Od godziny siedziałem na łóżku ze wzrokiem wbitym w znajdującą się na wprost mnie ścianę. Nie wiem o czym myślałem. Przez moją głowę przewijało się tysiące myśli na minutę, a ja z każdą z nich odczuwałem coraz większą pustkę i zagubienie.
- Yongbok.. - mrugnąłem kilkakrotnie, przenosząc niechętnie wzrok na wpatrującego się we mnie z zaciekawieniem Minho. Chłopak o delikatnych rysach twarzy wstał niepewnie ze swojego łóżka, siadając bardzo blisko mnie. Po chwili jego drobna dłoń spoczęła na moim udzie, a z jego ust wydobyło się ciężkie westchnięcie - Wszystko w porządku? - skinąłem jedynie głową, wracając wzrokiem do wcześniejszego punktu - Siedzisz tak od dwóch godzin.
- Dwóch? - muszę przyznać, że naprawdę się zdziwiłem. Byłem święcie przekonany, że minęła zaledwie jedna.
- Mhm... coś się stało? Chcesz pogadać? - spojrzałem na współlokatora, oblizując przy tym spierzchnięte wargi.
- Nie... wszystko jest w porządku.
- Nie kłam.
- Minho... nie masz swoich problemów i spraw do poukładania? - chłopak uciekł wzrokiem, zabierając przy tym dłoń z mojej nogi.
- Dajesz mi cicho do zrozumienia, żebym się odpieprzył..
- Ale..
- Mam mnóstwo swoich problemów i spraw do poukładania... a opieka nad tobą pozwala mnie na moment od nich odciąć i o nich nie myśleć. - ale ze mnie idiota. Zrobiło mi się potwornie głupio, ale taki już jestem... momentami bez wyczucia i empatii.
- Przepraszam.
- Mniejsza, naprawdę. - Minho wrócił na swoje łóżko, sięgając gwałtownie po zeszyt, w którym dzień w dzień coś zapisuje. Nabrałem dużo powietrza do płuc, chcąc z nim porozmawiać, ale widząc jak brutalnie wręcz pisze coś na kartkach, postanowiłem odpuścić. Narzuciłem na siebie bluzę, kierując się do drzwi. Chciałem pospacerować, pozbierać myśli i przy okazji kupić coś słodkiego dla kolegi. Należą mu się przeprosiny.. Wyszedłem na dwór. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy, co spotkało się z ogromnym niezadowoleniem z mojej strony. Przekląłem go pod nosem, siadając na najbliższej ławce. Czując jak włosy, na punkcie których jestem przewrażliwiony, fruwają we wszystkich możliwych kierunkach, poczułem znów nienawiść do samego siebie i tego jak wyglądam. Ukryłem zmarznięte dłonie do kieszeni bluzy, czując jak po moich policzkach spływają chłodne strużki łez. Znów się zawiesiłem... znów czułem ten paskudnie kujący ból w klatce piersiowej... znowu nie miałem siły na nic.
- Felix. - było mi potwornie zimno. Nie wiem ile czasu spędziłem na dworze, ale sądząc po tym, że park był już całkowicie opustoszały, a latarnie stojące wzdłuż ścieżek zaczęły się zapalać, zakładam, że dość długo - Hej.. wszystko w porządku? - nabrałem dużo powietrza do płuc, spoglądając na kucającego przede mną Changbina - Długo już tak siedzisz? - wzruszyłem ramionami, po czym naciągniętymi na dłonie rękawami bluzy, wytarłem zapuchnięte oczy.
- Hyung..
- Co się stało? - chłopak usiadł obok mnie, zarzucając na mnie swoją kurtkę.
- Spójrz na mnie.
- Patrzę cały czas... o co chodzi?
- Tak? I co widzisz hyung?
- Co widzę? Cóż... widzę przystojnego, wrażliwego, potwornie uroczego chłopaka, który potrzebuje pomocy... mojej pomocy. - poczułem dziwny ścisk w żołądku i szybsze bicie serca. Pierwszy raz nie były one wywołane stresem i stanami lękowymi, a... kurcze, sam nie wiem jak to określić, ale było to przyjemne... niesamowicie przyjemne doznanie - Dlaczego o to pytasz? Ktoś powiedział ci coś niemiłego?
- Sam mówię sobie same złe rzeczy.. - Changbin wyraźnie posmutniał. Mimo to nabrał w płuca dużą ilość powietrza, łapiąc mnie za dłonie, które ukrył między swoimi, nagrzanymi rękoma.
- Felix, co się stało?
- A... a moje włosy?
- Co z nimi?
- Twoim zdaniem... wszystko z nimi w porządku?
- Oczywiście, że tak. Wyglądasz bardzo dobrze... Zwłaszcza teraz, jak są takie... hm... muśnięte wiatrem. - mówiąc to zachichotał, przyprawiając mnie ponownie o szybsze bicie serca - Dlaczego pytasz o to wszystko? Masz problem z samoakceptacją? - skinąłem jedynie głową, odwracając przy tym wzrok - Hej, Yongbokie... dzieciaku, popatrz na mnie. - niechętnie wbiłem wzrok w bruneta, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu - Mam po kolei wymieniać co mi się w tobie podoba?
- Po.. podoba?
- Mhm.
- Nie... nie hyung, to krępujące.
- Ale widocznie tego potrzebujesz.
- Ale...
- Masz piękne, duże oczyska.. jakbym był dziewczyną, dawno by mnie kupiły. - kącik moich ust uniósł się lekko ku górze, co zachęciło chłopaka do dalszego monologu - Bardzo podoba mi się twoja szczęka.
- Szczęka?
- Mhm... taka silnie zarysowana. Bardzo ci pasuje.. Hm... twoje piegi.. piegi, w które mogę wpatrywać się cały czas.
- Hyung..
- Poważnie. Dodają ci tyle uroku.. jest to zdecydowanie jeden z twoich mocniejszych i bardziej charakterystycznych punktów, z którego powinieneś być dumny. - oblizałem nerwowo wargi, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele - Właśnie... usta...
- Hyung..
- Nie umiesz przyjmować komplementów, co? - otworzyłem szerzej oczy, wpatrując się z zaciekawieniem w bruneta - Poczerwieniałeś.
- Przepraszam. - uwolniłem dłonie z uścisku Changbina, przykładając je do dość mocno ciepłych policzków... musiałem wyglądać jak burak po tych jego wyznaniach.
- Za co?
- Sam nie wiem... ja... chciałbym odwdzięczyć ci się tym samym, ale... ja po prostu nie potrafię..
- Nie, poczekaj Felix... Nie mówiłem ci tego wszystkiego po to, żebyś zaczął mi teraz słodzić.
- Nie?
- Nie głuptasie... powiedziałem ci to, żeby uświadomić ci wreszcie, jaką wspaniałą jesteś osobą. A wiesz, co jest w tobie najpiękniejsze? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując jak ciepła dłoń hyunga przesuwa się po mojej, łącząc nasze palce. Po chwili chłopak przyłożył nasze splecione ręce do mojej klatki piersiowej, z bardzo mocno bijącym sercem - Rozumiesz?
- Tak.. chyba tak.
- Mimo że jesteś bardzo przystojnym chłopakiem, to, co masz tutaj, powinno być dla ciebie najważniejsze.
- Rozumiem.
- Masz wspaniałą osobowość i nikt za nic w świecie nie powinien wmówić ci, że jest inaczej. - skinąłem jedynie głową, wzmacniając uścisk naszych dłoni. Było mi lżej... znacznie lżej. Skoro jestem piękny w jego oczach, nic innego nie wmówi mi teraz, że coś jest ze mną nie tak. Będę się o to bardzo mocno starać - Masz... masz może ochotę na coś słodkiego? - moja głowa ponownie przytaknęła - W naszej ulubionej kafejce rzucili dzisiaj nowe menu.
- Naprawdę?
- Mhm... myślę, że coś na pewno cię zainteresuje.
- Będę musiał kupić coś dla Minho... nie wiem tylko, jakie ciastka lubi.
- Coś na pewno wybierzemy, pomogę ci. - Changbin chwycił mnie ostrożnie w talii, podnosząc mnie z ławki - A.. może zaproponujemy mu żeby poszedł z nami? - oblizałem nerwowo wargi, przenosząc wzrok na uśmiechniętego bruneta.
- Ja... ja myślałem, że chcesz iść tylko ze mną.. - w skali od 1 do 10... jak bardzo źle to zabrzmiało? Chłopak uśmiechnął się nerwowo, uciekając przy tym wzrokiem.
- Oczywiście, że chcę iść tylko z tobą. Ale pomyślałem, że skoro zaproponowałeś Minho ciastko, to...
- Nie, nie zaproponowałem mu. Chcę mu je kupić, bo... trochę narozrabiałem.. znowu.
- A co się stało?
- Co się stało? - westchnąłem wchodząc do ciepłego wnętrza budynku - On... on bardzo się stara złapać ze mną jakiś kontakt..
- A ty tego nie chcesz..
- Nie w tym rzecz. Ja... nie przywykłem do tego.
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to, że... dopiero tak naprawdę uczę się kontaktu z człowiekiem. W sensie... od kiedy tu wylądowałem. Do tej pory rozmawiałem tylko z panem Choi, ale miałem świadomość tego, że to jego obowiązek i gdyby nie to, na pewno nie poświęcałby mi tyle czasu.. Potem zbliżyłem się do ciebie i utkwiłem w przekonaniu, że... że potrzebuję tylko ciebie hyung. - zatrzymaliśmy się przed kawiarnią. Uniosłem niepewnie wzrok, jednak byłem na tyle wystraszony tą sytuacją, że nie byłem w stanie wbić go w Changbina. Spojrzałem więc na kartę, wybierając pierwsze, lepsze ciasto, które rzuciło mi się w oczy - Sernik z malinami.
- Hm?
- Wezmę sernik z malinami.
- A... tak... - chłopak wyciągnął portfel, rozglądając się po wnętrzu kafejki - Poszukasz stolika?
- Tak. - mogłem wstrzymać się z tym wyznaniem. Może źle to zabrzmiało? Może... może jakbym uzależnił się od jego osoby? Kurcze, sam nie wiem. Przecież mu się nie narzucam, nie biegam za nim, nie wypisuję do niego, mimo że dał mi swój numer... Wiem. Przeproszę go i tym powinienem załatwić sprawę. Gdy Changbin podszedł do stolika z tacą z naszym zamówieniem, nabrałem dużo powietrza do płuc, zaciskając przy tym dłonie na dresowych spodniach - Hyung, przepraszam.
- Hm? Za co?
- Nie chciałem, by tak to zabrzmiało. Ja... będę z tobą szczery hyung. Po prostu bardzo cię lubię i dobrze się przy tobie czuję... i... jestem ci bardzo wdzięczny za to, co dla mnie robisz. - przełknąłem z trudem ślinę, unosząc wzrok na chłopaka - Nie chciałem cię urazić tym wyznaniem czy... nie wiem... żebyś poczuł się przeze mnie osaczony.. przepraszam.
- Nie powinieneś mnie za to przepraszać Felix. Jest mi bardzo miło, że tak o mnie myślisz... Po prostu.. zaskoczyłeś mnie. Ale pozytywnie, uwierz mi.
- Czyli nie jesteś na mnie zły?
- Absolutnie, skąd ten pomysł?
- Sam nie wiem..
- No już. - hyung rozczochrał moje włosy, chichocząc - Zjedz coś słodkiego, to poczujesz się lepiej.
- Dziękuję hyung.
Czas spędzony w towarzystwie Changbina zleciał bardzo przyjemnie i niestety też bardzo szybko. Około godziny 20-tej chłopak oznajmił, że musi już się zbierać, bo niedługo ma rozmowę z jakąś dziewczyną z ośrodka. Kupiłem więc pospiesznie ciastko dla Minho, po czym razem z brunetem ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju.
- Odprowadzę cię i będę uciekać do roboty.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za wszystko... za rozmowę, za spacer, za sernik... dziękuję.
- Dla ciebie wszystko. - zaśmiał się szturchając przy tym moje ramię - Jesteśmy dzieciaku. - westchnąłem jedynie, łapiąc dość niechętnie klamkę drzwi - Porozmawiaj spokojnie z Minho... jestem pewien, że się dogadacie.
- Tak myślisz?
- Wiem to.
- Dobrze. Do zobaczenia jutro. - posłałem w kierunku kolegi lekki uśmiech, po czym szarpnąłem za klamkę wchodząc do środka pokoju. To, co zobaczyłem jednak, totalnie zbiło mnie z nóg. Na łóżku Minho siedział blondyn, który pochylony w kierunku współlokatora, całował go tak namiętnie, że aż zbierało mnie na wymioty. Kto to jest do cholery? Przecież Minho twierdził, że rozstał się ze swoim chłopakiem.
- Zamknijmy im drzwi. - szepnął Changbin, oszczędzając mi widoku. Reklamówka z ciastkiem znajdująca się w mojej dłoni, wyślizgnęła się na ziemię, dając wyraźny sygnał dźwiękowy, że o ciastku można już jedynie pomarzyć - Felix, co z tobą? - zrobiłem krok w tył, unosząc przeszklone oczy na zdziwionego Changbina - Hej... co się dzieje? Felix.. - odwróciłem się na pięcie, idąc pospiesznie wzdłuż korytarza - Felix!
- Tu jesteś. - chłopak odwrócił się, czując na ramieniu czyjąś rękę.
- Pan Choi..
- Masz pacjentkę, pamiętasz?
- Tak... tak, ale Felix..
- Kto?
- Yongbok, on..
- Zajmę się nim... idź wykonywać swoją pracę.
- Ale..
- Chłopcze, ostrzegałem cię. Nie wchodź w bliższe relacje z żadnym z pacjentów, bo z czasem to źle wpłynie na twoją pracę.. On jest pacjentem... ciężko chorym chłopakiem, a ty masz go leczyć.. a nie się z nim przyjaźnić.
- Ale..
- Czy to jest jasne?
- Tak... chyba tak..
- Świetnie.. a teraz do roboty. - wybiegłem przed budynek. Było ciemno, zimno i potwornie wietrznie, ale kompletnie w tej sytuacji mi to nie przeszkadzało - Yongbok. - odwróciłem się niechętnie, widząc stojącego za sobą pana Choi - Co się dzieje? - pokręciłem jedynie przecząco głową, robiąc krok w tył - Hej. - mężczyzna złapał mnie za ramiona, potrząsając mną - Powiedz coś. Yongbok.. - spuściłem jedynie głowę, czując jak do moich oczu napływają łzy - Dzieciaku, co się z tobą dzieje?
- Puść..
- Słucham?
- Puszczaj!
- Chodź.
- Puść mnie!
- Uspokój się i przestań się szarpać. - uniosłem zapłakane oczy, widząc wybiegających przed budynek, dwóch młodych lekarzy - Znowu to samo. Podajcie mu leki na uspokojenie.
- Tak jest.
- I połóżcie go do łóżka. Nie będę się z nim szarpać.
- Dobrze.
- Chodź Yongbokie.
- Nie... błagam nie.
- Weźmiesz leki, położysz się do łóżka i poczujesz się lepiej.
- Nie chcę.
- Yongbok..
- Nie chcę brać tych leków!
- Nie słuchajcie go panowie... znowu bredzi. - za każdym razem, jak pan Choi nie umie sobie ze mną poradzić, wpycha we mnie na siłę masę leków na uspokojenie, które zamiast mi pomóc, jedynie pogarszają moje samopoczucie. Nie dość, że mnie otumaniają, to dodatkowo jestem po nich bardzo śpiący i mam rewolucje żołądkowe... koszmar. Zgodnie z rozkazem zostałem zaprowadzony do pokoju. Gdy tylko zostałem wprowadzony do środka, spojrzałem w kierunku zdziwionego Minho, który o dziwo siedział już sam.
- Co... co się dzieje?
- Nie przejmuj się... podamy mu leki i wszystko będzie dobrze.
- Ale co mu się stało? - zostałem posadzony na łóżku. Jeden z mężczyzn wyszedł pospiesznie po leki, podczas gdy drugi z nich usiadł obok mnie, trzymając mnie kurczowo za ramiona - Yongbok..
- Minho, nie zaczepiaj go. Yongbok potrzebuje teraz wyciszenia.
- Ale..
- Wiem, że martwisz się o kolegę, ale zapewniam cię, że wszystko będzie dobrze.
- Jestem. - drzwi do sali otworzyły się. Zacisnąłem jedynie powieki, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła - Najpierw zastrzyk... potem podam mu resztę.
- Okej. - mężczyzna, który towarzyszył mi w trakcie siedzenia na łóżku podwinął rękaw mojej bluzy, uważnie mi się przyglądając - To dla twojego dobra. - mam tego dość... ile można? Po chwili poczułem lekkie ukłucie w okolicy ramienia. W sumie przywykłem już do tego uczucia, ale nadal jest ono tak samo nieprzyjemne, jak przy pierwszym razie - Weź teraz leki i się połóż, dobrze?
- Nie chcę..
- Yongbokie... - uniosłem wzrok, widząc przestraszonego całą sytuacją współlokatora - Proszę.. proszę, weź je i się połóż. Będę przy tobie cały czas, nie bój się. - przełknąłem z trudem ślinę, wyciągając drżącą rękę w kierunku lekarza.
- Dzielny z ciebie chłopak.
- Zobaczysz, że zaraz będzie lepiej. - przełknąłem cztery tabletki, po czym zrzuciłem buty z nóg, kładąc się niezdarnie do łóżka - Minho, będziesz mieć na niego oko?
- Tak, obiecuję.
- Niedługo powinien zasnąć... jakby do tego czasu coś się działo, to daj nam znać.
- Dobrze. - wyszli.. na szczęście. Zakryłem się w całości kołdrą, nabierając dużo powietrza do płuc. Leki, które nam tu podają są bardzo silne, dlatego też po chwili czułem, jak mocno zaczyna kręcić mi się w głowie, a żołądek skręca się na wszelkie możliwe strony - Yongbok..
- Nie teraz... proszę.
- Ale..
- Minho.
- Dobrze... przyjąłem. - usłyszałem jedynie ciężki oddech chłopaka i uginające się pod jego ciężarem łóżko. Czułem, jak powoli tracę świadomość... jak w głowie mam totalny helikopter, a oddech staje się coraz płytszy i spokojniejszy. Nienawidzę tego uczucia. Za kilka minut te leki otumanią mnie na tyle, że do rana nie będę wiedział, jak się nazywam. Przysięgam, że jak w końcu stąd wyjdę, to zemszczę się na nich wszystkich...
*
Przekręciłem się na bok, czując uderzające w moją twarz promienie słoneczne. Jęknąłem jedynie, chcąc naciągnąć na siebie kołdrę, ale wtedy usłyszałem ciepły głos Minho.
- Dzień dobry.
- Hm? - spojrzałem na siedzącego na moim łóżku kolegę, wpatrującego się we mnie z ogromną uwagą - Cześć, a... dlaczego siedzisz na moim łóżku?
- Changbin hyung prosił żebym cię pilnował.
- Co? - usiadłem gwałtownie, starając się przypomnieć sobie wydarzenia z zeszłej nocy, ale nic nie przychodziło mi do głowy - Ale..
- Wczoraj.... wczoraj znowu podali ci leki na uspokojenie i... jakiś czas po tym przyszedł tu Changbin.. Chciał z tobą porozmawiać, ale byłeś jak zombie.. w ogóle nie kontaktowałeś.
- Nie pamiętam tego..
- Ja... powiedziałem mu, że podali ci leki i się wściekł.. naprawdę był bardzo zły i.. prosił jedynie żebym miał na ciebie oko, a sam pobiegł gdzieś jak poparzony. - zamyśliłem się, przeczesując włosy. Pamiętam, że wczoraj Changbin odprowadził mnie do pokoju, a... potem niemalże urwał mi się film.
- Minho..
- Tak?
- Kim był ten chłopak?
- Co? Jaki chłopak?
- Wczoraj.. całowałeś się z nim.
- Aa.. on.. - Minho wyraźnie się speszył. Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale czuję się przez niego oszukany. Kilka tygodni temu płakał, że zostawił go chłopak, a ta wczorajsza sytuacja? Co to miało być? - To... to Jisung.. mój chłopak.
- Mówiłeś, że się rozstaliście.
- Tak, ale... dałem mu drugą szansę. Widziałem, że bardzo żałował swojego zachowania..
- Na pewno wiesz, co robisz?
- Tak. - chłopak odpowiedział pospiesznie, przytakując przy tym energicznie głową - Ale.. powiedz mi lepiej, co z tobą. Co się wczoraj stało?
- Nic... ja.. lepiej będzie, jak porozmawiam z Changbinem. - wstałem z łóżka, widząc na sobie swoją piżamę, w którą jak mniemam nie ubrałem się zeszłego wieczoru sam.
- Ach... przepraszam, ale nie chciałem żebyś spał w ubraniach.
- Dziękuję Minho. - narzuciłem na siebie buty i bluzę i pospiesznie wybiegłem z sali w kierunku ogólnego pokoju lekarzy. Musiałem porozmawiać z hyungiem. Wiem, że nie zrobiłem niczego głupiego, ale mimo wszystko, chcę mieć z nim wyjaśnioną sprawę. Podbiegłem pod drzwi, po czym gwałtownie w nie zapukałem. Nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka, kłaniając się - Dzień dobry.
- Yongbok.. jak się czujesz?
- Rewelacyjnie, jak zawsze.. - burknąłem, rozglądając się po sali - Zastałem Changbina?
- Nie, niestety go nie ma.
- I nie będzie. - uniosłem wzrok, widząc przed sobą pana Choi.
- Ale.. ale jak to?
- Został zwolniony. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg. Zwolniony? Ale jak to? Dlaczego? To jakiś żart? Co się działo, kiedy byłem pod wpływem tego gówna?
- Ale.. - czułem bolesny ścisk w gardle, który uniemożliwił mi dalszą rozmowę z lekarzami. Moje oczy zaszły łzami, a kolana zaczęły się trząść jak przysłowiowa galareta.
- Dopiero co stąd wyszedł... powinieneś jeszcze go złapać. - odezwał się jeden z młodszych lekarzy, po słowach którego od razu pobiegłem w kierunku głównego wyjścia. Nie wierzę... jeśli hyung stąd odejdzie, to przysięgam, że ucieknę z tego piekła. Nie wytrzymam tu bez niego. Wybiegłem na dwór. W amoku zacząłem rozglądać się po parku oraz parkingu. Zauważyłem, jak chłopak ładuje swoje rzeczy do bagażnika samochodu... czyli to prawda.
- Hyung! - brunet nawet na mnie nie spojrzał. Zamknął spokojnie drzwi bagażnika, po czym podszedł do mnie dość leniwym krokiem - Changbin..
- Jak się czujesz?
- Hyung..
- Dobrze, że leki przestały już działać.
- Popatrz na mnie! - wrzasnąłem, zanosząc się przy tym łzami. Czuję się oszukany.. zdradzony.. porzucony jak niechciany pies.
- Nie potrafię. - szepnął, po czym stanął na tym samym schodku co ja, mocno mnie przytulając - Chcę pamiętać cię uśmiechniętego.. - zacisnąłem dłonie na jego kurtce, nie mogąc się uspokoić. Czułem się idiotycznie, ale chciałem wyrzucić z siebie cały towarzyszący mi ból.
- Dlaczego? Dlaczego mnie zostawiasz?
- Yongbokie, to nie tak... Ja... zostałem po prostu zwolniony.
- Dlaczego?! - hyung westchnął, drapiąc mnie ostrożnie po głowie.
- Bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki cię leczą.. Po tym, co wczoraj zobaczyłem.. cóż.. wygarnąłem wprost panu Choi, co o tym myślę i... on dodatkowo zarzucił mi, że nie powinienem żyć bliżej z żadnym z pacjentów..
- Czyli to moja wina? - uniosłem głowę, spotykając się z przeszklonymi oczami bruneta - Porozmawiam z nim..
- Nie.. Felix, to nie jest twoja wina, nie myśl tak. Po prostu... po prostu nie stosowałem się do regulaminu... to ja zawiniłem. - pociągnąłem nosem, czując jakby ktoś z całej siły wykręcał mi żołądek.
- Hyung... ja... ja sobie bez ciebie nie poradzę. Błagam, nie zostawiaj mnie.
- Oczywiście, że sobie poradzisz. Jesteś silnym, bardzo dzielnym chłopakiem i jestem pewien, że pokonasz tą chorobę, a... - Changbin przełknął z trudem ślinę, wycierając pospiesznie spływającą po jego policzku łzę - A kiedy to się stanie, wyskoczymy gdzieś na dobre ciastko, tak jak kiedyś...
~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Na pewno wiesz, co robisz?
- Tak. - chłopak odpowiedział pospiesznie, przytakując przy tym energicznie głową - Ale.. powiedz mi lepiej, co z tobą. Co się wczoraj stało?
- Nic... ja.. lepiej będzie, jak porozmawiam z Changbinem. - wstałem z łóżka, widząc na sobie swoją piżamę, w którą jak mniemam nie ubrałem się zeszłego wieczoru sam.
- Ach... przepraszam, ale nie chciałem żebyś spał w ubraniach.
- Dziękuję Minho. - narzuciłem na siebie buty i bluzę i pospiesznie wybiegłem z sali w kierunku ogólnego pokoju lekarzy. Musiałem porozmawiać z hyungiem. Wiem, że nie zrobiłem niczego głupiego, ale mimo wszystko, chcę mieć z nim wyjaśnioną sprawę. Podbiegłem pod drzwi, po czym gwałtownie w nie zapukałem. Nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka, kłaniając się - Dzień dobry.
- Yongbok.. jak się czujesz?
- Rewelacyjnie, jak zawsze.. - burknąłem, rozglądając się po sali - Zastałem Changbina?
- Nie, niestety go nie ma.
- I nie będzie. - uniosłem wzrok, widząc przed sobą pana Choi.
- Ale.. ale jak to?
- Został zwolniony. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg. Zwolniony? Ale jak to? Dlaczego? To jakiś żart? Co się działo, kiedy byłem pod wpływem tego gówna?
- Ale.. - czułem bolesny ścisk w gardle, który uniemożliwił mi dalszą rozmowę z lekarzami. Moje oczy zaszły łzami, a kolana zaczęły się trząść jak przysłowiowa galareta.
- Dopiero co stąd wyszedł... powinieneś jeszcze go złapać. - odezwał się jeden z młodszych lekarzy, po słowach którego od razu pobiegłem w kierunku głównego wyjścia. Nie wierzę... jeśli hyung stąd odejdzie, to przysięgam, że ucieknę z tego piekła. Nie wytrzymam tu bez niego. Wybiegłem na dwór. W amoku zacząłem rozglądać się po parku oraz parkingu. Zauważyłem, jak chłopak ładuje swoje rzeczy do bagażnika samochodu... czyli to prawda.
- Hyung! - brunet nawet na mnie nie spojrzał. Zamknął spokojnie drzwi bagażnika, po czym podszedł do mnie dość leniwym krokiem - Changbin..
- Jak się czujesz?
- Hyung..
- Dobrze, że leki przestały już działać.
- Popatrz na mnie! - wrzasnąłem, zanosząc się przy tym łzami. Czuję się oszukany.. zdradzony.. porzucony jak niechciany pies.
- Nie potrafię. - szepnął, po czym stanął na tym samym schodku co ja, mocno mnie przytulając - Chcę pamiętać cię uśmiechniętego.. - zacisnąłem dłonie na jego kurtce, nie mogąc się uspokoić. Czułem się idiotycznie, ale chciałem wyrzucić z siebie cały towarzyszący mi ból.
- Dlaczego? Dlaczego mnie zostawiasz?
- Yongbokie, to nie tak... Ja... zostałem po prostu zwolniony.
- Dlaczego?! - hyung westchnął, drapiąc mnie ostrożnie po głowie.
- Bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki cię leczą.. Po tym, co wczoraj zobaczyłem.. cóż.. wygarnąłem wprost panu Choi, co o tym myślę i... on dodatkowo zarzucił mi, że nie powinienem żyć bliżej z żadnym z pacjentów..
- Czyli to moja wina? - uniosłem głowę, spotykając się z przeszklonymi oczami bruneta - Porozmawiam z nim..
- Nie.. Felix, to nie jest twoja wina, nie myśl tak. Po prostu... po prostu nie stosowałem się do regulaminu... to ja zawiniłem. - pociągnąłem nosem, czując jakby ktoś z całej siły wykręcał mi żołądek.
- Hyung... ja... ja sobie bez ciebie nie poradzę. Błagam, nie zostawiaj mnie.
- Oczywiście, że sobie poradzisz. Jesteś silnym, bardzo dzielnym chłopakiem i jestem pewien, że pokonasz tą chorobę, a... - Changbin przełknął z trudem ślinę, wycierając pospiesznie spływającą po jego policzku łzę - A kiedy to się stanie, wyskoczymy gdzieś na dobre ciastko, tak jak kiedyś...
~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz