15 czerwca 2015

Sungjong & Sunggyu~cz.6 [Nowa praca- Koniec]



                           Wiedziałem, że Sunggyu się nie pojawi. Zwykle tak bywało, że coś obiecywał, a później tego nie wykonywał. Ale rozumiem go... ma coraz więcej pracy i coraz mniej czasu dla mnie i rodziny. Strasznie mnie to boli, ale nic niestety nie mogę z tym zrobić. Chciałbym jedynie choć jeden dzień spędzić z Gyu tak jak kiedyś, ale jak to zrobić? Nie zorganizuję kolacji, wyjazdu za miasto czy romantycznej i upojnej nocy, bo Gyu i tak się nie pojawi. Miałem ochotę rzucić tą pracę i namówić do tego samego mojego chłopaka. Ze mną byłoby łatwo... gorzej z nim. Znaleźć taką posadę w tak młodym wieku? Nie jeden może mu tego pozazdrościć. Wiem, że żadna siła nie przekona go do rzucenia tej roboty. 
     Właśnie szedłem korytarzem na piątym piętrze i myślałem o tym jak zwabić do siebie Sunggyu. Uwielbia wręcz jak siadam na nim, obejmuję go za szyję i mruczę mu do ucha słowo "Hyung". Wtedy dzieją się z nim takie rzeczy, o których nawet nie jestem w stanie myśleć, a co dopiero mówić. Na samo wspomnienie naszych stosunków cały się czerwienie i od środka dosłownie płonę. 
- Sungjong!
Hm? Zamyślony potrząsnąłem głową i odwróciłem się w stronę dobiegającego głosu. W moim kierunku szedł upaćkany czarną mazią Hoya. Chłopak pracuje w pięciogwiazdkowym hotelu, a wygląda jakby wyszedł właśnie z zakładu samochodowego. 
- Co jest?
- Idź do 576... gość prosi żeby zabrać od niego rzeczy do prania.
- Dlaczego ja?... Nie powinny robić tego pokojówki?
- Jest po 17-stej... wszystkie już poszły do domu. Zajmie ci to dosłownie chwilę.
- Mhm...- przytaknąłem i jeszcze raz dokładnie przyjrzałem się koledze - Co robiłeś, że jesteś taki brudny?
- Naprawiałem hotelową taksówkę... aishh... dobra, lecę się myć i do domu, narazie.
- Pa...- nie chciało mi się zbytnio iść po to pranie, zwłaszcza, że byłem już po pracy, a czynność ta nie należała do moich obowiązków, ale trudno. Zaraz... stanąłem przed wskazanymi przez kolegę drzwiami. Był to pokój, w którym ostatnio zabawiałem się z Sunggyu. Ale wstyd... mam nadzieję, że tamten gość pojechał i jest tu teraz ktoś nowy. Wziąłem głęboki oddech i po zapukaniu z nadzieją, że nikogo nie ma w apartamencie, wszedłem do środka. Po dokładnym przejrzeniu pokoju odetchnąłem z ulgą i zacząłem zbierać brudne ubrania. 
- Co za brudas...
- Nieładnie nazywać tak gościa.- fuck... co jest z tym kolesiem nie tak? Zawsze wie, kiedy zrobić wielkie wejście. 
- Przepraszam...- odwróciłem się w stronę mężczyzny i po głębokim ukłonie postanowiłem kontynuować rozpoczętą wcześniej czynność. Czułem na sobie spojrzenie biznesmena. Nie wiem czemu, ale odczuwałem niepokój i powiem szczerze, że trochę bałem się przebywać z nim sam na sam. Zupełnie tak jakbym wiedział, że stanie się coś złego. 
- Długo tu pracujesz?
- Nie... dopiero pół roku.- co go to interesuje do cholery? Niech się lepiej zajmie swoimi arcyważnymi wykresami, w których był cały jego pokój. 
- A jak tam twoje kontakty z kolegami z pracy? Spędzacie ze sobą czas poza hotelem?
- Nie.... mówię im jedynie "cześć", to wszystko...- wal się kurde. Przyszedłem tylko po twoje śmierdzące rzeczy, a nie na pogaduszki. Coś mi tu śmierdziało...i nie, nie było to pranie tego buca. Cała ta sprawa wydawała mi się nieco dziwna - Ja już pójdę...- ukłoniłem się, spoglądając na uśmiechniętą twarz mężczyzny i czym prędzej ruszyłem w stronę drzwi - Dlaczego są zamknięte? 
Pan Kim... tylko tyle o nim wiem... podniósł się z kanapy i z cwaniackim uśmiechem goszczącym na jego twarzy podszedł do mnie i oparł mnie o drzwi. Czułem jak serce rozsadza mi ze strachu klatkę piersiową. Czego on do cholery chce? Seksu? Niech spieprza, nie dam się tak łatwo. Mimo niepozornego wyglądu, miałem w sobie na tyle siły, by się z nim szarpać tak długo dopóki mi ktoś nie pomoże. Najgorsze jest to, że znajduję się na piątym piętrze... nikt tu praktycznie nie zagląda. Jednak jak dzieje mi się krzywda potrafię się drzeć jak opętany. 
- Zostań ze mną jeszcze chwilę.
- Proszę mnie stąd wypuścić...
Czułem, że nie będzie z nim tak łatwo. Mężczyzna naparł kolanem na moje krocze, a ręką szczelnie zakneblował mi usta. Czułem zapach jego wielkiej, spoconej dłoni. Bałem się jak nigdy dotąd. Kim patrzył mi w oczy i zaplutymi wargami szeptał coś pod nosem, jednak byłem tak przestraszony, że nie docierało do mnie żadne jego słowo. 
- Lubię takich chłopców jak ty.- mężczyzna zbliżył twarz do mojej. Czułem zapach jego perfum pomieszanych z potem, powstałym zapewne w wyniku ekscytacji. Nie wytrzymałem... czułem co ze mną zrobi. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie miałem czym oddychać, gdyż ręka tego fetyszysty zasłaniała moje usta i kawałek nosa - Hm... jesteś taki śliczny, a tak bardzo nic nie warty...- jego kolano w tym czasie mocno napierało na mojego członka, co wywoływało u mnie jeszcze większą falę bólu i łez - Zwyczajny chłopiec na posyłki... hm.. można by powiedzieć, że jesteś psem... zwyczajnym, nic nie wartym kundlem, mam rację? 
Sunggyu... ktokolwiek... błagam do cholery, niech mnie ktoś stąd zabierze! Kim sprawiał mi coraz większy ból. Chciał, żebym w końcu zaczął krzyczeć... dostał to... stłumiony, błagający rozpaczliwie o pomoc krzyk. Wsłuchiwał się w niego, jakby był to najcudowniejszy dźwięk na świecie. Jego tortury dopiero się zaczynały, a ja już miałem dość. Chciałem znaleźć się w ramionach Sunggyu... chciałem znów czuć się bezpiecznie... jednak mimo tak błahego na pozór pragnienia nie otrzymałem tego. W zamian za to mężczyzna rzucił mną o łóżko i pospiesznie związał usta kawałkiem materiału leżącym obok nas. Nie miałem siły się ruszyć. Ból i strach paraliżowały moje słabe ciało. Kim nie marnował żadnej sekundy. Usiadł na łóżku i jednym ruchem zdjął ze mnie spodnie od uniformu wraz z bielizną. Czułem ogromny wstyd.
- Będziesz mi utrudniał zadanie, czy przyjmiesz to z pokorą psie?- wiedziałem, że nie mam z nim żadnych szans. Mimo to coś pchnęło mnie do tego, bym próbował walczyć z mężczyzną. Zerwałem się z łóżka i obijając się o meble znajdujące się w pokoju szukałem wyjścia - Wracaj tutaj...
Złapałem za klamkę i pociągnąłem drzwi w swoją stronę... zamknięte. Oparłem głowę o wejście i zacząłem płakać... poddałem się. To koniec walki z tym zboczeńcem. Nikt mnie tutaj nie znajdzie i nikt mi nie pomoże. Bałem się bólu związanego z gwałtem... zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Sunggyu zawsze robił to niesamowicie delikatnie, a Kim?...po nim można spodziewać się wszystkiego. Usłyszałem za sobą donośne sapanie, które przyprawiało mnie o gęsią skórkę... czułem, że po tym wszystkim będę je słyszał każdej nocy w najgorszych koszmarach. Poczułem nagłe szarpnięcie i przywarłem plecami do klatki piersiowej mężczyzny. Ten mocno mnie trzymając zaczął mi dogadzać, ale po raz pierwszy nie odczuwałem przy tym żadnej przyjemności. Szarpiąc się znów zacząłem krzyczeć, ale to tylko bardziej podniecało biznesmena. Po rzuceniu mną o biurko zdjął szybko spodnie i jednym ruchem wszedł we mnie, czym wowałał u mnie prawdziwą falę wrzasku. W życiu nie czułem tak ogromnego bólu... dlaczego to musiało dotknąć akurat mnie? Czym zawiniłem? Poruszając się we mnie, Kim patrzył mi głęboko w oczy i śmiał się... śmiał się z mojego poniżenia i przegranej. Miałem dość... Mimo wszystko starałem się walczyć. Przez uciskający moje usta materiał zacząłem błagać o pomoc. Starałem się krzyczeć najgłośniej jak tylko mogłem, ale zostałem za to ukarany. Kim bił mnie pięściami na oślep i momentami podduszał. Byłem pewien, że nie przeżyję tego ataku, a jak jakimś cudem to mi się uda, będę wrakiem człowieka niedopuszczającym do siebie nikogo. W pewnym momencie poczułem ciepłą ciecz spływającą po moich pośladkach. Kim zebrał krew na palce i śmiejąc się wytarł ją o moją klatkę piersiową. Czułem jak słabne... ból był naprawdę nie do zniesienia. Przez ten cały czas starałem się mysleć o Gyu i o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo chciałbym przy nim teraz być. Co ja mu powiem? Co, jak pomyśli, że go zdradziłem?
Czułem jak mężczyzna rozrywa moje wejście. Z moich ust wydobył się jedynie jęk... nie miałem siły krzyknąć. Wiedziałem, że skończył. Po nałożeniu spodni, Kim zniknął za drzwiami łazienki. Słyszałem jedynie napływającą do wanny wodę. Chciałem wstać i uciec, ale nie mogłem się ruszyć... nie mogłem nawet złożyć nóg. Błądząc dłońmi po dywanie płakałem i przepraszałem za to Sunggyu. Bałem się, że nie wybaczy mi tego, że go zdradziłem... wbrew sobie, ale jednak zdradziłem.
- Jak tam psie?- przełknąłem z trudem ślinę i spojrzałem na stojącego nad sobą mężczyznę, który jednym ruchem podniósł mnie z zakrwawionego dywanu i rzucił mną do wspomnianej wcześniej wanny. Woda wypełniająca ją była niesamowicie zimna. Zamglonymi oczyma widziałem jak moje ciało robi się sine z zimna. Skończył?... Może już po wszystkim? Spojrzałem na drzwi, w których pojawił się Kim. Trzymał w ręku hotelowy scyzoryk i lekko się uśmiechał. W końcu kucnął obok mnie i złapał moją rękę, w której po chwili zatopiło się ostrze przedmiotu. Byłem na tyle wyziębiony i zmaltretowany, że nawet nie czułem bólu rozcinanej skóry. Po kilku głębokich nacięciach mężczyzna nachylił się do mnie i szepnął, że upozoruje moje samobójstwo. Dlaczego? Czemu tak bardzo zależało mu na mojej śmierci? Czym ja mu zawiniłem? Nie chcę umierać... to nie jest jeszcze moja pora. Mam za dużo planów na przyszłość. Mam plany związane z Sunggyu... nie wyobrażam sobie nawet tego, że nigdy więcej go nie zobaczę.
Większa powierzchnia łazienki i woda, w której się znajdowałem wypełniona była krwią lecącą z moich rąk, klatki piersiowej i ud. Bałem się śmierci, a czułem, że jest już ona bardzo blisko. Po kilku długich minutach Kim złapał mnie za włosy i z szerokim uśmiechem na twarzy uderzył moją głową o ścianę...

[Sunggyu]
Dochodziła już 19-sta. Chciałem zabrać Sungjonga do siebie na noc, ale po przeszukaniu całego hotelu nigdzie nie mogłem go znaleźć. W końcu sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do jednego z kolegów mojego chłopaka.
- Słucham.
- Hej... nie wiesz, gdzie podziewa się Sungjong?
- Hm... jak ostatni raz go widziałem, to szedł do 576 po pranie gościa. Może zwinął się już do domu?- westchnąłem i rozłączyłem się. Mimo wszystko postanowiłem sprawdzić, czy nie ma tam Sungjonga. Po zapukaniu do pokoju wszedłem do środka i rozejrzałem się... nikogo jednak w nim nie było.
- Sungjong?
Stanąłem na środku salonu i wsłuchałem się w dziwną ciszę ogarniającą ten pokój. Do moich uszu dobiegł odgłos szlochania i jęków wywołanych bólem. Rzuciłem się w stronę dobiegających dźwięków i zamarłem z przerażenia. Zastałem leżącego nago w wannie Sungjonga pokrytego ranami i ociekającą krwią. Część jego głowy była totalnie zmiażdżona. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć, jednak pierwszym odruchem był telefon po pomoc. Po tym wyciągnąłem chłopaka z wody i okryłem go kocami i kołdrą. Sungjong mamrotał coś pod nosem.. rozumiałem jedynie tyle, że mnie przeprasza i że nie chciał tego, co się stało. Wtuliłem go w siebie i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nie mam pojęcia, co tutaj się stało i chyba nie chcę wiedzieć. Wiem jedynie tyle, że to bydle zapłaci za to, co zrobił Sungjongowi. Teraz myślałem tylko o tym, by mu pomóc. Bałem się, że go stracę... cholernie bałem się tego, że trzymam go w objęciach po raz ostatni. Wiem, że jak go zabraknie jakaś część mnie umrze razem z nim, a po pewnym czasie tęsknota będzie tak ogromna, że pójdę do piachu razem z nim. Nie mogę tak myśleć. Muszę wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze.
Po przyjeździe karetki mój skarb został zabrany prosto do szpitala. Po wielogodzinnej operacji otrzymałem wiadomość od lekarza, że wszystko poszło zgodnie z planem, jednak decydujące dla chłopaka będą godziny spędzone na sali pooperacyjnej. Nie odstępowałem go nawet na sekundę. Bałem się, że zniknę na kilka minut, a on w tym czasie odejdzie.. nie mogłem pozwolić na coś takiego.
   Mijały minuty, godziny, dni... aż wizytą w szpitalu dobiliśmy równego miesiąca. Sungjong odzyskał przytomność po czterech dniach. Opowiedział mi o wszystkim, później te same zeznania przekazał policji. Miałem szczerą nadzieję, że Kim zgnije w więzieniu, ale póki co skupiałem całą swoją uwagę na leczeniu Sungjonga, który z dnia na dzień robił coraz większe postępy. Jedyne co mnie bolało, to to, że mało ze sobą rozmawialiśmy... zupełnie tak, jakby chłopak stracił zaufanie nawet do mnie. Wiem, że całe to wydarzenie źle odbiło się na jego psychice i go rozumiem, ale jak mam mu pomóc skoro nie chce ze mną rozmawiać? Mimo to staram się być wyrozumiały i cierpliwy. Wiem, że po czymś takim potrzebuje czasu i dam mu go tyle ile będzie trzeba... W końcu każdy prawdziwy i trwały związek wymaga cierpliwości, poświęceń i zrozumienia...


~Koniec.
--------------------------------------------------------------------------------------------------


6 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam sie takiego zakończego ;;
    GENIALNE
    /Nawn

    OdpowiedzUsuń
  2. Łooo faken
    Wiedziałam, wiedziałam, że będzie coś, co mje dobije! Ahgr, wiem, że to tylko opowiadanie, ale tacy skurwysyni jak ten Kim niestety są prawdziwi.
    Agh, ale cieszę się, że między ta dwójką jest/będzie dobrze, tylko szkoda, że tak szybko zakończyłaś :C
    Czekam na kolejne opowiadanie! Psst, mam nadzieję, że BangLo xDDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś tak wiedziałam, że ten gość będzie próbował go zgwałcić xD. No wiedziałam xD. Dobra, było tragicznie, ale przynajmniej skończyło się nie najgorzej ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Opuszcxam trgo bloga, bo każde opowiadanie kończy się śmiercią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejuniu, tak! Nie umarł! Tak wielu bohaterów twoich opowiadań umiera, że to prawie masochizm czytać je, gdy przy każdej śmierci boli serduszko :| Ale to opowiadanie bardzo mi się podoba :)
    Weny i czasu!
    H.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam wcześniej kilka twoich ff i sama uspokajam siebie mówiąc że w ostatnim rozdziale zawsze się coś dzieje... Ale to mnie wgniotło w beton. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń