26 sierpnia 2014

Bang & Zelo



      Bang YongGuk- płatny morderca, który na rozkaz swojego szefa zabije każdego. Za każdym razem gdy otrzymywał zlecenie wykonywał je jeszcze tego samego dnia. Z zimną krwią mordował kogo popadnie. Dziś szef kazał mu porwać młodego chłopaka, a następnie do niego przywieźć. Zaproponował mu bardzo dużą sumę pieniędzy, taką jakby miał porwać samego prezydenta. Dzieciak miał bardzo bogatego ojca. Szef Banga wiedział,że aby odzyskać kochanego synka mężczyzna zapłaci bardzo dużą sumę pieniędzy.
YongGuk właśnie czekał przed prywatną, Seoulską szkołą i czekał na chłopaka. Ubrany w dżinsowe rurki, wytarty t-shirt i skórzaną kurtkę czekał oparty o swoją czarną limuzynę. Zadzwonił dzwonek....ze szkoły wybiegła grupa uczniów wsiadająca pospiesznie do limuzyn swoich bogatych rodziców.
- Gdzie ten gnojek...- syknął Bang i spojrzał na zdjęcie chłopaka,które wcześniej wręczył mu szef. Wesoła, blada buźka, burza blond loczków i cudownie śmiejące się oczy. Bang podniósł głowę i rozejrzał się za ofiarą. Jest....jako jeden z ostatnich nastolatek opuścił powolnym krokiem mury szkoły. Gdy zobaczył,że nikt po niego nie przyjechał westchnął i nadymał policzki.
- No to do roboty...- mężczyzna podszedł do chłopaka i złapał go za rękę.
- Co pan wyprawia ?!- oburzył się nastolatek i odskoczył od Banga na dobre dwa metry.
- Twój ojciec kazał mi ciebie odebrać ze szkoły...także nie wydziwiaj i wskakuj do samochodu. 
- Na pewno ? A co z moim stałym kierowcą ?
- Rozchorował się...chodź nie mamy czasu. - po tych słowach Bang zasiadł za kierownicą. Chłopak natomiast stał przed drzwiami i jak to rozpieszczony nastolatek,czekał aż ktoś otworzy mu drzwi. - Na co czekasz ?
- Widać, że jesteś nowy....otwórz mi drzwi.
- Żartujesz sobie ? 
- To należy do twoich obowiązków...
Bang aby się nie zdradzić wysiadł i posłusznie otworzył blondynowi drzwi. Gdy chłopak usiadł ten zapiął mu pasy co bardzo rozbawiło ucznia.
- Z czego się śmiejesz ?
- Z ciebie...akurat pasy zapinam sobie sam. 
- Nie denerwuj mnie...dobrze ci radzę...- po tych słowach usiadł za kierownicą, zamknął od wewnątrz drzwi i ruszył z piskiem opon.
- Wiesz co...nie chcę mi się dzisiaj jechać na karate...pojedźmy sobie gdzieś. 
- A co na to twój ojciec ?
- Powiesz mu,że byłem na zajęciach...jestem już zmęczony tymi obowiązkami. 
- No dobrze...em...przypomnij mi jak się nazywasz. 
- JunHong....ale wszyscy mówią na mnie Zelo.
- No racja...to JunHong...gdzie chcesz jechać ?
- Gdziekolwiek...muszę lepiej poznać mojego kierowcę. - chłopak uśmiechnął się i zaczął bawić się telefonem.Bang natomiast westchnął. Jeszcze nigdy jego ofiara nie była tak młoda i urocza. Nie chciał oddawać Zelo w ręce szefa, bo wiedział jakie ten bydlak ma zamiary. Jednak musiał wykonać zlecenie...w innym wypadku śmierć groziłaby jemu.
- Niedaleko jest fajna kawiarnia....masz ochotę na coś słodkiego i na kawkę ?- Bang spojrzał w lusterko, w którym odbijała się uśmiechnięta twarz nastolatka.
- Yhym... tylko czekaj przebiorę się. - Zelo wyciągnął z plecaka luźniejsze ubrania i zamienił szkolny mundurek na rurki i luźną bluzkę. Na to wszystko narzucił sweterek i znoszone trampki. YongGuk zajechał pod kawiarnię i otworzył chłopakowi drzwi.
- To zapraszam pana. 
Zelo wyskoczył z samochodu, złapał mężczyznę za rękę i zaciągnął go do środka w najciemniejszy i najbardziej intymny kącik. Po otrzymaniu ciastek i kaw nastolatek zabrał się za jedzenie. Bang natomiast wpatrywał się w niego uważnie i myślał jak nie dopuścić go do szefa.
- Czemu nie jesz ?
- Hm ? - YongGuk pokręcił głową i spojrzał w szczęśliwe oczy JunHonga.
- Nie smakuje ci ?
- Co...aaa...nie nie, już jem. 
Zelo zachichotał, nabrał ciasta na łyżeczkę i umieścił ją w ustach Banga.
- Pyszne, prawda ?
- Yhym...jest naprawdę dobre.- chłopcy zaśmiali się i zaczęli karmić się nawzajem. Po zjedzeniu całej gabloty ciastek i wypiciu sześciu kaw Bang przeczesał loczki nastolatka i się uśmiechnął.
- I co żarłoku ? Nie jest ci niedobrze ?
- Umrę chyba...
- Zamówić ci herbatę ?
- Y y...jedźmy już do domu.
Do domu....no tak....Bang zapłacił, wziął chłopaka w talii i usadził go w samochodzie. Następnie do niego wsiadł i ruszył na obrzeża Seoulu.
- Gdzie jedziemy ?...mieszkam w zupełnie innej części Seoulu.
- To niespodzianka. 
- Ooo z jakiej okazji ?
- Bez okazji...- Bang wręczył chłopakowi opaskę -Nałóż ją na oczy i nie podglądaj.
Ufny i zapatrzony w kierowcę Zelo posłusznie nałożył na oczy opaskę. Czuł lekki dreszczyk i całą drogę zgadywał jaką niespodziankę ma dla niego mężczyzna. Po godzinie limuzyna zajechała na posesję szefa Banga. YongGuk złapał chłopaka w talii i powoli wprowadził go do środka. Gdy weszli do gabinetu szefa ściągnął opaskę z oczu Zelo i odsunął się na bok.
- Bangi....gdzie my jesteśmy i kto to jest ?- zapytał zaciekawiony chłopak i wskazał na łysego mężczyznę palącego papierosa za papierosem.
- Bangi ?....widzę,że się do siebie zbliżyliście...- mężczyzna wstał i podszedł do nastolatka.
- Tak jakby szefie...
- Szefie ?....Bang kto to jest ?- oczy Zelo wypełniły się łzami.
- Zelo przepraszam...- Bang spuścił głowę, bo nie mógł znieść widoku przerażonego nastolatka.
- Skończcie, bo się porzygam....a tobie Bang za takie zaangażowanie się obcinam 50 tysięcy z tego zlecenia.
- Tak jest szefie...
- YongGuk do cholery !- JunHong zaczął płakać i bezskutecznie bronić się od obleśnych łap mężczyzny, które dotykały jego delikatnego ciała. Bang nic nie mówił...bardzo chciał pomóc chłopakowi,ale bał się bardzo groźnego i wpływowego szefa.
- Zamknij się bo oberwiesz po tej ślicznej buźce...
- Niech pan mnie zostawi ! Bang, pomóż mi ! 
- Nie mogę...- z oczu YongGuka poleciały grube łzy. Szef uśmiechnął się pod nosem i rzucił Zelo na biurko. Zaczął zrywać z niego ubranie i drapać po bladym ciele.
- Bang chodź tutaj.
Jak posłuszny pies, Bang stał już koło swojego szefa.
- Ty to z nim zrobisz.
- Co...co zrobię...
- Wyruchaj go...należy ci się.
- Nie...błagam....zostawcie mnie...- Zelo trząsł się, a z jego oczu nieprzerwanie leciały łzy.
- Stul pysk powiedziałem !- mężczyzna wrzasnął i uderzył chłopaka w brzuch.
- Niech pan go nie bije...
- Słucham...
- Proszę żeby pan go nie bił...
Mężczyzna parsknął śmiechem i poklepał Banga po policzku.
- Dobra odejdź...- po tych słowach wszedł z całej siły w ciasnego nastolatka i zaczął go bardzo brutalnie pchać. Zelo krzyczał, płakał i błagał wstrząśniętego Banga o pomoc. YongGuk nie mogąc na to patrzeć poszedł w kąt pokoju i zaczął płakać.
- To boli !!- mężczyzna odwrócił głowę i zobaczył dochodzącego na brzuch nastolatka szefa. Zadowolony poklepał ledwo żywego Zelo po policzku i się ubrał.
- Wieczorem powtórka gnojku...dopóki twój tatuś nie zapłaci okupu. Bang zajmij się nim.- mężczyzna opuścił pokój. YongGuk spojrzał na sponiewierane ciało nastolatka i delikatnie go w siebie wtulił. Czuł jak po jego szyi spływają zimne łzy Zelo.
- Okłamałeś mnie...- szepnął nastolatek i zamknął oczy.
- Przepraszam....wszystko ci wytłumaczę...- Bang spojrzał na chłopaka i pogłaskał go po policzku - Nie zasypiaj Zelo...otwórz oczka...
- Boli...
- Wiem...ale błagam cię nie zasypiaj...- YongGuk ubrał chłopaka i usiadł z nim na kanapie.
- Dlaczego mnie okłamałeś...- blondyn szeptał i zaciskał kurczowo rękę na bluzce Banga.
- JunHong....ja....jestem płatnym mordercą....szef kazał mi cię porwać i tutaj przywieźć....będzie cię gwałcił dopóki twój ojciec nie wpłaci okupu...da mu pewnie na to 48 godzin...jak nie zapłaci będzie mi kazał ciebie zabić...
Nastolatek podniósł lekko głowę i spojrzał nieprzytomnym spojrzeniem na chłopaka.
- Zabiłbyś mnie jakby ci kazał ?
- Po tym jak cię poznałem nie mógłbym tego zrobić...
- Wtedy zrobi krzywdę tobie Bangi...
- To nic Zeloś... za to co robiłem należy mi się długa i bolesna śmierć...
- Nie mów tak...- nastolatek był bardzo zauroczony mordercą. Podniósł obolałą rękę i pogłaskał go po policzku - Bangi ?
- Tak ?
- Ucieknijmy stąd....razem...
- I co...później każde pójdzie w swoją stronę ? Ty do willi ojca,a ja do mojego mieszkanka ? Będę musiał się ukrywać jak szczur żeby nie zginąć...
- Zamieszkam z tobą...jak po ciebie przyjdą to zabiją od razu nas obu...
- JunHong....o czym ty dzieciaku mówisz,hm ?
- Podobasz mi się...nie chcę wracać do ojca...ciągle tylko szkoła, zajęcia poza lekcyjne, bankiety i udawanie perfekcyjnego synka przed tymi bogatymi bufonami...mam tego dość...
- Znamy się kilka godzin....do tego powiedziałem ci,że morduję ludzi...
- Nie przeszkadza mi to...wiem,że mnie byś nie skrzywdził...
- No to prawda...nie wiem co takiego w sobie masz gnojku, co mi się tak podoba.
Zelo lekko się uśmiechnął i delikatnie pocałował Banga. Następne kilka godzin obmyślali plan opuszczenia rezydencji tak,by nie zostać zauważeni przez szefa i jego wspólników. Gdy się ściemniło Bang krętymi i ciasnymi korytarzami prowadził Zelo do wyjścia. Sprytnie omijali ochronę i kamery. Gdy wyszli na dwór Bang złapał mocniej nastolatka za rękę i szepnął.
- Przeszliśmy całą rezydencję,więc na dworze też damy radę... tylko mocno się mnie trzymaj i rób to,co ci mówię, dobrze ?
- Dobrze...
- Daj dzióbka. - Zelo posłał chłopakowi ciepły uśmiech i delikatnie go pocałował. Po tym miłym geście chwycili się za ręce i szybkim krokiem ruszyli do tylnego wyjścia.
- Oj Bangi Bangi....po tylu latach tak po prostu uciekasz ?- oczy YongGuka szeroko się otworzyły. Odwrócił się w stronę dobiegającego głosu i schował za sobą przerażonego nastolatka.
- No co ?....teraz nic nie powiesz ? - prawa ręka szefa podeszła do Banga i wymierzyła mu pistoletem w głowę.
- Niech pan go nie krzywdzi....błagam...- roztrzęsiony JunHong delikatnie odsunął pistolet od głowy mężczyzny i wymierzył go w ziemię.
- Ojj jak słodko...szkoda by było jakbym ci zabił teraz chłopaka,co ?
- Niech pan zabije mnie...proszę zostawić Banga...
- Zelo cichutko...- YongGuk cmoknął nastolatka w czoło - Nie cwaniakuj tylko daj nam odejść...
- Żartujesz sobie ?- mężczyzna parsknął śmiechem i znów przyłożył zimny pistolet do skroni Banga.
- Wypuść chociaż Zelo...on wam nic do cholery nie zrobił...
- Hmm....no dobrze....ale najpierw popatrzy jak zdychasz. 
- Zostaw go błagam cię ! Zrobię wszystko,tylko go zostaw !- nastolatek mocno tulił YongGuka i płakał jak bezbronne dziecko.
- Odsuń się szczylu bo też oberwiesz...
- I dobrze ! Jeśli chcesz go zabić to mnie też !
- JunHong spokojnie...on cię stąd wypuści...wróć od razu do domu,dobrze ?- Bang złapał blondyna za ramiona i go od siebie odsunął.
- Bangi błagam cię...chcę być z tobą...
- Ja pierdole, skończcie już...- po słowach mężczyzny rozległ się głośny strzał. Na ziemię, tuż przed nogami nastolatka upadł postrzelony w głowę YongGuk. JunHong klęknął i zaczął głaskać zimną twarz chłopaka.
- Bangi....Bangi popatrz na mnie...słyszysz ?- z jego oczu płynęły łzy,a ręce strasznie się trzęsły.
- Zdechł...jak chcesz stąd wyjść to spieprzaj,bo będę miał problemy.
- Jak mogłeś...
- Hm ?
- Jak mogłeś go zabić ?! 
- Zamknij mordę, bo szef usłyszy...
Zelo posadził ciało martwego chłopaka i mocno go przytulił. Do tego wrzeszczał i błagał,by ten się obudził.
- Zamknij tą mordę...
- Nie ! Niech twój szef to usłyszy ! Mam to głęboko w dupie !
Kolejny strzał....Zelo spojrzał na mężczyznę i upadł na ciało YongGuka. Ostatkiem sił, zaplótł palce z kochankiem i odszedł....Zadowolony morderca zepchnął ciała ze znajdującego się obok posesji klifu i wrócił do swoich obowiązków...

~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





23 sierpnia 2014

N & Ravi



        HakYeon, młody i wiecznie szczęśliwy Koreańczyk przesiadywał właśnie w kuchni przed laptopem. Cztery lata temu postanowił wyprowadzić się od rodziców i się usamodzielnić. Wtedy też wykrzyczał im,że jeszcze zobaczą go na wielkiej scenie i w końcu będą z niego dumni. Yeon chciał zostać piosenkarzem. Jak to bywało w Korei...oczywiście k-pop'owym. Odkąd poszedł do gimnazjum zaczął umieszczać w internecie swoje nagrania. Kilka razy brał udział w szkolnych konkursach, chodził na przesłuchania do wytwórni....jednak nikt nie chciał podejmować z nim współpracy. Miał wiele chwil załamania i zwątpienia, ale nie poddawał się. Obiecał sobie,że udowodni rodzicom, że coś potrafi i umie zrealizować postawione wcześniej przez siebie cele. Po dwóch latach zrezygnował ze studiów, znajomych i ogólnie pozbawił się życia towarzyskiego. Jego cała uwaga skupiona była tylko i wyłącznie na muzyce, piosenkach, komponowaniu i śpiewaniu. Jako że ciężko pracował podczas każdych wakacji stać go było na wybudowanie domowego studia, w którym mógł realizować swoje pomysły, by później w jak najlepszej formie zamieszczać je w internecie.
Właśnie przeglądał swój kanał na youtube'ie, jednocześnie zerkając na twittera i pocztę.
- O...dostałem maila.- westchnął chłopak i spojrzał na nadawcę - Kim Ravi....o boże.- Kim WonSik, działający w branży muzycznej jako Ravi. Był największą szychą promującą młode talenty. Yeon trzęsącymi się rękoma otworzył od niego wiadomość.
  
"Hej Yeon,
od dłuższego czasu obserwuję twój kanał na yt i śledzę twittera. Chciałbym podjąć z Tobą współpracę. Jeśli jesteś zainteresowany zapraszam do mojego mieszkania...chyba każdy wie gdzie się ono znajduje ;) czekam na Ciebie jutro o 18. "

Chłopak otworzył szeroko oczy. Czytał maila kilka razy,bo nie mógł uwierzyć, że spotkało go coś tak wspaniałego.
- W co ja się jutro ubiorę...- chłopak,jako że mieszkał sam często prowadził ze sobą monologi. Wstał od stołu i pobiegł do garderoby. Przekopał ją we wszystkie możliwe strony, by znaleźć coś naprawdę oszałamiającego. Po znalezieniu odpowiedniego stroju poszedł do studia. Wszystkie teksty i nuty schował do teczek i zapakował je do plecaka.
Noc dla Yeona była dość męcząca i dłużyła się w nieskończoność. Chłopak cały czas myślał o tym,że spotka swojego ukochanego producenta...mało tego...będzie u niego w mieszkaniu. Ravi oprócz tego,że świetnie potrafił wykonywać swój zawód słynął również z tego,że lubił podrywać swoich wychowanków. Na samą myśl o tym, Yeona przeszły ciarki. Producent podobał mu się od wielu lat i często wyobrażał sobie intymne scenki z nimi w roli głównej. Na samą myśl o nim HakYeona przechodziły ciarki,a ciało wypełniało przyjemne ciepło. Chłopak przygryzł wargi i dał nogi do środka.
- Jezus znowu...?- jęknął Koreańczyk i usiadł. Jego krocze było nabrzmiałe i pobudzone. - Jak ja tam jutro pójdę jak wycinasz mi takie numery...- tak...rozmowa z przyrodzeniem to coś co Yeon praktykował codziennie. - No dobra...ale żeby mi to było ostatni raz...
Po tych słowach chłopak rozebrał się i zaczął sobie dogadzać myśląc tym samym o Ravim. Wyobrażał sobie, że chłopak siedzi za nim, delikatnie pieści jego drżące ciało i mruczy mu do ucha tym swoim niskim, niesamowicie podniecającym głosem. Ta wizja doprowadziła go do dość obfitego orgazmu. Spełniony i zadowolony opadł na łóżko i kontynuował swoje sprośne myśli...

*
Następny dzień upłynął chłopakowi dość szybko. Powtarzał teksty, rozgrzewał głos,a do tego stroił się i pachnił jak panienka. Po całym dniu przygotowań ruszył do mieszkania producenta. Gdy stał przed drzwiami, jego ciało zalał pot,a serce rozwalało mu klatkę piersiową. Wahał się czy aby na pewno zapukać. Z zamyślenia wyrwał go niski, spokojny głos....ten sam głos, o którym chłopak myślał codziennie. 
- Hej...długo masz zamiar tak jeszcze stać ?- Yeon podniósł szeroko otwarte oczy. Stał przed nim idealny, nieziemsko przystojny Ravi. Gdy producent posłał mu swój cwaniacki uśmiech, chłopak otworzył usta, a do jego oczu napłynęły łzy. WonSik chichocząc zamknął usta chłopaka, złapał go w talii i wprowadził do mieszkania. 
- Chodź do salonu i myślę, że przejdziemy od razu do rzeczy. 
- Do...do..rzeczy...?
- No tak...mam na myśli podpisanie kontraktu.
- Aa..aaa no tak..tak właśnie..
- A co innego miałeś na myśli ?- Ravi znów zachichotał i posadził chłopaka na kanapie wręczając mu filiżankę ze świeżo zaparzoną kawą. 
- No...kontrakt...
- Yeon ty się dobrze czujesz ?
- Tak...jestem tylko...trochę w szoku...
- Czemu ?
- No...ja....jestem tutaj...z tobą...w ogóle kontrakt...
- Dobra wiesz co ? Nic już lepiej nie mów.- producent zaśmiał się i przeczesał chłopakowi włosy. - Jeśli chcesz to to przełożymy. 
- Nie...nie bo się rozmyślisz. 
- Żartujesz sobie ? Obserwuję cię odkąd tylko pamiętam,ale czekałem na odpowiedni moment żeby cię tutaj zaprosić...w życiu bym się nie rozmyślił. 
- Naprawdę ?- Yeon podniósł głowę i spojrzał w oczy Raviego. 
- Naprawdę....i się już tak nie denerwuj. - po tych słowach cmoknął chłopaka w policzek i podsunął kontrakt. - Weź go do domu i na spokojnie przeczytaj. Jeśli wszystko będzie ci odpowiadać podpisz go i mi przynieś, okej ?
Chłopak jednak nie słuchał co mówi do niego producent. Od razu wyciągnął długopis i bez czytania podpisał umowę. 
- Yeon ale...
- Zgadzam się na wszystko... kiedy zaczynamy ?
- I to mi się podoba. - chłopak uśmiechnął się i położył rękę na udzie kolejnego podopiecznego. - Zaczynamy od razu.

Kolejne tygodnie,a nawet miesiące mijały chłopakom bardzo przyjemnie. Spędzali ze sobą każdy dzień. Ravi, mimo ogromu pracy i dużej ilości wychowanków poświęcał HakYeonowi najwięcej czasu. Chłopcy nawet nie zauważyli, że stali się sobie bardzo bliscy. Brali wspólnie prysznic, podczas męczących prób drzemali na jednym łóżku, karmili się wzajemnie, przytulali,a nawet całowali. 
Właśnie Ravi wraz z N'em (bo takie sceniczne "imię" sobie wymyślił) weszli do mieszkania producenta. Wracali z klubu nocnego, w którym oblewali pierwszy album Yeona. Chłopak rzucił producenta na kanapę i usiadł na nim okrakiem. Następnie złapał go za włosy i namiętnie pocałował.
- Chyba muszę ci jakoś podziękować. 
- Mmm a jak ?- mruknął Ravi i złapał chłopaka za pośladki. 
- A jak myślisz ?
- Nie wiem skarbie,nie wiem. 
- Po prostu rozluźnij się i daj mi działać. - po tych słowach Yeon dopieszczał swojego kochanka do białego rana. Doprowadził go do wielokrotnych orgazmów i przyprawiał o szybsze bicie serca. Niestety...mieszkanie Raviego znajdowało się na parterze,a paparazzi tylko czekali aż ta dwójka pójdzie ze sobą do łóżka. Na drugi dzień cała Korea dudniła o tym, że słynny producent muzyczny Kim Ravi i jego nowa gwiazdka ze sobą sypiają. Jednak chłopakom to nie przeszkadzało. Cieszyli się,że nie muszą się ukrywać. Chyba rzeczywiście się pokochali i chcieli dzielić ze sobą wspólne życie. 


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





21 sierpnia 2014

JR. & Mark



         Park Jinyoung nazywany przez przyjaciół JR. i Mark Tuan tworzyli parę od 1,5 roku. Chłopcy byli ze sobą bardzo szczęśliwi...przynajmniej takie sprawiali wrażenie. Jinyoung bardzo kochał Marka i nie widział poza nim świata. Mark natomiast cały czas, nieprzerwanie kochał swojego byłego chłopaka, który 1,5 roku temu został pobity na śmierć przez ich prześladowców. Gdy Mark był z Jacksonem, grupa chłopaków z ich szkoły bez przerwy ich poniżała, ośmieszała, a po skończonych zajęciach najczęściej zaciągali ich w szkolną bramę i bili tam do nieprzytomności. Wszystko przez to,że chłopcy mieli inną orientację. Pewnego, jesiennego dnia, gdy Mark i Jackson wracali ze szkoły ich prześladowcy zaciągnęli ich do samochodu i wywieźli na obrzeża Seoulu. Nienawidzili Jacksona, ponieważ był najlepszy w drużynie piłki nożnej, do której prześladowcy bardzo chcieli należeć,ale byli niewystarczająco dobrzy. Wtedy powiedzieli,że dadzą Jacksonowi spokój, po tym jak zabawią się z Markiem. Chłopak mimo sprzeciwów Jacksona od razu się zgodził. Został zgwałcony w bardzo brutalny sposób. Ci jednak nie dotrzymali słowa....zawieźli Marka pod szkołę,a sami wrócili do lasku pod Seoulem gdzie został Jackson....
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a po Jacksonie nie było śladu. Dwa miesiące później do Marka dotarły wieści, że Jackson nie żyje. Jego rodzina powiadomiła go o pogrzebie. Mimo ogromnego bólu i żalu jaki czuł chłopak, nie zamykał się w sobie. Chodził do szkoły i starał się jak najwięcej przebywać wśród ludzi. Jego prześladowcy również odpuścili. Tak minęło kilka następnych miesięcy...
W rocznicę śmierci Jacksona, gdy chłopak wracał z cmentarza wpadł na Jinyounga. Okazało się,że chłopcy chodzą do tej samej szkoły i mieszkają niedaleko siebie. Mieli również podobne zainteresowania, gusta muzyczne i kulinarne. Mimo obietnicy jaką Mark złożył Jacksonowi stojąc nad jego grobem ( "Zawsze będę cię kochał i przyrzekam ci,że nigdy sobie nikogo nie znajdę...") zakochał się w JR. bez pamięci. Dzięki niemu nie myślał bez przerwy o tym co stało się rok temu i nie odczuwał tak bardzo bólu...

*
Właśnie były wakacje. Chłopcy wynajęli domek za Seoulem, w którym przebywali już od ponad tygodnia. Cieszyli się wspólnie spędzonym czasem. Chodzili do lasu, pływali kajakami po jeziorze, grali na plaży w siatkówkę, a wieczorami oglądali filmy przy butelce wina i przekąskach. Bywało również tak, że ich wieczorne spacery po plaży kończyły się namiętnym stosunkiem. Chłopcy mieli to szczęście, że nikt nie wynajmował domku w tej okolicy, w której oni przebywali, także nie musieli się z niczym hamować.
  Był wieczór. Mark szykował przed domkiem ognisko. JR. w tym czasie przebywał w kuchni i szykował jedzenie. W pewnym momencie po pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu. Jinyoung westchnął i odebrał.
- Słucham ?
- Od dawna jesteś z Markiem ?- głos dobiegający ze słuchawki był niski i spokojny.
- Kto mówi...
- Odpowiedz mi...
- Ale kim jesteś...
- Możemy się spotkać ?...wtedy się dowiesz...
- Dobrze....tylko powiedz gdzie i kiedy..
- Mieszkam niedaleko was....Mark ma zostać w domu,jasne ? A ja będę czekał przy moście...za 10 minut. - po tych słowach chłopak rozłączył się. JR. przez dłuższą chwilę wpatrywał się w telefon i głęboko oddychał.
- Jinyouuuung ! Chodź już !- do kuchni wparował Mark i rzucił się chłopakowi na szyję.
- Muszę na chwilę wyjść...
- A po co ?
- Podjadę do sklepu...po...po jakieś wino...okej ?
- To pojadę z tobą.
- Ktoś musi skarbie pilnować ogniska. 
- No dobrze...ale zaraz masz wrócić.- Mark cmoknął swojego chłopaka w policzek i wyszedł na dwór. Przestraszony i ciekawy JR. ruszył natomiast w wyznaczone miejsce. Gdy zaszedł na plażę zobaczył stojącego obok mostu wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka. Palił papierosa i powoli wypuszczał dym. Jinyoung podszedł do niego i uważnie mu się przyjrzał.
- Co się tak gapisz ?
- Znam cię...
- Skoro jesteś z Markiem to logiczne,że mnie znasz.
- Ty....przecież ty nie żyjesz....Mark mówił,że nie żyjesz...- tak...przed JR. dumnie prezentował się Jackson. Oczy Jinyounga szeroko się otworzyły i automatycznie zaczęły z nich płynąć łzy. - Czego od nas chcesz?
- O ludu,ale nie płacz....żyję,nie masz do czynienia z duchem.
- Błagam nie zabieraj mi go...
- Właśnie...myślę,że Markowi należą się wyjaśnienia...mogę się z nim spotkać ?
- Nie...
- Nie zabiorę ci go...chcę tylko z nim pogadać.
- On cię nadal kocha...jak cię zobaczy, od razu do ciebie poleci...a ja nie pozwolę na to,żeby ktoś mi zabrał najważniejszą dla mnie osobę...
- Dobra...sam to załatwię...- po tych słowach chłopak ruszył w stronę domku JR. i Marka. Jinyoung szybko złapał go za rękaw od bluzy.
- Zwariowałeś ? Przecież Mark zejdzie jak cię zobaczy...pomyślałeś o tym ?
- Wszystko tu zależy od ciebie...pogadasz z nim czy mam wam zrobić tam nalot..
- Porozmawiam z nim...ale proszę cię, poczekaj jeszcze chwilę...to naprawdę może się źle skończyć...
- Dobra spoko....jutro o 17 masz z nim tutaj być....narazie...- Jackson poklepał chłopaka po ramieniu i ruszył w swoim kierunku. Zszokowany JR. wrócił natomiast do domku. Od razu przywitał go uśmiechnięty Mark mocno go przytulając.
- Jakie winko kupiłeś ?
- Musimy porozmawiać...
- Coś się stało ?
- Usiądź...
Mark posłusznie usiadł,a do jego oczu napłynęły łzy.
- Chcesz ze mną zerwać, tak ?
- Co...niee, absolutnie...- Jinyoung kucnął przed chłopakiem i złapał go za ręce - Posłuchaj... ja...zadzwonił do mnie Jackson....on żyje i....chce się jutro z tobą zobaczyć...
Mark otworzył szeroko oczy i patrzył zdziwiony na swojego chłopaka.
- Wiesz,że z takich rzeczy nie powinieneś żartować....mnie to nie bawi...
- Nie...Mark ja mówię prawdę...jutro o 17 masz się z nim spotkać koło mostu...
- Ty siebie słyszysz ?! On nie żyje, rozumiesz ?! 
- Proszę cię,nie krzycz.- JR. wtulił w siebie roztrzęsione ciało chłopaka. - Też się bardzo zdziwiłem jak go zobaczyłem...powiedział,że chce ci wszystko wyjaśnić...
- Nie wierzę ci...
- Skarbie...- chłopak westchnął, wyciągnął telefon i wybrał numer Jacksona - Powiem mu żeby zaraz tu był...tylko spokojnie, proszę cię...- po tych słowach wykonał telefon i zaprosił chłopaka. Błagał go, by obszedł się z Markiem delikatnie...że ta cała sytuacja bardzo odbije się na jego psychice...Jinyoung strasznie kochał chłopaka i bardzo się o niego martwił.
Po pewnym czasie na podwórko wszedł Jackson. Wtulony w Jinyounga Mark podniósł głowę. Jego twarz automatycznie pobladła,a z oczu popłynęły łzy. Był w takim szoku,że nie mógł się ruszyć.
- Myszko spokojnie....mam sobie pójść ?- szepnął JR. i pocałował chłopaka w czoło. Ten natomiast pokręcił przecząco głową i powoli wstał, stając tym samym przed swoim byłym chłopakiem.
- Cześć skarbie.- niski i spokojny głos dobiegł uszu Marka, a na jego ustach spoczęły delikatne wargi Jacksona - Co tam ?
- ...co....co tam ?... Gdzie ty się podziewałeś przez te 1,5 roku ?! 
- Mark przepraszam...
- W dupę sobie wsadź te przeprosiny ! ..Pytam się gdzie byłeś !- ręce Marka biły chłopaka na oślep. Ten natomiast mocno go w siebie wtulił i pogłaskał po głowie. Przestraszony i zdziwiony całą tą sytuacją JR. wszedł do domu i zaczął płakać.
- Mysiu musiałem to zrobić....pobili mnie wtedy,ale im uciekłem. Później ukrywałem się, żeby dali nam w końcu spokój...pogrzeb to....wszystko było ustawione,przepraszam...
- Przez trzy miesiące po tym zasranym pogrzebie mieszkałem na tym cmentarzu i nie odchodziłem od grobu nawet na krok....miałem kilka prób samobójczych...chciałem znowu cię zobaczyć...być z tobą....kurwa jak mogłeś zrobić mi coś takiego ?!- Mark zaczął płakać i wyrywać się silniejszemu od siebie chłopakowi.
- Musiałem to zrobić żeby w końcu dali nam żyć... zrobiłem to dla nas...zrozum to.
- Nienawidzę cię....
- Jinyoung mówił mi coś innego....ponoć nadal mnie kochasz....ba..nawet byłem pod twoim domem...na szafce wciąż stoją nasze zdjęcia,a ty śpisz z misiem, którego dostałeś ode mnie na walentynki... do tego nad twoim łóżkiem wisi nasze ogromne zdjęcie... Jinyoung to widział ?
- Tak....ale on mnie doskonale rozumie...poza tym możesz być pewny,że jak wrócę do Seoulu to te zdjęcia zniknął...
- Mark...daj mi szansę....proszę cię...- Jackson znów pocałował chłopaka w taki sam delikatny i czuły sposób jak kiedyś.
- Nie....jestem z Jinyoungiem...to jego kocham i to z nim chcę być....a ty zniknij z mojego życia raz na zawsze...
- Skarbie...przypomnij sobie jak nam kiedyś było dobrze...wyjedziemy gdzieś...o...zawsze chciałeś mieszkać w Paryżu...zabiorę cię tam, tylko daj mi szansę.
- Idź już stąd, proszę cię...
- Mark...
- Wyraźnie powiedział żebyś stąd poszedł.- z domu wyszedł JR., do którego od razu przytulił się roztrzęsiony Mark.
- Ty się nie wtrącaj...- warknął Jackson,ale jak zobaczył przerażoną twarz Marka od razu spuścił z tonu.
- Jackson...dziękuję ci za wszystko co było między nami kiedyś....ale teraz jestem z Jinyoungiem...bardzo go kocham i wiem,że on nigdy nie zrobi mi czegoś takiego jak ty...proszę cię, idź już...
Jackson westchnął i spojrzał na JR.
- Dbaj o niego...i....Mark...spotkajmy się jeszcze kiedyś...jako przyjaciele..dobrze ?
- Dobrze...- chłopak wybuchnął płaczem i wszedł do domku.
- Prosiłem cię żebyś zrobił to delikatniej....idź już...
- Jeśli będzie chciał się ze mną zobaczyć...
- Nie będę wam ograniczał kontaktów....na razie...- Jinyoung wszedł do środka i mocno przytulił swojego chłopaka. Bardzo się cieszył,że Mark wybrał jego. Nie wyobrażał sobie życia bez chłopaka. Wiedział,że teraz będzie musiał uzbroić się w cierpliwość by Mark wrócił do siebie i znów zaczął na nowo funkcjonować. Jednak tak bardzo go kochał,że był gotowy na wszystko, byleby tylko jego skarb był znów szczęśliwy.

~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



5 sierpnia 2014

Jackson & BamBam



      Kolejny dzień pracy. Młody policjant Kunpimook Bhuwakul, prościej nazywany BamBam'em ubrał mundur i ruszył na komisariat. W drodze zastanawiał się jaki ciekawy przypadek spadnie dzisiaj akurat na niego. Lubił swoją prace, ale niektóre sprawy go przerastały i zwyczajnie nie wytrzymywał psychicznie. Zamyślony wszedł do budynku.
- Hej, jak tam ?- zapytał komisarz Tuan Yi En, będący jednocześnie jego najlepszym przyjacielem.
- Hm ?....a dobrze dobrze....mamy już kogoś do przesłuchania ?
- Tak....czeka na ciebie w...chyba w czwórce. 
- Okej...- chłopak westchnął i ruszył we wskazanym kierunku.
- Zaczekaj. - Mark złapał BamBam'a za rękę i postawił go pod ścianą.
- Hm ?
- Kończymy dzisiaj razem o 18...wyskoczymy gdzieś po pracy ?
- Pewnie...czemu nie.
- A...coś się stało ?
- Niee...jestem tylko trochę zmęczony. 
- To może skoczymy od razu do ciebie do łóżka ?- Mark od dawna podkochiwał się w młodym i uroczym chłopaku. Wiedział jednak,że nie może liczyć na nic więcej poza przyjaźnią.
- Aishhh rozmawialiśmy o tym zboku.
- Ale zastanów się jeszcze nad tym wszystkim...
- Dobrze...a teraz puść mnie,bo muszę zacząć pracę.- przyjaciel posłusznie puścił chłopaka i wrócił do swoich zajęć. BamBam natomiast po wzięciu głębokiego oddechu wszedł do sali przesłuchań, w której czekał na niego młody kryminalista. Chłopak usiadł na przeciwko niego i wbił w niego wzrok. Przestępca był nieziemsko przystojny. Jego ciemne, duże oczy bacznie wpatrywały się w coraz bardziej zmieszanego policjanta, a na ustach malował się cwaniacki uśmiech. W pewnym momencie jednak BamBam oprzytomniał i rozpoczął przesłuchanie.
- Jak się nazywasz ?
- Mów mi po prostu Jackson.- głos chłopaka był bardzo spokojny i niski. Wywoływał na ciele nastolatka gęsią skórkę i przyprawiał o szybsze bicie serca.
- Dobrze...więc...Jackson...o co zostałeś posądzony ?
- Jesteś psychologiem czy gliną ?- chłopak parsknął śmiechem.
- Muszę być jednym i drugim....więc słucham....co zrobiłeś ?
- Zostałem posądzony o morderstwo. 
- Kogo zabiłeś...?
- Nie zabiłem nikogo do cholery !- Jackson uderzył ręką o stolik i podniósł się z krzesła. Gdy zobaczył przestraszony wzrok policjanta z powrotem powoli na nim usiadł i odetchnął - To zwykłe nieporozumienie...
- To dlaczego ktoś cię o to oskarża ?
- Bo przy tym byłem....ale to nie ja byłem mordercą...
- Jackson....jeśli powiesz kto to bardzo sobie tym pomożesz...
Chłopak wbił wzrok w stolik i myślał przez dłuższą chwilę.
- Ja i mój chłopak handlowaliśmy prochami... Mieliśmy spore długi u Seoulskiej mafii... 
- Odetchnij i mów dalej...- BamBam jako jedyny z całej komendy był bardzo wyrozumiałym i empatycznym policjantem. Jackson po wzięciu głębokiego oddechu spojrzał na niego i kontynuował ze łzami w oczach.
- Nie mieliśmy już gdzie uciekać... zabili go i uciekli....ja starałem się mu pomóc,ale było już za późno...dlatego policja myśli,że to ja go zabiłem...- po bladych policzkach chłopaka popłynęły łzy. BamBam jeszcze nigdy nie spotkał się z taką sytuacją. Wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek i wręczył ją chłopakowi. Ten po wytarciu oczu spojrzał na nastolatka i szlochał jak bezbronne dziecko.
- Co teraz ze mną będzie...?
- Jeśli mówisz prawdę...a zakładam,że tak...to powinieneś odsiedzieć wyrok jedynie za handlowanie prochami...zdajesz sobie sprawę z tego,że to jest karalne,tak ?
- Nie możecie mnie zamykać do cholery...
- Jackson...
- Błagam...
- Ja jestem tu tylko od tego żeby cię przesłuchać...nie mogę zrobić nic więcej, zrozum...- po tych słowach chłopak wstał i ruszył w stronę wyjścia. Został jednak zatrzymany przez silną dłoń Jacksona.
- Zamkniecie mnie teraz ?
- Niestety tak...ale postaram się zrobić wszystko żeby twój wyrok był łagodny...- BamBam wyszedł z sali i stanął przed nią opierając się o drzwi. Dlaczego to powiedział ? Nigdy nie był tak uległy wobec przestępców...jednak ten chłopak nie był zły...jego łzy i to co mówił wyglądało bardzo realistycznie. Do tego jego wygląd i głos....BamBam coraz bardziej odpływał myśląc o przystojnym chłopaku.
   Po pracy zgodnie z obietnicą BamBam spotkał się ze swoim przyjacielem Markiem. Poszli do mieszkania młodego policjanta i rozsiedli się na kanapie. Mark objął chłopaka i pocałował go w ucho.
- A jak tam przesłuchanie ?...w ogóle nic nie mówisz od rana.
- A....dobrze...ale on jest niewinny...
- To znaczy ?
- Jego chłopak handlował prochami i miał zatargi z mafią. Mafia go zabiła, a Jackon starał się mu tylko pomóc...
- O czym ty mówisz ?
- O tym co słyszysz....jutro macie go wypuścić...
- Wiesz,że najpierw musimy zebrać na niego dowody.
- Ja się tym zajmę. 
- BamBam...nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś wobec przestępców..
- On nie jest przestępcą zrozum to...
- A może wpadł ci w oko,hm ? W sumie jest całkiem przystojny.
BamBam zamilkł i wbił wzrok w telewizor.
- Hej...mówię do ciebie...
- A jeśli nawet to co ? 
- ...muszę w takim razie odsunąć cię od jego sprawy..
- Niby dlaczego ?
- Takie są procedury...
- Gówno nie procedury...robisz to bo jesteś zazdrosny...
- Tak...jestem zazdrosny o każdego, kto na ciebie spojrzy...ale to,że odsuwam cię od jego sprawy to nie jest przejaw zazdrości tylko działanie zgodnie z procedurami...
- Pocałuj mnie...
- Co ?
- No już...- BamBam wiedział,że po stosunku Mark zapomni o sprawie Jacksona. Już po chwili leżeli nadzy na kanapie kochając i całując się w bardzo namiętny i pożądany sposób. Mark chciał tego od bardzo dawna,a BamBam poświęcając się dla Jacksona to wykorzystał.
   Na drugi dzień chłopak wybrał się do zakładu karnego, w którym znajdował się Jackson. W teczce niósł dowody na to,że chłopak jest niewinny. Po przedstawieniu akt dyrektorowi więzienia ruszył wraz z ochroniarzem do celi, w której przebywał chłopak.
- Jackson...
Chłopak odwrócił szybko głowę i zobaczył uśmiechniętą twarz policjanta.
- Co tu robisz ? 
- Mówiłem,że się tym zajmę... jesteś wolny. 
Jackson otworzył szeroko oczy, po czym wstał i rzucił się na chłopaka.
- Jak to zrobiłeś ?
- Później porozmawiamy....chodź już szybko. 
Po wyjściu z zakładu Jackson mocno przytulił zdziwionego BamBam'a.
- Bardzo ci dziękuję. 
- Nie ma sprawy...ale wiedz,że baaardzo dużo za to dałem.
- Co takiego ?
- Dałem dupy szefowi...
- Co zrobiłeś... 
- Nieważne.
- Ale dlaczego....przecież w ogóle się nie znamy...
- Wiem...ale jestem jeszcze młody i głupi i wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia...
- O czym ty mówisz ?
- O tym,że mi się spodobałeś...dlatego postanowiłem ci pomóc...
- Przecież ty...
- Tak podrobiłem papiery i pewnie wylecę z pracy...ale mam to gdzieś...
- Nie miałeś po tym pewności,że będziemy razem...
- Wiem to...ale mam nadzieję,że jak twoje wszystkie sprawy się unormują to dasz mi szansę...- mówiąc to wręczył chłopakowi kartkę ze swoim numerem i adresem i delikatnie go pocałował. - Powodzenia Jackson....
Po tych słowach ruszył w swoją stronę. Miał nadzieję,że Jackson pobiegnie za nim, zatrzyma go i wszystko skończy się sceną pocałunku jak w romantycznym filmie. Mylił się...znikając za zakrętem spojrzał w stronę zakładu. Chłopak stał pod nim wbity w ziemię wpatrując się w kartkę...nie wykonał jednak żadnego ruchu by zatrzymać BamBam'a, podziękować mu czy dać chociaż odrobinę szansy na wspólne,przyszłe życie...zupełnie nic...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



4 sierpnia 2014

ChanYeol & BaekHyun




        Gorący, letni poranek. W Seoulskim szpitalu roiło się od chorych, a lekarze mieli przy nich pełne ręce roboty. W jednej z sal leżał chory na guza mózgu BaekHyun. Chłopak był strasznie szczupły i blady,a jego głowa pokryta była bandażami. Jego kolegą z sali był chorujący na raka wątroby ChanYeol. Mimo choroby chłopak był wiecznie uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. Miał powody by się cieszyć. Lekarze powiedzieli, że nie jest to poważne i chłopak ma bardzo duże szanse na przeżycie.
Mimo że obaj chłopcy leżeli w jednej sali od ponad czterech miesięcy nie zamienili ze sobą ani słowa. Do ChanYeol'a co chwilę ktoś przychodził...jak nie rodzice, to przyjaciele i znajomi. Miał cały czas przy sobie najbliższych, co dawało mu siłę do walki z chorobą. Baek natomiast był sam....leżał całymi dniami w łóżku znajdującym się pod oknem i wpatrywał się w park umiejscowiony przy szpitalu. Chan często widział jak jego "współlokator" płacze i przeklina pod nosem swoje życie. Widać,że miał już dość... Z dnia na dzień był coraz bledszy i słabszy.
- To my już lecimy uszatku. -zachichotał jeden z kolegów ChanYeol'a. - Wpadniemy jutro po zajęciach. 
- Dobrze...wracajcie bezpiecznie do domu. 
Chłopcy uśmiechnęli się i opuścili salę. Chan spojrzał na chłopaka leżącego obok niego. Tradycyjnie jego oczy wbite były w park, z których kapały słone łzy. Chłopak westchnął i przysiadł się do kolegi.
- Mogę ?- Baek spojrzał na "uszatka" i skinął twierdząco głową. - Jestem ChanYeol...pomyślałem,że dobrze by było jakbyśmy się wreszcie poznali.
- BaekHyun....miło mi.- szepnął chłopak i starał się usiąść, jednak jego ręce odmówiły mu posłuszeństwa "łamiąc" się pod nim.
- Nie musisz siadać. -chłopak położył kolegę i przykrył go kołdrą - Jak się dzisiaj czujesz ?
- Coraz gorzej...a ty ?
- Mi zostały ostatnie dwa tygodnie chemii i wracam do domu.
- Oo...to cieszę się...naprawdę.
- Też z tego wyjdziesz. Jesteś pod okiem najlepszego lekarza...nie ma opcji żeby coś poszło nie tak. 
- Nie oszukujmy się....spójrz na mnie jak ja wyglądam. Został mi góra miesiąc....w sumie to dobrze, bo już nie mam siły tu leżeć. 
- Baek nie mów tak...musisz uwierzyć w to,że wyzdrowiejesz...dlaczego chcesz się tak łatwo poddać ?
- Nie mam dla kogo walczyć z tym gównem...Ty masz rodzinę, przyjaciół....a ja jak widzisz jestem zupełnie sam. Trochę się o tobie nasłuchałem. Jak stąd wyjdziesz dokończysz studia prawnicze...fajna sprawa. W 2016 masz lecieć do Europy z przyjaciółmi...nawet twoi rodzice kupili ci mieszkanie w centrum Seoulu żebyś się usamodzielnił...
- Rzeczywiście sporo o mnie wiesz. - chłopak lekko się uśmiechnął i westchnął - A ty ?....powiesz mi coś o sobie ?
- W sumie nie ma co...nie mam tak ciekawego życia jak ty.
- Nie szkodzi....i tak chętnie cię bliżej poznam.
- Moi rodzice zapomnieli o mnie gdy skończyłem 17 lat. Wtedy podejrzewano u mnie raka, a oni nie mieli pieniędzy ani chęci by mnie leczyć. Wyprowadziłem się z domu...mieszkałem i pracowałem w magazynie. - chłopak westchnął i wytarł łzy napływające do jego oczu - Przyjaciół też nigdy nie miałem,bo nikt nie chciał zadawać się z biedotą. Jeśli chodzi o szkołę, to moja edukacja zakończyła się po gimnazjum...z resztą...jakie to ma teraz znaczenie jak i tak umrę...
ChanYeol był widocznie zszokowany tym, co usłyszał. Posadził chłopaka i delikatnie go przytulił, by nie zrobić mu krzywdy.
- Możesz trochę mocniej ?- zapytał cicho brunet i wtulił się w ciepłe ciało kolegi. Chan spełnił prośbę chorego i przytulił go najmocniej jak mógł.
  Kolejne dni mijały chłopcom bardzo przyjemnie. Przyjaciele ChanYeol'a stali się przyjaciółmi Baeka, a jego rodzice taktowali chłopaka jak własnego syna. Codziennie przynosili im domowe obiady i pomagali jeść BaekHyunowi, który nie miał siły już na nic. KyungSoo i Jongin, bo tak nazywali się koledzy Chana zaproponowali nowemu przyjacielowi wspólny wyjazd do Europy i powiedzieli,że pomogą mu w nauce, by mógł skończyć liceum i dostać się na studia. Tak minęły dwa tygodnie, podczas których ChanYeol miał przejść ostatni etap leczenia.
  Nastała noc. BaekHyun od ponad czterech miesięcy spędził ją w sali sam. Miał nadzieję, że przyjaciel nie zapomni o nim i odwiedzi go następnego dnia....nie mylił się. Nazajutrz "uszatek" wszedł do sali z szerokim uśmiechem na twarzy. Zastał w niej siedzącego na łóżku chłopaka, który bezskutecznie walczył z krwią wydobywającą się z jego ust i nosa. Chan wyciągnął chusteczki, kucnął przy koledze i delikatnie go wytarł. Następnie obmył mu twarz i położył go do łóżka. BaekHyun patrzył nieprzytomnym wzrokiem na sylwetkę siedzącą obok niego.
- Przyszedłem zgodnie z obietnicą...- wyszeptał chłopak i pocałował przyjaciela w czoło. Baek skinął głową i złapał go delikatnie za rękę.
- Skróć mi te męki...- głos chłopaka był ledwo słyszalny. Jego twarz była okropnie blada, oczy podkrążone, a usta sine jak u nieboszczyka.
- Baeki wyjdziesz z tego...musisz tylko chcieć i walczyć.
- Ja już nie mam siły...- chłopak kaszlnął, a z jego ust znów potoczyła się strużka krwi, która została natychmiast wytarta przez czujnego przyjaciela.
- Wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko, ale wkrótce te męki zostaną nagrodzone...zobaczysz...- mówiąc to, do oczu ChanYeol'a napłynęły łzy. Wiedział,że jego przyjacielowi nie zostało dużo czasu, ale mimo to nie mógł się z tym pogodzić i tak po prostu pozwolić mu odejść.
- Nagrodzone śmiercią...
- BaekHyun....a podróż, studia...? To wszystko na ciebie czeka...
- Chan pogódź się z tym, że wkrótce zniknę... te miesiące spędzone tutaj naprawdę mnie wykończyły. 
- BaekHyun błagam cię...- głos chłopaka się załamał,a z jego oczu popłynęły łzy - Walcz do cholery i mnie nie zostawiaj.
Brunet powoli się podniósł i wytarł łzy z twarzy przyjaciela. Jego delikatne dłonie badały każdy milimetr skóry Chana.
- Mogę cię pocałować ?- szepnął Baek przejeżdżając delikatnie kciukiem po ustach kolegi. ChanYeol skinął twierdząco głową, po czym położył leciutkie ciało chorego na łóżku. Następnie nachylił się do niego i głaszcząc go opuszkami po policzku i uchu złożył na jego ustach delikatny pocałunek. BaekHyun czuł, że to będzie ostatnia przyjemna rzecz jaką zrobi w życiu. Położył swoją zimną jak lód dłoń na karku chłopaka i pogłębił pocałunek. Mimo że oboje siebie pożądli, całowali się bardzo powoli i delikatnie by mieć z tego jak najwięcej przyjemności i zapamiętać tę chwilę na zawsze. Z ich oczu płynęły łzy, które dostały się do ich ust uniemożliwiając pocałunek. Baek cmoknął drżące usta chłopaka i spojrzał w jego zapłakane oczy.
- Przepraszam...- szepnął i zamknął oczy.
- Za co ?
Chłopak nie odpowiadał, a jego oddech stawał się coraz płytszy.
- Baek...- Chan poklepał przyjaciela po twarzy. Ten otworzył lekko zamglone oczy i spojrzał na chłopaka.
- Za to co przed chwilą zrobiłem...i też bardzo ci dziękuję...bo dzięki tobie te ostatnie dwa tygodnie były najlepszymi w moim życiu...Chani...
- Tak ?- zapytał łamiącym się głosem chłopak i złapał go za rękę.
- Nie przejmuj się mną...
- Baeki o czym ty...
- Kocham cię...- szepnął chłopak, po czym zamknął oczy, a jego dłoń zaciśnięta na ręce chłopaka automatycznie zrobiła się bezwładna.
- Ba....BAEKHYUN !- ChanYeol wybiegł z sali po lekarzy. Jednak ich interwencja nie mogła już pomóc. Chłopak zgodnie ze swoim życzeniem odszedł, zostawiając rozkochanego w nim ChanYeol'a.
Kilka dni później odbył się zorganizowany przez rodzinę chłopaka pogrzeb,a ChanYeol stojąc nad grobem ukochanego obiecał,że nigdy już nikogo nie znajdzie i będzie go kochał do końca swoich dni....


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------