24 lutego 2020

Małe kroki~cz.5 [Felix&Changbin]




                    Wpatrywałem się w swoje płótno zastanawiając się nad tym, co zrobiłem zeszłego wieczoru. Pocałowałem Changbina... tak po prostu. Co mnie do tego pchnęło? W sumie... nie, chyba nie żałuję, bo było to najwspanialsze kilka sekund mojego życia, tylko teraz moją głowę wypełnia setka myśli na minutę apropo tego, czy aby na pewno dobrze postąpiłem. Hyung mógł poczuć się osaczony, a nie o to mi przecież chodziło.
- Yongbokie.. - spojrzałem na siedzącego obok mnie Minho - Siedzimy już na tych zajęciach z 40 minut... nic nie namalujesz?
- Chyba nie mam weny. - westchnąłem, widząc zmierzającą w naszym kierunku panią Park, która prowadzi nam zajęcia terapeutyczne poprzez malowanie, pisanie i inne tego typu rzeczy.
- Chłopcy, nie rozmawiamy. O... Yongbok, nic nie namalowałeś? 
- Y y.
- Dlaczego?
- Nie mam pojęcia co.
- Namaluj to, co czujesz. 
- Lepiej nie. - westchnąłem, odkładając pędzel.
- Coś się stało?
- Nie... po prostu dziś nie jest mój dzień na robienie takich rzeczy. 
- No dobrze. W takim razie popatrz na prace swoich kolegów i zastanów się, co chcieli przekazać swoimi obrazami, dobrze? - skinąłem jedynie głową, ponownie się zamyślając. Ciekawe czy hyung mnie dzisiaj odwiedzi. Nawet jeśli, to jak się zachowa? Jak ja mam się zachować? A co jeśli tym pocałunkiem wszystko popsułem i nigdy więcej nie zobaczę Changbina? Mogłem to jednak lepiej rozegrać, ale te wszystkie czułości z jego strony, jego opiekuńczość wobec mnie... Poza tym sam mówił, że nie jestem mu obojętny. Cholera, co ja mam teraz zrobić? Może mówił tak tylko, żeby już całkiem mnie nie załamywać? Albo może takie gesty i wyznania są normalne wśród znajomych?
- Minho. - szepnąłem w kierunku współlokatora, siadając nieco bliżej niego.
- Tak? 
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Kto... kto jako pierwszy w twoim związku pocałował drugą osobę? - chłopak zmarszczył brwi, lekko się przy tym uśmiechając.
- Czemu o to pytasz?
- Przepraszam... po prostu jestem ciek...
- Ja i niech zgadnę. Pocałowałeś Changbina i nie wiesz, co teraz robić. 
- Ciszej. - syknąłem, siadając z nim ramię w ramię - Poza tym... nie.. nieee, to nie to. Skąd taki pomysł?
- Skąd takie pytanie?
- No... z ciekawości. 
- Dlatego każesz mi być ciszej? - wziąłem głęboki oddech, widząc jak ten chichocze - Pocałowałeś go, tak? - skinąłem jedynie głową, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu - Daj mu trochę czasu. Jestem pewien, że go zaskoczyłeś.
- Ale... zrobiłem coś złego?
- Nie, dlaczego? Pokazałeś mu, że jest dla ciebie kimś ważnym i że traktujesz go poważnie. 
- Jest dla mnie najważniejszy... - westchnąłem, bawiąc się nerwowo palcami - Wiesz.. boję się tylko, że... że tym, co zrobiłem, popsułem naszą znajomość. 
- Changbin to mądry chłopak i na pewno nie zrobi nic, co mogłoby cię zranić, nie martw się o to. 
- Tak myślisz?
- Oczywiście. Daj mu tylko trochę czasu. 
- No dobrze.
- Wiedziałem, że was do siebie ciągnie.
- Nie Minho, to nie tak. 
- Chłopcy... prosiłam, żebyście nie rozmawiali. 
- Przepraszamy. - pozostałe półtorej godziny zajęć minęło w absolutnej ciszy. Wychodząc z sali, byłem tak pochłonięty myślami związanymi z Changbinem, że nie zauważyłem nawet iż ten stoi przy drzwiach.
- Auć. - syknąłem, czując szarpnięcie za ramię.
- Unikasz mnie dzieciaku?
- O... hyung. - moja twarz poczerwieniała, czułem to - Przepraszam, ja.. zamyśliłem się i cię nie zauważyłem. 
- W porządku. Możemy porozmawiać?
- Pewnie. - brzmi strasznie poważnie, boję się. Szedłem za nim w absolutnej ciszy, wpatrując się w klucz od sali, który trzymał w dłoni.
- Wskakuj. - gdy weszliśmy do środka, przełknąłem z trudem ślinę, bojąc się nawet odwrócić w jego kierunku - Jak dzisiejsze zajęcia? Wszystko w porządku?
- Tak. 
- Co namalowałeś?
- Problem w tym, że nic..
- Dlaczego?
- Miałem w głowie kompletną pustkę. - szepnąłem, czując jak hyung łapie mnie za nadgarstek, odwracając mnie tym samym w swoim kierunku - Changbin..
- To, co się wczoraj między nami stało.. - uciekłem wzrokiem, czując jak wszystko we mnie buzuje.
- Hyung, ja muszę ci coś powiedzieć. 
- Słucham.
- Ja... ojeju. - wziąłem głębszy wdech, unosząc niepewnie wzrok na chłopaka - Chcę żebyś wiedział, że nie zrobiłem tego pod wpływem impulsu, czy jakiegoś mojego widzimisię... Bardzo dobrze się przy tobie czuję, bardzo cię lubię i... hyung, podobasz mi się i nie zmienię tego, przepraszam. - stanąłem bliżej bruneta, dotykając bardzo niepewnie jego twarzy - Przepraszam hyung. - szepnąłem, przywierając do jego warg. Są idealne... najchętniej nie odrywałbym się od nich już nigdy, mimo iż wiem, że chyba źle robię. Oblizałem usta, spoglądając nieśmiało na Changbina. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji... nic, kompletne zero. Co zrobiłem nie tak... - Hyung... ja... wiem, że nie mogę ci wiele dać, ale... będę cię kochać. Szczerze, do końca życia, obiecuję. - uśmiechnął się. Po chwili jego delikatne dłonie spoczęły na mojej twarzy, a usta ostrożnie musnęły moje. Rozpłynąłem się. Odwzajemniony pocałunek z jego strony jest czymś tak cudownym, że wręcz niemożliwym do opisania.
- Powiedziałeś mi najpiękniejszą rzecz na świecie. Zdajesz sobie z tego sprawę? 
- Naprawdę?
- Naprawdę. - szepnął, mocno mnie przytulając. Zacisnąłem dłonie na jego bluzie, szeroko się przy tym uśmiechając. To nie był jednak koniec pieszczot. Po chwili na mojej głowie został złożony długi, czuły pocałunek. Czuję się przy nim taki mały i bezbronny. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebowałem w swoim życiu kogoś takiego jak hyung...


*

                   Minęło kilka dni. Dochodziła 21-ta, a ja siedziałem już w swoim łóżku z danym mi chwilę wcześniej przez lekarza, telefonem. Nie dzwonię już do rodziców... stwierdziłem, że to nie ma sensu. Jak będą chcieli, to sami w końcu się do mnie odezwą. Ścisnąłem w dłoni telefon nieco mocniej, czując po chwili przebiegające po nim wibracje... mama.
- Mamuś. - odebrałem, szeroko się uśmiechając.
- Cześć słońce. Jak się czujesz?
- Lepiej.. znacznie lepiej. 
- Lepiej? Pan Choi mówił, że masz nowego psychologa. - moje serce przyspieszyło. Uśmiechnąłem się lekko, przytakując.
- Tak... jest świetny. Bardzo dużo mi pomaga.
- To super.
- A co u was? Wszystko w porządku?
- Tak... interesy kwitną, a o to przecież chodzi. - no tak. Westchnąłem jedynie, zerkając na zaczytanego w jakiejś książce Minho.
- A... może znajdziecie czas, żeby odwiedzić mnie w Seoulu? 
- Właśnie skarbie... Rozmawialiśmy wczoraj z twoim wujkiem. Powiedział, że niedługo będzie w Korei i że chętnie cię odwiedzi.
- Co.. - moje ciało spięło się, jakby zostało podpięte pod kilkadziesiąt woltów. Przed moimi oczami ukazał się jedynie obraz tego dupka z moją byłą już na szczęście dziewczyną. Po chwili wspomnienie to zastąpił widok lejącego mnie mężczyzny, z obawą, bym nikomu nie powiedział o tej sytuacji ani słowa...
- To przecież świetnie kotuś... my z tatą nie damy niestety rady teraz przylecieć. 
- Nie... mamo..
- Muszę kończyć, bo obowiązki mnie wzywają. Kochamy cię, pamiętaj o tym. - moja ręka z telefonem osunęła się na łóżko. Pociągnąłem jedynie nosem, czując jak moje zbolałe niegdyś ciało mrowi na samą myśl o spotkaniu z tym potworem. 
- Yongbokie... wszystko okej? - współlokator odłożył książkę, po czym usiadł niepewnie na moim łóżku - Hej... co się stało? - odłożyłem telefon na łóżko, po czym podkuliłem nogi, zaciskając tym samym dłonie na moich włosach - Pójdę.. pójdę po pana Choi. - nie wierzę. Już tak dobrze mi szło. Dlaczego ten potwór chce to wszystko popsuć? Co ja mu do cholery jasnej zrobiłem? Obiecałem mu setki razy, że nikomu nic nie powiem. Że to tylko nasz sekret... Po co chce mnie odwiedzać? Będzie sprawdzał, czy aby na pewno lekarze o niczym nie wiedzą? A może znowu będzie chciał się na mnie wyładować? Boże, dokąd to wszystko zaszło... Czemu byłem tak głupi i dałem mu się zastraszyć? Dlaczego nie powiedziałem o niczym rodzicom? 
- W porządku, ja się tym zajmę... Yongbok. - pan Choi wszedł do naszego pokoju, po czym usiadł na łóżku, łapiąc mnie za dłonie - Yongbok, nie rób sobie krzywdy... słyszysz? - jego dłonie ostrożnie dotykały moich, przez co mój uścisk stawał się nieco lżejszy - Już dobrze... chcesz porozmawiać? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, po czym sięgnąłem po telefon oddając go lekarzowi - Nie będziesz już dzisiaj rozmawiać? - ponownie skinąłem głową, kładąc się na łóżku. Skuliłem się w kulkę, nabierając dużo powietrza do płuc... co za beznadzieja.. 
- Boję się o niego.
- Spokojnie. Niech pójdzie teraz spać... rano ma przyjechać Changbin, to na pewno powie mu, co się stało. 
- A... pana to nie interesuje?
- Minho.. oczywiście, że mnie to interesuje. Martwię się o każdego z was, ale widzisz, jaki nasz Yongbok jest uparty... rozmawia tylko z Changbinem, więc nie będę na niego niepotrzebnie naciskać. 
- Rozumiem.. 
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - zamknąłem oczy, narzucając na siebie kołdrę. Chcę zniknąć... na zawsze.. Przestać się wreszcie martwić tym, co jest dzisiaj.. co będzie jutro i co czeka mnie za miesiąc. Mam już tego serdecznie dość.


*


                    Obudziłem się bardzo wcześnie. Nie mogłem już później zasnąć, bo moją głowę znów naszły myśli związane z moim wujkiem. Narzuciłem więc na siebie ulubione dresy i bluzę, po czym leniwym krokiem ruszyłem ciemnymi korytarzami w kierunku dworu. Usiadłem na betonowych schodach będących wejściem do budynku, po czym narzuciłem kaptur na głowę, opierając ją tym samym o chłodny mur. Powietrze było przyjemnie rześkie. Starałem się wyciszyć umysł.. skupić się w pełni na Changbinie, ale nie potrafiłem. Ile bym dał, by siedzieć teraz właśnie z nim... rozmawiać, przytulać się... od wczoraj bardzo się za nim stęskniłem. 
                 Pociągnąłem lekko przemarzniętym nosem, widząc jak brama ośrodka otwiera się, a przez nią wjeżdża samochód mojego hyunga. Pomachałem mu jedynie, nie ruszając się z miejsca. Gdy chłopak zaparkował, podszedł do mnie bardzo szybko, na co zareagowałem gwałtownym rzuceniem się na niego i wtuleniem się w jego ciało.
- Dobrze, że jesteś hyung. 
- Starałem się przyjechać najszybciej, jak mogłem. 
- Tęskniłem. - uniosłem głowę, całując go niezdarnie w kącik ust.
- Lixie, nie tutaj. 
- Wstydzisz się mnie?
- Nie... boję się, że znowu mnie stąd wywalą. - chłopak objął mnie, odwracając mnie w kierunku drzwi - Chodź, porozmawiamy.
- A możemy w samochodzie?
- Wolisz iść do samochodu? - skinąłem jedynie głową, na co brunet od razu przytaknął. Zaparkował w dość ustronnym miejscu, gdzie nikt nie będzie mógł nas zobaczyć ani podsłuchać - Może skoczę po jakąś kawę albo herbatę, co? Jesteś zmarznięty. 
- Nie... jest okej. 
- Na pewno? Nie chcę żebyś się pochorował.
- To teraz mój najmniejszy problem, hyung. - Changbin zamknął auto, włączając przy tym ogrzewanie.
- Czułem, że coś się stało. O co chodzi?
- Dałbyś mi teraz buziaka? 
- No jasne. - Changbin nachylił się do mnie, obdarowując mnie długim, czułym całusem, na którego tak bardzo czekałem - Powiesz mi, co się stało? Martwię się o ciebie. - oblizałem wargi, czując jak przysłowiowe motyle ściskają przyjemnie mój żołądek. 
- Hyung... czy mógłbyś.. mógłbyś mnie do siebie przygarnąć? Tylko na kilka dni..
- Poczekaj... dlaczego miałbym to zrobić? - spojrzałem na niego, mieląc w dłoniach zbyt długie rękawy bluzy.
- Ja... myślałem, że ci na mnie zależy..
- Bardzo mi na tobie zależy, Felix i wiesz, że ci pomogę. Powiedz mi tylko, dlaczego miałbym cię do siebie zabrać. Coś się stało? Pokłóciłeś się z Minho? 
- Nie... po prostu.. - nabrałem dużo powietrza do płuc, odwracając przy tym wzrok - Mój wujek przyjeżdża tym razem do Korei i chce mnie odwiedzić..
- Słucham?! Chyba sobie żartujesz.
- Nie... wczoraj rozmawiałem o tym z mamą.
- Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłeś?
- Nie chciałem zawracać ci głowy. 
- Yongbok. - chłopak złapał mnie za dłonie, uważnie wpatrując się w moje oczy - Jesteśmy razem i chcę żebyś mówił mi o takich rzeczach. Nieważne która to będzie godzina... masz zawsze do mnie dzwonić, jasne?
- Jasne hyung. 
- Nie pozwolę żeby ten burak się do ciebie zbliżył. 
- Zabierz mnie stąd, błagam cię.
- To nie jest takie proste... oczywiście porozmawiam z Choi. Zobaczę, co da się zrobić. 
- Hyung, ja stąd ucieknę..
- Felix..
- Boję się spotkania z nim. 
- Hej, posłuchaj mnie. - spojrzałem na chłopaka, czując coraz mocniej bijące serce. Dlaczego w tej beznadziejnej sytuacji, jego widok tak bardzo na mnie działa? - Zostaw to mi, dobrze? Nie pozwolę, żeby ten człowiek się do ciebie zbliżył. 
- Dlaczego? Bo ci na mnie zależy?
- Tak.. bardzo mi na tobie zależy.. - skinąłem głową, po czym zrzuciłem z siebie niezdarnie buty, zerkając na zdziwionego Changbina - Co robisz?
- Muszę się do ciebie przytulić. - brunet odsunął fotel, wystawiając ręce w moim kierunku.
- Chodź. - gdy usiadłem na chłopaku, spojrzałem w jego oczy, dotykając niepewnie jego policzka - O czym myślisz?
- O nas.
- O nas.. - powtórzył, całując mój nadgarstek - A o czym konkretnie? 
- O tym, że bardzo cię kocham, hyung. - szepnąłem, chowając twarz w jego szyi - Pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? - chłopak uśmiechnął się, po czym włożył dłonie pod moją bluzę, delikatnie drapiąc mnie po plecach.
- Pamiętam dzieciaku... nie chciałeś przy mnie nic mówić, ale potem wyciągnąłem cię na ciastko i jakoś poszło. 
- Jakoś? - zachichotałem, obdarowując jego szyję drobnym buziakiem - Jesteś moim chłopakiem... moim hyungiem. Powiedziałbyś, że będziesz kiedyś z facetem?
- Hmm, no nie. 
- Tak bardzo nienawidziłem tego miejsca..
- A teraz?
- Dalej źle się w nim czuję, ale dzięki tobie jest to do zniesienia. - słysząc jego ciężkie westchnięcie, oblizałem wargi, przywierając nimi do szyi Changbina. Całowałem każdy, najmniejszy skrawek jego skóry, czując jak jego oddech staje się coraz cięższy, a paznokcie drapiące mnie po plecach, co chwilę wbijają się w nie - Dziękuję hyung. 
- Lixie... nie tutaj. - oderwałem się od szyi bruneta, wbijając się w jego lekko drżące wargi. Pragnąłem go w tym momencie tak bardzo, że nie myślałem o niczym innym. Po chwili jednak usłyszałem jak ciężkie krople deszczu zaczynają uderzać z dużą siłą o auto, w którym się znajdowaliśmy.
- Chyba tu utknęliśmy. - szepnąłem, rozpinając jego bluzę, jednak to spotkało się z protestem z jego strony. Chłopak złapał mnie za nadgarstki, skutecznie je unieruchamiając - Co ty..
- Felix, nie tutaj.
- Ale... ale ja nie robię nic złego. 
- Zrozum, że jak ktoś nas zobaczy, to mogę mieć problemy. - zrobiło mi się potwornie głupio. Skinąłem jedynie głową, czując jak moje policzki robią się wręcz purpurowe ze wstydu - Felix.. - zszedłem niezdarnie z chłopaka, po czym po wsunięciu się na fotel pasażera chwyciłem za klamkę, otwierając tym samym drzwi - Felix, nie wygłupiaj się.. - chłopak chwycił mnie za bluzę, jednak udało mi się wyjść. Nie zniósłbym niezręcznego siedzenia obok niego - Yongbok! - wybiegłem w skarpetkach z samochodu, biegnąc pospiesznie przez zabłocony, mokry parking. Moje ubrania z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej mokre i w coraz bardziej nieprzyjemny sposób przywierały do mojego ciała. Nie wiedziałem dokąd iść. Na pewno nie do pokoju. Nie zniósłbym pytań Minho i pana Choi o to, gdzie byłem i dlaczego wyglądam jak wyglądam. Pobiegłem za budynek ośrodka. Z tyłu znajdowała się stara świetlica i jakaś szopa na grilla, plastikowe stoły czy krzesła, których używa ośrodek, gdy tylko pogoda dopisze. Wszedłem więc do środka, siadając między nieużywanymi obecnie rzeczami. Było mi zimno i cholernie głupio. Chciałem tylko poczuć bliskość Changbina i mieć pewność, że mu na mnie zależy, ale znowu się przeliczyłem.. Na co ja liczyłem do cholery?
- Zimno.. - pociągnąłem nosem, zdejmując przemoczone do cna skarpetki. Objąłem stopy dłońmi, po czym pocierając nimi, chciałem je zagrzać choć w minimalnym stopniu - Auć. - a co jeśli Changbin ma mnie gdzieś, a ten cały związek to tylko przykrywka i forma zlitowania się nade mną? Że też wcześniej na to nie wpadłem... Przecież ani razu nie usłyszałem od niego, że mnie kocha. Ja mu to powtarzam w kółko jak głupi. Tylko nie rozumiem jednego... po co dawał mi złudną nadzieję i się ze mną wiązał, skoro nic do mnie nie czuje, a bliskość z chłopakiem... no nie wiem.. brzydzi go? Jestem tak bardzo rozgoryczony całą tą sytuacją i jest mi potwornie przykro, ale nie mam siły już płakać. Jestem zmęczony tym wszystkim... potwornie zmęczony...


*

                   Przeleżałem w szopie cały dzień. Było mi zimno, bałem się i ciągle zastanawiałem się nad tym, co zrobiłem dziś rano. Może uraziłem tym hyunga? Cóż... jestem osobą, która za bardzo pragnie miłości i bliskości drugiej osoby. Jak widać, co poniektórzy uważają to za atak i dlatego się ode mnie odsuwają. Pociągnąłem nosem, czując jak coraz bardziej zaczyna drapać mnie w gardle. Przeziębiłem się... rewelacja. Kaszlnąłem, widząc kątem oka bijące po oknach światła latarek. Wystraszyłem się jak zwierzę. Skuliłem się pod jednym ze stołów, mając cichą nadzieję, że nikt mnie tutaj nie znajdzie, choć wiedziałem, że nie mogę chować się w nieskończoność. 
- Yongbok! 
- Yongbok, odezwij się! 
- Rozdzielmy się, bo w takim tempie nigdy go nie znajdziemy.
- Felix! - Changbin mnie szuka? Niemożliwe... - FELIX! - muszę go przeprosić, ale to jest tak potwornie niezręczne. Jest mi strasznie wstyd i nie wyobrażam sobie spojrzenia mu teraz w oczy... nie po tym, co się stało. W pewnym momencie usłyszałem charakterystyczny, skrzypiący dźwięk drzwi szopy. Ktoś wszedł do środka.. Wszedłem głębiej swojej kryjówki, mając ogromną nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie.
- Yongbokie.. - Minho? Wstrzymałem oddech, widząc jak światło latarki błądzi blisko miejsca, w którym się znajdowałem - Wiem, że się tu schowałeś.. - po chwili chłopak kucnął gwałtownie, pokazując mi się w całej okazałości. Wystraszyłem się w tamtym momencie tak bardzo, że uderzyłem ciałem o stojące obok stołu, składane krzesła - Uważaj... nie bój się, jestem sam. - szepnął, wyciągając do mnie rękę - Śmiało. 
- Skąd wiedziałeś? - zapytałem, ignorując jego dłoń. Chłopak westchnął, po czym usiadł obok mnie, zerkając na moje sine stopy.
- Intuicja... strasznie zmarzłeś. 
- Nie da się ukryć. - Minho zgasił latarkę, po czym zdjął bluzę, opatulając nią moje stopy - No co ty..
- Nawet nie waż się ze mną dyskutować. Wyglądasz, jak trup. - westchnąłem jedynie, odwracając zawstydzony wzrok - Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Wiesz, jak Changbin się o ciebie martwi? Wszyscy cię szukają..
- To niech przestaną.
- Hm?
- Nie wyjdę stąd... nie wrócę do ośrodka i nie zobaczę się z Changbinem. 
- Skrzywdził cię? - oblizałem wargi, czując napływające do oczu łzy - Yongbok..
- Obawiam się, że źle rozumiałem jego intencje i.. za bardzo się ze wszystkim pospieszyłem. To moja wina.
- Nie rozumiem... o czym ty mówisz? 
- Mam dziwne przeczucie, że on nic do mnie nie czuje... 
- Dlatego biega od rana jak kot z pęcherzem i szuka cię jak głupi?
- Ta... żeby uspokoić swoje wyrzuty sumienia. 
- Dowiem się o co wam poszło? 
- Nie chcę o tym mówić... to zbyt upokarzające. 
- Dobrze... jak nie chcesz mówić, to nie. - Minho chwycił za latarkę, po czym zapalając ją, wyszedł spod stołu.
- Dokąd idziesz?
- Powiedzieć wszystkim, że jesteś cały.
- Nie... Minho, proszę..
- Znalazłem go! Jest tutaj! - wrzasnął, wymachując światłem latarki - Przepraszam... to z troski o ciebie. - westchnąłem dość ciężko, widząc jak po chwili do środka wbiega przerażony Changbin. Gdy mnie zauważył, mało nóg nie połamał, by znaleźć się przy mnie jak najszybciej - Chyba nic mu nie jest.
- Felix. - chłopak przesunął jednym ruchem stół, po czym klęknął przede mną, chowając mnie w swoich ramionach - Ty dupku. Wiesz, jak się o ciebie bałem? - poza jego ciężkim oddechem, dało się usłyszeć coś na wzór... płaczu? Hyung płacze? Dlaczego znowu coś dzieje się przeze mnie...
- Yongbok. - do szopy wbiegł pan Choi w towarzystwie czterech innych lekarzy oraz ochrony - Nic ci nie jest? - mężczyzna klęknął obok nas, po czym święcąc mi latarką po oczach, zaczął mi się uważnie przyglądać - Co ci przyszło do głowy, żeby uciekać?
- Proszę, nie teraz. - burknął Changbin, nakładając mi kaptur bluzy na głowę.
- Jest przemarznięty. - wtrącił Minho wskazując na moje stopy - Ma sine i lodowate nogi. 
- Właśnie. - hyung rozwinął bluzę, chcąc przyjrzeć się moim stopom, ale dla mnie było to już stanowczo za dużo. Odwróciłem się do wszystkich plecami, zaciskając dłonie na swoich włosach.
- Za dużo was tutaj..
- Powinniśmy stąd pójść. - szepnął Minho, dając lekarzom wyraźny sygnał, by opuścili szopę.
- Yongbokie... powinien cię zobaczyć lekarz. - pan Choi dotknął moich pleców, co spotkało się ze sprzeciwem z mojej strony.
- Proszę dać nam pięć minut.
- Changbin... to nie jest czas na pogaduszki. Musi zobaczyć go lekarz.
- I zobaczy, osobiście tego dopilnuję.. proszę dać mi z nim chwilę porozmawiać.... proszę.
- No dobrze... ale macie tylko dwie minuty. - moje uszy po chwili ukoiła znów błoga cisza, której tak bardzo potrzebowałem. Nienawidzę być w centrum uwagi. Nienawidzę momentów, w których skacze koło mnie masa ludzi. To bardzo krępujące i denerwujące jednocześnie.. Wtedy też poczułem, jak Changbin sadza mnie między swoimi nogami, mocno wtulając się w moje plecy.
- Jak się czujesz? 
- Jestem dupkiem? 
- Nie dzieciaku, nie jesteś. - szepnął, całując mój kark - Powiedziałem to w złości... bardzo bałem się, że coś ci się stało. Proszę cię, nie znikaj tak nigdy więcej. 
- Hyung... musisz być ze mną szczery. 
- Jestem cały czas.
- Czyżby? - przemarznięty do granic możliwości, odwróciłem się leniwie w kierunku chłopaka, uważnie mu się przyglądając - Changbin... jeśli czujesz, że związek ze mną nie jest dla ciebie, to mi to powiedz..
- O czym ty mówisz?
- Brzydzisz się mnie? 
- Co? Poczekaj..
- Nie chcesz mnie dotykać.. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ja bardzo tego potrzebuję.. Jeśli niczego do mnie nie czujesz, powiedz mi o tym teraz... Nie chcę być oszukiwany.
- Felix. - chłopak przysunął się bliżej mnie, mocno mnie przytulając - Jestem typem człowieka, który nie potrafi mówić o swoich emocjach, ale bardzo mocno cię kocham i cholernie zależy mi na twoim szczęściu i na tym, żebyś wyzdrowiał.. Jeśli chodzi o tą poranną sytuację... zrozum, że ja tu działam na innych zasadach. Nie jestem twoim kolegą jak Minho, tylko nadal pełnię funkcję twojego lekarza. Jakby ktoś mnie z tobą zobaczył, miałbym ogromne problemy. Ale musisz mi uwierzyć, że to absolutnie nie ma nic wspólnego z tym, że cię nie kocham czy brzydzę się kontaktu z tobą.. skąd w ogóle taki pomysł?
- Po prostu poczułem się odrzucony..
- Dlatego uciekłeś? - skinąłem jedynie głową, czując na czole czułego buziaka.
- Kocham cię głuptasie i chcę dla ciebie jak najlepiej... musisz mi uwierzyć. - uniosłem jedynie zmęczony oczy, spoglądając w czarne oczy hyunga - Przepraszam. Nigdy w życiu nie zrobiłbym świadomie czegoś, co mogłoby cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić. 
- Przepraszam hyung... zachowałem się jak idiota.
- Nie, nie mów tak. Nie pozwalam ci tak o sobie mówić. 
- Kiedy to prawda... mam dość swojego zachowania... ciągłego płakania i szukania winnych dookoła.. To we mnie jest problem hyung, tylko nie potrafię niczego z tym zrobić. Czuję się w tym wszystkim totalnie pogubiony..
- I dlatego masz mnie. A ja zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Musisz mi tylko odrobinę zaufać. 
- Changbin. - unieśliśmy głowy, widząc stojącego w drzwiach pana Choi - Proszę was, wystarczy... w pokoju już czeka na Yongboka lekarz.
- Bardzo dobrze, właśnie skończyliśmy. - mówiąc to spojrzał na mnie, całując mnie pospiesznie w czoło - Głowa do góry Lixie... wszystko będzie dobrze. 



*

                             Od dwóch dni jestem przykuty do łóżka. Nieźle się pochorowałem przez ten lodowaty deszcz i wychłodzenie się w tej nieszczęsnej szopie. Nie czuję się jakoś specjalnie źle. Poza dokuczającym mi kaszlem i nocnymi gorączkami jest w porządku. Dostaję jednak silne leki i liczę na to, że niedługo będę mieć to cholerstwo z głowy. Dzisiejszy dzień miałem spędzić sam... Changbin wyjechał za Seoul, pomóc w czymś swoim rodzicom, ale obiecał, że jutro z samego rana do mnie przyjedzie. Tęsknię za nim. Od naszej sprzeczki bardzo dużo i bardzo szczerze ze sobą rozmawialiśmy, zarówno na te dobre, jak i niesamowicie bolesne tematy, ale dzięki temu czuję coś na wzór oczyszczenia. Po każdej rozmowie z hyungiem z mojego serca spada ogromny ciężar, co niesamowicie mi pomaga. 
- Oczywiście. Proszę tylko chwilkę poczekać, bo muszę podać mu leki. - spojrzałem w kierunku drzwi, widząc wchodzącego do środka pana Choi - Cześć dzieciaki.
- Dzień dobry. - przywitał się Minho, nie odrywając wzroku od książki, którą namiętnie czyta od kilku dni.
- Jak samopoczucie Yongbok? 
- Bywało lepiej. - sięgnąłem po trzymany przez lekarza kubeczek z lekami, przyjmując wszystkie na raz - Dziękuję.
- Poczekaj, jeszcze zmierzę ci temperaturę. - mówiąc to przyłożył do mojego czoła termometr - Oo 37,2... dużo lepiej, jak w nocy.
- I lepiej też się czuję. - westchnąłem, mieląc w dłoniach pościel - Mógłbym dzisiaj się gdzieś przejść?
- Obawiam się, że to niemożliwe.
- Dlaczego? Dałem panu słowo, że już nigdy więcej nie ucieknę.
- Nie w tym rzecz. Masz gościa.
- Słucham? Jakiego gościa?
- Myślę, że się ucieszysz. - mówiąc to podszedł do drzwi, prezentując stojącego po drugiej stronie mężczyznę... mojego pieprzonego wujka, o którego wizycie zdążyłem już zapomnieć - Twój wujek przyleciał do Korei specjalnie dla ciebie. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak serce rozsadza moją klatkę piersiową. 
- Cześć chłopaku. Nie przywitasz się z wujaszkiem? 
- Bardzo tęskni za swoją rodziną... musi być w szoku, proszę dać mu trochę czasu. Minho, pozwolisz?
- Pewnie. - chłopak zszedł z łóżka, posyłając mi przy tym ciepły uśmiech.
- Nie, Minho.. - kolega zmarszczył brwi, spoglądając na mnie pytająco - Mógłbyś... mógłbyś zadzwonić do Changbina i powiedzieć mu, że dzisiaj się z nim nie zobaczę, bo przyjechał do mnie wujek? - wydyszałem przez ściśnięte gardło, mając ogromną nadzieję, że załapie o co chodzi.
- Jasne... zaraz mu przekażę.
- No chodź już, chodź. - pan Choi objął chłopaka, wyprowadzając go z sali. Zacisnąłem dłonie na pościeli, czując spływającą po plecach strużkę potu. Mam nadzieję, że Minho wywiąże się ze swojego zadania i da znać hyungowi, że jest u mnie ten potwór.
- I co Felix? Będziesz tak milczeć? - mój wujek usiadł na łóżku, uważnie mi się przyglądając - Ponoć bardzo za nami tęsknisz.
- Nie.. nie za tobą. 
- Auć. Masz pozdrowienia od Phoebe i rodziców. - poczułem kłucie w sercu. Mężczyzna uśmiechnął się jedynie, siadając bliżej mnie - Twój pobyt tutaj jest nam wszystkim bardzo na rękę. Twoi rodzice w końcu mają czas na pracę, a nie na ciągłe niańczenie 20-latka, a ja i Phoebe... cóż..
- Nie interesuje mnie to. 
- Czyżby? Spójrz no tylko. - mężczyzna poszukał czegoś w telefonie, po chwili podsuwając mi go pod nos - Będę ojcem. - przełknąłem z trudem ślinę, czując spływającą po policzku łzę. Nie tęsknię za Phoebe... od dawna jej nie kocham. Boli mnie to, co robi ten człowiek. Co ja mu do cholery jasnej zrobiłem? Dlaczego on mnie tak podle traktuje? Poza tym to chore... chore i obrzydliwe. Jak można być takim zwyrolem? - Zabolało? - wyrwałem gwałtownie telefon z jego ręki, rzucając nim o ziemię - Ty gnoju..
- Zacznę wrzeszczeć, wyjdź stąd. - mężczyzna poderwał się na równe nogi, po czym chwycił mnie za włosy, dociskając mnie do łóżka.
- Ja tu dyktuję zasady Yongbok.
- To boli. - pisnąłem, ponownie się rozklejając.
- Piśnij komuś słówko, to przysięgam, że zatłukę cię jak psa. 
- Rodzice... rodzice przecież się dowiedzą, jak złożysz im wizytę z dzieciakiem. Naprawdę jesteś taki głupi? - bardzo szybko pożałowałem tych słów, bo w jednej chwili zostałem spoliczkowany. 
- Jesteś bezczelnym pasożytem... Dopilnuję tego żebyś tu zgnił. 
- Nie, błagam.. 
- Nie lubisz tu być, prawda?
- Błagam, nie rób mi tego. 
- Ostrzegałem cię lata temu.... nie zadzieraj ze mną. - mój wujek uśmiechnął się szyderczo, po czym krzyknął, otwierając gwałtownie drzwi - Zwariował! 
- Oszalałeś?! Nic ci nie zrobiłem! - poderwałem się z łóżka, widząc jak do środka wbiega dwóch lekarzy - Nie!
- Yongbok zaczął się rzucać i mnie ugryzł! Pomóżcie temu dzieciakowi! - z moich oczu popłynęły łzy. Jeden z lekarzy złapał mnie za ramiona, podczas gdy drugi zaczął przygotowywać zastrzyki na uspokojenie.
- I ty się nazywasz dorosłym!? Zachowujesz się jak gnojek! Pieprzony gnój z ciebie! - wrzasnąłem, czując ukłucie w ramię - Niczego mu nie zrobiłem! - wrzasnąłem, miotając się jak zwierzę - On kłamie!
- Yongbokie... daj sobie pomóc. 
- Ale ja niczego nie zrobiłem! Jestem tu przez niego! To on doprowadził mnie do takiego stanu! 
- Bredzi... on już sam nie wie, co mówi. - gra tak przed wszystkimi.... nikt poza Changbinem mi nie uwierzy. Jestem pewien, że nawet rodzice stanęliby po jego stronie, twierdząc, że bredzę przez chorobę.
- Co tu się dzieje? - do środka sali wparował pan Choi - Co wy wyprawiacie?
- Podajemy mu leki na uspokojenie.
- Zaczął się dziwnie zachowywać. Krzyczał i mnie ugryzł. 
- Yongbok pana ugryzł? 
- Tak... nie za to płaci wam mój brat. Zrobiliście z niego jeszcze większego czubka.
- Proszę tak o nim nie mówić.
- Niczego nie zrobiłem! Błagam! - spojrzałem na Choi, czując jak leki odejmują mi czucie w nogach - Błagam... niech mi pan uwierzy. 
- Puśćcie go. - lekarz podszedł do mnie, dotykając ostrożnie moich policzków - W porządku? 
- Błagam, zabierzcie go stąd. - szepnąłem, zaciskając dłonie na ubraniu mężczyzny - Błagam pana. Przysięgam, że niczego nie zrobiłem. - pociągnąłem nosem, unosząc na niego zapłakane oczy - Niech mi pan uwierzy. 
- Uspokój się. - Choi usadził mnie na łóżku, nakazując lekarzom przyprowadzenie do sali Minho - Zostaniesz na jakiś czas z Minho, dobrze? - skinąłem jedynie głową, czując jak coraz bardziej zaczyna mi się w niej kręcić przez podane leki - Wyjaśnimy to... Zapraszam pana do mojego gabinetu.
- Oczywiście. To trzeba wyjaśnić.... Yongbokie.. jutro do ciebie przyjadę.
- Nie... nie chcę cię widzieć. - położyłem się plecami do pokoju, czując jak odpływam. Nienawidzę tego człowieka... Chcę zniknąć i przysięgam, że niebawem do tego dojdzie. Ten człowiek mnie wykończy...



~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

16 lutego 2020

Małe kroki~cz.4 [Felix&Changbin]



                Minęły trzy tygodnie odkąd Changbin odszedł z ośrodka. Nadal nie potrafię pogodzić się z jego odejściem i jest mi cholernie źle bez niego u boku. Wprawdzie nie widywaliśmy się codziennie, ale mając świadomość, że jest cały czas obok, czułem wewnętrzny spokój i bezpieczeństwo. Teraz czuję okropną pustkę i ogarniającą mnie z dnia na dzień coraz większą beznadzieje.
- Spróbuję, ale niczego nie mogę obiecać. - uniosłem niechętnie wzrok, widząc wchodzącego do pokoju chłopaka, który zaczynał tu pracę wraz z Changbinem.
- Jakby co przyjdź po mnie. - jak słyszę głos pana Choi, zbiera mnie na wymioty. Nienawidzę go z całego serca za to, że zwolnił hyunga. Za każdym razem, jak przychodzi po mnie, by zabrać mnie na terapię, odwracam się do niego plecami, nie odpowiadając na jego wszelkie zaczepki... jest to dość wyraźny znak, by dalej mnie nie męczył. Od trzech tygodni nie odezwałem się do nikogo ani słowem. Nawet do Minho, który robi wszystko, by zapełnić mój wolny czas i by odciągnąć moje myśli od Changbina. Wszystko na nic..
- Cześć Yongbok, jak się dzisiaj czujesz? - odwróciłem wzrok, wbijając go ponownie w pokryte deszczem okno. Chłopak westchnął jedynie, po czym podszedł do Minho wręczając mu tacę ze śniadaniem.
- Dziękuję.
- U ciebie wszystko w porządku? 
- Tak... proszę się nie martwić. - lekarz posłał mu jedynie ciepły uśmiech, podchodząc do mojego łóżka.
- Czas na śniadanie. - chciałem się położyć, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek, co bardzo mi się nie spodobało - Nie jesz odkąd odszedł Changbin... zjedz coś, proszę cię. - szarpnąłem ręką, jednak bezskutecznie. Lekarz wzmocnił uścisk, doprowadzając mnie do szału - Poczujesz się wtedy lepiej, obiecuję ci to. - poderwałem się gwałtownie z łóżka, wyrywając tym samym rękę z uścisku mężczyzny, przez co taca znajdująca się w jego drugiej dłoni wylądowała na mojej pościeli - Yongbok.. - wskoczyłem w swoje klapki, po czym wyszedłem z pokoju. Po trzaśnięciu drzwiami, nabrałem dużo powietrza do płuc, słysząc za sobą głos pana Choi.
- Yongbok... co ty wyprawiasz? - nie myślałem nad tym, co robię. Zrobiłem krok w tył, po czym pospiesznie zacząłem biec w kierunku wyjścia. Nienawidzę tu być, nienawidzę tego miejsca, tych ludzi, braku kontaktu z rodzicami i ze światem, tego, że zabrali mi telefon, nie pozwalając mi na kontakt z przyjaciółmi, tego, że faszerują mnie lekami i zmuszają do rozmów, na które nie mam ochoty. Chcę stąd uciec... jak najdalej stąd i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek byłem w tym ośrodku - Stój! - zbiegłem po schodach, po czym szarpnąłem za drzwi, znajdując się po chwili na dworze. Po chwili poczułem, jak deszcz spada na moje zmęczone ciało, a zimne, duże krople koją moją zapuchniętą twarz - Yongbok, zatrzymaj się! - mimo to nie poddawałem się. Nie wierzyłem w powodzenie tej ucieczki, ale musiałem spróbować. Przysięgam, że jeszcze jeden dzień w tym piekle, a zwariuję. Nie miałem szans na ucieczkę przez bramę. Jest ona cały czas zamknięta i pilnowana przez ochronę - Łapać go! - wskoczyłem na metalowe ogrodzenie, starając się wspiąć jak najwyżej, jednak mokre pręty i śliska guma klapek bardzo mi to utrudniały.
- Mam cię. - warknął jeden z ochroniarzy, zrzucając mnie z impetem na błotnistą drogę.
- Co pan wyprawia? - pan Choi kucnął obok mnie, chcąc pomóc mi wstać - Wstawaj, przeziębisz się. 
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! - wrzasnąłem zachrypniętym głosem, uderzając dłońmi o błoto - Błagam! Dajcie mi w końcu żyć! 
- W końcu się odezwał.. - szepnął młody lekarz, który chwilę wcześniej próbował wcisnąć we mnie śniadanie.
- Byungjoo.. idź do jego pokoju i przygotuj mu ciepłe rzeczy.
- Dobrze.
- Yongbokie... wstań, proszę cię. - zacisnąłem dłonie na błocie, pociągając przy tym nosem. Chciałbym, by był teraz przy mnie Changbin. Chcę z nim porozmawiać, powiedzieć mu, co mnie boli... poczuć, że komuś na mnie zależy - Wszystko będzie dobrze, tylko nam zaufaj.. Obiecuję, że nie będę na ciebie więcej naciskać, zgoda? - spojrzałem na mężczyznę, czując jak moje usta formują się w wyraz bolesnego grymasu - Nie płacz... jesteś silnym chłopakiem, nie możesz płakać. - uległem. Lekarz podniósł mnie, po czym trzymając mnie w talii, zaczął prowadzić mnie w kierunku budynku. Stąd nie ma ucieczki. Nie wiem już, co mam zrobić, by rodzice w końcu mnie stąd zabrali. Potrzebuję ciszy i spokoju, a nie ciągłego pouczania i włażenia mi w dupę.. Mężczyzna zaprowadził mnie do pokoju. Gdy do niego weszliśmy ujrzałem Minho zmieniającego pościel na moim łóżku.
- Byungjoo hyung przez przypadek upuścił tacę na łóżko Yongboka... chciałem zmienić mu pościel i..
- Bardzo ładnie postąpiłeś Minho. - Choi uśmiechnął się, wskazując na mnie - Pomożesz mu doprowadzić się do ładu? 
- Oczywiście, ale... Yongbok...
- Nie zaczepiajmy go.. dajmy mu odpocząć, dobrze? - współlokator skinął głową, po czym podszedł do mnie, prowadząc mnie w kierunku kranu.
- Sam... zrobię to sam. - szepnąłem myjąc dłonie i twarz. Minho skinął ponownie głową, wskazując na krzesło, na którym wisiały czyste ubrania.
- Byungjoo ci je przygotował. - dopiero ranek... nie mogę się już doczekać, kiedy nadejdzie wieczór i pójdę spać. Chciałbym zasnąć i nigdy więcej już się nie obudzić. Gdy się przebrałem, usiadłem na łóżku, unosząc wzrok na współlokatora.
- Dziękuję. 
- Nie ma za co. Odpocznij, dobrze ci to zrobi i... jakbyś chciał pogadać, to wal śmiało. Wysłucham cię i postaram się doradzić. - przytaknąłem, po czym przykryłem się kołdrą, zamykając oczy. Czekałem na nadejście snu... błagam... niech przyjdzie jak najszybciej.


*

              Wstałem około 19-tej. W pokoju było zupełnie ciemno i.. nigdzie nie było też Minho. Westchnąłem, po czym wziąłem swoje rzeczy z zamiarem pójścia pod prysznic. Chciałem jak najszybciej się odświeżyć i znów położyć się spać. Jest to najlepsze lekarstwo i przynajmniej dzięki temu dni spędzone tutaj płyną nieco szybciej. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, ujrzałem siedzącego na parapecie współlokatora, czytającego jakąś książkę.
- Odpocząłeś? - skinąłem jedynie głową, wskazując na książkę - Co czytasz? 
- Our twisted hero... dostałem w prezencie. 
- W prezencie... od kogo? - chłopak jedynie uśmiechnął się, po czym zeskoczył z parapetu łapiąc mnie za rękę.
- Chodź.. coś ci pokażę. - westchnąłem jedynie, idąc posłusznie za rozpromienionym kolegą. Nie miałem ochoty na żadne spacery. Chciałem już jak najszybciej wrócić do swojego łóżka.
- Minho... jestem zmęczony.
- Za moment odżyjesz, uwierz mi. - wywinąłem jedynie oczyma, stając przed gabinetem pana Choi.
- Nie chcę go widzieć. 
- Cierpliwości. - chłopak zapukał do drzwi, szeroko się uśmiechając - Możemy? - nie czekając na odpowiedź, otworzył na oścież drzwi. To, co zobaczyłem sprawiło, że cały mój świat ponownie wywrócił się do góry nogami. Za biurkiem siedział pan Choi, a tuż obok niego stał Changbin... nie wierzę.
- Całkiem zgłupiałem.. 
- Nie przywitasz się dzieciaku? - widząc jego uśmiech, wiedziałem, że to nie sen... to naprawdę mój hyung.
- Hyung. - wpadłem w ramiona chłopaka, zaciskając dłonie na jego koszulce. Czując jego silne ramiona i bijące od niego ciepło, myślałem, że odpłynę. W jednej sekundzie zapomniałem o całym smutku i bólu, który czułem przez ostatnie trzy tygodnie.
- Ale zmizerniałeś. - pociągnąłem jedynie nosem, mieląc w dłoniach materiał jego koszulki - Hej.. nie płacz, proszę cię. 
- Przywróciłem Changbina na specjalnych warunkach... będzie zajmować się tylko tobą. Do innych pacjentów nie ma dostępu. 
- Aishh... jaki pan dyskretny. 
- Dziękuję. - spojrzałem na Choi, wycierając niezdarnie policzki. Ten jedynie uśmiechnął się lekko, wracając do sprawdzania jakiś dokumentów.
- Twierdzisz, że potrafisz pomóc Yongbokowi... zatem do roboty dzieciaki.
- Tak jest... chodź Felix. - skinąłem jedynie głową, po czym nie puszczając bluzki hyunga, wyszliśmy ponownie na korytarz - Łapki ci zdrętwieją. 
- Boję się, że znowu znikniesz. - brunet uśmiechnął się lekko, wycierając moje mokre policzki.
- Nie zniknę, obiecuję ci to. 
- Hyung..
- Chodź, porozmawiamy. - skinąłem głową, wpatrując się w jego oczy. Tak cholernie za nimi tęskniłem.. Nie wierzę, że Choi sprowadził go tu specjalnie dla mnie i że Changbin się na to zgodził - Nie ucieknę... daj rękę. - nie musiał długo czekać na moją zgodę. Chwyciłem go za rękę, po czym spokojnym krokiem ruszyliśmy w kierunku niewielkiej sali, w której często przeprowadzane są rozmowy z podopiecznymi ośrodka - Wskakuj do środka. - wszedłem do sali, siadając na stojącej pod oknem kanapie. Chłopak zamknął drzwi, siadając w ciszy obok mnie. Długo zbierał myśli, a ja byłem w tak ogromnym szoku, że nie potrafiłem rozpocząć sensownej rozmowy - Słyszałem, że bardzo zamknąłeś się w sobie po moim odejściu. - skinąłem jedynie głową, nie odrywając od niego wzroku - Chyba też bardzo dużo schudłeś.. nie wyglądasz za dobrze.
- Przepraszam. - szepnąłem, czując jak hyung łapie mnie za rękę.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu... pan Choi bardzo zmartwił mnie telefonem. Kazałem ci o siebie dbać.. 
- A ja cię zawiodłem.. przepraszam hyung. 
- Felix..
- Przepraszam. - powtórzyłem, oblizując nerwowo wargi - Obiecuję, że będę cię słuchać. 
- Yongbokie, źle mnie rozumiesz. Nie chcę żebyś sztampowo wykonywał to, co ci mówię.. Jesteś dla mnie bardzo ważny i martwię się o ciebie, dlatego daję ci porady.. nie rozkazy, rozumiesz? - skinąłem głową, wpatrując się w nasze splecione dłonie, które pieszczone były kciukiem hyunga - Minho i pan Choi też chcą dla ciebie jak najlepiej. Czemu traktujesz ich jak wrogów? 
- To nie tak. 
- A jak?
- Mam być z tobą szczery?
- Bardzo bym tego chciał. - wziąłem głęboki oddech, unosząc niepewnie oczy na chłopaka.
- Ja... po prostu po twoim odejściu czułem się bardzo źle.. bardzo cię polubiłem i moment, w którym ot tak zniknąłeś... czułem, jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. - uciekłem pospiesznie wzrokiem czując się jak kompletny idiota - Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie wysłuchać i mnie zrozumieć. Pan Choi mi to odebrał.. Nikomu tutaj nie ufam. Jesteś pierwszą osobą, przed którą się otworzyłem. - Changbin zamilkł. W sumie sam nie wiedziałbym, jak zachować się w takiej sytuacji i co właściwego odpowiedzieć.
- Felix... jest mi bardzo miło, że tak o mnie myślisz, ale nie możesz zamykać się tylko i wyłącznie na mnie. Muszę nauczyć cię żyć z ludźmi..
- Czujesz się z tym niekomfortowo?
- Nie... jestem bardziej zmartwiony.
- Co? - spojrzałem na niego gwałtownie, otwierając szerzej oczy - Dlaczego? 
- Myślałeś o tym, co będzie z tobą, jak wrócisz już do Australii? - przełknąłem z trudem ślinę, zaprzeczając skinieniem głowy - Ja zostanę tutaj, a ty wyjedziesz i co wtedy? Nie będziesz się do nikogo odzywać? Nie będziesz nic jeść? Będziesz całe dnie spędzać w łóżku?
- Nie atakuj mnie.. - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - pociągnąłem nosem, ponownie czując się jak kompletne dno - Chodź do mnie. - spojrzałem na hyunga, widząc jak ten czeka na mnie z otwartymi ramionami. Mimo początkowej niechęci, usiadłem okrakiem na jego nogach, wtulając się w jego silne ciało. Changbin objął mnie, głaszcząc mnie po plecach - Chcę po prostu żebyś wyzdrowiał i był szczęśliwym chłopakiem. - skinąłem głową, wtulając mocniej twarz w jego ciepłą, niesamowicie przyjemnie pachnącą szyję.
- Nie zawiodę cię hyung. 
- Wierzę ci. - brunet westchnął dość ciężko, przenosząc jedną dłoń na moje włosy - Dobrze, to... może zmienimy temat na trochę przyjemniejszy. Ale wrócimy do ciężkich tematów, dobrze? - skinąłem ponownie głową, zamykając przy tym zmęczone oczy. Czuję się przy nim tak cholernie dobrze... - Zdradzisz mi, co najbardziej lubisz?
- Co lubię?
- Mhm. 
- Ale do jedzenia, czy..
- Zobacz... rzucam hasło "najbardziej lubię"... i pierwsza rzecz, jaka przychodzi ci do głowy. Gotowy?
- Tak.
- Najbardziej lubię..
- Psy. - uniosłem głowę, przenosząc zmęczone spojrzenie na twarz Changbina.
- Psy? Naprawdę?
- Tak... są wspaniałe. 
- Powiesz mi, dlaczego?
- Są bardziej ludzkie niż człowiek... smucą się razem z tobą i szczerze cieszą z twoich sukcesów. Nie zazdroszczą, nie są wredne, nie sprawiają ci bólu z pełną premedytacją, jak w przypadku ludzi. Psy są super. - na buzi chłopaka zagościł ciepły uśmiech, a jego dłoń odgarnęła ostrożnie niesforne kosmyki z mojego czoła.
- Masz psa?
- Niestety nie... rodzice nigdy nie chcieli się zgodzić. 
- A jakiego chciałbyś mieć?
- Hmmm... każdy by mnie ucieszył, aleee... chyba najbardziej marzy mi się labrador długowłosy. Są śliczne. 
- Mmm to prawda. Chyba muszę poważnie porozmawiać z twoimi rodzicami. - uśmiechnąłem się, lądując ponownie przyklejonym do klatki piersiowej chłopaka.
- Oni się nie zgadzają na nic. 
- A ty bardzo ładnie się uśmiechasz. 
- Hyung..
- Stwierdzam fakty... przywyknij.



*



                       Całą noc rozmawiałem z Changbinem. Dopiero po 4 nad ranem odprowadził mnie do pokoju i kazał iść spać. Byłem zmęczony, ale z drugiej strony czułem, że dzięki jego powrotowi odżyłem. O godzinie 8 obudził mnie Byungjoo roznoszący po naszym piętrze śniadania. Tak się przyjęło w tym ośrodku, że śniadania jemy w pokojach, w swoich łóżkach, a obiady i kolacje musimy jeść wspólnie. 
- Cześć chłopaki.
- Dzień dobry. - przywitał go Minho, zacierając dłonie na widok jedzenia.
- Widzę, że coraz lepiej z tobą. Strasznie mnie to cieszy. 
- Tak.. pan Choi twierdzi, że niedługo będę mógł stąd wyjść. - zabolało, jednak mimo to nie chciałem dać po sobie poznać, że mnie to w jakikolwiek sposób dotknęło.
- Ooo to twój Jisung na pewno się cieszy.
- Jeszcze nic nie wie. To ma być niespodzianka. - mężczyzna zaśmiał się, stając obok mojego łóżka.
- Proszę. - przyjąłem tacę, wpatrując się z niechęcią w jej zawartość - Jeśli chcesz, zadzwonię po Changbina.
- Nie... poradzę sobie. - nabrałem trochę ryżu, ładując go do ust. Dziwnie się czułem po tak długim niejedzeniu, ale muszę przyznać, że ryż jeszcze nigdy nie smakował tak dobrze.
- Wow, no brawo. Tylko jedz powoli, okej? Twój organizm musi się znowu przyzwyczaić. - skinąłem jedynie głową, kontynuując śniadanie. Ciekawe, o której przyjedzie dzisiaj hyung. Oby się nie spieszył. Fakt, chcę zobaczyć go jak najszybciej, ale musi się wyspać po naszej nieprzespanej nocy - Jedzcie panowie iiii... Minho, do zobaczenia na terapii.
- Mmm dobrze. - wyszedł. Odłożyłem pałeczki i łyżkę, wbijając wzrok we współlokatora - O.. najadłeś się już?
- Kiedy stąd wychodzisz? 
- Yongbok, chciałem ci powiedzieć, ale..
- Kiedy? 
- Powinienem wyjść jeszcze w tym miesiącu.
- Super... cieszę się. - cieszę się, że doszedł do siebie i czuje się znacznie lepiej, ale wizja utraty jedynego kolegi w tym miejscu mnie przeraża. 
- Yongbokie.. - chłopak przeszedł na moje łóżko, łapiąc mnie za dłonie - Przysięgam na wszystko, że codziennie będę do ciebie dzwonić, czy ci się to podoba czy nie... i na pewno będę cię odwiedzać.
- Mimo że byłem dla ciebie taki wredny?
- Wredny? Nie przypominam sobie. - uśmiechnąłem się lekko, wzmacniając uścisk naszych dłoni.
- Jesteś świetnym chłopakiem Minho. Strasznie ci dziękuję... za wszystko. 
- Heeeej, jeszcze stąd nie wychodzę, spokojnie... Ale dziękuję za taki komplement. - kolega poczochrał moje włosy, chichocząc - A.. jak tam z Changbinem, hm? Chyba dobrze czujesz się w jego towarzystwie.
- Bardzo dobrze... cieszę się, że wrócił. 
- Dobrze się tobą opiekuje... - spojrzałem na Minho, unosząc przy tym lekko brew.
- Sugerujesz coś? 
- Mmmm tak. - mój pytający wzrok zachęcił chłopaka do dalszego monologu - Lubisz go. 
- No... tak.
- Wiesz o czym mówię.
- Chyba nie do końca. 
- Podoba ci się.
- Co? - uśmiechnąłem się, zatykając usta ryżem - Nie rozpędzaj się. 
- Dobrze się przy nim czujesz i... on też na pewno nie wrócił tu z czystej chęci opieki nad tobą.
- Chyba ta cała miłość z tym twoim Jisungiem powywracała ci w głowie. 
- Powiedz, że mam rację.
- Niestety muszę cię rozczarować. 
- Yongbok, no...
- Minho... Changbin jest dla mnie kimś w rodzaju przyjaciela... bratniej duszy, to wszystko. 
- Mhm... to gdzie byłeś dzisiaj całą noc?
- No... z hyungiem, ale tylko rozmawialiśmy.
- I dlatego tak promieniejesz..
- Wkurzę się za moment.
- Dobra... dobra, już nic nie mówię. Jak będziesz chciał, to sam mi powiesz.
- Ale nie ma o czym mówić, naprawdę.. - usłyszałem pukanie do drzwi. Zerknąłem jedynie na Minho, który po oblizaniu warg krzyknął donośne "proszę".
- Cześć... nie śpicie? 
- Ooo kogo my tu mamy. - Minho usiadł na swoim łóżku, szeroko się uśmiechając.
- Cześć hyung. - burknąłem, wbijając wzrok w tacę z jedzeniem.
- Hej, wyspałeś się?
- Nawet tak. A co ty tu robisz tak wcześnie? - Changbin usiadł obok mojego łóżka, uśmiechając się.
- Sprawdzam czy wszystko z tobą w porządku.
- Zobacz... nawet dzisiaj trochę zjadłem.
- Właśnie widzę, super. 
- Ale już nie mogę. - westchnąłem odstawiając jedzenie na szafkę nocną.
- Może jednak jeszcze coś skubniesz? 
- Y y.
- No dobrze. Powiedz mi Yongbokie... jakie masz na dzisiaj plany?
- Trzymaj się hyung, bo będzie się działo... uwaga... mogę leżeć, patrzeć w okno, patrzeć w sufit, spać, chodzić po korytarzu albo po parku. Czad. 
- Hmmm.. - chłopak zaśmiał się, czochrając moje włosy - To mogę ci coś zaproponować?
- A przebijesz to?
- Sam nie wiem... ale spróbuję. 
- W takim razie słucham.
- Porywam cię dzisiaj poza ośrodek. - otworzyłem szerzej oczy, zaciskając z podekscytowania dłonie na kołdrze.
- Mówisz poważnie?
- Mhm... masz ochotę na przejażdżkę?
- Pewnie! 
- No to co? Przebieraj się dzieciaku. - wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, po czym wyciągnąłem ubrania z szafy i sięgnąłem po ręcznik.
- Pójdę tylko szybko do łazienki i...
- Spokojnie, bez pośpiechu... jak się zbierzesz, tak pojedziemy. - posłałem w kierunku chłopaka ciepły uśmiech, po którym wyszedłem do łazienki znajdującej się niestety na korytarzu. Po szybkim prysznicu i przebraniu się, ruszyliśmy w kierunku samochodu hyunga.
- Pan Choi się na to zgodził?
- Mhm. Sam zaproponował, że może powinieneś gdzieś wyjść.
- Żartujesz... przecież trzymają nas tu w zamknięciu jak kryminalistów.
- Lixie... nie przesadzasz? - chwyciłem za klamkę drzwi od samochodu, marszcząc przy tym brwi.
- Lixie?
- No co? Nie podoba ci się?
- Podoba.
- No widzisz... to wskakuj do środka i zapinaj pasy. - jak nakazał, tak też zrobiłem. Gdy ruszyliśmy, wbiłem wzrok w hyunga, uważnie mu się przyglądając. Jest przystojny, opiekuńczy, zabawny i wyrozumiały, ale... nie, nie wyleczyłem się jeszcze z poprzedniej miłości. Poza tym, to facet. No... może Minho ma trochę racji, podoba mi się, ale to nie miałoby racji bytu - Czemu tak wpatrujesz się w swojego hyunga?
- Myślę sobie... a jak patrzę na ciebie, to czuję spokój. - brunet uśmiechnął się, kładąc na moment dłoń na moim udzie.
- Felix... aishh.. 
- Coś się stało?
- Nie... znaczy... chciałbym cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Ostatni raz, jak się widzieliśmy.. jeszcze przed zwolnieniem mnie.. odprowadzałem cię do pokoju, pamiętasz? 
- Pamiętam.
- No właśnie... przyłapaliśmy wtedy Minho jak całował się ze swoim facetem i... coś wtedy się stało. Chciałbym... chciałbym poznać prawdę o tobie.. - wbiłem wzrok w budynki Seoulu. Widziałem je pierwszy i ostatni raz, kiedy pan Choi odebrał mnie z lotniska i przywiózł do zamkniętego ośrodka. Ujrzenie ich było miłą odmianą - Yongbokie... czy to, co wtedy zobaczyłeś, odnosiło się do jakiegoś traumatycznego dla ciebie wydarzenia, przez które tu jesteś? - zacisnąłem dłonie na spodniach, czując cisnące się do oczu łzy. Mój oddech przyspieszył w dziwny sposób, a oczy zaczęły zaciskać się kurczowo, jakby starały bronić się przed ponownym zobaczeniem scen z przeszłości - Felix.. hej, co się dzieje?
- Przestaaaaaaań! - wrzasnąłem, łapiąc za niedawno starannie układane włosy.
- Felix. - chłopak zjechał na przystanek autobusowy, łapiąc moją twarz w obie dłonie - Popatrz na mnie. 
- Nikomu nic nie powiem, nikomu nic nie powiem, nie powiem..
- Yongbokie, spójrz na mnie. - dłonie Changbina pieściły delikatnie moje policzki - Otwórz oczy i popatrz na mnie. Nic ci nie grozi, zaufaj mi... jesteś bezpieczny. - zachłysnąłem się powietrzem, zaciskając odruchowo dłonie na nadgarstkach bruneta - Yongbokie... przysięgam, że nigdy więcej nie wrócę do tego tematu. Wybacz mi, nie miałem pojęcia.. - uchyliłem niepewnie mokre od łez powieki, widząc przed sobą lekko zamazanego, zmartwionego chłopaka - Wszystko jest dobrze, spójrz... nic ci nie grozi, nie bój się. - skinąłem głową, starając się unormować oddech - Wdech i wydech... już dobrze. 
- Hyung.. 
- Cii.. w porządku. - Changbin objął mnie, drapiąc mnie delikatnie po głowie - Nic ci już nie grozi. - skinąłem głową, spoglądając niepewnie, z lekkim zawstydzeniem na hyunga.
- Ja... przepraszam cię hyung..
- Nie, nie przepraszaj mnie. Wszystko jest dobrze, nie przejmuj się. - mówiąc to, sięgnął na tylne siedzenie, z którego wziął butelkę z wodą - Napij się. - widziałem, że jest zmartwiony i że jego dobry nastrój automatycznie spadł..
- Zepsułem nam wyjście.. nie kontroluję tego..
- Felix.. naprawdę nie musisz mi się z niczego tłumaczyć... wszystko potrzebuje małych kroków, a... ja to spieprzyłem. - mówiąc to, złapał mnie za rękę, wymuszając przy tym uśmiech - Jak będziesz gotowy i zechcesz o tym mówić, to mi powiesz... jeśli nie, to przysięgam, że nigdy o to nie zapytam. - skinąłem jedynie głową, upijając kilka łyków wody.
- A... ta niespodzianka.. zasłużyłem na nią? 
- Pewnie, że zasłużyłeś. Musisz obiecać mi tylko jedną... no może dwie rzeczy.
- Jakie?
- Po pierwsze.. nie będziesz podglądać.
- Obiecuję.
- Po drugie... wyłączasz całkowicie myślenie o tym, co złe i starasz się cieszyć tą chwilą na maksa.. zgoda?
- Dobrze, obiecuję. - jest smutny... ale ze mnie palant. Nie mogę jednak tego kontrolować, to ponad moje siły. Zachowałem się jak totalny błazen, ale nie potrafię o tym mówić. Nikt nie zna powodu, przez który popadłem w depresję i dlaczego tu wylądowałem. Moi rodzice, pan Choi, psychologowie i psychiatrzy, którzy leczyli mnie w Australii.... nikt nie ma o niczym pojęcia... Może właśnie dlatego, nikt nie potrafi mi pomóc. Jechaliśmy w absolutnej ciszy. Changbin co chwilę zerkał na mnie, jednak udawałem, że tego nie widzę. Było mi tak głupio, że nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Gdy stanęliśmy na czerwonym świetle, chłopak oblizał nerwowo wargi, wyciągając z kieszeni kurtki kawałek czegoś na wzór chustki - Co to?
- Zbliżamy się do miejsca... myślałem... myślałem, że może będę mógł ci to zawiązać na oczach, ale..
- Zrób to hyung. - mówiąc to, odwróciłem się do niego plecami. Oczywiście na tyle, na ile pozwalał mi na to samochód i pasy - W końcu to niespodzianka. 
- Jesteś pewien?
- Tak. - w końcu chustka wylądowała na moich oczach. Czułem lekki dreszcz i podekscytowanie, mimo wcześniejszego, nieprzyjemnego incydentu. Jednak tak, jak nakazał hyung... chcę wyłączyć myślenie i cieszyć się przygotowaną przez niego niespodzianką.
- W porządku? - skinąłem jedynie głową, lekko się uśmiechając.
- Ale się cieszę.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Zrobię dzisiaj coś fajnego i to z moim ulubionym hyungiem.
- Ulubionym mówisz... to ilu ich jeszcze masz, hm? - wzruszyłem ramionami zamyślając się.
- Hmmm... całą masę. Ale to ciebie lubię najbardziej. 
- No dobrze, niech ci będzie. - zatrzymaliśmy się. Moje serce biło tak szybko, jakbym miał jechać na świadomą śmierć, a nie na coś przyjemnego - Poczekaj. Pomogę ci wysiąść. - jak powiedział, tak też zrobił. Gdy wysiadłem z auta, nabrałem dużo powietrza nosem, uśmiechając się - Co tam?
- Nawet powietrze pachnie tutaj inaczej.
- Naprawdę?
- Mhm... tu... nie wiem, gdzie jesteśmy, ale czuć tu życie. Mmm dobre jedzenie, masę ludzi.. a w ośrodku czuć jedynie ciągły strach i smutek.. 
- Lixie, obiecałeś mi coś... nie myślimy dzisiaj o ośrodku, dobrze?
- Tak, przepraszam. - zatarłem ręce, wyciągając je przed siebie - Mam iść? Dokąd?
- Cierpliwości. - chłopak zaśmiał się, łapiąc mnie w talii - Pomogę ci, żebyś się nie przewrócił.
- Dobrze. - zaczęliśmy iść. Hyung instruował mnie, gdzie mam postawić nogę, gdzie podeprzeć się ręką... dlaczego ten chłopak jest tak idealny? - Hyung.. - uniosłem brew, czując jak na moje usta ciśnie się ogromny, w końcu szczery uśmiech.
- No co tam?
- Czy ja słyszę szczekanie psów? 
- Mmmm nie wiem. Sprawdź.
- Mogę? - podskoczyłem, zdejmując pospiesznie chustkę. Moim oczom ukazała się chmara psów, merdających wesoło ogonami - Hyung! Czy to psia kawiarnia?! 
- Ciii. - brunet zaśmiał się, otwierając szklane drzwi - Wskakuj dzieciaku. - nie wierzę, że zabrał mnie właśnie tutaj. Pobyt w tym miejscu jest tak niesamowitym uczuciem. W końcu jakaś odmiana... i to jaka przyjemna. W międzyczasie jedliśmy nasze ulubione ciasta, piliśmy kawę i rozmawialiśmy. Czas spędzony z hyungiem jest jak najlepsze lekarstwo. Będąc z nim nie myślę o braku kontaktu z rodzicami, o tym, że jestem już totalnie samotny, o nienawiści do ośrodka, do lekarzy, do mojego beznadziejnego życia... Uwielbiam z nim przebywać i na chwilę obecną nie wyobrażam sobie wyjazdu z Korei. Nie wyobrażam sobie rozłąki z Changbinem...
                    Wyszliśmy z kawiarni około 17-tej. Spędziłem cały dzień na zabawie z psami i rozmowie z chłopakiem. Czy tak może być już zawsze? Zniosę nawet ten przeklęty ośrodek.. chcę być po prostu z hyungiem.
- I jak? - zatrzymałem się, wieszając mu się na szyi.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. Świetnie się dzisiaj bawiłem. 
- Cieszę się, że mogłem sprawić ci przyjemność. - Changbin spojrzał na mnie, czochrając mi włosy - Masz ochotę na spacer? Niedaleko stąd jest N Seoul Tower. 
- A... a pan Choi?
- Ale ja nie chcę iść na spacer z panem Choi, tylko z tobą. - zaśmiałem się, przytakując.
- Zgoda, chodźmy. 
- Bardzo dużo się dzisiaj uśmiechasz. - przygryzłem wargę, nieśmiało ponownie przytakując.
- Dzięki tobie. - nic nie odpowiedział. Na jego buzi pokazał się jedynie lekki uśmiech, lecz poza nim, nie padły żadne słowa. Trochę dziwnie, ale może to i lepiej. Po niedługim czasie doszliśmy pod słynną N Soul Tower. Wchodząc na taras widokowy długo zbierałem myśli i zastanawiałem się nad tym, czy chcę wyznać Changbinowi prawdę, czy lepiej zostawić ją dla siebie, ale hyung jest dla mnie tak dobry i tak opiekuńczy, że zasługuje na to, by poznać mnie w pełni - Hyung..
- Tak?
- Chciałbym... chciałbym ci coś powiedzieć.
- Słucham. 
- Ta.. - przełknąłem z trudem ślinę, czując jak z nerwów zaczynają pocić mi się dłonie - Ta sytuacja w samochodzie..
- Felix, naprawdę, jeśli nie chcesz..
- Chcę. Zasługujesz na to, by poznać prawdę. - brunet odciągnął mnie na bok ścieżki, wpatrując się we mnie przez dłuższą chwilę. Po tym czasie jednak skinął głową, po czym złapał mnie w talii, ruszając dalej ku górze.
- Dobrze, to... słucham cię. 
- Jak... jak mieszkałem w Australii to... miałem dziewczynę, z którą byłem prawie dwa lata. Bardzo często u mnie przebywała i... byłem z nią naprawdę bardzo szczęśliwy. - nabrałem dużo powietrza do płuc, zerkając niepewnie na zasłuchanego chłopaka - Byłem przekonany, że to ta jedyna i... dopiero potem zdałem sobie sprawę, jaki byłem głupi..
- Co takiego się wydarzyło?
- Cóż... brat mojego ojca.. mój wujek, on... bardzo dużo podróżuje, ma kupę pieniędzy i... rzadko kiedy bywał w Sydney. Jak już przyjeżdżał to zwykle na jakieś dwa, trzy miesiące i zawsze zatrzymywał się u nas... Zawsze jak widział mnie z Phoebe, mówił jakim jestem szczęściarzem, bo to naprawdę skarb, a ja jak ten skończony kretyn się z tego cieszyłem i byłem dumny, że mam taką dziewczynę.... Nigdy nie przypuszczałem, że to może mieć jakiś podtekst i... - zamyśliłem się, czując jak ciepła dłoń Changbina głaszcze ostrożnie moją talię.
- W porządku... może na dzisiaj wystarczy?
- Mm... chciałbym ci powiedzieć dzisiaj o wszystkim. - nabrałem dużo powietrza, oblizując przy tym nerwowo wargi - I... wujek zaproponował nam, że zabierze nas na weekend na jacht. Oczywiście się zgodziłem, bo wiedziałem, że Phoebe od zawsze marzyła o czymś takim i... ta sytuacja z Minho i Jisungiem... przyłapałem mojego wujka z moją własną dziewczyną dokładnie w takiej samej sytuacji.. 
- Boże, Yongbokie..
- Nie... najgorsze było to, co działo się po tym pieprzonym weekendzie. - pociągnąłem nosem, spoglądając na Changbina ze łzami w oczach - Bał się, że... że jak to wszystko wyjdzie na jaw to.. to, że nasza rodzina się posypie... zastraszał mnie i lał jak psa, żebym milczał. Tak bardzo się go bałem, że nigdy... przez tyle lat nie pisnąłem nikomu nawet słówka.. nadal się go boję. 
- Już dobrze. - hyung zatrzymał się, wtulając mnie mocno w swoje umięśnione ciało - Płacz jeśli chcesz... przeklinaj tego sukinsyna, jeśli poczujesz się lepiej..
- Bardzo... bardzo się go boję, hyung. 
- Przysięgam, że ten człowiek nigdy więcej cię nie skrzywdzi... obiecuję ci to. 
- Obiecujesz? - szepnąłem przez ściśnięte gardło, spoglądając na chłopaka.
- Tak... chodź tu do mnie. - przez resztę wieczoru nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, jednak mimo to czułem ogromną ulgę. Naprawdę, jakby w końcu z serca spadł mi długo zalegający na nim kamień. Chyba potrzebowałem wyrzucenia z siebie tej bolesnej sytuacji, a Changbin był idealną osobą, która potrafiła tego wysłuchać. Tylko jemu ufam i wiem, że to, czego się dowiedział, zostanie tylko między nami.
            Gdy zajechaliśmy pod ośrodek, Changbin spojrzał na mnie, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Odprowadzę cię.
- Nie... jest późno, wracaj już do domu.
- Jesteś pewien?
- Tak... obiecuję, że nie zrobię niczego głupiego.
- Wiem... ufam ci. - uśmiechnąłem się lekko, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
- Wiesz hyung... bardzo miło spędziłem dzisiaj dzień i... to, że w końcu mogłem komuś o tym powiedzieć... to dla mnie bardzo dużo znaczy. - uniosłem na niego wzrok, bawiąc się przy tym nerwowo palcami - Dziękuję ci za to, że jesteś... tak po prostu. 
- Yongbokie.. - musiałem to zrobić. Pochyliłem się gwałtownie w kierunku kolegi, przylegając do jego rozgrzanych, lekko wilgotnych warg. Wydawało mi się to idealną okazją. Przez cały dzisiejszy dzień myślałem o Changbinie i słowach Minho i powoli zaczęło docierać do mnie, że chyba ma rację, a ja byłbym skończonym idiotą, jakbym zaprzepaścił okazję na tak wspaniałego chłopaka.
- Przepraszam. - szepnąłem, odrywając się niechętnie od jego ust. W jednej chwili zrobiło mi się tak gorąco, że dzięki mojemu ciału w samochodzie można by było otworzyć prywatną saunę - Uważaj na siebie. - dodałem, wychodząc pospiesznie z samochodu. Nie czekałem na reakcję hyunga... muszę przyznać, że nawet trochę się jej bałem, ale coś podpowiadało mi, że chyba dobrze postąpiłem i że wszystko powinno być dobrze. Dam mu teraz dużo czasu.. musiałem go tym zaskoczyć, a hyung to mądry facet. Jak będzie gotowy, na pewno ze mną o tym szczerze porozmawia...





~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


10 lutego 2020

Małe kroki~cz.3 [Felix&Changbin]



                Od godziny siedziałem na łóżku ze wzrokiem wbitym w znajdującą się na wprost mnie ścianę. Nie wiem o czym myślałem. Przez moją głowę przewijało się tysiące myśli na minutę, a ja z każdą z nich odczuwałem coraz większą pustkę i zagubienie.
- Yongbok.. - mrugnąłem kilkakrotnie, przenosząc niechętnie wzrok na wpatrującego się we mnie z zaciekawieniem Minho. Chłopak o delikatnych rysach twarzy wstał niepewnie ze swojego łóżka, siadając bardzo blisko mnie. Po chwili jego drobna dłoń spoczęła na moim udzie, a z jego ust wydobyło się ciężkie westchnięcie - Wszystko w porządku? - skinąłem jedynie głową, wracając wzrokiem do wcześniejszego punktu - Siedzisz tak od dwóch godzin.
- Dwóch? - muszę przyznać, że naprawdę się zdziwiłem. Byłem święcie przekonany, że minęła zaledwie jedna.
- Mhm... coś się stało? Chcesz pogadać? - spojrzałem na współlokatora, oblizując przy tym spierzchnięte wargi.
- Nie... wszystko jest w porządku.
- Nie kłam.
- Minho... nie masz swoich problemów i spraw do poukładania? - chłopak uciekł wzrokiem, zabierając przy tym dłoń z mojej nogi.
- Dajesz mi cicho do zrozumienia, żebym się odpieprzył..
- Ale..
- Mam mnóstwo swoich problemów i spraw do poukładania... a opieka nad tobą pozwala mnie na moment od nich odciąć i o nich nie myśleć. - ale ze mnie idiota. Zrobiło mi się potwornie głupio, ale taki już jestem... momentami bez wyczucia i empatii.
- Przepraszam. 
- Mniejsza, naprawdę. - Minho wrócił na swoje łóżko, sięgając gwałtownie po zeszyt, w którym dzień w dzień coś zapisuje. Nabrałem dużo powietrza do płuc, chcąc z nim porozmawiać, ale widząc jak brutalnie wręcz pisze coś na kartkach, postanowiłem odpuścić. Narzuciłem na siebie bluzę, kierując się do drzwi. Chciałem pospacerować, pozbierać myśli i przy okazji kupić coś słodkiego dla kolegi. Należą mu się przeprosiny.. Wyszedłem na dwór. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy, co spotkało się z ogromnym niezadowoleniem z mojej strony. Przekląłem go pod nosem, siadając na najbliższej ławce. Czując jak włosy, na punkcie których jestem przewrażliwiony, fruwają we wszystkich możliwych kierunkach, poczułem znów nienawiść do samego siebie i tego jak wyglądam. Ukryłem zmarznięte dłonie do kieszeni bluzy, czując jak po moich policzkach spływają chłodne strużki łez. Znów się zawiesiłem... znów czułem ten paskudnie kujący ból w klatce piersiowej... znowu nie miałem siły na nic.
- Felix. - było mi potwornie zimno. Nie wiem ile czasu spędziłem na dworze, ale sądząc po tym, że park był już całkowicie opustoszały, a latarnie stojące wzdłuż ścieżek zaczęły się zapalać, zakładam, że dość długo - Hej.. wszystko w porządku? - nabrałem dużo powietrza do płuc, spoglądając na kucającego przede mną Changbina - Długo już tak siedzisz? - wzruszyłem ramionami, po czym naciągniętymi na dłonie rękawami bluzy, wytarłem zapuchnięte oczy.
- Hyung..
- Co się stało? - chłopak usiadł obok mnie, zarzucając na mnie swoją kurtkę.
- Spójrz na mnie.
- Patrzę cały czas... o co chodzi?
- Tak? I co widzisz hyung? 
- Co widzę? Cóż... widzę przystojnego, wrażliwego, potwornie uroczego chłopaka, który potrzebuje pomocy... mojej pomocy. - poczułem dziwny ścisk w żołądku i szybsze bicie serca. Pierwszy raz nie były one wywołane stresem i stanami lękowymi, a... kurcze, sam nie wiem jak to określić, ale było to przyjemne... niesamowicie przyjemne doznanie - Dlaczego o to pytasz? Ktoś powiedział ci coś niemiłego? 
- Sam mówię sobie same złe rzeczy.. - Changbin wyraźnie posmutniał. Mimo to nabrał w płuca dużą ilość powietrza, łapiąc mnie za dłonie, które ukrył między swoimi, nagrzanymi rękoma.
- Felix, co się stało?
- A... a moje włosy?
- Co z nimi?
- Twoim zdaniem... wszystko z nimi w porządku? 
- Oczywiście, że tak. Wyglądasz bardzo dobrze... Zwłaszcza teraz, jak są takie... hm... muśnięte wiatrem. - mówiąc to zachichotał, przyprawiając mnie ponownie o szybsze bicie serca - Dlaczego pytasz o to wszystko? Masz problem z samoakceptacją? - skinąłem jedynie głową, odwracając przy tym wzrok - Hej, Yongbokie... dzieciaku, popatrz na mnie. - niechętnie wbiłem wzrok w bruneta, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu - Mam po kolei wymieniać co mi się w tobie podoba?
- Po.. podoba?
- Mhm.
- Nie... nie hyung, to krępujące.
- Ale widocznie tego potrzebujesz. 
- Ale... 
- Masz piękne, duże oczyska.. jakbym był dziewczyną, dawno by mnie kupiły. - kącik moich ust uniósł się lekko ku górze, co zachęciło chłopaka do dalszego monologu - Bardzo podoba mi się twoja szczęka.
- Szczęka?
- Mhm... taka silnie zarysowana. Bardzo ci pasuje.. Hm... twoje piegi.. piegi, w które mogę wpatrywać się cały czas.
- Hyung..
- Poważnie. Dodają ci tyle uroku.. jest to zdecydowanie jeden z twoich mocniejszych i bardziej charakterystycznych punktów, z którego powinieneś być dumny. - oblizałem nerwowo wargi, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele - Właśnie... usta... 
- Hyung.. 
- Nie umiesz przyjmować komplementów, co? - otworzyłem szerzej oczy, wpatrując się z zaciekawieniem w bruneta - Poczerwieniałeś. 
- Przepraszam. - uwolniłem dłonie z uścisku Changbina, przykładając je do dość mocno ciepłych policzków... musiałem wyglądać jak burak po tych jego wyznaniach.
- Za co? 
- Sam nie wiem... ja... chciałbym odwdzięczyć ci się tym samym, ale... ja po prostu nie potrafię..
- Nie, poczekaj Felix... Nie mówiłem ci tego wszystkiego po to, żebyś zaczął mi teraz słodzić.
- Nie?
- Nie głuptasie... powiedziałem ci to, żeby uświadomić ci wreszcie, jaką wspaniałą jesteś osobą. A wiesz, co jest w tobie najpiękniejsze? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując jak ciepła dłoń hyunga przesuwa się po mojej, łącząc nasze palce. Po chwili chłopak przyłożył nasze splecione ręce do mojej klatki piersiowej, z bardzo mocno bijącym sercem - Rozumiesz?
- Tak.. chyba tak.
- Mimo że jesteś bardzo przystojnym chłopakiem, to, co masz tutaj, powinno być dla ciebie najważniejsze. 
- Rozumiem. 
- Masz wspaniałą osobowość i nikt za nic w świecie nie powinien wmówić ci, że jest inaczej. - skinąłem jedynie głową, wzmacniając uścisk naszych dłoni. Było mi lżej... znacznie lżej. Skoro jestem piękny w jego oczach, nic innego nie wmówi mi teraz, że coś jest ze mną nie tak. Będę się o to bardzo mocno starać - Masz... masz może ochotę na coś słodkiego? - moja głowa ponownie przytaknęła - W naszej ulubionej kafejce rzucili dzisiaj nowe menu. 
- Naprawdę?
- Mhm... myślę, że coś na pewno cię zainteresuje. 
- Będę musiał kupić coś dla Minho... nie wiem tylko, jakie ciastka lubi.
- Coś na pewno wybierzemy, pomogę ci. - Changbin chwycił mnie ostrożnie w talii, podnosząc mnie z ławki - A.. może zaproponujemy mu żeby poszedł z nami? - oblizałem nerwowo wargi, przenosząc wzrok na uśmiechniętego bruneta.
- Ja... ja myślałem, że chcesz iść tylko ze mną.. - w skali od 1 do 10... jak bardzo źle to zabrzmiało? Chłopak uśmiechnął się nerwowo, uciekając przy tym wzrokiem.
- Oczywiście, że chcę iść tylko z tobą. Ale pomyślałem, że skoro zaproponowałeś Minho ciastko, to...
- Nie, nie zaproponowałem mu. Chcę mu je kupić, bo... trochę narozrabiałem.. znowu. 
- A co się stało?
- Co się stało? - westchnąłem wchodząc do ciepłego wnętrza budynku - On... on bardzo się stara złapać ze mną jakiś kontakt..
- A ty tego nie chcesz..
- Nie w tym rzecz. Ja... nie przywykłem do tego. 
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to, że... dopiero tak naprawdę uczę się kontaktu z człowiekiem. W sensie... od kiedy tu wylądowałem. Do tej pory rozmawiałem tylko z panem Choi, ale miałem świadomość tego, że to jego obowiązek i gdyby nie to, na pewno nie poświęcałby mi tyle czasu.. Potem zbliżyłem się do ciebie i utkwiłem w przekonaniu, że... że potrzebuję tylko ciebie hyung. - zatrzymaliśmy się przed kawiarnią. Uniosłem niepewnie wzrok, jednak byłem na tyle wystraszony tą sytuacją, że nie byłem w stanie wbić go w Changbina. Spojrzałem więc na kartę, wybierając pierwsze, lepsze ciasto, które rzuciło mi się w oczy - Sernik z malinami.
- Hm?
- Wezmę sernik z malinami. 
- A... tak... - chłopak wyciągnął portfel, rozglądając się po wnętrzu kafejki - Poszukasz stolika?
- Tak. - mogłem wstrzymać się z tym wyznaniem. Może źle to zabrzmiało? Może... może jakbym uzależnił się od jego osoby? Kurcze, sam nie wiem. Przecież mu się nie narzucam, nie biegam za nim, nie wypisuję do niego, mimo że dał mi swój numer... Wiem. Przeproszę go i tym powinienem załatwić sprawę. Gdy Changbin podszedł do stolika z tacą z naszym zamówieniem, nabrałem dużo powietrza do płuc, zaciskając przy tym dłonie na dresowych spodniach - Hyung, przepraszam.
- Hm? Za co?
- Nie chciałem, by tak to zabrzmiało. Ja... będę z tobą szczery hyung. Po prostu bardzo cię lubię i dobrze się przy tobie czuję... i... jestem ci bardzo wdzięczny za to, co dla mnie robisz. - przełknąłem z trudem ślinę, unosząc wzrok na chłopaka - Nie chciałem cię urazić tym wyznaniem czy... nie wiem... żebyś poczuł się przeze mnie osaczony.. przepraszam.
- Nie powinieneś mnie za to przepraszać Felix. Jest mi bardzo miło, że tak o mnie myślisz... Po prostu.. zaskoczyłeś mnie. Ale pozytywnie, uwierz mi. 
- Czyli nie jesteś na mnie zły?
- Absolutnie, skąd ten pomysł?
- Sam nie wiem..
- No już. - hyung rozczochrał moje włosy, chichocząc - Zjedz coś słodkiego, to poczujesz się lepiej.
- Dziękuję hyung. 
                                  Czas spędzony w towarzystwie Changbina zleciał bardzo przyjemnie i niestety też bardzo szybko. Około godziny 20-tej chłopak oznajmił, że musi już się zbierać, bo niedługo ma rozmowę z jakąś dziewczyną z ośrodka. Kupiłem więc pospiesznie ciastko dla Minho, po czym razem z brunetem ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju.
- Odprowadzę cię i będę uciekać do roboty.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za wszystko... za rozmowę, za spacer, za sernik... dziękuję. 
- Dla ciebie wszystko. - zaśmiał się szturchając przy tym moje ramię - Jesteśmy dzieciaku. - westchnąłem jedynie, łapiąc dość niechętnie klamkę drzwi - Porozmawiaj spokojnie z Minho... jestem pewien, że się dogadacie.
- Tak myślisz?
- Wiem to. 
- Dobrze. Do zobaczenia jutro. - posłałem w kierunku kolegi lekki uśmiech, po czym szarpnąłem za klamkę wchodząc do środka pokoju. To, co zobaczyłem jednak, totalnie zbiło mnie z nóg. Na łóżku Minho siedział blondyn, który pochylony w kierunku współlokatora, całował go tak namiętnie, że aż zbierało mnie na wymioty. Kto to jest do cholery? Przecież Minho twierdził, że rozstał się ze swoim chłopakiem.
- Zamknijmy im drzwi. - szepnął Changbin, oszczędzając mi widoku. Reklamówka z ciastkiem znajdująca się w mojej dłoni, wyślizgnęła się na ziemię, dając wyraźny sygnał dźwiękowy, że o ciastku można już jedynie pomarzyć - Felix, co z tobą? - zrobiłem krok w tył, unosząc przeszklone oczy na zdziwionego Changbina - Hej... co się dzieje? Felix.. - odwróciłem się na pięcie, idąc pospiesznie wzdłuż korytarza - Felix!
- Tu jesteś. - chłopak odwrócił się, czując na ramieniu czyjąś rękę.
- Pan Choi..
- Masz pacjentkę, pamiętasz?
- Tak... tak, ale Felix..
- Kto?
- Yongbok, on..
- Zajmę się nim... idź wykonywać swoją pracę.
- Ale..
- Chłopcze, ostrzegałem cię. Nie wchodź w bliższe relacje z żadnym z pacjentów, bo z czasem to źle wpłynie na twoją pracę.. On jest pacjentem... ciężko chorym chłopakiem, a ty masz go leczyć.. a nie się z nim przyjaźnić. 
- Ale..
- Czy to jest jasne? 
- Tak... chyba tak.. 
- Świetnie.. a teraz do roboty. - wybiegłem przed budynek. Było ciemno, zimno i potwornie wietrznie, ale kompletnie w tej sytuacji mi to nie przeszkadzało - Yongbok. - odwróciłem się niechętnie, widząc stojącego za sobą pana Choi - Co się dzieje? - pokręciłem jedynie przecząco głową, robiąc krok w tył - Hej. - mężczyzna złapał mnie za ramiona, potrząsając mną - Powiedz coś. Yongbok.. - spuściłem jedynie głowę, czując jak do moich oczu napływają łzy - Dzieciaku, co się z tobą dzieje? 
- Puść..
- Słucham?
- Puszczaj!
- Chodź. 
- Puść mnie!
- Uspokój się i przestań się szarpać. - uniosłem zapłakane oczy, widząc wybiegających przed budynek, dwóch młodych lekarzy - Znowu to samo. Podajcie mu leki na uspokojenie.
- Tak jest.
- I połóżcie go do łóżka. Nie będę się z nim szarpać.
- Dobrze.
- Chodź Yongbokie. 
- Nie... błagam nie.
- Weźmiesz leki, położysz się do łóżka i poczujesz się lepiej. 
- Nie chcę. 
- Yongbok..
- Nie chcę brać tych leków!
- Nie słuchajcie go panowie... znowu bredzi. - za każdym razem, jak pan Choi nie umie sobie ze mną poradzić, wpycha we mnie na siłę masę leków na uspokojenie, które zamiast mi pomóc, jedynie pogarszają moje samopoczucie. Nie dość, że mnie otumaniają, to dodatkowo jestem po nich bardzo śpiący i mam rewolucje żołądkowe... koszmar. Zgodnie z rozkazem zostałem zaprowadzony do pokoju. Gdy tylko zostałem wprowadzony do środka, spojrzałem w kierunku zdziwionego Minho, który o dziwo siedział już sam.
- Co... co się dzieje? 
- Nie przejmuj się... podamy mu leki i wszystko będzie dobrze.
- Ale co mu się stało? - zostałem posadzony na łóżku. Jeden z mężczyzn wyszedł pospiesznie po leki, podczas gdy drugi z nich usiadł obok mnie, trzymając mnie kurczowo za ramiona - Yongbok..
- Minho, nie zaczepiaj go. Yongbok potrzebuje teraz wyciszenia.
- Ale..
- Wiem, że martwisz się o kolegę, ale zapewniam cię, że wszystko będzie dobrze. 
- Jestem. - drzwi do sali otworzyły się. Zacisnąłem jedynie powieki, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła - Najpierw zastrzyk... potem podam mu resztę. 
- Okej. - mężczyzna, który towarzyszył mi w trakcie siedzenia na łóżku podwinął rękaw mojej bluzy, uważnie mi się przyglądając - To dla twojego dobra. - mam tego dość... ile można? Po chwili poczułem lekkie ukłucie w okolicy ramienia. W sumie przywykłem już do tego uczucia, ale nadal jest ono tak samo nieprzyjemne, jak przy pierwszym razie - Weź teraz leki i się połóż, dobrze? 
- Nie chcę.. 
- Yongbokie... - uniosłem wzrok, widząc przestraszonego całą sytuacją współlokatora - Proszę.. proszę, weź je i się połóż. Będę przy tobie cały czas, nie bój się. - przełknąłem z trudem ślinę, wyciągając drżącą rękę w kierunku lekarza.
- Dzielny z ciebie chłopak. 
- Zobaczysz, że zaraz będzie lepiej. - przełknąłem cztery tabletki, po czym zrzuciłem buty z nóg, kładąc się niezdarnie do łóżka - Minho, będziesz mieć na niego oko?
- Tak, obiecuję. 
- Niedługo powinien zasnąć... jakby do tego czasu coś się działo, to daj nam znać.
- Dobrze. - wyszli.. na szczęście. Zakryłem się w całości kołdrą, nabierając dużo powietrza do płuc. Leki, które nam tu podają są bardzo silne, dlatego też po chwili czułem, jak mocno zaczyna kręcić mi się w głowie, a żołądek skręca się na wszelkie możliwe strony - Yongbok..
- Nie teraz... proszę. 
- Ale..
- Minho. 
- Dobrze... przyjąłem. - usłyszałem jedynie ciężki oddech chłopaka i uginające się pod jego ciężarem łóżko. Czułem, jak powoli tracę świadomość... jak w głowie mam totalny helikopter, a oddech staje się coraz płytszy i spokojniejszy. Nienawidzę tego uczucia. Za kilka minut te leki otumanią mnie na tyle, że do rana nie będę wiedział, jak się nazywam. Przysięgam, że jak w końcu stąd wyjdę, to zemszczę się na nich wszystkich...

*

                Przekręciłem się na bok, czując uderzające w moją twarz promienie słoneczne. Jęknąłem jedynie, chcąc naciągnąć na siebie kołdrę, ale wtedy usłyszałem ciepły głos Minho.
- Dzień dobry.
- Hm? - spojrzałem na siedzącego na moim łóżku kolegę, wpatrującego się we mnie z ogromną uwagą - Cześć, a... dlaczego siedzisz na moim łóżku?
- Changbin hyung prosił żebym cię pilnował.
- Co? - usiadłem gwałtownie, starając się przypomnieć sobie wydarzenia z zeszłej nocy, ale nic nie przychodziło mi do głowy - Ale..
- Wczoraj.... wczoraj znowu podali ci leki na uspokojenie i... jakiś czas po tym przyszedł tu Changbin.. Chciał z tobą porozmawiać, ale byłeś jak zombie.. w ogóle nie kontaktowałeś.
- Nie pamiętam tego..
- Ja... powiedziałem mu, że podali ci leki i się wściekł.. naprawdę był bardzo zły i.. prosił jedynie żebym miał na ciebie oko, a sam pobiegł gdzieś jak poparzony. - zamyśliłem się, przeczesując włosy. Pamiętam, że wczoraj Changbin odprowadził mnie do pokoju, a... potem niemalże urwał mi się film.
- Minho..
- Tak?
- Kim był ten chłopak?
- Co? Jaki chłopak?
- Wczoraj.. całowałeś się z nim.
- Aa.. on.. - Minho wyraźnie się speszył. Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale czuję się przez niego oszukany. Kilka tygodni temu płakał, że zostawił go chłopak, a ta wczorajsza sytuacja? Co to miało być? - To... to Jisung.. mój chłopak.
- Mówiłeś, że się rozstaliście.
- Tak, ale... dałem mu drugą szansę. Widziałem, że bardzo żałował swojego zachowania..
- Na pewno wiesz, co robisz?
- Tak. - chłopak odpowiedział pospiesznie, przytakując przy tym energicznie głową - Ale.. powiedz mi lepiej, co z tobą. Co się wczoraj stało? 
- Nic... ja.. lepiej będzie, jak porozmawiam z Changbinem. - wstałem z łóżka, widząc na sobie swoją piżamę, w którą jak mniemam nie ubrałem się zeszłego wieczoru sam.
- Ach... przepraszam, ale nie chciałem żebyś spał w ubraniach.
- Dziękuję Minho. - narzuciłem na siebie buty i bluzę i pospiesznie wybiegłem z sali w kierunku ogólnego pokoju lekarzy. Musiałem porozmawiać z hyungiem. Wiem, że nie zrobiłem niczego głupiego, ale mimo wszystko, chcę mieć z nim wyjaśnioną sprawę. Podbiegłem pod drzwi, po czym gwałtownie w nie zapukałem. Nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka, kłaniając się - Dzień dobry.
- Yongbok.. jak się czujesz?
- Rewelacyjnie, jak zawsze.. - burknąłem, rozglądając się po sali - Zastałem Changbina? 
- Nie, niestety go nie ma.
- I nie będzie. - uniosłem wzrok, widząc przed sobą pana Choi.
- Ale.. ale jak to?
- Został zwolniony. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg. Zwolniony? Ale jak to? Dlaczego? To jakiś żart? Co się działo, kiedy byłem pod wpływem tego gówna?
- Ale.. - czułem bolesny ścisk w gardle, który uniemożliwił mi dalszą rozmowę z lekarzami. Moje oczy zaszły łzami, a kolana zaczęły się trząść jak przysłowiowa galareta.
- Dopiero co stąd wyszedł... powinieneś jeszcze go złapać. - odezwał się jeden z młodszych lekarzy, po słowach którego od razu pobiegłem w kierunku głównego wyjścia. Nie wierzę... jeśli hyung stąd odejdzie, to przysięgam, że ucieknę z tego piekła. Nie wytrzymam tu bez niego. Wybiegłem na dwór. W amoku zacząłem rozglądać się po parku oraz parkingu. Zauważyłem, jak chłopak ładuje swoje rzeczy do bagażnika samochodu... czyli to prawda.
- Hyung! - brunet nawet na mnie nie spojrzał. Zamknął spokojnie drzwi bagażnika, po czym podszedł do mnie dość leniwym krokiem - Changbin..
- Jak się czujesz? 
- Hyung..
- Dobrze, że leki przestały już działać. 
- Popatrz na mnie! - wrzasnąłem, zanosząc się przy tym łzami. Czuję się oszukany.. zdradzony.. porzucony jak niechciany pies.
- Nie potrafię. - szepnął, po czym stanął na tym samym schodku co ja, mocno mnie przytulając - Chcę pamiętać cię uśmiechniętego.. - zacisnąłem dłonie na jego kurtce, nie mogąc się uspokoić. Czułem się idiotycznie, ale chciałem wyrzucić z siebie cały towarzyszący mi ból.
- Dlaczego? Dlaczego mnie zostawiasz? 
- Yongbokie, to nie tak... Ja... zostałem po prostu zwolniony. 
- Dlaczego?! - hyung westchnął, drapiąc mnie ostrożnie po głowie.
- Bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki cię leczą.. Po tym, co wczoraj zobaczyłem.. cóż.. wygarnąłem wprost panu Choi, co o tym myślę i... on dodatkowo zarzucił mi, że nie powinienem żyć bliżej z żadnym z pacjentów..
- Czyli to moja wina? - uniosłem głowę, spotykając się z przeszklonymi oczami bruneta - Porozmawiam z nim..
- Nie.. Felix, to nie jest twoja wina, nie myśl tak. Po prostu... po prostu nie stosowałem się do regulaminu... to ja zawiniłem. - pociągnąłem nosem, czując jakby ktoś z całej siły wykręcał mi żołądek.
- Hyung... ja... ja sobie bez ciebie nie poradzę. Błagam, nie zostawiaj mnie.
- Oczywiście, że sobie poradzisz. Jesteś silnym, bardzo dzielnym chłopakiem i jestem pewien, że pokonasz tą chorobę, a... - Changbin przełknął z trudem ślinę, wycierając pospiesznie spływającą po jego policzku łzę - A kiedy to się stanie, wyskoczymy gdzieś na dobre ciastko, tak jak kiedyś...



~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------