopak zgodził się i po zamknięciu zakładu obaj ruszyli do samochodu Chanyeola. Sportowe Audi R8....no tak...wszystkie laski są pewnie jego- pomyślał Baek i spojrzał na olbrzyma, który z uśmiechem na twarzy trzymał otwarte drzwi zachęcając go tym samym do wejścia. W samochodzie rozchodził się cudowny zapach perfum chłopaka. Baekhyun przez całą drogę wpatrywał się w baristę. Chanyeol czuł jego spojrzenie i uśmiechał się cwaniacko pod nosem. 
- Co się tak cieszysz ?
- Aaa nie wiem...tak sobie.
- Dziwak...
Chan znów się uśmiechnął i driftując zajechał pod blok Baeka.
- Wyskakuj.
- Oczywiście nie mogłeś normalnie zaparkować, prawda ?
- Przyzwyczajaj się skarbie.
- Skarbie ?- Baek parsknął śmiechem,ale czuł jak jego delikatne policzki się rumienią. 
- Tak mi się powiedziało...to co ? Widzimy się jutro na warsztatach. 
- No nie ma wyjścia...- westchnął chłopak i otworzył drzwi by wysiąść. W tym momencie poczuł jak Chan przyciąga go do siebie i delikatnie całuje. Jego usta były niesamowicie delikatne i ciepłe. Mimo to coś hamowało Baeka przed odwzajemnieniem pocałunku. 
- Co ty odwalasz ?!
- Nie złość się tak Baeki.- uśmiechnął się uszatek i cmoknął chłopaka w czoło. Ten zmieszany i zawstydzony do granic możliwości parsknął śmiechem i wysiadł z auta trzaskając drzwiami.
    W mieszkaniu cały czas rozmyślał o tym,jak dzisiejszego dnia zachowywał się w stosunku do niego Chan. Fakt...był niesamowicie przystojny i opiekuńczy,ale co z tego... Baekhyun czuł się w pełni heteroseksualny i odsuwał od siebie myśl,że mógłby zakochać się w facecie. Zrezygnowany położył się do łóżka. Jednak Chanyeol i jego dziwaczne zachowanie nie dawało mu zasnąć i męczyło go całą noc...

*

   Na drugi dzień chłopak przyszedł do pracy okropnie zmęczony. Miał podkrążone oczy i co chwilę parzył sobie nową kawę.  
- Oj widzę,że ktoś dzisiaj nie spał.- Baek podskoczył i odwrócił się w stronę dobiegającego głosu...no tak...Chanyeol był zdecydowanie człowiekiem lubiącym przyprawiać innych o zawał.
- Nauczysz się w końcu rozmawiać z innymi jak człowiek ?
- O co ci chodzi ?
- Znowu mnie wystraszyłeś pajacu...
- Widocznie masz coś na sumieniu. - Chan uśmiechnął się i oparł się o blat - Zrobisz mi kawkę ?
- Ta...jaką sobie pan życzy ?
- Hmm...kawę po wiedeńsku...tylko zamiast kakaa daj mi cynamon, okej ?
- Em...jasne...- "kretyn"...pomyślał chłopak i zabrał się do roboty. Dzięki zmęczeniu nie docierało do niego,że o przygotowanie kawy poprosił go najlepszy barista na świecie. Po zrobieniu napoju wręczył go Chanowi i zabrał się za sprzątanie blatu. 
- Hmm...niezła,ale ja robię lepszą.
Baek wyprostował się i spojrzał na sączącego kawę chłopaka. Czuł jak się w nim gotuje. Niewiele myśląc wyrwał kubek z rąk Chanyeola i rzucił nim o ziemię. W tym momencie poczuł się jak skończony idiota. Z jego oczu automatycznie popłynęły łzy, a usta prosiły się o wykrzyczenie kilku ostrych słów. 
- Powiedziałem coś nie tak ?- zapytał Chan i spojrzał na zdziwioną resztę pracowników. 
- No tak jakby...- powiedziała spokojnie jedna z dziewczyn i zaczęła sprzątać rozbity kubek. Baekhyun chwilę wpatrywał się w baristę, po czym rzucił fartuchem i wyszedł na zewnątrz. Dlaczego tak zareagował ?...przez całe życie wszyscy z niego szydzili i wmawiali mu,że nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Gdy udało mu się dostać pracę baristy, poczuł, że jednak coś umie i chciał być w tej dziedzinie jak najlepszy. Poza pracą uczęszczał na kursy i warsztaty, ćwiczył godzinami w domu, zapraszał na kawę rodzinę i znajomych. Był coraz częściej chwalony w pracy przez klientów i szefa, a tu proszę....jedna wizyta mistrza parzenia kawy i całe wyobrażenia i ciężka praca poszły na marne. 
- Baekhyun...- znów ten niski, spokojny głos. Chłopak milczał...z jego oczu jedynie płynęły łzy - Baek nie chciałem cię obrazić...
- Daj mi spokój...
Chan westchnął i usiadł obok chłopaka.
- Ile razy usłyszałeś,że robisz złą kawę ?
- Wiele...
- I przejmowałeś się tym ?
- Nie...starałem się być coraz lepszy...
- To dlaczego tak bardzo zabolała cię moja krytyka ?
Baekhyun wytarł oczy i spojrzał na olbrzyma. 
- Bo jesteś najlepszym baristą na świecie...zawsze stawiałem sobie ciebie za wzór...całymi dniami i nocami pracowałem żeby być tak dobry jak ty. Nie wiesz jak to cholernie boli jak ktoś taki cię skrytykuje...
- Wiem Baek...- Chanyeol wtulił w siebie ciało chłopaka i głaskał go delikatnie po głowie - Uwierz mi,że moje początki też nie były łatwe...Też ciężko zasuwałem żeby imponować lepszym ode mnie..i wiesz co ? Za każdym razem dostawałem od nich po dupie...mimo to nie poddawałem się i nie ryczałem jak ty łajzo. -mówiąc to wytarł delikatnie łzy z policzków baristy i lekko się uśmiechnął - Masz talent, naprawdę...ale musisz umieć przyjmować krytykę i nie załamywać się. 
- Łatwo ci mówić...
- Teraz tak...za parę lat wspomnisz moje kazanie. -Chanyeol wziął w obie ręce twarz Baeka i spojrzał mu w oczy - Przepraszam. 
Baekhyun westchnął i wtulił się w Chana. 
- Przytul mnie idioto...- szepnął i uśmiechnął się lekko pod nosem. Chanyeolowi nie trzeba było długo powtarzać. Objął delikatnie ciałko chłopaka i cmoknął go w czoło. 
- Dalej jesteś zły ?
- Jak cholera....trochę czasu ci zajmie zanim to odpokutujesz... 
- Hmm no okej...to jakie mam pierwsze zadanie ?
- Pocałować mnie... - Baekhyun uniósł głowę i złożył delikatny pocałunek na ciepłych wargach baristy. Chan wplótł palce we włosy kolegi i odwzajemniał jego nieśmiałe i delikatne pocałunki. 
- To co ? Teraz mi wybaczasz ?- uśmiechnął się i pogłaskał delikatny policzek chłopaka.
- Hmmm...nie...jeszcze dużo pracy przed tobą. - obaj chłopcy zachichotali i w objęciach rozmawiali przed kawiarnią aż do wieczora...


~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------






 

13 października 2014

V & JungKook [Zapiski z pamiętnika]







 Czuję się coraz gorzej...powypadały mi już wszystkie włosy,ale menadżer kupił mi nawet dobrą perukę. Całe szczęście chłopaki nic nie podejrzewają. Wolałbym unikać pytań typu "Jak się czujesz ?", "Przynieść ci coś?", "Pomóc ci w czymś?". To by było strasznie żenujące i czułbym się z tym niefajnie. Zaraz muszę iść na próbę,ale coś czuję,że nie wypadnę na niej za dobrze.

TaeHyung, potocznie nazywany przez znajomych i fanów V westchnął i spojrzał na datę wpisu. 23 sierpnia...rzeczywiście Kook nie czuł się wtedy za dobrze. Na próbie dostał okropnego krwotoku z nosa i menadżer musiał jechać z nim do szpitala...teraz już wiadomo dlaczego...

Chcę wyglądać tak jak dawniej...jestem okropnie blady i mam sińce pod oczami, ale menadżer mówi,że to z czasem minie,a tapeta wszystko zamaskuje...na pewno...ludzie z gazet już coś podejrzewają,a nie chcę być na celowniku wszystkich brukowców. Chcę przejść tę chorobę w ciszy, bądź też ewentualnie spokojnie umrzeć. W sumie moje badania są coraz gorsze więc kto wie ile mi zostało. To by była dopiero sensacja...17 latek, którego pożarł rak...łał...

"Głupi dzieciak" -pomyślał V i wytarł łzy, które coraz bardziej gromadziły się w jego oczach. Kook był jego najlepszym przyjacielem...bardzo dobrze się ze sobą dogadywali...pewnie dlatego,że oboje byli najmłodsi w zespole. Ale Tae od dłuższego czasu czuł coś do młodszego od siebie kolegi. Chciał mu o tym powiedzieć,ale się bał....jeszcze teraz ta wiadomość o raku...V wahał się, czy aby na pewno umiałby i chciałby być z chorą osobą. "Dupek z ciebie TaeHyung..."- syknął chłopak przewrócił kartkę pamiętnika Kook'a. Dlaczego go właściwie czytał ? Maknae pisząc pośpiesznie notatkę zostawił go na łóżku,a ciekawy V nie mógł się powstrzymać, by do niego nie zajrzeć. Myślał,że znajdzie w nim wpisy o dziewczynach, imprezach i ogólnie życiu w zespole....a tu proszę bardzo...same wpisy o chorobie i o jego złym samopoczuciu.

Dzisiejszy dzień to jakaś klęska...nie dość,że pokłóciłem się z Tae, to jeszcze lekarz powiedział mi,że nigdy nie wyjdę z tej pieprzonej choroby. Mam dopiero 17 lat do cholery...całe życie przede mną.
Chociaż szczerze mówiąc bardziej przejąłem się kłótnią z tym oszołomem niż wiadomością,że umrę...to jest chyba dość dziwne,co ? Powiem ci szczerze,że od dłuższego czasu zależy mi na Tae nieco bardziej...nie jak na przyjacielu, tylko no...aishhh ja i wylewanie swoich uczuć na papier...mistrzostwo. Nie no...chciałbym z nim być, ale on pewnie nie...nawet nie wiem czy jest gejem. Niby jesteśmy przyjaciółmi,ale chyba jeszcze sporo o sobie nie wiemy. Ale z drugiej strony jakbyśmy już ze sobą byli to byłoby mi go cholernie szkoda jakbym odszedł...hm...więc lepiej się nie angażować i trzymać to pieprzone zauroczenie w sobie :( 

"Że co....ja też się jemu podobam ?"- Tae otworzył szeroko oczy i spojrzał ponownie na wpis nastolatka. Normalnie taka wiadomość strasznie by go ucieszyła...ale okoliczności w jakich dowiedział się o tym wyznaniu okropnie go przytłaczały. Jego najlepszy przyjaciel i jednocześnie obiekt westchnień choruje na nowotwór. Nikt o tym nie wie, poza menadżerem, który wypruwa sobie żyły, by postawić najmłodszego członka ich mini rodziny na nogi. "To się nie może tak skończyć..."- szepnął V i przetarł oczy.
- Co się nie może tak skończyć ?- zapytał Kook, który właśnie wszedł do pomieszczenia - Ty...czytasz mój pamiętnik ?! -mówiąc to wyrwał go z rąk przyjaciela i schował pod poduszkę - Jak mogłeś ?!
- Kookie, przepraszam...zostawiłeś go na łóżku i ....wiesz jaki jestem...
- Ile zdążyłeś przeczytać...?
- Wszystko...
JungKook patrzył chwilę na przyjaciela, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Przestraszony V wybiegł za kolegą i złapał go za ramię, gdy ten miał wybiec właśnie z dormu.
- Puść mnie idioto...
- Kook przepraszam...naprawdę gdybym wiedział...
- I co ?...zmienia to coś ?...Jak w ogóle mogłeś przeczytać zdanie z mojego pamiętnika ? Nie wiesz,że istnieje coś takiego jak prywatność ?
- Wiem Kookie, naprawdę cię za to przepraszam.- V westchnął i wtulił w siebie drżące ciało kolegi. Po chwili poczuł spływające po szyi łzy. - Kookiś...
- Nie wiesz jak ja się cholernie boję ! Nie chcę umierać ! Nie chcę, boję się ! 
- Ciii...uspokój się, błagam cię...- Tae uniósł oczy do góry, by nie popłynęły z nich łzy...to na nic...gdy trzymał w ramionach swój skarb, który w każdej chwili mógł zniknąć nic nie powstrzymywało go od łez. Po chwili zacisnął oczy i zaczął płakać razem z przyjacielem.

*

Kolejne tygodnie były dla chłopców i menadżera jedną, wielką niewiadomą. Kook jeździł na ciągłe badania, przyjmował masę leków, na weekendy zostawał w szpitalu...w końcu lekarze zdiagnozowali u niego raka wątroby. Konieczny był przeszczep,ale niestety brakowało dawców. Wychudzony i wycieńczony chłopak musiał na stałe zostać w szpitalu. Menadżer BTS wraz z chłopakami ogłosił,że zespół chwilowo zawiesza działalność. Przyjaciele codziennie czuwali przy jego łóżku, powtarzając,że wszystko będzie dobrze. W końcu menadżer powiadomił chłopców i Kook'a,że znalazł się dawca. Jednak nikt nie był szczególnie zadowolony z tej wiadomości. Gdy przyszedł czas operacji Kook wyczekiwał swojego najlepszego przyjaciela. Chciał usłyszeć od niego,że wszystko będzie dobrze i że po operacji uda im się być razem. V jednak nie przychodził....po operacji półprzytomny nastolatek leżący na sali czekał na kogokolwiek z zespołu. W końcu do środka wszedł RapMonster zalany łzami.
- Co się stało ?- szepnął Kook i spojrzał na przyjaciela. 
-TaeHyung...
- Co z nim...?
- Kook....on....on ci uratował życie...
- Co...
- Oddał za ciebie życie...
JungKook zmęczony po poważnej operacji złapał się za serce,a jego ciało wbiło się w łóżko. Nie mógł złapać oddechu. Był to dla niego zbyt ciężki szok....jego najlepszy przyjaciel oddał za niego życie...z jakiej racji ? Przecież nie musiał tego robić. Lekarze mimo wielu prób ratowania JungKook'a polegli...chłopak nie przeżył...odszedł wraz ze swoim najlepszym przyjacielem...teraz oboje czuwali z nieba nad przyjaciółmi z zespołu i nad oddanymi im do końca fanami...

~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------



11 października 2014

Taemin & Kai [Koledzy z biura]



      Taemin i Kai. Najbardziej pożądani mężczyźni w firmie. Pracowali całymi dniami. Nie mieli czasu na znalezienie drugiej połówki...o zakładaniu rodziny nie było nawet mowy. Przerwy w pracy spędzali na wspólnym posiłku czy na papierosie. Często czuli na sobie spojrzenia pracujących z nimi kobiet, jednak nie wywoływało to na nich większego wrażenia. Zwykle nie zwracali na to uwagi bądź cicho chichotali pod nosem. Właśnie dochodziła godzina 13. Chłopcy zwykle o tej porze wychodzili wspólnie na lunch.
- Kaiiii, idziemy coś zjeść ?- zapytał zmęczony Taemin i przeciągnął się.
- Oho...widzę,że ktoś dzisiaj nie spał.
- A daj spokój...wróciłem z firmy koło 2,zanim się położyłem spać, to już trzeba było wstawać...
Kai zachichotał i schował stos dokumentów do segregatora.
- To chodź na kawę i jakiś porządny obiad....ja stawiam.
- Na taką odpowiedź właśnie liczyłem.- chłopak uśmiechnął się i ruszył wraz z przyjacielem do firmowego baru. Po drodze zaczepiła ich jednak młodziutka pracownica.
- Przepraszam.- powiedziała słodko i zaczepiła Taemina.
- Słucham.
- Mam pytanie...mm...co robisz po pracy ? Pomyślałam,że moglibyśmy pójść do kina...czy coś...
Tae uniósł brwi i ukradkiem spojrzał na stojącego nieopodal przyjaciela.
- Skarbie...ja kończę pracę jak ty już dawno słodko kimasz...poza tym nie interesują mnie panienki.- mówiąc ostatnie słowa posłał dziewczynie cwaniacki uśmiech i ruszył w stronę Kaia.
- Jesteś gejem ?!- zawołała za nim koleżanka. Ten jednak nie reagując poklepał kolegę po plecach i szedł w stronę barku.
- O czym ona mówi ?- zapytał zdziwiony Kai.
- Zaprosiła mnie do kina...nie mam czasu na takie bzdety...powiedziałem,że nie interesują mnie panny żeby ją spławić. 
- Ahhh...cały ty. Ale z drugiej strony to fajna dziewczyna...mógłbyś ją bliżej poznać. 
- A co jeśli rzeczywiście jestem gejem ?- Tae popatrzył na przyjaciela, który wcześniej wpatrując się w menu otworzył szeroko oczy i spojrzał na niego zdziwiony.
- Mówisz poważnie ?
- Być może...a co ?...nie chciałbyś mieć kolegi pedała ?
- Pedała ?...Obrażasz w tym momencie osoby homoseksualne...dla mnie spoko, tylko troszkę mnie tym zaskoczyłeś. 
- Oj Kai Kai...- westchnął chłopak i popatrzył w menu - Wybrałeś już coś ?
- Yhym...chyba wezmę ramen z duża ilością mięska...a ty ?- w tym momencie do młodych biznesmenów podszedł kelner.
- Hmm...to ja wezmę to samo.- uśmiechnął się Tae i spojrzał na zapisującego zamówienie kelnera.
- Coś jeszcze będzie dla panów ?- zapytał i spojrzał na Kaia.
- Mmm...a tak...dwie kawy prosimy. -chłopak zapisał zamówienie i odszedł.
- To tak...wracając do tematu...powiedz mi prawdę...- wydukał Kai i rozejrzał się po sali,czy nikt aby na pewno ich nie podsłuchuje. Tae westchnął i spojrzał na przyjaciela.
- Jestem gejem...ale jakoś specjalnie się z tym nie afiszuję. 
- Taemin do cholery, przyjaźnimy się 7 lat i dopiero się o tym dowiaduję ?! 
- Uspokój się, bo ludzie patrzą...
- No tak...- chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał w oczy kolegi - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś ?
- Bałem się.
- Niby czego ?
- Tego,że mnie odrzucisz...nie zniósłbym tego, że straciłem najlepszego przyjaciela przez coś takiego...
- To tylko....tylko odmienna orientacja....nigdy bym cię przez to nie zostawił idioto...
- Teraz to wiem...- Tae westchnął i spojrzał w ramen przyniesiony przez kelnera. Z jednej strony cieszył się, że pierwszą osobą, która poznała jego sekret był jego najlepszy przyjaciel...z drugiej jednak gryzło go coś jeszcze...Kai podobał mu się od dobrych 3 lat. To również chciał z siebie wyrzucić,ale bał się jego reakcji...czuł, że to byłby już koniec. A co jakby mu o tym powiedział i Kai zaakceptowałby jego uczucia ?...żyliby jak w bajce i nie musieliby się z niczym kryć...a co jak później się rozstaną ?...nie dość że straciłby partnera,to jednocześnie najlepszego przyjaciela.
- Tae wystygnie ci...- powiedział Kai, który od dłuższego czasu wpatrywał się w zamyślonego kolegę.
- Hm ?....a tak tak...
- Wszystko w porządku ?
- Tak...jedz,bo musimy wracać do roboty. - reszta lunchu upłynęła chłopcom w totalnej ciszy. Ta cisza była szczególnie niezręczna dla Kaia...zwyczajnie go irytowała. Dlaczego Taemin nic nie mówi ?...pewnie żałuje tego, co przed chwilą mu wyznał. Co chwilę jego oczy uciekały na skupioną twarz przyjaciela, który trzęsącymi się rękoma próbował jeść ramen.
- Tae...
- Hm ?
- Twoje ręce...
- To z przemęczenia...spokojnie...
Po skończonym posiłku i porządnym kubku kawy chłopcy wrócili do gabinetu, który wspólnie dzielili. Każdy zasiadł za swoim biurkiem i wpatrywał się w stos rozrzuconych dokumentów. W pewnym momencie do Taemina przyszedł sms. Szybko złapał za telefon i zaczął z kimś bardzo namiętnie pisać. Zaciekawiony Kai nie odrywał wzroku od przyjaciela.
- Z kim piszesz ?
- Z Minho...
- Oo...co u niego ?
- W sumie to nie wiem...piszemy teraz o moich sprawach. 
- Yhym...pozdrów go...- Kai westchnął i pogrążył się w papierkowej robocie. Cały czas jednak jego myśli uciekały do lunchu i tego,co powiedział mu Tae. Chciał wiedzieć coś więcej...dlaczego jego najlepszy przyjaciel jest gejem ? Dlaczego to tyle ukrywał ? Dlaczego teraz zachowuje się tak dziwnie ?
- Tae, musimy pog...-chłopak obrócił się na krześle i ujrzał przed sobą sylwetkę kolegi. - musimy pogadać...
- O czym ?
- W ogóle...dlaczego tu stoisz ?
- Ponoć chciałeś rozmawiać.
- Ale to było przed tym...aishh nie ważne...dlaczego teraz się tak dziwnie zachowujesz ?
- To znaczy jak ?
- No...nie odzywałeś się do mnie przez cały lunch...
- I to cię tak bardzo boli ?- Tae nachylił się do chłopaka i spojrzał mu w oczy.
- No tak...bo to jedyna chwila kiedy możemy ze sobą pogadać. 
- No to rozmawiamy teraz...co jeszcze chciałeś ?- Taemin ciągle zerkał na pełne usta chłopaka, które budziły w nim niesamowite pożądanie. Te spojrzenia jednak okropnie peszyły Kaia.
- Mam coś na ustach, czy co ?
Chłopak zachichotał i złożył delikatny pocałunek na ustach przyjaciela.
- C...co ty wyprawiasz...
- Nie mogłem się powstrzymać...
- Tae...
- Podobasz mi się od jakiś 3 lat...przepraszam,że okazuję ci to w ten sposób...
- O czym ty...
- Poczekaj.- Taemin wstał i zamknął dokładnie drzwi do gabinetu, po czym znów klęknął przed przyjacielem. - Myślałeś kiedyś o tym żeby być z facetem ?
- Co ?...Taemin proszę cię skończ już...
- Pytam jak przyjaciel przyjaciela...nie wstydź się.
- Tak...znaczy nie...nie,nie myślałem o tym.
- Hmm...bardziej podobała mi się pierwsza odpowiedź.- chłopak westchnął i położył dłoń na kroczu przyjaciela.
- Oh jezu...pomyślałem o tym, jak mi powiedziałeś,że jesteś gejem...
- O...i co ?- Taemin posuwał się coraz dalej, mimo to Kai nie protestował. Rozpiął mu spodnie i delikatnie wsunął w nie rękę.
- Akceptuję to,że jesteś gejem,ale ja chyba nie umiałbym być z chłopakiem...- po chwili jednak z jego ust wydobył się cichy jęk, spowodowany delikatnymi pieszczotami przyjaciela.
- Rozumiem...czyli mam teraz przestać, tak ?
- N...nie...
- Jesteś okropnie niezdecydowany Kai. - po tych słowach opuścił wraz z bielizną spodnie chłopaka i delikatnie musnął ustami jego członka. Na ten gest Kai chwycił go za włosy i głośno jęknął - Ciii...ktoś może tu przyjść. - młodszy skinął głową, że rozumie i przygryzł wargi. Tae uśmiechnął się i wsunął do ust penisa kolegi. Starał się dogodzić mu najlepiej jak umiał. Wiedział,że to jest jego 5 minut, by przekonać do siebie najlepszego przyjaciela. Poza pieszczotami członka delikatnie głaskał opuszkami palców jego delikatne, pokryte gęsią skórką uda.W pewnym momencie poczuł jak po jego gardle rozlewa się ciepła, gęsta ciecz. Szybko ją połknął i spojrzał na podnieconą twarz Kaia.
- Co tak szybko ?
Kai jednak nic nie mówił. Starał się złapać powietrze i drżącą ręką próbował zakryć penisa. Tae lekko się uśmiechnął i wtulił w siebie drżące ciało przyjaciela.
- Uspokój się. - szepnął i cmoknął go w czoło. Na ten gest Kai automatycznie się uspokoił. Było mu okropnie wstyd, ale z drugiej strony czuł się teraz błogo i bardzo bezpiecznie. W ramionach Taemina czuł się dobrze...nic innego się teraz nie liczyło. Nie czuł się w stu procentach gejem, jednak chciał spróbować czegoś nowego i dać szansę swojemu przyjacielowi...wiedział,że jakby odmówił mu po czymś takim, straciłby go na zawsze...a tego by nie zniósł...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





- Zapraszam do znajdującego się poniżej oneshot'a z udziałem Baro i Jinyoung'a, którego również napisałam dzisiaj :)

Baro & Jinyoung [Dokąd to?]



     SunWoo- wiecznie uśmiechnięty chłopak pochodzący z dobrego domu. Rodzice, przyjaciele oraz fani nazywali go Baro. Odkąd zadebiutował z B1A4 jego życie obróciło się o 180 stopni. Nie za sprawą fanów, koncertów, wywiadów i ogólnie wielkiej popularności, tylko dzięki swojemu liderowi Jinyoungowi. Baro zauroczył się słodkim liderem odkąd tylko go ujrzał.
    Jinyoung- skryty lider zespołu B1A4. Mało mówi, izoluje się od reszty zespołu, nigdy niepotrzebnie się nie udziela. Każdego wieczoru wychodzi gdzieś, mówiąc,że idzie odwiedzić chorą mamę...każdy jednak doskonale wie,że matka Jinyounga zmarła dwa lata temu. Został mu jedynie ojciec, który po śmierci ukochanej żony wpadł w poważną depresje i zachorował na nowotwór.
      Jinyoung jak to codziennie bywało stał właśnie przed lustrem i szykował się do wyjścia. Ubrany w bardzo obcisłe rurki, stonowany t-shirt, w makijażu i wypachniony całą buteleczką perfum. Czy aby na pewno tak się stroił na spotkanie z rodzicem...
- Gdzie się tak wystroiłeś ?- zapytał Baro i usiadł na łóżku Gongchana,z którym Jinyoung dzielił pokój.
- To chyba nie twoja sprawa...- odpowiedział cicho i spokojnie lider, po czym nałożył buty.
- Moja, nie moja, ale będę się martwił....no to gdzie idziesz ?
- SunWoo odwal się...okej ?
- Czemu się tak zachowujesz ? Kiedyś taki nie byłeś....tryskałeś energią, chodziłeś wiecznie uśmiechnięty, a teraz ?...Codziennie wieczorami szlajasz się bóg wie gdzie,a później wracasz zapłakany i z siniakami na całym ciele...- na ostatnie słowa rapera chłopak zamarł.
- Skąd wiesz o siniakach ?
- Ślepy nawet by je zauważył...nie zakryjesz ich tapetą i masą ubrań.
- To jest moja sprawa...a ty lepiej zajmij się swoją dupą, jasne ?
- Jinyoung... wiem,że jest ci cięż...
- Gówno wiesz....narazie...- po tych słowach lider wyszedł z mieszkania trzaskając dość głośno drzwiami.
Zdezorientowany i zmartwiony Baro westchnął i podszedł do Gongchana, który udając,że czyta filozoficzną powieść uważnie przysłuchiwał się rozmowie kolegów.
- Co się z nim dzieje ?- zapytał ponuro i usiadł obok bruneta.
- Nie mam pojęcia...moim zdaniem powinieneś za nim pójść i sprawdzić gdzie tak codziennie łazi.
- A jeśli rzeczywiście chodzi do ojca ?
- Na pewno nie...jego ojciec kocha go ponad wszystko...nigdy nie narobiłby mu takich siniaków...ba...krwiaków...jego całe uda są w krwiakach...widziałem jak się przebierał...
Baro wstał i przetarł twarz rękoma.
- No idź, bo później go już nie znajdziesz...- chłopak jeszcze chwilę się wahał, po czym jak poparzony wyleciał z mieszkania za przyjacielem. Chwilę zajęło mu namierzenie wzrokiem lidera, jednak jego farbowane włosy skutecznie wyróżniały go z tłumu czarnowłosych Koreańczyków. Baro bez namysłu ruszył za Jinyoungiem. Po kilkunastu minutach oboje weszli go ogromnej, seoulskiej galerii handlowej.
- Pewnie się tu z kimś umówił...- westchnął Baro i bezustannie śledził wzrokiem chudego chłopaka. Nie mylił się...w pewnym momencie do Jinyounga podszedł biznesmen w idealnym garniturze i papierosem w ustach. Na oko miał koło 50-tki. Objął chłopaka i przybliżył do jego warg swoje, wypuszczając z nich ohydny, papierosowy dym. Jinyoung przygryzł wargi i pocałował delikatnie mężczyznę.
- Kto to jest....jak Jinyoung może spotykać się z takim staruchem...- Baro miał ochotę podejść do lidera i zabrać go do dormu, jednak musiał się powstrzymywać, by się nie zdradzić. Nagle biznesmen zgasił papierosa na szyi chłopaka. Po jego delikatnej twarzy spłynęły grube łzy, jednak mimo to wciąż łasił się do starego oblecha.
- Chodź skarbie.- szepnął mężczyzna i pociągnął za sobą chłopaka.
- Dzisiaj gdzie mnie zabierasz ?
- Dzisiaj nie mam czasu,to zrobimy to na parkingu w samochodzie.
- Co ?...a mój wizerunek ?...Co będzie jak ktoś mnie zobaczy ?
- Myszko, nie kryjesz się z tym,że jesteś dziwką i szlajasz się po galeriach. Twoi fani co mieli widzieć, to już pewnie widzieli, także wyluzuj. 
- Ale...
- Nie ma ale Jinyoung...a właśnie...mam dzisiaj ochotę na porządny seks, także będziesz mieć na leki dla tatusia. 
- Tylko mnie nie tłucz jak ostatnio. - powiedział chłopak i został pchnięty na tylne siedzenia samochodu biznesmena.
- Czemu ?...Nie pamiętasz ile kasy za to dostałeś ?- mężczyzna usiadł na Jinyoungu i zaczął go gryźć i całować po szyi.
- Pamiętam...ale mnie to okropnie bolało.
- Chyba chcemy żeby tatuś żył,co ?
- Nie wspominaj o nim...
- Uuu a to dlaczego ? Pewnie zabolałoby go to, jakby widział,że jego jedyny syn pracuje na niego własną, rozciągniętą do granic możliwości dupą, co ?
- Proszę cię, przestań...- w tym momencie lider został uderzony w twarz. - Rób co chcesz, tylko mnie nie bij...błagam cię...- kolejny cios...tym razem w klatkę piersiową. Jinyoung poczuł jak robi mu się ciemno przed oczami, mimo to starał się zachować przytomność. Podniecony biznesmen rozebrał chłopaka i zaczął go gryźć po całym ciele. Na jego "pieszczoty" lider reagował krzykiem i płaczem, jednak mężczyzna skutecznie uciszał go kolejnymi, mocniejszymi uderzeniami.
W tym samym momencie obserwujący to Baro kompletnie nie wiedział jak ma się zachować. Był przerażony i sparaliżowany ze strachu. Nie potrafił pomóc osobie, którą kochał najbardziej na świecie. W jego głowie kotłowało się tysiące myśli o Jinyoungu i jego ogromnej miłości do schorowanego ojca. Rzeczywiście od dłuższego czasu wytwórnia nie wypłacała im pieniędzy,ale żeby posuwać się do czegoś takiego...?
Z rozmyśleń wyrwał go wrzask lidera. Chłopak podbiegł do samochodu i zaczął walić rękoma w szyby. Sam nie wiedział dlaczego to robi...liczył na to,że mężczyzna wystraszy się, wyrzuci z auta Jinyounga i odjedzie. Tak też było...drzwi do samochodu otworzyły się. Wytoczył się z nich nagi, pobity i półprzytomny chłopak. Za nim wyfrunęły ubrania i kilka papierowych banknotów. Następnie drzwi zamknęły się i samochód odjechał. Baro od razu rzucił się na pomoc koledze, który mimo ogromnego bólu i zażenowania zbierał porozrzucane pieniądze. Chłopak kucnął przed kolegą i mocno go do siebie przytulił.
- Ubiorę cię i zabiorę do domu...- wyszeptał i pocałował delikatnie przypaloną papierosem skórę przyjaciela. Jinyoung nie miał już siły udawać twardziela, którego nic nie rusza. Wtulił się w ciało Baro i zaczął płakać jak dziecko. Z jego dłoni wyleciały pieniądze i zacisnęły się na koszulce kolegi.
- Błagam cię, nie mów o tym nikomu...
- Nikt się o tym nie dowie...- chłopak wytarł twarz lidera i delikatnie go pocałował - Robisz to dla taty ?
- Tak...mam tylko jego, a jest z nim coraz gorzej....nie chcę go po prostu stracić !
- Ciii...rozumiem cię...nie płacz...- Baro ubrał kolegę i wziął go na ręce.
- Zalegają nam z wypłatą już pół roku...nie mam za co kupować dla niego leków, płacić za pielęgniarkę, potrzebne sprzęty, psychologa....skąd mam wziąć na to pieniądze ? 
- Jinyoung proszę cię uspokój się... w dormie na spokojnie coś wymyślimy...tylko musisz mi coś obiecać.
- Co takiego ?
- Skończysz z tym raz na zawsze...
- Mam jeszcze dzisiaj trzy spotkania...
- Jinyoung....obiecaj mi to...
- A dlaczego ci tak bardzo na tym zależy ?
- Bo mi się podobasz...i nienawidzę patrzeć jak cierpisz...
- Jak to ci się podobam ?
- Normalnie...zakochałem się w tobie jak tylko cię poznałem...nic ci nie mówiłem, bo zawsze wszystkich odtrącałeś...teraz już po części wiem dlaczego...
- Baro ja nie wiedziałem....przepraszam...
- Spokojnie, nic się nie stało, przecież cię rozumiem.
- Ale...
- Jinyoung...czekałem na ciebie ponad 4 lata, poczekam kolejne tyle jeśli trzeba będzie.
Jinyoung nic nie powiedział...wpatrywał się chwilę w przyjaciela, po czym po przytuleniu się do jego ciepłej klatki piersiowej usnął ze zmęczenia...


~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------




5 października 2014

Hansol & B-joo 2







     - Fajny ten chłopak...- Hansol spojrzał na ojca, który siedząc już w fotelu pochłonięty był papierkową robotą.
- Przystojny...ale to margines społeczny....ty zasługujesz na kogoś lepszego. 
- Tato, nie mów tak...zobacz jak on się opiekuję siostrą. Jest w stanie zrobić dla niej wszystko...
- I co w związku z tym ?
- Ciekawe, czy mną też by się tak opiekował...- chłopak spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę.
- O czym ty synek mówisz ?
- Po śmierci mamy potrzebuję kogoś, kto by mnie bezgranicznie kochał i się mną zajmował...
- Przecież ja...
- Ty tylko siedzisz w pracy....nie pomyślałeś,że zamiast tych kieszonkowych i gadżetów potrzebuję ciebie ? 
- Hansol...
- Tak wiem...bardzo ci przykro, ale i tak nic z tym nie zrobisz... - nastolatek narzucił na siebie kurtkę i wyszedł z domu. Bardzo chciał zatopić się w ramionach mamy i usłyszeć od niej,że go kocha i żeby niczym się nie martwił. Z drugiej strony pragnął odnaleźć B-joo i jego siostrę,ale nie miał zielonego pojęcia, gdzie ma ich szukać. Skoro żyli skromnie, nie zamieszkiwali centrum, tylko raczej najbardziej obskurne dzielnice Seoulu. Zrezygnowany ruszył na jedną z nich. Kilka, maksymalnie dwupiętrowych kamienic, bród, mnóstwo bezdomnych, porozrzucane śmieci i kilka pojemników, z których wydobywał się ogień, by ludzie mogli się przy nim ogrzać.
- Masakra...- syknął Hansol i rozejrzał się dookoła.
- Szukasz tu kogoś ?
- Słucham ? - zdezorientowany chłopak odwrócił się w stronę dobiegającego głosu. Stał za nim na oko 12- letni chłopiec.
- Nie wyglądasz na jednego z nas...- dziecko kontynuowało i przysunęło się bliżej nastolatka,by mu się lepiej przyjrzeć.
- Ja...szukam tu chłopaka...mówią na niego B-joo.
- A tak...widziałem jego ogłoszenie w gazecie...ty pewnie w tej sprawie. 
- No właśnie nie...powiesz mi, gdzie on mieszka ?
- Jasne. - chłopiec wziął Hansola za rękę i zaprowadził do jednej z kamienic. Grzyb i pleśń znajdujące się na ścianach nie dawały 19-latkowi złapać oddechu. W końcu podeszli pod drzwi mieszkania znajdującego się na pierwszym piętrze - To tutaj. 
- Dziękuję.- chłopak uśmiechnął się i zapukał do obdrapanych drzwi. 
- Kto tam ?- słodki głos Gongju dobiegł uszu Hansola.
- Hansol...otworzysz mi ?
- To na pewno ty ?
- Tak...zaufaj mi. -po dłuższej chwili drzwi zaskrzypiały i pojawiła się w nich drobna 8-latka w słodkiej, różowej piżamce. Na widok nastolatka uśmiechnęła się i wtuliła się w jego ciało.
- Co tu robisz ?
Hansol wziął ją na ręce i mocno przytulił.
- Przyszedłem was odwiedzić...jest w domu B-joo ?
- Byłam głodna i poszedł do sklepu...zaraz pewnie wróci. 
- To...mogę wejść i na niego zaczekać ? 
- Pewnie...tylko u nas jest brudno...nie ma tak fajnie jak u ciebie. 
- To nic kruszynko. - oboje uśmiechnęli się i weszli do środka. Mieszkanie składało się z dwóch pokoi. Jeden przeznaczony był dla Gongju, drugi, mniejszy dla ByungJoo. Pokój nastolatka połączony był z niewielką kuchnią i miniaturowym brodzikiem...zapewne ich "łazienką". Dziewczynka posadziła Hansola przy stole, nalała do garnka wodę i postawiła go na gazie.
- Co robisz ?
- Zrobię ci herbatę. Jest zimno,to pewnie zmarzłeś. 
- O...dziękuję bardzo. - Hansol uśmiechnął się i rozejrzał się po mieszkaniu. Panowała w nim głucha cisza, ciemność i okropny zapach grzyba.
- Proszę.- 8-latka wręczyła chłopakowi kubek z herbatą i usiadła mu na kolanach. - Widziałam przez okno,że B-joo już idzie.
- To dobrze...a ty nie boisz się tak sama zostawać tutaj w nocy ?
- Nieee...kiedyś się bałam,ale teraz zostaję codziennie,to się przyzwyczaiłam. 
- A gdzie B-joo wychodzi w nocy,że musisz zostawać sama ?
- Do pracy...on cały czas pracuje...rano prowadzi mnie do szkoły,a sam idzie do pracy...później przyprowadza mnie do domu,daje coś jeść i znowu wychodzi...
- Rozumiem...
W tym momencie zamek w drzwiach przekręcił się i do domu wszedł B-joo.
- Jestem księżniczko !
- Mamy gościa !
Zdezorientowany chłopak wszedł do kuchni i spojrzał na Hansola. Następnie wręczył siostrze siatkę z zakupami i zaprowadził ją do pokoju.
- Co ty tu robisz...
- Przyszedłem pogadać. 
- O czym ty możesz rozmawiać z takim gównem jak ja ?
- Nie mów tak o sobie...
- Nie ważne...czego chcesz...
- Chciałbym ci jakoś pomóc...
- Co ? - chłopak parsknął śmiechem,ale w głębi duszy poczuł się niesamowicie poruszony i zaskoczony.
- B-joo nie udawaj takiego twardziela...wiem,że w rzeczywistości taki nie jesteś.
- Nic o mnie nie wiesz...
- To daj mi siebie lepiej poznać...- Hansol przysunął się do nastolatka i złapał go za rękę.
- Żyjesz w luksusach...masz na wszystko i niczego ci nie brakuje...a ja muszę dawać dupy żeby mieć na książki i jedzenie dla Gongju...- z oczu 18-latka popłynęły łzy. Hansol poczuł jak coś kuje go w sercu.
- Nie będziesz musiał już tego robić...
- Tak ?...a masz jakiś lepszy pomysł na szybkie zarobienie pieniędzy ? 
- Firma mojego ojca orga...
- Nie...
- Daj mi dokończyć.
- Powiedziałem nie... 
Chłopak westchnął i wziął w ręce zapłakaną twarz B-joo.
- Daj sobie pomóc...- powiedział spokojnie i dotknął kciukiem ust nastolatka.
- Całe życie radziłem sobie sam...nie potrzebuję litości...
- Jaki ty jesteś uparty...- chłopak zbliżył się do ByungJoo i delikatnie go pocałował. Na ten gest chłopak nieco się zmieszał i lekko się odsunął. - Nie ufasz mi ?- zapytał cicho Hansol i pogłaskał policzek nastolatka.
- Ufam...ale...
- Hm ?
- Zastanów się,czy aby na pewno tego chcesz....nie chcę się później rozczarować...
- B-joo wiem,czego chcę... - chłopak podniósł głowę i spojrzał w cudowne oczy Hansola.
- Czego...
- Ciebie głupku....ciebie, twojej miłości i ciepła...
ByungJoo otworzył szeroko oczy.
- Wiem,że się nie znamy...
- Nie...to nic...- w tym momencie Hansol po raz pierwszy zobaczył uśmiech na twarzy 18-latka. Był cudownie promienny i szczery. B-joo przysunął się do niedawno poznanego chłopaka i mocno go przytulił. W tym momencie do kuchni weszła Gongju.
- Jesteście razem ?- pisnęła i podskoczyła z radości.
- A co ty taka ciekawska ?
- B-joooo no powiedz. 
- Hmm...może.
- Super !- dziewczynka wskoczyła bratu na kolana i mocno go przytuliła.
- Czemu  się tak cieszysz ?
- Bo Hansol to świetny chłopak...pasujecie do siebie.
- O proszę...jaka znawczyni się znalazła.- B-joo uśmiechnął się i pocałował siostrę w głowę.
- Też chcę buzi.- powiedział Hansol, na którego słowa mała Gongju zachichotała.
B-joo bez namysłu pocałował spragnionego miłości i czułości chłopaka. Bardzo się cieszył,że znalazł kogoś, kto go pokochał, mimo tego jak bardzo ubogo żyje i jak dawniej zarabiał na życie. Mała księżniczka natomiast cieszyła się ze szczęścia ukochanego brata i z tego,że będzie miała prawdziwą, kochającą się rodzinę.

~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




 
 

3 października 2014

Hansol & B-joo






      Hansol- 19 letni chłopak z bogatego domu. Jego ojciec posiadał kilka, bardzo dobrze prosperujących firm. Nigdy mu na nic nie brakowało, zawsze otrzymywał od ojca to,co chciał. Wakacje ze znajomymi za granicą, najnowsze gadżety, bardzo wysokie kieszonkowe, samochód...chodził do najlepszej, prywatnej szkoły w Seoulu. Ale czy rzeczywiście potrzebował tego wszystkiego ? Po śmierci mamy stał się dość ponurym i smutnym nastolatkiem. Mimo,że jego mama zmarła ponad sześć lat temu,chłopak nadal nie mógł się z tym pogodzić. Często odwiedzał jej grób, płacząc nad nim jak małe, bezbronne dziecko. Chciał czasem mieć przy sobie kogoś, kto by go przytulił, powiedział coś miłego i wsparł na duchu. Jego ojciec w biegu za pieniądzem nie zauważał bólu syna. Biegał od firmy do firmy, a każdego, późnego wieczora pocieszał Hansola nowym prezentem czy kolejnym kieszonkowym.
ByungJoo- 18 letni nastolatek mający pod opieką młodszą siostrę. Po śmierci rodziców alkoholików to on podjął się opieki nad młodszym rodzeństwem. Co chwilę szukał nowej pracy, by móc opłacić mieszkanie i dać coś jeść siostrze. Jednak pensja z roznoszenia ulotek czy mycia samochodów nie wystarczyła im na długo. Mała często chodziła głodna,a ByungJoo nie miał pojęcia,jak ma jej pomóc. Któregoś dnia, przeglądając gazetę natknął się na ogłoszenia, w których młodzi Koreańczycy oferowali swoje ciało w zamian za pieniądze. Z początku wydało mu się to szalonym i zbyt ryzykownym pomysłem, jednak po kolejnej skardze siostry,że jest głodna postanowił podjąć się tego zadania. Wrzucił do gazety swoje ogłoszenie wraz z numerem telefonu i z mocno bijącym sercem czekał na odpowiedź. Długo nie musiał czekać. Wieczorem zadzwonił do niego starszy mężczyzna...powiedział mu,że jest samotnym wdowcem, który potrzebuje ciepła i paru chwil zapomnienia. B-joo słuchając tego,co mówi obcy, miał łzy w oczach. Chciał się wycofać, jednak wiedział,że musi pomóc swojej kochanej siostrze.
Dochodziła 22. Nastolatek wytłumaczył 8-latce,że musi iść do pracy. Ta skinęła głową,że rozumie i grzecznie udała się do łóżka. Po załatwieniu podstawowych rzeczy w łazience, chłopak ruszył na obrzeża Seoulu. Trafił pod ogromną posesję. Po wejściu na nią jego oczom ukazały się wielkie baseny, kort tenisowy, parking zapełniony najlepszymi,sportowymi autami, miejsce na grilla i wiele innych, niesamowitych rzeczy. Jednak B-joo wiedział,że nie przyszedł tutaj dla tych wszystkich atrakcji...drżącymi rękoma zapukał do ogromnych drzwi domu.
- Chwilkę !- jego uszu dobiegł słodki, chłopięcy głos....chłopak zaczął mieć wątpliwość,czy aby na pewno trafił do odpowiedniego domu. Spojrzał na kartkę z adresem...wszystko się zgadzało...więc co to za chłopak ?
- Hej...do kogo przyszedłeś ? -znów ten głos. B-joo podniósł oczy i zauważył stojącego w drzwiach na oko nieco starszego od niego chłopaka.
- Emm...właśnie ja...
- Przyszedł do mnie.- za plecami nastolatka pojawił się mężczyzna w garniturze i z papierosem w ustach.
- Zatrudniasz już studentów ?- zapytał Hansol i spojrzał na poważną twarz ojca, który uważnie przyglądał się 18-latkowi.
- Właściwie to ja...
- Hansol zaproś go do środka.- mężczyzna przerwał gościowi i wszedł w głąb domu.
- Zapraszam. - Hansol uśmiechnął się i wprowadził przestraszonego chłopaka do środka. - To jak się nazywasz ?
- Kim ByungJoo...ale siostra mówi do mnie B-joo...
- O jak słodko...ja jestem Hansol. - mówiąc to ścisnął dłoń chłopaka. - Ale masz lodowate łapki.
- Tak...zawsze jak się denerwuję,to tak mam...
- Pewnie macie z ojcem jakiś poważny projekt,co ? 
W tym momencie do nastolatków podszedł mężczyzna i wręczył Hansolowi około 300 zł.
- Leć do kina albo na jakąś imprezę. 
- Czemu ? Chcę zostać w domu...muszę się pouczyć matmy.
- Będziesz nam przeszkadzał.- w tym momencie po policzku B-joo popłynęła łza,która została natychmiast zauważona przez Hansola.
- B-joo czemu płaczesz ?
- Co ?...nie,nie płaczę...jest okej.
- Ale widz...
- Hansol śmigaj...chcesz więcej pieniędzy ?
- Nie...- Hansol spojrzał jeszcze raz na nastolatka,który był coraz bledszy. - Tato,on się chyba źle czuje...
- Zawsze tak wygląda. - mówiąc to odprowadził syna do furtki i wszedł do domu. - To co ?...chcesz najpierw porozmawiać czy przejść do rzeczy ?
- Nie wiem...
- Ja nie mam czasu...chcę tylko załatwić potrzebę,a nie chcę żeby patrzył na to mój syn...a on jest taki,że w każdej chwili może wrócić.
- Rozumiem....to możemy od razu to zrobić...
- I to mi się podoba. - mężczyzna chwycił chłopaka za rękę i rzucił go na łóżko. Następnie usiadł na nim i zaczął pieścić wargami jego ucho. - Ile chcesz za to pieniędzy ?
- Nie wiem...tyle, żeby do końca miesiąca wykarmić siostrę...
- Rozumiem...możemy spotykać się regularnie, żebyś nie klepał takiej biedy. Jedno i drugie będzie miało z tego korzyści. 
- Dobrze...
- A kochałeś się już ?
- Nie proszę pana...to mój pierwszy raz...
- Dam ci więcej pieniędzy jak będę mógł się wyżyć...sześć lat bez seksu robi swoje.
B-joo poczuł jak grunt usuwa mu się pod nogami...jednak automatycznie przed oczami pojawiła mu się twarz zapłakanej siostry, która prosiła go o coś do zjedzenia.
- Dobrze...niech pan robi ze mną co chce...
Ojciec Hansola uśmiechnął się i zaczął się rozbierać. B-joo by ułatwić mu zadanie rozebrał się i zawstydzony położył się na łóżku.
- Usiądź. - nastolatek, jak posłuszny pies usiadł przed miednicą stojącego mężczyzny. - Do buźki.
- A...ale co...
- Wiesz co....do roboty...tylko bez przesady,bo nie będę miał cię czym pchać. 
ByungJoo z trudem powstrzymywał łzy. Wziął do ust członka mężczyzny i zaczął go powoli i delikatnie pieścić. Czuł jak z sekundy na sekundę zbiera mu się na wymioty. Chciał już to odbębnić, zgarnąć pieniądze i uciec do domu...Seks uważany za coś pięknego i romantycznego również nie podobał się nastolatkowi. Mężczyzna był bardzo brutalny. Bił chłopaka, pchał go z całej siły mimo jego wrzasków, gryzł i robił bolesne malinki na jego szyi, karku, obojczykach i plecach. Po skończonym stosunku ubrał się i poklepał nastolatka po policzku.
- Było całkiem dobrze.- mówiąc to wręczył B-joo około 5 tysięcy. Chłopak brzydził się sobą i zarobionymi w ten sposób pieniędzmi...wiedział jednak,że nie ma wyjścia i musi zarabiać póki co własnym ciałem...
     W tym samym czasie Hansol z uśmiechem na ustach wracał osiedlową uliczką do domu. Przed bramą na posesję zauważył małą dziewczynkę w piżamie, kapciach i płaszczyku. Trzęsła się z zimna i widocznie kogoś szukała. Chłopak podszedł do niej i kucnął.
- Hej szkrabie...zgubiłaś się ?
Dziewczynka otworzyła szeroko oczy i lekko cofnęła się do tyłu.
- Nie bój się...nic ci nie zrobię.- Hansol uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę. Dziewczynka niepewnie za nią złapała, po czym wtuliła się w ciało nastolatka.
- Chcę do braciszka...- wyszeptała i owinęła się szalikiem zauroczonego jej osobą Hansola.
- A mieszkasz tutaj ?
- Nie...mieszkam bardzo daleko stąd...ale szukam brata...
- Dlaczego szukasz go akurat tutaj ?
- Powiedział,że idzie do pracy....w kuchni na stole znalazłam to.- 8-latka wręczyła chłopakowi kartkę z adresem jego willi.
- Twój braciszek to B-joo ?
- Tak...znasz go ?
- Jest teraz u mnie...jak chcesz to cię do niego wezmę. 
Mała skinęła głową i mocno przytuliła 19-latka.
- Na rączki...
- Pewnie zmarzłaś,co ?
- Tak...moje jedyne buty się porwały i musiałam iść w kapciach...
Hansol wziął dziecko na ręce i zarzucił na nią swoją kurtkę.
- Masz tylko jedne buty ?
- Tak...bo B-joo ma za mało pieniążków żeby mi kupić...ale to nic...
- Pracuje w firmie i ma mało pieniążków ?
- Nie w firmie...czasami roznosi ulotki, czasami umyje komuś samochód...później wszystkie te pieniążki wydaje na mnie...
- Rozumiem...- w rzeczywistości Hansol nic nie rozumiał...nie wiedział,co w takim razie w jego domu robi ubogi nastolatek i dlaczego jego ojciec kazał mu wyjść...
- A jak ty się nazywasz ?- zapytała dziewczynka podnosząc wielkie, czarne oczy.
- Jestem Hansol...a ty ?
- Moi rodzice mnie nie nazwali...a B-joo powiedział,że ładnie będzie jak będę się nazywała Gongju.
- Księżniczka ?
- Yhym.- mała skinęła głową i przytuliła się do chłopaka. - A dasz mi jakąś bułkę ?
Hansol stanął na podwórku przed ogromną willą...w okół widać było różnego rodzaju atrakcje i gadżety...a ta mała zamiast zachwycać się tym wszystkim poprosiła o zwykłą bułkę...kim do cholery jest ten cały B-joo...w głowie nastolatka kotłowało się mnóstwo myśli...miał wszystko,czego chciał...a mała, bezbronna dziewczynka nie miała pieniędzy żeby dziennie zjeść samą bułkę...Chłopak westchnął i podniósł oczy do góry, by się nie rozpłakać.
- Pewnie...dam ci wszystko,co zechcesz. 
Po wejściu do domu, zaniósł Gongju do kuchni i zaczął przygotowywać jej jeść. Ojciec Hansola siedział w salonie i palił papierosa.
- Tato..?
- Hm ?
- Gdzie jest B-joo ?
- W sypialni...a co ?
Chłopak otworzył szeroko oczy i podał małej jeść.
- Pracowaliście nad projektem w sypialni ?...tato...B-joo to dziwka, prawda ?
- Hansol, jesteś dorosły....chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy. 
- Tato no...
- No słucham...
- Zrobiłeś to z chłopakiem młodszym ode mnie ?...nie wstyd ci ?
- Potrzebował kasy dla siostry...to mu pomogłem. 
- Jego siostra tu jest...
Mężczyzna podniósł oczy i spojrzał na małą istotkę zajadającą wszystko z wielkim pośpiechem i apetytem.
- Idę do B-joo...miej na nią oko...- Hansol ruszył do sypialni ojca...nie wiedział jak ma rozmawiać z nastolatkiem...było mu go strasznie szkoda,a z drugiej strony wstydził się tego,co zrobił ojciec. Gdy wszedł do pokoju zauważył leżącego, nagiego chłopaka. Jego ciało pokryte było siniakami, krwiakami i malinkami. B-joo miał zamknięte oczy, z których nieprzerwanie leciały grube łzy. 19-latek usiadł na łóżku i przykrył poranione ciało kolegi kołdrą.
- Dzisiaj już nie dam rady...- wyszeptał nastolatek i skulił się pod kołdrą.
- B-joo to ja...spokojnie...- Hansol odkrył głowę chłopaka i wytarł mu łzy. - Nic ci nie jest ?
- Miało cię tu nie być.- ByungJoo usiadł,ale po chwili opadł na łóżko z głośnym jękiem.
- Aż tak cię boli ?
- Nic mi nie jest...możesz wyjść ? Chciałbym się ubrać... 
Hansol posadził delikatnie chłopaka i zaczął go ubierać. Każdemu siniakowi przyglądał się bardzo uważnie. Gdy zobaczył malinki na jego plecach pochylił się i zaczął je delikatnie całować.
- Zostaw mnie...- B-joo wstał i pośpiesznie kończył ubieranie się.
- B-joo przepraszam...to nie to,co myślisz...
- Najpierw twój ojciec, teraz ty...nie chcę mieć już z wami nic wspólnego...
- B-joo przepraszam...- Hansol wstał i wtulił w siebie drżące ciało kolegi. - Wiem,że mój ojciec cię skrzywdził,ale ja taki nie jestem...zaufaj mi...
- Muszę już iść...- mimo tych słów coraz bardziej wtulał się w ramiona Hansola.
- Do Gongju ?
- Co...skąd ją znasz ?
- Spokojnie...jak wracałem z kina, to spotkałem ją pod domem...siedzi teraz w kuchni i wcina. 
- Przyszła tu sama ?
- Tak.
- Przepraszam.- B-joo szybko pobiegł do kuchni i wtulił w siebie siostrę. - Co ty tu robisz księżniczko ?
- Szukałam cię,bo się bałam być sama w domu...pan Kim znowu się napił i walił do nas do drzwi..
- Mysza, mówiłem,że choćby nie wiem co,masz siedzieć w domu,tak ?
- Tak...przepraszam B-joo.
- Nie przepraszaj...najważniejsze,że nic ci się nie stało... - chłopak wziął siostrę na ręce i wytarł jej buzie.
- A czemu jesteś cały w siniakach ? Ktoś cię pobił ?
- Nieee...spokojnie...przewróciłem się jak tu szedłem, wiesz ?
- Bo jesteś łajzą...ale i tak cię kocham.- 8-latka uśmiechnęła się i cmoknęła brata w policzek. Hansol, który patrzył na tą scenę zaczął płakać i złapał stojącego obok ojca za rękę.
- Widzisz jak go skrzywdziłeś...?
- Ma kasę dla małej...nie powinien narzekać..
- Tato, ty nic nie rozumiesz... 
- Czego nie rozumiem ?
- On ma z nią takie relacje jak kiedyś mama ze mną...cholernie za nią tęsknię...
Ojciec westchnął i przytulił chłopaka.
- Wiem...mi też jej brakuje,dlatego uciekam na całe dni,do pracy żeby o tym nie myśleć...
- Ale ten gwałt na B-joo...
- Wiem,że źle zrobiłem,ale zrozum,że już nie mogłem wytrzymać...
Do Hansola i jego ojca podszedł B-joo ze śpiącą już na jego rękach małą.
- Przepraszam,że przerywam,ale ja już muszę iść...jakby pan chci..
- Nie będzie chciał...- Hansol spojrzał na ojca.
- Nie...i przepraszam...
- Nic się nie stało...dobranoc...- po tych słowach ByungJoo wyszedł z domu i zniknął między ciemnymi, Seoulskimi uliczkami...


~Koniec.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------



/tu chyba będzie potrzebna kontynuacja ;)