14 lipca 2014

Mark & Jackson



         Uczelnia sportowa w Seoulu. Najlepsza szkoła w Korei Południowej. Mam duże szczęście,że się do niej dostałem. Trenuję skok wzwyż...już 8 lat. Do tej pory mój najlepszy wynik to 2 m i 25 cm. W tym roku podczas zawodów chcę zająć pierwsze miejsce z wynikiem 2,30m. Zamyślony ruszyłem w stronę basenu, gdzie miałem teraz zajęcia. Tradycyjnie znajdował się na nim Mark. Najlepszy pływak w całej Korei. To zaszczyt móc chodzić z nim do szkoły i jednej klasy. Nie jesteśmy jakimiś wielkimi przyjaciółmi,ale często ze sobą rozmawiamy i się spotykamy. Z tego co wiem Mark mieszka z samym ojcem, który jest tradycyjnym, koreańskim pracoholikiem. Mama zmarła 4 lata temu ...ponoć miała raka wątroby. Chłopak często przychodził do szkoły pobity...jego ojciec po ogromie pracy lubił wypić,a później wyżywać się na synu. Jednak Mark zawsze mówił,że to przewrócił się na schodach...albo poślizgnął w szatni na basenie...ale mimo to większość uczniów wiedziała,że to nieprawda.
 Przebrałem się w kąpielówki i usiadłem na krześle. Moje oczy wbiły się w idealnie wyrzeźbione ciało kolegi z klasy. Mark stał na skoczni i czekał na sygnał od trenera. Jego twarz miała wyraz stu procentowego skupienia, a ciało było naprężone i gotowe do skoku. Przygryzłem wargę i otworzyłem szeroko oczy. W tym momencie na sali rozległ się dźwięk gwizdka i ciało Marka ułożone prosto jak struna ruszyło w stronę chlorowanej wody.
- Mark ! W tegorocznych zawodach to ja zajmę pierwsze miejsce !- był to JB. Największy rywal Marka. Pokręciłem głową i spojrzałem na kolegę, który rozproszony leciał do wody. Trener złapał się za głowę, a wszyscy uczniowie znajdujący się na basenie otworzyli szeroko oczy i usta. Po kilku sekundach chłopak wylądował z wielkim hukiem w zbiorniku. Zerwałem się i podbiegłem do trenera.
- Gdzie on jest... -zapytałem przerażony patrząc w głąb basenu.
- Dzwoń po karetkę.. -po tych słowach mężczyzna wskoczył do wody,a ja trzęsącymi się rękoma wybrałem numer na pogotowie. Po chwili wyciągnął bezwładne ciało chłopaka i położył je na mokrych i lodowatych płytkach.
- Co mu jest ?!- krzyknąłem, po czym kucnąłem przy chłopaku i zacząłem nim szarpać. - Mark !
- Nie dotykaj go !
- Dlaczego ?! Przecież on nie oddycha...nie rusza się ! Niech pan coś zrobi ! 
- Ma złamany kręgosłup....nie ruszaj go,bo to pogorszysz... 
Zamurowało mnie...po moich bladych policzkach zaczęły spływać łzy. Przecież on wyląduje na wózku... Ojciec się nim nie zajmie, nie będzie mógł uprawiać sportu...to już koniec...
Po 20 minutach chłopaka zabrała karetka, a ja roztrzęsiony i zapłakany wróciłem do domu.

Dni mijały, a Mark nadal nie pokazywał się w szkole. Zacząłem się niepokoić,ale nie miałem pojęcia co mam z tym niepokojem zrobić. Westchnąłem, przeprosiłem nauczyciela i wyszedłem na korytarz. Po chwili moich uszu dobiegł śmiech JB.
- I co frajerze ? Możesz już zapomnieć o pływaniu ! 
O czym ten dzieciak mówi... Skręciłem w miejsce skąd wydobywał się śmiech i zobaczyłem JB z dwoma chłopakami stojącymi dość blisko siebie i wpatrującymi się na kogoś z góry.
- Co wy wyprawiacie ? Mam iść po dyrektora ?
- Ooo kto to przyszedł...wielki wybawiciel Jackson.- zaśmiał się chłopak,a po jego zabójczym spojrzeniu jego koledzy zaczęli mu wtórować.
- O czym ty mówisz... 
- O tym. - JB pchnął wózek na którym siedział Mark. Chłopak spadł z niego na ziemię,a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Rzuciłem się w stronę kolegi i delikatnie posadziłem go na wózku.
- Nic ci nie jest ? 
- Odwal się... - rzucił Mark i ruszył w stronę wyjścia.
- Skurwysyn z ciebie,wiesz ?-syknąłem patrząc na JB. - Wystarczająco go załatwiłeś....Pierwsze miejsce na zawodach jest twoje....a teraz błagam cię daj mu spokój... - po tych słowach trąciłem drania "z bara" i pobiegłem za Markiem.
- Mark zaczekaj ! 
- Daj mi spokój !- w głosie chłopaka słychać było niesamowity ból i zażenowanie. Dogoniłem go,zatrzymałem wózek i przed nim kucnąłem. - Proszę wysłuchaj mnie....nie jestem taki jak reszta...
- Gówno mnie to obchodzi....nie chcę was znać...a teraz łaskawie odsuń się,bo chcę już iść....a raczej jechać do domu... 
- Mark,ja naprawdę....
- No złaź ! 
- Nie... - westchnąłem i złapałem go za delikatną i wychudzoną rękę. - Mark,daj mi szansę...chcę ci pomóc.. zawsze miałeś we mnie przyjaciela, niezależnie od tego co się stało.. Nie zostawię cię....razem jakoś temu podołamy.
Chłopak chwilę wpatrywał się w moje oczy, po czym spuścił wzrok i szepnął.
- Większość znajomych zostawiła mnie po wypadku...
- Ja tego nie zrobię...przyrzekam ci to... tylko daj mi szansę...nie zawiodę cię, naprawdę...
- Nie będę mógł już trenować... - chłopak zszedł na zupełnie inny temat. Pływanie było dla niego wszystkim. Potrzebował go jak inni ludzie wody czy powietrza. - Robiłem to od dziecka...mama zabrała mnie na basen jak skończyłem 5 lat... obiecałem jej,że zdobędę złoty medal na mistrzostwach...a one są już za tydzień... - po jego policzkach spływały łzy. Zacisnąłem usta żeby nie wybuchnąć płaczem. Nie mogłem się teraz załamywać. Czułem,że muszę dawać mu przykład opanowania i pozytywnego patrzenia na świat niezależnie od sytuacji.
- Mark....popatrz na mnie...
Chłopak podniósł oczy i wpatrywał się we mnie z wielką uwagą.
- Weźmiesz udział w tych zawodach...może nie zdobędziesz złotego medalu,ale będziesz miał w swojej karcie pierwsze mistrzostwa świata juniorów. 
- Niby jak....nie mogę ruszać nogami... jestem kaleką, nie widzisz tego ?!
- Ciii...proszę cię nie krzycz....ja ci pomogę. I przyrzekam tu i teraz,że wystartujesz w tych zawodach. 

Dni minęły dość szybko. Nadszedł czas zawodów. W szatni dla zawodników przebrałem siebie i Marka i poklepałem go po ramieniu.
- Gotowy ? 
- Niby na co...na ośmieszenie ?...tak,jestem gotowy odkąd wylądowałem na wózku... 
- Mark... 
- Yi En Tuan...inaczej Mark...iii... Jackson Wang proszeni na basen...zaczynacie.- mężczyzna wyszedł z szatni, a ja spojrzałem na zdziwionego kolegę.
- Co to za mina ?-zapytałem i się uśmiechnąłem.
- A...ale...
- Nieważne... pomyśl,że za kilka minut spełnisz marzenia swoje i mamy. - cmoknąłem go w policzek, wziąłem na ręce i wyniosłem na stadion pełen kibiców. Mark popatrzył na nich,a w jego oczach pojawiły się łzy. Weszliśmy do lodowatej wody i zarzuciłem ręce przyjaciela na swoje ramiona.
-To...paraolimpiada ?
- Tak...trzymaj się mocno i pamiętaj o oddechu żebyś nie zakrztusił się wodą. 
Po sygnale sędziego ruszyłem przed siebie. Mimo,że miałem na sobie ciężar w postaci Marka starałem się dać z siebie wszystko. Miałem w głowie jedynie to,by zdobyć złoty medal i mieć jak najlepszy czas. Wiedziałem,że Mark bardzo tego potrzebuje. Zdziwiło mnie bardzo to,gdy z trybun usłyszałem hymn naszej szkoły. Nie mogłem jednak spojrzeć w tamtą stronę,bo mógłbym zapomnieć wtedy o pierwszym miejscu. Po czterech długościach posadziłem przyjaciela przy barierce i wytarłem mu twarz.
- I jak ?- zapytałem głęboko oddychając. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego,że to taki ciężki sport. Mark jednak wielkimi oczami wpatrywał się w tabelę z wynikami, która co sekundę ulegała zmianom.
- Mark...
- Udało się....
- Co ?
- Udało się !- krzyknął chłopak,a na jego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na tabelę...rzeczywiście...Mark zajął pierwsze miejsce. Uradowany odwróciłem głowę w stronę chłopaka. Po chwili poczułem na swoich wargach jego delikatne usta. Przez chwilę nasze języki wirowały w okół siebie,a z ust wydobywały się ciche westchnięcia i nieśmiałe śmiechy. Mark przerwał pocałunek i zarzucił mi ręce na szyję.
- Nie wiem jak mam ci dziękować...
- To nic takiego...naprawdę.- uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po sinym od zimna policzku.
- Wiesz...nie wygrałem dzisiaj tylko mistrzostw...
- Hmm...a co jeszcze ?
- Miłość takiego cudownego chłopaka jak ty. - Mark mocno mnie przytulił. Objąłem go w talii i w duszy uśmiechnąłem się, dziękując Bogu za to,co właśnie nas spotkało...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------


6 komentarzy:

  1. Kochana, na wstępie zaznaczę, że mam nadzieję, że z twoim samopoczuciem już lepiej (no, skoro widzę, że piszesz i na dodatek coś tak wspaniałego to mogę się spodziewać, że już przynajmniej prawie wszystko z tobą w porządku :D). Poza tym opowiadanie świetne <3 Piszesz coraz lepiej. Szczerze, to mam złe wspomnienia z basenem, ale cóż - przeczytałam ten piękny fanfick, a poza tym oglądam anime Free, mimo to nadal nie mogę przekonać się do tego sztucznego zbiornika z wodą xD Poza tym kiedy był ten moment jak Jackson pierwszy raz zobaczył Mark'a na wózku przypomniała mi się taka piękna scena z jakiejś chyba k-dramy, kiedy jakiś pełnosprawny chłopak pocałował tego na wózku... Ale tam nie było wątku basenu, ale cóż x3 Wszystkiego dobrego życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo :) a pamiętasz może tytuł tej dramy ? chętnie bym obejrzała :)

      Usuń
    2. Niestety nie, ale jak tylko znajdę, to ci napiszę :)

      Usuń
    3. Nie wiem, czy myślimy o tym samym, ale wydaje mi się, że to może być końcowa scena japońskiego filmu Boys Love 2 ^^ Uwielbiam ten film, oglądałam już kilka razy, a zawsze przy tej scenie z wózkiem ryczę... No, ale mniejsza o to. Jak już tu wpadłam, to chciałam powiedzieć, że ten shocik jest wspaniały i naprawdę poruszył moje serduszko. Chyba szczególnie dlatego, że mam teraz straszną fazę na MarkSon i czytam wszystko, co ma cokolwiek wspólnego z tym pairingiem. Pozdrawiam i weny życzę <3

      Usuń
  2. Och! Jaki fejne! Może nie za długie,ale bardzo fajne,kawaii i ogólnie cool . ^^
    Mam nadziejęże u Ciebie wszystko już coraz lepiej. :)
    Kurczę. Fanie byłoby zobaczyc tutaj Taorisa lub Yo Twins >…< ponownie
    Trzymaj się! Milego weekendu. :)

    OdpowiedzUsuń