16 października 2020

I am NOT... me~cz.1 [Chan&Felix]

 





- Masz... 100 tysięcy wonów, tak, jak się umawialiśmy. - mężczyzna położył pieniądze na mojej szafce nocnej, po czym zaczął się ubierać. Westchnąłem jedynie, po czym zwlokłem się z łóżka, chowając pieniądze do swojego plecaka.

- Dziękuję.

- Należało ci się, nie dziękuj. - Wooyoung zapiął spodnie, po czym narzucił na siebie koszulę, zapinając jej guziki - Dochodzi czwarta. Byłem ostatni? 

- Tak.. na dzisiaj koniec. - usiadłem na łóżku, okrywając się kołdrą. 

- To na co czekasz? Ubieraj się, podrzucę cię do domu. 

- Dokąd? - parsknąłem śmiechem, unosząc wzrok na mężczyznę - Ja nie mam domu.

- Felix..

- Nieważne... nie chcę już o tym rozmawiać. - otuliłem się bardziej ciepłym materiałem, czując napływające do oczu łzy - Jestem zmęczony. 

- Hej.. - mój stały klient kucnął przede mną, głaszcząc mnie po policzku. Jako jedyny ma w sobie ludzkie odruchy i częściej przychodzi do mnie porozmawiać niż na seks.. Wie o mnie całkiem sporo, o mojej sytuacji w domu też.. Czasem też bywa tak, że zwierza mi się ze swojego prywatnego życia.. Z relacji z żoną, z problemów w pracy... traktujemy się czasami bardziej jak kumple, niż klient i jego chłopiec do towarzystwa - Tyle razy o tym rozmawialiśmy.. Powinieneś poszukać pomocy.. Wiesz, że ci pomogę..

- Nie. - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując jak ten wyciera delikatnie spływającą po moim policzku łzę - Czuję się jak śmieć, ale wiem, że tak ma być i już... Muszę jakoś utrzymać ojca i skończyć szkołę.. 

- Wiem. Źle czuję się z tym, że cię wykorzystuję, ale mam do ciebie cholerną słabość... przepraszam.

- Nie przejmuj się mną. Masz swoje problemy. - nachyliłem się do Wooyounga, całując go w czoło - Idź już.. jest późno.

- Na pewno wolisz zostać tutaj? - skinąłem jedynie głową, czując jak ten mnie po niej głaszcze - Będziesz tutaj w weekend?

- Tak... wpadnij. - wymusiłem uśmiech, widząc jak ten przytakuje.

- Będę... uważaj na siebie, dobrze?

- Obiecuję. - mężczyzna posłał mi ostatni uśmiech, po czym opuścił mój pokój. Zostałem sam... sam w dużym, chłodnym pokoju wypełnionym ciemnym, czerwonym światłem. Nabrałem dużo powietrza do płuc, zamykając przy tym oczy. Musiałem uspokoić myśli po kolejnym dniu upokorzeń, stresu i ciągłego lęku. Mimo nienawiści do tego miejsca i samego siebie wolałem zostać tu, niż wracać w środku nocy do miejsca, które kiedyś było moim domem. W momencie, w którym chciałem się położyć i zdrzemnąć się przed szkołą chociaż przez dwie godziny, usłyszałem pukanie do drzwi - Proszę.

- Hej Lixie. - uśmiechnąłem się lekko, widząc wchodzącego do pokoju Hyunjina. Też pracuje w tym miejscu, jednak nie w charakterze chłopca do towarzystwa. Jest prawą ręką szefa. Układa grafiki, pilnuje porządku, sprawdza, czy wszystko z nami dobrze i czy żaden klient nie wyrządził nam krzywdy. Jest cudownym facetem i uwielbiam go... śmiało mogę nazwać go przyjacielem, bo nie jedno już razem przeszliśmy i wiem, że mogę mu zaufać - Wszystko w porządku?

- Tak. 

- Jak tam zarobki? Wszystko się zgadza? Nikt cię nie wyrolował?

- Nie.. wszystko jest okej. 

- To dobrze. - blondyn kucnął przede mną, głaszcząc mój policzek - Dobrze się czujesz?

- Tak.

- Źle wyglądasz.

- Jestem zmęczony.. a za dwie godziny muszę wstać do szkoły.

- Mówiłem ci setki razy żebyś nie brał tylu godzin... Żebyś wracał na noc do domu, wysypiał się i chodził normalnie do szkoły..

- Chodzę do szkoły..

- Tak, chodzisz... ale jak totalne zombie. - chłopak westchnął, wstając gwałtownie - Chodź, odwiozę cię.

- Mógłbym zostać tutaj? - oczy Hyunjina złagodniały. Chłopak przytaknął jedynie, głaszcząc mnie po głowie.

- Jasne... możesz spać tutaj kiedy tylko zechcesz. 

- Dziękuję. 

- Lix.. mimo to uważam, że powinieneś się przełamać i poprosić o pomoc odpowiednie służby.. Powiedzieć, że ojciec pije..

- Proszę... nie rozmawiajmy o tym. Nie mam do tego głowy.

- Tak.. tak, pewnie. - blondyn westchnął, dając mi czułego buziaka w czoło - Połóż się i odpocznij. Rano cię obudzę i cię podwiozę. 

- Naprawdę?

- Naprawdę cukierku. - uśmiechnął się, okrywając mnie bardziej kołdrą - Odpoczywaj... należy ci się. 

- Mm... dobranoc.

- Dobranoc.. za dwie godziny się widzimy. - zachichotał, po czym opuścił mój pokój. Jesteście ciekawi o co chodzi? Kim właściwie jestem i co robię ze sobą i swoim życiem? Cóż.. nazywam się Yongbok, ale w "pracy" jestem znany jako Felix. Jestem uczniem liceum.. uczę się i pracuję jednocześnie, by utrzymać mój dom rodzinny i schlanego wiecznie ojca. Kiedy byłem w trzeciej klasie gimnazjum, moje życie zaczęło się sypać jak domek z kart. W zasadzie jest to dla mnie nadal świeża sprawa, bo wszystko to zaczęło się lekko ponad rok temu, kiedy niespodziewanie zmarła moja mama. Nigdy nie chorowała, była wysportowana, spełniała się w pracy i była szczęśliwą żoną i matką... Zmarła, tak po prostu... Odeszła zostawiając kompletnie zdezorientowanego i rozsypanego psychicznie ojca i mnie.. dzieciaka, który z dnia na dzień potrzebuje jej coraz bardziej. Niesamowicie za nią tęsknię i nie ma dnia, bym nie zastanawiał się, co właściwie się stało i dlaczego ktoś tam na górze musiał zabrać właśnie ją. Po jej śmierci mój tata całkowicie się załamał. Zaczął pić przez co stracił świetną pracę, a rachunki i dług rodziców o nic nie pytały... po prostu wymagały płacenia. Wiele razy nachodził nas komornik strasząc nas, że zabierze nam najpierw samochód, potem drogie sprzęty, a na końcu mieszkanie.. Bardzo się bałem i byłem tym wszystkim niesamowicie zestresowany. Nie mogłem skupić się na szkole, dostawałem same dwójki i trójki... chciałem po prostu zdać, to wszystko. Wtedy też ze szkolnych kłopotów wyciągnął mnie mój najlepszy przyjaciel - Chan - którego poznałem totalnie przez przypadek. Chodzimy do szkoły, gdzie połączone są klasy gimnazjalne oraz licealne. Gdy byłem w 3 klasie gimnazjum, Chan chodził do 2 klasy licealnej. Gdy zostałem po lekcjach w sali od matematyki, by dowiedzieć się w jaki sposób mogę poprawić oceny, do klasy wszedł Chan. Chciał zapytać o coś nauczyciela, jednak ten zamiast wyprosić go na korytarz, powiedział, by usiadł w jednej z ławek i poczekał. Słuchał o tym, jakim jestem beznadziejnym uczniem i że grozi mi niezdanie. Po wszystkim wybiegł za mną z sali i zaproponował pomoc. Znamy się lekko ponad rok, ale wiem, że spotkanie go nie było przypadkowe i niesamowicie się cieszę, że mam tak wspaniałego przyjaciela. Spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę i mówimy sobie o wszystkim... prawie o wszystkim. Gdy moje oceny zaczęły się uspokajać i poszedłem do liceum, stwierdziłem, że nie mam innego wyjścia... muszę znaleźć pracę, by utrzymać siebie, ojca i by starczało nam na wszystkie opłaty. Zacząłem się rozglądać po sklepach, knajpkach i sieciówkach z fast foodami, jednak nikt nie chciał mnie zatrudnić. Po kolejnej wizycie komornika żyłem w tak ogromnym stresie, że zdecydowałem się na najgorszy krok. Sprzedałem swoje ciało w domu publicznym.. Ohydne, prawda? Cały czas pamiętam strach, lęk, absolutne upokorzenie i falę bólu, które towarzyszyły mi podczas pierwszego zbliżenia. Przysięgam, że było to najgorsze doświadczenie w moim życiu. Z czasem gdy mój portfel zaczął się zapełniać masą pieniędzy, zacząłem sobie wmawiać, że nie robię nic złego.. Uczciwie pracuję, zarabiam na ojca, który jest alkoholikiem, nie mam innego wyjścia, prawda? Nie mogę przecież stracić jeszcze niego... kocham go.. mimo wszystko. Przychodząc do agencji bardzo bałem się relacji z szefem, z klientami. Wiele słyszy się o takich miejscach, ale muszę przyznać, że trafiłem w tym całym gównie naprawdę dobrze. Mój szef jest bardzo wyrozumiałym facetem.. Wie o mojej sytuacji, w związku z czym pozwala mi spać i przesiadywać całymi dniami w agencji. Ale to nie jest też tak, że ciągle głaszcze mnie po głowie... bardzo dużo ode mnie wymaga, bo dostaje za mnie spore pieniądze. Ale miewa też ludzkie odruchy. Stawia mi obiady, pozwala pomieszkiwać w agencji, czasem zapyta co u mnie... nie jest źle. A Hyunjin? Tak jak mówiłem, jest jego prawą ręką i odwala kawał dobrej roboty. Do tego jest moim bardzo dobrym znajomym, któremu zawsze mogę się wypłakać i wygadać z tego, co mnie boli. Dba o mnie, często mnie odwiedza i monitoruje, czy aby na pewno nikt mnie nie skrzywdził. Jeśli chodzi o pozostałe osoby pracujące w agencji... cóż... znam ich z widzenia, czasami podczas przerw zamienimy ze sobą kilka zdań, ale nie mam z nikim jakiejś głębszej relacji. I tak mi się żyje... bez mamy, z bezrobotnym ojcem alkoholikiem, ze szkołą w ciągu dnia i pracą wieczorami i w nocy... zwariować idzie. 


*


- Cześć dzieciaku! - zamknąłem szafkę szkolną, widząc przed sobą uśmiechniętego od ucha do ucha Chana.

- Cześć Channie.

- Oj... ktoś tu chyba dzisiaj nie spał. 

- Mm... musiałem się dużo uczyć.

- Czego?

- Em... historii.. 

- Mój pilny Bokkie. Mam nadzieję, że dostaniesz 5.

- Oczywiście. Nie widzę innej opcji. 

- A.. tak w ogóle jak się czujesz, co? Wszystko w porządku? - westchnąłem jedynie, przytakując.

- Tak.. wszystko jest okej. 

- A tata? Nadal pije? - milczałem. Chan skinął jedynie głową, przytulając mnie - Zabiorę cię po szkole do siebie, co? Zjemy coś dobrego, pomogę ci w nauce... zostaniesz u mnie na noc.

- Sam nie wiem. - szepnąłem, unosząc wzrok na przyjaciela. O 20- tej muszę być w pracy, a Chan za nic w świecie nie może się o niej dowiedzieć.

- Yongbokie.. zrób coś dla siebie. 

- W porządku... ale na noc będę musiał wrócić do domu.

- Jesteś pewien?

- Tak... muszę pilnować ojca.

- Jasne, rozumiem.. - chłopak westchnął, obejmując mnie ramieniem - Chodź... kupię ci kawę i odprowadzę cię do sali. 

- Chcę jeszcze ciastko. - przyjaciel zaśmiał się, przytakując.

- Mówisz, masz. - gdy Chan odprowadził mnie do klasy, zająłem swoje miejsce w ostatniej ławce delektując się gorącą kawą i ciastkiem czekoladowym. W międzyczasie czytałem na szybko rzeczy na dzisiejsze lekcje, by nie złapać jakiejś jedynki. Bardzo stresuje mnie to wszystko, ale jak tylko skończę szkołę, pójdę na studia zaoczne i do normalnej pracy. Wyprowadzę się od ojca, będę jedynie opłacać jego rachunki i w końcu zacznę żyć normalnie.. O ile będę w stanie rozpocząć normalne życie po tym, co mi się przytrafiło... 


*


- Mmm ale pycha. - zaszczebiotałem, sięgając po kolejny kawałek kaczki - Pycha! - Chan zaśmiał się, przytakując.

- Wiem, skąd zamawiać. 

- Zawsze jak u ciebie jestem, jem tak dobre rzeczy, jak nigdy dotąd. 

- Mówiłem ci już setki razy, że masz najlepszego hyunga na świecie.

- Pf... czy ja wiem. - chłopak zmierzył mnie wzrokiem, robiąc przy tym "groźną" minę, na którą zareagowałem śmiechem - Kogo próbujesz przestraszyć? 

- Ciebie niewdzięczny gnojku. 

- No przecież mówię, że jest pyszne! - odłożyłem pałeczki, rzucając się na przyjaciela. Jak zwykle jedliśmy na jego łóżku i jak zwykle rzuciłem się na niego podczas jedzenia. Chan śmiejąc się, przekręcił mnie na plecy, łaskocząc mnie - Przestaaaaaań! 

- Znowu wygrałem! 

- To nie fair! Masz więcej siły! 

- Proponowałem ci setki razy żebyś chodził ze mną i z chłopakami na siłownię... tak czy nie? - zachichotał, puszczając mnie.

- Niby tak... ale to nie dla mnie. 

- Nie dla mnie, nie dla mnie... a co jest niby dla ciebie? 

- Zamartwianie się... to moje prawdziwe ja. - Chan ewidentnie posmutniał. Po chwili usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem - Przepraszam... nie wiem po co znowu marudzę.

- Marudź ile chcesz. Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, o każdej porze, tak? - gdy skinąłem głową, ten pocałował mnie w nią, uśmiechając się - Głowa do góry Bokkie... zobaczysz, że z czasem wszystko zacznie się układać. 

- Wiem... w końcu to dopiero lekko ponad rok.

- Sam widzisz.. ja za rok pójdę na studia.. wynajmę coś z chłopakami i zabiorę cię od ojca, hm? - otworzyłem szerzej oczy, wbijając je w przyjaciela.

- O czym ty mówisz?

- O tym, że zamieszkasz z nami. Musisz mieć warunki do nauki... naprawdę wystarczy ci już nerwów. 

- A... ale tata..

- Będziesz go odwiedzać kiedy tylko zechcesz, przecież ci tego nie zabronię... Ale mimo to uważam, że powinieneś się powoli od niego odcinać i żyć swoim życiem, a nie jego problemami..

- Chan... to mój ojciec, mam tylko jego... Kto ma się nim zająć, jak nie ja?

- Nie zrozum mnie źle, ale to on jest dorosły i to on powinien zajmować się tobą... nie odwrotnie. - spuściłem głowę, wzdychając - Przepraszam, że mówię o tym tak wprost, ale..

- Nie, masz rację... Wiem, że masz rację, tylko ja... To jest po prostu bardzo trudne.

- Wiem. - szepnął, przytulając mnie - Ale pamiętaj, że nie jesteś sam i że zawsze pomogę ci na tyle, ile będę mógł, jasne?

- Jasne. - uśmiechnąłem się, czując jak ten tarmosi moje włosy. To jakiś cud, że go spotkałem, naprawdę. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że ktoś postawił go na mojej drodze w najgorszym momencie mojego życia... moja mama wiedziała, co robi.. 

- Tak, są w pokoju, wchodźcie śmiało. - usłyszeliśmy za drzwiami głos mamy Chana. Uwielbiam tą kobietę i z tego co widzę, ona także lubi mnie. Dba o mnie jak o własne dziecko... jest niesamowicie ciepła, pomocna i wiem, że gdybym przyszedł do niej z jakimś problemem, na bank nie odmówiłaby mi pomocy. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanęli Jisung oraz Changbin - najlepsi przyjaciele Chana. 

- No dzień dobry panowie! - krzyknął Jisung, rzucając się na łóżko.

- Cześć matoły.. co wy tu robicie?

- Przyszliśmy na darmowe jedzenie. 

- Jak zwykle nienajedzony. - parsknął śmiechem Changbin, siadając obok mnie - Cześć dzieciaku.

- Cześć hyung.

- Jak tam samopoczucie?

- Dzięki, w porządku. 

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy... ale mamy jutro ważny sprawdzian z matmy, o którym Chan najwyraźniej zapomniał. 

- Achhh rzeczywiście! 

- No... to jemy i do nauki. - powiedział Jisung z naładowanymi po brzegi policzkami. 

- Miałem pomóc w nauce Yongbokowi. 

- Nie przejmuj się mną hyung... poradzę sobie. - posłałem w jego kierunku ciepły uśmiech, słysząc dźwięk telefonu - O.. przepraszam. - sięgnąłem po niego, widząc widniejące na ekranie imię "Hyunjin". Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Przełknąłem z trudem ślinę, zerkając na przyjaciół - Muszę.. muszę odebrać. - poderwałem się z łóżka, odchodząc od chłopaków na bezpieczną odległość, mając pewność, że nie usłyszą o czym mówi Hyunjin - Słucham.

- Cześć Lixie, nie złapałem cię w szkole?

- Nie.. jestem już po zajęciach.

- To super... przepraszam, że dzwonię, ale dzwonił Choi i zapytał czy może wpaść do ciebie o 18-tej... Dużo płaci, więc...

- Tak... tak, wiem. - westchnąłem, zerkając na Chana rozmawiającego wesoło z Changbinem i Jisungiem.

- Dasz radę przyjść do roboty wcześniej, czy go odwołać?

- Nie.. będę, nie ma sprawy. 

- Super... głowa do góry, pamiętaj, że nie robisz niczego złego. - rozłączył się. Wziąłem głęboki oddech, uderzając głową o drzwi, przy których stałem.

- Bokkie, co jest? 

- Nic... tata do mnie dzwonił.

- Co chciał? - zapytał Chan podchodząc do mnie.

- Zapytał czy mógłbym już wrócić do domu.. - nienawidzę go okłamywać. Chan daje mi tyle ciepła i zrozumienia, a ja oszukuję go na każdym kroku - Przepraszam... muszę już iść.

- A nauka? Yongbok..

- Chanie... zrozum proszę, że są rzeczy ważne i ważniejsze... szkoła naprawdę może poczekać. - widząc smutek na jego buzi, wtuliłem się w niego, wzdychając - Dziękuję za obiad.. zobaczymy się jutro w szkole. - chłopak objął mnie, drapiąc mnie delikatnie po głowie.

- Uważaj na siebie, dobrze?

- Obiecuję. - ukłoniłem się przed chłopakami, wymuszając uśmiech - Miłej nauki.. do jutra. - po pożegnaniu z przyjaciółmi, zabrałem swoje rzeczy, idąc pospiesznie do pracy. Nienawidzę Choi, ale płaci ogromne pieniądze za spotkania ze mną, które pozwalają mi na spokojne przeżycie miesiąca, wliczając przy tym wszystkie opłaty. Muszę zacisnąć zęby i odbębnić swoją robotę. Po 40-minutowej jeździe metrem, w końcu dotarłem pod agencję. Po wejściu do budynku, ruszyłem długim korytarzem w kierunku schodów prowadzących na trzecie piętro, na którym "pracuję". Idąc welurowymi, czerwonymi dywanami mijałem takich samych pokrzywdzonych przez los desperatów, jak ja. Kłaniałem się każdemu z osobna, mimo iż nie zawsze otrzymywałem odpowiedź. Ci ludzie mimo młodego wieku są już tak niesamowicie zgorzkniali, że mam wrażenie, że nic nie przywróci im już radości z życia. Gdy dochodziłem do swojego pokoju, zauważyłem biegnącego w moim kierunku Hyunjina. Uśmiechnąłem się, witając się także z nim - Hej.

- Cześć dzieciaku... jak samopoczucie? 

- Bywało lepiej. - westchnąłem otwierając drzwi - A u ciebie wszystko w porządku?

- Mmm nie jest źle... jest trochę roboty, ale daję radę. - chłopak zamknął za nami drzwi, rzucając się na moje łóżko - O ludu jak dobrze.

- Odpocznij, należy ci się. - rzuciłem w kąt swój plecak, po czym zacząłem rozbierać się z mundurka - Jak pomyślę o Choi to mnie skręca.. 

- Nie przepadasz za nim, co?

- Mało powiedziane. - rozebrałem się do bokserek, po czym wyjąłem z szafy rzeczy na przebranie oraz ręcznik - Jest okropny... 

- Co masz na myśli? Dziewczyny aż się ślinią na jego widok.

- Mhm.. na szczęście jest zadbany, ale co z tego? Jest okropnym człowiekiem.

- Felix, jaśniej... skrzywdził cię? Powiedz mi prawdę, uruchomię ochronę, obiją mu mordę i nigdy więcej tu nie wejdzie.

- Jest dość brutalny... to wszystko. - blondyn poderwał się, wyjmując z kieszeni telefon.

- Odwołam go.

- Nie! Nie, proszę, nie rób tego.

- Nie rozumiem.. 

- Płaci pół miliona wonów... pół miliona za godzinne spotkanie, rozumiesz? Naprawdę jestem w stanie to przeboleć.

- Lix.. i tak wystarczająco tutaj cierpicie.. Nie mogę pozwolić na to, żeby te sukinsyny was krzywdziły. - po pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Hyunjin westchnął jedynie, zerkając na mnie - To szef... słucham? Mhm... jasne, rozumiem. Już idę. - chłopak wstał z łóżka, spoglądając na mnie z troską - Muszę iść... jakbyś czegoś potrzebował to zadzwoń, dobrze?

- Okej. - skinąłem głową, widząc jak kolega opuszcza mój pokój. Gdy to zrobił, udałem się pod szybki prysznic, po czym przebrałem się w zwykły czarny t-shirt, czekając na przyjście Choi. Sięgnąłem po telefon chcąc sprawdzić, która godzina i wtedy zobaczyłem widniejącą na ekranie wiadomość od Chana.

Chan: "Dotarłeś do domu? Co z tatą? Wszystko w porządku?

 ~: "Tak, wszystko jest w porządku.. Wykąpałem go i położyłem go spać. Do rana powinienem mieć spokój"

Chan: "Dobrze. Proszę Cię, wykorzystaj to i usiądź do lekcji, okej?"

~: "Wiem hyung. Nie zawiodę Cię" 

Chan: "Zuch chłopak. Jakbyś czegoś potrzebował to zadzwoń.. od razu przyjadę"

~: "W porządku, dziękuję"

Rzuciłem telefon na szafkę, wzdychając głęboko. To ciągłe okłamywanie go i kręcenie zaczyna mnie już męczyć. Poza tym mam ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym, że nie jestem szczery ze swoim najlepszym przyjacielem. On mówi mi o wszystkim, zwierza mi się z każdej rzeczy i zapewne oczekuje tego samego ode mnie, a ja? Za nic w świecie nie potrafię się przełamać i powiedzieć mu o tym, co robię.. Boję się, że wtedy bym go stracił.. Poza tym jest to niesamowicie upokarzające i przykre, że przez ojca pijaka musiałem posunąć się do tak desperackiego kroku...



~c.d.n.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz