22 czerwca 2015

Bang & Zelo ~cz.2 [Witaj w moim świecie]



- Zelo...- Bang spojrzał na nastolatka by dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Jej wyraz był nieobecny. Zupełnie tak jakby chłopiec znajdował się ciałem w szpitalu psychiatrycznym, a myślami w najpiękniejszej krainie na świecie. Zapewne tak było - Zelo, słyszysz mnie? ...Pójdziesz ze mną do grupy chłopców, którzy mają podobny problem jak ty...

- Słyszysz mnie gnoju?!- znów się mnie przyczepił. Nigdy nie był zadowolony z mojej pracy...dlaczego? Staram się przecież jak mogę, a i tak dzień w dzień dostaję za wszystko po dupie. Dobrze, że nie wie o moim drugim życiu. Tylko dzięki niemu mogę choć na chwilę zapomnieć o pracy tutaj. Trafiłem tu po tym, jak moi rodzice zostali zabici na wojnie, a brat poszedł walczyć po stronie przeciwnika. Ja natomiast codziennie po kilka godzin wyrabiam broń dla żołnierzy. Poznałem tu Dae i Brain'a, z którymi prowadzę nocne życie, o którym nie wie nikt poza nami. 
- Słyszę.- spojrzałem na szefa i lekko się uśmiechnąłem. Ten natomiast pchnął mnie na taśmę i syknął - Bierz się do roboty, bo cię stąd wypieprzę.
- Może to i lepiej...
- Pewny jesteś? Pamiętaj, że nie masz dokąd wracać.
Nienawidzę go. Za każdym razem gdy go widzę stara się mi dogryźć i mnie poniżyć. Najchętniej zatłukłbym go dawno temu, ale Dae mówi, że szefa zostawimy sobie na koniec. Właśnie... prowadzę z kolegami tajną grupę. Dzięki nam słusznie giną winni. Przed każdą akcją przygotowujemy plan, którego trzymamy się od A do Z. Dzisiaj planujemy zaatakować strażnika pilnującego magazynu z bronią. Potrzebujemy nowego sprzętu, a problem tkwi w tym, że nie mamy go skąd wziąć. Jako że ochroniarz ma słabość do chłopców z anielską twarzą, moim zadaniem będzie odwrócenie jego uwagi. Dae w tym czasie poderżnie mu gardło, a Brain rozszyfruje kod zabezpieczający drzwi. Dlaczego chcemy zabić strażnika? To proste... facet wielokrotnie gwałcił i molestował nowych chłopców trafiających do tej fabryki. Wielu z nich popełniło samobójstwo, bo nie umiało sobie poradzić z tak ogromnym bólem i poniżeniem. Dzisiaj zemścimy się za nich wszystkich. 
- Koniec pracy na dzisiaj! Spadajcie do siebie!- do siebie? Tutaj szef miał na myśli jeden, ogromny pokój, w którym spała większość pracowników. Spojrzałem na przyjciół. Wszystkim malował się na twarzach uśmiech, mówiący o tym, że jesteśmy niesamowicie podekscytowani tą akcją i wierzymy w to, że nam się uda. W końcu każde kolejne zadanie zbliżało nas do ostatecznego zwycięstwa, a tym samym do wolności, której tak bardzo pragnęliśmy. Wychodząc z sali wraz z tłumem liczącym około trzystu osób, chwyciliśmy się za ręce i zniknęliśmy w jednym z korytarzy. W końcu nikt nie mógł słyszeć co planujemy zrobić, bo zapłacilibyśmy za to największą karę. 
- Zgaszą światła za jakieś 5 minut... pamiętacie co macie zrobić?
- Tak... w końcu planujemy to nie od dzisiaj.
- Wiem, ale wolę się upewnić, że nie dacie plamy.- cały Brain. Wiem, że bardzo zależy mu na ucieczce stąd i stworzeniu nowego, lepszego świata. Tkwi tu dłużej niż ja i szczerze ma już dosyć tego miejsca. Nie dziwię mu się. Codzienne bicie i psychiczne znęcanie się może wykończyć człowieka- Wierzę w was... nie zawiedźcie mnie i przede wszystkim siebie... rozumiecie?
- Tak jest!- czułem się niesamowicie podekscytowany. Wiedziałem, że z nową bronią próba wskrzeszenia umarłego świata będzie łatwiejsza do zrealizowania. Tak... świat, w którym żyjemy umiera, a naszym zadaniem jest stworzenie go nowym, lepszym miejscem. 
- Zelo... zaczynaj.-kiwnąłem głową i pewnym krokiem wyszedłem na spotkanie z ochroniarzem. Jest on kolejną osobą w fabryce, której tak bardzo nienawidzę. Jest obleśną, spasioną świnią, z brudem pod paznokciami i wiecznym smrodem wydobywającym się spod jego pach. Do tego skrzywdził dziesiątki chłopców w moim wieku... teraz za to zapłaci.
- Co ty tu robisz? Nie powinieneś już spać gnojku?- niski, charczący głos dobiegł do moich uszu. Na sam jego dźwięk miałem ochotę zwymiotować, ale wiedziałem, że przed tym mam zadanie do wykonania. 
- Nie czujesz się samotny stojąc tu całymi dniami?- mówiąc to uśmiechnąłem się i lekko przygryzłem wargi. W tym momencie zauważyłem zainteresowanie ochroniarza moją osobą. 
- Co masz na myśli?- teraz tylko podejść do niego i chwilę się z nim pomizdrzyć. Dlaczego takie zadanie przypadło akurat mi? Wolałbym już zajść go od tyłu i z zimną krwią poderżnąć mu ten brak szyi, no ale cóż...
- Szkoda mi ciebie.- mówiąc to podszedłem do mężczyzny i pocałowałem go w policzek - Może jakoś przerwiemy tą samotność, hm?- mam cię grubasie. Oparłem się plecami o drzwi i złapałem ochroniarza za biodra, tak, by stanął na przeciwko mnie. 
- Co ty wyprawiasz?- znam ten uśmiech. Jakim trzeba być idiotą żeby pomyśleć, że 18-latek spojrzy na takiego starego spaślaka? 
- Zrób ze mną co chcesz.- szepnąłem i zacząłem rozpinać mu spodnie. Widziałem jak Dae zakrada się za plecami mężczyzny. Po chwili uniósł w górę skradziony z kuchni nóż i bez chwili zastanowienia poderżnął mężczyźnie gardło - Fu... nie mogłeś zrobić tego szybciej? Jeszcze chwila i musiałbym przed nim klękać. 
- Nie marudź. Pomóż mi lepiej zamknąć go w schowku.- westchnąłem i razem z przyjacielem zaciągnęliśmy tonowe cielsko do schowka na miotły. 
- Chodźcie tu do cholery.- Brain... jak zwykle przestraszony i niemiły. Dość szybko rozprawił się z kodem zabiezpieczającym magazyn. Nie sądziłem, że pójdzie mu tak szybko - Bierzcie ile się da i uciekamy do pokoju. 
- Do pokoju? I gdzie to schowasz geniuszu... pod łóżko czy pod poduszkę?
- Wal się...
- No właśnie.- po zabraniu broni ruszyliśmy krętymi schodami do piwnicy. To tam trzymaliśmy wszelkie skradzione rzeczy i dzięki niedomkniętymi okienku mieliśmy kontakt ze światem - Kolejna akcja zakończona sukcesem... oby tak dalej. 
- Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych.
- Dokładnie - zgodził się ze mną Dae, po czym narzucił koc na stertę broni - No panowie... jutro czeka nas ciekawy dzień.- uśmiechnęliśmy się, po czym wszyscy zgodnie przytaknęliśmy. Kolejna bitwa przed nami... nie mogę się doczekać.

- Zelo... Zelo do cholery, popatrz na mnie!- Bang nie wytrzymał i mimo wszelkim zakazom dość mocno potrząsnął nastolatkiem. Chłopiec spojrzał na psychiatrę, a następnie na tłum ochroniarzy. Czuł się zdezorientowany i nie do końca wiedział o co chodzi. 
- Youngguk, nie rób tak...- wtrącił się Kim Himchan, ceniony psychiatra, który pół roku temu zdecydował się wrócić do Korei i tu podjąć się pracy lekarza. Wcześniej wraz z rodziną mieszkał w Ameryce, jednak chęć pomagania rodakom była silniejsza niż dobro i wszelkie wygody czekające na niego w Stanach. Bang za radą kolegi wziął głęboki oddech i starał się uspokoić. 
- Z zimną krwią zabił jednego z ochroniarzy... nigdy w tym ośrodku nie było takiego incydentu...
- Zabierz go stąd... lepiej żeby na to nie patrzył.
- Chodź...- mężczyzna złapał nastolatka za nadgarstek, jednak ten bez większego poruszenia wpatrywał się w zakrwawione ciało ochroniarza - Zelo...
- Ciekawe kto będzie następny.- szepnął Junhong i z lekkim uśmiechem ruszył za dyrektorem ośrodka...

~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------



20 czerwca 2015

Bang & Zelo ~cz.1 [Witaj w moim świecie]



                      (włączamy)   Myśleliście kiedyś o życiu w miejscu, które sami stworzyliście? W miejscu gdzie to Ty ustalasz zasady gry i w którym Ty dyktujesz warunki? W którym czujesz się bezpiecznie, zmieniasz miejsca akcji, a wszystko co zrobisz zostaje zapomniane? Może życie w wyimaginowanym świecie rzeczywiście jest łatwiejsze, a wszelkie przeciwności są do zaakceptowania? W końcu nie ma nic złego w marzeniach i posiadaniu własnej, osobistej sfery, prawda? Czemu więc ludzie posiadający niesamowitą wyobraźnię, żyjący we własnym świecie, mający marzenia.... nazywa się wariatami? Zamyka w ośrodkach i za wszelką cenę stara się pozbawić ich najcenniejszego daru? Czy próby oderwania się od przerażającej, szarej rzeczywistości faktycznie można nazwać szaleństwem? Nie... to ludzie, którzy nie potrafią marzyć są dziwakami, opętanymi przez nudną, codzienną rutynę, do której przywykli. Ludzie posiadający marzenia starają się od tego oderwać, uciekając do własnych światów, w których czują się dobrze i w których są numerem jeden. Światów, w których każdy dzień jest nową, niesamowitą przygodą...
- Sam pan rozumie, że muszę go tutaj zostawić...- 30-letni mężczyzna westchnął i spojrzał jeszcze raz na nieobecnego nastolatka, o bujnych bląd loczkach. Psychiatra w wieku 18- stu lat? Czy to naprawdę jest konieczne? Co pchnęło brata Junhong'a do tak drastycznego kroku?
- Proszę pana, to bardzo poważny krok, który może jeszcze bardziej mu zaszkodzić...
- Ja już nie mam do niego siły... Nie wiem co mam robić, kiedy co noc budzi się z wrzaskiem i woła rodziców... Zginęli pół roku temu...i od pół roku, dzień w dzień przeżywam z nim koszmar. Jestem pewien, że oboje się przez to męczymy... Musi mu pan pomóc.
Psychiatra westchnął i wskazał mężczyźnie krzesło. Gdy oboje usiedli Bang Youngguk wyciągnął stertę papierów do podpisania.
- Rozumiem... jakie ma jeszcze objawy?
- Jest nieobecny... Są momenty kiedy naprawdę się go boję. Jednego dnia potrafi przyjść do mnie i bez słowa się przytulić, a na drugi dzień dostaje napadu szału i rzuca się na mnie... 
- Przepraszam, że przerywam... powiedział pan, że Junhong jest nieobecny, tak? Co dokładnie ma pan na myśli?
- Zamyka się w sobie... Nie słyszałem ani jednego słowa z jego ust od śmierci rodziców. Czasami potrafi przesiedzieć na łóżku cały dzień... patrzy wtedy w jeden punkt i dziwnie się uśmiecha. Kiedy próbuję zwrócić na siebie jego uwagę, on w ogóle nie reaguje...
Wiemy już jakie mogą być przyczyny ucieczek do własnych krain. Osobiste tragedie... śmierć bliskiej osoby... depresja... lub zwyczajna chęć oderwania się od rzeczywistości.
- Rozumiem... proszę podpisać te dokumenty i pożegnać się z bratem.
Widać było strach w oczach mężczyzny. Bał się zostawiać młodszego brata w ośrodku psychiatrycznym, ale nie miał wyjścia. Obawiał się każdego dnia spędzonego w jego towarzystwie. Bał się o niego i o samego siebie.
- Już.... Junhong... chodź się pożegnać...- w tym momencie lekarz mógł dokładnie przyjrzeć się dolegliwości nastolatka. Nie reagował... Jego oczy wbite były w zegar znajdujący się na ścianie. Wyrażały pustkę, ale Bang jako psychiatra i dyrektor ośrodka mógł dostrzec w nich coś więcej... Tęsknotę, potrzebę kochania, ogromny ból i cierpienie. Czuł, że Junhong nie jest teraz w realnym świecie.... myślami błądził po swoim własnym, który stworzył po utracie rodziców. Może czuł się w nim dobrze, ale przecież nie mógł zostać w nim na stałe... taka była główna myśl ośrodka.
- Niech pan już idzie... może to i lepiej, że Junhong jest teraz myślami gdzie indziej.- mężczyzna przytaknął i po spojrzeniu na nieobecnego nastolatka wyszedł z sali. Po zamknięciu drzwi poczuł, jak coś żre go od środka. Poczucie winy i strach o swój najcenniejszy skarb.
- Junhong...- mężczyzna kucnął między nogami chłopaka i pogłaskał go po policzku - Junhong, słyszysz mnie?- po pewnym czasie chłopak mrugnął kilkakrotnie i spojrzał na lekarza. Można by powiedzieć, że zobaczył go dopiero pierwszy raz, a mimo to nie przestraszył się.... w sumie nie wyrażał żadnych emocji... jedynie patrzył -Junhongie... powiesz mi, o czym tak ciągle myślisz?
- Zelo...- cichy i spokojny głos niesamowicie zdziwił psychiatrę. Skoro jego brat mówił prawdę, było to właśnie pierwsze słowo wypowiedziane przez 18-latka od śmierci jego rodziców.
- Zelo... tak nazywa się świat, w którym żyjesz?
- Ja.... ja się tak nazywam...
- Rozumiem.... Zelo... wiesz, gdzie teraz jesteś? - nastolatek rozejrzał się po pomieszczeniu i przecząco pokiwał głową - Znajdujesz się w ośrodku psychiatrycznym.... jak ośrodek nazywałby się w twoim świecie?
- Nazwałbym go piekłem...
W tym momencie wkraczamy w wyimaginowany, stworzony przez osieroconego nastolatka świat. Jak realny świat jest postrzegany przez niego? A może stracił poczucie rzeczywistości i to, co widzi każdy szary człowiek, on postrzega przez pryzmat własnej krainy? Może Youngguk jest tylko pionkiem w jego grze? Nic nie wartą postacią? Nikt nie wie, o czym myślą osoby samotne, starające się zmienić otaczający je świat...Całą tę historię przedstawi nam Junhong...


~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------

15 czerwca 2015

Sungjong & Sunggyu~cz.6 [Nowa praca- Koniec]



                           Wiedziałem, że Sunggyu się nie pojawi. Zwykle tak bywało, że coś obiecywał, a później tego nie wykonywał. Ale rozumiem go... ma coraz więcej pracy i coraz mniej czasu dla mnie i rodziny. Strasznie mnie to boli, ale nic niestety nie mogę z tym zrobić. Chciałbym jedynie choć jeden dzień spędzić z Gyu tak jak kiedyś, ale jak to zrobić? Nie zorganizuję kolacji, wyjazdu za miasto czy romantycznej i upojnej nocy, bo Gyu i tak się nie pojawi. Miałem ochotę rzucić tą pracę i namówić do tego samego mojego chłopaka. Ze mną byłoby łatwo... gorzej z nim. Znaleźć taką posadę w tak młodym wieku? Nie jeden może mu tego pozazdrościć. Wiem, że żadna siła nie przekona go do rzucenia tej roboty. 
     Właśnie szedłem korytarzem na piątym piętrze i myślałem o tym jak zwabić do siebie Sunggyu. Uwielbia wręcz jak siadam na nim, obejmuję go za szyję i mruczę mu do ucha słowo "Hyung". Wtedy dzieją się z nim takie rzeczy, o których nawet nie jestem w stanie myśleć, a co dopiero mówić. Na samo wspomnienie naszych stosunków cały się czerwienie i od środka dosłownie płonę. 
- Sungjong!
Hm? Zamyślony potrząsnąłem głową i odwróciłem się w stronę dobiegającego głosu. W moim kierunku szedł upaćkany czarną mazią Hoya. Chłopak pracuje w pięciogwiazdkowym hotelu, a wygląda jakby wyszedł właśnie z zakładu samochodowego. 
- Co jest?
- Idź do 576... gość prosi żeby zabrać od niego rzeczy do prania.
- Dlaczego ja?... Nie powinny robić tego pokojówki?
- Jest po 17-stej... wszystkie już poszły do domu. Zajmie ci to dosłownie chwilę.
- Mhm...- przytaknąłem i jeszcze raz dokładnie przyjrzałem się koledze - Co robiłeś, że jesteś taki brudny?
- Naprawiałem hotelową taksówkę... aishh... dobra, lecę się myć i do domu, narazie.
- Pa...- nie chciało mi się zbytnio iść po to pranie, zwłaszcza, że byłem już po pracy, a czynność ta nie należała do moich obowiązków, ale trudno. Zaraz... stanąłem przed wskazanymi przez kolegę drzwiami. Był to pokój, w którym ostatnio zabawiałem się z Sunggyu. Ale wstyd... mam nadzieję, że tamten gość pojechał i jest tu teraz ktoś nowy. Wziąłem głęboki oddech i po zapukaniu z nadzieją, że nikogo nie ma w apartamencie, wszedłem do środka. Po dokładnym przejrzeniu pokoju odetchnąłem z ulgą i zacząłem zbierać brudne ubrania. 
- Co za brudas...
- Nieładnie nazywać tak gościa.- fuck... co jest z tym kolesiem nie tak? Zawsze wie, kiedy zrobić wielkie wejście. 
- Przepraszam...- odwróciłem się w stronę mężczyzny i po głębokim ukłonie postanowiłem kontynuować rozpoczętą wcześniej czynność. Czułem na sobie spojrzenie biznesmena. Nie wiem czemu, ale odczuwałem niepokój i powiem szczerze, że trochę bałem się przebywać z nim sam na sam. Zupełnie tak jakbym wiedział, że stanie się coś złego. 
- Długo tu pracujesz?
- Nie... dopiero pół roku.- co go to interesuje do cholery? Niech się lepiej zajmie swoimi arcyważnymi wykresami, w których był cały jego pokój. 
- A jak tam twoje kontakty z kolegami z pracy? Spędzacie ze sobą czas poza hotelem?
- Nie.... mówię im jedynie "cześć", to wszystko...- wal się kurde. Przyszedłem tylko po twoje śmierdzące rzeczy, a nie na pogaduszki. Coś mi tu śmierdziało...i nie, nie było to pranie tego buca. Cała ta sprawa wydawała mi się nieco dziwna - Ja już pójdę...- ukłoniłem się, spoglądając na uśmiechniętą twarz mężczyzny i czym prędzej ruszyłem w stronę drzwi - Dlaczego są zamknięte? 
Pan Kim... tylko tyle o nim wiem... podniósł się z kanapy i z cwaniackim uśmiechem goszczącym na jego twarzy podszedł do mnie i oparł mnie o drzwi. Czułem jak serce rozsadza mi ze strachu klatkę piersiową. Czego on do cholery chce? Seksu? Niech spieprza, nie dam się tak łatwo. Mimo niepozornego wyglądu, miałem w sobie na tyle siły, by się z nim szarpać tak długo dopóki mi ktoś nie pomoże. Najgorsze jest to, że znajduję się na piątym piętrze... nikt tu praktycznie nie zagląda. Jednak jak dzieje mi się krzywda potrafię się drzeć jak opętany. 
- Zostań ze mną jeszcze chwilę.
- Proszę mnie stąd wypuścić...
Czułem, że nie będzie z nim tak łatwo. Mężczyzna naparł kolanem na moje krocze, a ręką szczelnie zakneblował mi usta. Czułem zapach jego wielkiej, spoconej dłoni. Bałem się jak nigdy dotąd. Kim patrzył mi w oczy i zaplutymi wargami szeptał coś pod nosem, jednak byłem tak przestraszony, że nie docierało do mnie żadne jego słowo. 
- Lubię takich chłopców jak ty.- mężczyzna zbliżył twarz do mojej. Czułem zapach jego perfum pomieszanych z potem, powstałym zapewne w wyniku ekscytacji. Nie wytrzymałem... czułem co ze mną zrobi. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie miałem czym oddychać, gdyż ręka tego fetyszysty zasłaniała moje usta i kawałek nosa - Hm... jesteś taki śliczny, a tak bardzo nic nie warty...- jego kolano w tym czasie mocno napierało na mojego członka, co wywoływało u mnie jeszcze większą falę bólu i łez - Zwyczajny chłopiec na posyłki... hm.. można by powiedzieć, że jesteś psem... zwyczajnym, nic nie wartym kundlem, mam rację? 
Sunggyu... ktokolwiek... błagam do cholery, niech mnie ktoś stąd zabierze! Kim sprawiał mi coraz większy ból. Chciał, żebym w końcu zaczął krzyczeć... dostał to... stłumiony, błagający rozpaczliwie o pomoc krzyk. Wsłuchiwał się w niego, jakby był to najcudowniejszy dźwięk na świecie. Jego tortury dopiero się zaczynały, a ja już miałem dość. Chciałem znaleźć się w ramionach Sunggyu... chciałem znów czuć się bezpiecznie... jednak mimo tak błahego na pozór pragnienia nie otrzymałem tego. W zamian za to mężczyzna rzucił mną o łóżko i pospiesznie związał usta kawałkiem materiału leżącym obok nas. Nie miałem siły się ruszyć. Ból i strach paraliżowały moje słabe ciało. Kim nie marnował żadnej sekundy. Usiadł na łóżku i jednym ruchem zdjął ze mnie spodnie od uniformu wraz z bielizną. Czułem ogromny wstyd.
- Będziesz mi utrudniał zadanie, czy przyjmiesz to z pokorą psie?- wiedziałem, że nie mam z nim żadnych szans. Mimo to coś pchnęło mnie do tego, bym próbował walczyć z mężczyzną. Zerwałem się z łóżka i obijając się o meble znajdujące się w pokoju szukałem wyjścia - Wracaj tutaj...
Złapałem za klamkę i pociągnąłem drzwi w swoją stronę... zamknięte. Oparłem głowę o wejście i zacząłem płakać... poddałem się. To koniec walki z tym zboczeńcem. Nikt mnie tutaj nie znajdzie i nikt mi nie pomoże. Bałem się bólu związanego z gwałtem... zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Sunggyu zawsze robił to niesamowicie delikatnie, a Kim?...po nim można spodziewać się wszystkiego. Usłyszałem za sobą donośne sapanie, które przyprawiało mnie o gęsią skórkę... czułem, że po tym wszystkim będę je słyszał każdej nocy w najgorszych koszmarach. Poczułem nagłe szarpnięcie i przywarłem plecami do klatki piersiowej mężczyzny. Ten mocno mnie trzymając zaczął mi dogadzać, ale po raz pierwszy nie odczuwałem przy tym żadnej przyjemności. Szarpiąc się znów zacząłem krzyczeć, ale to tylko bardziej podniecało biznesmena. Po rzuceniu mną o biurko zdjął szybko spodnie i jednym ruchem wszedł we mnie, czym wowałał u mnie prawdziwą falę wrzasku. W życiu nie czułem tak ogromnego bólu... dlaczego to musiało dotknąć akurat mnie? Czym zawiniłem? Poruszając się we mnie, Kim patrzył mi głęboko w oczy i śmiał się... śmiał się z mojego poniżenia i przegranej. Miałem dość... Mimo wszystko starałem się walczyć. Przez uciskający moje usta materiał zacząłem błagać o pomoc. Starałem się krzyczeć najgłośniej jak tylko mogłem, ale zostałem za to ukarany. Kim bił mnie pięściami na oślep i momentami podduszał. Byłem pewien, że nie przeżyję tego ataku, a jak jakimś cudem to mi się uda, będę wrakiem człowieka niedopuszczającym do siebie nikogo. W pewnym momencie poczułem ciepłą ciecz spływającą po moich pośladkach. Kim zebrał krew na palce i śmiejąc się wytarł ją o moją klatkę piersiową. Czułem jak słabne... ból był naprawdę nie do zniesienia. Przez ten cały czas starałem się mysleć o Gyu i o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo chciałbym przy nim teraz być. Co ja mu powiem? Co, jak pomyśli, że go zdradziłem?
Czułem jak mężczyzna rozrywa moje wejście. Z moich ust wydobył się jedynie jęk... nie miałem siły krzyknąć. Wiedziałem, że skończył. Po nałożeniu spodni, Kim zniknął za drzwiami łazienki. Słyszałem jedynie napływającą do wanny wodę. Chciałem wstać i uciec, ale nie mogłem się ruszyć... nie mogłem nawet złożyć nóg. Błądząc dłońmi po dywanie płakałem i przepraszałem za to Sunggyu. Bałem się, że nie wybaczy mi tego, że go zdradziłem... wbrew sobie, ale jednak zdradziłem.
- Jak tam psie?- przełknąłem z trudem ślinę i spojrzałem na stojącego nad sobą mężczyznę, który jednym ruchem podniósł mnie z zakrwawionego dywanu i rzucił mną do wspomnianej wcześniej wanny. Woda wypełniająca ją była niesamowicie zimna. Zamglonymi oczyma widziałem jak moje ciało robi się sine z zimna. Skończył?... Może już po wszystkim? Spojrzałem na drzwi, w których pojawił się Kim. Trzymał w ręku hotelowy scyzoryk i lekko się uśmiechał. W końcu kucnął obok mnie i złapał moją rękę, w której po chwili zatopiło się ostrze przedmiotu. Byłem na tyle wyziębiony i zmaltretowany, że nawet nie czułem bólu rozcinanej skóry. Po kilku głębokich nacięciach mężczyzna nachylił się do mnie i szepnął, że upozoruje moje samobójstwo. Dlaczego? Czemu tak bardzo zależało mu na mojej śmierci? Czym ja mu zawiniłem? Nie chcę umierać... to nie jest jeszcze moja pora. Mam za dużo planów na przyszłość. Mam plany związane z Sunggyu... nie wyobrażam sobie nawet tego, że nigdy więcej go nie zobaczę.
Większa powierzchnia łazienki i woda, w której się znajdowałem wypełniona była krwią lecącą z moich rąk, klatki piersiowej i ud. Bałem się śmierci, a czułem, że jest już ona bardzo blisko. Po kilku długich minutach Kim złapał mnie za włosy i z szerokim uśmiechem na twarzy uderzył moją głową o ścianę...

[Sunggyu]
Dochodziła już 19-sta. Chciałem zabrać Sungjonga do siebie na noc, ale po przeszukaniu całego hotelu nigdzie nie mogłem go znaleźć. W końcu sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do jednego z kolegów mojego chłopaka.
- Słucham.
- Hej... nie wiesz, gdzie podziewa się Sungjong?
- Hm... jak ostatni raz go widziałem, to szedł do 576 po pranie gościa. Może zwinął się już do domu?- westchnąłem i rozłączyłem się. Mimo wszystko postanowiłem sprawdzić, czy nie ma tam Sungjonga. Po zapukaniu do pokoju wszedłem do środka i rozejrzałem się... nikogo jednak w nim nie było.
- Sungjong?
Stanąłem na środku salonu i wsłuchałem się w dziwną ciszę ogarniającą ten pokój. Do moich uszu dobiegł odgłos szlochania i jęków wywołanych bólem. Rzuciłem się w stronę dobiegających dźwięków i zamarłem z przerażenia. Zastałem leżącego nago w wannie Sungjonga pokrytego ranami i ociekającą krwią. Część jego głowy była totalnie zmiażdżona. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć, jednak pierwszym odruchem był telefon po pomoc. Po tym wyciągnąłem chłopaka z wody i okryłem go kocami i kołdrą. Sungjong mamrotał coś pod nosem.. rozumiałem jedynie tyle, że mnie przeprasza i że nie chciał tego, co się stało. Wtuliłem go w siebie i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nie mam pojęcia, co tutaj się stało i chyba nie chcę wiedzieć. Wiem jedynie tyle, że to bydle zapłaci za to, co zrobił Sungjongowi. Teraz myślałem tylko o tym, by mu pomóc. Bałem się, że go stracę... cholernie bałem się tego, że trzymam go w objęciach po raz ostatni. Wiem, że jak go zabraknie jakaś część mnie umrze razem z nim, a po pewnym czasie tęsknota będzie tak ogromna, że pójdę do piachu razem z nim. Nie mogę tak myśleć. Muszę wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze.
Po przyjeździe karetki mój skarb został zabrany prosto do szpitala. Po wielogodzinnej operacji otrzymałem wiadomość od lekarza, że wszystko poszło zgodnie z planem, jednak decydujące dla chłopaka będą godziny spędzone na sali pooperacyjnej. Nie odstępowałem go nawet na sekundę. Bałem się, że zniknę na kilka minut, a on w tym czasie odejdzie.. nie mogłem pozwolić na coś takiego.
   Mijały minuty, godziny, dni... aż wizytą w szpitalu dobiliśmy równego miesiąca. Sungjong odzyskał przytomność po czterech dniach. Opowiedział mi o wszystkim, później te same zeznania przekazał policji. Miałem szczerą nadzieję, że Kim zgnije w więzieniu, ale póki co skupiałem całą swoją uwagę na leczeniu Sungjonga, który z dnia na dzień robił coraz większe postępy. Jedyne co mnie bolało, to to, że mało ze sobą rozmawialiśmy... zupełnie tak, jakby chłopak stracił zaufanie nawet do mnie. Wiem, że całe to wydarzenie źle odbiło się na jego psychice i go rozumiem, ale jak mam mu pomóc skoro nie chce ze mną rozmawiać? Mimo to staram się być wyrozumiały i cierpliwy. Wiem, że po czymś takim potrzebuje czasu i dam mu go tyle ile będzie trzeba... W końcu każdy prawdziwy i trwały związek wymaga cierpliwości, poświęceń i zrozumienia...


~Koniec.
--------------------------------------------------------------------------------------------------


11 czerwca 2015

Sungjong & Sunggyu ~cz.5 [Nowa praca]




           Cała nasza sielanka trwała już dość długi czas, jednak od ostatnich kilku tygodni widziałem, że Gyu się ode mnie odsuwa. Stał się szorstki i poświęcał mi coraz mniej czasu. Z początku wydawało mi się, że jest to spowodowane wizytacją bardzo ważnego krytyka, ale kontrola odbyła się dobre dwa tygodnie temu, a on wciąż tak się zachowuje. Może coś się stało o czym nie chce mi powiedzieć? Hmm... a może ma kogoś na boku? Albo ma kogoś od dłuższego czasu, a ja jestem jedynie jego przelotnym romansem? Takiej opcji nie zakładałem. Samo myślenie o tym przyprawiało mnie o gęsią skórkę, drżenie rąk i łzy w oczach. Chciałem z nim o tym porozmawiać, ale nie miałem pojęcia jak to rozegrać, by tego jeszcze bardziej nie pogorszyć. Ostatnio widywaliśmy się jedynie w pracy... poza nią nie było na to czasu, a wydaje mi się, że rozmawianie na takie tematy w hotelu to nie jest dobry pomysł. Nie mam pojęcia co mam zrobić żeby było między nami jak dawniej. Przejażdżki nocą za miasto, chodzenie do kina, na spacery, spotykanie się w jego mieszkaniu...hm.. to zdecydowanie lubiłem najbardziej. Butelka wina i mógł robić ze mną co chciał. Oczywiście nigdy nie wykorzystywał tego w brutalny i namolny sposób, a ja nigdy nie byłem aż tak pijany, by nie wiedzieć, co się ze mną dzieje. Zwykle lekko kręciło mi się w głowie, Sunggyu pytał czy może tym razem coś porobić, na co ja zawsze się zgadzałem i na drugi dzień rozpaleni i w moim przypadku skacowani szliśmy do pracy. Wieszając firanki w pokoju jednego z gości ciągle o tym myślałem...o tym jak mnie dotykał, całował, mówił jak bardzo mu na mnie zależy...dlaczego teraz stał się tak oschły? W ogóle go nie poznaję. Słuchałem właśnie nowej piosenki Big Bang. Jej słowa opisywały idealnie nasze pożycie sprzed kilku miesięcy. Nie wiem czemu, ale z każdym jej słowem czułem jak się czerwienię. Brakuje mi tego... mam nadzieję, że to tylko chwilowe i niedługo wszystko wróci do poprzedniego stanu. W pewnym momencie poczułem zimne dłonie odkrywające mój brzuch. Przestraszyłem się i zachwiałem się na drabinie mało co z niej nie spadając. 
- Nie bój się głupku.- Gyu? Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na chłopaka - Wracaj do swoich obowiązków... zaraz tu przyjdzie gość.- kiwnąłem twierdząco głową i powróciłem do wieszania wspomnianej wcześniej zasłony. Dłonie Sunggyu delikatnie dotykały mnie po wrażliwym, nagim brzuchu. Co chwilę przygryzałem wargi i cicho jęczałem. Wiedziałem, że to podkręci Gyu, a o to mi właśnie w tej chwili chodziło. Ten jednak stanął wyżej na drabinie i delikatnie pocałował mnie w plecy. Odwróciłem się w jego stronę i siadając na niższym szczebelku wbiłem się w jego usta. Tak dawno ich nie smakowałem... bardzo mi tego brakowało. Po dosłownie kilkusekundowym pocałunku chłopak spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Nienawidziłem, kiedy tak robił. Uwielbiał wręcz zostawiać mnie w momencie, w którym zaczynałem tracić nad sobą kontrolę. Strasznie mnie to wkurzało, ale jak widać był to jego fetysz.... dureń. Zawsze gdy mi dogadzał i byłem bliski dojścia odrywał się ode mnie i patrzył na mój zbolały i podniecony wyraz twarzy. No jak tak można do cholery? Miałem ochotę mu za to porządnie przywalić, ale chyba nie byłbym w stanie uderzyć kogoś, kogo tak bardzo kocham. 
- Znowu to robisz?....wiesz,że mnie to denerwuje...
- Wiem... a ty wiesz, że cholernie mnie to kręci. 
- Kręci cię znęcanie się nade mną?
- Ja bym skarbie tak tego nie nazwał.
- Pf...dupek z ciebie...
- Uważaj na słowa, bo wieczorem pożałujesz.
- Wiesz, że możesz robić ze mną wszystko.
- Na trzeźwo też?- spojrzałem na uśmiechniętego chłopaka i wymierzyłem mu porządny cios w ramię. 
- Wal się.... albo zanim zaczniesz...- zszedłem z drabiny i spojrzałem Gyu w oczy - Czy dzisiaj wieczorem postanowiłeś znaleźć dla mnie czas?
- Nooo....to jest dość prawdopodobne.
- Czyli to nie jest pewniak?
- Misiek no... wiesz, że ostatnio mam coraz więcej pracy i nie mam na nic czasu.
- Zauważyłem... ale mógłbyś chociaż dwa wieczory w tygodniu poświęcić mi.
- Tobie?...czy twojej ogromnej chcicy?
Tupnąłem nogą w ziemię i pchnąłem roześmianego Sunggyu na łóżko.
- A spadaj.
- Oj żartuję... chodź do mnie.
- Przecież zaraz ma tu być gość.
- Walić go, chodź. - no cóż.... skoro mój szef mówi, żebym nie przejmował się jakąś bogatą szychą to chyba rzeczywiście możemy się troszkę zapomnieć. Usiadłem na chłopaku okrakiem i nachyliłem się do niego delikatnie cmokając go w nos. Wiem, że Gyu uwielbia ten gest i zawsze się przy nim rozczula. Zaczesując mi włosy za ucho uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej. 
- Sunggyu?
- Hm?- chłodne dłonie chłopaka delikatnie i powoli głaskały mnie po plecach.
- Ty mnie jeszcze kochasz?
- Oczywiście, że cię kocham... czemu o to pytasz?
- Sam widzisz, że nie jest między nami jak dawniej...
Gyu westchnął i mocniej mnie przytulił.
- Wiem... ale to nie zależy ode mnie Sungjong... Uwierz mi, że najchętniej rzuciłbym tą pracę w cholerę, ale nie mogę...
Wiem o tym. Mimo młodego wieku, mój chłopak odciął się od rodziców i chce utrzymywać się sam. Chce im udowodnić, że jest wartościowym, pracowitym i dojrzałym człowiekiem. Jestem z niego strasznie dumny i staram się mu w tym pomagać, ale nie zawsze daję radę. Czasem moja tęsknota za nim jest silniejsza i wtedy zamiast pomocy otrzymuje ode mnie kłótnie i bluzgi. 
- Jestem złym chłopakiem, prawda?
- Dlaczego tak uważasz?
- Nie masz we mnie w ogóle wsparcia. Jeśli chcesz, daj mi nadgodziny i razem to jakoś udźwigniemy...
- Pracujesz wystarczająco długo i ciężko... nie mogę dać ci dodatkowych godzin. 
- No to kiedy mamy mieć dla siebie chociaż chwilę?- czułem jak do oczu napływają mi łzy. Zawisłem nad chłopakiem, który w mgnieniu oka pogłaskał mnie po głowie i obdarował ciepłym uśmiechem. Wiedział, że to zwykle potrafiło mnie uspokoić. 
- Może nie gadajmy tyle i cieszmy się chwilą, którą mamy teraz.- Sunggyu zbliżył mnie do siebie i delikatnie całował mnie po twarzy... uwielbiam to. Nawet tak proste gesty sprawiały, że moje serce biło szybciej. 
- Nikt tu nie wejdzie?- jęknąłem, gdyż Gyu zaczął dobierać się do moich spodni. 
- Nie przejmuj się tym.- usiedliśmy... Sunggyu na skraju łóżka, ja okrakiem na nim. Całując mnie po nagiej klatce piersiowej dogadzał mi jak nigdy dotąd. Czyżby też mu tego brakowało? W sumie ostatni raz robiliśmy to dobre dwa miesiące temu. Szarpałem go za włosy i jęczałem wprost do ucha. Było mi tak cholernie dobrze... do tego jeszcze dochodziła myśl, że ktoś w każdej chwili może nas przyłapać, co kręciło mnie w sumie jeszcze bardziej. 
- Zróbmy to.
- Poczekaj do wieczora.
Starałem się cieszyć chwilą, ale nie mogłem. Pragnąłem tego wieczornego spotkania jak niczego innego. Dłoń chłopaka zaczęła poruszać się coraz szybciej. Oparłem głowę na ramieniu Sunggyu i zacisnąłem rękę na jego włosach. Czując jego zęby podgryzające moją szyję nie wytrzymałem i z głośnym sapnięciem doszedłem na jego garnitur. Zadowolony ze swojej roboty chłopak położył mnie na łóżku i poszedł do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Drżącymi z emocji dłońmi zapiąłem z trudem spodnie i zamglonym wzrokiem wpatrywałem się w sufit. Po przyłożeniu dłoni do nagiej jeszcze klatki piersiowej czułem jak mocno i szybko bije mi serce. Jego rytm był dokładnie taki sam, za każdym razem jak byłem blisko z Sunggyu. Uśmiechnąłem się lekko i przetarłem oczy. W tym czasie usłyszałem trzaśnięcie drzwi i byłem święcie przekonany, że był to mój chłopak. 
- Oho... czy to jakiś gratis do tego apartamentu?- o cholera. Zerwałem się na równe nogi i pospiesznie zacząłem zapinać uniform. Zapomniałem, że w tym pokoju miał dzisiaj ktoś zamieszkać. Gyu z lekkim uśmiechem przeprosił gościa i pomógł mi dojść do siebie. Na szczęście mężczyzna był wyrozumiały i zapewnił nas, że nikomu tego nie zgłosi. Chowając się za Gyu, który prowadził z nim rozmowę widziałem jak biznesmen bez przerwy na mnie zerka. Czułem się tym okropnie zażenowany i zawstydzony. 
- A ten chłopiec to..?- hm? Spojrzałem szybko na Gyu, który wytłumaczył mężczyźnie, że pracuje w tym hotelu i jestem boy'em hotelowym...inaczej mówiąc- pieskiem na posyłki. Po cholere o mnie wypytuje... nic mu do tego kim jestem. Chociaż jakby nie patrzeć też chyba chciałbym wiedzieć, kogo zastałem w półnagiej postaci w swoim pokoju. Kij z nim... mam nadzieję, że nie będzie mnie o nic prosił. Po kilku minutach opuściliśmy apartament.
- Ale wstyd... - Gyu zachichotał i szybko cmoknął mnie w czoło - Leć do domu... wpadnę po ciebie wieczorem.
- Obiecujesz?
- Skarbie... na pewno się o to postaram.- przytaknąłem i ruszyłem do pracowniczej szatni. Miałem nadzieję, że Sunggyu urwie się z pracy i spędzimy ten wieczór jak dawniej.


~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------

5 czerwca 2015

Sungjong & Sunggyu ~cz.4 [Nowa praca]



            Po wejściu do samochodu spojrzałem na uśmiechniętą twarz Sunggyu. Nie wiedziałem jak mam się zachować i co powiedzieć, żeby sobie nie zaszkodzić. W pewnym momencie chłopak pocałował mnie w policzek i odpalił samochód.
- Denerwujesz się?
- Trochę...
- Czym?
- Sam nie wiem.- hm... tym, że wywieziesz mnie Bóg wie gdzie i zgwałcisz?...Nie, to chyba nie w twoim stylu... przynajmniej tak mi się wydaje. Westchnąłem i wbiłem oczy w widok znajdujący się za oknem. Kocham Seoul nocą. Jak dla mnie, dzień mógłby w ogóle tu nie przychodzić. Nocą to miasto żyje zupełnie inaczej niż za dnia. Podczas dnia stolica Korei widzi setki ludzi biegnących do pracy, szkoły czy na uczelnie... nic specjalnego. A gdy tylko miasto spowija noc, rozpoczyna się prawdziwe, seoulskie życie, które tak bardzo uwielbiam i podziwiam z ogromnym zachwytem. Na ulice Seoulu wychodzi masa młodych ludzi, począwszy od zwyczajnych nastolatków, przez ulzzangi, do gwiazd k-pop'u. Od stoisk przepełnionych jedzeniem unosi się cudowny zapach smażonych, gotowanych czy grillowanych przysmaków. Do tego muzyka dochodząca z klubów, w których młodzi ludzie odreagowują codzienny stres... kocham to miasto.
- O czym tak myślisz?
- Hm?- przeniosłem oczy na chłopaka i mrugnąłem kilkakrotnie - Zastanawiam się dokąd mnie zabierasz.
- Mówiłem, że to niespodzianka. Cierpliwości Sungjong. 
Burknąłem i ponownie wbiłem wzrok w Seoul. Nie wiem dlaczego zachowywałem się przy nim jak rozkapryszone dziecko. Może było to coś w rodzaju obrony?...ale obrony przed czym? Może w ten sposób zakrywałem ogromny stres i zdenerwowanie? Niektórzy chichoczą jak chorzy, a ja się zachowuję jakbym miał okres... no cóż. Wyjechaliśmy z Seoulu. Bałem się. Wiedziałem, że Sunggyu mieszka w stolicy więc dlaczego wyjechaliśmy poza miasto? Gdzie on mnie do cholery jasnej wywozi? Spojrzałem na chłopaka, który z opanowaniem prowadził auto. Moja ręka powoli wędrowała na klamkę. Chciałem wyskoczyć? Sam nie wiem... nie myślałem w tej chwili.(włączamy)
- Co ty robisz?
- Gdzie my jedziemy?
- Sungjong...- chłopak zatrzymał samochód i złapał mnie za ręce - Nie ufasz mi?- milczałem. Znałem go zaledwie dwa tygodnie i nie wiedziałem czego mam się po nim spodziewać. Chłopak pogłaskał mnie po policzku i pocałował w czoło - Sungjong, odpowiedz.
- Ufam...
- To czemu tak się zachowujesz?
- W ten sposób ukrywam stres.- podniosłem niepewnie oczy i spojrzałem na Gyu. Chłopak uśmiechał się ciepło i głaskał kciukiem mój rozgrzany policzek.
- Boisz się, że coś ci zrobię?... Nie jestem gwałcicielem ani mordercą, spokojnie.
- Bardzo śmieszne...
- Odpowiadam na twoje niezadane jeszcze pytania.
- Jesteś pierwszą osobą, z którą się spotykam... chyba mam prawo się stresować...
Sunggyu zachichotał i delikatnie mnie pocałował.
- Słodki jesteś.- po tych słowach odpalił samochód i ruszyliśmy w dalszą drogę. Stres trochę ze mnie zszedł. Mimo że nadal znajdowałem się w środku ciemnego lasu i nie wiedziałem co się ze mną stanie, postanowiłem zaufać szefowi. Po kilku minutach samochód zatrzymał się. Gyu wyciągnął chustkę i skierował ją w moją stronę.
- Zakryj oczy.
- Co... czemu?
- Sungjong...- westchnąłem, po czym sięgnąłem po opaskę. Po chwili miałem ją już na oczach. Hm.. więc Gyu nie lubi patrzeć swoim ofiarom w oczy. W sumie nic dziwnego... gdybym kogoś gwałcił czy mordował też nie mógłbym patrzeć tej osobie w oczy... bałbym się, że później będzie mnie nawiedzać czy coś. Chłopak wysiadł z samochodu, po czym otworzył mi drzwi i pomógł wyjść. Bałem się. Nie chciałem by moje ciało zostało znalezione kilka dni po tym incydencie. Gnijące, podrapane, zbroczone krwią ciało... coś okropnego. I pomyśleć, że właśnie tak mam skończyć...
- Gyu, dokąd mnie prowadzisz?
- Za chwilę się dowiesz.- czułem pod nogami trawę. Od czasu do czasu słyszałem trzask łamanych gałązek. Nie chciałem w tej chwili się rozklejać, ale to było silniejsze ode mnie. Spod opaski zaczęły wypływać łzy.
- Sunggyu, chcę wracać...
- Hm?- zatrzymaliśmy się. Czułem jak dłonie Gyu wycierają moją twarz - Boisz się mnie?
- Powiedz, po co tak naprawdę mnie tutaj przywiozłeś...- chłopak westchnął, po czym stanął za mną i delikatnie odwiązał opaskę.
- Po to...- ujrzałem przed sobą panoramę Seoulu. Miasto z tej perspektywy wyglądało nieziemsko. Zrobiło mi się okropnie głupio i czułem się jak skończony idiota. Mimo to odwróciłem się w stronę chłopaka i niepewnie się do niego przytuliłem. Po chwili poczułem na plecach dłonie Gyu.
- Przepraszam...
- Co ty sobie dzieciaku myślałeś? Że wiozę cię tutaj, po to żeby cię zgwałcić?- nic nie odpowiedziałem... to chyba była wystarczająca odpowiedź, która raczej nie satysfakcjonowała chłopaka - W takim razie przykro mi...
- Gyu przepraszam...
Chłopak spojrzał na mnie i z lekkim uśmiechem pocałował mnie w nos. Nie wiedziałem jak wynagrodzę Sunggyu te podłe z mojej strony oszczerstwa.
- Nie przejmuj się tym.- chłopak złapał mnie za rękę i poprowadził praktycznie na sam skraj leśnej skarpy, gdzie znajdował się przygotowany koc, wino i o dziwo moje ulubione jedzenie. Widzę, że sporo się wysilił żeby się czegoś o mnie dowiedzieć. Gdy usiadłem, Gyu usiadł za mną okrakiem i mocno mnie przytulił. Czułem się cudownie. Mogłem podziwiać miasto, które tak bardzo uwielbiam, w ramionach osoby, którą kocham. Czułem jak nos Sunggyu pociera o tył mojej głowy. Co chwilę na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Nasze złączone dłonie tworzyły jedną, idealną całość. Można chyba powiedzieć, że jesteśmy parą... przynajmniej tak to odczuwam z mojej perspektywy. W pewnym momencie poczułem na karku ciepłe usta chłopaka. Jęknąłem cicho i odruchowo skuliłem się, czym wywołałem śmiech u tego durnia.
- Przestaaaań.
- To ty przestań się mnie wstydzić.
- Aishhh... nie denerwuj mnie.- uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na chłopaka. Ten jednak w przeciągu sekundy wbił się w moje usta. Niech się dzieje, co ma się dziać.... nie będę protestował. Odwróciłem się bokiem do Sunggyu i włączyłem się do zabawy. Gyu był niesamowicie czuły. Czułem się... tego nawet nie da się opisać słowami. Był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Pragnąłem czegoś więcej, ale moja nieśmiałość mi na to niestety nie pozwoliła. Poza tym sądząc po zachowaniu chłopaka widziałem, że nie zależało mu wyłącznie na tym, by mnie przelecieć. Widziałem, że do wszystkiego dojdziemy, ale małymi kroczkami... może to i lepiej.
   Tak upłynęła nam cała noc. Na drugi dzień oboje dotarliśmy do pracy z małym kacem i niesamowitym zmęczeniem. Najlepsze w tym wszystkim było to, że okropnie bolała mnie szczęka i język... za dużo całowania jak na pierwszy raz. Sunggyu prosił mnie, by nasz związek pozostał póki co tajemnicą. Ponoć podczas jakiegoś zebrania to ogłosi, ale póki co mam milczeć. Niech tak będzie. Może rzeczywiście lepiej nie mówić o takich sprawach w miejscu pracy. Po odświeżeniu się w pracowniczej łazience, wskoczyłem w uniform i z ogromnym uśmiechem na twarzy zabrałem się do pracy.


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------


Kochani, mam propozycję i tym samym pytanie do Was. Co Wy na to żebym założyła na fb coś w rodzaju fanpage'a mojego bloga? Tam pisałabym o nowo napisanym rozdzialne, prosiłabym Was o propozycje paringów itp. żeby nie robić bałaganu na blogu. Co Wy na to? Jeśli jesteście za tym, to proszę Was o propozycje nazwy...niestety nie mam na to pomysłu ;)
Buziaki ;*