26 maja 2019

Tylko Ty~cz.7 [Seonho&Kuanlin]




                   Stało się. Niedzielnego ranka wylądowałem z Kuanlinem w łóżku. Sam nie wiem, jak do tego doszło. Po pocałunku na schodach, chłopak zaprowadził mnie do swojego pokoju, rzucając mną na łóżko, a ja mimo wciąż lekkiej złości nie potrafiłem zaprotestować.
- Nie przyłapią nas? - wydyszałem, ciesząc się czułymi pocałunkami w szyję i obojczyki.
- Są w Incheon, spokojnie. - chłopak wsunął chłodną dłoń pod moją koszulkę, dotykając ostrożnie mojego ciała.
- Masz zimne ręce. - zaśmiałem się, starając się nieco rozluźnić. Nie mam pojęcia dlaczego wczorajszej nocy miałem więcej odwagi niż teraz.
- Bardzo zimne?
- Jak lód. - Kuanlin przejechał opuszką palca przez całą długość mojej klatki piersiowej oraz brzucha, zatrzymując się przy linii moich bokserek - Już mi cieplej. - jęknąłem, wywołując cwaniacki uśmiech na jego buzi. Po chwili dłoń bruneta wsunęła się w moje bokserki, sprawiając, że moje ciało wygięło się w łuk. Chwyciłem odruchowo za pościel, czując jak z każdą kolejną sekundą tracę czucie w dłoniach.
- Rozluźnij się. - szepnął, powracając do pieszczenia mojej szyi. Zamknąłem oczy, czując jak moja góra jest niemalże całkowicie sparaliżowana. Nie potrafiłem nawet drgnąć i dodatkowo nie czułem kompletnie nic. Skupiony byłem tylko i wyłącznie na tym, co działo się na dole mojego ciała - Seonhooo... spokojnie. 
- To... to pierwszy raz, kiedy jestem w takiej sytuacji. - wydyszałem z trudem łapiąc powietrze. Jego dłoń ostrożnie i bardzo powoli przesuwała się po moim członku i udach, doprowadzając mnie do obłędu. Bardzo mi się to podobało, ale to takie krępujące, jeju. Dlaczego?! W sumie nigdy nie rozmawiałem z Kuanlinem o tym, czy on jest prawiczkiem, czy już nie. Jestem cholernie ciekawy, ale z tego co widzę... tą jego pewność siebie i śmiałość ruchów, uważam, że już te sprawy ma dawno za sobą.
- Wiem... ale proszę cię, nie denerwuj się tak. - chwyciłem chłopaka za koszulkę, wydając przy tym stłumiony lekko jęk - Mogę tego nie robić, jeśli nie chcesz.
- To mnie strasznie krępuje. 
- Czuję. - uśmiechnął się, wyjmując dłoń z moich bokserek - Oszczędzę ci tego. - owinąłem ręce wokół jego szyi, łącząc nasze wargi czułym pocałunkiem. Wiłem się pod ciepłym ciałem chłopaka, czując jak jego dłonie ostrożnie błądzą po moim ciele.
- Kua... Kuanlin..
- Hm?
- Robiłeś już to? - chłopak zaśmiał się jedynie, zdejmując ze mnie koszulkę - Odpowiedz mi.
- Robiłem. - szepnął, przez co po moim ciele przebiegły ciarki. Gdy w mojej głowie zapaliła się lampka, że mam do czynienia z osobą doświadczoną, automatycznie się zestresowałem.
- A... a wiele razy?
- A jakie to ma znaczenie? - brunet usiadł na mnie okrakiem, po czym chwycił mnie za nadgarstki, układając moje ręce za moją głową. Zaraz po tym przywarł wargami do mojej twarzy, rąk, szyi i klatki piersiowej.
- Jestem po prostu ciekawy. 
- Schowaj tą swoją ciekawość na później. - byłem w takim amoku, że nie do końca jestem w stanie powiedzieć, co robiliśmy. Dopiero gdy między nami doszło do konkretów, poczułem że wracam na ziemię - Co to za mina? 
- Boli.. - wydusiłem, czując jak powoli zaczyna brakować mi tchu. Kuanlin wyszedł ze mnie, po czym przywarł do mojego ciała, głaszcząc mnie po twarzy.
- Dasz radę?
- Tak.. tylko daj mi chwilę. - szepnąłem, przywierając do jego warg. Chłopak odwzajemniał delikatnie moje pocałunki, pieszcząc przy tym opuszkami palców moją twarz oraz szyję. Czułem się przy nim dobrze i bardzo bezpiecznie... tylko czemu to tak bardzo boli? Wiem, że to pierwszy raz i wiadomo, że nie będzie kolorowo, ale nie sądziłem, że ból jest aż tak ogromny - Spróbujmy jeszcze raz. 
- Jak będzie coś nie tak, to mów. - skinąłem jedynie głową, czując ponownie rozrywający mnie ból. Mimo to zacisnąłem zęby, wtulając się w jego rozgrzane ciało. Czułem jak drżę z bólu, jednak z każdą kolejną minutą, dyskomfort i ból mijały - Trzęsiesz się. - szepnął, unosząc na mnie wzrok.
- Trochę boli, ale... ale puszcza, daj mi chwilę. 
- Jesteś bardzo dzielny. - uśmiechnąłem się, głęboko przy tym oddychając. Kuanlin wpatrywał się we mnie z uwagą, pieszcząc dłonią moją talię i brzuch. Wyglądał jakby analizował moją mimikę i każdy, najmniejszy oddech. Cała ta sytuacja była tak intymna... taka specjalna i... po prostu nasza. W domu panowała kompletna cisza. Wsłuchiwałem się jedynie w nasze oddechy, nie odrywając przy tym wzroku od jego błyszczących oczu. Po chwili jednak na dworze zaczęło padać. Dość mocny i gwałtowny deszcz uderzał o szybę, co trochę mnie uspokoiło. Ta wszechogarniająca nas cisza była potwornie niezręczna.
- Tak myślisz?
- Oczywiście, że tak. - dostałem czułego buziaka w czoło, po którym uspokoiłem się jeszcze bardziej - Chcesz cię przytulić? - skinąłem jedynie głową, zarzucając ręce na szyję Kuanlina. Chłopak przywarł do mnie ciałem, ostrożnie się we mnie poruszając. Byłem bardzo podekscytowany, ale z drugiej strony przez głowę przeszła mi myśl, że chciałbym mieć to już za sobą. Za bardzo to boli i dodatkowo czuję się bardzo skrępowany. Kuanlin co chwilę sprawdzał jak się czuję, pytał o wszystko, co jakiś czas przerywał, żebym odetchnął... Dopiero w tym momencie zacząłem rozumieć, że musi mu na mnie bardzo zależeć. Dzięki temu moje ciało stawało się coraz luźniejsze i w związku z tym ból był coraz mniejszy. Zacząłem czuć się dobrze. Cały strach, ból i skrępowanie odchodziły w niepamięć, a ja w końcu zacząłem cieszyć się tą chwilą...



*


- Chłopcy! Wróciliśmy! - oderwałem się od warg Kuanlina, czując jak moje rozluźnione, w błogim stanie ciało, momentalnie się spina.
- Cześć! - krzyknął mój chłopak, całując mnie w czoło - Seonho, spokojnie. 
- Boże, nakryją nas. 
- Uspokój się, mówię. 
- Zejdźcie do nas na chwilę!
- Już idziemy! - moje ciało spinało się z każdą kolejną sekundą. Poczułem jak zalał mnie zimny pot, a ciało zaczęło drżeć pod wpływem stresu - Seonho, jak z ciebie wyjdę, będzie cię to boleć... rozluźnij się. - mówiąc to przywarł wargami do mojego czoła, delikatnie je muskając - Drzwi są zamknięte, spokojnie. - szepnął, obdarowując je pocałunkami - No... już dobrze. - Kuanlin wyszedł ze mnie, po czym zszedł z łóżka, ubierając się - Nie wstawaj. Zobaczę co chcą i do ciebie wrócę. 
- Nie zostawiaj mnie teraz. - z lekkim bólem pośladków przekręciłem się na brzuch, wbijając lekko nieprzytomny wzrok w mojego skarba.
- Za chwilę do ciebie wrócę. - szepnął, po czym nachylił się do mnie, całując mnie - Bardzo cię kocham. 
- Kuanlin.. 
- Byłeś najlepszy. - dodał, wychodząc z pokoju. Zostałem sam... nagi, rozgrzany, roztrzęsiony i zakochany na nowo. To było niesamowite. Nigdy nie czułem tak bliskiej, intymnej relacji z drugim człowiekiem.. Było to coś, czego nie jestem w stanie opisać słowami. Niechętnie nałożyłem bokserki, wstając powoli z łóżka.
- Aua.. - syknąłem, nie mogąc zrobić nawet jednego kroku. Ale mnie wszystko boli. Nie sądziłem, że ból pośladków przeniesie się na moje plecy i nogi... mam nadzieję, że to szybko minie. Dlaczego rodzice musieli wrócić właśnie teraz? Chciałbym poleżeć jeszcze z moim chłopakiem, przytulić się do niego, pocałować i czuć jego bliskość. Nie chciałem, by nasz pierwszy raz zakończył się właśnie w taki sposób.
- Jest... jestem. - Kuanlin wszedł do pokoju chichocząc - Boli? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Nie, nie... jest okej.
- Widzę tą zbolałą buźkę. - mruknął, głaszcząc mnie po pośladkach - Przegiąłem? 
- Nie, to... to po prostu mój pierwszy raz i... no sam rozumiesz.
- Rozumiem, rozumiem. - szepnął, całując mnie w czoło - Skarb mój. - uśmiechnąłem się, chowając się w jego klatce piersiowej.
- A co chcieli rodzice? 
- Zaprosili nas na kolację... mamy o 18-tej jechać do jakiejś knajpy.
- Co to za okazja?
- Nie mam pojęcia, ale w sumie spoko. Pojemy coś dobrego. 
- Mmmm... zjadłbym owoce morza.
- Owoce morza? - skinąłem głową, czując kolejnego buziaka - Załatwię to... specjalnie dla ciebie. 
- A ty na co masz ochotę?
- Na ciebie. - zaśmiałem się, unosząc na niego wzrok.
- Tego dania nie znam.
- Ja poznałem je dziś bardzo dobrze. - mówiąc to wbił się w moje wargi, lądując ze mną ponownie na łóżku. Kocham go najbardziej na świecie. Nigdy nie czułem z nikim takiej specjalnej więzi. Czasami mam wrażenie, że zesłał mi go mój tato. Może to głupie, ale naprawdę czasem tak do tego podchodzę...


*


                   Wieczorem, zgodnie z umową, udaliśmy się na "rodzinną" kolację do jednej z lepszych restauracji w Seoulu. Z mamą nie zamieniłem ani jednego słowa... na ojca Kuanlina nawet nie patrzyłem. Rozmawiałem tylko z moim chłopakiem, myśląc w międzyczasie o naszym pierwszym zbliżeniu. Czułem, że patrzyłem w niego jak w obrazek, ale nie potrafiłem zachować się inaczej... zakochałem się w nim dzisiaj od nowa. 
- Chłopcy.. możemy was prosić na moment o skupienie? - oderwałem wzrok od Kuanlina, wbijając go w Chiaweia - Razem z twoją mamą Seonho, podjęliśmy bardzo ważną dla nas decyzję i... uznaliśmy, że dziś będzie fajna okazja, żeby wam o tym powiedzieć. 
- Wo... słuchamy. - odłożyłem ostentacyjnie pałeczki, wzdychając.
- Ty powiesz, czy ja mam  to zrobić?
- Ty powiedz. - szepnęła moja mama, na co wywinąłem jedynie oczyma. Jak dzieci...
- No dobrze, to.. zaręczyliśmy się i planujemy ślub. - aż się zadławiłem. Momentalnie zabrakło mi tchu, przez co dostałem solidnie od Kuanlina w plecy. Nabrałem powietrza do płuc, sięgając po szklankę z napojem. 
- O... wow... gratulacje. - wypalił bez entuzjazmu mój chłopak, zerkając co chwilę w moim kierunku - A... przepraszam, jestem trochę w szoku.. Co ze mną i Seonho? 
- I tak zachowujecie się jak bracia. Teraz będziecie mieć jedynie ułatwioną sprawę. - moja mama była rozpromieniona jak nigdy, a mi z każdą kolejną chwilą robiło się coraz bardziej słabo. 
- O tym też rozmawialiśmy i... Seonho został jeszcze ponad rok nauki, a ty Kuanlin pójdziesz na uniwersytet. Stwierdziłem, że dam ci wolną rękę.
- Jak... jak to? Chyba nie rozumiem.
- Możesz zostać z nami w Korei, albo wrócić na Tajwan... Jesteś odpowiedzialnym, mądrym chłopakiem. Wiem, że podejmiesz odpowiednią decyzję. - chyba się przesłyszałem. Szklanka znajdująca się w mojej dłoni osunęła się, lądując z hukiem na ziemi. Zamroczyło mnie... dawno nie czułem się tak dziwnie. 
- Seonho, w porządku? 
- Synu, co się dzieje? 
- Seonho.. hej.. - Kuanlin potrząsnął mną, jednak bez większego rezultatu - Słyszysz mnie? - chwyciłem za oparcie krzesła, powoli z niego wstając.
- Ja.. muszę na chwilę wyjść. 
- Wyjdę z tobą, poczekaj. - zrobiłem krok w kierunku drzwi, jednak wtedy poczułem jakby odjęło mi czucie w nogach. Upadłem na podłogę, tracąc jakikolwiek kontakt ze światem. Nie mam pojęcia, co było dalej...
                            Obudziłem się w jakimś samochodzie. Jak się okazało, z restauracji zabrała mnie karetka. Zemdlałem... lekarz w szpitalu oznajmił rodzicom i Kuanlinowi, że moje omdlenie było skutkiem długo nieleczonej depresji i nadmiaru stresu. Przyznam szczerze, że sam się zdziwiłem. 
- Może chcesz wody, co? - przy moim łóżku siedział Kuanlin, głaszcząc mnie po dłoni... musiał płakać. Wyraźnie widziałem jego czerwone, spuchnięte oczy, co dobijało mnie jeszcze bardziej. 
- Nie.
- A czego potrzebujesz? 
- Niczego... wszystko jest okej. - szepnąłem, zamykając oczy. Jestem tym wszystkim potwornie zmęczony. Przez ostatnie dni w moim życiu dzieje się tak wiele rzeczy, że już momentami nie wiem, na jakim świecie żyję. 
- Boże, jak mnie wystraszyłeś.. - pociągnął nosem, co rozdarło moje serce na setki kawałków.
- Przepraszam. - chłopak usiadł na łóżku, całując mnie w czoło.
- Nie przepraszaj mnie... nie przepraszaj. - powtórzył szeptem, rozklejając się. Ułożyłem dłoń na jego policzku, zaciskając przy tym kurczowo powieki. Bolało mnie to, że cierpi i to na dodatek z mojej winy. Nie chciałem sprawiać mu przykrości i doprowadzać go do takiego stanu... - Jak mogłem tego nie zauważyć?
- Nie płacz, proszę cię. - otworzyłem wilgotne od łez powieki, spoglądając na mojego chłopaka - Nie obwiniaj się o nic. 
- Nie rozumiem po prostu, jak mogłem do tego doprowadzić.
- To nie jest twoja wina, przestań. - wytarłem niezdarnie jego policzki, obdarowując go przy tym buziakiem - Kocham cię, nie płacz. - Kuanlin wtulił się w moją klatkę piersiową, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc.
- Powinieneś teraz bardzo dużo odpoczywać... i ja osobiście tego dopilnuję. - uśmiechnąłem się pod nosem, drapiąc go delikatnie po głowie.
- Dobrze, ale zaczniesz od jutra, jak się porządnie wyśpisz... Jedź do domu. Jutro masz szkołę..
- Nie żartuj, nie zostawię cię tu. 
- Mam tu opiekę... Proszę cię, wracaj do domu. 
- Nie. - Kuanlin wstał z łóżka, po czym podszedł do okien, zasuwając w nich rolety - Będę tu siedzieć tak długo, dopóki cię nie wypuszczą do domu. 
- No zwariowałeś. - chłopak zapalił lampkę stojącą na niewielkiej szafce, po czym zgasił górne światło. Zaraz po tym podszedł do mojego łóżka, okrywając mnie dokładnie kołdrą - Kuanlin.
- Powiedziałem rodzicom, żeby pojechali do domu i że ja się tobą zajmę. Chcę tu teraz przy tobie być. - brunet usiadł na krześle stojącym przy łóżku, łapiąc mnie ponownie za rękę.
- I... i tak po prostu pojechali?
- Twoja mama pojechała tylko po rzeczy i jakieś dokumenty.. pewnie niedługo wróci.
- Wow.. nie wierzę, że jeszcze się mną przejmuje. 
- Seonho.. 
- Co myślisz o ich ślubie? - Kuanlin westchnął, odwracając przy tym wzrok. Czuję, że jemu ta opcja też się nie podoba..
- Nie myśl teraz o tym.
- A o czym mam myśleć? To jest kolejna rzecz, która wywróciła mi życie do góry nogami.. 
- To niczego między nami nie zmienia, pamiętaj.. Niech robią, co chcą.
- A twoje studia? - spojrzałem na niego, czując cisnące się do oczu łzy.
- Naprawdę myślałeś, że wyjadę? 
- Masz na Tajwanie rodzinę, przyjaciół... na początku bardzo dużo mi o nich opowiadałeś. Musisz za nimi tęsknić..
- Tęsknię, ale tutaj mam ciebie i żadna siła nie wywiezie mnie z powrotem na Tajwan. - chłopak pocałował moje dłonie, wzdychając - Nie zostawię cię, Seonho. -  dodał szeptem, trochę mnie uspokajając. Z drugiej strony nie chcę, by robił coś wbrew sobie.
- Ale... ale jeśli chcesz..
- Nie, nie chcę tam jechać. Naprawdę nie chcę. - brunet pocałował mnie w czoło, posyłając mi przy tym delikatny uśmiech - Zamknij oczka i spróbuj zasnąć. Musisz odpoczywać. 
- Połóż się koło mnie.
- Nie mogę. Będę cały czas tutaj siedzieć. 
- Cześć chłopcy. - spojrzeliśmy w kierunku drzwi, widząc wchodzącą do sali mamę. Kuanlin mimo to nie puszczał mojej dłoni, kurczowo mnie za nią trzymając, jakby bał się, że za moment mu ucieknę.
- Cześć.. masz wszystko dla Seonho? 
- Tak, chyba pamiętałam o wszystkim. - kobieta pocałowała Kuanlina w głowę, po czym nachyliła się nad łóżkiem, chcąc dać mi buziaka w czoło, jednak nie miałem na to najmniejszej ochoty. Odwróciłem głowę, dając jej wyraźny sygnał, by tego nie robiła - Skarbie.. 
- Ja.. ja pójdę po kawę. - chłopak wstał, posyłając mi przy tym znaczące spojrzenie - Za chwilę do ciebie wrócę. 
- Jedź do domu. 
- Już coś ci o tym powiedziałem... za moment wrócę. - zostałem w sali sam z mamą. Nie chciałem z nią rozmawiać, nie po tym, co dzisiaj usłyszałem od niej i jej fagasa.
- Powiedz mi, jak się czujesz.
- Dobrze... rewelacyjnie wręcz..
- Seonho.. 
- Ślub, naprawdę? - spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Nie chciałem już płakać, ale to było silniejsze ode mnie..
- Skarbie, ja go kocham.. 
- On mnie szarpał... szarpał na twoich oczach, a ty miałaś to gdzieś.
- Po prostu się o ciebie martwi i nie wie już, jak z tobą rozmawiać.
- Wow.. świetne wytłumaczenie. Kiedyś stanęłabyś w mojej obronie, ale widzę, że te czasy mamy już za sobą. 
- Seonho.. - mama złapała mnie za rękę, ostrożnie mnie po niej głaszcząc - Byłeś, jesteś i będziesz najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Kocham cię najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni... nikt tego nie zmieni, rozumiesz? 
- To dlaczego ostatnio tak mnie odsunęłaś? - wydusiłem, czując jak po moich policzkach spływają chłodne łzy.
- Ja cię nie odsunęłam skarbie... to ty zacząłeś uciekać od nas i traktować nas jak wrogów. 
- Po prostu odnoszę wrażenie, że mnie nie potrzebujesz... Masz faceta, jesteś szczęśliwa.. do czego jestem ci potrzebny? 
- Jesteś moim synem Seonho.. najważniejszą dla mnie osobą. Jakby coś ci się stało.. - jej głos się załamał, a oczy zaszły łzami.. doprowadziłem do płaczu kolejną osobę.. - Nie poradziłabym sobie bez ciebie.. - odwróciłem wzrok, czując narastającą w gardle gulę. Nadal mam do niej żal... nadal nie potrafię jej wybaczyć, bo coś mnie hamuje... ale kocham ją jak cholera i nie wiem już, co mam robić.
- Jesteś teraz szczęśliwa?
- Będę w pełni szczęśliwa, jeśli moje dziecko wreszcie wyjdzie na prostą i zacznie żyć. 
- Przepraszam, że ciągle cię zawodzę, ale to nie jest takie proste.. Ty potrafiłaś zapomnieć o tym, co się stało... ja nie potrafię. 
- Nie, Seonho... nie zapomniałam o tym i uwierz mi, że myślę o tym codziennie.. Po prostu czuję, że muszę żyć.. że muszę iść dalej. Kochałam twojego ojca najbardziej na świecie, ale... zakochałam się, po prostu. Chciałam to skończyć, wiedziałam, że to był błąd, ale nie potrafiłam... - zacisnąłem powieki, wybuchając płaczem. Moja mama usiadła pospiesznie na łóżku, chowając mnie w swoich ramionach - Nie płacz. 
- Chcę tylko żeby tata do mnie wrócił.
- Tato jest cały czas przy tobie. Nie widzisz go, ale jest tutaj... zawsze z tobą będzie. - czemu to tak bardzo musi boleć? Przyczyną mojego złego samopoczucia i wszelkich problemów jest odejście taty. Bardzo za nim tęsknię, ale wiem, że do nas nie wróci... Najwyższa pora się z tym pogodzić i zacząć się z tym oswajać, ale to nie jest takie proste... - Kiedyś byłeś wiecznie uśmiechniętym i szczęśliwym chłopakiem... Spróbujmy o to powalczyć. 



*

                       Na drugi dzień, wszystkie badania zrobione przez lekarzy wyszły prawidłowo, przez co lekarz zadecydował, że wypuści mnie do domu. Oczywiście muszę zacząć terapię i prawdopodobnie przyjmować leki. Ponad to lekarz zalecił mi wszelakie aktywności, bym zajmował czymś myśli, ale póki co nie mam ochoty kompletnie na nic. Wróciłem do sali, po czym zająłem się pakowaniem swoich rzeczy. W sali byli ze mną rodzice oraz Kuanlin, który pomagał mi po sobie posprzątać. 
- Wszystko w porządku? - skinąłem jedynie głową, wrzucając do torby piżamę - Masz na coś ochotę?
- Zjadłbym coś słodkiego. 
- Mówisz, masz... daj mi chwilę. - uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak chłopak opuszcza w pośpiechu salę.
- A ten dokąd tak wyrwał? - zapytała mama, podchodząc bliżej mnie. Wczoraj bardzo długo ze sobą rozmawialiśmy. Cały czas mam do niej żal, ale mam nadzieję, że z czasem nasze relacje się poprawią.
- Poprosiłem go o coś słodkiego.
- Najlepszy starszy brat na świecie, co? 
- Ta.. - przytaknąłem, czując mocniej bijące serce. Wtedy też usłyszałem dźwięk kakaotalka. Sięgnąłem po telefon, odczytując wiadomość od Minhyuna.
<- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? 
-> ???? skąd wiesz?
<- Kuanlin do mnie napisał. Mów co się dzieje
-> Nic poważnego... tylko zasłabłem, nie martw się.
<- Kuanlin mi o wszystkim powiedział. Bądź wreszcie ze mną szczery..
-> To nic takiego
<- Jak Cię spotkam to złoję Ci dupę za to gadanie. Przepraszam, że nie przyjechałem, ale mam egzaminy i nie miałem jak się wyrwać
-> Jasne, rozumiem. Ucz się:)
<- Powiedz mi jak to wszystko znosisz 
-> Rewelacyjnie... mam ochotę zniknąć. 
<- Seonho.. te zaręczyny nie zmieniają niczego między Tobą i Kuanlinem
- Z kim tak piszesz? - zapytał mnie Chiawei, przez co automatycznie się we mnie zagotowało.
- A co za różnica?
- Zapytałem o coś złego?
- Tak, jak zwykle z resztą.. 
- Seonho.. uspokój się, proszę cię. - obiecałem wczoraj mamie, że się poprawię, ale nie potrafię. Nie cierpię tego człowieka. Myślałem na początku, że nawet go lubię, ale szczerze mówiąc nie wiem, co miałem wtedy w głowie... jest beznadziejny.
- Pójdę do Kuanlina. - wyszedłem na korytarz, nabierając dużo powietrza do płuc. Starałem się uspokoić za wszelką cenę, by nie wybuchnąć.
- Jestem. - nawet nie spojrzałem na mojego chłopaka. Nie rozumiem, co się ze mną ostatnio dzieje, ale czuję się beznadziejnie z samym sobą - Hej, szkrabie. - odwróciłem się gwałtownie, wtulając się w ciało chłopaka. Brunet objął mnie, drapiąc mnie przy tym delikatnie po głowie - Coś się stało?
- Przytul. 
- Seonho, co jest?
- Nic.. po prostu chciałem się przytulić. - zawsze gdy jestem przy nim czuję się spokojniejszy. Chciałbym już wrócić do domu i zastanowić się na spokojnie, co dalej powinniśmy zrobić. Boję się... bardzo się boję i mam bardzo dużo obaw, ale mam nadzieję, że uda nam się to wszystko przetrwać i nadal być razem. Jeszcze gdyby po ślubie rodzice się o nas dowiedzieli... wolę nawet nie myśleć, jak to by mogło się skończyć...


*


                        Po kilku dniach totalnego resetu i odpoczynku w domu, stwierdziłem, że najwyższa pora wyjść do ludzi i odwiedzić wreszcie szkołę. Nikt szczerze mówiąc jakoś specjalnie nie przejął się moją nieobecnością i tym, że nagle wróciłem. W sumie nie ma się co dziwić. Nigdy nie potrafiłem dogadać się z rówieśnikami i w sumie jestem zdziwiony, że udało mi się złapać wspólny język z Kuanlinem. To nadal utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to osoba stworzona dla mnie i powinienem trzymać się go jak rzep. 
- Stój! - może jak zacznie studia to wyprowadzi się z domu i wynajmie coś swojego? Tęskniłbym za nim jak cholera, ale rok później na studia pójdę ja, a co za tym idzie.. na bank zamieszkałbym z nim. Aishh dzień w dzień sami, bez żadnej kontroli. Aż ciężko mi to sobie wyobrazić - Hej! - poczułem mocne szarpnięcie za ramię, które skutecznie mnie obudziło. 
- Wołaliśmy cię.
- Głuchy jesteś? - przełknąłem z trudem ślinę, widząc przed sobą osiłków ze starszej klasy.
- Ja... nie słyszałem.
- Mniejsza.. mamy ci coś do pokazania. 
- Mi? A... a dlaczego? 
- Zadajesz strasznie głupie pytania. - jeden z chłopaków usadził mnie na stojącej obok nas ławce, po czym usiadł obok mnie, wyjmując z kieszeni mundurka swój telefon - Mieliśmy cię złapać z tym wcześniej, ale się mijaliśmy. - spojrzałem lekko zdezorientowany w ekran jego telefonu, widząc w nim zdjęcie przedstawiające Kuanlina. Co ciekawsze, obejmował on Jinyounga...
- Co... co to ma być.. - zamurowało mnie.. nie wyglądali na tym zdjęciu, jak para przyjaciół. Wpatrywali się w siebie jakby byli sobą zauroczeni. 
- Wygląda na to, że twój braciszek jest ciotą.
- Dlatego pytaliśmy cię czy aby na pewno wszystko o nim wiesz. 
- Ale.. ja nie rozumiem..
- Poszliśmy kiedyś za nim, bo chcieliśmy go zlać za to, że śmiał zwrócić nam uwagę... a tu taka niespodzianka. 
- To nie wszystko. - siedzący obok mnie chłopak poruszył telefonem, zmieniając na kolejne zdjęcie. Poczułem jak oczy zachodzą mi łzami... nic z tego nie rozumiem - Nic nie powiesz?
- Ty... a może ty też jesteś pedałem, co? 
- Wyślij mi te zdjęcia. - poderwałem się z ławki, biegnąc jak najszybciej przed siebie. Nie myślałem wtedy o niczym. Nie wiedziałem nawet, o czym powinienem myśleć. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Spotyka się z Jinyoungiem? Nawet nie wiem kiedy te zdjęcia zostały zrobione. Sprytnie musiał działać na dwa fronty. Ale dlaczego? Przecież widziałem wyraźnie w jego oczach, że coś do mnie czuje.. że mu zależy.. że jestem dla niego kimś ważnym. Udawał? Może kocha też Jinyounga i nie potrafi wybrać? To wszystko brzmi jak tania i tandetna telenowela. Co ja mam zrobić? Kuanlin... osoba, którą kocham, której ufam najbardziej na świecie, z którą chcę być, przy której zacząłem powoli rozpoczynać nowe życie... oszukiwał mnie. Cały czas kłamał? Jeszcze moment i nie wytrzymam tego wszystkiego. 
                             Nie wróciłem po szkole do domu. Do późnych godzin nocnych szlajałem się po Seoulu, nie wiedząc do końca, co powinienem ze sobą zrobić. Bałem się powrotu do domu, nie chciałem tam wracać. Nie wiedziałem, jak zachować się przy Kuanlinie, co mu powiedzieć... wysłuchać go czy od razu wykrzyczeć, jak bardzo go nienawidzę? Wielokrotnie dzwonił do mnie telefon... albo dzwonił Kuanlin, albo mama, jednak każde połączenie skutecznie ignorowałem. W końcu, gdy po raz Bóg wie już który usłyszałem dźwięk telefonu, odebrałem wpatrując się przy tym beznamiętnie, w znajdujący się przede mną Han. 
- Halo?!... Seonho, jesteś?! - słyszałem w słuchawce zdenerwowany głos mamy - Synu!
- Jestem. - szepnąłem, pociągając przy tym nosem. 
- Nareszcie odebrałeś! Seonho... skarbie, gdzie ty jesteś? - mama słyszała jedynie mój ciężki oddech. Nie byłem w stanie niczego powiedzieć. Byłem w tak ogromnym szoku, że niemalże całkowicie mnie zatkało - Seonho, odpowiedz mi... bardzo się o ciebie martwimy.
- Daj mi go. - słysząc głos Chiaweia, poczułem jak mnie mdli - Seonho... gdzie ty jesteś? - usiadłem na chłodnej ziemi czując, jak moje usta nabierają wyglądu prostej linii. Czułem się przytłoczony absolutnie wszystkim... śmiercią taty, samotnością, ślubem mamy, zdradą Kuanlina... to stanowczo za dużo - Gdzie jesteś gówniarzu?! Odpowiedz mi! 
- Pocałuj mnie w dupę.. - wydusiłem, rozłączając się. Ten palant i jego synek są ostatnimi osobami, które chcę teraz widzieć. Kiedy wreszcie ten życiowy koszmar i fala niepowodzeń się skończą, a na ich miejsce wskoczy wreszcie coś przyjemnego? 
                            Było mi bardzo zimno, a miałem na sobie jedynie koszulę od mundurka. Gdy dochodziła czwarta nad ranem, stwierdziłem, że wrócę do domu i zamknę się w swoim pokoju nie dopuszczając do siebie nikogo.. Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem że w przedpokoju oraz kuchni zapalone jest światło. Musieli na mnie czekać... Zaraz po tym ujrzałem przestraszoną mamę, zaniepokojonego Kuanlina i wściekłego Chiaweia, którzy obskoczyli mnie, jak atrakcję w zoo. 
- Seonho, gdzie ty byłeś? - mama chwyciła moją twarz w obie dłonie, uważnie mnie obserwując - Boże, jesteś siny z zimna. 
- Jestem pewien, że znowu pił. - ojciec mojego chłopaka chwycił mnie za koszulę, przyciągając mnie do siebie jak worek ryżu - Chuchaj.
- Odpieprz się. 
- Coś ty powiedział? 
- Uderz mnie, jeśli coś ci się nie podoba... no bij! Śmiało! 
- Seonho.. - gdy usłyszałem głos Kuanlina, poczułem jakby ktoś wbijał w moje serce tysiące igieł. Odtrąciłem trzymającego mnie mężczyznę, przenosząc zmęczone płaczem oczy na chłopaka.
- Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś takim dobrym kłamcą.. 
- Ale.. poczekaj.. o czym ty mówisz? - drżącymi dłońmi wyjąłem ze spodni telefon, szukając w nim zdjęć przysłanych przez chłopaka ze szkoły. Gdy w końcu udało mi się je znaleźć, cisnąłem telefon w dłonie Kuanlina, czując spływającą po policzku chłodną strużkę łez.
- Nienawidzę cię. 
- Chłopcy, o czym wy mówicie?
- Seonho, to nie tak...
- Chciałbym ci coś oznajmić, ale chyba przy rodzicach nie wypada, co? 
- Posłuchaj mnie..
- Domyśl się, co mam ci do przekazania. - wyrwałem telefon z jego rąk, idąc z nim pospiesznie do swojego pokoju. Jak można być tak zakłamanym? Jeszcze kilka godzin temu życie bym za niego oddał, a teraz? Nie jestem nawet w stanie na niego spojrzeć...








~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Skarby, kolejna część pojawi się dopiero po 3 czerwca! Wyjeżdżam na szkolenie do Grecji i raczej nie będę miała czasu na bloga.;; 
Buziaki!!!

19 maja 2019

Tylko Ty~cz.6 [Seonho&Kuanlin]




                  Wróciłem ze szkoły, kierując się od razu na górę. Chciałem wparować do pokoju Kuanlina i dać mu porządnego buziaka. Stęskniłem się za nim jak diabli, mimo że widzieliśmy się dzisiaj rano przed wyjściem do szkół. Jesteśmy razem już 1,5 miesiąca. Na szczęście rodzice niczego nie podejrzewają. O niczym nie powiedziałem także Minhyunowi... zaakceptowałby to, ale póki co cholernie się tego boję.
- Dzień dobry! - wykrzyczałem w niebo wzięty, wparowując do jego pokoju. Moim oczom ukazał się mój facet w towarzystwie obcego mi chłopaka. Siedzieli na łóżku nad stertą zeszytów, ale ta prosta rzecz wystarczyła, bym zaczął się niepokoić - O... przeszkadzam. 
- Nie przeszkadzasz głupku. - Kuanlin podszedł do mnie, czochrając mi włosy - Jak było w szkole? - mhm, czyli jego kolega o niczym nie wie. Nabrałem dużo powietrza do płuc, wymuszając przy tym uśmiech.
- W porządku... dostałem dzisiaj 5.
- Wow, gratuluję. Z tego sprawdzianu, do którego się razem uczyliśmy?
- Dokładnie.. - burknąłem, nie odrywając wzroku od chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - szepnął, całując mnie przy tym w głowę.
- Słodko. - zaśmiał się nieznajomy, wstając z łóżka - Ja z moim bratem żremy się jak psy. Jinyoung... miło mi. - dodał wyciągając rękę w moim kierunku. Uścisnąłem ją niechętnie, wzdychając.
- Seonho... Czego się uczycie?
- Matmy.. jutro mamy sprawdzian, a Kuanlin chyba jako jedyny to ogarnia. 
- Nie przesadzaj. - zaśmiał się mój chłopak, siadając ponownie na łóżku - Po prostu lubię matmę. 
- Tak... mi też wielokrotnie pomagał. - wymamrotałem, łapiąc za klamkę - Jesteś w dobrych rękach. 
- Uciekasz już? - zapytał Kuanlin, odkładając jakąś książkę.
- Tak, nie będę wam przeszkadzać. Uczcie się.
- W kuchni masz obiad, odgrzej sobie. 
- Dziękuję. - wyszedłem z pokoju, czując jak się we mnie gotuje. Dobra wiem, przesadzam. W końcu oni się tylko uczą, ale to wystarczy, bym chodził nabuzowany i zły do końca dnia. Zszedłem do kuchni po wspomniany wcześniej obiad, po czym w ciszy oddałem się swoim obowiązkom, starając się skupić na nich choć odrobinę swojej uwagi. W taki też sposób spędziłem cały swój dzisiejszy dzień. Potem w ciszy zjadłem z rodzicami kolację, podczas gdy Kuanlin i ten cały Jinyoung nadal się uczyli. W mojej głowie kotłowało się już tysiące myśli i czarnych scenariuszy, do czego może między nimi dochodzić. Wiem, że Kuanlin nie zrobiłby mi takiego świństwa, ale wyobraźnia zazdrosnej osoby robi jednak swoje. Po zjedzonej kolacji wykąpałem się i położyłem się do łóżka, pisząc z Minhyunem. Chciałem się z nim wreszcie zobaczyć, bo przez ostatni nawał nauki nie miał na to czasu, a chyba chciałbym z nim wreszcie szczerze porozmawiać. Może wtedy mi ulży i przynajmniej będę mieć przy sobie osobę, która zawsze doradzi mi w kwestii związków. Tak... Minhyun jest w tym mistrzem.
<- Młody, Ty spadaj spać, bo jutro do szkoły nie wstaniesz
-> Wieeeem, właśnie miałem iść. A Ty jak masz jutro zajęcia?
<- Dopiero na 15 to mogę siedzieć do późna
-> Szczęściarz...
<- Ciebie też to czeka za 2 lata 
-> O ile mnie gdzieś przyjmą 
<- Na pewno!!! Zobaczysz, że wylądujemy na tej samej uczelni
-> Mam nadzieję :( Dobra Hyung, spadam spać, bo ledwo żyję 
<- Dobranoc dzieciaku!
-> Dobranoc staruchu!
Odłożyłem telefon na szafkę nocną, nakrywając się dokładniej kołdrą. Bardzo chciało mi się spać, ale myśli związane z Kuanlinem nie dawały mi spokoju. Zasnąłbym dopiero spokojnie z myślą, że mój chłopak jest wreszcie sam. Długo leżałem w łóżku, myśląc o tym, co robi mój skarb. W momencie, gdy czułem jak zmęczenie mnie ścina, usłyszałem jak drzwi do mojego pokoju się uchylają, jednak byłem na tyle zmęczony, że nawet nie drgnąłem.
- Śpisz Seonho? - usłyszałem koło swojego ucha szept chłopaka, który automatycznie mnie rozbudził.
- Y y.
- Y y? - zachichotał, pakując mi się do łóżka - Dlaczego nie śpisz? Jest strasznie późno. - mruknął przytulając mnie.
- Czekałem aż ten chłopak od ciebie pójdzie. - mruknąłem, przekręcając się na plecy. Kuanlin posłał w moim kierunku lekki uśmiech, pieszcząc przy tym opuszkami palców moją twarz.
- Dlaczego? - wzruszyłem jedynie ramionami, wywołując chichot z jego strony.
- To twój przyjaciel?
- Mhm... od razu się z nim zgadałem, jak dołączyłem do nowej klasy. 
- Fajnie.. - westchnąłem, chcąc się odwrócić, jednak chłopak skutecznie mnie zatrzymał.
- Co ty? Zazdrosny jesteś?
- O ciebie? Nie żartuj. 
- Widzę cholero, że jesteś zazdrosny. - mruknął, całując mnie po szyi.
- Spadaj. - zaśmiałem się, chcąc go odepchnąć, jednak Kuanlin jest o wiele silniejszy niż ja, więc miał przewagę - No won. 
- Ja ci dam won. - Kuanlin zarzucił na nas kołdrę, łaskocząc mnie - Przyznaj, że jesteś zazdrosny, to przestanę.
- Nie jestem.
- Jesteś. 
- Przestaaaaań. - wydyszałem, starając się, by nie usłyszeli nas rodzice - Może trochę.
- Tylko trochę? - nie wytrzymałem. Nie cierpię być łaskotany, zwłaszcza jak wiem, że w każdej chwili mogą nakryć nas rodzice. Chyba umarłbym ze wstydu.
- Dob... dobra no. Jestem zazdrosny. 
- Wiedziałem. - chłopak przywarł do moich warg, namiętnie mnie całując. Odwzajemniłem jego pocałunki, jednak byłem tak zasapany, że bałem się iż w każdej chwili mogę się udusić.
- Cze... czekaj no. - zaśmiałem się, starając się złapać oddech. Brunet uśmiechnął się szeroko, mocno mnie przytulając.
- Moje zazdrosne maleństwo. 
- Oj przestań. 
- Mogłeś od razu przyznać, że jesteś o mnie zazdrosny. 
- No jestem, jestem... zależy mi na tobie. - mruknąłem, lądując ponownie w ramionach chłopaka.
- Kocham cię, wiesz? - moje serce zabiło ze zdwojoną siłą. Pierwszy raz Kuanlin powiedział mi takie słowa - Najbardziej na świecie. 
- Naprawdę?
- Naprawdę. - szepnął, całując mnie w czoło.
- Też cię kocham.. - uniosłem wzrok, spotykając się z uśmiechem chłopaka - Najbardziej na świecie. - mam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Kocham go, kocham z nim przebywać, kocham z nim rozmawiać, całować się, po prostu być blisko niego. A po tym wyznaniu czuję, że rzeczywiście jestem dla niego kimś ważnym.
- Czemu tyle z tym zwlekaliśmy?
- Dobre pytanie. - wtuliłem się w ciało chłopaka, szczerząc się jak głupek - Śpij dzisiaj ze mną. 
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki? - poczułem jak ciepła dłoń Kuanlina ląduje pod moją bluzką. Spiąłem się, jednak nie zdążyłem niczego powiedzieć, bo jego ciepłe wargi znów przywarły do moich ust. Jego ręka dotykała ostrożnie mojej klatki piersiowej oraz brzucha, doprowadzając mnie do obłędu. Wstydziłem się... bardzo się wstydziłem, ale z drugiej strony niesamowicie mi się to podobało. Ułożyłem nieśmiało dłonie na twarzy bruneta, pieszcząc ją opuszkami palców. Nigdy nie byłem z nim tak blisko. Gdy palec Kuanlina musnął mój sutek, wzdrygnąłem się wydając z siebie cichy jęk.
- Co to było? - zaśmiał się, całując mnie w czoło.
- Nie rób tak. 
- Dlaczego?
- Zawstydza mnie to. 
- No co ty.. przecież to tylko ja.
- Aż Kuanlin. - nachyliłem się do jego ciepłych warg, obdarowując je czułym buziakiem - Nie chcę wyjść przy tobie na durnia.
- No przestań.... przecież to urocze. 
- Ta... to może ja tak tobie zrobię, co?
- A ośmielisz się?
- Oczywiście. 
- No to proszę bardzo... działaj. - wygrzebałem się spod puchatej kołdry, siadając okrakiem na biodrach Kuanlina. Jego dłonie spoczęły na moich udach, a na buzi pojawił się zadziorny uśmiech - Tego się nie spodziewałem.
- Lubię zaskakiwać. - zachichotałem, unosząc jego koszulkę. Po chwili przywarłem wargami do jego rozgrzanej klatki piersiowej, dając z siebie absolutne maximum. Po moim pokoju rozchodził się cichy dźwięk pocałunków, przeplatany z ciężkim oddechem Kuanlina. Podobało mu się to. A ja byłem strasznie podekscytowany, że dogodziłem choć w małym stopniu mojemu chłopakowi.




*


                 Mimo nieprzespanej nocy, poszedłem do szkoły rozpromieniony jak nigdy dotąd. Do rana rozmawiałem z moim chłopakiem. Rozmawialiśmy o nas, o naszej przyszłości, o troskach, o tym, co nas cieszy. Do tego doszło trochę buziaków, pieszczot... Aishh, na samą myśl szczerzę się jak głupi. Czuję się tak cholernie szczęśliwy, że jest to wręcz nie do opisania. Potem Kuanlin stwierdził, że musi się pouczyć do sprawdzianów. Ja już spałem, więc nie wiem jak długo siedział, ale gdy rano się zbieraliśmy, widziałem, że był bardzo zmęczony. 
Po skończonych zajęciach, ruszyłem w kierunku przystanku, by pojechać jak najprędzej do domu. Umówiliśmy się z Kuanlinem na obiad, a potem pod wieczór mam iść z Minhyunem do jakiejś knajpki. Dawno się nie widzieliśmy i zdążyłem się już za nim stęsknić. Gdy dochodziłem do bramy szkoły, zauważyłem stojących przy niej chłopaków, którzy bili mnie przez ostatnie dwa lata.
- Seonho. - zatrzymałem się niechętnie, głęboko przy tym wzdychając.
- Dajcie mi spokój.
- Czekaj no... mamy pytanie.
- Do mnie?
- No do ciebie, do ciebie.
- Ten koleś, który cię kiedyś obronił... to twój brat? - przełknąłem z trudem ślinę, przytakując.
- Tak.. a co?
- Ale przyszywany, nie?
- No tak.
- I pewny jesteś, że dobrze go znasz?
- O co wam chodzi?
- O nic.
- Tak tylko pytamy. 
- Dajcie mi wreszcie spokój.. - burknąłem, idąc dalej przed siebie. Ciekawe o co im chodzi. W sumie nie powinno mnie to interesować, bo to banda buraków, ale mimo wszystko pewnie nie da mi to teraz spokoju.
                Gdy wróciłem do domu, rzuciłem plecak w kąt przedpokoju, słysząc jak Kuanlin krząta się po kuchni. Wiedziałem, że jesteśmy sami. Rodzice pracują do późnych godzin, dzięki czemu mamy święty spokój. Zakradłem się na palcach w kierunku mojego chłopaka, po czym objąłem go gwałtownie, całując go w policzek.
- Boże.. - zaśmiałem się, obdarowując go kolejnym buziakiem.
- Dzień dobry. 
- Nie strasz mnie durniu. 
- Przepraszam. - wskoczyłem na blat, sięgając po stojący nieopodal sok - Co dobrego robisz? 
- Seolleongtang.
- Super. A jak ci minął dzień?
- Hmm... dzisiaj jestem wyjątkowo zmęczony, a jeszcze za dwie godziny zaczynam dodatkowe zajęcia.
- Moje biedactwo. - wyciągnąłem ręce w kierunku chłopaka, na co ten od razu wtulił się w moją klatkę piersiową, wzdychając - Idź do pokoju poleżeć, hm? - szepnąłem, całując go w głowę - A ja to dokończę.
- Nie, no coś ty.. przecież dam radę. - brunet spojrzał na mnie, muskając delikatnie moje wargi - A ty jak się dzisiaj czujesz? 
- A.. - przypomniała mi się sytuacja z tymi głąbami ze szkoły, ale stwierdziłem, że odpuszczę. Pewnie gadali tak, żeby mnie zdenerwować - Dobrze.. pamiętasz, że dzisiaj wychodzę? 
- Aa... z Minhyunem, tak?
- Mhm. 
- O której planujesz wrócić?
- Nie mam pojęcia, a co?
- Dzisiaj piątek.. może byśmy coś obejrzeli jak wrócisz?
- Obejrzymy. - uśmiechnąłem się, głaszcząc go po buzi - Wyglądasz na strasznie zmęczonego, wiesz?
- Mmm.. taki dzień.
- A co dzisiaj robiłeś?
- Miałem bardzo dużo lekcji, dwa sprawdziany, do których uczyłem się chyba do czwartej rano.. na wf'ie musieliśmy jeszcze biegać, a żadna kawa nie była w stanie postawić mnie na nogi. 
- Idź się zdrzemnąć, proszę cię. - cmoknąłem go, zeskakując z blatu - Chociaż godzinę, a potem zjesz i pójdziesz na zajęcia. 
- Chodź ze mną. 
- Zrobię w tym czasie obiad. 
- Dobra.. namówiłeś mnie. Tylko buzi jeszcze daj. - chwyciłem jego twarz w obie dłonie, przywierając do niego na długo rozgrzanymi wargami - Kocham cię.
- Też cię kocham... spadaj już, bo ucieka ci czas. - jest ledwo żywy. Z trudem doczłapał się do salonu, w którym padł nieprzytomny na kanapę. Martwię się o niego i najchętniej wcale bym go nie budził na te dodatkowe zajęcia. Cóż... jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Gdy zasnął, nakryłem go kocem, dokończyłem gotować i wcisnąłem w jego dłoń kartkę z wiadomością "Nie miałem serca Cię budzić, przepraszam.:( Kocham Cię!". Zaraz po tym wyszedłem na spotkanie z moim przyjacielem. Stresowałem się tym spotkaniem, jak nigdy. Chciałem mu wreszcie o wszystkim powiedzieć i bałem się, jak to przyjmie. Spotkaliśmy się w naszej ulubionej knajpce. Zamówiliśmy ramen i dwie, duże butelki soju, przy których zaczęliśmy rozmawiać.
- No mówię ci... taka jazda teraz, że już nie wyrabiam. - westchnął Minhyun, wciągając zaraz po tym ostre kluski - W poniedziałek mam ważną prezentację, nad którą muszę posiedzieć w weekend. 
- Pomóc ci? - chłopak zachichotał, czochrając mi włosy.
- No co ty, poradzę sobie. Ale dziękuję. 
- Jak chcesz, mogę ci donosić kawę i przewracać strony w książkach.
- Jesteś uroczy. - zaśmiał się, upijając soju - Jak będę mieć jakikolwiek problem, na pewno do ciebie zadzwonię. - skinąłem jedynie głową, wlewając w siebie alkohol. Bałem się zacząć temat. W zasadzie to nawet nie wiedziałem, jak go zacząć - Opowiadaj lepiej, co u ciebie. 
- A... nic ciekawego w sumie.
- Jasne... jak tam w szkole? 
- Lepiej. Kuanlin pomaga mi w nauce.
- No to świetnie. Widzę, że się chyba lepiej dogadujecie.
- Tak... lepiej. - burknąłem, upijając kolejny kieliszek.
- A jak z mamą? 
- Trochę ze sobą rozmawiamy, ale dalej mam do niej żal. 
- Daj sobie czas.. z czasem żal będzie coraz mniejszy.
- Mam nadzieję. - usłyszałem dźwięk telefonu. Wyjąłem go z kieszeni bluzy, odczytując wiadomość od mojego chłopaka, po której na mojej buzi zagościł szeroki, niekontrolowany uśmiech: "Też Cię kocham durniu, ale zatłukę Cię za to, że mnie nie obudziłeś!!!! Baw się dobrze i zjedz coś dobrego!".
- Kto to?
- Hm?
- Kto napisał? Cieszysz się jak głupi.
- Em.. nieee, wydaje ci się. - schowałem telefon, dotykając nerwowo gorących policzków.
- Ej... może ty się z kimś spotykasz, co? 
- Ja? Nie żartuj.
- To pokaż telefon.
- No daj spokój. - pochyliłem się nad miską ramenu, wciągając porcję klusków - Jedz, bo wystygnie.
- Nie zmieniaj tematu. Kto to? Znam ją? 
- Nie wiem o czym mówisz. - Minhyun usiadł bliżej mnie, dobierając się do mojej bluzy - Spadaj.
- Mów, bo umrę z ciekawości. - zaśmiał się, zabierając mi telefon.
- Hyung, to moje! Daj spokój! - próbowałem odebrać mu swoją własność, ale to na nic. Minhyun zdążył przeczytać moją ostatnią wiadomość, na co zareagował całkowitym osłupieniem - Oddaj. 
- Wy... wow... rzeczywiście jak bracia. - schowałem telefon do bluzy, polewając sobie drżącą dłonią alkohol. Chciałem mu o tym powiedzieć, ale może nie w tak dosłowny sposób - Jesteście... em... bardzo bezpośredni.
- Trochę..
- Ale no... no fajnie. Fajnie, że macie ze sobą taki dobry kontakt.
- Hyung.. - wziąłem głęboki oddech, wlewając w siebie soju - Kuanlin to mój chłopak. - pałeczki znajdujące się w rękach chłopaka, wylądowały na podłodze, a między nami zapadła cisza, której bałem się najbardziej.
- Chyba.. chyba źle zrozumiałem.. 
- Jesteśmy razem.. już 1,5 miesiąca. - przyjaciel napił się soju, unosząc na mnie niepewnie wzrok.
- Ja.. nie miałem pojęcia, że jesteś gejem. 
- A... a to coś między nami zmienia? 
- Nie.. oczywiście, że nie. Jestem po prostu w szoku. 
- Przepraszam. - szepnąłem, czując cisnące się do oczu łzy - Chyba... chyba dopiero sam niedawno się o tym dowiedziałem. - Minhyun nabrał powietrza do płuc, siadając bliżej mnie.
- Jak się z tym czujesz?
- Trochę.. trochę się boję, ale z drugiej strony jestem bardzo szczęśliwy. - pociągnąłem nosem, czując jak chłopak unosi moją twarz, wycierając moje policzki.
- Skoro jesteś szczęśliwy, to skąd te łzy, hm?
- Bałem się twojej reakcji. 
- Reakcji najlepszego kumpla?
- Tak... zależy mi na twoim zdaniu i... i tym, żebyś mnie akceptował. 
- Oj dzieciaku. - wylądowałem w jego ramionach, na co zareagowałem ogromną ulgą - Akceptuję cię i zawsze będę cię akceptował. Tylko... no muszę przyznać, że jesteś mistrzem niespodzianek. - stara się rozładować dziwną atmosferę, ale wiem, co teraz myśli. Pewnie ma niezły mętlik w głowie.
- Minhyun, obiecasz mi coś?
- Co takiego?
- Obiecaj, że to niczego między nami nie zmieni. 
- Przysięgam. - spojrzałem na przyjaciela, wymuszając przy tym uśmiech - To co? Pora się napić.
- Zdecydowanie. - po trzech kolejnych kieliszkach, Minhyun pomachał w kierunku kelnera z prośbą przyniesienia kolejnych dwóch butelek, po czym spojrzał na mnie, wzdychając.
- Powiesz mi coś więcej? - zaczęło mi już szumieć w głowie. Nadmiar alkoholu połączony ze stresem zrobił swoje - Jak to się w ogóle stało?
- Pamiętasz jak byliśmy wtedy na Jeju?
- Pamiętam.
- No... wstaliśmy z Kuanlinem z samego rana, żeby iść oglądać wschód słońca i.. i wtedy Kuanlin mnie pocałował. 
- I ty tak po prostu to przyjąłeś? Musiałeś coś wcześniej do niego czuć, skoro wywiązało się z tego coś takiego.
- Może, nie wiem.. Byłem w takim szoku, że o tym nie myślałem. 
- Hm... i mówisz, że jesteś z nim szczęśliwy?
- Bardzo. - przytaknąłem pospiesznie, czując jak się czerwienię - Jest najlepszy. 
- Grunt, że jesteś szczęśliwy. - uśmiechnął się, poprawiając mi włosy - Wasi rodzice wiedzą?
- Co ty... nie mogą się dowiedzieć, bo byłoby po nas.
- Tak myślisz?
- Uważają, że jesteśmy najlepszymi braćmi na świecie. Jakby znali prawdę, to... nawet nie chcę myśleć, jak to by się mogło skończyć.
- W sumie prawda... lepiej uważać. - cieszę się, że Minhyun mnie zrozumiał. Wiem, że mam w nim wsparcie, co jest dla mnie niesamowicie ważne. Piłem z chłopakiem do późnych godzin nocnych. Gdy wracałem do domu, nogi plątały mi się, jak cholera. Znowu przegiąłem z alkoholem, ale nie byłem w stanie mówić o tym przyjacielowi na trzeźwo. Gdy w końcu dotarłem pod dom, nie mogłem pocelować kluczem do drzwi. Stałem pod nimi i śmiałem się w najlepsze ze swojej głupoty... to wszystko oczywiście potęgowało wypite tego wieczoru soju.
- No otwórzcie sięęęęę.. - jęknąłem, uderzając kluczami o drzwi - Sezamie, otwórz się. 
- Jesteś. - drzwi otworzyły się. Uniosłem głowę, widząc stojącą w drzwiach mamę w towarzystwie Chiaweia - Gdzieś ty znowu był?! - krzyknęła, wciągając mnie do środka - Wiesz, która jest godzina?!
- Nie krzycz.
- Nie krzycz?! Martwiłam się o ciebie! - mężczyzna złapał mnie za bluzę, obwąchując mnie.
- Znowu śmierdzisz alkoholem gówniarzu.
- No i co? Nie jesteś moim ojcem, żeby prawić mi kazania. - zaśmiałem się, czując jak ten zaczyna mną potrząsać.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jestem z twoją matką i odpowiadam za ciebie, czy ci się to podoba czy nie.
- Nie szarp mnie człowieku. - burknąłem, chcąc go odepchnąć.
- Od jutra masz szlaban na wychodzenie z domu! Rozumiesz to, czy nie?! 
- No nie szarp mnie! Zabieraj te łapy! 
- Tato, zostaw go. - uniosłem nieprzytomny wzrok, widząc zbiegającego ze schodów Kuanlina - Puść go. 
- Przemów mu wreszcie do rozsądku. Tak dalej nie może być. 
- Porozmawiam z nim, idźcie już spać. 
- Seonho, gdzie ty byłeś? - zapytała mama, na co czknąłem jedynie, siadając na stojącej za mną pufie.
- Słyszysz? Matka cię o coś pyta. 
- Tato, jest trzecia w nocy, a on jest pijany... daj spokój, okej? - warknął mój chłopak, pomagając mi zdjąć buty.
- Pijany? Jest nawalony jak świnia, a ma dopiero 17-ście lat.
- Skończ już. - brunet chwycił mnie w pasie, pomagając mi wstać - Możesz pouczać mnie, bo to ja jestem twoim synem... ale proszę cię, nie naskakuj tak na Seonho.
- Kuanlin..
- Wrócimy do tego rano. Położę go spać. Dobranoc. - burknął, prowadząc mnie na górę. Chłopak zaprowadził mnie do swojego pokoju, kładąc mnie od razu do łóżka, w którym zajął się ściąganiem ze mnie spodni - Znowu się upiłeś.. - westchnął, rzucając je na krzesło stojące przy biurku.
- Twój ojciec mnie szarpał. - mruknąłem, wtulając się w poduszkę.
- Wiem, pogadam z nim o tym. - Kuanlin przykrył mnie kołdrą, po czym położył się obok mnie, wzdychając.
- Przytul.
- Walisz alkoholem.
- Kuanliiiiin..
- Boli mnie to, rozumiesz? - poczułem jakbym dostał w głowę czymś ciężkim - Boję się o ciebie Seonho. Nie kontrolujesz się już.. 
- Ale..
- Z resztą.. pogadamy o tym rano, bo teraz to nie ma sensu. 
- Przepraszam. - wtuliłem się w jego plecy, czując bijący od nich chłód - Kocham cię, przepraszam. - nie odpowiedział. Dlaczego milczy? Wolałbym żeby zrobił mi solidną awanturę... nienawidzę takiej ciszy - Kuanlin.. - rozkleiłem się. Bardzo zabolały mnie jego słowa. W jednej chwili poczułem, że moja obecność w tym domu jedynie wszystkich irytuje.
- Nie płacz... słyszysz? - chłopak odwrócił się w moim kierunku, mocno mnie przytulając - Kocham cię, nie płacz... no już.
- Przepraszam.. poprawię się, obiecuję. 
- Wiem, wierzę ci. - szepnął, całując mnie w czoło - Nie płacz i spróbuj zasnąć... wrócimy do tego rano, okej?
- Okej.
- No.. to daj buziaka, żeby mi się lepiej spało. 
- Nie... walę alkoholem. 
- Seonho..
- Dobranoc. - wtuliłem się w klatkę piersiową Kuanlina, czując jak odpływam. Po alkoholu zasypiam jak dziecko, a jak znajduję się w ramionach chłopaka, czuję się tak bezpiecznie, że zasypiam momentalnie.


*


                         Obudziłem się, czując na twarzy silne promienie słońca. Mruknąłem jedynie z niezadowolenia czując ponowną suszę w buzi i potworny ból głowy. Znowu przegiąłem... 
- Dzień dobry. - słysząc ciepły głos mojego chłopaka, wtuliłem się w niego odruchowo, napawając się jego ciepłem i zapachem - Jak się spało?
- Co ja tutaj robię? - wymamrotałem, czując z moich ust ohydny zapach alkoholu.
- Spałeś ze mną... wróciłeś w środku nocy pijany jak diabli i wziąłem cię do siebie. - a faktycznie, coś mi świta. Piłem z Minhyunem, potem wróciłem do domu i pokłóciłem się z ojcem Kuanlina i koniec końców wylądowałem w pokoju mojego chłopaka... ale wstyd.
- Przepraszam. - brunet pocałował mnie w czoło, wstając z łóżka - Kuanlin..
- Wiesz, że znowu przesadziłeś z alkoholem.
- Wiem. - usiadłem niechętnie, przecierając twarz dłońmi.
- Dlaczego?
- Rozmawiałem o nas z Minhyunem i... no nie umiałem powiedzieć mu o nas na trzeźwo..
- Boże.. ty masz 17-ście lat, a mówisz jak zaawansowany alkoholik.
- Nie przesadzaj.
- Mówiłeś swojemu najlepszemu przyjacielowi o związku... i naprawdę tak cię to zdenerwowało, że musiałeś spić się jak menel?
- Tak... dokładnie tak. - chłopak spojrzał na mnie, nabierając dużo powietrza do płuc. Po chwili jednak kucnął przede mną, łapiąc mnie za dłonie.
- Martwię się o ciebie. Jesteś dzieciakiem i uciekasz w alkohol...
- Właśnie.. skoro jestem dzieciakiem, to dlaczego spłynęło na mnie tyle zła, co? 
- Seonho... to wszystko nie jest przyczyną twojego picia. Pijesz bo chcesz pić... Jak... jak twój tato zmarł... zacząłeś od razu pić?
- Nie..
- No właśnie. - Kuanlin westchnął, całując moje dłonie - Muszę porozmawiać o tym z Minhyunem.
- To nie jest jego wina.
- Ja nie twierdzę, że to jego wina.. Po prostu chcę z nim porozmawiać. - skinąłem głową, spoglądając w oczy chłopaka.
- A.. mogę się przytulić? 
- No jasne. - Kuanlin wskoczył na łóżko, po czym mocno mnie przytulił, lądując ze mną w pościeli - Kocham cię. 
- Ja ciebie też... najbardziej na świecie. 
                         Po solidnej, gorącej kąpieli, zszedłem z moim chłopakiem na dół, gdzie po kuchni krzątali się rodzice.
- Dzień dobry.
- Oo nareszcie wstaliście. Siadajcie i jedzcie. - czułem, że ojciec mojego chłopaka uważnie mi się przygląda, ale bałem się nawet spojrzeć w jego kierunku. Usiadłem przy stole, sięgając w pierwszej kolejności po kubek z herbatą. Mężczyzna usiadł na przeciwko mnie, wzdychając.
- Wyjeżdżamy dzisiaj na krótki wypad do Incheon. 
- W sensie, my we dwójkę. - wtrąciła mama, siadając obok tego buca.
- Nie wspominaliście wcześniej, że się gdzieś wybieracie. 
- Podjęliśmy decyzję dzisiaj rano.. Ale zanim wyjedziemy, mamy do pogadania. Prawda Seonho? - oderwałem się niechętnie od kubka, unosząc wzrok na Chiaweia - Wiesz o której wróciłeś wczoraj do domu? - wkurza mnie to, że jest taki bystry i coraz szybciej przyswaja koreański. Jeszcze trzy miesiące temu zdania by do mnie nie powiedział...
- Późno..
- Bardzo późno, bo chyba o trzeciej. Twoja matka chciała dzwonić na policję, bo nie było z tobą żadnego kontaktu.
- Padł mi telefon. 
- To nie jest żadne wytłumaczenie. Wróciłeś do domu kompletnie pijany, z resztą nie po raz pierwszy.
- Nie rozumiem dlaczego ty ze mną o tym rozmawiasz, a nie moja mama. - głos mi się załamał w połowie zdania. Znowu nie potrafiłem zapanować nad emocjami, a nie chciałem pokazywać przy tym dupku, że jego uwagi mnie bolą. 
- Twoja mama poprosiła mnie o to żebym pogadał z tobą jak facet z facetem. Zrozum Seonho, że tak nie może być. Jesteś w drugiej klasie liceum..
- Wiem, w której jestem klasie..
- Powinieneś się uczyć, a nie szlajać się po barach. Brakuje ci wrażeń w życiu? Chcesz żeby wreszcie coś ci się stało?
- Na pewno byłoby wam to na rękę..
- Seonho. - mama chciała wstać od stołu, jednak Chiawei skutecznie ją zatrzymał - Skarbie, nie mów tak.
- Kiedy to prawda. Odkąd twój facet się tu wprowadził, nic się dla ciebie nie liczy, a już na pewno nie ja. 
- Jestem twoim ojczymem, czy ci się to podoba czy nie. 
- Nie. - wstałem gwałtownie od stołu, widząc kątem oka zdezorientowanego Kuanlina - Jesteś i będziesz dla mnie obcym facetem. Nigdy nie zastąpisz mi ojca, więc przestań wreszcie mnie pouczać i prawić te swoje pseudo psychologiczne kazania. - ruszyłem w kierunku drzwi, jednak wtedy poczułem mocne szarpnięcie za nadgarstek - Puść mnie. 
- Nie skończyłem z tobą rozmawiać. 
- Ale ja już skończyłem. Bawcie się dobrze w tym Incheon i najlepiej już nie wracajcie. - szarpnąłem ręką, idąc do swojego pokoju. Jak dobrze, że wyjeżdżają. Odpocznę od nich chociaż przez dwa dni. Wiem, że zachowuję się podle w stosunku do ojca Kuanlina, ale go nie cierpię. Pewnie jest mu przykro jak słucha naszych kłótni, ale nie jestem w stanie zapanować nad emocjami, jak ten dupek zaczyna się mnie czepiać. Zamknąłem się w swoim pokoju, po czym wskoczyłem do łóżka, wlepiając wzrok w stojące na parapecie zdjęcie taty. Gdyby tata teraz żył, nie poznałbym Kuanlina... jakby był z nami, miałbym przy sobie kochającego ojca, a nie obcego dupka, który za wszelką cenę próbuje mi go zastąpić. I tak źle i tak niedobrze... czemu życie musi być tak skomplikowane?


*

                        Od momentu porannej kłótni nie widziałem się ani z rodzicami, ani z Kuanlinem. Słyszałem jak ci wyjeżdżali, pouczając mojego chłopaka, że jest teraz za mnie odpowiedzialny i żeby mnie pilnował, bym nie wywinął czegoś głupiego. Byłem pewien, że zaraz po tym Kuanlin do mnie przyjdzie, ale przeliczyłem się. Zamknął się w swoim pokoju, nie odzywając się do mnie ani jednym słowem. Może chciał dać mi czas żebym ochłonął? Albo jest zły, że pokłóciłem się z jego ojcem? Cholera jasna... 
Gdy wziąłem wieczorny prysznic, narzuciłem na nagie ciało szlafrok, idąc niepewnie do pokoju chłopaka. Chciałem z nim porozmawiać i się do niego zbliżyć. Czułem, że bardzo teraz tego potrzebuję. Zapukałem do drzwi, słysząc chłodny głos chłopaka.
- Proszę. - wziąłem głęboki oddech, wchodząc do środka. Kuanlin siedział przy biurku, w towarzystwie sterty książek... znowu się uczył. W pokoju panował mrok. Całość oświetlona była jedynie lampką stojącą na biurku.
- Mogę?
- Wejdź. - zamknąłem za sobą drzwi, podchodząc do biurka chłopaka. Oparłem się o nie, spoglądając na bruneta. 
- Jesteś na mnie zły?
- A mam powód?
- Pokłóciłem się z twoim ojcem.. nie przyszedłeś do mnie od rana i... zakładam, że przegiąłem.. 
- Wow... nie wierzę, że sam na to wpadłeś. 
- Kuanlin.. wiem, że nie powinienem mu pyskować.. ale zobacz, jak on mnie traktuje. - Kuanlin oderwał wzrok od książek, przenosząc go na mnie.
- Wiem.. on też nie jest bez winy, ale porozmawiam z nim o tym. Z tobą też powinienem, ale nie wiem czy to coś da. 
- Dlaczego tak mówisz?
- Jesteś strasznie uparty Seonho i.. i mówiłem ci setki razy, że naprawdę rozumiem to, przez co przechodzisz, ale zrozum, że mój ojciec nie jest twoim wrogiem... Szarpie cię i podnosi głos, bo już nie ma do tego wszystkiego siły. Chciał za wszelką cenę być z tobą blisko, a ty go cały czas odtrącasz.
- Ja... zrozum, że twój tato nie zastąpi mi ojca.. 
- On chce być twoim kumplem... kimś, z kim będziesz mógł o wszystkim pogadać, obejrzeć mecz, cokolwiek... proszę cię, odpuść.. - skinąłem głową, czując napływające do oczu łzy. Zabolało mnie to, że mimo wszystko wziął jego stronę. Mimo to chciałem, by ten wieczór był dla nas wyjątkowy. Nie często zdarza nam się zostać samym na weekend. 
- Dobrze, odpuszczę. - usiadłem okrakiem na nogach chłopaka, przyglądając się uważnie jego lekko zdziwionej twarzy - Zrobię to dla ciebie.
- Zrób to przede wszystkim dla siebie, Seonho. - musnąłem jego wargi, rozwiązując pasek szlafroka, owijającego moje ciało. Po chwili ciepły materiał osunął się ze mnie, lądując na podłodze, pozostawiając tym samym moje ciało kompletnie nagie. Chwyciłem za dłonie bruneta, układając je na swoim drżącym, rozgrzanym ciele. Pragnąłem zbliżenia z nim. Może to nie był najlepszy moment... chociaż.. sam nie wiem, nie planowałem tego. Nie chciałem planować tej chwili. Przywarłem wargami do szyi Kuanlina, pieszcząc ją najdelikatniej jak potrafiłem. Usłyszałem głębokie westchnięcie mojego skarba, będąc święcie przekonanym, że to, co robię mu się podoba. Najwyraźniej nie wiedziałem, jak się do tego zabrać... - Seonho..
- Hm? - jeździłem jego dłońmi po swojej klatce piersiowej, talii i udach, czując jak się rozpływam. 
- Co ty wyprawiasz? - spojrzałem na niego, oplatając ręce wokół jego szyi.
- Mamy dzisiaj chwilę dla siebie.. wykorzystajmy to. - chciałem go pocałować, jednak chłopak sięgnął po mój szlafrok, wręczając mi go.
- Ubierz się. 
- Ale... ale jak to? - zapytałem z nerwowym uśmiechem na twarzy.
- Nie teraz. Muszę się uczyć i..
- Aha. - zszedłem z jego kolan, narzucając na siebie szlafrok potwornie trzęsącymi się rękoma.
- Seonho, nie zrozum mnie źle.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że jesteś na mnie zły i że nie masz ochoty ze mną przebywać.. 
- Ale..
- Oszczędziłbyś mi takiego wstydu, wiesz? - nie sądziłem, że tak się zachowa. Jest mi tak potwornie wstyd. Wyszedłem z jego pokoju, uciekając pospiesznie do siebie. Nie chciałem go już dzisiaj widzieć. Był pierwszą osobą, przed którą zdecydowałem się na taki krok, a on to spieprzył w jednej chwili. Podły dupek... 
                      Nie zmrużyłem oka przez całą noc. Przez długie godziny myślałem o Kuanlinie i tym, jak mnie zlał. Wprawdzie chłopak podejmował się kilku prób kontaktu ze mną, ale było mi tak wstyd, że nie byłem w stanie otworzyć mu drzwi. Wstałem wczesnym rankiem, schodząc po cichu do kuchni. Marzył mi się kubek kawy i gofry. Tak... coś słodkiego z pewnością poprawiłoby mi teraz humor. Otworzyłem okno wybiegające na niewielki ogród, po czym ciesząc się smakiem kawy rozpocząłem przygotowania gofrów. Na dworze było dość wietrznie i pochmurno, ale lubię taką pogodę. Rześkie powietrze wpadające do kuchni, otulało moje zmęczone ciało, dając mi lekkiego kopa na nadchodzący dzień. 
- Przeziębisz się. - podskoczyłem, widząc jak zza moich pleców, długa ręka Kuanlina zamyka kuchenne okno. Jest dopiero szósta rano... dlaczego ten dupek już wstał? - Już nie śpisz?
- Nie mogłem spać. - burknąłem, wyjmując z gofrownicy dwa pierwsze gofry. W sumie straciłem już apetyt. Sięgnąłem po swoją kawę i jednego z nich, ruszając w kierunku schodów.
- Poczekaj. 
- Mam co robić. 
- Seonho.. - gdy wszedłem na schody, poczułem jak chłopak szarpie mnie za rękę, przez co kubek z gorącą kawą wylądował na podłodze.
- Co ty.. 
- Przepraszam za to, jak cię wczoraj potraktowałem... przepraszam. - wziąłem głęboki oddech, czując jak zimna łza spływa po moim policzku. 
- Nie jestem idealny i wiem, że popełniam ciągle jakieś błędy... ale naprawdę taka kara była przegięciem. 
- Posłuchaj.. 
- Myślałeś chociaż przez chwilę, jak ja się wczoraj czułem?
- Tak... myślałem o tym całą noc i wiem, że zachowałem się jak burak. - zszedłem stopień niżej, stając tym samym bliżej Kuanlina. 
- Dlaczego to zrobiłeś? 
- Myślałem o ojcu... o waszych kłótniach, o... o tym, że nie potrafiłem mu się postawić, kiedy cię szarpał i... byłem tak zły, że nie myślałem o tym, co robię. Przepraszam Seonho, to wszystko działo się tak szybko, ja.. wybacz mi. Wiem, że spieprzyłem coś bardzo ważnego.. - stanąłem z nim twarzą w twarz, muskając ostrożnie jego wargi. Mam do niego żal, ale za bardzo go kocham, by mu nie wybaczyć. Może ten wieczór nie wyglądał tak, jak chciałem, ale cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Teraz dzięki temu nauczyłem się jednej rzeczy. Kluczem do wszystkiego jest szczera rozmowa... bez niej nie można żyć i budować czegoś z drugim człowiekiem...




~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

10 maja 2019

Tylko Ty~cz.5 [Seonho&Kuanlin]




                    Piątek, godzina 20-ta. Dotarliśmy na Jeju, gdzie mamy spędzić ten weekend. Byłem niesamowicie podekscytowany faktem, że nareszcie odpocznę i się zresetuję. Bardziej przerażała mnie wizja rozmowy z mamą i jej facetem... naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Zanieście dzieciaki walizki do swojego pokoju i zejdźcie na dół. Pojedziemy do sklepu i zrobimy dzisiaj ognisko, co wy na to? - wyjąłem z bagażnika swoją torbę, wymieniając przy tym spojrzenia z Kuanlinem.
- Czekaj tato... mam pokój z Seonho?
- No tak, a to jakiś problem? 
- Nie, tylko... 
- Tak myślałem... spadajcie do siebie i to już. - nie mam pojęcia, jak to jest dzielić z kimś pokój. Wprawdzie to tylko dwie noce, więc wytrzymam, ale przyznam, że trochę mnie to krępuje. Wzięliśmy swoje rzeczy i weszliśmy do drewnianego domku, kierując się schodami na górę. Szedłem za braciszkiem w totalnej ciszy, wsłuchując się jedynie w dźwięk skrzypiących schodów i głosy rodziców, którzy zachwycali się swoją sypialnią.
- To chyba tutaj. - Kuanlin otworzył drzwi do pokoju. Naszym oczom ukazała się niewielka sypialnia z dwoma łóżkami, szafkami nocnymi, szafą i tak pięknym widokiem, że aż zaparło mi dech w piersi.
- Ty to widzisz? 
- Cudo, nie? 
- Wow. - rzuciłem torbę na łóżko, po czym stanąłem przy oknie wbijając wzrok w piękne, wzburzone lekko morze. Widok był niesamowity. Nasz domek stał na jakiejś górze, z której rozpościerał się widok na morze, plażę i masę zieleni. Dopiero teraz zaczynam żałować, że spędzimy tu tylko dwa dni - Zakochałem się. 
- Poczekaj z takimi wyznaniami. 
- Sam przyznaj, że jest pięknie.
- Jest, to fakt. - Kuanlin stanął koło mnie, wbijając we mnie wzrok - Mam nadzieję, że wreszcie odpoczniesz. - zerknąłem na niego dość nieśmiało, lekko się przy tym uśmiechając.
- Na pewno. Przeraża mnie tylko fakt, że mamy wszyscy szczerze rozmawiać.
- Będzie dobrze, obiecuję ci to. 
- Jak możesz obiecać mi coś, na co nie masz wpływu? 
- Myślisz, że nie mam? - spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Bałem się nawet skinąć głową, ale mimo wszystko zrobiłem to, trzymając się swojej wersji - Czemu we mnie wątpisz?. - szepnął, cwaniacko się przy tym uśmiechając. Aishh, nie potrafię go rozgryźć. Bardzo go lubię i jestem mu wdzięczny za masę rzeczy, ale te jego podchody niesamowicie mnie stresują.
- Nie wątpię w ciebie.. Po prostu wiem, że mama będzie chciała wyjaśnić ze mną całą tą sprawę, a twój ojciec będzie tylko jej wtórować i trzymać jej stronę. 
- Nie zapominaj, że znam tego człowieka na wylot... i możesz mi wierzyć, że te rozmowy, których tak bardzo się boisz, naprawdę skończą się dobrze. 
- Obyś miał rację.
- Mam. A teraz narzuć na siebie jakąś bluzę i lecimy do sklepu. 
- Jestem w bluzie. - brunet pokręcił głową, po czym podszedł do mojego łóżka, na którym leżała moja torba. Po chwili wyjął z niej grubą bluzę z kapturem, wyciągając ją w moim kierunku.
- Nakładaj. 
- Będzie mi za ciepło.
- Tak... szczególnie w nocy przy morzu, od którego bije chłód. Spocisz się z gorąca jak cholera.
- O Jezu... czy ty zawsze musisz tak zrzędzić? - wywinąłem oczyma, nakładając na siebie kolejną warstwę.
- Po prostu wkurza cię to, że mam rację. 
- Zawsze musisz mieć rację.
- Co ja na to poradzę? Naucz się wreszcie mnie słuchać, a nie zginiesz. 



*

                       Po zakupach w pobliskim sklepie, rozpoczęliśmy kilkugodzinne ognisko. Co chwilę byłem zagadywany przez ojca Kuanlina, ale nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Mama póki co siedziała cicho. Wyglądała jakby dopiero zbierała siły na rozmowę ze mną. Dopiero gdy rodzice zobaczyli, że nie mam najmniejszej ochoty na ich towarzystwo, odpuścili zajmując się sobą. Ja natomiast większość wieczoru spędziłem w towarzystwie Kuanlina. Bardzo długo rozmawialiśmy. Czasem się wygłupialiśmy, czasami wspominaliśmy... chłopak bardzo dużo opowiadał mi o swoich znajomych, którzy zostali na Tajwanie. Pytał dlaczego przyjaźnię się tylko z Minhyunem, opowiadał trochę o swojej mamie i dziadkach... fajny z niego chłopak. 
                   Dochodziła druga w nocy. Leżałem w swoim łóżku, pisząc z Minhyunem, który kazał relacjonować każdą rzecz, jaka wydarzy się na Jeju. Czekałem też na Kuanlina, który od dobrych 30 minut siedział pod prysznicem. Ja nie wiem co on tam tak długo robi.. Słysząc wreszcie dźwięk otwieranych drzwi, schowałem telefon pod kołdrę, udając, że śpię. Kuanlin wszedł do pokoju bardzo cicho, po czym westchnął, wchodząc do swojego łóżka. 
- Co tak długo? 
- O matko. - brunet złapał się za klatkę piersiową, głęboko oddychając. Zaśmiałem się jedynie, siadając na łóżku - Pogięło cię?
- Musisz mieć coś na sumieniu.
- Jeszcze nie mam, ale za moment będę mieć ciebie. 
- Nie miałbyś serca mnie skrzywdzić. - uśmiechnąłem się, wskakując do jego łóżka.
- Pewny jesteś?
- Niczego w życiu nie byłem taki pewien. - brunet westchnął, czochrając moje mokre jeszcze włosy.
- Tu akurat masz rację. - zachichotałem, pokazując mu swój telefon, w którym widniał budzik nastawiony na czwartą rano - Popsuł ci się telefon, czy co?
- Y y... wstajemy dzisiaj o czwartej.
- Słucham? 
- No.. będziemy wyglądać wschodu słońca.
- Seonho, zlituj się. Przyjechaliśmy tu wypocząć, a nie się katować.
- Katować? Wiesz jaki to musi być piękny widok? I to jeszcze w takich okolicznościach?
- Sorki, ja nie dam rady... Zostają ci niecałe dwie godziny snu. 
- Kuanlin, no zgódź się.
- Zgadzam się. Idź i szukaj słońca. - westchnąłem jedynie, czując jak uchodzi ze mnie cały entuzjazm. Przeniosłem się na swoje łóżko, odwracając się plecami do chłopaka. Było mi przykro. Naprawdę chciałem zobaczyć wschód słońca na Jeju, a wiem, że w towarzystwie tego idioty, bym się przy tym bawił jeszcze lepiej. 
- Dobranoc. 
- O ludzieeee.... dobra. Wstajemy o czwartej, tylko bez marudzenia. Dobranoc. - uśmiechnąłem się pod nosem, czując ogarniające moje ciało ciepło. Nie wiem dlaczego Kuanlin tak mnie lubi i na wszystko się zgadza. Chyba rzeczywiście za bardzo wszedł w rolę starszego brata i może boi się, że coś może mi się stać. Domki znajdują się na górzystym terenie, a wszędzie dookoła jest las i woda. Widocznie naoglądał się za dużo filmów i teraz się o mnie boi. 


*

                     Obudził mnie delikatny dotyk w okolicach szyi. Przekręciłem się na plecy, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc, jednak uczucie to nie ustępowało. Z tym że teraz czułem czyjś dotyk na swoim policzku.
- Seonho... hej, wstawaj. 
- Mmm..
- Mmm.. chciałeś oglądać dzisiaj wschód słońca, pamiętasz? - uchyliłem zmęczone powieki, widząc stojącego nad łóżkiem Kuanlina - Wstawaj, bo nie zdążymy. 
- Ty już wstałeś? - mruknąłem, wyciągając się przy tym jak kot.
- Jak widać. - zaśmiał się, pomagając mi usiąść - Wstałem 15 minut temu. Zrobiłem nam kawę i przygotowałem ci ciepłe ubrania.
- Zimno jest? 
- Seonho, budzimy się. - chłopak pogłaskał mnie po policzku, chichocząc przy tym jak głupi - Jest czwarta rano, oczywiście, że jest zimno. 
- Już.. daj mi chwilę. - ziewnąłem, spoglądając na szczęśliwego, i o dziwo wyspanego Kuanlina.
- Idź umyć buzię, to się obudzisz. Tylko szybko.
- Już idę. - w mgnieniu oka zrobiłem to, o co mnie poprosił. Przemyłem twarz lodowatą wodą, czując jak wraca do mnie jasność myślenia. Gdy wróciłem do naszej sypialni, brunet trzymał wyciągnięte w moim kierunku ubrania.
- Ubieraj się. 
- Mam założyć aż tyle warstw?
- Tak... jest naprawdę zimno. 
- No dobrze.
- Ruchy młody, ruchy. - ubierając się, bacznie obserwowałem chłopaka, który nie odrywał ode mnie wzroku nawet na sekundę.
- A ty co taki szczęśliwy?
- Podłapałem twój pomysł... naprawdę może być fajnie. 
- Będzie.. tylko muszę się obudzić.
- Zrobiłem kawę. Będziesz mógł wyglądać słońce i pić. 
- O wszystkim pomyślisz. - nałożyłem grubą bluzę, wyglądając za okno - Chodź... nie możemy się spóźnić. - gdy wyszliśmy z domu, ruszyliśmy w milczeniu w kierunku najbliższego klifu. Nasze ciała otulał lekki, jednak chłodny wiatr, a uszy pieścił dźwięk obijających się o klif fal. Było cudownie. Mimo panującego na dworze mroku i otaczających nas drzew, czułem się przy Kuanlinie bardzo bezpiecznie. Brunet co chwilę sprawdzał, czy za nim idę, posyłając mi przy tym ciepłe uśmiechy.
- To miejsce jest okej?
- Tak, jest idealne. - uśmiechnąłem się szeroko, wyjmując z dłoni Kuanlina termos z kawą.
- Nie poparz się. 
- Strasznie się cieszę, że zgodziłeś się tu ze mną przyjść. - mówiąc to, zatopiłem usta w gorącym napoju.
- Za bardzo cię lubię gnojku, żeby ci czegoś odmówić. - znów to mocniejsze bicie serca. Cholera jasna, zaczyna mnie to męczyć. Nie wiem czy to zwykły przejaw sympatii z jego strony, czy ubzdurałem sobie w tym głupim łbie coś innego.. Mimo to staram się zachować zimną krew i udawać, że jego teksty całkowicie mnie nie ruszają.
- Ooo... w takim razie marzą mi się wakacje w Stanach. 
- Naprawdę?
- Mhm... zawsze chciałem odwiedzić to miejsce. 
- Marzenie łatwe do zrealizowania.
- Czemu tak myślisz?
- Wystarczy pójść w wakacje do pracy, odłożyć wszystko, co się zarobiło i działać. 
- Wszystko uważasz za takie proste. 
- Nie... to ty widzisz we wszystkim przeszkody. - wbiłem wzrok w Kuanlina, wzdychając. Może ma rację. Choć z drugiej strony, życie wcale do prostych nie należy. Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
- Uważasz mnie za marudę i łajzę?
- Nie... uważam cię za fajnego chłopaka, który potrzebuje solidnego kopa żeby się za siebie wziąć. - spuściłem jedynie wzrok, wbijając go w granatową od mroku trawę. Wiem, że powinienem wreszcie spiąć tyłek i działać, ale nie potrafię. Sam nigdy się do niczego nie zmotywuję - Chodź tu. - braciszek objął mnie jedną ręką, głaszcząc mnie przy tym po plecach - Uwierz wreszcie w siebie Seonho. 
- Postaram się. 
- Nie "postaram się", tylko..
- Uwierzę w siebie.
- O to mi właśnie chodziło. - spojrzeliśmy sobie w oczy, uśmiechając się. Jestem przy nim taki szczęśliwy. Mimo bólu, który jest silnie we mnie zakorzeniony, przy tym olbrzymie czuję, że żyję i że jeszcze coś dobrego może się wydarzyć w moim życiu. Odkąd go poznałem, opiekował się mną, pomagał mi i ciągle pchał mnie do przodu. Tłumaczył mi, że jestem w stanie osiągnąć w życiu wszystko, co zechcę. Jest naprawdę kimś ważnym w moim życiu i jeśli byłbym dziewczyną, już dawno bym się w nim zakochał... Staliśmy w kompletnej ciszy przez dłuższy czas. Popijając gorącą kawę, czekaliśmy na wschód słońca, po którym oczekiwałem naprawdę dużo - Przysypiasz? 
- Troszkę. - mruknąłem, leżąc głową na jego ramieniu.
- To lepiej otwórz oczy, bo przegapisz najlepsze. - uchyliłem powieki, widząc wyłaniające się znad tafli morza, słońce. Na moich ustach pojawił się momentalnie szeroki uśmiech, a zmęczone do tej pory oczy aż zaświeciły się z radości - I jak?
- Wow! Ty to widzisz? - mówiąc to, podskoczyłem aż z podekscytowania. Nie byłem w stanie nacieszyć się tym widokiem. Od zawsze pragnąłem ujrzeć wschód słońca, jednak siedząc non stop w Seoulu, było to niemalże niemożliwe. Owszem, zobaczyłbym go, ale nie w tak pięknych okolicznościach.
- Podoba ci się? - słysząc za plecami głos Kuanlina, odwróciłem się gwałtownie w jego kierunku, spotykając się z jego czarnymi, głębokimi oczami.
- Nawet nie wiesz jak. - poczułem jak dłonie chłopaka lądują na mojej talii, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi. Jego ciepłe, wilgotne od kawy wargi przywarły do moich ust, sprawiając, że całe moje ciało doznało czegoś w rodzaju paraliżu. Nie wiedziałem, co zrobić i jak się zachować. Otworzyłem jedynie szeroko oczy, wpatrując się w niego ze zdziwieniem. Co on do cholery jasnej wyprawia?! - Co ty.. - Kuanlin chyba nie tego się spodziewał. Chłopak spojrzał na mnie lekko przestraszony. Widziałem po nim, że stara się poukładać w głowie myśli, jednak nie wie od czego powinien zacząć. Trząsłem się jak diabli. Moje ciało zachowywało się jak opętane, a ja za nic w świecie nie potrafiłem nad nim zapanować.
- Ja... Seonho, przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. - nie potrafiłem wydusić z siebie nic sensownego. Odsunąłem się jedynie od chłopaka, zapominając całkowicie o wschodzącym za moimi plecami słońcu. Pocałował mnie, dlaczego? Jest gejem? Może to tylko zły sen? Może to wszystko mi się śni, a ja za moment się obudzę i zobaczę śpiącego na łóżku obok Kuanlina? - Seonho.. - uciekłem, dlaczego? Spanikowany ruszyłem w kierunku naszego domku. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w pokoju, by się uspokoić i pozbierać myśli. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że Kuanlin, mój własny, przyszywany brat, właśnie mnie pocałował - Seonho! - przeszedłem pospiesznie przez ośrodek, w którym się zatrzymaliśmy, wbiegając do domku. Bez chwili namysłu ruszyłem schodami na górę, zamykając za sobą drzwi.
- Ja pierdzielę.. - wyciągnąłem przed siebie dłonie, uważnie im się przyglądając. Trzęsły się jak nigdy dotąd. Nigdy nikogo nie pocałowałem, a już na pewno nie chłopaka. Troszczył się tak o mnie, nie dlatego, że traktował mnie jak młodszego brata... zakochał się we mnie? Nie, nie, nie, tylko nie to, błagam.
- Seonho. - odwróciłem się gwałtownie, słysząc za plecami głos chłopaka. To nie jest tak, że go znienawidziłem, czy brzydzę się osób homoseksualnych... Po prostu jestem w szoku. Niesamowicie mnie zaskoczył i nie mam pojęcia, co powinienem teraz zrobić - Proszę cię, daj mi wytłumaczyć. - skinąłem jedynie głową, widząc jak chłopak ostrożnie zbliża się w moim kierunku - Ja... - westchnął, uciekając przy tym wzrokiem. Przełknąłem zalegającą w gardle, gigantyczną gulę, przywierając ciałem do okna.
- Powiedz wprost.
- Zakochałem się w tobie, przepraszam. - nogi się pode mną ugięły. Chwyciłem niezdarnie parapetu, starając się utrzymać w pionie. Jestem w szoku. W życiu nie powiedziałbym, że usłyszę od kogoś takie wyznanie. Od kogoś... od Kuanlina, którego w końcu zacząłem akceptować, lubić i traktować jak przyszywane rodzeństwo.
- Nie... nie przepraszaj. 
- Nie chciałem żeby tak wyszło.. Może.. może przez twoją sympatię wyobraziłem sobie zbyt wiele. - i co ja mam niby powiedzieć? Lubię go, bardzo go lubię. Ale w życiu nie pomyślałbym, że nasza przyjaźń mogłaby przerodzić się w coś więcej. Nie obchodzi mnie to czy obaj jesteśmy facetami, to dla mnie nigdy nie miało znaczenia... Boję się, że jakby nam nie wyszło, to staniemy się największymi wrogami, albo będziemy schodzić sobie z drogi, a tego bym nie zniósł - Zapomnijmy o tym, proszę cię. 
- Zaczekaj. - chwyciłem go za drżący nadgarstek, wpatrując się w niego przeszklonymi oczyma - Ty... ty nigdy nie traktowałeś mnie jak brata, prawda?
- Próbowałem... codziennie z tym walczyłem, ale to jest silniejsze ode mnie. - uniosłem niepewnie wzrok, spotykając się z wielkimi oczami Kuanlina, w których można było dostrzec teraz strach, niepewność, rozczarowanie i ogromny ból - Jestem... po prostu gustuję w chłopakach i.. może jakbym ci powiedział o tym na początku, ta sytuacja nie miałaby miejsca.. - skinąłem jedynie głową, oblizując nerwowo wargi. W tym momencie musiałem podjąć jedną z ważniejszych na ten moment decyzji. Mogę mu odmówić i sytuacja między nami może stać się dość niezręczna i nieprzyjemna,  albo dać nam szansę i... chyba być szczęśliwym.
- Ja... zaskoczyłeś mnie i..
- Wiem, przepraszam.
- Kuanlin, ja się boję. - brunet chwycił niepewnie moje dłonie, pieszcząc je ostrożnie palcami.
- Czego się boisz? 
- Jeśli to się nie uda... staniemy się dla siebie zupełnie obcymi osobami. Nie chciałbym mijać cię w domu i czuć się przy tobie źle..
- Dlaczego na wstępie zakładasz, że to miałoby się nie udać? - ta rozmowa była dla mnie bardzo trudna. Bałem się, że co nie zrobię i czego nie powiem, to skrzywdzę tym Kuanlina. Pociągnąłem jedynie nosem, spuszczając przy tym głowę. Serce bolało mnie jak diabli, a tysiące myśli wirowało po mojej głowie, wprawiając mnie w coraz to większe osłupienie - Seonho.. hej, popatrz na mnie. - chłopak uniósł mój podbródek, wpatrując się w moje oczy - Nie mogę cię do niczego zmusić. Nie chcę cię do niczego zmuszać... Jeśli tego nie chcesz, to obiecuję ci, że sprawa zostanie zamknięta, a między nami wszystko będzie tak, jak do tej pory.. Nie płacz, proszę cię. 
- Spróbujmy. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, widząc jak oczy chłopaka momentalnie się zaświeciły.
- Nie robisz tego wbrew sobie?
- Nie. Czuję.. czuję się przy tobie świetnie i... i wiem, że nic mi się przy tobie nie stanie. - nabrałem powietrza do płuc. Bałem się, że przez ogromny stres za moment się uduszę - Kuanlin.. to dla mnie nowa sytuacja, ja.. - poczułem jak ciepłe wargi bruneta przywierają do mojego czoła. W jednej chwili ogarnął mnie spokój, którego w tym momencie bardzo potrzebowałem.
- Chodź. - szepnął, prowadząc mnie w stronę swojego łóżka. Z ulgą na nim usiadłem, gdyż już ledwo trzymałem się na rozedrganych nogach. Po chwili chłopak kucnął przede mną, głaszcząc mnie z troską po policzku - Wiem Seonho, że to wszystko dzieje się tak szybko i... pewnie nie wiesz, czy to, co robisz jest słuszne.. Chcę tylko żebyś wiedział, że jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu. Chcę się tobą opiekować i bronić cię przed złem, które cię spotyka.. Chciałbym, żebyś był szczęśliwym człowiekiem i... po prostu chcę być ciągle przy tobie. - na moich ustach pojawił się uśmiech. Chciałem go przytulić i go pocałować, ale tak bardzo się wstydziłem, że nadal siedziałem w bezruchu jak kołek - Uśmiechnąłeś się. To chyba dobry znak. - wziąłem głęboki oddech, przytakując.
- Pocałujesz mnie? - nasz oficjalny, pierwszy pocałunek. Był dość dziwny.. bardzo specyficzny. Byliśmy cholernie zawstydzeni i nabuzowani emocjami. Czułem, że Kuanlin ma już za sobą te sprawy, podczas gdy ja jestem w temacie kompletnie zielony. Mimo to był bardzo ostrożny, czuły, delikatny i co najważniejsze.. nie naciskał na mnie. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało, ale chyba jestem szczęśliwy. W końcu poczułem, jak coś pęka w moim sercu i że ogarnia mnie radość. Wydaje mi się, że tego właśnie potrzebowałem...


*


- Chłopcy! Wstaliście?! - otworzyłem niechętnie oczy, słysząc głos mamy, nawołujący nas z dołu domu. Kuanlin jedynie nakrył mnie bardziej kołdrą, posyłając mi przy tym ciepły uśmiech.
- Tak!
- To chodźcie powoli na śniadanie! 
- Za moment zejdziemy! - chłopak pocałował mnie w czoło, mocniej mnie w siebie wtulając. Rozmawialiśmy jeszcze przez około dwie godziny, wtuleni w siebie, w łóżku Kuanlina. Zasnęliśmy około siódmej rano, bynajmniej ja. Byłem zmęczony brakiem snu, płaczem i ogólnie emocjami, które towarzyszyły mi tego ranka - Pospałeś trochę?
- Mhm. - przekręciłem się na plecy, wyciągając się - A ty? 
- Patrzyłem jak śpisz. 
- Zwariowałeś? - zaczerwieniłem się, chowając twarz pod kołdrą - Nie rób takich rzeczy. 
- Czemu?
- Zawstydzasz mnie. - brunet chwycił za kołdrę, odsłaniając moją twarz - No co?
- Nico... fajnie jest widzieć cię takiego zadowolonego. 
- Wszystko twoja zasługa. - złapałem chłopaka za twarz, przywierając do niego ostrożnie wargami - A.. co powiemy rodzicom?
- Nic. To tylko i wyłącznie nasza sprawa. 
- Myślisz, że się nie dowiedzą?
- Nie mogą. Musimy przy nich uważać. - skinąłem głową, ponownie muskając jego usta.
- Seonho! Kuanlin! Śniadanie! 
- Idziemy! - chłopak cmoknął mnie w nos, wstając leniwie z łóżka - Chodź.
- Stresuję się. 
- Czym? Zachowuj się normalnie i wszystko będzie dobrze. 
- Obiecujesz? 
- Obiecuję. - z mocno bijącym sercem wyszedłem na taras, na którym siedzieli rodzice przy zastawionym stole. Bałem się, że palnę coś głupiego. Ta sytuacja jest tak dziwna, tak świeża i tak pogmatwana, że w każdej chwili mogłem zrobić coś nieodpowiedniego.
- Jak się spało? - usiadłem na krześle, wbijając wzrok w swój talerz.
- Oho.. ty się chyba Kuanlin nie wyspałeś.
- Wstaliśmy z Seonho o czwartej, żeby zobaczyć wschód słońca.
- Tak... z tym że ja potem poszedłem spać, a Kuanlin... Kuanlin nie mógł zasnąć. - mruknąłem nalewając sobie kawę.
- Oooo oglądaliście słońce? I jak?
- Piękne. Musicie jutro sami zobaczyć. - chłopak wręczył mi miskę z ryżem, uśmiechając się - Zjedz dużo. - skinąłem jedynie głową, pesząc się jak dzieciak. Kuanlin musiał to zauważyć, bo po chwili od razu nawinął kolejny temat - No.. a wam jak się spało? 
- Oj, cudownie.
- Świeże powietrze robi swoje. 
- Oj tak, to prawda. - chłopak zerknął na mnie, jednak nawet nie drgnąłem. Byłem niesamowicie zestresowany tą sytuacją i bałem się, że w każdej chwilę mogę palnąć coś głupiego, albo że nieodpowiednio się zachowam - A jakie mamy na dzisiaj plany?
- Właśnie.. myśleliśmy nad zwiedzaniem Jeju.. ale tak na spokojnie, bez pośpiechu..
- Oczywiście na obiad owoce morza, co wy na to?
- Brzmi super. Prawda Seonho? - skinąłem jedynie głową, sięgając po kubek z kawą.
- Synu, w porządku? - spojrzałem na mamę, wzdychając.
- Tak.. wszystko jest w porządku. 
- Wiecie.. - ojciec Kuanlina upił swoją kawę, wbijając w nas wzrok - Może śniadanie to nie jest najlepszy moment na poruszanie tego tematu, ale... jak wiecie, mamy pewną kwestię do wyjaśnienia. 
- Mówisz o Seonho i jego mamie?
- Tak.. uważam, że..
- W porządku. - burknąłem, przenosząc wzrok na mamę - Jestem wściekły za to, co zrobiłaś i.. i bardzo mnie to zabolało. Zwłaszcza, że wiesz, jak bardzo kocham tatę, a... - poczułem jak pod stołem Kuanlin łapie mnie za rękę. W jednej chwili nabrałem większej pewności siebie, nie czując w międzyczasie, że ten gest może coś ujawnić.. zwykłe, przyjacielskie wsparcie - To nie jest tak mamo, że mam coś przeciwko twojemu związkowi. Jesteś dorosła, zasługujesz na to, by być szczęśliwą, ale... ale ta zdrada.. - ciężko mówi się o takich rzeczach. Mój tata słuchając tego, przewraca się w grobie - Kocham cię, ale nigdy nie wybaczę ci tego, że zdradziłaś tatę. 
- Kochanie.. - wstałem od stołu, biorąc swoją kawę - Seonho, zaczekaj.
- Przepraszam, nie chciałem wam psuć weekendu. - po tych słowach, ruszyłem do pokoju. Cieszyli się na ten weekend, więc po co mam go psuć swoją osobą. Wolałem zejść im z oczu i przeżyć te dwa dni na swój sposób. Gdy wszedłem do sypialni, ustawiłem kubek z kawą na szafce nocnej, po czym wszedłem do łóżka, głęboko przy tym wzdychając. W jednej chwili straciłem humor i wyparowało ze mnie całe życie. Dotychczasowa radość, którą sprawiła mi bliskość z Kuanlinem, nagle ze mnie uciekła, a na jej miejsce wszedł smutek, dlaczego? Dlaczego nie potrafię cieszyć się życiem i tym, co jest teraz? Mam dość tego wszystkiego i tych ciągłych wahań nastroju, naprawdę.
- Seonho. - nawet nie drgnąłem. Kuanlin usiadł na moim łóżku, kładąc dłoń na moim biodrze - Zejdź na dół, pogadamy.
- Nie mam ochoty.
- Zacząłeś rozmawiać z mamą... chodź, trzeba to wyjaśnić.
- Ale ja już swoje powiedziałem. - chłopak westchnął, po czym nachylił się do mnie, całując mnie w głowę.
- Jesteś strasznie uparty. - szepnął mi do ucha, jednak w tym momencie każde jego słowo działało na mnie jak płachta na byka.
- Kuanlin wyjdź.
- Co?
- Wyjdź, okej? Muszę pobyć sam.
- Ale.. Seonho, ja rozumiem, że jesteś zły..
- Nie, niczego nie rozumiesz. Właśnie problem w tym, że niczego nie rozumiesz. - brunet odetchnął ciężko, wstając z łóżka. Po chwili opuścił nasz pokój, zostawiając mnie samemu sobie. Wiem, że nie powinienem go tak traktować, bo niczemu nie zawinił, ale jak uderzy we mnie fala złości, to przelewam ją niestety na każdego.


*

                     Przeleżałem cały dzień w łóżku. Moja nowa rodzinka w tym czasie pojechała na zwiedzanie Jeju. I tak bym z nimi nie pojechał, ale mimo to uważam, że powinni mnie o tym poinformować. Jak zszedłem koło południa na dół, całkowicie zgłupiałem. Mama zostawiła na kuchennym stole karteczkę z informacją, że pojechali na wycieczkę i żebym przemyślał sobie w tym czasie kilka rzeczy. Przemyślałem... Ubrałem się ciepło i poszedłem na skarpę, na której byłem rano z Kuanlinem. Siedziałem wśród wysokiej trawy, wpatrując się w morze i rozciągające się nad nim słońce. Myślałem o wszystkim i o niczym. O rodzicach, sytuacji z Kuanlinem, o Minhyunie, moich prześladowcach, o tym, co chcę robić w życiu, a nawet o tym, co bym w danej chwili zjadł... Były też momenty, gdy w głowie miałem czarną dziurę i zawieszałem się, obserwując fale. Przesiedziałem tak cały dzień. Nie wiem nawet, kiedy ten czas tak zleciał. Ocknąłem się z tego wszystkiego w momencie, gdy słońce zaczęło się chować za taflą wody. Chwilę potem usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Odwróciłem się gwałtownie, widząc zaniepokojonego Kuanlina.
- Tak czułem, że tu będziesz. 
- Już wróciliście? - brunet usiadł za mną, mocno mnie przytulając. 
- Mhm.. było super. Szkoda, że z nami nie pojechałeś. - westchnąłem, opierając się o klatkę piersiową chłopaka. 
- Przepraszam. 
- Hm?
- Za to, jak potraktowałem cię rano... przepraszam. 
- Nie wiem o czym mówisz... nie pamiętam niczego takiego. - uśmiechnąłem się lekko, dając mu buziaka w policzek - Co robiłeś?
- Nic... myślałem. 
- Powiesz mi o czym?
- O wszystkim.. - westchnąłem wtulając twarz w jego szyję - Mam dość bycia ofiarą. Muszę się wreszcie za siebie wziąć.
- Nie jesteś ofiarą Seonho. 
- Jestem i mam tego pełną świadomość.. Problem w tym, że niczego nie potrafię z tym zrobić. - Kuanlin objął mnie mocniej, dając mi czułego buziaka w czoło. 
- Jesteś jeszcze dzieciakiem.. to taki wiek, że mamy prawo czuć się źle i..
- To mnie męczy Kuanlin... Mnie i przy okazji wszystkich z mojego otoczenia. 
- No dobrze. - chłopak przytulił mnie mocniej, wzdychając - Co jest powodem twojego złego samopoczucia? Powiedz mi wreszcie o wszystkim.
- Nie chcę cię tym zanudzać.
- Zanudzać? Seonho... wiem, że to świeże, ale jesteśmy razem. Martwię się o ciebie, chcę wiedzieć, co ci siedzi w głowie, co cię boli... może coś ci doradzę, co? - oderwałem się od jego szyi, spoglądając w piękne oczy chłopaka.
- Wszystkie moje problemy zaczęły się po śmierci taty, z którą nadal nie mogę się pogodzić i... i bardzo często żałuję, że to nie ja wtedy zginąłem.. albo że nie odeszliśmy razem..
- Seonho..
- Po prostu tęsknota za nim mnie niszczy. On był moim jedynym przyjacielem. Mogłem do niego przyjść z każdą sprawą.. zawsze wiedział, co mi powiedzieć. - przeniosłem wzrok na morze, nabierając dużo powietrza do płuc - Po jego śmierci zacząłem mieć problemy w szkole. Z pilnego ucznia stałem się przeciętniakiem... ci idioci ze starszej klasy zaczęli mnie też gnębić. 
- Gnębią cię przez tatę?
- Tak... bo jak wróciłem po wypadku do szkoły, zbyt często okazywałem emocje.. Wiesz.. siedziałem na lekcjach, przypomniał mi się tata.. płakałem. Jadłem lunch na stołówce, pomyślałem o wypadku.. znowu płacz. A to takie młoty, które tylko szukają na ofiarę słabszej od siebie osoby. Akurat padło na mnie.. 
- A Minhyun?
- Jest świetny.. poznałem go przez przypadek, ale od razu złapaliśmy dobry kontakt. Mimo to, nigdy nie powiedziałem mu o swoich problemach w szkole. Nie chciałem mu zawracać głowy.
- Seonho... nie rozumiem dlaczego nie rozmawiasz o swoich problemach z mamą albo Minhyunem. Jestem pewien, że twoja mama jak nikt inny, wysłuchałaby twoich problemów związanych z tęsknotą za ojcem, a...
- Ta... zwłaszcza po tym, jak się puściła. - ugryzłem się w język, czując napływające do oczu łzy - Jestem beznadziejnym synem..
- Nie... masz po prostu do niej żal i to jest zrozumiałe. 
- Długo ten żal będzie jeszcze trwać?
- To zależy tylko od ciebie i tego, co czujesz. 
- Ja już nic nie czuję. - szepnąłem, ocierając niezdarnie mokre policzki.
- Nie mów tak. - Kuanlin chwycił moją twarz w obie dłonie, wpatrując się w moje oczy - Znasz to powiedzenie, że czas leczy razy? - przytaknąłem jedynie, pociągając nosem - Uzbrój się w cierpliwość i daj sobie czas... Pamiętaj, że nie jesteś sam i że ze wszystkim możesz przyjść do mnie. 
- Nawet z najbardziej błahym problemem?
- Nie ma błahych problemów... ale na każde można znaleźć jakieś rozwiązanie. I ja jestem tu po to, żeby ci w tym pomóc. 
- Czuję się tak niezręcznie. - szepnąłem, czując jak się czerwienię - Jesteś najlepszy, dziękuję. - na jego buzi pojawił się delikatny, ale bardzo ciepły uśmiech, który momentalnie poruszył moje zbolałe serce.
- Daj dzióbka. - przysunąłem się bliżej niego, po czym zarzuciłem nieśmiało ręce na jego kark, obdarowując go czułymi pocałunkami. Nieśmiałe buziaki przerodziły się po chwili w pełen czułości i delikatności, pocałunek. Na szczęście nie myślałem o tym, że się stresuję tą czynnością. Byłem w stu procentach skupiony na bliskości Kuanlina i tym, że tak wprost oznajmił mi, że jestem dla niego kimś ważnym, komu zawsze będzie w stanie pomóc. Jest najlepszy, przysięgam...





~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------