19 października 2020

I am NOT... me~cz.2 [Chan&Felix]

 




                Dostałem dwa dni wolnego... w końcu trochę odetchnę i się wyśpię. Była środa. Wróciłem po lekcjach do mieszkania, w którym nie byłem od dobrego tygodnia. Mam dużo swoich rzeczy w agencji.. ubrań na zmianę, książek, zeszytów.. sytuacja więc nie wymaga ode mnie codziennych powrotów do domu. Mimo wszystko dzisiaj poczułem, że muszę w końcu skontrolować ojca i się nim zająć. Z mocno bijącym sercem przekręciłem klucz w drzwiach, lekko je popychając. Od razu uderzył we mnie ohydny smród alkoholu i papierosów. Przełknąłem z trudem ślinę, wchodząc do środka. W sumie nie wiem czego się spodziewałem. Wszędzie rozrzucone były puste butelki i puszki po alkoholu, a całe mieszkanie było aż siwe od dymu papierosowego. Otworzyłem pospiesznie okna, szukając ojca.

- Tato.. - cisza. Mój żołądek zacisnął się w supeł, a głowę wypełniły najczarniejsze myśli - Tato! 

- Co się drzesz.. - odetchnąłem, widząc jak ledwo trzymający się na nogach ojciec wychodzi z łazienki - O... Yongbok. Gdzieś ty był tyle czasu?

- W szkole i w pracy. - szepnąłem, czując okropny zapach bijący od mojego ojca - Chodź, wykąpię cię.

- A co ja mam, dwa latka, że trzeba mnie kąpać? - warknął, odpychając mnie - Złaź mi z drogi. 

- Powiedziałem, że idziemy pod prysznic.. już. 

- Jaki ty jesteś upierdliwy... masz to po matce. - spuściłem głowę, czując kłujący ból w sercu. Nie lubię o niej rozmawiać. Każde wspomnienie mamy niesamowicie mnie boli. 

- Wracaj do łazienki... za moment do ciebie przyjdę.. - wrzuciłem plecak do swojego pokoju, który jako jedyny wyglądał jak cywilizowane pomieszczenie. Następnie wziąłem czyste rzeczy taty, wracając do łazienki. Stwierdziłem, że wykorzystam wolne popołudnie na doprowadzenie ojca do porządku, ogarnięcie mieszkania i przygotowanie posiłków temu imbecylowi na kolejny tydzień... Jeszcze dzisiaj wieczorem zamierzałem uciec do agencji i przespać się spokojnie tam - Kiedy się ostatnio kąpałeś?

- A bo ja wiem... jak ty byłeś. 

- Tydzień temu... nieźle. 

- To mnie nie zostawiaj gnoju! Co to ma być?! Kto to widział, żeby nieletni gnojek spał poza domem?!

- Nie krzycz. - szepnąłem przestraszony, sadzając go w wannie - Dzisiaj posprzątam mieszkanie, zmienię ci pościel, przygotuję ci jeść... przyszły jakieś nowe rachunki?

- Ta... coś przyszło.

- Rewelacja. - westchnąłem, kąpiąc cuchnącego alkoholem ojca - Rachunki też opłacę... nie masz się o co martwić. 

- No ja myślę. - tato uniósł głowę, wbijając we mnie przepity, zmęczony wzrok - Ty... a gdzie ty w zasadzie zarabiasz te pieniądze? 

- Mówiłem ci... pracuję w barze z jedzeniem na wynos.

- I tam dają ci tyle pieniędzy?

- Tak... biorę dużo godzin. 

- Dobrze... dobrze nam się żyje. 

- Ta... tobie na pewno. 

- Jeszcze słowo.

- Przepraszam. - po kąpieli usadziłem ojca przed telewizorem, po czym zająłem się sprzątaniem całego mieszkania. Nastawiłem pranie, porządnie wywietrzyłem, wyrzuciłem śmieci... w końcu to wygląda jak dom, a nie melina - Tata..

- Mmm.

- Co byś zjadł?

- Cokolwiek. 

- Cokolwiek. - powtórzyłem ciszej, przeglądając wszystkie szafki, które od mojej ostatniej obecności w domu, zdążyły już świecić pustkami - No tak... muszę iść do sklepu.

- Idź.. soju kup.

- Zapomnij. 

- Alkohol mi kup! 

- Powiedziałem, że tego nie zrobię! - wrzasnąłem, co zdarza mi się niesamowicie rzadko - Nie po to haruję jak wół, żebyś ty te pieniądze przepijał! - wyszedłem z mieszkania, czując jak trzęsę się z emocji. Boże, tak bardzo go kocham i nienawidzę jednocześnie. Miałem tak cudowne życie... dlaczego ten idiota to wszystko zniszczył? Dlaczego moją jedyną, bliską mi osobą jest alkoholik? Czemu nie mam wsparcia mamy i dlaczego, by przetrwać, muszę kochać się za pieniądze? Czym zawiniłem, że życie postanowiło mnie tak podle potraktować? Brzydzę się moim ojcem i samym sobą... rzygać mi się chce, jak patrzę na niego i na swoje lustrzane odbicie... oboje jesteśmy okropnymi ludźmi. 

Poszedłem na długi spacer. Stwierdziłem, że przed powrotem do mieszkania muszę chwilę pospacerować, by się uspokoić i pozbierać myśli. Chodziłem bez celu przez około dwie godziny. Po zrobieniu porządnych zakupów wróciłem do mieszkania z zamiarem ugotowania kilku dań i zmycia się stamtąd jak najszybciej. Gdy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem przepite głosy obcych mi mężczyzn. Zamarłem. Mimo to wszedłem do środka, by sprawdzić co z tatą. Cóż... widok jaki zastałem był wręcz oczywisty. Mój ojciec siedział przy kuchennym stole w towarzystwie czterech kolegów od picia. Cały stół pokryty był butelkami z alkoholem, a po pomieszczeniu unosił się znów szary dym papierosowy, który kilka godzin wcześniej usilnie starałem się wywietrzyć. Wszedłem do kuchni bez słowa, stawiając reklamówki na kuchennym blacie. 

- Jest i mój syn! 

- Oo.. a to słowa "dzień dobry" nie znamy? 

- Tato, kto to jest? 

- Moi przyjaciele!

- Przyjaciele, tak? - podszedłem do taty, wyrywając mu z ręki puszkę z piwem - Przyjaciele nie powinni cię ciągnąć na dno.. Jesteś przez nich na dnie.

- Ty... uważaj co i przy kim mówisz. - oburzył się jeden z mężczyzn, wstając od stołu. 

- Daj mi to piwo Yongbok.

- Zapomnij. - podszedłem do zlewu pospiesznie je wylewając. Wtedy jednak poczułem szarpnięcie za ramię i porządne uderzenie w twarz. Jęknąłem jedynie, osuwając się na ziemię.

- Ty! Nie bij mi syna! 

- Za bardzo się gnój panoszy! 

- Ale nie masz prawa go lać! - tego już za wiele. Wstałem lekko oszołomiony, idąc w kierunku swojego pokoju. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, zamknąłem sypialnię na klucz i bez słowa opuściłem mieszkanie. Dopiero gdy z niego wyszedłem, dałem upust emocjom.. Płakałem jak dziecko. Mam już dość takiego życia... dość. Usiadłem przed drzwiami klatki, wyjmując trzęsącymi się dłońmi telefon. Mimo późnej pory wybrałem numer Chana, czekając aż ten odbierze.

- Cześć Bokkie, co tam? - pociągnąłem nosem, nie mogąc złapać oddechu, by coś powiedzieć - Gdzie jesteś?

- Mog... mogę u ciebie spać?

- Powiedz mi gdzie jesteś, przyjadę po ciebie.

- Siedzę.. siedzę przed domem.

- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd. Już jadę. 

- Chan.. - słyszałem jedynie ciężki oddech przyjaciela i jego pospieszne zbieranie się do wyjścia.

- Jestem.. co się dzieje?

- Ja już nie mam siły. - szepnąłem, dotykając bolącego oka. 

- Bokkie, uspokój się. Za moment porozmawiamy, poczekaj proszę.

- Nie... nie sprawiam ci problemów?

- Co ty wygadujesz? Mówiłem ci setki razy, że masz do mnie dzwonić o każdej porze, tak? Zawsze ci pomogę. - skinąłem jedynie głową, pociągając przy tym nosem. 

- Jedź ostrożnie. 

- Będę uważać, a ty wejdź do sklepu i napij się czegoś ciepłego. - milczałem. Wsłuchiwałem się jedynie w ciężki oddech hyunga i dźwięk jego samochodu - Yongbok... idź proszę do sklepu, zaczyna padać.

- Dobrze.. - rozłączyłem się, wykonując jego polecenie. Po wejściu do sklepu zamówiłem dwie herbaty, po czym po zaparzeniu ich usiadłem przy stoliku, wpatrując się w pokrytą deszczem ulicę. Ulżyło mi. Bardzo cieszyłem się, że spędzę tę noc u Chana, w ciszy i spokoju. Boję się jedynie o tatę... Przyjaciele, też mi coś. Pieprzone menele, przez których mój ojciec stał się takim potworem. Jak ten człowiek śmiał podnieść na mnie rękę? Jak Chan mnie zobaczy to zwariuje, a agencja? Jak będę przyjmować klientów ze śliwą pod okiem? 

- Dobry wieczór. - uniosłem wzrok, widząc kłaniającego się w progu Chana. Gdy przyjaciel mnie zobaczył, pospiesznie podszedł do stolika, otwierając szerzej oczy - Co on ci zrobił? - syknął łapiąc moją twarz w obie dłonie. 

- Kupiłem ci herbatę.

- Ojciec cię uderzył? 

- Nie.. ojciec stanął w mojej obronie.

- Co? 

- Przyszli do niego znajomi... jeden się zdenerwował i mnie uderzył. 

- Kurwa mać... proszę cię, musisz mi pokazać kto to.

- Nie.

- Yongbok, masz fioletową śliwę pod okiem... widzisz dobrze na to oko?

- Tak.. nic mi nie jest.

- Dlaczego wpuściłeś ich do mieszkania? - spuściłem wzrok, czując jak do moich oczu napływają łzy.

- Naprawdę uważasz mnie za takiego idiotę? Myślisz, że to ja ich wpuściłem?

- Bokkie..

- Poszedłem zrobić tacie zakupy... a on w tym czasie przyprowadził do mieszkania jakiś meneli.

- Przepraszam.. przepraszam Yongbok. - chłopak objął mnie ramieniem, wtulając mnie w siebie - Przepraszam. - sięgnąłem po kubek z herbatą przyjaciela, wręczając mu go.

- Napij się, bo wystygnie. - przyjaciel wziął ode mnie kubek, wzdychając.

- Bardzo się o ciebie martwię.

- Niepotrzebnie... przepraszam, że po ciebie zadzwoniłem, ale nie wiedziałem, co zrobić.

- Bardzo dobrze, że po mnie zadzwoniłeś. Pomieszkasz teraz przez kilka dni u mnie. 

- A twoi rodzice?

- Mama cię uwielbia, a ojca i tak nie ma całymi dniami w domu. Bierz herbatkę i chodź. - uśmiechnąłem się lekko, widząc jak ten bierze łyka swojej - Mm pycha.. wziąłeś moją ulubioną. 

- Nie mogę poić mojego hyunga byle czym.



*


                           Wyjątkowo spokojnie przespałem dzisiejszą noc. Spałem wtulony w przyjaciela słuchając jego zapewnień o tym, że wszystko w końcu się ułoży, że nie jestem sam i że ze wszystkim mi pomoże. Zapewniał mnie, że dla swojego "młodszego braciszka" jest w stanie zrobić wszystko. Rzeczywiście czuję z nim dziwną, braterską więź, mimo iż nie łączą nas żadne więzy krwi, a osobiście znamy się lekko ponad rok. 

Po czwartkowych zajęciach pojechaliśmy od razu do Chana. Mój nastrój po dzisiejszej nocy i dniu spędzonym w obecności przyjaciół znacznie się polepszył. Czułem wewnętrzny spokój i siłę, którą dał mi Chan.. bardzo tego potrzebowałem. Gdy zjedliśmy obiad, mama Chana oznajmiła, że jedzie na spotkanie z koleżankami i że wróci późnym wieczorem. Obiecaliśmy, że w tym czasie siądziemy do nauki i że pójdziemy spać o przyzwoitej porze, by w piątek nie umierać w trakcie lekcji. 

- Jak ci idzie młody? 

- Cóż... w zasadzie już skończyłem. - zamknąłem zeszyt, wyciągając się - A ty jak tam?

- Też już kończę. Wskakuj na wyro i odpocznij.

- Chętnie. - wrzuciłem zeszyt do plecaka, po czym położyłem się na łóżku, wzdychając - Jak dobrze.

- A umiesz wszystko do szkoły? Czy wytłumaczyć ci coś?

- Póki co bierzemy w miarę łatwe rzeczy.

- Czyli nie masz z niczym problemu?

- Y y... ale jak czegoś nie będę rozumieć, to będziesz moim korepetytorem numer jeden. - Chan zaśmiał się, po czym odłożył zeszyt - Chanieeeee..

- Co tam?

- Przyniósłbyś mi coś do picia?

- No jasne, a co chcesz?

- Cokolwiek.

- Kawki?

- Ooo chętnie. 

- Dobra.. to za moment wracam. - gdy przyjaciel wyszedł z pokoju, przekręciłem się na brzuch sprawdzając social media. W pewnym jednak momencie zauważyłem, że dostałem wiadomość od Hyunjina.

Hyunjin: "Cześć Lixie, wszystko u Ciebie w porządku? Jak wolne?"

~ "Tak, wszystko dobrze:) spędzam w końcu czas z przyjacielem"

Hyunjin: "To dobrze, wypocznij porządnie, bo weekend szykuje się dość pracowity ;/"

~ "Ilu mam klientów?"

Hyunjin: "W sobotę 10... w niedzielę zapisałem ci tylko 4"

~ "10?! Nie usiądę na tyłku przez tydzień"

Hyunjin: "Wiem Lixie, przepraszam, ale daję Ci kogo mogę... Wiem, że potrzebujesz pieniędzy"

Hyunjin: "Jak chcesz, to kilku odwołam"

~ :"Nie, nie. W porządku, dziękuję. Jakoś dam radę"

- Kawusiaaaa! - zablokowałem pospiesznie telefon, chowając go do spodni - A tobie co?

- Co?

- Coś ty tam oglądał?

- Nic.

- Ejjjj... ja wiem, że to taki wiek..

- Mam ci pokazać historię? - usiadłem gwałtownie, czując jak się we mnie gotuje - Nie oglądam świństw w internecie. 

- Dobra, spokojnie... zrozumiałem, nie denerwuj się. - przetarłem twarz dłońmi, wzdychając.

- Przepraszam. 

- Nie przepraszaj, nic się nie stało. - przyjaciel wręczył mi kawę, siadając obok mnie - W porządku?

- Nie.. jestem beznadziejnym przyjacielem.

- Specyficznym... ale najlepszym jakiego mam. - uśmiechnąłem się, opierając głowę o jego ramię.

- Jesteś strasznie wyrozumiały.

- Staram się jak mogę... W ogóle... mogę ci o czymś powiedzieć? - uniosłem pospiesznie głowę, wbijając wzrok w chłopaka.

- Oczywiście, co się dzieje?

- No booo... aishh.. w sobotę idę na randkę. - zaśmiałem się, odstawiając kubek na parapet.

- Ty?! Jak ma na imię ta biedna dziewczyna? 

- Ty dupku... jest z mojej klasy.. tak jakoś wyszło.

- O mamoooo... czym ona zawiniła? - chichotałem, chcąc go zdenerwować.

- Bokkie, sęk w tym, że mam problem.

- Hm? - spojrzałem na niego, sięgając po leżące obok niego żelki - Jaki?

- Obiecaj, że to zostanie między nami... ani słowa przy Jisungu i Changbinie.

- Dobrze, nie ma sprawy. 

- No bo... wiesz, jak to jest na randkach... Co, jak będzie chciała mnie pocałować... czy coś? - zaśmiałem się, ładując kwaśnego żelka do ust.

- To chyba dobrze.

- Ta... pod warunkiem, że się kiedykolwiek z kimś całowało i wie się co i jak. 

- No to w czym problem? - usiadłem okrakiem na nogach przyjaciela, widząc malujące się na jego buzi zdziwienie.

- Co ty robisz?

- Poćwiczysz na mnie.

- Na tobie? - zaśmiał się, odstawiając kawę - No co ty..

- Wielu przyjaciół tak robi... ponoć. 

- Okej... ale to też zostaje tylko i wyłącznie między nami.

- Naprawdę nie musisz mi o tym mówić. Akurat Jisung jest ostatnią osobą, która powinna wiedzieć o tym, że jego przyjaciele uczyli się na sobie całowania. - chłopak zaśmiał się przytakując - Gotowy?

- A to już?

- Nie no... możemy poczekać do jutra.

- Dobra no... co mam robić?

- Nic... zamknij oczy i spróbuj się wyluzować. - Chan wziął głęboki oddech zamykając oczy - Dobrze... przechyl lekko głowę. 

- W którą stronę?

- A jakie to ma znaczenie? Tak jak ci wygodniej. - gdy  to zrobił, zbliżyłem się do jego twarzy, którą po chwili chwyciłem delikatnie w obie dłonie - Okej... zacznij mnie całować w miarę spokojnie... nie ładuj się od razu z jęzorem, bo ją wystraszysz.

- Przyjąłem. - oblizałem wargi, przylegając nimi do ciepłych ust przyjaciela. Poczułem jak przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz, a umysł całkowicie się wyłącza. Zaczęliśmy wymieniać się nieśmiałymi pocałunkami, z których w zasadzie nic nie wynikało... było to czymś w rodzaju rozgrzewki i przełamania nieśmiałości Chana. Ja robię takie rzeczy na co dzień.... zero fajerwerków. Nie mam pojęcia dlaczego w momencie pocałowania Chana poczułem się tak lekko i dobrze - I jak? - szepnął układając odruchowo dłonie na mojej talii.

- Dobrze... teraz spróbuj pocałować mnie śmielej.

- Dziwnie..

- Trochę.. ale to zostanie między nami, a przed sobą nie musimy się wstydzić. 

- Masz rację. - przyjaciel odetchnął głęboko, przywierając ponownie do moich warg. Wcale mu się nie dziwie, że czuł barierę. Też ją miałem, ale mimo to starałem się dać z siebie jak najwięcej, by Chan nie wypadł przed tą dziewczyną źle. 

- Śmiało. - szepnąłem, czując jak nasze języki zaczynają się dotykać. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie, a ciało przyległo jeszcze bliżej kolegi. Nie potrafię wytłumaczyć swojego zachowania, ale całowanie go tak bardzo mi się spodobało, że chciałem więcej i więcej. Nie miałem pojęcia, że bliskość z drugim człowiekiem może być tak przyjemna. Do tej pory traktowano mnie jak zabawkę, z którą trzeba obejść się jak najszybciej, by zaspokoić swoją potrzebę, a Chan? Zero pośpiechu, nieśmiałość i delikatność... cholernie tego potrzebowałem. Nasze języki pieściły się coraz śmielej i mimo iż teoretycznie to ja posiadam większe doświadczenie, dałem się całkowicie zdominować Chanowi. Chłopak całował mnie śmiało, ale z ogromnym wyczuciem i delikatnością, która tak bardzo mi się podoba. Gdy przysunąłem się do przyjaciela najbliżej jak to możliwe, a ten owinął ręce wokół mojej talii, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który nieco nas otrzeźwił. Oderwaliśmy się od siebie głęboko przy tym oddychając. Spojrzałem nieśmiało w oczy przyjaciela, podczas gdy ten nerwowo oblizał wargi. 

- Muszę... muszę sprawdzić kto to.

- Tak.. tak, idź otworzyć. - zszedłem z niego, widząc jak chłopak podrywa się szybko z łóżka. Gdy wyszedł z pokoju westchnąłem głęboko starając się uspokoić. Nic się takiego nie stało, to tylko pocałunek. Do tego pocałunek z osobą, która mówi, że jestem dla niego jak młodszy brat. Opanuj się Yongbok i zluzuj, bo źle to się skończy. To, że ktoś dał ci odrobinę czułości i delikatności nie oznacza, że masz tracić od razu głowę. Nie mogę zrujnować naszej przyjaźni przez chwilową słabość. 

- Jestem. 

- Kto to? 

- Zapomniałem, że zamawiałem pizzę. - uśmiechnąłem się szeroko, zacierając przy tym ręce.

- Waaaa super... dawaj. - Chan położył na łóżku pudełko z pachnącą zawartością, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku - Moja ulubiona!

- Bokkie..

- Tak?

- Gdzie nauczyłeś się tak całować? - puściłem trzymany w dłoni kawałek pizzy, spoglądając na przyjaciela.

- Ja? Nie umiem się całować. - zaśmiałem się nerwowo, grając przed nim jak tylko mogę - Dzisiaj całowałem się z tobą pierwszy raz.

- Z tego co mówiłeś nigdy nie byłeś w związku, więc trochę się zdziwiłem.

- Wiesz... obaj do tej pory nie mieliśmy doświadczenia, więc... może wydaje nam się, że jesteśmy w tym dobrzy... ale jestem pewien, że naprawdę doświadczone osoby sprowadziłyby nas na ziemię. - uśmiechnąłem się, uciekając przy tym wzrokiem - Swoją drogą... szło ci naprawdę nieźle. Oczarujesz ją. 

- Tak... z pewnością. - przyznam szczerze, że przez resztę wieczoru było między nami dość drętwo. Jeden wstydził odezwać się do drugiego i każdy pochłonięty był swoimi rzeczami. Ja pisałem z Hyunjinem, a Chan uczył się na geografię. Dopiero jak kładliśmy się do łóżka, siłą rzeczy musieliśmy zamienić ze sobą parę słów.

- Chanie..

- Tak? - przekręciłem się na bok, wbijając wzrok w przyjaciela.

- Żałujesz?

- Zależy czego.

- Tego, że się całowaliśmy. - chłopak spojrzał na mnie, jednak po chwili westchnął ciężko, przekręcając się na bok. Gdy to zrobił, ułożył dłoń na moim policzku delikatnie go głaszcząc.

- Nie, nie żałuję... skąd ten pomysł? 

- Nie rozmawialiśmy ze sobą cały wieczór... Nie chcę, by to coś między nami zmieniło. 

- Obiecuję ci, że to niczego między nami nie zmienia. Uczyłeś mnie, nie pamiętasz?

- Pamiętam... tylko dlaczego potem w ogóle ze mną nie rozmawiałeś?

- Za dużo myślisz Bokkie.

- Nie.. chcę tylko żebyś był ze mną szczery. - chłopak westchnął dotykając opuszkami palców moje posiniaczone oko.

- Dobrze... było to dla mnie dość krępujące zważywszy na fakt, że mi się to spodobało..

- Hyung..

- Ale dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi nie chcę tego dalej kontynuować, żeby nie zniszczyć naszej relacji. 

- Ale to nie oznacza, że masz preferencje w kierunku chłopców... to był jednorazowy wybryk.

- Tak, to prawda. Dlatego nie powinniśmy tego nigdy więcej robić.

- Chanie..

- Tak?

- Mi też to się podobało.. - między nami zapadła cisza zagłuszana jedynie naszymi oddechami i rodzicami Chana kręcącymi się po mieszkaniu.

- Jeśli... jeśli potraktujemy to tylko jako naukę... - zachichotał Chan, uciekając wzrokiem. 

- Tylko i wyłącznie... nie kręcisz mnie w żadnym stopniu.

- Mówiłem ci już, że momentami jesteś potwornie wredny?

- Pary razy ci się wypsnęło. - szepnąłem przywierając ponownie do jego warg. 

- Mmm... potraktujmy to jako zabawę.. i naukę.

- Uwielbiasz się uczyć, hyung... a ja zawsze chętnie ci pomogę. - zaśmialiśmy się, wymieniając się po chwili pocałunkami. Muszę przyznać, że była to cholernie pokręcona sytuacja, ale bardzo mi się ona podobała... za bardzo. 


*


                      Weekend. Kolejny klient opuścił mój pokój. Znajdowałem się w łazience, wisząc nad toaletą i ponownie wymiotując. Mam dość... nienawidzę tego co robię i nienawidzę samego siebie. Nienawidzę ludzi, którzy korzystają z moich "usług" i nienawidzę swojej życiowej sytuacji. Jestem już tym wszystkim potwornie zmęczony.

- Puk puk... mogę? - Hyunjin. Spuściłem pospiesznie wodę sięgając po papier toaletowy - Co się dzieje? - blondyn rzucił plastikową podkładkę z grafikiem, po czym kucnął obok mnie, głaszcząc mnie po plecach - Felix, co jest?

- Nic... wszystko w porządku. - szepnąłem ponownie zwracając.

- Cholera jasna, co się dzieje? - chłopak namoczył ręcznik, po czym znów kucnął obok mnie, wycierając moje usta - Dlaczego nie powiedziałeś, że się źle czujesz? Dałbym ci dzisiaj wolne.

- To... to dopiero teraz. 

- Piłeś z kimś? Może ktoś ci czegoś dosypał?

- Nie... dzisiaj niczego nie piłem. - Hyunjin pomógł mi wstać ustawiając mnie nad umywalką. 

- Umyj buzię i chodź na przerwę.

- Zaraz mam klienta.

- Odprawię go do kogoś innego.. musisz odpocząć. 

- Naprawdę mogę iść na przerwę?

- Musisz... zrobię ci herbatę i wyjdziesz przed budynek trochę pooddychać. 

- Dziękuję. - chłopak uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc mnie po plecach. 

- Ubierz się ciepło i chodź. - gdy w końcu pierwszy raz od sześciu godzin włożyłem na siebie ubranie, poszedłem wraz z Hyunjinem do kuchni, w której ten przygotował mi wielki kubek herbaty. Stojąc przy blacie usłyszałem dźwięk telefonu.

Chan: "Yongbokie, śpisz? :D Daj znać jak będziesz mógł rozmawiać"

- Proszę. - chłopak wręczył mi herbatę, ciepło się przy tym uśmiechając.

- Dziękuję.

- Uciekaj na dwór... masz godzinę na odpoczynek.

- Dzięki... nie zniósłbym teraz kolejnego upokorzenia.. 

- Lixie.. 

- Przepraszam... nie chcę teraz o tym rozmawiać.

- Jasne, rozumiem. Spadam do roboty, a ty wypocznij. Na razie. - westchnąłem głęboko, ruszając w kierunku wyjścia. Gdy wyszedłem przed agencję, zająłem miejsce na krawężniku, odpisując przyjacielowi. 

~: "Nie śpię... możemy porozmawiać"

Dzwoni. Nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się znów odpowiednio przed nim zagrać. 

- Słucham.

- Cześć dzieciaku, czemu nie śpisz? 

- Bo czekam na telefon od ciebie. - zaśmiałem się upijając łyk herbaty - Jak randka? 

- No właśnie bez fajerwerków.

- Co? Ale jak to?

- Myślałem, że dobrze ją znam i że jest fajną dziewczyną, aleeee...

- Aleeee...

- Ale to nie to... Nie czułem tego. 

- Aishh... jak będziesz tak wybrzydzał to umrzesz jako porośnięty pajęczyną prawiczek.

- O! Wypraszam sobie! - zaśmiałem się czując jak rześkie, nocne powietrze koi moją zmęczoną twarz - Mam pomysł.

- Jaki?

- Wpadnę po ciebie i pojedziemy na Hongdae, co? Dawno nie byliśmy.

- Em... czy ja wiem. Ja... trochę źle się czuję i..

- Źle się czujesz? A co się dzieje? 

- Mam małe rewolucje żołądkowe. 

- Zrób sobie herbatę i wskakuj do łóżka. Przyjadę z lekami.

- Nie, hyung, nie trzeba! Ja.. mam wszystkie leki, zaraz je wezmę i się położę.

- Trzymam cię za słowo... może zjadłeś coś, co ci zaszkodziło?

- Nie wiem... całkiem możliwe. - wziąłem głęboki oddech, czując jak mocno bijące serce rozsadza moją klatkę piersiową - Jest późno, nie ruszaj się już z domu. Zobaczymy się w poniedziałek w szkole. 

- Jesteś pewien? Poradzisz sobie?

- Tak Chanie.. nie przejmuj się mną. 

- Jutro jak wstaniesz od razu do mnie zadzwoń.

- Okej... kończę hyung, dobrze? Chcę się położyć.

- No jasne... śpij dobrze.

- Dobranoc, wypocznij porządnie. 



*


               Ten koszmarny weekend nareszcie dobiegł końca. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem tak zmęczony i przepełniony strachem, goryczą i absolutną nienawiścią do samego siebie. W poniedziałek w szkole przez cały dzień nie mogłem namierzyć Chana. Nie dzwoniłem też do niego, bo skoro jeszcze mnie nie odwiedził w klasie, to znaczy, że musi być czymś mocno zajęty. Nie chciałem mu więc przeszkadzać. Podczas przerwy obiadowej wziąłem swoją tacę z jedzeniem, rozglądając się za wolnym miejscem. Od razu rzucił mi się w oczy stolik, przy którym siedzieli Jisung i Changbin w towarzystwie Chana. Podszedłem więc do nich, szeroko się uśmiechając.

- Cześć chłopaki.

- Bokkie! 

- Cześć młody. 

- Mogę się dosiąść? - Jisung i Changbin wymienili się jedynie spojrzeniami, podczas gdy mój hyung odłożył pałeczki wbijając we mnie wzrok.

- Głupio pytasz... siadaj. - gdy zająłem miejsce wbiłem wzrok w Chana uśmiechając się.

- Dzwoniłem do ciebie w niedzielę kilka razy... czemu nie odbierałeś? 

- Em.. idę po napój. - powiedział pospiesznie Changbin, szturchając Jisunga.

- A.. tak, ja też. 

- Hm? - spojrzałem na nich, widząc jak ci w pośpiechu odchodzą od stolika. Zachichotałem jedynie, przenosząc wzrok na zamyślonego hyunga - Wiesz o co im chodzi?

- Yongbok... dlaczego mnie okłamujesz?

- Co.. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła - A... ale ja..

- Posłuchaj, bo nie chcę też żebyś mnie źle zrozumiał.. Jesteśmy przyjaciółmi i myślałem, że nie mamy przed sobą tajemnic..

- Hyung, ja..

- Daj mi dokończyć... Posłuchaj... to, że jesteśmy przyjaciółmi nie oznacza, że musimy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę i nie oznacza to też tego, że masz mi się ze wszystkiego spowiadać... oczekuję po prostu od ciebie szczerości.

- Ale..

- Yongbok... w sobotę cholernie się o ciebie martwiłem i wolałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. Kupiłem leki i do ciebie przyjechałem i co usłyszałem od twojego ojca? Że wcale nie ma cię w domu, mimo iż mi mówiłeś coś innego.. ba... mało tego... powiedział, że nie było cię w domu od kilku dni..

- Śledzisz mnie?

- Nie... Bokkie, miej innych znajomych, z którymi się umawiasz, nie w tym rzecz.. Nie rozumiem tylko dlaczego mnie okłamujesz. Nie wstyd ci? - słysząc te słowa z jego ust, coś we mnie pękło. Przełknąłem z trudem ślinę, czując napływające do oczu łzy - Poza tym... cholera jasna, ty masz 17-naście lat dzieciaku... gdzie ty się podziewasz całymi dniami? Dlaczego nie wracasz na noc do domu?

- Daj mi spokój. - pociągnąłem nosem, wstając gwałtownie od stołu. 

- Hej.. co z tobą? - przyjaciel złapał mnie za nadgarstek, jednak pospiesznie go odtrąciłem - Yongbok..

- Nie pozwolę na to żebyś mnie kontrolował, rozumiesz? Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - narzuciłem plecak na ramię, idąc w kierunku wyjścia.

- Ale... Yongbok! Yongbok!! - tego już za wiele. Mam za dużo do stracenia, muszę trzymać go na dystans, by nie odkrył prawdy o mnie. Był u mnie? Po cholerę, skoro mówiłem mu, by tego nie robił? Zaczyna węszyć? Co jeśli dowie się, że pracuję w burdelu? Może już to wie? Nie, to niemożliwe... jakby wiedział, ukręciłby mi kark, a potem zakończył naszą przyjaźń. Muszę bardziej uważać i wymyślić nowe kłamstwa, które będę mu wciskać... Jak długo będę jeszcze tkwić w takim piekle..



~c.d.n.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



2 komentarze:

  1. Nie chce być nie miła bo uwielbiam twoje ficzki, jednak temat przewodni wydaje się być mocno oklepany. Wciąż cierpliwie czekam na coś ostrego, mafijnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że temat przewodni jest oklepany, a w dodatku sceny łóżkowe, które można by było rozwinąć są po prostu pominięte, co ani trochę nie zachęca do dalszego czytania moim zdaniem, no i fabuła jest strasznie pokrojona i ogranicza się tylko i wyłącznie (jak narazie) do relacji między chłopakami, co jest moim zdaniem również ma minus. Gdyby rozwinąć jakieś poboczne wątki, to mogłoby to być coś lepszego, bo jak narazie uważam, że dwa poprzednie opowiadania były lepsze. Oczywiście wiem, że to dopiero początek i to tylko opowiadanie fanfiction, a nie książka, ale no sam fakt... widzę pogorszenie niestety :(

      ~Ari <3

      Usuń