3 stycznia 2019

12 lat~cz.3 [Mark&Haechan]



                        Odkąd jestem w moim rodzinnym domu, nie mogę w ogóle spać. Strasznie stresuje mnie ta sytuacja i świadomość, że za ścianą śpią moi pijani rodzice, a nie Mark. Tęsknię za nim jak cholera. Nie widuję go na uczelni, a nawet jak go widzę, to jest pochłonięty rozmową ze znajomymi z roku. Od czasu do czasu wymienię kilka wiadomości z naszymi przyjaciółmi, ale co z tego. Chciałbym żeby wszystko wróciło do normy... normy, do której przywykłem przez ostatnie lata. Cóż... dałem mu jednak wolną rękę. Niech spotyka się z tym całym Jungwoo. Wydaje mi się, że porządny z niego chłopak.
- A ty dokąd? - zaraz po wyjściu z pokoju usłyszałem przepity głos ojca. Słyszałem, jak pił całą noc. Jak on wpada w ciąg, to nie ma zmiłuj. Przynajmniej wiem, że długo już tak nie pociągnie i w końcu będę mieć święty spokój. Moja mama z resztą też. Zaczęła pić przez niego. Wydaje mi się, że jak ojca zabraknie, to ona bez problemu z tego wyjdzie.
- Na uczelnie.. niedługo mam zajęcia. 
- Idź do sklepu. Skończył mi się alkohol.
- Sam idź. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam czasu. 
- Ty... ledwo mi się zwaliłeś na głowę i już mnie denerwujesz?
- Uwierz mi, że gdybym miał gdzie pójść, to to miejsce byłoby ostatnim, do którego bym przyszedł.
- No to spieprzaj stąd. Nikt cię tutaj nie chce. 
- Nie mam dokąd iść. - burknąłem, narzucając torbę na ramię.
- Kup mi ten alkohol.
- Zapomnij.. koniec z chlaniem. - wyszedłem z domu, trzaskając przy tym drzwiami.
- Pożałujesz tego gnoju! - usłyszałem za plecami wściekły głos ojca. Swoją drogą współczuję tutejszym mieszkańcom. Jak on tak często urządza awantury, to już dawno na miejscu sąsiadów bym stąd uciekł - Wróć tylko do domu! - gadanie.. Pójdzie teraz do sklepu, kupi tyle alkoholu, na ile pozwoli mu zasiłek, a jak wrócę z uczelni to będzie już spać, nie wiedząc na jakim żyje świecie.
                        Po baaaardzo długim czasie dojechałem wreszcie na uczelnię. Cieszyłem się z tego jak nigdy. Odkąd wróciłem do domu, uczelnia stała się dla mnie wybawieniem, w którym wyjątkowo chętnie spędzam czas.
- Haechan! - zatrzymałem się, słysząc za sobą Johnnego. Wprawdzie rozmawiam z nim codziennie, ale przez telefon. Rozmowa twarzą w twarz będzie miłą odmianą - Cześć młody.
- Hej.
- Jak tam? W porządku?
- Tak. Jest okej. 
- Jak rodzice?
- Jak zawsze. - westchnąłem, lekko się przy tym uśmiechając - Słuchaj.. jesteś dzisiaj bardzo zajęty?
- Nie.. po uczelni nie mam żadnych planów.
- Wyskoczymy gdzieś? Mam do pracy dopiero na 18-tą, a nie chcę wracać do domu..
- No jasne. Zabieram cię na obiad. 
- Nie no... ja wyszedłem z inicjatywą, więc ja zapraszam.
- Chcesz dyskutować ze starszym?
- Zawsze warto spróbować. - zaśmiałem się, spoglądając na parking, gdyż pojawiło się na nim niesamowicie drogie, sportowe auto, które widziałem tu po raz pierwszy - O wow. Czyj to samochód?
- Ach... - Johnny podrapał się nerwowo po głowie, wzdychając - To.. Jungwoo odwozi czasami Marka na uczelnię.
- Że co.. - rzeczywiście. Z samochodu wysiadł uśmiechnięty od ucha do ucha Mark, machając na odchodne swojemu... nawet nie chcę o tym myśleć - Oni.. są razem?
- Nie. Mark twierdzi, że nie.
- Często go tak odwozi?
- Tylko czasami.
- To znaczy, że Mark u niego śpi..
- Niekoniecznie. Pogadam z nim jeszcze. 
- Świetnie. - zacisnąłem odruchowo dłonie w pięści, spotykając się ze spojrzeniem mojego byłego. Gdy mnie zobaczył, uśmiech z jego twarzy od razu zniknął.
- Daj spokój.. nie pokazuj mu, że jesteś zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny. - warknąłem przez zaciśnięte zęby, widząc jak ten coraz bardziej się do nas zbliża.
- Cześć.
- Cześć stary. - przełknąłem z trudem kolejną porażkę, wymuszając przy tym uśmiech.
- Hej... fajny samochód. 
- Ach.. to Jungwoo. 
- Mm.. teraz pasujecie do siebie pod każdym względem. Ty masz kupę kasy, on też..
- Haechan. - Johnny szturchnął mnie w ramię, uważnie mi się przyglądając.
- A tak.. miałem przecież wyluzować. 
- Nadal nie odpuszczasz. - Mark zmierzył mnie wzrokiem, wzdychając.
- Ja? Coś ty, dawno o tobie zapomniałem.
- Tak? To dobrze. 
- No... też kogoś mam. - mój były przełknął nerwowo ślinę, odwracając przy tym wzrok.
- Też? Jungwoo nie jest moim chłopakiem. 
- Serio, nie musisz mi się tłumaczyć. 
- Mhm.. Znam tego twojego chłopaka? 
- Nie. Jest studentem magisterki. 
- Mhm.. mam nadzieję, że jest dla ciebie dobry.
- Bardzo dobry. - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy - Muszę już iść. Zaraz mam wykład. 
- Ja też.. pogadamy później Mark.
- Tak.. okej.. - ruszyłem z Johnnym w kierunku budynku. Czuję, że się wygłupiłem, robiąc z siebie totalnego idiotę.
- Zwariowałeś? Jakiego ty masz faceta?
- Wiesz, że nie mam.
- To po co ściemniałeś? 
- Nie wiem, samo tak wyszło. 
- On nie jest z Jungwoo głąbie.
- Dobra, nie gadajmy o tym. 
- Poza tym, jak ty się zachowujesz? Nie naskakuj tak na niego. 
- Nie potrafię. Nienawidzę go za to, co zrobił.
- Nie.. dawno mu to wybaczyłeś. Po prostu nie potrafisz się przełamać i z nim pogadać o tym, co czujesz. 
- Nie wiesz, co czuję Hyung.
- Nie? Wydaje mi się, że nadal bardzo go kochasz i chcesz z nim być, ale boli cię jego zdrada i boisz się znowu mu zaufać. - zatrzymałem się, wbijając wzrok w dumnego z siebie przyjaciela.
- Jednak wiesz, co czuję. 
- Oczywiście, że wiem. Pogadaj z nim wreszcie. 
- Boję się, że znowu to zrobi. 
- I co? Całe życie będziesz odtrącać ludzi, bo będziesz się bać, że popełnią błędy Marka?
- Może.
- Wykończysz się na własne życzenie. 
- Proszę cię, nie pouczaj mnie.
- Nie pouczam, tylko daję rady... martwię się o ciebie i o Marka. 
- Jesteśmy dorośli.
- Dziwnie okazujecie tą swoją dorosłość. Serio, nie rozumiem.. Bo to jest tak dziwna sytuacja, że już się pogubiłem..
- To znaczy?
- Mark popełnił błąd, ale bardzo cię kocha i wiem, że ty go też. Niby się zapierasz, że to koniec, że tobie jest już rybka co on robi i z kim, ale jak przychodzi co do czego, to boczysz się na niego jak dziecko.. jesteś o niego cholernie zazdrosny. Skoro zerwaliście, utnij z nim wszelki kontakt, bo tak możecie się bujać do usranej śmierci. 
- Wiesz, że nie utnę z nim kontaktu.
- O tym właśnie mówię.. 
- Dobra.. potem o tym pogadamy. Spieszę się na zajęcia. - wiem, że ma rację, ale nie dam rady uciąć z nim kontaktu. Znamy się od dziecka, przecież tak się nie da. Czułbym się, jakby ktoś wyrwał część mnie..


*

- Dobra dzieciaku, zostawiam cię tutaj. - po zjedzonym obiedzie, Johnny zaproponował, że odprowadzi mnie do pracy. Dorabiam sobie w niewielkiej knajpce i spędzam tu praktycznie każdą, wolną chwilę, by zdobyć jak największą ilość pieniędzy. Zwłaszcza teraz, gdy przeprowadziłem się do rodziców, ilość moich godzin znacznie się zwiększyła. Chcę wynająć sobie jakiś pokój i uciec od nich najszybciej, jak to możliwe. 
- Dziękuję za obiad. 
- Nie ma sprawy.. pojadłeś?
- Oj i to jak. Ciężko będzie mi teraz pracować. - zaśmiałem się, klepiąc się po brzuchu.
- Daj z siebie wszystko. 
- Staram się Hyung. 
- Wiem.. i pomyśl o tym, co ci mówiłem, okej? - skinąłem jedynie głową, wzdychając - Nie słyszę.
- Okej, okej. Pomyślę o tym. 
- No.. głowa do góry. - chłopak klepnął mnie w pośladek, popychając mnie tym samym do drzwi knajpy - Do roboty.
- Osz ty... na razie. 
- No cześć. - rozmawiałem dzisiaj długo z Johnnym o moim związku z Markiem i chyba rzeczywiście ma rację.. powinienem z nim szczerze porozmawiać i dać mu drugą szansę. Za bardzo mi zależy na tym dupku, żeby teraz tak łatwo odpuścić. Nie mogę się już doczekać tej rozmowy. Z jednej strony trochę się jej boję, a z drugiej jestem tak niesamowicie podekscytowany, jakbyśmy mieli zacząć cały związek od początku.
- Cześć Haechanie. - przywitał mnie Jaehyun - mój bardzo dobry kolega z pracy. Jest tak niesamowicie przystojny, że naszą knajpę okupują głównie licealistki, żeby do niego powzdychać.
- Hej, co tam?
- Ooo.. widzę, że humor dopisuje.
- Wreszcie. - uśmiechnąłem się, wchodząc na zaplecze - Jak tam? Duży dzisiaj ruch?
- Pf... błagam cię. - chłopak oparł się o futrynę drzwi, krzyżując ręce na klace piersiowej - Pogodziłeś się z Markiem... zgadłem?
- Jeszcze nie.
- Jeszcze.. co planujesz? 
- W sumie nic specjalnego. Chcę z nim po prostu pogadać. 
- I co? Wybaczysz mu?
- Dawno to zrobiłem... chcę do niego wrócić.
- Oooo. Słodko. - chłopak zrobił aegyo doprowadzając mnie do śmiechu.
- Głupi jesteś.
- Wiem.. ale strasznie się cieszę, że do siebie wrócicie. W końcu nie będziesz się snuć po tej knajpie jak duch. 
- Jeszcze nic nie wiadomo. Dopiero będziemy rozmawiać.
- Obydwoje doskonale wiemy, jak ta rozmowa się skończy. - uśmiechnąłem się pod nosem, przepasając się fartuchem.
- Zobaczymy. Idę do roboty. - zaśmiałem się, wchodząc za bar.
- Widzisz tamten stolik? - Jaehyun stanął za mną, wskazując na kilkuosobowy stolik, stojący pod oknem.
- Mhm.
- Ta ruda dała mi dzisiaj swój numer.
- Żartujesz. - zachichotałem, sprawdzając na komputerze dzisiejsze zamówienia - I co zamierzasz?
- Nic. Nie mój typ.
- Nie jest brzydka.
- No nie.. ale śmieje się tak głośno, jak koń. Wiesz.. tak ordynarnie.
- Achhh... to może odstraszyć.
- Otóż to. 
- Jesteś taki przystojny, że na pewno szybko kogoś znajdziesz.
- Powiem ci, że ja nawet nie chcę.. ale dzięki za komplement. 
- Czemu nie chcesz? - chłopak zmarszczył brwi, wpatrując się w drzwi wejściowe - Hej.
- Ty patrz.. przecież to Mark. - otworzyłem szerzej oczy, przenosząc je w kierunku drzwi. Rzeczywiście.. do środka wszedł mój były w towarzystwie Jungwoo - Co to za chłopak?
- Przegiął.. 
- To.. to jego facet?
- Mówił, że nie.
- Chyba nie rozumiem.
- Ja też już tego nie rozumiem.. - wziąłem mały zeszycik na zamówienia, po czym ruszyłem w kierunku stolika, przy którym usiedli - Cześć.
- Ooo Haechan.
- Nie udawaj zaskoczonego... to, co zawsze?
- Moment.. jak widzisz nie jestem sam. 
- Hm? - przeniosłem wzrok na Jungwoo, wymuszając przy tym uśmiech - O Jungwoo.. sorki, nie zauważyłem cię. 
- Nic nie szkodzi. Co byś nam polecił?
- Romantyczna kolacja? - chłopak zawstydził się, zerkając nieśmiało na Marka.
- Polecisz coś czy nie? - zapytał mój były, unosząc na mnie wzrok znad karty.
- Główne dania, numery 5, 9, 14, 17.
- Wow.. dobry jesteś.
- Pracuję tu nie od dzisiaj. - wymusiłem uśmiech w kierunku Jungwoo, przenosząc ponownie wzrok na Marka - Wiecie... jestem w pracy, nie mam tylko waszego stolika.
- Skoro jesteś w pracy, powinieneś być chyba milszy, co? 
- Powinienem.. ale czasem zdarzają się wyjątki. - westchnąłem, starając się uspokoić, ale widząc go w towarzystwie Jungwoo, nie potrafię nad sobą zapanować - Tak swoją drogą, kiedy znalazłbyś dla mnie czas?
- Słucham? 
- Chcę pogadać. - Jungwoo zaśmiał się, zerkając na mnie - Coś cię bawi?
- Nie, przepraszam.. patrzyłem tylko na nazwy dań. Rozmawiajcie. - ja już nie rozumiem. Czy on jest naprawdę takim idiotą, czy tylko takiego gra? Może ma tak przesłodzone usposobienie, ale cóż... osobiście mnie to nie kupuje.
- O czym chcesz rozmawiać? 
- Wiesz.. - westchnąłem, zerkając na Jungwoo - Po pracy do ciebie napiszę. - po wzięciu kolejnego, głębokiego oddechu, spojrzałem w zeszyt, starając się nie rozkleić. Mam wrażenie, że ten gnojek sobie ze mnie drwi, a to automatycznie odbiera mi pewność siebie - Wiecie już, na co macie ochotę?
- Haechan, coś się stało? Coś z rodzicami?
- Nie, nie teraz..
- Coś z tym twoim chłopakiem? - Mark poderwał się z miejsca, łapiąc mnie za nadgarstek - Coś ci zrobił?
- Nie, opanuj się.. jestem w pracy. 
- Haechan..
- Usiądź. Potem pogadamy.
- No dobrze. - wtrącił Jungwoo, odkładając kartę - To może postawimy na tradycyjnego grilla?
- Wszystko jedno. - podsumował Mark, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku.
- Hej... Mark. - Jungwoo złapał go za rękę, sprawiając, że ten nieco oprzytomniał.
- Tak.. grill będzie w porządku. Co chcesz do picia?
- Soju.
- Soju.. tak, to weźmiemy dużą butelkę.
- Nie jesteście samochodem?
- Nie.. czułem, że będziemy pić. - uśmiechnął się rudzielec, głaszcząc dłoń mojego byłego.
- Ta... zaraz przyniosę. - burknąłem, znikając jak najszybciej z ich pola widzenia.
- Powiesz mi, kto to jest? - zaczepił mnie Jaehyun, gdy wyciągałem schłodzoną butelkę alkoholu z lodówki.
- Szczerze? Nie mam pojęcia... już nic nie rozumiem. 
- To jego nowy facet?
- Powiem tak... przyprowadził go kiedyś do naszego mieszkania. Powiedział, że poznali się w gejowskim klubie, ale że są tylko kolegami.. ale teraz ewidentnie widzę, że ten laluś leci na Marka.
- Wiesz.. jak poznali się w gejowskim klubie to chyba już mówi wszystko. 
- Dzięki.
- Znaczy..
- Wiem o czym mówisz.. tym bardziej muszę szybko z nim pogadać, bo zaraz nie będę miał do kogo wracać. - zaniosłem chłopakom soju, zostawiając je na stole bez słowa. Co za beznadziejna sytuacja. Już całkowicie zgłupiałem i nie wiem, co robić. Jeśli nie powiem mu szybko, że nadal go kocham i że chcę do niego wrócić, to moje miejsce zajmie lada moment ten cały Jungwoo, a takiej porażki z pewnością bym nie przeżył...


*

                        Wróciłem do domu bardzo późno. Zegarek pokazywał godzinę trzecią w nocy. Jedyne czego pragnąłem to szybki prysznic i łóżko, gdyż o siódmej musiałem wstać na zajęcia. Przekraczając próg domu miałem szczerą nadzieję, że moi rodzice już dawno śpią, ale tradycyjnie się pomyliłem. Ojciec, gdy tylko usłyszał, że wszedłem do domu, wparował do przedpokoju, wpatrując się we mnie przepitym wzrokiem.
- Czego.. - burknąłem, rozbierając się.
- Idź do sklepu.
- Teraz? Jest trzecia w nocy.
- Ten za rogiem.. całodobowy jest..
- Wystarczy, naprawdę.. Idź spać. 
- Nie pouczaj mnie gówniarzu! - westchnąłem, chcąc go wyminąć, jednak ojciec złapał mnie za ramię, popychając mnie na ścianę - Nie ignoruj mnie szczylu...
- Jestem zmęczony, chcę iść wreszcie spać. 
- Czym.. czym ty możesz być zmęczony?!
- Studiuję dziennie i do tego pracuję, ale to są dwa pojęcia, których nigdy nie poznałeś. 
- Ty.. - ojciec zamachnął się, uderzając mnie w twarz. Szczerze mówiąc, nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Jak z nimi mieszkałem lał mnie regularnie, ale wtedy tą sprawą zajęli się rodzice Marka i pomagali mi w każdy możliwy sposób. Teraz muszę radzić sobie z tym wszystkim sam. 
- Już? Wyszumiałeś się? - mój tato ledwo trzymał się na nogach. Mimo to wyjął ze spodni masywny pas, nie odrywając przy tym ode mnie oczu - Żartujesz? Nie mam pięciu lat żebyś mnie lał pasem. - ten jednak trzymając gotową do uderzenia klamrę, zamachnął się, celując nią w moją twarz. Odruchowo się zasłoniłem, dostając kawałkiem metalu w palce. Wrzasnąłem tak głośno, że chyba obudziłem wszystkie, okoliczne domy - Oszalałeś?!
- To.. to cię nauczy do mnie szacunku. 
- Jesteś nienormalny.. - pisnąłem, wpatrując się w siną rękę. Ból był tak ogromny, że ledwo stałem o własnych siłach. Wiedziałem, że je połamał, ale byłem w tak ogromnym szoku, że nic nie potrafiłem z tym zrobić. W takim też stanie poszedłem spać.. nie mogłem nawet wziąć prysznica. Tak jak stałem, tak wylądowałem w łóżku, zwijając się z bólu i błagając w duszy o to, by w końcu ten przeklęty ból odpuścił.


*

                          Stałem na korytarzu przy automacie z kawą, zastanawiając się, na którą w zasadzie mam ochotę. Z samego rana narzuciłem na siebie za dużą bluzę z kapturem, by zasłonić twarz i wyszedłem z domu. Nie zdążyłem nic zjeść i napić się kawy, której cholernie teraz potrzebowałem. Za długie rękawy bluzy naciągnąłem bez problemu na siną, spuchniętą dłoń, by oszczędzić sobie głupich komentarzy. Stwierdziłem, że wytrzymam i że po skończonych zajęciach pójdę z tym do szpitala. Liczyłem się też z tym, że zostawię tam całą swoją wypłatę... w końcu jestem nieubezpieczony.. 
- Tu jesteś. - spiąłem się, słysząc za plecami Marka - Szukam cię od rana... mieliśmy pogadać.
- Nie teraz. - burknąłem zachrypniętym głosem, wrzucając nieudolnie pieniądze do automatu, gdyż każda próba wrzucenia drobnych, kończyła się wyrzuceniem ich przez maszynę - Jak randka? Udana?
- To nie była randka. 
- Jungwoo patrzy na ciebie jak w obrazek.
- Nie zauważyłem tego. - westchnął, wyjmując moje pieniądze - Chodź do kawiarni.. zapraszam cię na kawę i śniadanie. Zakładam, że znowu nie jadłeś. - mówiąc to złapał mnie za spuchniętą rękę, chcąc oddać mi drobniaki.
- Aua, puść. - syknąłem, robiąc krok w tył. 
- Co ci jest? 
- Nic. - jęknąłem, kucając.
- Pokaż tą rękę.
- Daj mi spokój.
- I zdejmij ten kaptur. - Mark ściągnął gwałtownie kaptur z mojej głowy, widząc w pełnej okazałości moją niewyspaną i zapłakaną twarz - Haechan, co jest do cholery? 
- Nic... zaraz mi przejdzie.
- Pokaż tą rękę. - nie miałem siły mu się przeciwstawiać. Mark kucnął przede mną, podciągając ostrożnie rękaw mojej bluzy - O matko.. co się stało? 
- Nic.
- To ten twój chłopak? O nim chciałeś rozmawiać? - spojrzałem jedynie na niego, formując usta w grymas - Ojciec.. Powiedz mi, ile razy prosiłem cię żebyś do nich nie wracał?! No ile?! - na korytarzu zapadła cisza. Rozejrzałem się jedynie, czując na sobie spojrzenia innych studentów.
- Ciszej... ludzie się na nas patrzą.
- Wstawaj.. dasz radę wstać? 
- Tak.. ale to strasznie boli..
- Chodź.. powoli. - Mark chwycił mnie w talii, pomagając mi wstać - Wczoraj było wszystko w porządku. Pobił cię po pracy?
- Nie pobił.. 
- Wiesz o czym mówię.
- No tak.. jak wróciłem w nocy do domu. - jęknąłem, łapiąc go odruchowo za ramię.
- Wracasz dzisiaj do naszego mieszkania.
- To jest twoje mieszkanie.
- Haechan, nie chcę się teraz kłócić. Nie pozwolę żebyś wrócił do tego dupka. 
- Był pijany.. nie wiedział, co robi.
- Tak.. on całe życie cię lał, bo był pijany i nie wiedział, co robi. W podstawówce, gimnazjum i liceum, jak chodziłeś cały w siniakach, mówiłeś to samo.. 
- Nic mi nie będzie.
- Nie chcę tego słuchać. - chłopak pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym zajął swoje miejsce, ruszając - Usztywnią ci te palce i pojedziemy do ciebie po rzeczy.
- Nie jesteśmy już razem. Nie pomyślałeś, że będę czuł się niekomfortowo mieszkając z tobą i Jungwoo? 
- Nie jestem z Jungwoo, ile razy mam ci to tłumaczyć? 
- Przepraszam.. - westchnąłem, spoglądając na skupionego na drodze Marka - Po prostu jak widzę was razem.. a nie ważne..
- Bardzo ważne. Co wtedy czujesz?
- Wiesz, że nie lubię takich szczerych do bólu rozmów.
- Wiem.. ale czasami są one konieczne. - wziąłem głęboki oddech, zbierając się w sobie, by w końcu powiedzieć mu prawdę. Jak o tym myślę, to wszystko wydaje się takie proste. Dlaczego nie może takie być, jak przychodzi już do wykonania tego zadania?
- Jestem zazdrosny.. po prostu.. 
- Ale.. poczekaj. - widziałem na jego twarzy lekki uśmiech, który bardzo dobrze znam. Ewidentnie ucieszyła go ta informacja - Przecież masz chłopaka.
- Jakiego chłopaka.. Po prostu jak zobaczyłem cię z Jungwoo, to.. oj nie wiem, samo tak wyszło. Wiem, zrobiłem z siebie idiotę..
- Nie. - zaśmiał się, zatrzymując się na czerwonym świetle - To.. wow, zaskoczyłeś mnie. Do bólu urocze.. nawet, jak na ciebie.
- Przestań. - zaśmiałem się, uderzając go sprawną dłonią w ramię. Mark z uśmiechem na buzi, wbił we mnie wzrok, przyglądając mi się dłuższą chwilę - Na co tak patrzysz?
- Na ciebie.. brakowało mi tego. - ruszył, skręcając kilka metrów dalej w uliczkę, w której znajdował się najbliższy od naszej uczelni szpital - Pomóc ci?
- Nie, dam radę. - ulżyło mi.. wprawdzie nie porozmawiałem z nim tak, jak chciałem, ale i tak jestem cholernie zadowolony. Przynajmniej obydwoje wiemy, na czym stoimy. Po zarejestrowaniu mnie i wypełnieniu wszystkich dokumentów, zostałem przyjęty przez lekarza, który wsadził mi w gips całą dłoń wraz z nadgarstkiem. Myślałem, że zwariuję patrząc na to. Przecież bez sprawnej ręki będę zbędny w pracy, a bez pracy i pieniędzy sobie nie poradzę. Po prostu załamka...
- Mhmm.. z mojej strony to wszystko. - powiedział lekarz, zdejmując brudne od gipsu rękawiczki -Proszę zgłosić się do nas za sześć tygodni.
- Za sześć tygodni? - aż otworzyłem usta z niedowierzania... Prawie dwa miesiące bez pracy. Ludzie, trzymajcie mnie - A.. ale ja pracuję. 
- Poradzimy sobie. - powiedział Mark, narzucając mi na ramiona kurtkę.
- Ale..
- Pan jest ubezpieczony? - zapytał mężczyzna, spoglądając na mnie.
- Właśnie problem w tym, że nie.. 
- Rozumiem... w takim razie wystawię rachunek.
- Cholera.. - syknąłem, widząc zatroskaną twarz Marka.
- Zapłacę, nie martw się. - uśmiechnął się, pomagając mi się ubrać - Uważaj.
- Nie mogę przyjąć twoich pieniędzy.
- Ale ja nie pytam cię o zdanie.. powiedziałem, że zapłacę. - cały Mark.. zapomniałem, że z nim nie ma dyskusji. Kiedyś, jak byliśmy razem, nie widziałem w tym nic złego. Teraz jednak czuję się zawstydzony faktem, że mój były będzie za mnie płacił.
- Mark.. - pociągnąłem go za rękaw, nachylając się do jego ucha - To ogromne pieniądze.. nie będę miał nigdy tyle kasy, żeby ci oddać.
- Proszę cię, przestań.. To jak? Mamy ten rachunek?
- Tak, proszę się z tym udać do rejestracji. 
- Super, dziękuję bardzo. - chłopak chwycił mnie w talii, pomagając mi zejść z kozetki - Chodź.
- Dziękuję.. do widzenia. - gdy wyszliśmy z gabinetu, spojrzałem na rękę, głęboko wzdychając.
- Teraz wszystko będzie dobrze.
- Nie będę pracować przez sześć tygodni.
- Dam ci kasę, przecież wiesz.
- Mark, nie wróciliśmy do siebie.. nie będę na tobie żerować. - wtedy też stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał. Chłopak wykorzystując fakt trzymania mnie w pasie, odwrócił mnie do siebie gwałtownie, wbijając się w moje wargi. Poczułem jakbym momentalnie wystrzelił w chmury. Cały ból, jakiego od wczoraj doznałem, odszedł jak za sprawą czarodziejskiej różdżki - Co ty.. - zaśmiałem się, uciekając przy tym wzrokiem.
- To pomoc Haechan.. taka, na jaką zawsze mogłeś liczyć z mojej strony. 





~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


1 komentarz: