28 lutego 2015

Zico & Jaehyo [Potwór z sąsiedztwa]


            Nazywam się Jaehyo i mieszkam razem z rodzicami w małej mieścinie o nazwie Gimje. Nienawidzę tej wiochy. Ogranicza mnie... nie ma tutaj żadnych perspektyw.. żadnych klubów, galerii, kina, muzeów, boisk....nic, tylko pola do uprawy ryżu i wypasu krów. Totalna porażka. Nie pasuję do tego miejsca. Jestem osobą, która chce się rozwijać... ma pasje, marzenia i ogromne plany na przyszłość. Po maturze chcę wyjechać do Seoulu i w nim zacząć studia i pracę. Nie ma opcji żebym kiedykolwiek wrócił do Gimje. Wracając do wyglądu mojej wioski... Znajduje się w niej kilkanaście domów jednorodzinnych umieszczonych przy głównej ulicy, szkoła, pare sklepów, kawiarnia z obrzydliwą kawą i stacja benzynowa. Całą wieś otacza las sosnowy... wielki, ciemny, gęsty las. Słyszałem jak starsi mieszkańcy wioski nazywali Gimje "wioską otoczoną przez śmierć". Żałosne...wiem, ale starszych ludzi nie przegadasz. Na wzgórzu, które jest jednocześnie głównym wejściem do lasu znajduje się ogromny, ceglany dom. Przypomina bardziej coś w rodzaju zamku, o którym oczywiście krążą miejscowe legendy. Jedna z nich jest taka, że zamieszkują w nim zmartwychwstani. Jako że chowamy ciała zmarłych wokół wioski, ludzie gadają, że oni na pewno powstają z grobów i osadzają się w "zamku". Totalna głupota.
Właśnie stałem na moście i czekałem na szkolny autobus, kiedy podbiegł do mnie Taeil. Był z młodszej klasy i strasznie działał mi na nerwy.
- Cześć Jaehyo!
- Aish.... czego się tak drzesz?
- Słyszałeś już najnowsze wieści?
- Dopiero wyszedłem z domu...jakie wieści?
- W środku nocy jakaś rodzina wprowadziła się do tego domu na wzgórzu.
Wow....muszę przyznać,że rzeczywiście mnie to trochę zaskoczyło, ale nie chciałem zbytnio tego po sobie okazywać.
- No i?...pewnie już cała wieś żyje tą wiadomością.
- Naprawdę cię to nie rusza? Ktoś wprowadził się do tego domu...w środku nocy...i jeszcze ta legenda o zmartwychwstałych...
- Jezu jaki z ciebie dzieciak... jesteś w drugiej klasie liceum, a zachowujesz się jak przedszkolak. - rzuciłem krótko i ruszyłem w stronę wzgórza.
- Ejj, a ty dokąd?
- Do domu... nie mam dzisiaj siły na szkołę.
W rzeczywistości chciałem sprawdzić jaka szalona rodzina zdecydowała się na przeprowadzkę do Gimje i jeszcze do tego ponoć nawiedzonego domu. Lekko poddenerwowany i zmęczony stanąłem pod ogromną bramą, która oddzielała zamek od reszty wioski. Nigdy jeszcze nie miałem okazji przyglądać się temu miejscu z bliska...muszę powiedzieć, że robiło wrażenie. Mimo to starałem się zachować obojętność i kamienną twarz... jak zawsze. Po podejściu pod bramę czułem się obserwowany. Czułem się tak, jakby wielka para oczu była wbita we mnie i śledziła każdy mój ruch. Dziwne... Rozejrzałem się dookoła siebie. Cisza... głucha cisza, pola, las i lekki wiatr rozwiewający moje włosy. Już miałem pukać do bramy, gdy nagle zadzwonił do mnie telefon. Warknąłem pod nosem i odebrałem. Była to mama... powiadomiła mnie o nagłej śmierci naszej sąsiadki i kazała natychmiast wracać do domu. W sumie nic dziwnego w tym nie widziałem. Ta babcia miała już z 80 lat. Niby zawsze trzymała się bardzo dobrze, nigdy nie chorowała... jeszcze wczoraj widziałem ją jak pracowała w polu. Ale cóż... taka widocznie jest kolej rzeczy. Ostatni raz rzuciłem okiem na ogromny dom i ruszyłem w stronę wsi. Gdy wszedłem do domu od razu w progu zaczepiła mnie młodsza siostra.
- Taeil...
- Co Taeil?
- On...- tutaj wybuchła płaczem i uciekła do swojego pokoju.
- Jaehyo...- jeszcze ojciec...
- Hm?
- Taeil zmarł...
Co? O czym on kuźwa mówi? Mama mówiła o zmarłej sąsiadce, nie o tym upierdliwym gnojku...fakt, wkurzał mnie, ale jego śmierć mną wstrząsnęła.
- O czym ty mówisz?...mama mówiła o śmierci sąsiadki...
- Taeil miał atak zaraz po niej...
Nic nie powiedziałem... nie byłem w stanie. Przecież rozmiawiałem z nim jakąś godzinę temu. Poszedłem do pokoju i zamknąłem się w nim na wszystkie możliwe zamki. Nie miałem ochoty z nikim przebywać i rozmawiać. Mimo mojej niechęci do tego dzieciaka, czułem się dziwnie wiedząc, że nie żyje. Usiadłem na łóżku i zacząłem rozmyślać... w sumie o niczym szczególnym. Mimo śmierci sąsiadki i kolegi ze szkoły, nadal myślałem o rodzinie, która wprowadziła się do domu na wzgórzu. Nigdy nikt tam nie mieszkał... przynajmniej nie za mojego życia. W pewnym momencie usłyszałem szelest liści. Okno mojego pokoju wybiegało wprost na las otaczający wioskę. Poderwałem się na równe nogi gdy zobaczyłem stojącego w oknie chłopaka. Nigdy wcześniej go nie widziałem... musiał być synem ludzi, którzy wprowadzili się do "zamku". Był niewiarygodnie blady, a jego oczy były puste...dosłownie. W pierwszym momencie przestraszyłem się go i odruchowo zrobiłem krok w tył. Ten jedynie uśmiechnął się i oparł się o okno.
- Jestem Zico.
Co za dziwny typ.
- Każdemu tak zaglądasz w okna?
- Hmm... no cóż....taki mam nawyk.
- Nie powinieneś tego robić...- powiedziałem, po czym podszedłem do okna,by je zamknąć. Chłopak jednak zatrzymał okno z ogromną siłą i lekko się uśmiechnął.
- Nie ładnie tak wyganiać gości.
- Nie jesteś moim gościem... zrobiłeś mi najście, bez mojej wiedzy i zgody... a teraz mam taki okres,że nie mam ochoty na czyjeś odwiedziny. 
- A mogę wiedzieć co się stało?
- Niekoniecznie... nie znamy się wystarczająco długo.
- Możesz mi zaufać.
Rzeczywiście... było w nim coś, co mnie do niego przyciągało i za wszelką cenę chciałem wiedzieć co to jest. Z drugiej jednak strony bałem się go. Był niewiarygodnie spokojny... do tego jeszcze to przeszywające spojrzenie.. no nic...
- Z drugiej strony domu są drzwi... wej...- tu nie dokończyłem, bo Zico już był w środku. Gdy stanął na podłodze mojego pokoju poczułem dreszcze i dziwną aurę panującą wokół nas. Miałem ochotę uciec.. nie wiem dokąd i dlaczego, ale to była pierwsza myśl gdy chłopak pojawił się w środku.
- Usiądź...
Zico usiadł na łóżku i wbił oczy w wiszący na ścianie krzyż.
- Jesteś katolikiem?
- Owszem...dlaczego o to pytasz?
- Z czystej ciekawości.
Aish...coraz bardziej miałem go dosyć.
- Powiem ci, co miałem do powiedzenia i stąd pójdziesz, zgadza się?
- Taka była umowa.
- Dowiedziałem się dzisiaj o śmierci sąsiadki i bliskiego kolegi ze szkoły...
- Hmm... dwa zgony jednego dnia?...dziwne.
- Zgadza się... mam wrażenie, że to przez rodzinę, która wprowadziła się tutaj zeszłej nocy.- powiedzialem to specjalnie, by zobaczyć jak zareaguje. Nigdy wcześniej nie widziałem go w wiosce, więc od razu domyśliłem się, że to on się wprowadził do Gimje. Mimo osądu chłopak zachował stoicki spokój.
- Czemu myślisz,że to przez nas?
Przyznał się.... czyli czuje się czysty i niewinny.
- Nie wiem... sam fakt, że wprowadziliście się do tego domu sugeruje, że jest z wami coś nie tak.
- Nie powinieneś nas osądzać...sam mówiłeś, że nie znamy się wystarczająco dobrze.
- Być może... ale wiem,że nie jesteście zwykłą rodziną.
Zico lekko się uśmiechnął po czym wstał i podszedł do otwartego okna.
- Udowodnij to przed całą wioską... może być ciekawie.- po tych słowach uśmiechnął się i wyskoczył z okna znikając między gęsto osadzonymi drzewami.

*

Przez kolejne dni bez przerwy myślałem o Zico... nie jako obiekcie westchnień... bardziej o jego dziwnym jak dla mnie sposobie bycia. Sam potwierdził, że jego rodzina do zwykłych nie należy... albo powiedział to specjalnie, by zrobić ze mnie idiotę. Jednak kolejne zgony potwierdzały jedynie moją teorię. Fakt... może i nie powinienem ich od razu osądzać, ale przez ciągłe pogrzeby zacząłem się bardziej zagłębiać w historię wioski, domu na wzgórzu i legendy o zmartwychwstałych. Ponoć podobna sytuacja miała miejsce setki lat temu w XVII wieku. Do domu na wzgórzu ni stąd ni zowąd w środku nocy wprowadziła się rodzina, która jak się później okazało była opuszczona przez Boga... co oznacza, że byli zmartwychwstałymi lub jak kto woli to nazywać- wampirami. Śmieszne? Być może... ale w tym momencie wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. 
- Jaehyo!
Mama... odłożyłem notatnik, w którym zapisywałem wszystkie przemyślenia dotyczące nowych mieszkańców Gimje i poszedłem do kuchni.
- Tak?
- Idę dzisiaj na pogrzeb pana Kim... zmarł wczoraj wieczorem. 
- Co?.... kolejny zgon?
- Niestety... lekarz sądzi, że to epidemia.
Epidemia czy sprawka wampirów? 
- Dobrze... mam iść z tobą?
- Nie... zostań z Yooną w domu. 
Westchnąłem i wyciągnąłem z lodówki jabłko, w którym od razu zatopiłem zęby. Ta nowa rodzina przestała mi się podobać już dawno temu. 
- Wieczorem będę musiał wyjść.
- Wieczorem?...dokąd?
- Do kolegi... będziemy robić projekt na chemię.
- Dobrze... zostań u niego na noc żebyś się nie pałętał sam po nocy.
Tym lepiej dla mnie. Nie mam kolegów...mama powinna o tym wiedzieć. Chciałem się zaczaić w krzakach podczas pogrzebu, by sprawdzić co zmartwychwstali robią z tymi, których "zabili". 
  Gdy nadszedł wieczór zgodnie z tym, co sobie ustaliłem wcześniej poszedłem do lasu, by zaczaić się na kondukt pogrzebowy. Gdy rodzina i najbliżsi rozeszli się mogłem w spokoju przyglądać się grobowi. Nie był on marmurowy. U nas w wiosce panowała zasada, że zmarłych chowamy owszem w trumnach, ale nie przykrywamy ich marmurem, tylko samym piachem i ziemią. 
Byłem zmęczony... siedziałem tu w końcu dobre kilka godzin. W pewnym momencie poczułem jak ktoś łapie mnie od tyłu i zatyka usta. Byłem przerażony i totalnie mnie zamurowało. Nie wiedziałem jak mam się bronić. Wtedy poczułem okropny ból na mojej szyi. Jakby ktoś zatopił w niej igły. Zamroczyło mnie. Momentalnie straciłem czucie w kończynach i zrobiłem się strasznie senny...
   Obudziłem się w swoim łóżku, przy którym siedziała mama i głaskała mnie po głowie. Nie mam pojęcia jak się w nim znalazłem. 
- Jaehyo... synku, jak się czujesz?
Otworzyłem usta, ale nie mogłem nic powiedzieć. Wtedy zobaczyłem wchodzącego do pokoju lekarza. Jedyny lekarz w wiosce... pewnie jest załamany tym, że w tak krótkim czasie zmarło tak dużo ludzi. Chciałem mu powiedzieć, co jest przyczyną tylu zgonów, ale nie mogłem... nic nie mogłem powiedzieć... dlaczego do cholery?! Gdy pan Ha zaczął robić mi badania, zamknąłem oczy i....
      Obudziłem się w trumnie. Zaraz....co jest grane?! Dostałem nagłego ataku paniki. Waliłem rękoma i nogami najmocniej jak mogłem. Chciałem, by ktoś mnie usłyszał i wyciągnął z tego dołu. Chwila Jaehyo...uspokój się. Skoro jesteś w trumnie... znaczy,że stwierdzono zgon...co oznacza,że odżyłem i należę do zmartwychwstałych. Yhym...bądź tu człowieku spokojny. 
- POMOCY ! SŁYSZY MNIE KTOŚ?!
Uderzenie w trumnę. Czyli ktoś usłyszał. W pewnym momencie poczułem zimno uderzające o moje ciało. Góra trumny została zdjęta. Bałem się otworzyć oczy, by sprawdzić, kto mi pomógł. 
- Witam nowego.- znam ten głos...Zico. Otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka, który stał nade mną i lekko się uśmiechał. 
- C...co...
- Byłeś taki pewny siebie i swojej teorii co do mojej rodziny. Kiedy udało ci się odrodzić, nie jesteś juz taki hop do przodu. 
Wstałem i otrzepałem ubranie. Następnie podszedłem do Zico i spojrzałem w jego puste oczy. 
- Co...co teraz?
- Teraz? Będę musiał cię nauczyć co i jak... a później zamieszkasz ze mną, moją rodziną i resztą zmartwychwstałych w domu na wzgórzu. 
- A...a moi rodzice?
- Zabijamy tylko tych, którzy mogą nam się do czegoś przydać. Twoi rodzice raczej do takich nie należą. Nie każdemu też udaje się odrodzić... możesz czuć się wyjątkowy.
- Jak to?
Zico westchnął i podszedł do grobu Taeila. 
- Widzisz ten grób?...temu dzieciakowi się nie udało.
Miałem ochotę rzucić się na niego i go zabić. Wiedział pewnie, że jestem dość blisko z Taeilem i zrobił to specjalnie by mnie zdenerwować. Mimo wściekłości starałem się zachować spokój.
- Yhym... co teraz?
- Podejdź bliżej mnie.
Jak kazał, tak też zrobiłem. Wtedy Zico złapał mnie za biodra i zbliżył usta do mojej szyi. Zacisnąłem oczy, bo bałem się, że znów będzie chciał mnie ugryźć. Ten jednak musnął ustami miejsce po wcześniejszym ugryzieniu. Gdy zobaczył brak reakcji z mojej strony zaczął składać namiętniejsze pocałunki.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknąłem i odskoczyłem od chłopaka na dobre dwa metry. 
- Chyba mnie nie zrozumiałeś Jaehyo... sądziłem,że jesteś bystrzejszy.
- O czym ty mówisz?
- Powiedziałem ci,że zabijamy tylko tych, którzy mogą nam się do czegoś przydać.
- Mów dalej..
- Zmieniając ciebie chciałem byś był już na zawsze przy mnie. 
Chory facet...naprawdę... mimo obrzydzenia i nienawiści jakie do niego czułem coś mnie w nim kręciło i pociągało. 
- Istaniało też ryzyko, że mnie na zawsze stracisz...nie przemyślałeś tego.
- Przemyślałem to bardzo dokładnie... wiedziałem i czułem, że będziesz jednym ze zmartwychwstałych. 
- Jasne... czułeś to tylko w moim przypadku?
- Tak...jest w tobie coś wyjątkowego i niezwykłego... jeszcze nie wiem co,ale się dowiem.
- Nie mam ochoty się w to bawić... wracam do domu.
- Jaehyo..- Zico stanął przede mną i mocno mnie przytulił - ty nie żyjesz... dzisiaj po południu był twój pogrzeb. Nie uważasz,że rodzice by się troszkę zdziwili jakbyś nagle przyszedł do domu?
Miał racje... ale nie byłem na to gotowy... nie chciałem, by moje życie..zwał jak zwał, tak wyglądało. Chciałem iść na studia, pracować i później godnie się zestarzeć. Nie chcę mieć wiecznie 17 lat. 
- Dobrze... powiedz mi co mam w takim razie robić.
- Być ze mną... całą resztę...co tylko zechcesz...dostaniesz ode mnie. 
- Skąd to przekonanie,że chcesz ze mną być? Rozmawialiśmy ze sobą tylko raz...
- Znam cię lepiej niż ci się to wydaje. 
- Jak...
- Jaehyo...daj mi szansę.
Nie umiałem tego zrobić.... być może chciałem,ale nie umiałem. Bałem się. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Zbyt obca i daleko odbiegająca od mojego wcześniejszego życia. 
- Nie potrafię...
Wtedy Zico zatopił się w moich ustach. Całował niezwykle delikatnie i czule. Pragnąłem więcej, ale z drugiej strony coś mi mówiło, bym tego nie robił. Nie byłem pewien czy aby na pewno chcę spędzić wieczność u boku Zico. Ale tylko on umiał o mnie zadbać i mi pomóc...co miałem robić? Oddać mu się i latami przekonywać się do niego i jego uczuć, czy odciąć się od niego i żyć przez setki lat w samotności, zupełnie odciętym od świata? Teraz musiałem toczyć wewnętrzną walkę ze sobą i swoimi uczuciami...ciekawe, która strona zwycięży. 


~Koniec.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------




8 komentarzy:

  1. Łudząco podobne do anime shiki. Sądzę, że opowiadanie jest niedopracowane. Akcja dzieje się zbyt szybko, a po przebudzeniu się go mało wiarygodna. Można było zrobić to lepiej, rozwinąć. Jak dla mnie temat na opowiadanie wieloczesciowe nie oneshot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%.
      Mam nadzieję, że będzie jakaś kontynuacja :D

      Usuń
  2. Świetne;;; ale kontynuacja nie uszkodzi:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay boskie, ale napisz kontynuacje. Po tym zostaje mały, no dobra duży niedosyt. Poza tym fajne. Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay, fajnie, że napisałaś coś z Block B, zwłaszcza moim kochanym Zico i zwłaszcza, że niedługo ich koncert, na który jadę :3. Ale zgadzam się, czegoś brakuje w zakończeniu :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi też strasznie shiki przypomina xD Ale to i tak jest super *-* a kontynuacja musi być!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam to na podstawie tego anime, także to dlatego;)

      Usuń
  6. Tak bardzo Shiki...pd samego poczatku...ale jako ze anime bylo fajne to i historia mi sie podoba

    OdpowiedzUsuń