25 stycznia 2019

Running 2 U~cz.1 [Jaehyun&Taeyong]




Taeyong
- Kończ. - szepnąłem, wijąc się pod rozgrzanym ciałem mojego faceta, który dominował nade mną od dobrej godziny, wywołując tym samym falę zaciekawienia wśród najmłodszych członków NCT.
- Już? Co tak szybko?
- Dzieciaki stoją pod drzwiami. - Jaehyun spojrzał we wskazanym kierunku, chichocząc.
- Wypad, ale już! - zaraz po jego krzyku, dało się usłyszeć szepty i motaninę, po której w końcu zostaliśmy całkiem sami. Zarzuciłem ręce na kark młodszego chłopaka, wpatrując się w jego świecące oczy - Dalej chcesz kończyć?
- Nie... ale powinniśmy w końcu zwolnić pokój. - jego ciepłe wargi przywarły do moich, sprawiając, że automatycznie zapomniałem o Bożym świecie. Odkąd go poznałem, czułem, że jest to osoba, na którą czekałem i że nikt nie jest w stanie mi go zastąpić. Zakochałem się, po prostu, mimo iż zawsze uważałem się za przysłowiowego hetero samca alfa. Cóż... Jaehyun trochę zmienił moje plany w stosunku do samego siebie, ale absolutnie nie mam mu tego za złe. Mimo że jest młodszy ode mnie, zawsze nade mną dominuje i to on wziął na siebie rolę tego opiekuńczego, bardziej odpowiedzialnego chłopaka. Pamiętam jak się poznaliśmy... niesamowicie się mnie wstydził. Każda rozmowa kończyła się jego rumieńcami na twarzy, w których zakochiwałem się jak szczyl. Zawsze to jego nieśmiało wypowiadane "Hyung", doprowadzało mnie do obłędu. Po prostu Jaehyun brał mnie za osobę, którą nie jestem. Mój sceniczny image nastawiony jest na przysłowiowego bad boy'a i łamacza kobiecych serc, podczas gdy ja jestem zupełnie inny. Kocham koty, lubię się przytulać i ciągle potrzebuję czyjejś uwagi, jednak wytwórnia tego nie kupiła - O czym myślisz?
- O tobie... o nas. - szepnął, całując mnie w czoło.
- Tak? I co wymyśliłeś?
- Hm.. - Jaehyun oparł się na łokciach, uważnie mi się przyglądając - Zastanawiam się jak będzie wyglądać dalej nasz związek. 
- Jak to?
- No wiesz... jak długo damy radę ukrywać się z tym wszystkim przed wytwórnią i fanami.. co będzie dalej. - tak... kluczowa kwestia, o której myślę każdego dnia. Nikt poza pozostałymi członkami zespołu nie wie o tym, że jesteśmy razem. Pilnujemy się jak jasna cholera i uważamy na każdym kroku. Czasem jak pozujemy razem do zdjęć, mam niesamowitą ochotę go pocałować... jak ćwiczymy razem i spędzamy na sali cały dzień, z trudem powstrzymuję się od tego, by choć raz się do niego nie przytulić... jak wychodzimy gdzieś razem, mam ochotę złapać go za rękę, ale nie mogę. To tak boli i jest tak męczące, że momentami płaczę z bezsilności, gdy nikt tego nie widzi. Gdyby nasi menadżerowie dowiedzieli się, że dwóch członków zespołu jest ze sobą, obdarliby nas żywcem ze skóry, a potem z pewnością stracilibyśmy kontrakty i jakąkolwiek możliwość dalszego rozwoju.
- Są momenty, kiedy już nie daję rady.
- Wiem.. i wiem też, że myślisz, że nie słyszę z pokoju obok jak płaczesz.. 
- Wszystko słyszysz? - chłopak skinął głową, głaszcząc mnie po rozpalonym z emocji policzku.
- Chciałbym wtedy coś zrobić, ale nie mogę..
- Wiem. - wtuliłem go w swoje ciało, napawając się cudownym zapachem jego włosów - Wszystko wiem, Jaehyunie. 
- A wiesz, że cię kocham?
- Hmm... nie.
- Jak to nie? - zaśmiałem się, widząc jak ten narzuca na nas kołdrę, po czym przechodzi do ataku w postaci łaskotek.
- Będę.. będę się drzeć. - wydyszałem, starając się hamować emocje.
- Drzyj się.
- No przestań. - wiłem się pod nim niczym wąż, a Jaehyun podle wykorzystywał fakt, że dla dobra nas obu, nie mogę wydać z siebie najmniejszego nawet dźwięku - Kurwa mać. - prychnąłem, gryząc go w ramię. Po pokoju rozległo się donośne syknięcie, po którym chłopak gwałtownie usiadł, dość brutalnie ze mnie wychodząc - Auuuu.. - jęknąłem, widząc skruchę i szybkie zdezorientowanie się, wypisane na jego twarzy. Jaehyun pochylił się szybko nad moją twarzą, podczas gdy jedna z jego dłoni głaskała mnie po pośladkach.
- Przepraszam... przepraszam Hyung. 
- Ty podła mendo. 
- Boli cię?
- Tak... umrę za moment. 
- Włącza ci się kokietka, czyli jest wszystko w porządku. - zaśmiał się, dając mi porządnego klapsa.
- Mam cię dość. - na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Tak cholernie go kocham i kocham z nim przebywać... nieważne co robimy i w jaki sposób.. czerpię niesamowitą przyjemność z tych krótkich chwil, które udaje nam się razem spędzić.
- Taaa? To może pora się rozstać? 
- No przestań. - rzuciłem się na niego, wieszając się na jego szyi - Przestań dupku. - jego pełne wargi spoczęły na mojej twarzy, obdarowując ją czułymi, spokojnymi pocałunkami.
- Kocham cię. - szepnął, przywierając do mnie czołem. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tymi ostatnimi sekundami bliskości. Wiedziałem, że za moment przyjdzie do dormu menadżer... wiedziałem, że wypadałoby zwolnić już pokój Johnnemu, który i tak niesamowicie idzie nam na rękę, zwalniając go nam, kiedy tylko tego chcemy. Irytuje mnie brak prywatności i czułości, kiedy oboje tego potrzebujemy. Pozwalamy sobie na takie wyskoki tylko wtedy, kiedy menadżer zostawi nas na moment w dormie i kiedy mamy pewność, że nie wpadniemy. To życie w ciągłym lęku kiedyś nas wykończy.. - Ubieraj się Tae. - mruknął, zostawiając mnie nagiego na podłodze. Sam narzucił na siebie bokserki i koszulkę, idąc w kierunku drzwi.
- Jaehyun.. 
- Kocham cię. - powtórzył, otwierając drzwi, pod którymi gromadziła się horda naszych najmłodszych dzieciaków - Co wam powiedziałem, gnojki?! - zaśmiał się, pospiesznie ich rozganiając - Ale wam zaraz dam! - uśmiechnąłem się pod nosem, widząc, jak chłopak zamyka za sobą drzwi, bym mógł doprowadzić siebie i pokój do porządku. Dziwnie się czuję, zachwycając się tak chłopakiem, ale nic na to nie poradzę. Jestem niesamowicie zakochany i każda, nawet najmniejsza rzecz zrobiona przez Jaehyuna, wzbudza we mnie zachwyt. To, jak traktuje Chenle czy Jisunga jest tak niezwykle urocze, że mogę patrzeć na te scenki bez końca. Nawet jak straszy ich zlaniem tyłków czy karnym treningiem, robi to z takim wyczuciem i delikatnością, że nawet najbardziej płochliwe zwierzę by się go nie przestraszyło.
- Mogę? - spojrzałem w stronę drzwi, widząc w nich Johnnego - mojego współlokatora.
- Jasne. - chłopak uśmiechnął się, spoglądając na moje łóżko, które było w całości przekopane do góry nogami.
- Ładnie dzisiaj podziałaliście. 
- Ta. - westchnąłem, zabierając się za wspomniane wcześniej łóżko. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, siadając przy biurku.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
- To skąd ta mina?
- Sam nie wiem. - zamknąłem drzwi, widząc coraz bardziej wyraźne zainteresowanie na jego twarzy.
- No dobra... to teraz słucham. 
- Po prostu nie mam już siły. 
- W jakim sensie?
- W sensie ciągłego ukrywania się. Ile można..
- Wiesz, że jakby menadżer się o was dowiedział, to chyba by was zatłukł.
- Wiem. Poza tym wy też moglibyście na tym ucierpieć. 
- Tak myślisz?
- Wiem to. - narzuciłem niechlujnie kołdrę na łóżko, pospiesznie na nim siadając - Ja pierdzielę.. 
- Taeyong..
- W porządku, nie chcę pocieszenia. Muszę po prostu pomyśleć.
- Mam wyjść?
- Nie, coś ty. - kocham swoją robotę i nie chciałbym jej zamieniać na żadną inną, ale jeśli dalej moje prywatne życie miałoby na tym cierpieć i to w takim stopniu, to naprawdę poważnie zastanowię się nad odejściem. Wytwórnia pewnie obdarłaby mnie ze skóry, jakbym wyszedł z taką propozycją... wniosek jest prosty. Wkopałem się w niezłe bagno.

Jaehyun
               No muszę przyznać przed samym sobą, że jestem dziś z siebie niesamowicie dumny. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, ale byłem zadowolony z dzisiejszego wieczoru, pod warunkiem oczywiście, że wykluczę te wszystkie rzeczy, do których przyznał mi się Taeyong. Wiem, że jest mu cholernie ciężko, mi z resztą też, ale skoro zdecydowaliśmy się na taką grę, to teraz powinniśmy to ciągnąć do końca.
Kiedy rozgoniłem dzieciaki do pokoi, ruszyłem do kuchni po wodę. Gdy tylko wszedłem do środka, poczułem niesamowicie słodki zapach unoszący się w powietrzu. Swoją drogą doskonale go znam - to Jungwoo. Cholera wie, jakich kosmetyków używa, ale muszę przyznać, że ich zapach jest naprawdę bardzo przyjemny.
- Cześć.
- Hej Hyung. - na jego twarzy zagościł tradycyjnie szeroki, przesłodzony do granic możliwości uśmiech - Co tam?
- A.. w zasadzie to nic nowego. - sięgnąłem po stojącą na blacie butelkę, po czym zająłem miejsce obok chłopaka - U ciebie wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. 
- Zazdroszczę. - uśmiechnąłem się, upijając kilka solidnych łyków wody.
- Jak to? Coś się stało? - nie zdążyłem nawet odkleić ust od butelki, kiedy ten zadał kolejne pytanie, zbijające mnie z tropu - Coś nie tak z Tae? - hm... dlaczego mam wrażenie, że ewentualna sprzeczka z moim Hyungiem sprawiłaby mu jakąś dziwną satysfakcję?
- Skąd ten pomysł?
- To jako pierwsze przyszło mi do głowy. 
- Nie... z Tae wszystko w porządku. - uśmiechnąłem się, widząc jak wspomniany chłopak wchodzi do kuchni - Co tam?
- Hm? - Taeyong podszedł do mnie, po czym wtulił mnie w swój chudy do granic możliwości brzuch. Jego dłoń spoczęła na mojej głowie, delikatnie ją drapiąc.
- Przyszedłeś coś zjeść?
- Nieee, nie chcę. 
- A powinieneś... jesteś chudy jak patyk.
- Menadżer przyszedł... zaraz ma z nami rozmawiać.. - ewidentnie coś go gryzło. Może to sytuacja, o której rozmawialiśmy? A jeśli nie, to może menadżer dowiedział się o rzeczach, o których nie powinien się nigdy dowiedzieć...
- Jak to? Tylko ze mną i z tobą?
- Nie durniu... ze wszystkimi. 
- Przestraszyłem się..
- Nie bój się. - szepnął, dając mi szybkiego buziaka w głowę - Co tam Jungwoo? Wszystko okej? 
- Tak. - odkąd go poznałem, wiedziałem, że jest dziwny, ale zawsze przechodzi samego siebie, kiedy widzi mnie w towarzystwie Taeyonga. Może ma problem z tym, że pod tym samym dachem co on, mieszka para gejów? Za każdym razem, kiedy widzi nasz duet, diametralnie zmienia nastawienie.
- Na pewno? 
- Tak Hyung, jest okej. - chłopak wstał od stołu, sięgając po kubek, z którego popijał herbatę - Mamy zebranie w salonie?
- Tak, możesz tam już iść.
- Dobrze. - Taeyong westchnął, przeczesując moje włosy.
- Chodź... musimy posłuchać wywodu menadżera. 
- Myślisz, że to coś poważnego?
- Nieee, coś ty. Przynajmniej taką mam nadzieję. - nie cierpię, gdy jest taki smutny, przygaszony i totalnie pozbawiony chęci i energii do życia. Chcę mu pomóc... chcę go teraz przytulić, powiedzieć, żebyśmy rzucili to w cholerę i odeszli z SM, ale nie mogę. Zachowałbym się wtedy jak skończony, rozkapryszony gówniarz. W sumie zbyt ciężko pracowaliśmy na to, by być teraz tu, gdzie jesteśmy. Głupotą byłoby rzucenie tego.

Taeyong
             Ledwo wyszedłem z pokoju, a już dopadł mnie menadżer. Mimo że go lubię, to rozmowa z nim zwykle nie zwiastuje niczego dobrego. Jest w stosunku do nas niesamowicie wymagający i jestem pewien, że znów wymyślił coś, co zapełni nam każdą wolną minutę... bylebyśmy przypadkiem nie mieli kilku chwil odpoczynku, bo nie daj Boże, za bardzo się rozleniwimy. Usiedliśmy wszyscy w salonie, wymieniając się spojrzeniami. Zająłem miejsce obok kanapy, opierając się plecami o jej front. Niesamowicie chciało mi się spać. Z tego co widziałem, to dzieciakom chyba też. Jaemin siedział obok Jeno, opierając głowę na jego ramieniu... wyglądał, jakby drzemał.
- Jaemin.. - szepnąłem, szturchając jego ramię.
- Hm?
- Chodź do mnie. - chłopak przesiadł się, siadając między moimi nogami. Po chwili oparł głowę na mojej klatce piersiowej, ponownie zamykając oczy - Jesteś zmęczony?
- Strasznie. 
- Po rozmowie z menadżerem idź od razu do łóżka, okej? - ten jedynie skinął tylko głową. Czułem na sobie wzrok Jaehyuna, siedzącego na drugim końcu pokoju. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten uśmiechnął się zadziornie, kręcąc przy tym głową. Na pewno był zazdrosny... Mimo iż wie, że traktuję te dzieciaki jak swoje, to i tak bywa zazdrosny, gdy ich przytulam czy spędzam z nimi czas.
- Cześć panowie. - do pomieszczenia wszedł menadżer. Przywitaliśmy go chórem, starając się maksymalnie skupić. Mężczyzna usiadł obok mnie, głęboko przy tym wzdychając. Rozłożył przed sobą planner i zeszyt, w którym zawsze rozpisuje dla nas nowe zadania, po czym zaczął mierzyć nas bardzo dokładnie swoim przemęczonym wzrokiem - Jest dość późno, więc będę się streszczać... Jaemin, skup się. 
- Mhm... wszystko słyszę. 
- Okej... Zbliża się Halloween. Musimy przygotować coś fajnego. 
- Co konkretnie? - zapytałem, czując, że całe to przedsięwzięcie będzie na moich plecach.
- Trochę już o tym myślałem i chcę, żeby każdy z was przebrał się za inną postać... nagramy coś na sali, wrzucimy na youtuba.. 
- Po co?
- Po to, że większość zespołów przygotowuje coś w tym czasie, tak?
- No tak.
- No właśnie... a wy musicie być najlepsi. Poza tym będziemy mieć później imprezę w wytwórni. 
- Impreza Halloweenowa? - zaszczebiotał podekscytowany Chenle.
- Tak młody, także szykuj się. 
- Ale super.
- No dobrze... ma pan jakieś propozycje dotyczące strojów?
- Mam, ale tylko dla dzieciaków... musimy pomyśleć, co z resztą. - westchnąłem, zerkając w zeszyt mężczyzny, spoglądając na jego propozycje kostiumów - Co z tobą? Jesteś zmęczony?
- Ja?
- Mhm.
- Powiedzmy. 
- Ja wiem, kim chcę być! - wyrwał się Haechan, zwracając tradycyjnie na siebie uwagę wszystkich osób - Jestem tam wpisany?
- Nie.
- Oo.. chcę być Michaelem Jacksonem. 
- Okej. - zacząłem wpisywać jego propozycję do zeszytu, kiedy menadżer złapał mnie za rękę.
- Czekaj... musimy to przedyskutować.
- To tylko zabawa. Niech będzie kim chce. 
- No tak... dzieciaki wiedzą, czego chcą. Rozumiem, że mam to zostawić wam.
- Szybko to skończymy i dam panu listę. - szybko... Dochodziła trzecia nad ranem. Koncepcja zmieniała się z każdą minutą, chłopaki się kłócili, podkradali sobie pomysły, krzyczeli... myślałem, że oszaleję - Dobra... - westchnąłem, mierząc wszystkich wzrokiem - Jungwoo, za kogo chcesz się przebrać?
- Em.. nie mam pojęcia.
- Trzeba go wcisnąć w sukienkę.
- Oooo będzie mu pasować. 
- Ale za jaką laskę go przebrać? - żeby oni dyskutowali tak żywo w sprawach chociażby comebacku, co o tej sukience...
- Niech będzie Rose z Titanica.
- Ooo a Jaehyun przebierze się za Jacka i będzie super. - mój chłopak i Jungwoo siedzieli na samym końcu pokoju, przez co byli ostatni w kolejce do przydzielenia im kostiumów. Jak usłyszałem, że ma przebrać się za najromantyczniejszą parę, jaką w życiu poznałem, to automatycznie się we mnie zagotowało.
- Słucham? - wtrąciłem odruchowo, zapominając całkowicie o myśli przewodniej.. to przecież tylko zabawa.. - Może oni nie chcą być za nich przebrani? 
- Dla mnie super. Mi pasuje. - powiedział nieśmiało Jungwoo, zerkając na mojego Jaehyuna. Co jest do cholery..
- Nie mam na siebie pomysłu... poza tym wszystko mi jedno. - Jaehyun ziewnął, porządnie się przy tym wyciągając.
- Zwykle jesteś bardziej kreatywny.. - burknąłem, wywołując głuchą ciszę, która spowiła cały pokój. Zamknąłem ostentacyjnie zeszyt menadżera, zrywając się na równe nogi - Idźcie spać... wstajemy o szóstej. - wiem, że to tylko zabawa, ale jestem wściekły. Wolałbym się upodlić i wcisnąć się w tą głupią kieckę, niż pozwolić na to, żeby Jaehyun słodził sobie na tej imprezie z Jungwoo. Teraz się we mnie gotuje... na tej imprezie pewnie wybuchnę..





~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


18 stycznia 2019

12 lat~cz.5 [Mark&Haechan] KONIEC

                                              



                     Wróciłem do mieszkania późno w nocy, do tego niesamowicie wściekły i zmartwiony jednocześnie. Widok Jungwoo w towarzystwie pindy, która o mały włos nie zburzyła tego, na co pracowałem przez całe swoje życie, doprowadził mnie do szału. Po wejściu do przedpokoju ujrzałem odbijające się od ścian światło telewizora. Mark zawsze czekał na mnie do bardzo późna w nocy, oglądając przy tym głupkowate programy, przy których zwykle przysypiał. Twierdził, że nie położy się spokojnie do łóżka, dopóki nie będzie mieć pewności, że wróciłem do domu. Gdy tylko zamknąłem drzwi, światło zniknęło. Ujrzałem stojącą w drzwiach salonu, ciemną postać mojego chłopaka.
- Wreszcie wróciłeś. - Mark podszedł do mnie, całując mnie w czoło - Jak tam w pracy?
- Nie uwierzysz, co się stało.
- Awansowałeś? 
- Nie żartuj. - rozebrałem się, narzucając torbę na ramię.
- Oho.. mów o co chodzi, bo się denerwuję.
- Dzisiaj do knajpy przyszedł Jungwoo..
- Co? Zaczepiał cię?
- Nie.. nie był sam. - ruszyłem do sypialni, rzucając torbę w okolicę biurka.
- Haechan, mów jaśniej. - sięgnąłem po piżamę, odwracając się gwałtownie w kierunku zdezorientowanego Marka.
- Przyszedł na kolację z tą pipą, z którą... - nie chciałem tego mówić. Mimo że targała mną masa negatywnych emocji, obiecałem Markowi, że nigdy już nie wrócimy do tego tematu - Po prostu był z nią.
- Co? Ale... to oni się znają?
- Myślałem, że może coś o tym wiesz.
- Coś ty. Nie miałem o niczym pojęcia. 
- Na pewno? - chłopak westchnął, łapiąc mnie przy tym za ramiona.
- Znowu mi nie wierzysz?
- Wierzę, przepraszam.. Po prostu strasznie mnie to zdziwiło. 
- Wyjaśnię to.
- Jest sens?
- Oczywiście.. coś mi tutaj nie gra. - schowałem się w jego ramionach, głęboko przy tym wzdychając. Czując jego zapach i bliskość, poczułem spadający kamień z serca. Zrobiło mi się lżej, tak po prostu - Nie martw się, dobrze? 
- Postaram się.
- Daj buzi. - pocałowałem go delikatnie, widząc malujący się na jego twarzy, lekki uśmiech - Leć do łazienki.. zrobię ci coś jeść i pójdziemy spać, hm? Jutro porozmawiamy.
- Nie rób, jadłem w pracy.
- Na pewno? 
- Tak. - skinąłem głową, czując na policzku jego chłodną dłoń.
- Haechanie..
- Nie zabiorą mi ciebie, prawda?
- O czym ty mówisz, dzieciaku? - zaśmiał się, przez co automatycznie odtrąciłem jego rękę - Co z tobą?
- Dlaczego nie traktujesz mnie poważnie? 
- O co ci znowu chodzi? 
- O to, że mówię ci, że spotkałem.. - wziąłem głęboki oddech, zaciskając mocniej dłonie na swojej piżamie - I że boję się, że ktoś mi ciebie zabierze.. a ty masz to gdzieś. 
- Nie, nie mam tego gdzieś. Tylko pamiętaj proszę, że nie jestem pionkiem, który zmienia swój obiekt westchnień co minutę.. 
- Ja..
- Kocham cię jak jasna cholera.. proszę cię, zrozum to wreszcie. - burknął, idąc w kierunku kuchni. Znowu sprzeczka... w sumie nie bylibyśmy sobą, gdyby do niej nie doszło. Boję się, że moja zazdrość wszystko zepsuje, ale nie potrafię udawać, że te sprawy mnie nie ruszają. Już raz prawie go straciłem.. nie chcę powtórki z rozrywki. Po wejściu do łazienki, rozebrałem się wchodząc pod ciepłe strużki wody, które gwałtownie spowiły moje spięte, zmęczone tym dniem, ciało. Po takim bodźcu, każdy, nawet najcięższy dzień stawał się na moment nieco lżejszy. Oparłem się ręką o jedną ze ścian, starając się pozbierać porozrzucane po mojej głowie myśli. Wtedy też usłyszałem cichy szelest rozsuwanych drzwi kabiny. Nawet nie drgnąłem. Wokół mojej talii owinęły się zgrabne ręce Marka, a jego ciepłe wargi przywarły do mojego spiętego karku, obdarowując go czułymi pocałunkami.
- Przepraszam. - wydusiłem, czując jak jego usta muskają płatek mojego ucha.
- W porządku. - mruknął, przywierając ciałem do moich pleców. Oparłem bezwładnie głowę na jego ramieniu, czując jak ciepłe strużki wody spadają na moją twarz. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Czułem, jak przez ten czas, cały stres spływa ze mnie wraz z prysznicowymi kroplami wody. Mark głaskał mnie po brzuchu, całując co jakiś czas moje ucho i policzek. Jak mogę oskarżać go cały czas o zdrady i podejrzewać go o cokolwiek? - Jesteś zmęczony?
- Trochę. 
- To co? Szybki prysznic i wychodzimy?
- Moment. - odwróciłem się twarzą do chłopaka, starając się dopatrzeć jego buzi, spoza uniemożliwiających mi to kropel - Mark.. - gwałtownie przywarłem plecami do chłodnych kafelek prysznicowych, pod wpływem ciała chłopaka. Mark chwycił mnie za nadgarstki, umiejscawiając je nad moją głową. Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, głęboko przy tym oddychając. Ciepłe krople wody spadały na nasze ciała, sprawiając, że z każdym kolejnym ich dotykiem, moje ciało drżało. Do tego jego wzrok... przeszywał mnie wręcz na wylot, co sprawiało, że nogi same się pode mną uginały - Co robisz?
- Nic. - chłopak pocałował mnie w kącik ust, spoglądając mi ponownie w oczy - Kocham cię. - uśmiechnąłem się pod nosem, uwalniając ręce z jego uścisku, które spoczęły na jego drobnych biodrach.
- Bardzo?
- Bardzo. - mruknął, całując mnie w szyję - Bardzo. - powtórzył napierając kolanem na mojego członka. Jęknąłem jedynie, odchylając lekko głowę w tył - Najbardziej na świecie. - chłopak przejechał językiem po mojej szyi, doprowadzając mnie do obłędu.
- Co... co ty wyprawiasz? - zaśmiałem się, jednak po chwili moja twarz nabrała wyraźnego grymasu, wywołanego rozkoszą przeszywającą moje ciało.
- Chcę być z tobą blisko.. stęskniłem się. 
- Nie było mnie tylko kilka godzin.
- O kilka godzin za długo.
- Mark. - na moje usta cisnął się uśmiech, a ręce coraz bardziej oplatały jego rozgrzane ciało - Pogięło cię, wiesz?
- Ach... ty to potrafisz schrzanić nastrój.
- Nie no, kontynuuj. - zaśmiałem się, owijając ręce wokół jego szyi - Mów skarbie. 
- Skarbie?
- Mmm jak już się silimy na takie czułości, to będziesz skarbem. 
- Z reguły mnie tak nie nazywasz.
- Przyjemna odmiana?
- Bardzo przyjemna. - Mark wbił się w moje rozedrgane wargi, całując mnie niesamowicie zachłannie. Wow! Dawno nie czułem się tak niesamowicie. Co w niego dziś wstąpiło, że zachowuje się jak zwierzę? Absolutnie mi to nie przeszkadza, bo widzę, że po tylu latach bycia razem, wreszcie weszliśmy na wyższy poziom. Do tej pory nasze zbliżenia były niezwykle subtelne, delikatne.. mimo sześciu lat związku, dość nieśmiałe. Nie znałem go z tej strony, ale cholernie mnie ona kręci. Nie miałem możliwości złapania oddechu. Mark odkleił się ode mnie w momencie, w którym sam chyba zaczął czuć się nieco gorzej. Gdy jego usta spoczęły na mojej szyi, zachłysnąłem się zachłannie powietrzem, zaciskając przy tym sprawną dłoń na jego mokrych od prysznica włosach. Jego wargi zaczęły pieścić moją klatkę piersiową oraz brzuch. Gdy chłopak klęknął, stało się coś, na co czekałem od wieków, ale zawsze się tego cholernie wstydziliśmy.
- Ma.. Mark! - jęknąłem donośnie, czując uginające się pode mną nogi. Moje oczy zaszły mgłą, podczas gdy ja czułem się jak w amoku. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić i jak się zachować, by nie wyjść na idiotę, ale doskonale też czułem, że jest to też nowa, krępująca sytuacja dla mojego chłopaka. Świadomość tego, że obaj jesteśmy w tym zieloni sprawiała, że czułem się nieco lepiej - Mark.. - osunąłem się na ziemię po śliskich, mokrych kafelkach sprawiających, że nie miałem jak uchronić się przed owym upadkiem. Chłopak uniósł głowę, wpatrując się we mnie z wypiekami na twarzy. To wszystko trwało zaledwie minutę, jednak te 60 sekund w zupełności wystarczyły, bym poczuł się nogą na innym świecie. Połączyliśmy nasze wargi w namiętnym pocałunku, przy którym nie potrafiłem opanować emocji. Nigdy dotąd nie pożądałem go w tak zachłanny, niesmaczny wręcz sposób. Nie poznawałem samego siebie. Zawsze stawialiśmy na bliskość, czułość.. zwracaliśmy ogromną uwagę na scenerię w jakiej się znajdowaliśmy, a teraz? Byliśmy o krok od kochania się pod prysznicem.
- Boże.. - spojrzałem na chłopaka, przygryzając lekko drżącą wargę.
- Nie poznaję cię. - szepnąłem, głaszcząc jego gorący, mokry policzek.
- Przepraszam.. nie wiem, co mi jest.
- Nie przepraszaj. - pocałowałem go, łącząc ostrożnie nasze czoła - Nie przepraszaj mnie. 
- Wiesz co?
- Hm?
- Nie wiedziałem, że taka bestyjka z ciebie. - zaśmiałem się, wymieniając z nim czułe tym razem, pojedyncze buziaki.
- Głupi jesteś. 
- Głupi?
- Jak cholera. - zaśmialiśmy się, spoglądając sobie w oczy - Kocham cię... i lubię, jak jesteśmy tak blisko.
- Zawsze byliśmy ze sobą blisko. 
- Y y... nie zawsze.
- Jak to?
- Nie pamiętasz? - przetarłem mokrą twarz, starając się dopatrzeć buzi mojego chłopaka - Swego czasu często mnie odtrącałeś... tak, jakbyś się mnie brzydził, czy coś. - na moich ustach pojawił się gorzki uśmiech. Samo wspomnienie tamtego okresu napełnia moje serce okropną, bolesną goryczą. Może Mark nie robił tego świadomie? Naprawdę ciężko mi to ocenić, ale niesamowicie mnie to bolało. Kiedy chciałem się do niego przytulić, dać mu buziaka, poprosić go żeby mnie mocno przytulił... on śmiał się i mnie odtrącał, nie widząc w tym niczego złego. Może dla niego była to zabawa, ale dla mnie każda taka sytuacja była ciężka do przełknięcia. Potrafił być bardzo opiekuńczy i troskliwy, tego nie mogę mu zarzucić... ale kiedy byliśmy jeszcze gówniarzami, zdarzały mu się takie wpadki - Ale nie rozmawiajmy o tym.
- Nie, właśnie powinniśmy.
- Teraz? Tutaj? - Mark uniósł wzrok na prysznic, uśmiechając się.
- A czemu nie?
- Rachunek.
- Błagam cię. - zostałem obdarowany czułym całusem w czoło - Mów.. bo nie do końca wiem, o co ci chodzi. - westchnąłem, powoli żałując, że poruszyłem ten temat... pewnie za moment znowu się pokłócimy.
- Nie pamiętasz jak byliśmy w gimnazjum? Może jeszcze trochę w liceum... Czasami, jak chciałem być blisko ciebie, odtrącałeś mnie. Traktowałeś to jako żart, ale.. mnie to trochę bolało. - Mark nie odrywał ode mnie wzroku. Czułem, jak moje serce przyspiesza. Tak bardzo nie chciałem się z nim kłócić...
- Pamiętam, ale nie miałem pojęcia, że tak to postrzegasz.
- Przepraszam.
- Dobrze, że mi o tym mówisz. Kocham cię jak cholera, ale może faktycznie nie zawsze potrafiłem to pokazać. Taki już jestem, przecież wiesz... Potrzebowałem po prostu czasu, żeby dojrzeć do czegoś poważnego.
- Wiem. - podrapałem go po głowie, uśmiechając się - Teraz nie mogę ci niczego zarzucić.
- Możesz.
- Ojj... mieliśmy o tym zapomnieć, tak? 
- Mhm. - chłopak skinął głową, po czym usiadł wygodnie, sadzając mnie między swoimi nogami. Wtuliłem się mocno w jego rozgrzane od wody ciało, czerpiąc z tej chwili najwięcej, jak się da - Jak wyjaśnię tą sprawę, to niedługo całkowicie ją zamkniemy. 
- Może nie ma sensu tego drążyć?
- Jest.. czuję, że coś jest nie tak. 
- Jak uważasz. - pocałowałem go w policzek, po czym zamknąłem oczy, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi - Zawsze wiesz, co robić. - nie mam pojęcia, ile minęło czasu, ale przyznam, że czułem się niesamowicie. Zupełnie jak bohater jakiejś powieści albo filmu. Czuję, że czar pryśnie, jak przyjdzie rachunek za wodę, ale kto by się tym w tamtym momencie przejmował...


*


- Na pewno nie jesteś zły? - zapytał Mark, krzątając się po salonie.
- Na pewno.. przecież prędzej czy później trzeba by było to wyjaśnić. - westchnąłem, siadając na jednym z foteli - Może to i lepiej, że wyjaśnimy to tak na świeżo. - Mark zaprosił dziś do nas Jungwoo. Nic o mnie nie mówił... nie mówił o sytuacji, która miała miejsce w restauracji. Po prostu go do siebie zaprosił, a Jungwoo łyknął haczyk. Jestem strasznie ciekaw rozwiązania tej sytuacji. Może to tylko przypadek, że spotkał się z tą panienką, nie wiem. Ale jeśli nie, to chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Trochę się boję.
- Przeczuwasz coś złego?
- Sam nie wiem. - westchnął, całując mnie w głowę - Poradzimy sobie z tym, prawda?
- Pewnie, że tak. - chciałem złapać go za kark i wbić się w jego wargi, ale wtedy po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi - Ma wyczucie.. 
- Potem nadrobimy, nie martw się. - chłopak ruszył w kierunku drzwi, otwierając je - Cześć.
- Heeej. - na sam dźwięk jego głosu robi mi się słabo - Fajnie, że zadzwoniłeś.
- Ta... muszę z tobą pogadać.
- Coś się stało? 
- Moment.. chcesz coś pić?
- Nie, dzięki. Kurde, zestresowałeś mnie. 
- Przestań... chodź do salonu. - wywinąłem oczami, starając się trzymać nerwy na wodzy, by przedwcześnie nie wybuchnąć.
- Oo.. Haechanie.. 
- Zaskoczony? - zapytałem, rozsiadając się wygodniej na fotelu.
- Trochę. - Jungwoo usiadł na kanapie, uważnie nas obserwując - O co chodzi?
- Słuchaj. - Mark usiadł obok swojego znajomego, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc - Haechan widział cię ostatnio w pracy... znaczy.. przyszedłeś tam z... nawet nie wiem, jak ma na imię. 
- Cycaty kurwiszon z tlenionymi włosami.. - burknąłem, widząc lekki uśmiech na twarzy mojego chłopaka. Wiem, że rozbawiło go moje zachowanie, bo na co dzień jestem potulną przytulanką, która szuka miłości i czyjejś uwagi. W sumie do tej pory z moich ust nigdy nie padły takie słowa.
- Uważaj co mówisz. 
- Oo.. powiesz nam kto to jest? Albo może inaczej... kim dla siebie jesteście? - nie wytrzymałem, a przecież obiecałem sobie, że zachowam się jak człowiek..
- Sooyoung.. moja siostra. 
- Słucham.. - ewidentnie wryło nas w miejsca, na których siedzieliśmy.
- Przepraszam... nie wiedziałem.
- Mm.. gdyby nie była moją siostrą, mógłbyś nazywać ja kurwiszonem?
- Tak. 
- Zaczynasz mnie denerwować..
- Przystawiała się do Marka, przez co prawie się rozstaliśmy.
- Tak, bo taki był plan.
- Trzymajcie mnie.. - poderwałem się z fotela, jednak Mark pospiesznie mnie zatrzymał.
- O czym ty mówisz? Jaki plan?
- Plan twoich rodziców. - wstrzymałem oddech, wbijając wzrok w zdezorientowanego Marka - Zakładam, że o niczym nie wiedzieliście.
- Oczywiście, że nie... co ty w ogóle pieprzysz? - Jungwoo westchnął, oblizując nerwowo wargi.
- Byłem na stażu w firmie twoich rodziców.. 
- No i? Streszczaj się. 
- Po jakimś czasie... jakoś w trakcie rozmowy wyszło, że mają syna geja.. - Jungwoo spojrzał na mnie, przygryzając wargę - Powiedzieli, że mimo całej sympatii, którą cię darzą, nie są w stanie pogodzić się z tym, że Mark ma spędzić całe życie z chłopakiem.. 
- Chyba sobie żartujesz..
- Nie. Zaproponowali mi za to kupę kasy, a... a że ja i Sooyoung nie mamy w życiu zbyt kolorowo, to się na to zgodziłem. 
- Świetnie. - warknąłem, idąc do pokoju, który swego czasu należał do mnie. Byłem tak zawiedziony postawą jego rodziców i było mi tak cholernie przykro, że to się w głowie nie mieści. Rodzice Marka zawsze stali za mną murem. Nie było sytuacji, w której by mi nie pomogli, zawsze mnie wspierali i bronili, jakbym był ich dzieckiem. W życiu nie powiedziałbym, że będą zdolni do czegoś takiego. Mam tylko nadzieję, że Mark rzeczywiście o niczym nie wiedział, ale wychodzi na to, że chyba nie. W sumie wolałem żyć w nieświadomości. Czasami chyba lepiej nie dowiedzieć się pewnych rzeczy i żyć tak, jak kiedyś. Nie mam pojęcia, jak to się teraz potoczy. Skoro rodzice Marka nie chcą żebyśmy byli razem, na pewno zrobią wszystko żeby nas rozdzielić, a wiem, że ten matoł jest im bardzo uległy. Ma z nimi świetny kontakt i słucha się ich w każdej kwestii. Liczę na to, że w tej kwestii będzie mieć jednak własny rozum.
                            Słyszałem rozmowę Marka z Jungwoo przez następną godzinę. Żywo dyskutowali o tym, co się stało. Jungwoo przyznał się, że poszedł do klubu gejowskiego tylko po to, by zobaczyć Marka i trochę się do niego zbliżyć. Żeby wiedzieć, jakie może stosować zagrywki. Boże, jakie to podłe..
- Mogę? - stałem od godziny z wlepionymi w okno oczami. Nawet nie drgnąłem. Mark westchnął stając za mną. Jego dłonie w ostrożny sposób owinęły się wokół mojej talii, a podbródek spoczął na moim ramieniu - Jak się czujesz?
- Domyśl się. - szepnąłem, pociągając przy tym nosem.
- Nie płacz dzieciaku. 
- Przestań. - chłopak odwrócił mnie w swoją stronę, uważnie mi się przyglądając. Jego ciepłe dłonie spoczęły na moich policzkach, wycierając łzy, które wypływały na nie od dobrej godziny.
- Nie płacz, proszę cię. 
- To podłe.. strasznie podłe.. 
- Wiem. - wylądowałem w jego ramionach. Mimo targających mną złych emocji, przytuliłem go, wzdychając - Haechan, jutro na spokojnie z nimi porozmawiam..
- Porozmawiamy. Też mam im coś do powiedzenia.
- Dobrze.. powiem im, żeby jutro tu przyjechali. - skinąłem głową, zaciskając dłonie na materiale jego koszulki - Haechan, mam gdzieś ich zdanie w tej kwestii, rozumiesz? Nie zostawię cię.
- Słuchasz się ich w każdej kwestii... w każdej.. 
- Ale to, z kim jestem, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Jestem dorosły i oni nie mają tutaj nic do powiedzenia. 
- A jeśli cię przekupią?
- Nie żartuj, proszę cię... jesteś najcenniejszy na świecie. 


*

                          Na drugi dzień, zgodnie z obietnicą, odwiedzili nas rodzice Marka. Myślałem, że to mnie poniosą emocje, ale to, w jaką furię wpadł Mark, było nie do przebicia. W życiu nie widziałem go tak wściekłego i stanowczego. Dopiero po tym, jak padło więcej, nieco ostrzejszych słów, jego ojciec stwierdził, że ten ma rację i że nie powinni mieszać się w jego życie. A jego mama? Przepraszała mnie chyba setki razy i rzeczywiście na początku byłem nieugięty, ale z czasem zrobiło mi się głupio, że wprowadziłem ją w takie zakłopotanie. Mimo pozytywnego zakończenia, Mark powiedział, że póki co nie chce mieć z nimi kontaktu, bo musi ochłonąć i sobie wszystko na spokojnie przetrawić. Coś w tym jest... też robiło mi się słabo na widok jego rodziców i nadal nie mogę pojąć, jak mogli wykręcić nam coś takiego. Cieszę się jednak, że mam tak asertywnego, stanowczego faceta, który broni mnie jak lew i dopiero chyba teraz zrozumiałem, że jestem dla niego naprawdę ważny. Czasami chyba potrzebujemy odczuć w życiu czegoś bolesnego, żeby utwierdzić się w czymś, o czym do tej pory jedynie marzyliśmy i względem czego mieliśmy wygórowane wyobrażenia. Oczywiście nikomu tego nie życzę, ale czasem są to naprawdę cenne, życiowe lekcje.. 





~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

11 stycznia 2019

12 lat~cz.4 [Mark&Haechan]




- Co robisz? - wszedłem nieśmiało do kuchni, widząc zajętego czymś Marka. Chłopak zaraz po szpitalu zabrał mnie od razu do siebie, po czym sam pojechał po moje rzeczy. Czuję się nieco skrępowany, przebywając z nim znów w jednym mieszkaniu, ale z drugiej strony niesamowicie mnie to cieszy.
- Japchae.. może być?
- No jasne. - stanąłem za nim, wtulając się niepewnie w jego plecy. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo za nim tęskniłem i jak cholernie go potrzebuję. Owinąłem ostrożnie ręce wokół jego talii, czując jak ten dotyka mojej zagipsowanej ręki.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. - szepnąłem, szeroko się uśmiechając - Trochę dziwnie, ale bardzo dobrze.
- Czemu dziwnie?
- Rano się jeszcze kłóciliśmy. 
- Mmm o to chodzi. - Mark odwrócił się przodem do mnie, obdarowując mnie przy tym najsłodszym uśmiechem na świecie - Popatrz na to z drugiej strony. Byliśmy razem masę czasu, a to był dopiero nasz pierwszy konflikt..
- To ma mnie pocieszyć?
- Hm.. no.. to mnie nie tłumaczy, ale wiesz..
- Kochasz mnie? - spojrzałem w jego błyszczące oczy, widząc w nich ogrom miłości i troski. Znam go tyle czasu, że potrafię doskonale czytać z jego spojrzenia.
- Najbardziej na świecie.
- I nigdy nie zrobisz niczego podobnego?
- Żartujesz? To był pierwszy i ostatni raz. - szepnął, przywierając do mnie wargami - Przysięgam. - odwzajemniłem jego buziaka, czując się jak podczas naszego pierwszego pocałunku. Moje serce biło niesamowicie szybko, a oddech był bardzo płytki - Denerwujesz się.
- Przestań. - uderzyłem go w klatkę piersiową, chichocząc - Mówiłem ci, że dziwnie się czuję.
- Przecież to stary ja.. znasz mnie od ponad 12-stu lat.
- Wiem. - zarzuciłem ręce na jego kark, uważnie mu się przyglądając - Wiem to. - westchnąłem, pieszcząc sprawną dłonią jego ucho.
- Wiesz, ale coś cię niepokoi. 
- Tak.. niepokoi mnie ten zapach przypalonego jedzenia. 
- O cholera. - Mark poderwał się gwałtownie, zajmując się przygotowywanym obiadem. Zaśmiałem się jedynie, dając mu buziaka w policzek.
- Nie przejmuj się. Na pewno będzie pyszne.
- Nigdy nie wybrzydzałeś.. widzę, że to się nie zmieniło. 
- Oczywiście, że nie. - podszedłem do szafki z naczyniami, niezdarnie ją otwierając.
- Co robisz?
- Chcę przygotować talerze.
- Zostaw, ja to zrobię.
- Mam jeszcze jedną rękę.. poradzę sobie. 
- Haechan, zostaw to. - chłopak wyminął mnie, wyjmując wszystkie potrzebne rzeczy - Mówiłem, że to zrobię.
- Uparty jesteś.
- Wiesz to od 12-stu lat. 
- No tak. - westchnąłem, siadając przy stole. Mark postawił przede mną wszystkie rzeczy potrzebne do obiadu, siadając obok mnie.
- Co się dzieje?
- Hm?
- Coś jest nie tak... o co chodzi? 
- O nic.. nie martw się.
- Przecież znam cię dzieciaku na wylot.. Chodzi o nas? Haechan, ja przysięgam, że nigdy więcej nie zrobię ci żadnego świństwa.. 
- O nas, o rodziców... o wszystko. - wymusiłem uśmiech, nakładając sobie japchae - Przepraszam.
- Przestań.. mów, co cię gryzie. 
- Co mnie gryzie.. - powtórzyłem, dłubiąc pałeczkami w makaronie - Boję się o rodziców, boję się o studia, teraz jeszcze ta praca... boję się, że Jungwoo mi ciebie zabierze. Jakoś tak.. chcę się do ciebie zbliżyć, ale coś mnie hamuje i nie wiem, co to jest. 
- Brak zaufania.. - westchnął, sięgając po szklankę z napojem - Wcale ci się nie dziwię.
- Nie.. ufam ci..
- Haechan, nie oszukuj samego siebie. Zawiodłem, masz prawo być na mnie wściekły i trzymać mnie na dystans. 
- Ale nie chcę.. Mam już tego dość, rozumiesz? 
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie łatwo będzie ci się znowu do mnie przekonać..
- Kocham cię jak cholera, rozumiesz? - wydusiłem przez zaciśnięte zęby, czując jak z serca spada mi ogromny, niesamowicie ciężki kamień. Twarz Marka nabrała nagle rumieńców. Wpakowałem mu się na kolana, wtulając twarz w jego szyję. Chłopak objął mnie, obdarowując mnie przy tym buziakiem w głowę - Kocham cię. 
- Też cię kocham. - szepnął, głaszcząc mnie po plecach. Uniosłem jedynie wzrok, spotykając się z jego uroczym uśmiechem. Uwielbiam go. Czasem czuję, jakbym się od niego uzależnił. Jest największym szczęściem, jakie mnie spotkało. Czasami się sprzeczamy, kłócimy, potrafimy nie odzywać się do siebie przez kilka dni, ale wiem, że gdyby ktoś rozdzielił nas na stałe, długo byśmy bez siebie nie wytrzymali.
- Dawno tak sobie nie słodziliśmy. - zaśmiałem się, głaszcząc go po rozgrzanym policzku.
- Bardzo dawno. - Mark przywarł do mnie wargami, całując mnie bardzo czule. Czułem, jakby robił to specjalnie, by poznać mnie na nowo. Darzyliśmy się takimi czułościami przez sześć lat i to codziennie. Znaliśmy się na wylot i wiedzieliśmy, co lubimy najbardziej, jak całujemy.. wiedzieliśmy, że raczej niczym się już nie zaskoczymy. A jednak... tak czułej i dokładnej strony Marka jednak nie znałem. Jego bliskość pozwoliła mi zapomnieć na chwilę o Bożym świecie i całkowicie dałem ponieść się emocjom, które tłumiłem w sobie przez ostatnie tygodnie. Włożyłem sprawną dłoń pod jego koszulkę, pieszcząc chłodnymi opuszkami palców jego klatkę piersiową i brzuch. Słysząc wydobywające się z jego ust stłumione jęki, totalnie zakręciło mi się w głowie. Zakochałem się w nim na nowo... Zapomniałem jakie to cudowne uczucie. Może właśnie po tylu latach tego potrzebowaliśmy? Jakiegoś silnego bodźca, który uświadomi nas, jak bardzo się kochamy i jak wiele dla siebie znaczymy? - Haechan. - Mark uniósł mnie, kładąc mnie na stole. Wylądowałem w misce smażonego makaronu, czując jak przykleja się do moich pleców, jednak w tamtym momencie niesamowicie mnie to bawiło - Z czego się śmiejesz?
- Mam kluski na koszulce. - zaśmiałem się, zarzucając gips na kark chłopaka, chcąc ponownie przykleić się do jego ciała.
- No nie żartuj. - Mark zachichotał, spoglądając na stół - No to po obiedzie.
- To twoja wina.
- To twoja wina. - przedrzeźnił mnie, ponownie mnie całując - Idź się przebrać. 
- Mmm muszę?
- No leć. - dałem mu szybkiego buziaka w policzek, idąc do pokoju, w którym znajdowała się moja sypialnia i w której stały moje walizki. Zgodnie z prośbą Marka, przebrałem się. No... przebrałem to może za dużo powiedziane. Rozebrałem się do naga, narzucając na siebie puchaty szlafrok, który kiedyś od niego dostałem. Byłem tak niesamowicie podekscytowany powrotem do niego, że nie chciałem czekać ani minuty dłużej. Słyszałem jedynie dobiegający z przedpokoju trzask drzwi i czyjąś rozmowę, ale byłem święcie przekonany, że to odgłosy dobiegające z mieszkania naszych sąsiadów. Cóż... akustyka w tym bloku akurat nie powalała. Poza tym byłem tak zaaferowany swoim planem na dzisiejsze popołudnie, że moje myśli były skupione tylko i wyłącznie na tym - Haechanie.. co tak długo? - uniosłem wzrok, widząc stojącego w drzwiach Marka - Ooo masz jeszcze ten szlafrok.
- Oczywiście, że go mam. - wskoczyłem nieudolnie na jedną z komód, przyglądając się zdziwionemu chłopakowi - No chodź do mnie. 
- Co ty kombinujesz? - Mark stanął między moimi nogami, wpatrując się w moją twarz z lekkim uśmiechem.
- Nic takiego. - szepnąłem, rozwiązując jedną dłonią pasek szlafroka, ukazując się chłopakowi w pełnej okazałości.
- Haechan.. - puchaty materiał osunął się z moich ramion. Chwyciłem Marka za koszulkę, wbijając się w jego słodkie wargi - Mmm poczekaj.
- No pocałuj mnie. - chwyciłem go za kark, całując jego twarz.
- No no... tego się nie spodziewaliśmy. - otworzyłem szeroko oczy, słysząc rozbawiony głos Taeila.
- Fuck.. - zacząłem miotać się w materiale szlafroka, nie mogąc go ponownie na siebie narzucić.
- To ten... może wpadniemy jednak wieczorem? 
- Idźcie do kuchni do cholery. - syknął mój chłopak, pomagając mi się ubrać.
- Idziemy... wypad panowie. - zarządził Johnny, zamykając drzwi do pokoju.
- Co oni tu robią? 
- A bo ja wiem... nie mówili mi, że przyjdą. 
- Musieli teraz... - westchnąłem, zeskakując z komody.
- Poczekaj. - Mark chwycił mnie w talii, dając mi przy tym buziaka w czoło - Zaskoczyłeś mnie. 
- Przepraszam..
- Przepraszam? - chłopak chwycił moją twarz w obie dłonie, ponownie mnie całując - Szybko ich wygonimy i do tego wrócimy, hm?
- No nie wiem..
- Mmm nie daj się prosić. - zaśmiałem się, wtulając twarz w jego szyję.
- Idź do kuchni.. muszę się ubrać.
- Nie musisz.
- Ale wtopa. - zaśmialiśmy się, podczas gdy dłoń Marka dotykała ostrożnie dołu moich pleców - No idź już. - szepnąłem, unosząc wzrok na jego idealną twarz - Idź. - powtórzyłem, smakując ponownie jego warg. Nie sądziłem, że odklejenie się od niego będzie aż tak trudne. Poza tym, tym razem to on sprowokował tą sytuację, a ja nie mam zamiaru mu odmawiać.
- No chodźcie! - Mark musnął moje wargi, lekko się przy tym uśmiechając.
- Ubieraj się. - zostałem sam. Miałem ochotę biegać po ścianach z radości... śmiać się, piszczeć, skakać. Czuję jakbym zakochał się jeszcze raz. Teraz tylko musimy się pozbyć chłopaków i w końcu zająć się sobą.
- No jest nasza gwiazda. - Johnny przyciągnął mnie do siebie, przez co usiadłem na jego kolanach. Spokojnie.. w naszym wypadku takie sytuacje są całkowicie normalne -  Coś ty zrobił w tą rękę? 
- A nic... drobny wypadek. - chłopak westchnął, kręcąc zrezygnowany głową.
- Jak ty to zrobiłeś, co? - szepnął mi do ucha, wywołując u mnie śmiech.
- Mam swoje sposoby.
- Rozumiem, że do siebie wróciliście. - skinąłem jedynie głową, szeroko się przy tym uśmiechając - Mamy już iść?
- No co ty.. przestań. Teraz w końcu będzie powód do świętowania. 



*

                       Chłopaki siedzieli u nas do późnych godzin. Zamówiliśmy masę jedzenia, Doyoung poszedł do sklepu po soju... w końcu poczułem się tak samo szczęśliwy jak kiedyś. Kiedyś, kiedy mieszkałem ze swoim chłopakiem, kiedy wszystko między nami się świetnie układało, kiedy spędzaliśmy czas z przyjaciółmi, kiedy cieszyły mnie zwykłe, proste czynności. 
- Mark.. - zapukałem do drzwi jego pokoju, lekko je uchylając - Mogę?
- No jasne. - chłopak odłożył książkę na szafkę nocną, uważnie mi się przyglądając. Zamknąłem za sobą drzwi, siadając na łóżku, na wprost niego - Co tam?
- A nic. - usiadłem na nim nieśmiało, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Dobrze, że przyszedłeś.. miałem ci powiedzieć, żebyś spał znowu ze mną. 
- Naprawdę?
- Mhm. - uśmiechnąłem się, całując go w policzek.
- Mark..
- Słucham. 
- Kocham cię. 
- Jak bardzo? 
- No nie przesadzajmy... tylko trochę. - chłopak przekręcił mnie gwałtownie na plecy, wkładając mi rękę pod koszulkę.
- Trochę? 
- No tak, a ile ty byś chciał tej miłości? - zaczął mnie łaskotać, a wie, że tego nie znoszę - Ty dupkuuuu!
- Grabisz sobie. 
- Puszczaj! - chłopak usiadł na mnie okrakiem, przywierając wargami do mojej szyi i ucha - Mark. - jęknąłem, nadal przy tym chichocząc - Dostaniesz zaraz z gipsu. 
- Wal śmiało. - owinąłem ręce wokół jego szyi, namiętnie go całując. Mark odwdzięczył mi się tym samym. Jego dłoń pieściła mój brzuch i talię, sprawiając, że z każdą kolejną sekundą zatracałem się w tym wszystkim - Poddajesz się?
- Poddaję. - szepnąłem, kontynuując pocałunek. 
- Cały Haechanie. - zaśmiałem się, czując ciepłą dłoń sunącą po moim udzie. Automatycznie się spiąłem.. kiedyś była to dla mnie normalna sytuacja, ale teraz czuję się, jak podczas naszych pierwszych zbliżeń, które niesamowicie mnie stresowały i ekscytowały jednocześnie. Po chwili jego ręka wsunęła się pod materiał moich bokserek przez jedną z nogawek. Wygiąłem się, słysząc cichy chichot mojego chłopaka - Gdzie twoja pewność siebie?
- Musisz jej poszukać. - szepnąłem, całkowicie mu się oddając. Zostałem pozbawiony koszulki i bokserek w błyskawicznym tempie. Wstydziłem się... autentycznie się wstydziłem, jednak z drugiej strony pragnąłem go tak bardzo, że za wszelką cenę starałem się wyprzeć wszelkie krępujące mnie myśli. Jego ciepłe wargi przywarły do mojego brzucha, podczas gdy dłonie przytrzymywały moje biodra. Zalała mnie fala ogromnej przyjemności, za którą cholernie tęskniłem. Moja sprawna dłoń chwyciła za jego czarne włosy, lekko za nie szarpiąc. Wargi chłopaka muskały moją klatkę piersiową, obojczyki i szyję. Wiłem się pod wpływem jego dotyku, jak głupi - Mark. - chłopak rozebrał się, przywierając do mnie swoim drobnym ciałem. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, głęboko przy tym oddychając. Byłem niesamowicie podekscytowany i zaaferowany całą tą sytuacją. Z jednej strony chciałem jej dalszego rozwoju jak najszybciej. Z drugiej natomiast byłem skrępowany i chciałem, by ta chwila trwała jak najdłużej. Dawno nie czułem tak beznadziejnej rozbieżności. Czułem bijący od chłopaka stres... wiem, że po takiej przerwie i sytuacji, jaka nas spotkała, też nie czuje się teraz zbyt pewnie - Oppaaaa.. - wydukałem przesłodzonym głosem, wywołując uśmiech na jego twarzy.
- Jesteś nienormalny. 
- Mmmm Oppa jest taki przystojny. 
- Co z tobą gnojku? - zaśmiał się, wtulając się w moje ciało - Znowu to robisz.
- No bo się denerwujemy.. trzeba coś z tym zrobić.
- Może za bardzo się pospieszyliśmy? - objąłem go zagipsowaną ręką, głęboko przy tym wzdychając.
- Byliśmy razem sześć lat.. kochaliśmy się przecież setki razy..
- A mimo to, coś jest nie tak. - Mark spojrzał na mnie, głaszcząc mnie ostrożnie po policzku.
- Nie tak? - moje serce przyspieszyło. Dlaczego on wygaduje takie rzeczy? - Mark, jeśli coś zrobiłem..
- Niee.. przestań dzieciaku. - brunet pocałował mnie, zjeżdżając dłonią z mojej twarzy na moją talię, a zaraz po niej na drżące udo - Przestań. I mi tutaj nie Oppuj. - zaśmiał się, smakując moich warg. Jego dłoń spoczęła spokojnie na moim członku, robiąc to, na co czekałem od bardzo dawna. Odpłynąłem.. wiedziałem, że jestem w łóżku.. wiedziałem, że zbliżyłem się ponownie do Marka, ale co działo się potem.. totalna pustka w głowie. Zaczęliśmy się kochać.. bardzo powoli, ostrożnie, z niesamowitym wyczuciem. W momencie, w którym znalazł się we mnie, zapomniałem o wszystkim. Cały stres ze mnie wyparował, a ja znów czułem się tak, jak kiedyś. Wielokrotnie przestawaliśmy się całować, wpatrując się sobie w oczy. Chyba oboje nie mogliśmy do końca uwierzyć w to, że znów jesteśmy razem. Targały mną tak sprzeczne, różnorodne emocje, których nie potrafię za nic w świecie opisać. Momentami miałem ochotę płakać, nie mogąc uwierzyć w to, że znów jestem w jego ramionach... że powoli wszystko wraca do normy.
                       

*

- A kuku! - wyszczebiotałem, zasłaniając przy tym oczy Jaehyunowi. 
- Cześć gnojku. - zaśmiał się, odwracając się twarzą do mnie - Widzę, że humorek dopisuje.
- Oj i to jak. - minął miesiąc odkąd wróciłem do Marka. Z dnia na dzień docieramy się coraz bardziej i czujemy się znów coraz swobodniej w swoim towarzystwie, a ja z każdym kolejnym dniem, zakochuję się w tym pajacu coraz bardziej.
- Trochę seksu i człowiek znów wraca do normy.
- Przestań. - zaśmiałem się, uderzając go gipsem - Wiesz, że nie chodzi o to. 
- Dobra, dobra... a co z twoją ręką?
- Chyba jest lepiej.. szef powiedział, że mogę przychodzić kiedy chcę i robić tyle, na ile pozwoli mi ręka.
- Ooo.. dobrze się składa, bo właśnie jestem sam na zmianie. - zaśmiałem się, rozbierając się niezdarnie z płaszcza.
- W czym ci pomóc?
- No na salę cię nie wyślę.. będziesz stać za ladą i wklepywać wszystko w kompa.
- Ooo spoko. 
- No dobra.. to teraz opowiadaj, co z tym twoim Markiem.
- A.. wszystko w porządku. - uśmiechnąłem się, sięgając po fartuch.
- No powiedz mi coś więcej. 
- No co mam ci powiedzieć? Że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie?
- Ooo.. na to właśnie czekałem. Strasznie się cieszę. 
- Wreszcie będziesz miał spokój, co?
- To też głąbie. - uśmiechnął się, dając mi pstryczka w czoło.
- Auć.
- Spadaj za ladę, a ja idę na salę... potem pogadamy. 
- Idź... przepadnij. - wieczór w pracy upłynął mi wyjątkowo miło. Niewiele się działo, dzięki czemu miałem czas na rozmowę z Jaehyunem. Dopiero godzinę przed zamknięciem stało się coś, przez co kompletnie zgłupiałem. Do knajpy wszedł Jungwoo, ale nie sam...
- Patrz... to nie ten chłopak, z którym był tu kiedyś Mark? - wychyliłem się zza komputera, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg - Haechan..
- To ta pinda.. 
- Znasz ją? - Jungwoo usiadł przy stoliku w towarzystwie dziewczyny. Wyglądali, jakby znali się od dawna.. Nie było między nimi żadnej bariery. Rozmawiali, śmiali się, żartowali.. o co tu do cholery jasnej chodzi?
- Aż za dobrze.
- Ale kto to jest?
- Z tą panienką zdradził mnie Mark..






~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak krótko i być może bez ładu i składu, ale w związku ze zbliżającym się końcem semestru mam sporo na głowie, a nie chcę też zostawiać Was na tak długo bez ficzka. ;;

6 stycznia 2019

...

Cześć skarby!
Przyszedł styczeń, a co za tym idzie, zaczyna się studenckie piekło. Dlatego też chcę powiedzieć Wam, że ficzki mogą pojawiać się nieco rzadziej, bo mam bardzo dużo do zrobienia na uczelnię. ;; 
Bardzo Was przepraszam.
Jak tylko skończę semestr, ficzki znów zaczną pojawiać się regularnie. 

Trzymajcie się!~


3 stycznia 2019

12 lat~cz.3 [Mark&Haechan]



                        Odkąd jestem w moim rodzinnym domu, nie mogę w ogóle spać. Strasznie stresuje mnie ta sytuacja i świadomość, że za ścianą śpią moi pijani rodzice, a nie Mark. Tęsknię za nim jak cholera. Nie widuję go na uczelni, a nawet jak go widzę, to jest pochłonięty rozmową ze znajomymi z roku. Od czasu do czasu wymienię kilka wiadomości z naszymi przyjaciółmi, ale co z tego. Chciałbym żeby wszystko wróciło do normy... normy, do której przywykłem przez ostatnie lata. Cóż... dałem mu jednak wolną rękę. Niech spotyka się z tym całym Jungwoo. Wydaje mi się, że porządny z niego chłopak.
- A ty dokąd? - zaraz po wyjściu z pokoju usłyszałem przepity głos ojca. Słyszałem, jak pił całą noc. Jak on wpada w ciąg, to nie ma zmiłuj. Przynajmniej wiem, że długo już tak nie pociągnie i w końcu będę mieć święty spokój. Moja mama z resztą też. Zaczęła pić przez niego. Wydaje mi się, że jak ojca zabraknie, to ona bez problemu z tego wyjdzie.
- Na uczelnie.. niedługo mam zajęcia. 
- Idź do sklepu. Skończył mi się alkohol.
- Sam idź. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam czasu. 
- Ty... ledwo mi się zwaliłeś na głowę i już mnie denerwujesz?
- Uwierz mi, że gdybym miał gdzie pójść, to to miejsce byłoby ostatnim, do którego bym przyszedł.
- No to spieprzaj stąd. Nikt cię tutaj nie chce. 
- Nie mam dokąd iść. - burknąłem, narzucając torbę na ramię.
- Kup mi ten alkohol.
- Zapomnij.. koniec z chlaniem. - wyszedłem z domu, trzaskając przy tym drzwiami.
- Pożałujesz tego gnoju! - usłyszałem za plecami wściekły głos ojca. Swoją drogą współczuję tutejszym mieszkańcom. Jak on tak często urządza awantury, to już dawno na miejscu sąsiadów bym stąd uciekł - Wróć tylko do domu! - gadanie.. Pójdzie teraz do sklepu, kupi tyle alkoholu, na ile pozwoli mu zasiłek, a jak wrócę z uczelni to będzie już spać, nie wiedząc na jakim żyje świecie.
                        Po baaaardzo długim czasie dojechałem wreszcie na uczelnię. Cieszyłem się z tego jak nigdy. Odkąd wróciłem do domu, uczelnia stała się dla mnie wybawieniem, w którym wyjątkowo chętnie spędzam czas.
- Haechan! - zatrzymałem się, słysząc za sobą Johnnego. Wprawdzie rozmawiam z nim codziennie, ale przez telefon. Rozmowa twarzą w twarz będzie miłą odmianą - Cześć młody.
- Hej.
- Jak tam? W porządku?
- Tak. Jest okej. 
- Jak rodzice?
- Jak zawsze. - westchnąłem, lekko się przy tym uśmiechając - Słuchaj.. jesteś dzisiaj bardzo zajęty?
- Nie.. po uczelni nie mam żadnych planów.
- Wyskoczymy gdzieś? Mam do pracy dopiero na 18-tą, a nie chcę wracać do domu..
- No jasne. Zabieram cię na obiad. 
- Nie no... ja wyszedłem z inicjatywą, więc ja zapraszam.
- Chcesz dyskutować ze starszym?
- Zawsze warto spróbować. - zaśmiałem się, spoglądając na parking, gdyż pojawiło się na nim niesamowicie drogie, sportowe auto, które widziałem tu po raz pierwszy - O wow. Czyj to samochód?
- Ach... - Johnny podrapał się nerwowo po głowie, wzdychając - To.. Jungwoo odwozi czasami Marka na uczelnię.
- Że co.. - rzeczywiście. Z samochodu wysiadł uśmiechnięty od ucha do ucha Mark, machając na odchodne swojemu... nawet nie chcę o tym myśleć - Oni.. są razem?
- Nie. Mark twierdzi, że nie.
- Często go tak odwozi?
- Tylko czasami.
- To znaczy, że Mark u niego śpi..
- Niekoniecznie. Pogadam z nim jeszcze. 
- Świetnie. - zacisnąłem odruchowo dłonie w pięści, spotykając się ze spojrzeniem mojego byłego. Gdy mnie zobaczył, uśmiech z jego twarzy od razu zniknął.
- Daj spokój.. nie pokazuj mu, że jesteś zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny. - warknąłem przez zaciśnięte zęby, widząc jak ten coraz bardziej się do nas zbliża.
- Cześć.
- Cześć stary. - przełknąłem z trudem kolejną porażkę, wymuszając przy tym uśmiech.
- Hej... fajny samochód. 
- Ach.. to Jungwoo. 
- Mm.. teraz pasujecie do siebie pod każdym względem. Ty masz kupę kasy, on też..
- Haechan. - Johnny szturchnął mnie w ramię, uważnie mi się przyglądając.
- A tak.. miałem przecież wyluzować. 
- Nadal nie odpuszczasz. - Mark zmierzył mnie wzrokiem, wzdychając.
- Ja? Coś ty, dawno o tobie zapomniałem.
- Tak? To dobrze. 
- No... też kogoś mam. - mój były przełknął nerwowo ślinę, odwracając przy tym wzrok.
- Też? Jungwoo nie jest moim chłopakiem. 
- Serio, nie musisz mi się tłumaczyć. 
- Mhm.. Znam tego twojego chłopaka? 
- Nie. Jest studentem magisterki. 
- Mhm.. mam nadzieję, że jest dla ciebie dobry.
- Bardzo dobry. - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy - Muszę już iść. Zaraz mam wykład. 
- Ja też.. pogadamy później Mark.
- Tak.. okej.. - ruszyłem z Johnnym w kierunku budynku. Czuję, że się wygłupiłem, robiąc z siebie totalnego idiotę.
- Zwariowałeś? Jakiego ty masz faceta?
- Wiesz, że nie mam.
- To po co ściemniałeś? 
- Nie wiem, samo tak wyszło. 
- On nie jest z Jungwoo głąbie.
- Dobra, nie gadajmy o tym. 
- Poza tym, jak ty się zachowujesz? Nie naskakuj tak na niego. 
- Nie potrafię. Nienawidzę go za to, co zrobił.
- Nie.. dawno mu to wybaczyłeś. Po prostu nie potrafisz się przełamać i z nim pogadać o tym, co czujesz. 
- Nie wiesz, co czuję Hyung.
- Nie? Wydaje mi się, że nadal bardzo go kochasz i chcesz z nim być, ale boli cię jego zdrada i boisz się znowu mu zaufać. - zatrzymałem się, wbijając wzrok w dumnego z siebie przyjaciela.
- Jednak wiesz, co czuję. 
- Oczywiście, że wiem. Pogadaj z nim wreszcie. 
- Boję się, że znowu to zrobi. 
- I co? Całe życie będziesz odtrącać ludzi, bo będziesz się bać, że popełnią błędy Marka?
- Może.
- Wykończysz się na własne życzenie. 
- Proszę cię, nie pouczaj mnie.
- Nie pouczam, tylko daję rady... martwię się o ciebie i o Marka. 
- Jesteśmy dorośli.
- Dziwnie okazujecie tą swoją dorosłość. Serio, nie rozumiem.. Bo to jest tak dziwna sytuacja, że już się pogubiłem..
- To znaczy?
- Mark popełnił błąd, ale bardzo cię kocha i wiem, że ty go też. Niby się zapierasz, że to koniec, że tobie jest już rybka co on robi i z kim, ale jak przychodzi co do czego, to boczysz się na niego jak dziecko.. jesteś o niego cholernie zazdrosny. Skoro zerwaliście, utnij z nim wszelki kontakt, bo tak możecie się bujać do usranej śmierci. 
- Wiesz, że nie utnę z nim kontaktu.
- O tym właśnie mówię.. 
- Dobra.. potem o tym pogadamy. Spieszę się na zajęcia. - wiem, że ma rację, ale nie dam rady uciąć z nim kontaktu. Znamy się od dziecka, przecież tak się nie da. Czułbym się, jakby ktoś wyrwał część mnie..


*

- Dobra dzieciaku, zostawiam cię tutaj. - po zjedzonym obiedzie, Johnny zaproponował, że odprowadzi mnie do pracy. Dorabiam sobie w niewielkiej knajpce i spędzam tu praktycznie każdą, wolną chwilę, by zdobyć jak największą ilość pieniędzy. Zwłaszcza teraz, gdy przeprowadziłem się do rodziców, ilość moich godzin znacznie się zwiększyła. Chcę wynająć sobie jakiś pokój i uciec od nich najszybciej, jak to możliwe. 
- Dziękuję za obiad. 
- Nie ma sprawy.. pojadłeś?
- Oj i to jak. Ciężko będzie mi teraz pracować. - zaśmiałem się, klepiąc się po brzuchu.
- Daj z siebie wszystko. 
- Staram się Hyung. 
- Wiem.. i pomyśl o tym, co ci mówiłem, okej? - skinąłem jedynie głową, wzdychając - Nie słyszę.
- Okej, okej. Pomyślę o tym. 
- No.. głowa do góry. - chłopak klepnął mnie w pośladek, popychając mnie tym samym do drzwi knajpy - Do roboty.
- Osz ty... na razie. 
- No cześć. - rozmawiałem dzisiaj długo z Johnnym o moim związku z Markiem i chyba rzeczywiście ma rację.. powinienem z nim szczerze porozmawiać i dać mu drugą szansę. Za bardzo mi zależy na tym dupku, żeby teraz tak łatwo odpuścić. Nie mogę się już doczekać tej rozmowy. Z jednej strony trochę się jej boję, a z drugiej jestem tak niesamowicie podekscytowany, jakbyśmy mieli zacząć cały związek od początku.
- Cześć Haechanie. - przywitał mnie Jaehyun - mój bardzo dobry kolega z pracy. Jest tak niesamowicie przystojny, że naszą knajpę okupują głównie licealistki, żeby do niego powzdychać.
- Hej, co tam?
- Ooo.. widzę, że humor dopisuje.
- Wreszcie. - uśmiechnąłem się, wchodząc na zaplecze - Jak tam? Duży dzisiaj ruch?
- Pf... błagam cię. - chłopak oparł się o futrynę drzwi, krzyżując ręce na klace piersiowej - Pogodziłeś się z Markiem... zgadłem?
- Jeszcze nie.
- Jeszcze.. co planujesz? 
- W sumie nic specjalnego. Chcę z nim po prostu pogadać. 
- I co? Wybaczysz mu?
- Dawno to zrobiłem... chcę do niego wrócić.
- Oooo. Słodko. - chłopak zrobił aegyo doprowadzając mnie do śmiechu.
- Głupi jesteś.
- Wiem.. ale strasznie się cieszę, że do siebie wrócicie. W końcu nie będziesz się snuć po tej knajpie jak duch. 
- Jeszcze nic nie wiadomo. Dopiero będziemy rozmawiać.
- Obydwoje doskonale wiemy, jak ta rozmowa się skończy. - uśmiechnąłem się pod nosem, przepasając się fartuchem.
- Zobaczymy. Idę do roboty. - zaśmiałem się, wchodząc za bar.
- Widzisz tamten stolik? - Jaehyun stanął za mną, wskazując na kilkuosobowy stolik, stojący pod oknem.
- Mhm.
- Ta ruda dała mi dzisiaj swój numer.
- Żartujesz. - zachichotałem, sprawdzając na komputerze dzisiejsze zamówienia - I co zamierzasz?
- Nic. Nie mój typ.
- Nie jest brzydka.
- No nie.. ale śmieje się tak głośno, jak koń. Wiesz.. tak ordynarnie.
- Achhh... to może odstraszyć.
- Otóż to. 
- Jesteś taki przystojny, że na pewno szybko kogoś znajdziesz.
- Powiem ci, że ja nawet nie chcę.. ale dzięki za komplement. 
- Czemu nie chcesz? - chłopak zmarszczył brwi, wpatrując się w drzwi wejściowe - Hej.
- Ty patrz.. przecież to Mark. - otworzyłem szerzej oczy, przenosząc je w kierunku drzwi. Rzeczywiście.. do środka wszedł mój były w towarzystwie Jungwoo - Co to za chłopak?
- Przegiął.. 
- To.. to jego facet?
- Mówił, że nie.
- Chyba nie rozumiem.
- Ja też już tego nie rozumiem.. - wziąłem mały zeszycik na zamówienia, po czym ruszyłem w kierunku stolika, przy którym usiedli - Cześć.
- Ooo Haechan.
- Nie udawaj zaskoczonego... to, co zawsze?
- Moment.. jak widzisz nie jestem sam. 
- Hm? - przeniosłem wzrok na Jungwoo, wymuszając przy tym uśmiech - O Jungwoo.. sorki, nie zauważyłem cię. 
- Nic nie szkodzi. Co byś nam polecił?
- Romantyczna kolacja? - chłopak zawstydził się, zerkając nieśmiało na Marka.
- Polecisz coś czy nie? - zapytał mój były, unosząc na mnie wzrok znad karty.
- Główne dania, numery 5, 9, 14, 17.
- Wow.. dobry jesteś.
- Pracuję tu nie od dzisiaj. - wymusiłem uśmiech w kierunku Jungwoo, przenosząc ponownie wzrok na Marka - Wiecie... jestem w pracy, nie mam tylko waszego stolika.
- Skoro jesteś w pracy, powinieneś być chyba milszy, co? 
- Powinienem.. ale czasem zdarzają się wyjątki. - westchnąłem, starając się uspokoić, ale widząc go w towarzystwie Jungwoo, nie potrafię nad sobą zapanować - Tak swoją drogą, kiedy znalazłbyś dla mnie czas?
- Słucham? 
- Chcę pogadać. - Jungwoo zaśmiał się, zerkając na mnie - Coś cię bawi?
- Nie, przepraszam.. patrzyłem tylko na nazwy dań. Rozmawiajcie. - ja już nie rozumiem. Czy on jest naprawdę takim idiotą, czy tylko takiego gra? Może ma tak przesłodzone usposobienie, ale cóż... osobiście mnie to nie kupuje.
- O czym chcesz rozmawiać? 
- Wiesz.. - westchnąłem, zerkając na Jungwoo - Po pracy do ciebie napiszę. - po wzięciu kolejnego, głębokiego oddechu, spojrzałem w zeszyt, starając się nie rozkleić. Mam wrażenie, że ten gnojek sobie ze mnie drwi, a to automatycznie odbiera mi pewność siebie - Wiecie już, na co macie ochotę?
- Haechan, coś się stało? Coś z rodzicami?
- Nie, nie teraz..
- Coś z tym twoim chłopakiem? - Mark poderwał się z miejsca, łapiąc mnie za nadgarstek - Coś ci zrobił?
- Nie, opanuj się.. jestem w pracy. 
- Haechan..
- Usiądź. Potem pogadamy.
- No dobrze. - wtrącił Jungwoo, odkładając kartę - To może postawimy na tradycyjnego grilla?
- Wszystko jedno. - podsumował Mark, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku.
- Hej... Mark. - Jungwoo złapał go za rękę, sprawiając, że ten nieco oprzytomniał.
- Tak.. grill będzie w porządku. Co chcesz do picia?
- Soju.
- Soju.. tak, to weźmiemy dużą butelkę.
- Nie jesteście samochodem?
- Nie.. czułem, że będziemy pić. - uśmiechnął się rudzielec, głaszcząc dłoń mojego byłego.
- Ta... zaraz przyniosę. - burknąłem, znikając jak najszybciej z ich pola widzenia.
- Powiesz mi, kto to jest? - zaczepił mnie Jaehyun, gdy wyciągałem schłodzoną butelkę alkoholu z lodówki.
- Szczerze? Nie mam pojęcia... już nic nie rozumiem. 
- To jego nowy facet?
- Powiem tak... przyprowadził go kiedyś do naszego mieszkania. Powiedział, że poznali się w gejowskim klubie, ale że są tylko kolegami.. ale teraz ewidentnie widzę, że ten laluś leci na Marka.
- Wiesz.. jak poznali się w gejowskim klubie to chyba już mówi wszystko. 
- Dzięki.
- Znaczy..
- Wiem o czym mówisz.. tym bardziej muszę szybko z nim pogadać, bo zaraz nie będę miał do kogo wracać. - zaniosłem chłopakom soju, zostawiając je na stole bez słowa. Co za beznadziejna sytuacja. Już całkowicie zgłupiałem i nie wiem, co robić. Jeśli nie powiem mu szybko, że nadal go kocham i że chcę do niego wrócić, to moje miejsce zajmie lada moment ten cały Jungwoo, a takiej porażki z pewnością bym nie przeżył...


*

                        Wróciłem do domu bardzo późno. Zegarek pokazywał godzinę trzecią w nocy. Jedyne czego pragnąłem to szybki prysznic i łóżko, gdyż o siódmej musiałem wstać na zajęcia. Przekraczając próg domu miałem szczerą nadzieję, że moi rodzice już dawno śpią, ale tradycyjnie się pomyliłem. Ojciec, gdy tylko usłyszał, że wszedłem do domu, wparował do przedpokoju, wpatrując się we mnie przepitym wzrokiem.
- Czego.. - burknąłem, rozbierając się.
- Idź do sklepu.
- Teraz? Jest trzecia w nocy.
- Ten za rogiem.. całodobowy jest..
- Wystarczy, naprawdę.. Idź spać. 
- Nie pouczaj mnie gówniarzu! - westchnąłem, chcąc go wyminąć, jednak ojciec złapał mnie za ramię, popychając mnie na ścianę - Nie ignoruj mnie szczylu...
- Jestem zmęczony, chcę iść wreszcie spać. 
- Czym.. czym ty możesz być zmęczony?!
- Studiuję dziennie i do tego pracuję, ale to są dwa pojęcia, których nigdy nie poznałeś. 
- Ty.. - ojciec zamachnął się, uderzając mnie w twarz. Szczerze mówiąc, nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Jak z nimi mieszkałem lał mnie regularnie, ale wtedy tą sprawą zajęli się rodzice Marka i pomagali mi w każdy możliwy sposób. Teraz muszę radzić sobie z tym wszystkim sam. 
- Już? Wyszumiałeś się? - mój tato ledwo trzymał się na nogach. Mimo to wyjął ze spodni masywny pas, nie odrywając przy tym ode mnie oczu - Żartujesz? Nie mam pięciu lat żebyś mnie lał pasem. - ten jednak trzymając gotową do uderzenia klamrę, zamachnął się, celując nią w moją twarz. Odruchowo się zasłoniłem, dostając kawałkiem metalu w palce. Wrzasnąłem tak głośno, że chyba obudziłem wszystkie, okoliczne domy - Oszalałeś?!
- To.. to cię nauczy do mnie szacunku. 
- Jesteś nienormalny.. - pisnąłem, wpatrując się w siną rękę. Ból był tak ogromny, że ledwo stałem o własnych siłach. Wiedziałem, że je połamał, ale byłem w tak ogromnym szoku, że nic nie potrafiłem z tym zrobić. W takim też stanie poszedłem spać.. nie mogłem nawet wziąć prysznica. Tak jak stałem, tak wylądowałem w łóżku, zwijając się z bólu i błagając w duszy o to, by w końcu ten przeklęty ból odpuścił.


*

                          Stałem na korytarzu przy automacie z kawą, zastanawiając się, na którą w zasadzie mam ochotę. Z samego rana narzuciłem na siebie za dużą bluzę z kapturem, by zasłonić twarz i wyszedłem z domu. Nie zdążyłem nic zjeść i napić się kawy, której cholernie teraz potrzebowałem. Za długie rękawy bluzy naciągnąłem bez problemu na siną, spuchniętą dłoń, by oszczędzić sobie głupich komentarzy. Stwierdziłem, że wytrzymam i że po skończonych zajęciach pójdę z tym do szpitala. Liczyłem się też z tym, że zostawię tam całą swoją wypłatę... w końcu jestem nieubezpieczony.. 
- Tu jesteś. - spiąłem się, słysząc za plecami Marka - Szukam cię od rana... mieliśmy pogadać.
- Nie teraz. - burknąłem zachrypniętym głosem, wrzucając nieudolnie pieniądze do automatu, gdyż każda próba wrzucenia drobnych, kończyła się wyrzuceniem ich przez maszynę - Jak randka? Udana?
- To nie była randka. 
- Jungwoo patrzy na ciebie jak w obrazek.
- Nie zauważyłem tego. - westchnął, wyjmując moje pieniądze - Chodź do kawiarni.. zapraszam cię na kawę i śniadanie. Zakładam, że znowu nie jadłeś. - mówiąc to złapał mnie za spuchniętą rękę, chcąc oddać mi drobniaki.
- Aua, puść. - syknąłem, robiąc krok w tył. 
- Co ci jest? 
- Nic. - jęknąłem, kucając.
- Pokaż tą rękę.
- Daj mi spokój.
- I zdejmij ten kaptur. - Mark ściągnął gwałtownie kaptur z mojej głowy, widząc w pełnej okazałości moją niewyspaną i zapłakaną twarz - Haechan, co jest do cholery? 
- Nic... zaraz mi przejdzie.
- Pokaż tą rękę. - nie miałem siły mu się przeciwstawiać. Mark kucnął przede mną, podciągając ostrożnie rękaw mojej bluzy - O matko.. co się stało? 
- Nic.
- To ten twój chłopak? O nim chciałeś rozmawiać? - spojrzałem jedynie na niego, formując usta w grymas - Ojciec.. Powiedz mi, ile razy prosiłem cię żebyś do nich nie wracał?! No ile?! - na korytarzu zapadła cisza. Rozejrzałem się jedynie, czując na sobie spojrzenia innych studentów.
- Ciszej... ludzie się na nas patrzą.
- Wstawaj.. dasz radę wstać? 
- Tak.. ale to strasznie boli..
- Chodź.. powoli. - Mark chwycił mnie w talii, pomagając mi wstać - Wczoraj było wszystko w porządku. Pobił cię po pracy?
- Nie pobił.. 
- Wiesz o czym mówię.
- No tak.. jak wróciłem w nocy do domu. - jęknąłem, łapiąc go odruchowo za ramię.
- Wracasz dzisiaj do naszego mieszkania.
- To jest twoje mieszkanie.
- Haechan, nie chcę się teraz kłócić. Nie pozwolę żebyś wrócił do tego dupka. 
- Był pijany.. nie wiedział, co robi.
- Tak.. on całe życie cię lał, bo był pijany i nie wiedział, co robi. W podstawówce, gimnazjum i liceum, jak chodziłeś cały w siniakach, mówiłeś to samo.. 
- Nic mi nie będzie.
- Nie chcę tego słuchać. - chłopak pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym zajął swoje miejsce, ruszając - Usztywnią ci te palce i pojedziemy do ciebie po rzeczy.
- Nie jesteśmy już razem. Nie pomyślałeś, że będę czuł się niekomfortowo mieszkając z tobą i Jungwoo? 
- Nie jestem z Jungwoo, ile razy mam ci to tłumaczyć? 
- Przepraszam.. - westchnąłem, spoglądając na skupionego na drodze Marka - Po prostu jak widzę was razem.. a nie ważne..
- Bardzo ważne. Co wtedy czujesz?
- Wiesz, że nie lubię takich szczerych do bólu rozmów.
- Wiem.. ale czasami są one konieczne. - wziąłem głęboki oddech, zbierając się w sobie, by w końcu powiedzieć mu prawdę. Jak o tym myślę, to wszystko wydaje się takie proste. Dlaczego nie może takie być, jak przychodzi już do wykonania tego zadania?
- Jestem zazdrosny.. po prostu.. 
- Ale.. poczekaj. - widziałem na jego twarzy lekki uśmiech, który bardzo dobrze znam. Ewidentnie ucieszyła go ta informacja - Przecież masz chłopaka.
- Jakiego chłopaka.. Po prostu jak zobaczyłem cię z Jungwoo, to.. oj nie wiem, samo tak wyszło. Wiem, zrobiłem z siebie idiotę..
- Nie. - zaśmiał się, zatrzymując się na czerwonym świetle - To.. wow, zaskoczyłeś mnie. Do bólu urocze.. nawet, jak na ciebie.
- Przestań. - zaśmiałem się, uderzając go sprawną dłonią w ramię. Mark z uśmiechem na buzi, wbił we mnie wzrok, przyglądając mi się dłuższą chwilę - Na co tak patrzysz?
- Na ciebie.. brakowało mi tego. - ruszył, skręcając kilka metrów dalej w uliczkę, w której znajdował się najbliższy od naszej uczelni szpital - Pomóc ci?
- Nie, dam radę. - ulżyło mi.. wprawdzie nie porozmawiałem z nim tak, jak chciałem, ale i tak jestem cholernie zadowolony. Przynajmniej obydwoje wiemy, na czym stoimy. Po zarejestrowaniu mnie i wypełnieniu wszystkich dokumentów, zostałem przyjęty przez lekarza, który wsadził mi w gips całą dłoń wraz z nadgarstkiem. Myślałem, że zwariuję patrząc na to. Przecież bez sprawnej ręki będę zbędny w pracy, a bez pracy i pieniędzy sobie nie poradzę. Po prostu załamka...
- Mhmm.. z mojej strony to wszystko. - powiedział lekarz, zdejmując brudne od gipsu rękawiczki -Proszę zgłosić się do nas za sześć tygodni.
- Za sześć tygodni? - aż otworzyłem usta z niedowierzania... Prawie dwa miesiące bez pracy. Ludzie, trzymajcie mnie - A.. ale ja pracuję. 
- Poradzimy sobie. - powiedział Mark, narzucając mi na ramiona kurtkę.
- Ale..
- Pan jest ubezpieczony? - zapytał mężczyzna, spoglądając na mnie.
- Właśnie problem w tym, że nie.. 
- Rozumiem... w takim razie wystawię rachunek.
- Cholera.. - syknąłem, widząc zatroskaną twarz Marka.
- Zapłacę, nie martw się. - uśmiechnął się, pomagając mi się ubrać - Uważaj.
- Nie mogę przyjąć twoich pieniędzy.
- Ale ja nie pytam cię o zdanie.. powiedziałem, że zapłacę. - cały Mark.. zapomniałem, że z nim nie ma dyskusji. Kiedyś, jak byliśmy razem, nie widziałem w tym nic złego. Teraz jednak czuję się zawstydzony faktem, że mój były będzie za mnie płacił.
- Mark.. - pociągnąłem go za rękaw, nachylając się do jego ucha - To ogromne pieniądze.. nie będę miał nigdy tyle kasy, żeby ci oddać.
- Proszę cię, przestań.. To jak? Mamy ten rachunek?
- Tak, proszę się z tym udać do rejestracji. 
- Super, dziękuję bardzo. - chłopak chwycił mnie w talii, pomagając mi zejść z kozetki - Chodź.
- Dziękuję.. do widzenia. - gdy wyszliśmy z gabinetu, spojrzałem na rękę, głęboko wzdychając.
- Teraz wszystko będzie dobrze.
- Nie będę pracować przez sześć tygodni.
- Dam ci kasę, przecież wiesz.
- Mark, nie wróciliśmy do siebie.. nie będę na tobie żerować. - wtedy też stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał. Chłopak wykorzystując fakt trzymania mnie w pasie, odwrócił mnie do siebie gwałtownie, wbijając się w moje wargi. Poczułem jakbym momentalnie wystrzelił w chmury. Cały ból, jakiego od wczoraj doznałem, odszedł jak za sprawą czarodziejskiej różdżki - Co ty.. - zaśmiałem się, uciekając przy tym wzrokiem.
- To pomoc Haechan.. taka, na jaką zawsze mogłeś liczyć z mojej strony. 





~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------