24 lutego 2020

Małe kroki~cz.5 [Felix&Changbin]




                    Wpatrywałem się w swoje płótno zastanawiając się nad tym, co zrobiłem zeszłego wieczoru. Pocałowałem Changbina... tak po prostu. Co mnie do tego pchnęło? W sumie... nie, chyba nie żałuję, bo było to najwspanialsze kilka sekund mojego życia, tylko teraz moją głowę wypełnia setka myśli na minutę apropo tego, czy aby na pewno dobrze postąpiłem. Hyung mógł poczuć się osaczony, a nie o to mi przecież chodziło.
- Yongbokie.. - spojrzałem na siedzącego obok mnie Minho - Siedzimy już na tych zajęciach z 40 minut... nic nie namalujesz?
- Chyba nie mam weny. - westchnąłem, widząc zmierzającą w naszym kierunku panią Park, która prowadzi nam zajęcia terapeutyczne poprzez malowanie, pisanie i inne tego typu rzeczy.
- Chłopcy, nie rozmawiamy. O... Yongbok, nic nie namalowałeś? 
- Y y.
- Dlaczego?
- Nie mam pojęcia co.
- Namaluj to, co czujesz. 
- Lepiej nie. - westchnąłem, odkładając pędzel.
- Coś się stało?
- Nie... po prostu dziś nie jest mój dzień na robienie takich rzeczy. 
- No dobrze. W takim razie popatrz na prace swoich kolegów i zastanów się, co chcieli przekazać swoimi obrazami, dobrze? - skinąłem jedynie głową, ponownie się zamyślając. Ciekawe czy hyung mnie dzisiaj odwiedzi. Nawet jeśli, to jak się zachowa? Jak ja mam się zachować? A co jeśli tym pocałunkiem wszystko popsułem i nigdy więcej nie zobaczę Changbina? Mogłem to jednak lepiej rozegrać, ale te wszystkie czułości z jego strony, jego opiekuńczość wobec mnie... Poza tym sam mówił, że nie jestem mu obojętny. Cholera, co ja mam teraz zrobić? Może mówił tak tylko, żeby już całkiem mnie nie załamywać? Albo może takie gesty i wyznania są normalne wśród znajomych?
- Minho. - szepnąłem w kierunku współlokatora, siadając nieco bliżej niego.
- Tak? 
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Kto... kto jako pierwszy w twoim związku pocałował drugą osobę? - chłopak zmarszczył brwi, lekko się przy tym uśmiechając.
- Czemu o to pytasz?
- Przepraszam... po prostu jestem ciek...
- Ja i niech zgadnę. Pocałowałeś Changbina i nie wiesz, co teraz robić. 
- Ciszej. - syknąłem, siadając z nim ramię w ramię - Poza tym... nie.. nieee, to nie to. Skąd taki pomysł?
- Skąd takie pytanie?
- No... z ciekawości. 
- Dlatego każesz mi być ciszej? - wziąłem głęboki oddech, widząc jak ten chichocze - Pocałowałeś go, tak? - skinąłem jedynie głową, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu - Daj mu trochę czasu. Jestem pewien, że go zaskoczyłeś.
- Ale... zrobiłem coś złego?
- Nie, dlaczego? Pokazałeś mu, że jest dla ciebie kimś ważnym i że traktujesz go poważnie. 
- Jest dla mnie najważniejszy... - westchnąłem, bawiąc się nerwowo palcami - Wiesz.. boję się tylko, że... że tym, co zrobiłem, popsułem naszą znajomość. 
- Changbin to mądry chłopak i na pewno nie zrobi nic, co mogłoby cię zranić, nie martw się o to. 
- Tak myślisz?
- Oczywiście. Daj mu tylko trochę czasu. 
- No dobrze.
- Wiedziałem, że was do siebie ciągnie.
- Nie Minho, to nie tak. 
- Chłopcy... prosiłam, żebyście nie rozmawiali. 
- Przepraszamy. - pozostałe półtorej godziny zajęć minęło w absolutnej ciszy. Wychodząc z sali, byłem tak pochłonięty myślami związanymi z Changbinem, że nie zauważyłem nawet iż ten stoi przy drzwiach.
- Auć. - syknąłem, czując szarpnięcie za ramię.
- Unikasz mnie dzieciaku?
- O... hyung. - moja twarz poczerwieniała, czułem to - Przepraszam, ja.. zamyśliłem się i cię nie zauważyłem. 
- W porządku. Możemy porozmawiać?
- Pewnie. - brzmi strasznie poważnie, boję się. Szedłem za nim w absolutnej ciszy, wpatrując się w klucz od sali, który trzymał w dłoni.
- Wskakuj. - gdy weszliśmy do środka, przełknąłem z trudem ślinę, bojąc się nawet odwrócić w jego kierunku - Jak dzisiejsze zajęcia? Wszystko w porządku?
- Tak. 
- Co namalowałeś?
- Problem w tym, że nic..
- Dlaczego?
- Miałem w głowie kompletną pustkę. - szepnąłem, czując jak hyung łapie mnie za nadgarstek, odwracając mnie tym samym w swoim kierunku - Changbin..
- To, co się wczoraj między nami stało.. - uciekłem wzrokiem, czując jak wszystko we mnie buzuje.
- Hyung, ja muszę ci coś powiedzieć. 
- Słucham.
- Ja... ojeju. - wziąłem głębszy wdech, unosząc niepewnie wzrok na chłopaka - Chcę żebyś wiedział, że nie zrobiłem tego pod wpływem impulsu, czy jakiegoś mojego widzimisię... Bardzo dobrze się przy tobie czuję, bardzo cię lubię i... hyung, podobasz mi się i nie zmienię tego, przepraszam. - stanąłem bliżej bruneta, dotykając bardzo niepewnie jego twarzy - Przepraszam hyung. - szepnąłem, przywierając do jego warg. Są idealne... najchętniej nie odrywałbym się od nich już nigdy, mimo iż wiem, że chyba źle robię. Oblizałem usta, spoglądając nieśmiało na Changbina. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji... nic, kompletne zero. Co zrobiłem nie tak... - Hyung... ja... wiem, że nie mogę ci wiele dać, ale... będę cię kochać. Szczerze, do końca życia, obiecuję. - uśmiechnął się. Po chwili jego delikatne dłonie spoczęły na mojej twarzy, a usta ostrożnie musnęły moje. Rozpłynąłem się. Odwzajemniony pocałunek z jego strony jest czymś tak cudownym, że wręcz niemożliwym do opisania.
- Powiedziałeś mi najpiękniejszą rzecz na świecie. Zdajesz sobie z tego sprawę? 
- Naprawdę?
- Naprawdę. - szepnął, mocno mnie przytulając. Zacisnąłem dłonie na jego bluzie, szeroko się przy tym uśmiechając. To nie był jednak koniec pieszczot. Po chwili na mojej głowie został złożony długi, czuły pocałunek. Czuję się przy nim taki mały i bezbronny. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebowałem w swoim życiu kogoś takiego jak hyung...


*

                   Minęło kilka dni. Dochodziła 21-ta, a ja siedziałem już w swoim łóżku z danym mi chwilę wcześniej przez lekarza, telefonem. Nie dzwonię już do rodziców... stwierdziłem, że to nie ma sensu. Jak będą chcieli, to sami w końcu się do mnie odezwą. Ścisnąłem w dłoni telefon nieco mocniej, czując po chwili przebiegające po nim wibracje... mama.
- Mamuś. - odebrałem, szeroko się uśmiechając.
- Cześć słońce. Jak się czujesz?
- Lepiej.. znacznie lepiej. 
- Lepiej? Pan Choi mówił, że masz nowego psychologa. - moje serce przyspieszyło. Uśmiechnąłem się lekko, przytakując.
- Tak... jest świetny. Bardzo dużo mi pomaga.
- To super.
- A co u was? Wszystko w porządku?
- Tak... interesy kwitną, a o to przecież chodzi. - no tak. Westchnąłem jedynie, zerkając na zaczytanego w jakiejś książce Minho.
- A... może znajdziecie czas, żeby odwiedzić mnie w Seoulu? 
- Właśnie skarbie... Rozmawialiśmy wczoraj z twoim wujkiem. Powiedział, że niedługo będzie w Korei i że chętnie cię odwiedzi.
- Co.. - moje ciało spięło się, jakby zostało podpięte pod kilkadziesiąt woltów. Przed moimi oczami ukazał się jedynie obraz tego dupka z moją byłą już na szczęście dziewczyną. Po chwili wspomnienie to zastąpił widok lejącego mnie mężczyzny, z obawą, bym nikomu nie powiedział o tej sytuacji ani słowa...
- To przecież świetnie kotuś... my z tatą nie damy niestety rady teraz przylecieć. 
- Nie... mamo..
- Muszę kończyć, bo obowiązki mnie wzywają. Kochamy cię, pamiętaj o tym. - moja ręka z telefonem osunęła się na łóżko. Pociągnąłem jedynie nosem, czując jak moje zbolałe niegdyś ciało mrowi na samą myśl o spotkaniu z tym potworem. 
- Yongbokie... wszystko okej? - współlokator odłożył książkę, po czym usiadł niepewnie na moim łóżku - Hej... co się stało? - odłożyłem telefon na łóżko, po czym podkuliłem nogi, zaciskając tym samym dłonie na moich włosach - Pójdę.. pójdę po pana Choi. - nie wierzę. Już tak dobrze mi szło. Dlaczego ten potwór chce to wszystko popsuć? Co ja mu do cholery jasnej zrobiłem? Obiecałem mu setki razy, że nikomu nic nie powiem. Że to tylko nasz sekret... Po co chce mnie odwiedzać? Będzie sprawdzał, czy aby na pewno lekarze o niczym nie wiedzą? A może znowu będzie chciał się na mnie wyładować? Boże, dokąd to wszystko zaszło... Czemu byłem tak głupi i dałem mu się zastraszyć? Dlaczego nie powiedziałem o niczym rodzicom? 
- W porządku, ja się tym zajmę... Yongbok. - pan Choi wszedł do naszego pokoju, po czym usiadł na łóżku, łapiąc mnie za dłonie - Yongbok, nie rób sobie krzywdy... słyszysz? - jego dłonie ostrożnie dotykały moich, przez co mój uścisk stawał się nieco lżejszy - Już dobrze... chcesz porozmawiać? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, po czym sięgnąłem po telefon oddając go lekarzowi - Nie będziesz już dzisiaj rozmawiać? - ponownie skinąłem głową, kładąc się na łóżku. Skuliłem się w kulkę, nabierając dużo powietrza do płuc... co za beznadzieja.. 
- Boję się o niego.
- Spokojnie. Niech pójdzie teraz spać... rano ma przyjechać Changbin, to na pewno powie mu, co się stało. 
- A... pana to nie interesuje?
- Minho.. oczywiście, że mnie to interesuje. Martwię się o każdego z was, ale widzisz, jaki nasz Yongbok jest uparty... rozmawia tylko z Changbinem, więc nie będę na niego niepotrzebnie naciskać. 
- Rozumiem.. 
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - zamknąłem oczy, narzucając na siebie kołdrę. Chcę zniknąć... na zawsze.. Przestać się wreszcie martwić tym, co jest dzisiaj.. co będzie jutro i co czeka mnie za miesiąc. Mam już tego serdecznie dość.


*


                    Obudziłem się bardzo wcześnie. Nie mogłem już później zasnąć, bo moją głowę znów naszły myśli związane z moim wujkiem. Narzuciłem więc na siebie ulubione dresy i bluzę, po czym leniwym krokiem ruszyłem ciemnymi korytarzami w kierunku dworu. Usiadłem na betonowych schodach będących wejściem do budynku, po czym narzuciłem kaptur na głowę, opierając ją tym samym o chłodny mur. Powietrze było przyjemnie rześkie. Starałem się wyciszyć umysł.. skupić się w pełni na Changbinie, ale nie potrafiłem. Ile bym dał, by siedzieć teraz właśnie z nim... rozmawiać, przytulać się... od wczoraj bardzo się za nim stęskniłem. 
                 Pociągnąłem lekko przemarzniętym nosem, widząc jak brama ośrodka otwiera się, a przez nią wjeżdża samochód mojego hyunga. Pomachałem mu jedynie, nie ruszając się z miejsca. Gdy chłopak zaparkował, podszedł do mnie bardzo szybko, na co zareagowałem gwałtownym rzuceniem się na niego i wtuleniem się w jego ciało.
- Dobrze, że jesteś hyung. 
- Starałem się przyjechać najszybciej, jak mogłem. 
- Tęskniłem. - uniosłem głowę, całując go niezdarnie w kącik ust.
- Lixie, nie tutaj. 
- Wstydzisz się mnie?
- Nie... boję się, że znowu mnie stąd wywalą. - chłopak objął mnie, odwracając mnie w kierunku drzwi - Chodź, porozmawiamy.
- A możemy w samochodzie?
- Wolisz iść do samochodu? - skinąłem jedynie głową, na co brunet od razu przytaknął. Zaparkował w dość ustronnym miejscu, gdzie nikt nie będzie mógł nas zobaczyć ani podsłuchać - Może skoczę po jakąś kawę albo herbatę, co? Jesteś zmarznięty. 
- Nie... jest okej. 
- Na pewno? Nie chcę żebyś się pochorował.
- To teraz mój najmniejszy problem, hyung. - Changbin zamknął auto, włączając przy tym ogrzewanie.
- Czułem, że coś się stało. O co chodzi?
- Dałbyś mi teraz buziaka? 
- No jasne. - Changbin nachylił się do mnie, obdarowując mnie długim, czułym całusem, na którego tak bardzo czekałem - Powiesz mi, co się stało? Martwię się o ciebie. - oblizałem wargi, czując jak przysłowiowe motyle ściskają przyjemnie mój żołądek. 
- Hyung... czy mógłbyś.. mógłbyś mnie do siebie przygarnąć? Tylko na kilka dni..
- Poczekaj... dlaczego miałbym to zrobić? - spojrzałem na niego, mieląc w dłoniach zbyt długie rękawy bluzy.
- Ja... myślałem, że ci na mnie zależy..
- Bardzo mi na tobie zależy, Felix i wiesz, że ci pomogę. Powiedz mi tylko, dlaczego miałbym cię do siebie zabrać. Coś się stało? Pokłóciłeś się z Minho? 
- Nie... po prostu.. - nabrałem dużo powietrza do płuc, odwracając przy tym wzrok - Mój wujek przyjeżdża tym razem do Korei i chce mnie odwiedzić..
- Słucham?! Chyba sobie żartujesz.
- Nie... wczoraj rozmawiałem o tym z mamą.
- Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłeś?
- Nie chciałem zawracać ci głowy. 
- Yongbok. - chłopak złapał mnie za dłonie, uważnie wpatrując się w moje oczy - Jesteśmy razem i chcę żebyś mówił mi o takich rzeczach. Nieważne która to będzie godzina... masz zawsze do mnie dzwonić, jasne?
- Jasne hyung. 
- Nie pozwolę żeby ten burak się do ciebie zbliżył. 
- Zabierz mnie stąd, błagam cię.
- To nie jest takie proste... oczywiście porozmawiam z Choi. Zobaczę, co da się zrobić. 
- Hyung, ja stąd ucieknę..
- Felix..
- Boję się spotkania z nim. 
- Hej, posłuchaj mnie. - spojrzałem na chłopaka, czując coraz mocniej bijące serce. Dlaczego w tej beznadziejnej sytuacji, jego widok tak bardzo na mnie działa? - Zostaw to mi, dobrze? Nie pozwolę, żeby ten człowiek się do ciebie zbliżył. 
- Dlaczego? Bo ci na mnie zależy?
- Tak.. bardzo mi na tobie zależy.. - skinąłem głową, po czym zrzuciłem z siebie niezdarnie buty, zerkając na zdziwionego Changbina - Co robisz?
- Muszę się do ciebie przytulić. - brunet odsunął fotel, wystawiając ręce w moim kierunku.
- Chodź. - gdy usiadłem na chłopaku, spojrzałem w jego oczy, dotykając niepewnie jego policzka - O czym myślisz?
- O nas.
- O nas.. - powtórzył, całując mój nadgarstek - A o czym konkretnie? 
- O tym, że bardzo cię kocham, hyung. - szepnąłem, chowając twarz w jego szyi - Pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? - chłopak uśmiechnął się, po czym włożył dłonie pod moją bluzę, delikatnie drapiąc mnie po plecach.
- Pamiętam dzieciaku... nie chciałeś przy mnie nic mówić, ale potem wyciągnąłem cię na ciastko i jakoś poszło. 
- Jakoś? - zachichotałem, obdarowując jego szyję drobnym buziakiem - Jesteś moim chłopakiem... moim hyungiem. Powiedziałbyś, że będziesz kiedyś z facetem?
- Hmm, no nie. 
- Tak bardzo nienawidziłem tego miejsca..
- A teraz?
- Dalej źle się w nim czuję, ale dzięki tobie jest to do zniesienia. - słysząc jego ciężkie westchnięcie, oblizałem wargi, przywierając nimi do szyi Changbina. Całowałem każdy, najmniejszy skrawek jego skóry, czując jak jego oddech staje się coraz cięższy, a paznokcie drapiące mnie po plecach, co chwilę wbijają się w nie - Dziękuję hyung. 
- Lixie... nie tutaj. - oderwałem się od szyi bruneta, wbijając się w jego lekko drżące wargi. Pragnąłem go w tym momencie tak bardzo, że nie myślałem o niczym innym. Po chwili jednak usłyszałem jak ciężkie krople deszczu zaczynają uderzać z dużą siłą o auto, w którym się znajdowaliśmy.
- Chyba tu utknęliśmy. - szepnąłem, rozpinając jego bluzę, jednak to spotkało się z protestem z jego strony. Chłopak złapał mnie za nadgarstki, skutecznie je unieruchamiając - Co ty..
- Felix, nie tutaj.
- Ale... ale ja nie robię nic złego. 
- Zrozum, że jak ktoś nas zobaczy, to mogę mieć problemy. - zrobiło mi się potwornie głupio. Skinąłem jedynie głową, czując jak moje policzki robią się wręcz purpurowe ze wstydu - Felix.. - zszedłem niezdarnie z chłopaka, po czym po wsunięciu się na fotel pasażera chwyciłem za klamkę, otwierając tym samym drzwi - Felix, nie wygłupiaj się.. - chłopak chwycił mnie za bluzę, jednak udało mi się wyjść. Nie zniósłbym niezręcznego siedzenia obok niego - Yongbok! - wybiegłem w skarpetkach z samochodu, biegnąc pospiesznie przez zabłocony, mokry parking. Moje ubrania z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej mokre i w coraz bardziej nieprzyjemny sposób przywierały do mojego ciała. Nie wiedziałem dokąd iść. Na pewno nie do pokoju. Nie zniósłbym pytań Minho i pana Choi o to, gdzie byłem i dlaczego wyglądam jak wyglądam. Pobiegłem za budynek ośrodka. Z tyłu znajdowała się stara świetlica i jakaś szopa na grilla, plastikowe stoły czy krzesła, których używa ośrodek, gdy tylko pogoda dopisze. Wszedłem więc do środka, siadając między nieużywanymi obecnie rzeczami. Było mi zimno i cholernie głupio. Chciałem tylko poczuć bliskość Changbina i mieć pewność, że mu na mnie zależy, ale znowu się przeliczyłem.. Na co ja liczyłem do cholery?
- Zimno.. - pociągnąłem nosem, zdejmując przemoczone do cna skarpetki. Objąłem stopy dłońmi, po czym pocierając nimi, chciałem je zagrzać choć w minimalnym stopniu - Auć. - a co jeśli Changbin ma mnie gdzieś, a ten cały związek to tylko przykrywka i forma zlitowania się nade mną? Że też wcześniej na to nie wpadłem... Przecież ani razu nie usłyszałem od niego, że mnie kocha. Ja mu to powtarzam w kółko jak głupi. Tylko nie rozumiem jednego... po co dawał mi złudną nadzieję i się ze mną wiązał, skoro nic do mnie nie czuje, a bliskość z chłopakiem... no nie wiem.. brzydzi go? Jestem tak bardzo rozgoryczony całą tą sytuacją i jest mi potwornie przykro, ale nie mam siły już płakać. Jestem zmęczony tym wszystkim... potwornie zmęczony...


*

                   Przeleżałem w szopie cały dzień. Było mi zimno, bałem się i ciągle zastanawiałem się nad tym, co zrobiłem dziś rano. Może uraziłem tym hyunga? Cóż... jestem osobą, która za bardzo pragnie miłości i bliskości drugiej osoby. Jak widać, co poniektórzy uważają to za atak i dlatego się ode mnie odsuwają. Pociągnąłem nosem, czując jak coraz bardziej zaczyna drapać mnie w gardle. Przeziębiłem się... rewelacja. Kaszlnąłem, widząc kątem oka bijące po oknach światła latarek. Wystraszyłem się jak zwierzę. Skuliłem się pod jednym ze stołów, mając cichą nadzieję, że nikt mnie tutaj nie znajdzie, choć wiedziałem, że nie mogę chować się w nieskończoność. 
- Yongbok! 
- Yongbok, odezwij się! 
- Rozdzielmy się, bo w takim tempie nigdy go nie znajdziemy.
- Felix! - Changbin mnie szuka? Niemożliwe... - FELIX! - muszę go przeprosić, ale to jest tak potwornie niezręczne. Jest mi strasznie wstyd i nie wyobrażam sobie spojrzenia mu teraz w oczy... nie po tym, co się stało. W pewnym momencie usłyszałem charakterystyczny, skrzypiący dźwięk drzwi szopy. Ktoś wszedł do środka.. Wszedłem głębiej swojej kryjówki, mając ogromną nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie.
- Yongbokie.. - Minho? Wstrzymałem oddech, widząc jak światło latarki błądzi blisko miejsca, w którym się znajdowałem - Wiem, że się tu schowałeś.. - po chwili chłopak kucnął gwałtownie, pokazując mi się w całej okazałości. Wystraszyłem się w tamtym momencie tak bardzo, że uderzyłem ciałem o stojące obok stołu, składane krzesła - Uważaj... nie bój się, jestem sam. - szepnął, wyciągając do mnie rękę - Śmiało. 
- Skąd wiedziałeś? - zapytałem, ignorując jego dłoń. Chłopak westchnął, po czym usiadł obok mnie, zerkając na moje sine stopy.
- Intuicja... strasznie zmarzłeś. 
- Nie da się ukryć. - Minho zgasił latarkę, po czym zdjął bluzę, opatulając nią moje stopy - No co ty..
- Nawet nie waż się ze mną dyskutować. Wyglądasz, jak trup. - westchnąłem jedynie, odwracając zawstydzony wzrok - Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Wiesz, jak Changbin się o ciebie martwi? Wszyscy cię szukają..
- To niech przestaną.
- Hm?
- Nie wyjdę stąd... nie wrócę do ośrodka i nie zobaczę się z Changbinem. 
- Skrzywdził cię? - oblizałem wargi, czując napływające do oczu łzy - Yongbok..
- Obawiam się, że źle rozumiałem jego intencje i.. za bardzo się ze wszystkim pospieszyłem. To moja wina.
- Nie rozumiem... o czym ty mówisz? 
- Mam dziwne przeczucie, że on nic do mnie nie czuje... 
- Dlatego biega od rana jak kot z pęcherzem i szuka cię jak głupi?
- Ta... żeby uspokoić swoje wyrzuty sumienia. 
- Dowiem się o co wam poszło? 
- Nie chcę o tym mówić... to zbyt upokarzające. 
- Dobrze... jak nie chcesz mówić, to nie. - Minho chwycił za latarkę, po czym zapalając ją, wyszedł spod stołu.
- Dokąd idziesz?
- Powiedzieć wszystkim, że jesteś cały.
- Nie... Minho, proszę..
- Znalazłem go! Jest tutaj! - wrzasnął, wymachując światłem latarki - Przepraszam... to z troski o ciebie. - westchnąłem dość ciężko, widząc jak po chwili do środka wbiega przerażony Changbin. Gdy mnie zauważył, mało nóg nie połamał, by znaleźć się przy mnie jak najszybciej - Chyba nic mu nie jest.
- Felix. - chłopak przesunął jednym ruchem stół, po czym klęknął przede mną, chowając mnie w swoich ramionach - Ty dupku. Wiesz, jak się o ciebie bałem? - poza jego ciężkim oddechem, dało się usłyszeć coś na wzór... płaczu? Hyung płacze? Dlaczego znowu coś dzieje się przeze mnie...
- Yongbok. - do szopy wbiegł pan Choi w towarzystwie czterech innych lekarzy oraz ochrony - Nic ci nie jest? - mężczyzna klęknął obok nas, po czym święcąc mi latarką po oczach, zaczął mi się uważnie przyglądać - Co ci przyszło do głowy, żeby uciekać?
- Proszę, nie teraz. - burknął Changbin, nakładając mi kaptur bluzy na głowę.
- Jest przemarznięty. - wtrącił Minho wskazując na moje stopy - Ma sine i lodowate nogi. 
- Właśnie. - hyung rozwinął bluzę, chcąc przyjrzeć się moim stopom, ale dla mnie było to już stanowczo za dużo. Odwróciłem się do wszystkich plecami, zaciskając dłonie na swoich włosach.
- Za dużo was tutaj..
- Powinniśmy stąd pójść. - szepnął Minho, dając lekarzom wyraźny sygnał, by opuścili szopę.
- Yongbokie... powinien cię zobaczyć lekarz. - pan Choi dotknął moich pleców, co spotkało się ze sprzeciwem z mojej strony.
- Proszę dać nam pięć minut.
- Changbin... to nie jest czas na pogaduszki. Musi zobaczyć go lekarz.
- I zobaczy, osobiście tego dopilnuję.. proszę dać mi z nim chwilę porozmawiać.... proszę.
- No dobrze... ale macie tylko dwie minuty. - moje uszy po chwili ukoiła znów błoga cisza, której tak bardzo potrzebowałem. Nienawidzę być w centrum uwagi. Nienawidzę momentów, w których skacze koło mnie masa ludzi. To bardzo krępujące i denerwujące jednocześnie.. Wtedy też poczułem, jak Changbin sadza mnie między swoimi nogami, mocno wtulając się w moje plecy.
- Jak się czujesz? 
- Jestem dupkiem? 
- Nie dzieciaku, nie jesteś. - szepnął, całując mój kark - Powiedziałem to w złości... bardzo bałem się, że coś ci się stało. Proszę cię, nie znikaj tak nigdy więcej. 
- Hyung... musisz być ze mną szczery. 
- Jestem cały czas.
- Czyżby? - przemarznięty do granic możliwości, odwróciłem się leniwie w kierunku chłopaka, uważnie mu się przyglądając - Changbin... jeśli czujesz, że związek ze mną nie jest dla ciebie, to mi to powiedz..
- O czym ty mówisz?
- Brzydzisz się mnie? 
- Co? Poczekaj..
- Nie chcesz mnie dotykać.. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ja bardzo tego potrzebuję.. Jeśli niczego do mnie nie czujesz, powiedz mi o tym teraz... Nie chcę być oszukiwany.
- Felix. - chłopak przysunął się bliżej mnie, mocno mnie przytulając - Jestem typem człowieka, który nie potrafi mówić o swoich emocjach, ale bardzo mocno cię kocham i cholernie zależy mi na twoim szczęściu i na tym, żebyś wyzdrowiał.. Jeśli chodzi o tą poranną sytuację... zrozum, że ja tu działam na innych zasadach. Nie jestem twoim kolegą jak Minho, tylko nadal pełnię funkcję twojego lekarza. Jakby ktoś mnie z tobą zobaczył, miałbym ogromne problemy. Ale musisz mi uwierzyć, że to absolutnie nie ma nic wspólnego z tym, że cię nie kocham czy brzydzę się kontaktu z tobą.. skąd w ogóle taki pomysł?
- Po prostu poczułem się odrzucony..
- Dlatego uciekłeś? - skinąłem jedynie głową, czując na czole czułego buziaka.
- Kocham cię głuptasie i chcę dla ciebie jak najlepiej... musisz mi uwierzyć. - uniosłem jedynie zmęczony oczy, spoglądając w czarne oczy hyunga - Przepraszam. Nigdy w życiu nie zrobiłbym świadomie czegoś, co mogłoby cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić. 
- Przepraszam hyung... zachowałem się jak idiota.
- Nie, nie mów tak. Nie pozwalam ci tak o sobie mówić. 
- Kiedy to prawda... mam dość swojego zachowania... ciągłego płakania i szukania winnych dookoła.. To we mnie jest problem hyung, tylko nie potrafię niczego z tym zrobić. Czuję się w tym wszystkim totalnie pogubiony..
- I dlatego masz mnie. A ja zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Musisz mi tylko odrobinę zaufać. 
- Changbin. - unieśliśmy głowy, widząc stojącego w drzwiach pana Choi - Proszę was, wystarczy... w pokoju już czeka na Yongboka lekarz.
- Bardzo dobrze, właśnie skończyliśmy. - mówiąc to spojrzał na mnie, całując mnie pospiesznie w czoło - Głowa do góry Lixie... wszystko będzie dobrze. 



*

                             Od dwóch dni jestem przykuty do łóżka. Nieźle się pochorowałem przez ten lodowaty deszcz i wychłodzenie się w tej nieszczęsnej szopie. Nie czuję się jakoś specjalnie źle. Poza dokuczającym mi kaszlem i nocnymi gorączkami jest w porządku. Dostaję jednak silne leki i liczę na to, że niedługo będę mieć to cholerstwo z głowy. Dzisiejszy dzień miałem spędzić sam... Changbin wyjechał za Seoul, pomóc w czymś swoim rodzicom, ale obiecał, że jutro z samego rana do mnie przyjedzie. Tęsknię za nim. Od naszej sprzeczki bardzo dużo i bardzo szczerze ze sobą rozmawialiśmy, zarówno na te dobre, jak i niesamowicie bolesne tematy, ale dzięki temu czuję coś na wzór oczyszczenia. Po każdej rozmowie z hyungiem z mojego serca spada ogromny ciężar, co niesamowicie mi pomaga. 
- Oczywiście. Proszę tylko chwilkę poczekać, bo muszę podać mu leki. - spojrzałem w kierunku drzwi, widząc wchodzącego do środka pana Choi - Cześć dzieciaki.
- Dzień dobry. - przywitał się Minho, nie odrywając wzroku od książki, którą namiętnie czyta od kilku dni.
- Jak samopoczucie Yongbok? 
- Bywało lepiej. - sięgnąłem po trzymany przez lekarza kubeczek z lekami, przyjmując wszystkie na raz - Dziękuję.
- Poczekaj, jeszcze zmierzę ci temperaturę. - mówiąc to przyłożył do mojego czoła termometr - Oo 37,2... dużo lepiej, jak w nocy.
- I lepiej też się czuję. - westchnąłem, mieląc w dłoniach pościel - Mógłbym dzisiaj się gdzieś przejść?
- Obawiam się, że to niemożliwe.
- Dlaczego? Dałem panu słowo, że już nigdy więcej nie ucieknę.
- Nie w tym rzecz. Masz gościa.
- Słucham? Jakiego gościa?
- Myślę, że się ucieszysz. - mówiąc to podszedł do drzwi, prezentując stojącego po drugiej stronie mężczyznę... mojego pieprzonego wujka, o którego wizycie zdążyłem już zapomnieć - Twój wujek przyleciał do Korei specjalnie dla ciebie. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak serce rozsadza moją klatkę piersiową. 
- Cześć chłopaku. Nie przywitasz się z wujaszkiem? 
- Bardzo tęskni za swoją rodziną... musi być w szoku, proszę dać mu trochę czasu. Minho, pozwolisz?
- Pewnie. - chłopak zszedł z łóżka, posyłając mi przy tym ciepły uśmiech.
- Nie, Minho.. - kolega zmarszczył brwi, spoglądając na mnie pytająco - Mógłbyś... mógłbyś zadzwonić do Changbina i powiedzieć mu, że dzisiaj się z nim nie zobaczę, bo przyjechał do mnie wujek? - wydyszałem przez ściśnięte gardło, mając ogromną nadzieję, że załapie o co chodzi.
- Jasne... zaraz mu przekażę.
- No chodź już, chodź. - pan Choi objął chłopaka, wyprowadzając go z sali. Zacisnąłem dłonie na pościeli, czując spływającą po plecach strużkę potu. Mam nadzieję, że Minho wywiąże się ze swojego zadania i da znać hyungowi, że jest u mnie ten potwór.
- I co Felix? Będziesz tak milczeć? - mój wujek usiadł na łóżku, uważnie mi się przyglądając - Ponoć bardzo za nami tęsknisz.
- Nie.. nie za tobą. 
- Auć. Masz pozdrowienia od Phoebe i rodziców. - poczułem kłucie w sercu. Mężczyzna uśmiechnął się jedynie, siadając bliżej mnie - Twój pobyt tutaj jest nam wszystkim bardzo na rękę. Twoi rodzice w końcu mają czas na pracę, a nie na ciągłe niańczenie 20-latka, a ja i Phoebe... cóż..
- Nie interesuje mnie to. 
- Czyżby? Spójrz no tylko. - mężczyzna poszukał czegoś w telefonie, po chwili podsuwając mi go pod nos - Będę ojcem. - przełknąłem z trudem ślinę, czując spływającą po policzku łzę. Nie tęsknię za Phoebe... od dawna jej nie kocham. Boli mnie to, co robi ten człowiek. Co ja mu do cholery jasnej zrobiłem? Dlaczego on mnie tak podle traktuje? Poza tym to chore... chore i obrzydliwe. Jak można być takim zwyrolem? - Zabolało? - wyrwałem gwałtownie telefon z jego ręki, rzucając nim o ziemię - Ty gnoju..
- Zacznę wrzeszczeć, wyjdź stąd. - mężczyzna poderwał się na równe nogi, po czym chwycił mnie za włosy, dociskając mnie do łóżka.
- Ja tu dyktuję zasady Yongbok.
- To boli. - pisnąłem, ponownie się rozklejając.
- Piśnij komuś słówko, to przysięgam, że zatłukę cię jak psa. 
- Rodzice... rodzice przecież się dowiedzą, jak złożysz im wizytę z dzieciakiem. Naprawdę jesteś taki głupi? - bardzo szybko pożałowałem tych słów, bo w jednej chwili zostałem spoliczkowany. 
- Jesteś bezczelnym pasożytem... Dopilnuję tego żebyś tu zgnił. 
- Nie, błagam.. 
- Nie lubisz tu być, prawda?
- Błagam, nie rób mi tego. 
- Ostrzegałem cię lata temu.... nie zadzieraj ze mną. - mój wujek uśmiechnął się szyderczo, po czym krzyknął, otwierając gwałtownie drzwi - Zwariował! 
- Oszalałeś?! Nic ci nie zrobiłem! - poderwałem się z łóżka, widząc jak do środka wbiega dwóch lekarzy - Nie!
- Yongbok zaczął się rzucać i mnie ugryzł! Pomóżcie temu dzieciakowi! - z moich oczu popłynęły łzy. Jeden z lekarzy złapał mnie za ramiona, podczas gdy drugi zaczął przygotowywać zastrzyki na uspokojenie.
- I ty się nazywasz dorosłym!? Zachowujesz się jak gnojek! Pieprzony gnój z ciebie! - wrzasnąłem, czując ukłucie w ramię - Niczego mu nie zrobiłem! - wrzasnąłem, miotając się jak zwierzę - On kłamie!
- Yongbokie... daj sobie pomóc. 
- Ale ja niczego nie zrobiłem! Jestem tu przez niego! To on doprowadził mnie do takiego stanu! 
- Bredzi... on już sam nie wie, co mówi. - gra tak przed wszystkimi.... nikt poza Changbinem mi nie uwierzy. Jestem pewien, że nawet rodzice stanęliby po jego stronie, twierdząc, że bredzę przez chorobę.
- Co tu się dzieje? - do środka sali wparował pan Choi - Co wy wyprawiacie?
- Podajemy mu leki na uspokojenie.
- Zaczął się dziwnie zachowywać. Krzyczał i mnie ugryzł. 
- Yongbok pana ugryzł? 
- Tak... nie za to płaci wam mój brat. Zrobiliście z niego jeszcze większego czubka.
- Proszę tak o nim nie mówić.
- Niczego nie zrobiłem! Błagam! - spojrzałem na Choi, czując jak leki odejmują mi czucie w nogach - Błagam... niech mi pan uwierzy. 
- Puśćcie go. - lekarz podszedł do mnie, dotykając ostrożnie moich policzków - W porządku? 
- Błagam, zabierzcie go stąd. - szepnąłem, zaciskając dłonie na ubraniu mężczyzny - Błagam pana. Przysięgam, że niczego nie zrobiłem. - pociągnąłem nosem, unosząc na niego zapłakane oczy - Niech mi pan uwierzy. 
- Uspokój się. - Choi usadził mnie na łóżku, nakazując lekarzom przyprowadzenie do sali Minho - Zostaniesz na jakiś czas z Minho, dobrze? - skinąłem jedynie głową, czując jak coraz bardziej zaczyna mi się w niej kręcić przez podane leki - Wyjaśnimy to... Zapraszam pana do mojego gabinetu.
- Oczywiście. To trzeba wyjaśnić.... Yongbokie.. jutro do ciebie przyjadę.
- Nie... nie chcę cię widzieć. - położyłem się plecami do pokoju, czując jak odpływam. Nienawidzę tego człowieka... Chcę zniknąć i przysięgam, że niebawem do tego dojdzie. Ten człowiek mnie wykończy...



~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz