- Masz. - uniosłem głowę, widząc jak klient wciska mi w dłoń 20 tysięcy wonów.
- Co to ma być?
- Kasa za seks.
- Jaja sobie robisz? - byłem tak wściekły, zmęczony i rozgoryczony, że kompletnie nad sobą nie panowałem - Umawialiśmy się na 100 tysięcy.
- Mogłeś się bardziej postarać.
- Jakoś nigdy nie narzekałeś! Dawaj mi pieniądze!
- Jesteś żałosny. - mężczyzna parsknął śmiechem, wychodząc na korytarz.
- Stój! - wybiegłem za nim, czując jak uginają się pode mną nogi. Jak nisko upadłem, by upominać się o pieniądze od starszych mężczyzn... - Nie zapłaciłeś mi! No stój ty dupku! - uderzyłem plecami o ścianę, jednak po chwili osunąłem się po niej, szlochając.
- Co tu się dzieje? - przeniosłem wzrok w kierunku schodów, widząc zbiegającego z nich Hyunjina - Lixie.. Co się dzieje?
- Nie zapłacił mi.
- Chodź. - blondyn pomógł mi wstać, prowadząc mnie do pokoju - Nie możesz krzyczeć na klientów.. jakby zobaczył to szef...
- Ale ten dupek mi nie zapłacił, a ja mam masę rachunków do opłacenia, rozumiesz? - pociągnąłem nosem, wchodząc do swojego pokoju.
- Lixie, ale w takich sytuacjach przychodzisz do mnie albo do szefa... nie możesz robić awantur przy klientach.. - otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak wtedy po mojej sypialni rozległ się dźwięk telefonu Hyunjina - Szef... poczekaj chwilę. Tak szefie?... Tak, jestem z nim... Ale... tak, zrozumiałem... Tak, już idziemy. - chłopak rozłączył się, unosząc na mnie wzrok.
- Mam bardzo przechlapane?
- Nie, nie bój się... załatwię to.
- Wszystko mi jedno, Hyunjinnie.. - narzuciłem na siebie bluzę, wskoczyłem w klapki, po czym wraz z Hyunjinem ruszyliśmy na najwyższe piętro do gabinetu szefa. Jest dla mnie dobry, ale skoro nakrzyczałem na klienta, to mogę za to słono zapłacić..
- Jesteśmy szefie. - weszliśmy do ciemnego, ogromnego pomieszczenia, w którym urzęduje szef naszego burdelu. Mężczyzna westchnął głęboko, wstając zza swojego biurka.
- Dobrze... usiądź Hyunjin i odpocznij. A ciebie Felix zapraszam do siebie. - spojrzałem jedynie na przyjaciela, jednak widząc jego ciepły uśmiech, zebrałem się na odwagę, by podejść bliżej mężczyzny - Wiesz dlaczego cię tutaj zaprosiłem, prawda? - skinąłem jedynie głową, wbijając wzrok w podłogę pokrytą puchatym, czerwonym dywanem - Słucham... masz 10 sekund na porządne tłumaczenie.
- Szefie, on mi nie zapłacił... umawialiśmy się na 100 tysięcy, a dał mi tylko 20... ja mam masę rachunków do zapłacenia. - wytarłem pospiesznie spływającą po policzku łzę, unosząc niepewnie wzrok na szefa - Przepraszam. Przepraszam, nie powinienem był robić awantury.. - mężczyzna stanął bliżej mnie, łapiąc mnie gwałtownie, dość mocno za twarz. Jęknąłem jedynie, zaciskając przy tym powieki.
- Nie wiesz, co robi się w takich momentach?
- Ja.. - szef puścił mnie, wyjmując z portfela pieniądze.
- Trzymaj... 80 tysięcy, których ci nie dał. - przełknąłem z trudem ślinę, przyjmując od niego kilka banknotów.
- Dziękuję.. - szepnąłem czując jak po chwili dostaję z całej siły w twarz.
- I na drugi raz nie drzyj ryja na swojego klienta, dzięki któremu masz co do gara włożyć! Masz w takich sytuacjach przychodzić do mnie, zrozumiałeś?!
- Szefie.. - Hyunjin poderwał się na równe nogi, jednak ten pospiesznie go zatrzymał.
- Stój, dobrze ci radzę... a ty na kanapę, ale już. - zacisnąłem ponownie powieki, czując jak wypływają spod nich łzy - No już!
- Szefie, wystarczy. Felix zrozumiał swój błąd.
- Hyunjin, nie wtrącaj się. - warknął, ciskając mną o skórzany mebel. Rozpinał spodnie będąc w absolutnym amoku.. co ja do cholery jasnej narobiłem..
- Błagam, niech pan tego nie robi!
- Chcesz nadstawić dupę za niego?! - blondyn zamilkł, odwracając przy tym wzrok. Po chwili poczułem rwący ból i kolejną falę wstydu i upokorzenia. Do tego dochodził fakt, że zostałem wykorzystany i "ukarany" przez osobę, której ufałem i przy której czułem się bezpiecznie. Jak on mógł zrobić coś takiego.. do tego na oczach Hyunjina...
Po całym zdarzeniu, które trwało dosłownie kilka minut, jednak to wystarczyło, bym zamknął się w sobie jeszcze bardziej, wyszedłem na parking ukryty za budynkiem agencji. Usiadłem na betonowych schodach, chowając w roztrzęsionych dłoniach zapuchniętą od płaczu twarz. Mam już dość. Dość swojego życia, dość ojca, mojej pracy, szkoły, konfliktu z Chanem... to wszystko jest ponad moje siły, ja mam dopiero 17-naście lat, a na głowie więcej problemów niż niejeden dorosły.
- Felix.. - wytarłem pospiesznie policzki, widząc siadającego obok mnie Hyunjina - Nie wiem... nie wiem, jak mam cię przepraszać. - szepnął, oblizując nerwowo wargi - Nie miałem pojęcia, że szef kiedykolwiek zrobiłby coś takiego.. Lixie, spanikowałem.. Przepraszam.
- Przecież to nie twoja wina. - spojrzałem na chłopaka, ponownie się rozklejając - Błagam, przytul mnie. - blondyn ukrył mnie w swoich ramionach, trzymając mnie jak swój największy skarb. Głaskał mnie po głowie i plecach, starając się mnie pocieszyć, ale ta sytuacja była dla mnie tak bolesna, że za nic w świecie nie mogłem się uspokoić.
- Nie płacz... on w końcu zrozumie, że zrobił źle..
- A co to zmieni? - spojrzałem na przyjaciela, widząc malujący się na jego twarzy ból i strach - Uderzył mnie i wykorzystał... pokazał mi właśnie, że jestem szmatą... jestem nikim, rozumiesz?
- Nie pozwalam ci tak mówić.
- Felix.. - poderwałem się na równe nogi, słysząc nad sobą niski głos szefa - Proszę za mną. - burknął, idąc w kierunku swojej limuzyny.
- A.. ale.. co pan chce zrobić? - zapytał Hyunjin - Gdzie pan chce go wywieźć?
- Za dużo filmów się naoglądałeś, czy co? Nigdzie go nie wywiozę, chcę porozmawiać.
- Nie przejmuj się mną. - szepnąłem, idąc za szefem. Bałem się. Bałem się do czego ten człowiek jest jeszcze zdolny. Jak się okazało, wcale go nie znałem... nie miałem pojęcia, że jest zdolny do tak okropnych rzeczy.
- Wsiadaj. - skinąłem jedynie głową, zajmując miejsce z przodu auta. Zacisnąłem dłonie na spodniach, czekając w napięciu, co zrobi szef - Trzymaj. - spojrzałem nieśmiało na mężczyznę, widząc znajdującą się w jego dłoni kopertę.
- Co to?
- Zajrzyj do środka... jest twoja. - trzęsącymi się nadal dłońmi sięgnąłem po kopertę, zaglądając do środka.
- Nie mogę tego przyjąć.
- 10 milionów wonów.. możesz przez kilka miesięcy żyć w absolutnym spokoju.
- To zapłata za seks? - spojrzeliśmy na siebie, jednak po chwili szef odetchnął głęboko, odwracając przy tym wzrok.
- Rekompensata za moje zachowanie.
- Wystarczy słowo "przepraszam". - szepnąłem, układając kopertę na udzie mężczyzny - Nie przyjmę tych pieniędzy.
- Musisz je wziąć.
- Dlaczego pan to zrobił? - mężczyzna spojrzał na mnie, a ja znów poczułem to paskudne uczucie ściskające moją klatkę piersiową - Ufałem panu..
- Felix..
- Dlaczego pan to zrobił? Naprawdę zachowałem się tak karygodnie, że zasłużyłem na taką karę?
- Nie mam ochoty się tłumaczyć... weź te pieniądze i posłuchaj mojej propozycji.
- Słucham... ale pieniędzy i tak nie przyjmę. - mężczyzna westchnął, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Będziesz prowadzić dodatkowo transmisje w internecie, gdzie będziesz świecić tyłkiem.
- Słucham? - byłem święcie przekonany, że się przesłyszałem. Co w niego wstąpiło do cholery?
- Kupię ci odpowiednie zabawki, nie musisz się o to martwić.
- Ale ja się nie zgadzam... Nie będę robić takich rzeczy, przecież każdy może to zobaczyć.
- O to właśnie chodzi.. przecież potrzebujesz kasy, prawda?
- Tak, ale..
- A dostęp do transmisji nie będzie należeć do tanich. Nie każdy ma czas żeby przyjechać tutaj osobiście i w większości waszymi klientami są ludzie z Seoulu. Dzięki transmisjom cały świat będzie łożyć kasę, w tym również na ciebie.
- Ale..
- Wszystko będzie wykadrowane tak, by nie było widać twarzy. - spuściłem głowę, wbijając wzrok w swoje trzęsące się dłonie. Opcja zarobienia dodatkowych, większych pieniędzy była bardzo kusząca, ale nie takim kosztem. Wystarczająco już się poniżam.
- Nie, nie zrobię tego.
- Cóż.. - mężczyzna zamknął drzwi od środka, odpalając samochód - Czułem, że możesz się nie zgodzić.. w takim razie zapraszam na przejażdżkę.
- Nie... dokąd jedziemy?
- Dać ci małą nauczkę. - przez całą drogę prosiłem go, by mnie wypuścił. Tłumaczyłem mu, że jestem już wystarczająco poniżony i że nie chcę, by tysiące ludzi oglądało moje internetowe transmisje. W końcu po około pół godziny drogi wyjechaliśmy za miasto do pobliskiego lasu. Byłem przerażony. Przez moją głowę przewinęły się wszystkie horrory, jakie obejrzałem.
- Co.. gdzie my jesteśmy?
- Wysiadaj.
- Ale..
- Nie będę powtarzać dwa razy. - otworzyłem z trudem drzwi, wysiadając z auta. Wokół nas było niesamowicie ciemno i chłodno. W oddali słychać było jedynie pojedynczo przejeżdżające samochody. Szum drzew i trzask gałęzi doprowadzały mnie do obłędu. Byłem gotów zgodzić się w tym momencie na wszystko, byleby tylko mnie nie skrzywdził.
- Szefie.. - mężczyzna wyciągnął z bagażnika kij baseballowy, zadziornie się uśmiechając.
- Może jak spuszczę ci porządny łomot, to w końcu się opamiętasz.
- Nie, błagam..
- Na początku byłeś takim potulnym chłopaczkiem... co się z tobą stało?
- Błagam szefie... proszę mnie nie bić. - pociągnąłem nosem, kuląc się odruchowo jak przerażone, bezbronne zwierzę - Błagam. - mężczyzna zamachnął się, uderzając mnie w plecy. Wrzasnąłem z bólu upadając na iglastą, wilgotną ziemię. Z trudem łapałem oddech... sam nie wiem czy ze strachu czy z bólu.
- Wiesz, że nienawidzę, jak ktoś mi się sprzeciwia, prawda? - kolejne uderzenie. Splunąłem krwią, widząc coraz bardziej zamazany obraz. Nie miałem nawet siły krzyczeć i prosić go o litość. Nie wiem co w niego wstąpiło.. zawsze stał po mojej stronie. Zawsze o mnie dbał, dawał dodatkowe pieniądze, opiekował się mną... co się z nim do cholery stało? - Jak coś ci mówię, to masz to wykonać, rozumiesz?! - lał mnie jak psa. Wypływające z moich oczu łzy mieszały się z krwią. Nie miałem już czucia w ciele... było tak bardzo obite, że kompletnie go nie czułem. Było mi już wszystko jedno... chciałem umrzeć. Błagałem w myślach o to, by w końcu uderzył mnie tak mocno, bym umarł. W końcu gdy wyładował na mnie całą swoją złość, kucnął łapiąc mnie za włosy. Otworzyłem zapuchnięte oczy, spoglądając nieprzytomnym wzrokiem na mężczyznę - Taka nauczka powinna ci wystarczyć... I wbij sobie wreszcie do tego ślicznego łebka, że póki dla mnie pracujesz, wykonujesz każde polecenie, które ci wydam, rozumiesz? - z moich oczu popłynęły łzy. Szef uniósł mnie do góry, jednak przez brak czucia w nogach, ponownie upadłem na wilgotną, zimną jak diabli ziemię - Mam z tobą same problemy.. - warknął, po czym wziął mnie na ręce, wrzucając mnie do bagażnika jak worek z ziemniakami - Musisz jechać tutaj, bo zabrudzisz mi całą tapicerkę... No ale chyba się nie pogniewasz, co? - uśmiechnął się drwiąco zamykając drzwi. Co ja takiego zrobiłem? Naprawdę nie rozumiem. Błagałem o śmierć... o to, by w końcu to wszystko już minęło. Co ja powiem ojcu? Co powiem w szkole? Jak zareaguje Chan? Jestem pewien, że mimo naszej kłótni i braku kontaktu, umrze ze strachu jak mnie zobaczy. Jaką bajkę mu wtedy wcisnę? A Hyunjin? Oszaleje jak mnie zobaczy. Nie mam pojęcia, jak wyglądam, ale domyślam się, że nie jest dobrze skoro z mojego ciała sączy się krew, a ja przez ból nie jestem w stanie nawet drgnąć. Chciałem już dojechać do agencji.. chciałem się umyć i położyć się do łóżka. Zasnąć i nie myśleć o tym, co się stało. Może rzeczywiście coś się we mnie zmieniło? Jakby nie patrzeć powinienem być wdzięczny szefowi za to, że dał mi pracę, masę pieniędzy, dach nad głową też... Powinienem schować dumę, podkulić ogon i go przeprosić... chyba. Gdy dojechaliśmy na miejsce poczułem gwałtowne szarpnięcie auta, przez które uderzyłem zapuchniętą twarzą w drzwi. Pisnąłem jedynie, widząc jak drzwi otwierają się, a w moje oczy uderza białe światło latarni - Koniec przejażdżki. - usiadłem z trudem, unosząc przekrwione oczy.
- Szef... szefie.. - szepnąłem czując jak z mojej wargi cieknie krew.
- Słucham... masz mi coś do powiedzenia?
- Prze... praszam.
- Głośniej, nie słyszałem.
- Przepraszam... pana.
- W porządku, przeprosiny przyjęte. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zmusisz mnie do tego bym wyrządzał ci krzywdę.
- Poprawię... się... obiecuję.
- Ufam ci. - mężczyzna westchnął, pomagając mi wyjść z auta - Hyunjin! - hm? Nie wierzę... Hyunjin przez cały ten czas czekał na nas na parkingu.. Po chwili u boku mężczyzny pojawił się przerażony blondyn. Gdy mnie zobaczył zasłonił usta dłonią, a w jego oczach stanęły łzy... świetnie..
- Szef... szefie.. - wydusił, podczas gdy po jego bladych policzkach popłynęły strużki łez - Dlaczego?
- Nie maż się... Zabierz go do środka i się nim odpowiednio zajmij. Masz go trzymać tutaj tak długo, dopóki nie dojdzie do siebie... nikt nie może go zobaczyć w takim stanie.
- Ale..
- Zrozumiałeś?
- Dlaczego pan go pobił? Dlaczego właśnie jego?
- Niech sam ci opowie.
- Ale... jego musi zobaczyć lekarz...
- Tak? I co mu powiesz? Że daje dupy i że za nieposłuszeństwo dostał lanie?
- Lanie? Pan widzi, jak on wygląda?
- Widzę... dlatego dobrze ci radzę Hyunjinnie.. zamknij pysk i weź się w końcu do roboty. Zabaw się w lekarza i zajmij się kolegą. - po tych słowach oddalił się, znikając za drzwiami budynku. Przyjaciel chwycił mnie w pasie nie mogąc przestać płakać. Prowadził mnie do agencji w absolutnym milczeniu. Gdy doszliśmy do pokoju usadził mnie na brzegu wanny, pozbawiając mnie ostrożnie ubrań.
- Hyunjinnie.. - przerwałem ciszę między nami, unosząc wzrok na absolutnie rozsypanego przyjaciela.
- Tak?
- Nie.. nie płacz... wszystko jest okej. - szepnąłem wymuszając przy tym uśmiech.
- Dlaczego... dlaczego on to zrobił?
- Musimy o tym rozmawiać? - blondyn usadził mnie w wannie, płucząc moje ciało letnią wodą.
- Nie... ale chciałbym wiedzieć, co się stało, że obudził się w nim taki potwór..
- Chce... chce prowadzić transmisje internetowe.. żebym.. żebym świecił tyłkiem przed tysiącami ludzi.
- Co takiego?
- Chce żebym robił jakieś obleśne rzeczy na streamach... nie zgodziłem... nie zgodziłem się i mnie pobił.
- Co za poroniony pomysł... wybiję mu to z głowy..
- Niby jak? Widzisz do czego jest zdolny.. - blondyn dotknął moich pleców, przez co z moich ust wydobył się stłumiony krzyk.
- Boże, przepraszam! Przepraszam, niechcący... nie chciałem Lixie..
- Wiem.. wiem, spokojnie... to nic.
- Musisz tak strasznie cierpieć.. - szepnął, pociągając przy tym nosem.
- Cierpię... bo mój przyjaciel płacze. - uniosłem na niego wzrok, ponownie się uśmiechając - Wyliżę się... nie płacz, proszę.
- Obiecuję, że się tobą dobrze zaopiekuję. Wyjdziesz z tego bardzo szybko.
- Wiem Hyunjinnie.
- Chodź.. tylko pomału. - chłopak pomógł mi wyjść z wanny. Cała woda, która w niej pozostała była czerwona od krwi. Przełknąłem z trudem ślinę, stając niepewnie przed lustrem. Na moim ciele nie było nawet skrawka skóry, która byłaby wolna od siniaków i krwiaków. Wszystko dałoby się ukryć, ale twarz... Miałem podbite, napuchnięte oczy, rozbity nos, wargę, łuk brwiowy...
- Jak... jak ja będę pracować?
- Naprawdę myślisz o pracy w takiej chwili? Lixie... masz co najmniej dwa tygodnie wolnego. Masz jeszcze pieniądze?
- Tak.
- Poradzisz sobie. Jak ci zabraknie to dam ci swoje..
- Hyunjin..
- Bez dyskusji. Naprawdę to nie jest teraz najważniejsze. - zostałem położony do łóżka. Hyunjin podał mi leki przeciwbólowe i nasmarował moje ciało maścią, która miała mi pomóc. Spałem nago, bo ciało bolało mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie się w nic ubrać. Czułem, że przede mną ścieliły się naprawdę ciężkie dni..
*
Za mną naprawdę ciężki tydzień. Przez bite siedem dni nie ruszałem się z łóżka, głównie przez ból. Dzisiaj jednak gdy opuchlizna już zeszła, a ja czułem się znacznie lepiej, stwierdziłem, że muszę stąd wyjść ze względu na ojca. Od tygodnia nie miałem z nim kontaktu... z nim, z Chanem, ze szkołą... nie mam pojęcia, co działo się podczas lekcji, a że nie mam w klasie żadnej bliskiej osoby, nie miałem skąd wziąć notatek. Czuję, że ukończenie pierwszej klasy liceum będzie dla mnie nie lada wyzwaniem, a gdy pójdę dalej, to uznam to za absolutny cud..
- Dokąd ty się wybierasz? - zapytał Hyunjin, gdy szedłem korytarzem agencji.
- Muszę odwiedzić ojca.
- Rozumiem to, tylko... czujesz się na siłach?
- Tak, czuję się naprawdę dobrze.
- Poczekaj na mnie 5 minut to cię zawiozę.
- Nie, poradzę sobie.
- Wiem, ale i tak cię zawiozę. - chłopak zapukał do jednego z pokoi - Poczekaj sekundkę, Lixie. - blondyn uchylił drzwi, zaglądając do środka - Cześć Minho... wszystko w porządku?
- Tak, jest okej.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dzięki... mógłbym tylko zrobić sobie przerwę i skoczyć na obiad?
- No jasne, nie pytaj o takie rzeczy... masz dwie godziny wolnego, zjedz porządnie.
- Dzięki Hyunjinnie. - blondyn zamknął drzwi, spoglądając w grafik.
- To co? Daj mi sekundkę, tylko pójdę po kluczyki.
- Dobrze. - po chwili byliśmy już w drodze do mieszkania. Byłem przerażony. Trząsłem się jak jasna cholera, sam nie wiem dlaczego. Co ja powiem ojcu? Cóż... o ile w ogóle był choć odrobinę trzeźwy i zauważył, że mnie nie było.
- W porządku? - skinąłem głową, zaciskając dłonie na plecaku - Denerwujesz się..
- Trochę.
- Jeśli chcesz, wejdę z tobą na górę.
- Nie... nie, nie chcę żebyś oglądał tą melinę. - szepnąłem, przenosząc wzrok na przyjaciela - Ale dziękuję.. Dziękuję, że mi pomagasz.
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak? - potwierdziłem jego słowa skinieniem głowy - To wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć... Jak w końcu zrezygnujesz i odejdziesz z tego gówna, nadal będę chciał utrzymywać z tobą kontakt. - uśmiechnąłem się, przytakując.
- Ja z tobą też. - westchnąłem, wyglądając przez okno - A... myślałeś kiedyś o tym, żeby odejść z agencji?
- Wiesz... dobrze zarabiam, pracuję głównie wieczorami, przez co mogę studiować dziennie. Taki tryb mi pasuje, ale jak widzę waszą krzywdę.. - blondyn westchnął zjeżdżając na osiedle, na którym mieszkam - Dla mnie to też nie jest łatwe Lixie. Chciałbym wam pomóc, ale nie wiem jak.
- Robisz dla nas naprawdę bardzo dużo... Nie możesz mieć sobie nic do zarzucenia.
- Tak mówisz?
- Oczywiście... jesteśmy ci niesamowicie wdzięczni. - nachyliłem się do chłopaka, całując go w policzek - Uciekam.
- Uciekaj... tylko błagam cię, uważaj.
- Ty też. Do zobaczenia. - gdy wszedłem do mieszkania, usłyszałem jedynie dźwięk telewizora. Położyłem plecak na pufie stojącej w przedpokoju, idąc w głąb mieszkania - Tato, jestem!
- Przyjdź tu! - wszedłem do salonu, widząc siedzącego na kanapie, lekko podpitego ojca - Komu podpadłeś? - zapytał, wskazując na moją posiniaczoną twarz.
- Miałem drobny wypadek w pracy.
- W pracy, tak? Zapłacili ci odszkodowanie? - no tak... tylko pieniądze i pieniądze. Wygodnie mu się żyje, leżąc całymi dniami na kanapie i pijąc, do tego za nie swoje pieniądze.
- Tak..
- To dobrze... a.. gdzie byłeś przez ostatni tydzień?
- Wow... zauważyłeś, że mnie nie było?
- Uważaj co i do kogo mówisz..
- Przepraszam. - westchnąłem, oblizując nerwowo wargi - Byłem w pracy..
- W pracy, tak? A szkoła?
- No... chodziłem normalnie do szkoły.. - ojciec wstał z kanapy, po czym wręczył mi potężną teczkę wypełnioną papierami - Co to?
- Był tu ten twój kolega... jak on.. Chan?
- Chan tu był?
- Mm.. powiedział, że nie chodzisz do szkoły i ci skombinował notatki od kolegów z klasy.
- Ale ja..
- Słuchaj... mnie to gówno obchodzi, naprawdę... ale zastanów się co robisz gnojku i przede wszystkim mnie nie okłamuj. - skinąłem głową, zaciskając dłonie na białej teczce.
- Trochę.. trochę się ogarnę i posprzątam w domu.
- Zakupy trzeba zrobić... nie ma co żreć.
- Dobrze, zajmę się tym. - udałem się do swojego pokoju, nie odrywając przy tym wzroku od teczki. Pięknie.. powinienem mu podziękować, ale wiem, że znów zacznie przesłuchanie, a tego bym nie zniósł. Mimo to gdy usiadłem na swoim łóżku, wyjąłem telefon, wybierając numer do starszego kolegi.
- Słucham. - wziąłem głęboki oddech, przełykając z trudem ślinę - Halo..
- Cze.. cześć hyung.
- Cześć, miło, że dzwonisz.
- Ja.. chciałbym ci podziękować za notatki. Nie musiałeś tego robić.
- Jesteś pewien? Bo z tego co wiem, nie było cię przez tydzień w szkole.. wypadałoby nadrobić stracone lekcje.
- Tak.. dziękuję.
- Cóż.. szkoła to pikuś.. nadrobisz to, bo jesteś zdolnym dzieciakiem. Bardziej martwi mnie kwestia twojej ciągłej nieobecności w domu. Możesz mi powiedzieć, gdzie ty się szlajasz?
- Nie mogę..
- No tak... nie możesz.. Może wpakowałeś się w jakieś kłopoty? Powiedz, wyciągnę cię z tego..
- Nie, to nie to.
- No tak. - chłopak jedynie westchnął - Odezwij się, jak zdecydujesz się ze mną szczerze porozmawiać.
- Hyung..
- Na razie. - rozłączył się. Świetnie... nie zna prawdy o mnie, a już się od siebie odsunęliśmy. Co będzie, jak przyznam mu się do tego, co robię?
*
Dałem sobie kolejne dwa dni wolnego na opiekę nad ojcem i porządne ogarnięcie mieszkania i zaległości. Poprosiłem też Hyunjina o to, by do końca tygodnia dał mi wolne, bym mógł zadbać o swoje ciało i pozbycie się siniaków. Muszę teraz skupić się na szkole, napisać zaległe sprawdziany i kartkówki, by znowu wyjść na prostą. Gdy wszedłem na dziedziniec szkoły, poczułem niesamowitą ulgę. W głębi duszy cieszyłem się, że znów tu jestem i że będę mógł się czegoś dowiedzieć i zaznać "normalnego" życia. Bardzo tego potrzebowałem po ostatnich wydarzeniach. Ruszyłem w kierunku budynku. Chciałem przed rozpoczęciem zajęć obejść nauczycieli i zapytać o możliwość napisania zaległych rzeczy. Przechodząc obok niewielkiego, ukrytego skweru usłyszałem znajomy głos.
- Yongbokie! - odwróciłem głowę, widząc palącego Changbina w towarzystwie Jisunga. Mimo że bardzo się za nimi stęskniłem, bałem się konfrontacji z nimi i wolałbym jej uniknąć. Moja twarz była purpurowo-fioletowa. Mimo że miałem na głowie kaptur, a buzię zakrytą maską, nie dało się nie zauważyć moich sinych oczu, których za nic w świecie nie byłem w stanie ukryć.
- Cześć.
- No hej!
- W końcu się pojawiłeś.. co słychać?
- Em.. w porządku..
- Czemu cię nie było? Chan odchodził od zmysłów.
- Ja.. trochę się pochorowałem..
- Czekaj no. - Jisung zacisnął dłoń na moim kapturze, zrywając go z mojej głowy - O matko..
- Pochorowałeś się, tak? - Changbin rzucił papierosa na ziemię, pozbawiając mnie maseczki.
- Hyung, zostaw.
- Co to ma być do cholery jasnej?
- Kto cię tak pobił?
- Ja... miałem drobny wypadek.
- Jaki wypadek?
- Jechałem rowerem... dość szybko i... wiecie.. - wymusiłem uśmiech starając się grać - Jestem dość niezdarny.. władowałem się pod samochód. Na szczęście nie jechał szybko.
- Chcesz nam powiedzieć, że samochód nabił ci śliwy pod oczami?
- Dostałem z dużą siłą i przekoziołkowałem po betonie... Dlatego mnie nie było.
- Leżałeś w szpitalu?
- Nie... wolałem kurować się w domu.
- W domu? - Changbin uniósł brew oddając mi maseczkę, którą pospiesznie nałożyłem, by zakryć twarz - Chan twierdzi, że był u ciebie wielokrotnie i nie zastał cię ani razu.
- Nie przesłuchuj go do cholery. - Jisung nałożył mi kaptur na głowę, wzdychając - Jakbyś czegoś potrzebował..
- Wiem, że zawsze mogę na was liczyć... dziękuję. - ukłoniłem się lekko, wzdychając - Proszę, nie mówcie o tym Chanowi.
- Przecież to twój najlepszy przyjaciel..
- Właśnie.. i dlatego, by oszczędzić mu zmartwień, o niczym mu nie mówcie... proszę. - naszą rozmowę przerwał dzwonek zwiastujący rozpoczęcie lekcji - Będę uciekać, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Leć dzieciaku.
- Miłego dnia. - rzuciłem oddalając się od nich najszybciej, jak to możliwe. Jestem pewien, że o wszystkim mu powiedzą, za dobrze ich znam i wiem jakimi gadułami są. Chan zwariuje ze złości. Aż boję się myśleć, co mnie czeka, gdy na niego wpadnę..
Podczas długiej przerwy obiadowej zostałem w klasie. Nie chciałem iść wraz z tłumem uczniów na stołówkę, czuć na sobie masy spojrzeń i wiedzieć, że jestem obgadywany. Rozłożyłem na swojej ławce chusteczkę, po czym zająłem się obieraniem mandarynek, na które miałem dziś niesamowitą ochotę. Po włożeniu do buzi pierwszego kęsa, uśmiechnąłem się pod nosem, czując jak przebiega mnie przyjemny dreszcz.
- Tu jesteś. - otworzyłem szeroko oczy, widząc wchodzącego do sali Chana w towarzystwie Jisunga i Changbina - Jak ty wyglądasz..
- Hyung.. - chłopak chwycił mnie za twarz, uważnie mnie oglądając.
- Wypadek, tak? - hyung złapał mnie za dłonie, po czym w szale zaczął dobierać się do mojego mundurka.
- Przestań!
- Chan, to może go boleć, przestań.
- Mnie boli to, że jestem non stop okłamywany.
- Zostaw! Przestań, błagam! - wrzasnąłem widząc jak przyjaciel odpuszcza. Chłopak nabrał dużo powietrza do płuc, przytakując.
- Przepraszam... Yongbok.. kto cię tak urządził? - trzęsącymi się dłońmi walczyłem z guzikami koszuli od mundurka. Chan podszedł bliżej mnie, wyręczając mnie w tym - Bokkie..
- Mówiłem.. miałem wypadek na rowerze.
- Dobrze.. byłeś z tym w szpitalu, prawda?
- No.. tak..
- Masz dokumentację ze szpitala?
- T.. tak..
- Mhm... twój tydzień nieobecności w szkole... byłeś wtedy w szpitalu jak mniemam.
- Nie.. w domu.. byłem w domu..
- Znowu ściemniasz. - chłopak parsknął śmiechem, przecierając twarz dłońmi - Gubisz się w swoich kłamstwach. Doskonale wiem, że nie byłeś ani w żadnym szpitalu ani w domu.
- Hyung..
- Co się z tobą do cholery dzieje? Z kim zadarłeś, że tak cię pobił?
- Z nikim..
- Może wplątałeś się w jakieś prochy? Yongbok, do cholery, ja muszę to wiedzieć..
- Nie musisz... uwierz mi hyung, że są pewne sprawy, o których naprawdę nie musisz wiedzieć.
- Jakie sprawy? Ty siebie słyszysz? Martwię się o ciebie, kurwa mać!
- Przestań się na mnie wydzierać.. - szepnąłem siadając z bezradności w swojej ławce. Ukryłem twarz w dłoniach, chcąc schować gromadzące się we mnie emocje, które lada moment mogły eksplodować.
- Chan, wyluzuj.
- Bokkie. - hyung kucnął obok mnie, głaszcząc mnie po udzie - Proszę cię... błagam, porozmawiaj ze mną. Złoszczę się i krzyczę, bo widzę, że dzieje ci się krzywda, a ja jestem w tym potwornie bezradny.. Nie wiem, jak mam pomóc swojemu przyjacielowi.
- Doceniam to... ale zrozum, że nic mi nie jest.. przestań ciągle na mnie naskakiwać i doszukiwać się rzeczy, które nie istnieją.
- Yongbok... nie chodzisz do szkoły... nie wracasz na noc do domu.. przychodzisz do szkoły ewidentnie pobity.. Nadal chcesz mi wmawiać, że nic się nie dzieje i że nie masz żadnego problemu?
- Proszę... daj już z tym spokój.
- No tak... zastanów się proszę, czy aby na pewno uważasz mnie za swojego przyjaciela.. - chwyciłem go kurczowo za nadgarstek, wbijając w niego swoje wielkie, zaszklone już oczy - Zostawicie nas na moment? - Jisung i Changbin wymienili się spojrzeniami, przytakując.
- Jasne.. żaden problem. - gdy nasi przyjaciele wyszli z klasy, wstałem wbijając wzrok w oczy Chana.
- Słucham.
- Hyung.. jesteś najważniejszą osobą w moim życiu..
- Czyżby?
- Tak... dlatego właśnie muszę trzymać cię z dala od prawdy.
- Nie rozumiem.. dlaczego?
- Dlatego żebyś nadal był obecny w moim życiu.. - chłopak zmarszczył brwi stając ze mną twarzą w twarz.
- Yongbok.. coś ty nawywijał?
- Obiecuję, że kiedyś o wszystkim ci powiem... przysięgam... daj mi tylko trochę czasu, proszę.
~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
100tys. wonów = 340zł — tanio się sprzedaje ten nasz Felix :/
OdpowiedzUsuńMoże nie jestem jakimś wielkim krytykiem, a to są zwykłe opowiadania na blogu, a nie jakiś znany bestseller, ale czuje że muszę napisać coś na temat twojej twórczości. Jak zapewne sama zauważyłaś od dłuższego czasu komentuje twoje rozdziały. Na blogu nie jestem jakoś długo, ale zdążyło mi się przeczytać inne opowiadania poza SKZ w międzyczasie i powiem Ci, że zauważyłam pogorszenie. Nie oczekuje się wiele od fanfiction, sama traktuje to raczej jako rozrywkę, ale jednak byle czego czytać też nie zamierzam, a to opowiadanie jest właśnie takim byle czym. Zero mięsa, fabuła oklepana, żadnych konkretów. Nie twierdzę, że zasypiam czytając, ale widziałam też komentarz kogoś kto zauważył to samo co ja, więc coś jest na rzeczy. Miałaś w tym roku, jakoś na początku chyba przerwę, więc nie wydaje mi się, że potrzebujesz jej jeszcze raz. Wspominałaś, że piszesz własną książkę, więc mimowolnie oczekiwałam czegoś jeszcze lepszego, a to opowiadanie nie jest wcale lepsze. Jest jednym z gorszych, jakie miałam okazję czytać. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe albo dotyczy to tylko tego konkretnego opowiadania/paringu.
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego dnia/nocy i duużo weny.
Ps:Wiem, że zawsze dawałam dużo emotek, ale teraz jakoś tak nie mam ochoty ich dawać. Mam nadzieję, że mój komentarz nie brzmiał wrednie, i że jakoś rozważysz jego treść :)
~Ari <3
Ojej, widzę, że dawno nic nie dodałaś :/ Mam nadzieję, że to tylko chwilowa przerwa i wrócisz wkrótce, bo jestem w sumie ciekawa, jak skończy się historia Felixa i Bangchana i szczerze mówiąc myślałam, że już dawno dobiegła końca i piszesz coś innego. Miło byłoby też, gdybyś informowała o ewentualnych przerwach w pisaniu albo o dalszych postanowieniach apropo bloga, bo się człowiek domyślać tylko musi :/
OdpowiedzUsuń