Minęły trzy tygodnie odkąd Changbin odszedł z ośrodka. Nadal nie potrafię pogodzić się z jego odejściem i jest mi cholernie źle bez niego u boku. Wprawdzie nie widywaliśmy się codziennie, ale mając świadomość, że jest cały czas obok, czułem wewnętrzny spokój i bezpieczeństwo. Teraz czuję okropną pustkę i ogarniającą mnie z dnia na dzień coraz większą beznadzieje.
- Spróbuję, ale niczego nie mogę obiecać. - uniosłem niechętnie wzrok, widząc wchodzącego do pokoju chłopaka, który zaczynał tu pracę wraz z Changbinem.
- Jakby co przyjdź po mnie. - jak słyszę głos pana Choi, zbiera mnie na wymioty. Nienawidzę go z całego serca za to, że zwolnił hyunga. Za każdym razem, jak przychodzi po mnie, by zabrać mnie na terapię, odwracam się do niego plecami, nie odpowiadając na jego wszelkie zaczepki... jest to dość wyraźny znak, by dalej mnie nie męczył. Od trzech tygodni nie odezwałem się do nikogo ani słowem. Nawet do Minho, który robi wszystko, by zapełnić mój wolny czas i by odciągnąć moje myśli od Changbina. Wszystko na nic..
- Cześć Yongbok, jak się dzisiaj czujesz? - odwróciłem wzrok, wbijając go ponownie w pokryte deszczem okno. Chłopak westchnął jedynie, po czym podszedł do Minho wręczając mu tacę ze śniadaniem.
- Dziękuję.
- U ciebie wszystko w porządku?
- Tak... proszę się nie martwić. - lekarz posłał mu jedynie ciepły uśmiech, podchodząc do mojego łóżka.
- Czas na śniadanie. - chciałem się położyć, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek, co bardzo mi się nie spodobało - Nie jesz odkąd odszedł Changbin... zjedz coś, proszę cię. - szarpnąłem ręką, jednak bezskutecznie. Lekarz wzmocnił uścisk, doprowadzając mnie do szału - Poczujesz się wtedy lepiej, obiecuję ci to. - poderwałem się gwałtownie z łóżka, wyrywając tym samym rękę z uścisku mężczyzny, przez co taca znajdująca się w jego drugiej dłoni wylądowała na mojej pościeli - Yongbok.. - wskoczyłem w swoje klapki, po czym wyszedłem z pokoju. Po trzaśnięciu drzwiami, nabrałem dużo powietrza do płuc, słysząc za sobą głos pana Choi.
- Yongbok... co ty wyprawiasz? - nie myślałem nad tym, co robię. Zrobiłem krok w tył, po czym pospiesznie zacząłem biec w kierunku wyjścia. Nienawidzę tu być, nienawidzę tego miejsca, tych ludzi, braku kontaktu z rodzicami i ze światem, tego, że zabrali mi telefon, nie pozwalając mi na kontakt z przyjaciółmi, tego, że faszerują mnie lekami i zmuszają do rozmów, na które nie mam ochoty. Chcę stąd uciec... jak najdalej stąd i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek byłem w tym ośrodku - Stój! - zbiegłem po schodach, po czym szarpnąłem za drzwi, znajdując się po chwili na dworze. Po chwili poczułem, jak deszcz spada na moje zmęczone ciało, a zimne, duże krople koją moją zapuchniętą twarz - Yongbok, zatrzymaj się! - mimo to nie poddawałem się. Nie wierzyłem w powodzenie tej ucieczki, ale musiałem spróbować. Przysięgam, że jeszcze jeden dzień w tym piekle, a zwariuję. Nie miałem szans na ucieczkę przez bramę. Jest ona cały czas zamknięta i pilnowana przez ochronę - Łapać go! - wskoczyłem na metalowe ogrodzenie, starając się wspiąć jak najwyżej, jednak mokre pręty i śliska guma klapek bardzo mi to utrudniały.
- Mam cię. - warknął jeden z ochroniarzy, zrzucając mnie z impetem na błotnistą drogę.
- Co pan wyprawia? - pan Choi kucnął obok mnie, chcąc pomóc mi wstać - Wstawaj, przeziębisz się.
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! - wrzasnąłem zachrypniętym głosem, uderzając dłońmi o błoto - Błagam! Dajcie mi w końcu żyć!
- W końcu się odezwał.. - szepnął młody lekarz, który chwilę wcześniej próbował wcisnąć we mnie śniadanie.
- Byungjoo.. idź do jego pokoju i przygotuj mu ciepłe rzeczy.
- Dobrze.
- Yongbokie... wstań, proszę cię. - zacisnąłem dłonie na błocie, pociągając przy tym nosem. Chciałbym, by był teraz przy mnie Changbin. Chcę z nim porozmawiać, powiedzieć mu, co mnie boli... poczuć, że komuś na mnie zależy - Wszystko będzie dobrze, tylko nam zaufaj.. Obiecuję, że nie będę na ciebie więcej naciskać, zgoda? - spojrzałem na mężczyznę, czując jak moje usta formują się w wyraz bolesnego grymasu - Nie płacz... jesteś silnym chłopakiem, nie możesz płakać. - uległem. Lekarz podniósł mnie, po czym trzymając mnie w talii, zaczął prowadzić mnie w kierunku budynku. Stąd nie ma ucieczki. Nie wiem już, co mam zrobić, by rodzice w końcu mnie stąd zabrali. Potrzebuję ciszy i spokoju, a nie ciągłego pouczania i włażenia mi w dupę.. Mężczyzna zaprowadził mnie do pokoju. Gdy do niego weszliśmy ujrzałem Minho zmieniającego pościel na moim łóżku.
- Byungjoo hyung przez przypadek upuścił tacę na łóżko Yongboka... chciałem zmienić mu pościel i..
- Bardzo ładnie postąpiłeś Minho. - Choi uśmiechnął się, wskazując na mnie - Pomożesz mu doprowadzić się do ładu?
- Oczywiście, ale... Yongbok...
- Nie zaczepiajmy go.. dajmy mu odpocząć, dobrze? - współlokator skinął głową, po czym podszedł do mnie, prowadząc mnie w kierunku kranu.
- Sam... zrobię to sam. - szepnąłem myjąc dłonie i twarz. Minho skinął ponownie głową, wskazując na krzesło, na którym wisiały czyste ubrania.
- Byungjoo ci je przygotował. - dopiero ranek... nie mogę się już doczekać, kiedy nadejdzie wieczór i pójdę spać. Chciałbym zasnąć i nigdy więcej już się nie obudzić. Gdy się przebrałem, usiadłem na łóżku, unosząc wzrok na współlokatora.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Odpocznij, dobrze ci to zrobi i... jakbyś chciał pogadać, to wal śmiało. Wysłucham cię i postaram się doradzić. - przytaknąłem, po czym przykryłem się kołdrą, zamykając oczy. Czekałem na nadejście snu... błagam... niech przyjdzie jak najszybciej.
*
Wstałem około 19-tej. W pokoju było zupełnie ciemno i.. nigdzie nie było też Minho. Westchnąłem, po czym wziąłem swoje rzeczy z zamiarem pójścia pod prysznic. Chciałem jak najszybciej się odświeżyć i znów położyć się spać. Jest to najlepsze lekarstwo i przynajmniej dzięki temu dni spędzone tutaj płyną nieco szybciej. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, ujrzałem siedzącego na parapecie współlokatora, czytającego jakąś książkę.
- Odpocząłeś? - skinąłem jedynie głową, wskazując na książkę - Co czytasz?
- Our twisted hero... dostałem w prezencie.
- W prezencie... od kogo? - chłopak jedynie uśmiechnął się, po czym zeskoczył z parapetu łapiąc mnie za rękę.
- Chodź.. coś ci pokażę. - westchnąłem jedynie, idąc posłusznie za rozpromienionym kolegą. Nie miałem ochoty na żadne spacery. Chciałem już jak najszybciej wrócić do swojego łóżka.
- Minho... jestem zmęczony.
- Za moment odżyjesz, uwierz mi. - wywinąłem jedynie oczyma, stając przed gabinetem pana Choi.
- Nie chcę go widzieć.
- Cierpliwości. - chłopak zapukał do drzwi, szeroko się uśmiechając - Możemy? - nie czekając na odpowiedź, otworzył na oścież drzwi. To, co zobaczyłem sprawiło, że cały mój świat ponownie wywrócił się do góry nogami. Za biurkiem siedział pan Choi, a tuż obok niego stał Changbin... nie wierzę.
- Całkiem zgłupiałem..
- Nie przywitasz się dzieciaku? - widząc jego uśmiech, wiedziałem, że to nie sen... to naprawdę mój hyung.
- Hyung. - wpadłem w ramiona chłopaka, zaciskając dłonie na jego koszulce. Czując jego silne ramiona i bijące od niego ciepło, myślałem, że odpłynę. W jednej sekundzie zapomniałem o całym smutku i bólu, który czułem przez ostatnie trzy tygodnie.
- Ale zmizerniałeś. - pociągnąłem jedynie nosem, mieląc w dłoniach materiał jego koszulki - Hej.. nie płacz, proszę cię.
- Przywróciłem Changbina na specjalnych warunkach... będzie zajmować się tylko tobą. Do innych pacjentów nie ma dostępu.
- Aishh... jaki pan dyskretny.
- Dziękuję. - spojrzałem na Choi, wycierając niezdarnie policzki. Ten jedynie uśmiechnął się lekko, wracając do sprawdzania jakiś dokumentów.
- Twierdzisz, że potrafisz pomóc Yongbokowi... zatem do roboty dzieciaki.
- Tak jest... chodź Felix. - skinąłem jedynie głową, po czym nie puszczając bluzki hyunga, wyszliśmy ponownie na korytarz - Łapki ci zdrętwieją.
- Boję się, że znowu znikniesz. - brunet uśmiechnął się lekko, wycierając moje mokre policzki.
- Nie zniknę, obiecuję ci to.
- Hyung..
- Chodź, porozmawiamy. - skinąłem głową, wpatrując się w jego oczy. Tak cholernie za nimi tęskniłem.. Nie wierzę, że Choi sprowadził go tu specjalnie dla mnie i że Changbin się na to zgodził - Nie ucieknę... daj rękę. - nie musiał długo czekać na moją zgodę. Chwyciłem go za rękę, po czym spokojnym krokiem ruszyliśmy w kierunku niewielkiej sali, w której często przeprowadzane są rozmowy z podopiecznymi ośrodka - Wskakuj do środka. - wszedłem do sali, siadając na stojącej pod oknem kanapie. Chłopak zamknął drzwi, siadając w ciszy obok mnie. Długo zbierał myśli, a ja byłem w tak ogromnym szoku, że nie potrafiłem rozpocząć sensownej rozmowy - Słyszałem, że bardzo zamknąłeś się w sobie po moim odejściu. - skinąłem jedynie głową, nie odrywając od niego wzroku - Chyba też bardzo dużo schudłeś.. nie wyglądasz za dobrze.
- Przepraszam. - szepnąłem, czując jak hyung łapie mnie za rękę.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu... pan Choi bardzo zmartwił mnie telefonem. Kazałem ci o siebie dbać..
- A ja cię zawiodłem.. przepraszam hyung.
- Felix..
- Przepraszam. - powtórzyłem, oblizując nerwowo wargi - Obiecuję, że będę cię słuchać.
- Yongbokie, źle mnie rozumiesz. Nie chcę żebyś sztampowo wykonywał to, co ci mówię.. Jesteś dla mnie bardzo ważny i martwię się o ciebie, dlatego daję ci porady.. nie rozkazy, rozumiesz? - skinąłem głową, wpatrując się w nasze splecione dłonie, które pieszczone były kciukiem hyunga - Minho i pan Choi też chcą dla ciebie jak najlepiej. Czemu traktujesz ich jak wrogów?
- To nie tak.
- A jak?
- Mam być z tobą szczery?
- Bardzo bym tego chciał. - wziąłem głęboki oddech, unosząc niepewnie oczy na chłopaka.
- Ja... po prostu po twoim odejściu czułem się bardzo źle.. bardzo cię polubiłem i moment, w którym ot tak zniknąłeś... czułem, jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. - uciekłem pospiesznie wzrokiem czując się jak kompletny idiota - Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie wysłuchać i mnie zrozumieć. Pan Choi mi to odebrał.. Nikomu tutaj nie ufam. Jesteś pierwszą osobą, przed którą się otworzyłem. - Changbin zamilkł. W sumie sam nie wiedziałbym, jak zachować się w takiej sytuacji i co właściwego odpowiedzieć.
- Felix... jest mi bardzo miło, że tak o mnie myślisz, ale nie możesz zamykać się tylko i wyłącznie na mnie. Muszę nauczyć cię żyć z ludźmi..
- Czujesz się z tym niekomfortowo?
- Nie... jestem bardziej zmartwiony.
- Co? - spojrzałem na niego gwałtownie, otwierając szerzej oczy - Dlaczego?
- Myślałeś o tym, co będzie z tobą, jak wrócisz już do Australii? - przełknąłem z trudem ślinę, zaprzeczając skinieniem głowy - Ja zostanę tutaj, a ty wyjedziesz i co wtedy? Nie będziesz się do nikogo odzywać? Nie będziesz nic jeść? Będziesz całe dnie spędzać w łóżku?
- Nie atakuj mnie.. - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - pociągnąłem nosem, ponownie czując się jak kompletne dno - Chodź do mnie. - spojrzałem na hyunga, widząc jak ten czeka na mnie z otwartymi ramionami. Mimo początkowej niechęci, usiadłem okrakiem na jego nogach, wtulając się w jego silne ciało. Changbin objął mnie, głaszcząc mnie po plecach - Chcę po prostu żebyś wyzdrowiał i był szczęśliwym chłopakiem. - skinąłem głową, wtulając mocniej twarz w jego ciepłą, niesamowicie przyjemnie pachnącą szyję.
- Nie zawiodę cię hyung.
- Wierzę ci. - brunet westchnął dość ciężko, przenosząc jedną dłoń na moje włosy - Dobrze, to... może zmienimy temat na trochę przyjemniejszy. Ale wrócimy do ciężkich tematów, dobrze? - skinąłem ponownie głową, zamykając przy tym zmęczone oczy. Czuję się przy nim tak cholernie dobrze... - Zdradzisz mi, co najbardziej lubisz?
- Co lubię?
- Mhm.
- Ale do jedzenia, czy..
- Zobacz... rzucam hasło "najbardziej lubię"... i pierwsza rzecz, jaka przychodzi ci do głowy. Gotowy?
- Tak.
- Najbardziej lubię..
- Psy. - uniosłem głowę, przenosząc zmęczone spojrzenie na twarz Changbina.
- Psy? Naprawdę?
- Tak... są wspaniałe.
- Powiesz mi, dlaczego?
- Są bardziej ludzkie niż człowiek... smucą się razem z tobą i szczerze cieszą z twoich sukcesów. Nie zazdroszczą, nie są wredne, nie sprawiają ci bólu z pełną premedytacją, jak w przypadku ludzi. Psy są super. - na buzi chłopaka zagościł ciepły uśmiech, a jego dłoń odgarnęła ostrożnie niesforne kosmyki z mojego czoła.
- Masz psa?
- Niestety nie... rodzice nigdy nie chcieli się zgodzić.
- A jakiego chciałbyś mieć?
- Hmmm... każdy by mnie ucieszył, aleee... chyba najbardziej marzy mi się labrador długowłosy. Są śliczne.
- Mmm to prawda. Chyba muszę poważnie porozmawiać z twoimi rodzicami. - uśmiechnąłem się, lądując ponownie przyklejonym do klatki piersiowej chłopaka.
- Oni się nie zgadzają na nic.
- A ty bardzo ładnie się uśmiechasz.
- Hyung..
- Stwierdzam fakty... przywyknij.
- Odpocząłeś? - skinąłem jedynie głową, wskazując na książkę - Co czytasz?
- Our twisted hero... dostałem w prezencie.
- W prezencie... od kogo? - chłopak jedynie uśmiechnął się, po czym zeskoczył z parapetu łapiąc mnie za rękę.
- Chodź.. coś ci pokażę. - westchnąłem jedynie, idąc posłusznie za rozpromienionym kolegą. Nie miałem ochoty na żadne spacery. Chciałem już jak najszybciej wrócić do swojego łóżka.
- Minho... jestem zmęczony.
- Za moment odżyjesz, uwierz mi. - wywinąłem jedynie oczyma, stając przed gabinetem pana Choi.
- Nie chcę go widzieć.
- Cierpliwości. - chłopak zapukał do drzwi, szeroko się uśmiechając - Możemy? - nie czekając na odpowiedź, otworzył na oścież drzwi. To, co zobaczyłem sprawiło, że cały mój świat ponownie wywrócił się do góry nogami. Za biurkiem siedział pan Choi, a tuż obok niego stał Changbin... nie wierzę.
- Całkiem zgłupiałem..
- Nie przywitasz się dzieciaku? - widząc jego uśmiech, wiedziałem, że to nie sen... to naprawdę mój hyung.
- Hyung. - wpadłem w ramiona chłopaka, zaciskając dłonie na jego koszulce. Czując jego silne ramiona i bijące od niego ciepło, myślałem, że odpłynę. W jednej sekundzie zapomniałem o całym smutku i bólu, który czułem przez ostatnie trzy tygodnie.
- Ale zmizerniałeś. - pociągnąłem jedynie nosem, mieląc w dłoniach materiał jego koszulki - Hej.. nie płacz, proszę cię.
- Przywróciłem Changbina na specjalnych warunkach... będzie zajmować się tylko tobą. Do innych pacjentów nie ma dostępu.
- Aishh... jaki pan dyskretny.
- Dziękuję. - spojrzałem na Choi, wycierając niezdarnie policzki. Ten jedynie uśmiechnął się lekko, wracając do sprawdzania jakiś dokumentów.
- Twierdzisz, że potrafisz pomóc Yongbokowi... zatem do roboty dzieciaki.
- Tak jest... chodź Felix. - skinąłem jedynie głową, po czym nie puszczając bluzki hyunga, wyszliśmy ponownie na korytarz - Łapki ci zdrętwieją.
- Boję się, że znowu znikniesz. - brunet uśmiechnął się lekko, wycierając moje mokre policzki.
- Nie zniknę, obiecuję ci to.
- Hyung..
- Chodź, porozmawiamy. - skinąłem głową, wpatrując się w jego oczy. Tak cholernie za nimi tęskniłem.. Nie wierzę, że Choi sprowadził go tu specjalnie dla mnie i że Changbin się na to zgodził - Nie ucieknę... daj rękę. - nie musiał długo czekać na moją zgodę. Chwyciłem go za rękę, po czym spokojnym krokiem ruszyliśmy w kierunku niewielkiej sali, w której często przeprowadzane są rozmowy z podopiecznymi ośrodka - Wskakuj do środka. - wszedłem do sali, siadając na stojącej pod oknem kanapie. Chłopak zamknął drzwi, siadając w ciszy obok mnie. Długo zbierał myśli, a ja byłem w tak ogromnym szoku, że nie potrafiłem rozpocząć sensownej rozmowy - Słyszałem, że bardzo zamknąłeś się w sobie po moim odejściu. - skinąłem jedynie głową, nie odrywając od niego wzroku - Chyba też bardzo dużo schudłeś.. nie wyglądasz za dobrze.
- Przepraszam. - szepnąłem, czując jak hyung łapie mnie za rękę.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu... pan Choi bardzo zmartwił mnie telefonem. Kazałem ci o siebie dbać..
- A ja cię zawiodłem.. przepraszam hyung.
- Felix..
- Przepraszam. - powtórzyłem, oblizując nerwowo wargi - Obiecuję, że będę cię słuchać.
- Yongbokie, źle mnie rozumiesz. Nie chcę żebyś sztampowo wykonywał to, co ci mówię.. Jesteś dla mnie bardzo ważny i martwię się o ciebie, dlatego daję ci porady.. nie rozkazy, rozumiesz? - skinąłem głową, wpatrując się w nasze splecione dłonie, które pieszczone były kciukiem hyunga - Minho i pan Choi też chcą dla ciebie jak najlepiej. Czemu traktujesz ich jak wrogów?
- To nie tak.
- A jak?
- Mam być z tobą szczery?
- Bardzo bym tego chciał. - wziąłem głęboki oddech, unosząc niepewnie oczy na chłopaka.
- Ja... po prostu po twoim odejściu czułem się bardzo źle.. bardzo cię polubiłem i moment, w którym ot tak zniknąłeś... czułem, jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. - uciekłem pospiesznie wzrokiem czując się jak kompletny idiota - Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie wysłuchać i mnie zrozumieć. Pan Choi mi to odebrał.. Nikomu tutaj nie ufam. Jesteś pierwszą osobą, przed którą się otworzyłem. - Changbin zamilkł. W sumie sam nie wiedziałbym, jak zachować się w takiej sytuacji i co właściwego odpowiedzieć.
- Felix... jest mi bardzo miło, że tak o mnie myślisz, ale nie możesz zamykać się tylko i wyłącznie na mnie. Muszę nauczyć cię żyć z ludźmi..
- Czujesz się z tym niekomfortowo?
- Nie... jestem bardziej zmartwiony.
- Co? - spojrzałem na niego gwałtownie, otwierając szerzej oczy - Dlaczego?
- Myślałeś o tym, co będzie z tobą, jak wrócisz już do Australii? - przełknąłem z trudem ślinę, zaprzeczając skinieniem głowy - Ja zostanę tutaj, a ty wyjedziesz i co wtedy? Nie będziesz się do nikogo odzywać? Nie będziesz nic jeść? Będziesz całe dnie spędzać w łóżku?
- Nie atakuj mnie.. - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - pociągnąłem nosem, ponownie czując się jak kompletne dno - Chodź do mnie. - spojrzałem na hyunga, widząc jak ten czeka na mnie z otwartymi ramionami. Mimo początkowej niechęci, usiadłem okrakiem na jego nogach, wtulając się w jego silne ciało. Changbin objął mnie, głaszcząc mnie po plecach - Chcę po prostu żebyś wyzdrowiał i był szczęśliwym chłopakiem. - skinąłem głową, wtulając mocniej twarz w jego ciepłą, niesamowicie przyjemnie pachnącą szyję.
- Nie zawiodę cię hyung.
- Wierzę ci. - brunet westchnął dość ciężko, przenosząc jedną dłoń na moje włosy - Dobrze, to... może zmienimy temat na trochę przyjemniejszy. Ale wrócimy do ciężkich tematów, dobrze? - skinąłem ponownie głową, zamykając przy tym zmęczone oczy. Czuję się przy nim tak cholernie dobrze... - Zdradzisz mi, co najbardziej lubisz?
- Co lubię?
- Mhm.
- Ale do jedzenia, czy..
- Zobacz... rzucam hasło "najbardziej lubię"... i pierwsza rzecz, jaka przychodzi ci do głowy. Gotowy?
- Tak.
- Najbardziej lubię..
- Psy. - uniosłem głowę, przenosząc zmęczone spojrzenie na twarz Changbina.
- Psy? Naprawdę?
- Tak... są wspaniałe.
- Powiesz mi, dlaczego?
- Są bardziej ludzkie niż człowiek... smucą się razem z tobą i szczerze cieszą z twoich sukcesów. Nie zazdroszczą, nie są wredne, nie sprawiają ci bólu z pełną premedytacją, jak w przypadku ludzi. Psy są super. - na buzi chłopaka zagościł ciepły uśmiech, a jego dłoń odgarnęła ostrożnie niesforne kosmyki z mojego czoła.
- Masz psa?
- Niestety nie... rodzice nigdy nie chcieli się zgodzić.
- A jakiego chciałbyś mieć?
- Hmmm... każdy by mnie ucieszył, aleee... chyba najbardziej marzy mi się labrador długowłosy. Są śliczne.
- Mmm to prawda. Chyba muszę poważnie porozmawiać z twoimi rodzicami. - uśmiechnąłem się, lądując ponownie przyklejonym do klatki piersiowej chłopaka.
- Oni się nie zgadzają na nic.
- A ty bardzo ładnie się uśmiechasz.
- Hyung..
- Stwierdzam fakty... przywyknij.
*
Całą noc rozmawiałem z Changbinem. Dopiero po 4 nad ranem odprowadził mnie do pokoju i kazał iść spać. Byłem zmęczony, ale z drugiej strony czułem, że dzięki jego powrotowi odżyłem. O godzinie 8 obudził mnie Byungjoo roznoszący po naszym piętrze śniadania. Tak się przyjęło w tym ośrodku, że śniadania jemy w pokojach, w swoich łóżkach, a obiady i kolacje musimy jeść wspólnie.
- Cześć chłopaki.
- Dzień dobry. - przywitał go Minho, zacierając dłonie na widok jedzenia.
- Widzę, że coraz lepiej z tobą. Strasznie mnie to cieszy.
- Tak.. pan Choi twierdzi, że niedługo będę mógł stąd wyjść. - zabolało, jednak mimo to nie chciałem dać po sobie poznać, że mnie to w jakikolwiek sposób dotknęło.
- Ooo to twój Jisung na pewno się cieszy.
- Jeszcze nic nie wie. To ma być niespodzianka. - mężczyzna zaśmiał się, stając obok mojego łóżka.
- Proszę. - przyjąłem tacę, wpatrując się z niechęcią w jej zawartość - Jeśli chcesz, zadzwonię po Changbina.
- Nie... poradzę sobie. - nabrałem trochę ryżu, ładując go do ust. Dziwnie się czułem po tak długim niejedzeniu, ale muszę przyznać, że ryż jeszcze nigdy nie smakował tak dobrze.
- Wow, no brawo. Tylko jedz powoli, okej? Twój organizm musi się znowu przyzwyczaić. - skinąłem jedynie głową, kontynuując śniadanie. Ciekawe, o której przyjedzie dzisiaj hyung. Oby się nie spieszył. Fakt, chcę zobaczyć go jak najszybciej, ale musi się wyspać po naszej nieprzespanej nocy - Jedzcie panowie iiii... Minho, do zobaczenia na terapii.
- Mmm dobrze. - wyszedł. Odłożyłem pałeczki i łyżkę, wbijając wzrok we współlokatora - O.. najadłeś się już?
- Kiedy stąd wychodzisz?
- Yongbok, chciałem ci powiedzieć, ale..
- Kiedy?
- Powinienem wyjść jeszcze w tym miesiącu.
- Super... cieszę się. - cieszę się, że doszedł do siebie i czuje się znacznie lepiej, ale wizja utraty jedynego kolegi w tym miejscu mnie przeraża.
- Yongbokie.. - chłopak przeszedł na moje łóżko, łapiąc mnie za dłonie - Przysięgam na wszystko, że codziennie będę do ciebie dzwonić, czy ci się to podoba czy nie... i na pewno będę cię odwiedzać.
- Mimo że byłem dla ciebie taki wredny?
- Wredny? Nie przypominam sobie. - uśmiechnąłem się lekko, wzmacniając uścisk naszych dłoni.
- Jesteś świetnym chłopakiem Minho. Strasznie ci dziękuję... za wszystko.
- Heeeej, jeszcze stąd nie wychodzę, spokojnie... Ale dziękuję za taki komplement. - kolega poczochrał moje włosy, chichocząc - A.. jak tam z Changbinem, hm? Chyba dobrze czujesz się w jego towarzystwie.
- Bardzo dobrze... cieszę się, że wrócił.
- Dobrze się tobą opiekuje... - spojrzałem na Minho, unosząc przy tym lekko brew.
- Sugerujesz coś?
- Mmmm tak. - mój pytający wzrok zachęcił chłopaka do dalszego monologu - Lubisz go.
- No... tak.
- Wiesz o czym mówię.
- Chyba nie do końca.
- Podoba ci się.
- Co? - uśmiechnąłem się, zatykając usta ryżem - Nie rozpędzaj się.
- Dobrze się przy nim czujesz i... on też na pewno nie wrócił tu z czystej chęci opieki nad tobą.
- Chyba ta cała miłość z tym twoim Jisungiem powywracała ci w głowie.
- Powiedz, że mam rację.
- Niestety muszę cię rozczarować.
- Yongbok, no...
- Minho... Changbin jest dla mnie kimś w rodzaju przyjaciela... bratniej duszy, to wszystko.
- Mhm... to gdzie byłeś dzisiaj całą noc?
- No... z hyungiem, ale tylko rozmawialiśmy.
- I dlatego tak promieniejesz..
- Wkurzę się za moment.
- Dobra... dobra, już nic nie mówię. Jak będziesz chciał, to sam mi powiesz.
- Ale nie ma o czym mówić, naprawdę.. - usłyszałem pukanie do drzwi. Zerknąłem jedynie na Minho, który po oblizaniu warg krzyknął donośne "proszę".
- Cześć... nie śpicie?
- Ooo kogo my tu mamy. - Minho usiadł na swoim łóżku, szeroko się uśmiechając.
- Cześć hyung. - burknąłem, wbijając wzrok w tacę z jedzeniem.
- Hej, wyspałeś się?
- Nawet tak. A co ty tu robisz tak wcześnie? - Changbin usiadł obok mojego łóżka, uśmiechając się.
- Sprawdzam czy wszystko z tobą w porządku.
- Zobacz... nawet dzisiaj trochę zjadłem.
- Właśnie widzę, super.
- Ale już nie mogę. - westchnąłem odstawiając jedzenie na szafkę nocną.
- Może jednak jeszcze coś skubniesz?
- Y y.
- No dobrze. Powiedz mi Yongbokie... jakie masz na dzisiaj plany?
- Trzymaj się hyung, bo będzie się działo... uwaga... mogę leżeć, patrzeć w okno, patrzeć w sufit, spać, chodzić po korytarzu albo po parku. Czad.
- Hmmm.. - chłopak zaśmiał się, czochrając moje włosy - To mogę ci coś zaproponować?
- A przebijesz to?
- Sam nie wiem... ale spróbuję.
- W takim razie słucham.
- Porywam cię dzisiaj poza ośrodek. - otworzyłem szerzej oczy, zaciskając z podekscytowania dłonie na kołdrze.
- Mówisz poważnie?
- Mhm... masz ochotę na przejażdżkę?
- Pewnie!
- No to co? Przebieraj się dzieciaku. - wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, po czym wyciągnąłem ubrania z szafy i sięgnąłem po ręcznik.
- Pójdę tylko szybko do łazienki i...
- Spokojnie, bez pośpiechu... jak się zbierzesz, tak pojedziemy. - posłałem w kierunku chłopaka ciepły uśmiech, po którym wyszedłem do łazienki znajdującej się niestety na korytarzu. Po szybkim prysznicu i przebraniu się, ruszyliśmy w kierunku samochodu hyunga.
- Pan Choi się na to zgodził?
- Mhm. Sam zaproponował, że może powinieneś gdzieś wyjść.
- Żartujesz... przecież trzymają nas tu w zamknięciu jak kryminalistów.
- Lixie... nie przesadzasz? - chwyciłem za klamkę drzwi od samochodu, marszcząc przy tym brwi.
- Lixie?
- No co? Nie podoba ci się?
- Podoba.
- No widzisz... to wskakuj do środka i zapinaj pasy. - jak nakazał, tak też zrobiłem. Gdy ruszyliśmy, wbiłem wzrok w hyunga, uważnie mu się przyglądając. Jest przystojny, opiekuńczy, zabawny i wyrozumiały, ale... nie, nie wyleczyłem się jeszcze z poprzedniej miłości. Poza tym, to facet. No... może Minho ma trochę racji, podoba mi się, ale to nie miałoby racji bytu - Czemu tak wpatrujesz się w swojego hyunga?
- Myślę sobie... a jak patrzę na ciebie, to czuję spokój. - brunet uśmiechnął się, kładąc na moment dłoń na moim udzie.
- Felix... aishh..
- Coś się stało?
- Nie... znaczy... chciałbym cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Ostatni raz, jak się widzieliśmy.. jeszcze przed zwolnieniem mnie.. odprowadzałem cię do pokoju, pamiętasz?
- Pamiętam.
- No właśnie... przyłapaliśmy wtedy Minho jak całował się ze swoim facetem i... coś wtedy się stało. Chciałbym... chciałbym poznać prawdę o tobie.. - wbiłem wzrok w budynki Seoulu. Widziałem je pierwszy i ostatni raz, kiedy pan Choi odebrał mnie z lotniska i przywiózł do zamkniętego ośrodka. Ujrzenie ich było miłą odmianą - Yongbokie... czy to, co wtedy zobaczyłeś, odnosiło się do jakiegoś traumatycznego dla ciebie wydarzenia, przez które tu jesteś? - zacisnąłem dłonie na spodniach, czując cisnące się do oczu łzy. Mój oddech przyspieszył w dziwny sposób, a oczy zaczęły zaciskać się kurczowo, jakby starały bronić się przed ponownym zobaczeniem scen z przeszłości - Felix.. hej, co się dzieje?
- Przestaaaaaaań! - wrzasnąłem, łapiąc za niedawno starannie układane włosy.
- Felix. - chłopak zjechał na przystanek autobusowy, łapiąc moją twarz w obie dłonie - Popatrz na mnie.
- Nikomu nic nie powiem, nikomu nic nie powiem, nie powiem..
- Yongbokie, spójrz na mnie. - dłonie Changbina pieściły delikatnie moje policzki - Otwórz oczy i popatrz na mnie. Nic ci nie grozi, zaufaj mi... jesteś bezpieczny. - zachłysnąłem się powietrzem, zaciskając odruchowo dłonie na nadgarstkach bruneta - Yongbokie... przysięgam, że nigdy więcej nie wrócę do tego tematu. Wybacz mi, nie miałem pojęcia.. - uchyliłem niepewnie mokre od łez powieki, widząc przed sobą lekko zamazanego, zmartwionego chłopaka - Wszystko jest dobrze, spójrz... nic ci nie grozi, nie bój się. - skinąłem głową, starając się unormować oddech - Wdech i wydech... już dobrze.
- Hyung..
- Cii.. w porządku. - Changbin objął mnie, drapiąc mnie delikatnie po głowie - Nic ci już nie grozi. - skinąłem głową, spoglądając niepewnie, z lekkim zawstydzeniem na hyunga.
- Ja... przepraszam cię hyung..
- Nie, nie przepraszaj mnie. Wszystko jest dobrze, nie przejmuj się. - mówiąc to, sięgnął na tylne siedzenie, z którego wziął butelkę z wodą - Napij się. - widziałem, że jest zmartwiony i że jego dobry nastrój automatycznie spadł..
- Zepsułem nam wyjście.. nie kontroluję tego..
- Felix.. naprawdę nie musisz mi się z niczego tłumaczyć... wszystko potrzebuje małych kroków, a... ja to spieprzyłem. - mówiąc to, złapał mnie za rękę, wymuszając przy tym uśmiech - Jak będziesz gotowy i zechcesz o tym mówić, to mi powiesz... jeśli nie, to przysięgam, że nigdy o to nie zapytam. - skinąłem jedynie głową, upijając kilka łyków wody.
- A... ta niespodzianka.. zasłużyłem na nią?
- Pewnie, że zasłużyłeś. Musisz obiecać mi tylko jedną... no może dwie rzeczy.
- Jakie?
- Po pierwsze.. nie będziesz podglądać.
- Obiecuję.
- Po drugie... wyłączasz całkowicie myślenie o tym, co złe i starasz się cieszyć tą chwilą na maksa.. zgoda?
- Dobrze, obiecuję. - jest smutny... ale ze mnie palant. Nie mogę jednak tego kontrolować, to ponad moje siły. Zachowałem się jak totalny błazen, ale nie potrafię o tym mówić. Nikt nie zna powodu, przez który popadłem w depresję i dlaczego tu wylądowałem. Moi rodzice, pan Choi, psychologowie i psychiatrzy, którzy leczyli mnie w Australii.... nikt nie ma o niczym pojęcia... Może właśnie dlatego, nikt nie potrafi mi pomóc. Jechaliśmy w absolutnej ciszy. Changbin co chwilę zerkał na mnie, jednak udawałem, że tego nie widzę. Było mi tak głupio, że nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Gdy stanęliśmy na czerwonym świetle, chłopak oblizał nerwowo wargi, wyciągając z kieszeni kurtki kawałek czegoś na wzór chustki - Co to?
- Zbliżamy się do miejsca... myślałem... myślałem, że może będę mógł ci to zawiązać na oczach, ale..
- Zrób to hyung. - mówiąc to, odwróciłem się do niego plecami. Oczywiście na tyle, na ile pozwalał mi na to samochód i pasy - W końcu to niespodzianka.
- Jesteś pewien?
- Tak. - w końcu chustka wylądowała na moich oczach. Czułem lekki dreszcz i podekscytowanie, mimo wcześniejszego, nieprzyjemnego incydentu. Jednak tak, jak nakazał hyung... chcę wyłączyć myślenie i cieszyć się przygotowaną przez niego niespodzianką.
- W porządku? - skinąłem jedynie głową, lekko się uśmiechając.
- Ale się cieszę.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Zrobię dzisiaj coś fajnego i to z moim ulubionym hyungiem.
- Ulubionym mówisz... to ilu ich jeszcze masz, hm? - wzruszyłem ramionami zamyślając się.
- Hmmm... całą masę. Ale to ciebie lubię najbardziej.
- No dobrze, niech ci będzie. - zatrzymaliśmy się. Moje serce biło tak szybko, jakbym miał jechać na świadomą śmierć, a nie na coś przyjemnego - Poczekaj. Pomogę ci wysiąść. - jak powiedział, tak też zrobił. Gdy wysiadłem z auta, nabrałem dużo powietrza nosem, uśmiechając się - Co tam?
- Nawet powietrze pachnie tutaj inaczej.
- Naprawdę?
- Mhm... tu... nie wiem, gdzie jesteśmy, ale czuć tu życie. Mmm dobre jedzenie, masę ludzi.. a w ośrodku czuć jedynie ciągły strach i smutek..
- Lixie, obiecałeś mi coś... nie myślimy dzisiaj o ośrodku, dobrze?
- Tak, przepraszam. - zatarłem ręce, wyciągając je przed siebie - Mam iść? Dokąd?
- Cierpliwości. - chłopak zaśmiał się, łapiąc mnie w talii - Pomogę ci, żebyś się nie przewrócił.
- Dobrze. - zaczęliśmy iść. Hyung instruował mnie, gdzie mam postawić nogę, gdzie podeprzeć się ręką... dlaczego ten chłopak jest tak idealny? - Hyung.. - uniosłem brew, czując jak na moje usta ciśnie się ogromny, w końcu szczery uśmiech.
- No co tam?
- Czy ja słyszę szczekanie psów?
- Mmmm nie wiem. Sprawdź.
- Mogę? - podskoczyłem, zdejmując pospiesznie chustkę. Moim oczom ukazała się chmara psów, merdających wesoło ogonami - Hyung! Czy to psia kawiarnia?!
- Ciii. - brunet zaśmiał się, otwierając szklane drzwi - Wskakuj dzieciaku. - nie wierzę, że zabrał mnie właśnie tutaj. Pobyt w tym miejscu jest tak niesamowitym uczuciem. W końcu jakaś odmiana... i to jaka przyjemna. W międzyczasie jedliśmy nasze ulubione ciasta, piliśmy kawę i rozmawialiśmy. Czas spędzony z hyungiem jest jak najlepsze lekarstwo. Będąc z nim nie myślę o braku kontaktu z rodzicami, o tym, że jestem już totalnie samotny, o nienawiści do ośrodka, do lekarzy, do mojego beznadziejnego życia... Uwielbiam z nim przebywać i na chwilę obecną nie wyobrażam sobie wyjazdu z Korei. Nie wyobrażam sobie rozłąki z Changbinem...
Wyszliśmy z kawiarni około 17-tej. Spędziłem cały dzień na zabawie z psami i rozmowie z chłopakiem. Czy tak może być już zawsze? Zniosę nawet ten przeklęty ośrodek.. chcę być po prostu z hyungiem.
- I jak? - zatrzymałem się, wieszając mu się na szyi.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. Świetnie się dzisiaj bawiłem.
- Cieszę się, że mogłem sprawić ci przyjemność. - Changbin spojrzał na mnie, czochrając mi włosy - Masz ochotę na spacer? Niedaleko stąd jest N Seoul Tower.
- A... a pan Choi?
- Ale ja nie chcę iść na spacer z panem Choi, tylko z tobą. - zaśmiałem się, przytakując.
- Zgoda, chodźmy.
- Bardzo dużo się dzisiaj uśmiechasz. - przygryzłem wargę, nieśmiało ponownie przytakując.
- Dzięki tobie. - nic nie odpowiedział. Na jego buzi pokazał się jedynie lekki uśmiech, lecz poza nim, nie padły żadne słowa. Trochę dziwnie, ale może to i lepiej. Po niedługim czasie doszliśmy pod słynną N Soul Tower. Wchodząc na taras widokowy długo zbierałem myśli i zastanawiałem się nad tym, czy chcę wyznać Changbinowi prawdę, czy lepiej zostawić ją dla siebie, ale hyung jest dla mnie tak dobry i tak opiekuńczy, że zasługuje na to, by poznać mnie w pełni - Hyung..
- Tak?
- Chciałbym... chciałbym ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Ta.. - przełknąłem z trudem ślinę, czując jak z nerwów zaczynają pocić mi się dłonie - Ta sytuacja w samochodzie..
- Felix, naprawdę, jeśli nie chcesz..
- Chcę. Zasługujesz na to, by poznać prawdę. - brunet odciągnął mnie na bok ścieżki, wpatrując się we mnie przez dłuższą chwilę. Po tym czasie jednak skinął głową, po czym złapał mnie w talii, ruszając dalej ku górze.
- Dobrze, to... słucham cię.
- Jak... jak mieszkałem w Australii to... miałem dziewczynę, z którą byłem prawie dwa lata. Bardzo często u mnie przebywała i... byłem z nią naprawdę bardzo szczęśliwy. - nabrałem dużo powietrza do płuc, zerkając niepewnie na zasłuchanego chłopaka - Byłem przekonany, że to ta jedyna i... dopiero potem zdałem sobie sprawę, jaki byłem głupi..
- Co takiego się wydarzyło?
- Cóż... brat mojego ojca.. mój wujek, on... bardzo dużo podróżuje, ma kupę pieniędzy i... rzadko kiedy bywał w Sydney. Jak już przyjeżdżał to zwykle na jakieś dwa, trzy miesiące i zawsze zatrzymywał się u nas... Zawsze jak widział mnie z Phoebe, mówił jakim jestem szczęściarzem, bo to naprawdę skarb, a ja jak ten skończony kretyn się z tego cieszyłem i byłem dumny, że mam taką dziewczynę.... Nigdy nie przypuszczałem, że to może mieć jakiś podtekst i... - zamyśliłem się, czując jak ciepła dłoń Changbina głaszcze ostrożnie moją talię.
- W porządku... może na dzisiaj wystarczy?
- Mm... chciałbym ci powiedzieć dzisiaj o wszystkim. - nabrałem dużo powietrza, oblizując przy tym nerwowo wargi - I... wujek zaproponował nam, że zabierze nas na weekend na jacht. Oczywiście się zgodziłem, bo wiedziałem, że Phoebe od zawsze marzyła o czymś takim i... ta sytuacja z Minho i Jisungiem... przyłapałem mojego wujka z moją własną dziewczyną dokładnie w takiej samej sytuacji..
- Boże, Yongbokie..
- Nie... najgorsze było to, co działo się po tym pieprzonym weekendzie. - pociągnąłem nosem, spoglądając na Changbina ze łzami w oczach - Bał się, że... że jak to wszystko wyjdzie na jaw to.. to, że nasza rodzina się posypie... zastraszał mnie i lał jak psa, żebym milczał. Tak bardzo się go bałem, że nigdy... przez tyle lat nie pisnąłem nikomu nawet słówka.. nadal się go boję.
- Już dobrze. - hyung zatrzymał się, wtulając mnie mocno w swoje umięśnione ciało - Płacz jeśli chcesz... przeklinaj tego sukinsyna, jeśli poczujesz się lepiej..
- Bardzo... bardzo się go boję, hyung.
- Przysięgam, że ten człowiek nigdy więcej cię nie skrzywdzi... obiecuję ci to.
- Obiecujesz? - szepnąłem przez ściśnięte gardło, spoglądając na chłopaka.
- Tak... chodź tu do mnie. - przez resztę wieczoru nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, jednak mimo to czułem ogromną ulgę. Naprawdę, jakby w końcu z serca spadł mi długo zalegający na nim kamień. Chyba potrzebowałem wyrzucenia z siebie tej bolesnej sytuacji, a Changbin był idealną osobą, która potrafiła tego wysłuchać. Tylko jemu ufam i wiem, że to, czego się dowiedział, zostanie tylko między nami.
Gdy zajechaliśmy pod ośrodek, Changbin spojrzał na mnie, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Odprowadzę cię.
- Nie... jest późno, wracaj już do domu.
- Jesteś pewien?
- Tak... obiecuję, że nie zrobię niczego głupiego.
- Wiem... ufam ci. - uśmiechnąłem się lekko, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
- Wiesz hyung... bardzo miło spędziłem dzisiaj dzień i... to, że w końcu mogłem komuś o tym powiedzieć... to dla mnie bardzo dużo znaczy. - uniosłem na niego wzrok, bawiąc się przy tym nerwowo palcami - Dziękuję ci za to, że jesteś... tak po prostu.
- Yongbokie.. - musiałem to zrobić. Pochyliłem się gwałtownie w kierunku kolegi, przylegając do jego rozgrzanych, lekko wilgotnych warg. Wydawało mi się to idealną okazją. Przez cały dzisiejszy dzień myślałem o Changbinie i słowach Minho i powoli zaczęło docierać do mnie, że chyba ma rację, a ja byłbym skończonym idiotą, jakbym zaprzepaścił okazję na tak wspaniałego chłopaka.
- Przepraszam. - szepnąłem, odrywając się niechętnie od jego ust. W jednej chwili zrobiło mi się tak gorąco, że dzięki mojemu ciału w samochodzie można by było otworzyć prywatną saunę - Uważaj na siebie. - dodałem, wychodząc pospiesznie z samochodu. Nie czekałem na reakcję hyunga... muszę przyznać, że nawet trochę się jej bałem, ale coś podpowiadało mi, że chyba dobrze postąpiłem i że wszystko powinno być dobrze. Dam mu teraz dużo czasu.. musiałem go tym zaskoczyć, a hyung to mądry facet. Jak będzie gotowy, na pewno ze mną o tym szczerze porozmawia...
~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Bardzo dobrze... cieszę się, że wrócił.
- Dobrze się tobą opiekuje... - spojrzałem na Minho, unosząc przy tym lekko brew.
- Sugerujesz coś?
- Mmmm tak. - mój pytający wzrok zachęcił chłopaka do dalszego monologu - Lubisz go.
- No... tak.
- Wiesz o czym mówię.
- Chyba nie do końca.
- Podoba ci się.
- Co? - uśmiechnąłem się, zatykając usta ryżem - Nie rozpędzaj się.
- Dobrze się przy nim czujesz i... on też na pewno nie wrócił tu z czystej chęci opieki nad tobą.
- Chyba ta cała miłość z tym twoim Jisungiem powywracała ci w głowie.
- Powiedz, że mam rację.
- Niestety muszę cię rozczarować.
- Yongbok, no...
- Minho... Changbin jest dla mnie kimś w rodzaju przyjaciela... bratniej duszy, to wszystko.
- Mhm... to gdzie byłeś dzisiaj całą noc?
- No... z hyungiem, ale tylko rozmawialiśmy.
- I dlatego tak promieniejesz..
- Wkurzę się za moment.
- Dobra... dobra, już nic nie mówię. Jak będziesz chciał, to sam mi powiesz.
- Ale nie ma o czym mówić, naprawdę.. - usłyszałem pukanie do drzwi. Zerknąłem jedynie na Minho, który po oblizaniu warg krzyknął donośne "proszę".
- Cześć... nie śpicie?
- Ooo kogo my tu mamy. - Minho usiadł na swoim łóżku, szeroko się uśmiechając.
- Cześć hyung. - burknąłem, wbijając wzrok w tacę z jedzeniem.
- Hej, wyspałeś się?
- Nawet tak. A co ty tu robisz tak wcześnie? - Changbin usiadł obok mojego łóżka, uśmiechając się.
- Sprawdzam czy wszystko z tobą w porządku.
- Zobacz... nawet dzisiaj trochę zjadłem.
- Właśnie widzę, super.
- Ale już nie mogę. - westchnąłem odstawiając jedzenie na szafkę nocną.
- Może jednak jeszcze coś skubniesz?
- Y y.
- No dobrze. Powiedz mi Yongbokie... jakie masz na dzisiaj plany?
- Trzymaj się hyung, bo będzie się działo... uwaga... mogę leżeć, patrzeć w okno, patrzeć w sufit, spać, chodzić po korytarzu albo po parku. Czad.
- Hmmm.. - chłopak zaśmiał się, czochrając moje włosy - To mogę ci coś zaproponować?
- A przebijesz to?
- Sam nie wiem... ale spróbuję.
- W takim razie słucham.
- Porywam cię dzisiaj poza ośrodek. - otworzyłem szerzej oczy, zaciskając z podekscytowania dłonie na kołdrze.
- Mówisz poważnie?
- Mhm... masz ochotę na przejażdżkę?
- Pewnie!
- No to co? Przebieraj się dzieciaku. - wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, po czym wyciągnąłem ubrania z szafy i sięgnąłem po ręcznik.
- Pójdę tylko szybko do łazienki i...
- Spokojnie, bez pośpiechu... jak się zbierzesz, tak pojedziemy. - posłałem w kierunku chłopaka ciepły uśmiech, po którym wyszedłem do łazienki znajdującej się niestety na korytarzu. Po szybkim prysznicu i przebraniu się, ruszyliśmy w kierunku samochodu hyunga.
- Pan Choi się na to zgodził?
- Mhm. Sam zaproponował, że może powinieneś gdzieś wyjść.
- Żartujesz... przecież trzymają nas tu w zamknięciu jak kryminalistów.
- Lixie... nie przesadzasz? - chwyciłem za klamkę drzwi od samochodu, marszcząc przy tym brwi.
- Lixie?
- No co? Nie podoba ci się?
- Podoba.
- No widzisz... to wskakuj do środka i zapinaj pasy. - jak nakazał, tak też zrobiłem. Gdy ruszyliśmy, wbiłem wzrok w hyunga, uważnie mu się przyglądając. Jest przystojny, opiekuńczy, zabawny i wyrozumiały, ale... nie, nie wyleczyłem się jeszcze z poprzedniej miłości. Poza tym, to facet. No... może Minho ma trochę racji, podoba mi się, ale to nie miałoby racji bytu - Czemu tak wpatrujesz się w swojego hyunga?
- Myślę sobie... a jak patrzę na ciebie, to czuję spokój. - brunet uśmiechnął się, kładąc na moment dłoń na moim udzie.
- Felix... aishh..
- Coś się stało?
- Nie... znaczy... chciałbym cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Ostatni raz, jak się widzieliśmy.. jeszcze przed zwolnieniem mnie.. odprowadzałem cię do pokoju, pamiętasz?
- Pamiętam.
- No właśnie... przyłapaliśmy wtedy Minho jak całował się ze swoim facetem i... coś wtedy się stało. Chciałbym... chciałbym poznać prawdę o tobie.. - wbiłem wzrok w budynki Seoulu. Widziałem je pierwszy i ostatni raz, kiedy pan Choi odebrał mnie z lotniska i przywiózł do zamkniętego ośrodka. Ujrzenie ich było miłą odmianą - Yongbokie... czy to, co wtedy zobaczyłeś, odnosiło się do jakiegoś traumatycznego dla ciebie wydarzenia, przez które tu jesteś? - zacisnąłem dłonie na spodniach, czując cisnące się do oczu łzy. Mój oddech przyspieszył w dziwny sposób, a oczy zaczęły zaciskać się kurczowo, jakby starały bronić się przed ponownym zobaczeniem scen z przeszłości - Felix.. hej, co się dzieje?
- Przestaaaaaaań! - wrzasnąłem, łapiąc za niedawno starannie układane włosy.
- Felix. - chłopak zjechał na przystanek autobusowy, łapiąc moją twarz w obie dłonie - Popatrz na mnie.
- Nikomu nic nie powiem, nikomu nic nie powiem, nie powiem..
- Yongbokie, spójrz na mnie. - dłonie Changbina pieściły delikatnie moje policzki - Otwórz oczy i popatrz na mnie. Nic ci nie grozi, zaufaj mi... jesteś bezpieczny. - zachłysnąłem się powietrzem, zaciskając odruchowo dłonie na nadgarstkach bruneta - Yongbokie... przysięgam, że nigdy więcej nie wrócę do tego tematu. Wybacz mi, nie miałem pojęcia.. - uchyliłem niepewnie mokre od łez powieki, widząc przed sobą lekko zamazanego, zmartwionego chłopaka - Wszystko jest dobrze, spójrz... nic ci nie grozi, nie bój się. - skinąłem głową, starając się unormować oddech - Wdech i wydech... już dobrze.
- Hyung..
- Cii.. w porządku. - Changbin objął mnie, drapiąc mnie delikatnie po głowie - Nic ci już nie grozi. - skinąłem głową, spoglądając niepewnie, z lekkim zawstydzeniem na hyunga.
- Ja... przepraszam cię hyung..
- Nie, nie przepraszaj mnie. Wszystko jest dobrze, nie przejmuj się. - mówiąc to, sięgnął na tylne siedzenie, z którego wziął butelkę z wodą - Napij się. - widziałem, że jest zmartwiony i że jego dobry nastrój automatycznie spadł..
- Zepsułem nam wyjście.. nie kontroluję tego..
- Felix.. naprawdę nie musisz mi się z niczego tłumaczyć... wszystko potrzebuje małych kroków, a... ja to spieprzyłem. - mówiąc to, złapał mnie za rękę, wymuszając przy tym uśmiech - Jak będziesz gotowy i zechcesz o tym mówić, to mi powiesz... jeśli nie, to przysięgam, że nigdy o to nie zapytam. - skinąłem jedynie głową, upijając kilka łyków wody.
- A... ta niespodzianka.. zasłużyłem na nią?
- Pewnie, że zasłużyłeś. Musisz obiecać mi tylko jedną... no może dwie rzeczy.
- Jakie?
- Po pierwsze.. nie będziesz podglądać.
- Obiecuję.
- Po drugie... wyłączasz całkowicie myślenie o tym, co złe i starasz się cieszyć tą chwilą na maksa.. zgoda?
- Dobrze, obiecuję. - jest smutny... ale ze mnie palant. Nie mogę jednak tego kontrolować, to ponad moje siły. Zachowałem się jak totalny błazen, ale nie potrafię o tym mówić. Nikt nie zna powodu, przez który popadłem w depresję i dlaczego tu wylądowałem. Moi rodzice, pan Choi, psychologowie i psychiatrzy, którzy leczyli mnie w Australii.... nikt nie ma o niczym pojęcia... Może właśnie dlatego, nikt nie potrafi mi pomóc. Jechaliśmy w absolutnej ciszy. Changbin co chwilę zerkał na mnie, jednak udawałem, że tego nie widzę. Było mi tak głupio, że nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Gdy stanęliśmy na czerwonym świetle, chłopak oblizał nerwowo wargi, wyciągając z kieszeni kurtki kawałek czegoś na wzór chustki - Co to?
- Zbliżamy się do miejsca... myślałem... myślałem, że może będę mógł ci to zawiązać na oczach, ale..
- Zrób to hyung. - mówiąc to, odwróciłem się do niego plecami. Oczywiście na tyle, na ile pozwalał mi na to samochód i pasy - W końcu to niespodzianka.
- Jesteś pewien?
- Tak. - w końcu chustka wylądowała na moich oczach. Czułem lekki dreszcz i podekscytowanie, mimo wcześniejszego, nieprzyjemnego incydentu. Jednak tak, jak nakazał hyung... chcę wyłączyć myślenie i cieszyć się przygotowaną przez niego niespodzianką.
- W porządku? - skinąłem jedynie głową, lekko się uśmiechając.
- Ale się cieszę.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Zrobię dzisiaj coś fajnego i to z moim ulubionym hyungiem.
- Ulubionym mówisz... to ilu ich jeszcze masz, hm? - wzruszyłem ramionami zamyślając się.
- Hmmm... całą masę. Ale to ciebie lubię najbardziej.
- No dobrze, niech ci będzie. - zatrzymaliśmy się. Moje serce biło tak szybko, jakbym miał jechać na świadomą śmierć, a nie na coś przyjemnego - Poczekaj. Pomogę ci wysiąść. - jak powiedział, tak też zrobił. Gdy wysiadłem z auta, nabrałem dużo powietrza nosem, uśmiechając się - Co tam?
- Nawet powietrze pachnie tutaj inaczej.
- Naprawdę?
- Mhm... tu... nie wiem, gdzie jesteśmy, ale czuć tu życie. Mmm dobre jedzenie, masę ludzi.. a w ośrodku czuć jedynie ciągły strach i smutek..
- Lixie, obiecałeś mi coś... nie myślimy dzisiaj o ośrodku, dobrze?
- Tak, przepraszam. - zatarłem ręce, wyciągając je przed siebie - Mam iść? Dokąd?
- Cierpliwości. - chłopak zaśmiał się, łapiąc mnie w talii - Pomogę ci, żebyś się nie przewrócił.
- Dobrze. - zaczęliśmy iść. Hyung instruował mnie, gdzie mam postawić nogę, gdzie podeprzeć się ręką... dlaczego ten chłopak jest tak idealny? - Hyung.. - uniosłem brew, czując jak na moje usta ciśnie się ogromny, w końcu szczery uśmiech.
- No co tam?
- Czy ja słyszę szczekanie psów?
- Mmmm nie wiem. Sprawdź.
- Mogę? - podskoczyłem, zdejmując pospiesznie chustkę. Moim oczom ukazała się chmara psów, merdających wesoło ogonami - Hyung! Czy to psia kawiarnia?!
- Ciii. - brunet zaśmiał się, otwierając szklane drzwi - Wskakuj dzieciaku. - nie wierzę, że zabrał mnie właśnie tutaj. Pobyt w tym miejscu jest tak niesamowitym uczuciem. W końcu jakaś odmiana... i to jaka przyjemna. W międzyczasie jedliśmy nasze ulubione ciasta, piliśmy kawę i rozmawialiśmy. Czas spędzony z hyungiem jest jak najlepsze lekarstwo. Będąc z nim nie myślę o braku kontaktu z rodzicami, o tym, że jestem już totalnie samotny, o nienawiści do ośrodka, do lekarzy, do mojego beznadziejnego życia... Uwielbiam z nim przebywać i na chwilę obecną nie wyobrażam sobie wyjazdu z Korei. Nie wyobrażam sobie rozłąki z Changbinem...
Wyszliśmy z kawiarni około 17-tej. Spędziłem cały dzień na zabawie z psami i rozmowie z chłopakiem. Czy tak może być już zawsze? Zniosę nawet ten przeklęty ośrodek.. chcę być po prostu z hyungiem.
- I jak? - zatrzymałem się, wieszając mu się na szyi.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. Świetnie się dzisiaj bawiłem.
- Cieszę się, że mogłem sprawić ci przyjemność. - Changbin spojrzał na mnie, czochrając mi włosy - Masz ochotę na spacer? Niedaleko stąd jest N Seoul Tower.
- A... a pan Choi?
- Ale ja nie chcę iść na spacer z panem Choi, tylko z tobą. - zaśmiałem się, przytakując.
- Zgoda, chodźmy.
- Bardzo dużo się dzisiaj uśmiechasz. - przygryzłem wargę, nieśmiało ponownie przytakując.
- Dzięki tobie. - nic nie odpowiedział. Na jego buzi pokazał się jedynie lekki uśmiech, lecz poza nim, nie padły żadne słowa. Trochę dziwnie, ale może to i lepiej. Po niedługim czasie doszliśmy pod słynną N Soul Tower. Wchodząc na taras widokowy długo zbierałem myśli i zastanawiałem się nad tym, czy chcę wyznać Changbinowi prawdę, czy lepiej zostawić ją dla siebie, ale hyung jest dla mnie tak dobry i tak opiekuńczy, że zasługuje na to, by poznać mnie w pełni - Hyung..
- Tak?
- Chciałbym... chciałbym ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Ta.. - przełknąłem z trudem ślinę, czując jak z nerwów zaczynają pocić mi się dłonie - Ta sytuacja w samochodzie..
- Felix, naprawdę, jeśli nie chcesz..
- Chcę. Zasługujesz na to, by poznać prawdę. - brunet odciągnął mnie na bok ścieżki, wpatrując się we mnie przez dłuższą chwilę. Po tym czasie jednak skinął głową, po czym złapał mnie w talii, ruszając dalej ku górze.
- Dobrze, to... słucham cię.
- Jak... jak mieszkałem w Australii to... miałem dziewczynę, z którą byłem prawie dwa lata. Bardzo często u mnie przebywała i... byłem z nią naprawdę bardzo szczęśliwy. - nabrałem dużo powietrza do płuc, zerkając niepewnie na zasłuchanego chłopaka - Byłem przekonany, że to ta jedyna i... dopiero potem zdałem sobie sprawę, jaki byłem głupi..
- Co takiego się wydarzyło?
- Cóż... brat mojego ojca.. mój wujek, on... bardzo dużo podróżuje, ma kupę pieniędzy i... rzadko kiedy bywał w Sydney. Jak już przyjeżdżał to zwykle na jakieś dwa, trzy miesiące i zawsze zatrzymywał się u nas... Zawsze jak widział mnie z Phoebe, mówił jakim jestem szczęściarzem, bo to naprawdę skarb, a ja jak ten skończony kretyn się z tego cieszyłem i byłem dumny, że mam taką dziewczynę.... Nigdy nie przypuszczałem, że to może mieć jakiś podtekst i... - zamyśliłem się, czując jak ciepła dłoń Changbina głaszcze ostrożnie moją talię.
- W porządku... może na dzisiaj wystarczy?
- Mm... chciałbym ci powiedzieć dzisiaj o wszystkim. - nabrałem dużo powietrza, oblizując przy tym nerwowo wargi - I... wujek zaproponował nam, że zabierze nas na weekend na jacht. Oczywiście się zgodziłem, bo wiedziałem, że Phoebe od zawsze marzyła o czymś takim i... ta sytuacja z Minho i Jisungiem... przyłapałem mojego wujka z moją własną dziewczyną dokładnie w takiej samej sytuacji..
- Boże, Yongbokie..
- Nie... najgorsze było to, co działo się po tym pieprzonym weekendzie. - pociągnąłem nosem, spoglądając na Changbina ze łzami w oczach - Bał się, że... że jak to wszystko wyjdzie na jaw to.. to, że nasza rodzina się posypie... zastraszał mnie i lał jak psa, żebym milczał. Tak bardzo się go bałem, że nigdy... przez tyle lat nie pisnąłem nikomu nawet słówka.. nadal się go boję.
- Już dobrze. - hyung zatrzymał się, wtulając mnie mocno w swoje umięśnione ciało - Płacz jeśli chcesz... przeklinaj tego sukinsyna, jeśli poczujesz się lepiej..
- Bardzo... bardzo się go boję, hyung.
- Przysięgam, że ten człowiek nigdy więcej cię nie skrzywdzi... obiecuję ci to.
- Obiecujesz? - szepnąłem przez ściśnięte gardło, spoglądając na chłopaka.
- Tak... chodź tu do mnie. - przez resztę wieczoru nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, jednak mimo to czułem ogromną ulgę. Naprawdę, jakby w końcu z serca spadł mi długo zalegający na nim kamień. Chyba potrzebowałem wyrzucenia z siebie tej bolesnej sytuacji, a Changbin był idealną osobą, która potrafiła tego wysłuchać. Tylko jemu ufam i wiem, że to, czego się dowiedział, zostanie tylko między nami.
Gdy zajechaliśmy pod ośrodek, Changbin spojrzał na mnie, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Odprowadzę cię.
- Nie... jest późno, wracaj już do domu.
- Jesteś pewien?
- Tak... obiecuję, że nie zrobię niczego głupiego.
- Wiem... ufam ci. - uśmiechnąłem się lekko, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
- Wiesz hyung... bardzo miło spędziłem dzisiaj dzień i... to, że w końcu mogłem komuś o tym powiedzieć... to dla mnie bardzo dużo znaczy. - uniosłem na niego wzrok, bawiąc się przy tym nerwowo palcami - Dziękuję ci za to, że jesteś... tak po prostu.
- Yongbokie.. - musiałem to zrobić. Pochyliłem się gwałtownie w kierunku kolegi, przylegając do jego rozgrzanych, lekko wilgotnych warg. Wydawało mi się to idealną okazją. Przez cały dzisiejszy dzień myślałem o Changbinie i słowach Minho i powoli zaczęło docierać do mnie, że chyba ma rację, a ja byłbym skończonym idiotą, jakbym zaprzepaścił okazję na tak wspaniałego chłopaka.
- Przepraszam. - szepnąłem, odrywając się niechętnie od jego ust. W jednej chwili zrobiło mi się tak gorąco, że dzięki mojemu ciału w samochodzie można by było otworzyć prywatną saunę - Uważaj na siebie. - dodałem, wychodząc pospiesznie z samochodu. Nie czekałem na reakcję hyunga... muszę przyznać, że nawet trochę się jej bałem, ale coś podpowiadało mi, że chyba dobrze postąpiłem i że wszystko powinno być dobrze. Dam mu teraz dużo czasu.. musiałem go tym zaskoczyć, a hyung to mądry facet. Jak będzie gotowy, na pewno ze mną o tym szczerze porozmawia...
~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O mój bożeeeee~
OdpowiedzUsuń