30 lipca 2014

Taemin & Luhan



       Pierwszy dzień w nowej szkole. Pierwszy raz się przenosiłem w trakcie trwania semestru i powiem szczerze,że nie było to zbyt przyjemne doświadczenie. Stres był ogromny. A co jak dzieciaki przyczepią się mojego wyglądu albo nie podpasuje im mój charakter, ubiór czy fryzura ? Zrezygnowany z planem lekcji w ręce ruszyłem pod pokój nauczycielski, by spojrzeć na plan szkoły.
- Gdzie jest ta sala...?- zapytałem sam siebie wpatrując się w mapkę.
- Hej...jakiej sali szukasz ? - przy moim boku stanął niewysoki, szczupły chłopak o jasnobrązowych włosach. Podobnie jak ja wyróżniał się wyglądem wśród innych uczniów. Ale jego spojrzenie było jakieś nieobecne,a oczy pokryte jakby mgłą.
- Mmm 57..to chyba sala matematyczna. 
- Zaprowadzę cię tam.- po tych słowach wziął mnie pod rękę.
- Co ty robisz ?
- Przepraszam,ale to mi pomoże. - o czym on mówi ? Westchnąłem i ruszyłem za chłopakiem. W pewnym momencie wyciągnął z rękawa laskę dla niewidomych i rozwinął ją. Następnie spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Tak w ogóle to jestem Luhan...jesteś tu nowy ?
- Tak...przyjechałem do Seoulu tydzień temu. A tak w ogóle to jestem Taemin.
- Miło cię poznać.- mówiąc to uderzył barkiem o kant ściany. - Aishhh...ciągle o nim zapominam. 
- Nic ci się nie stało ?
- Niee, już się do tego przyzwyczaiłem. 
Po około 10 minutach i kilku wpadkach w krzesła i ściany dotarliśmy pod salę.
- To tutaj... a gdzie masz kolejną lekcje ?
- W 74.
- Ah...to będziesz musiał iść piętro wyżej i sala będzie koło sklepiku.
- Dziękuję. 
- A...mógłbym cię dotknąć ?
- Słucham...
- Tak poznaję ludzi.
- Ah rozumiem...no dobrze.
Luhan stanął przede mną. Jego delikatne, prawie że kobiece dłonie zaczęły nieśmiało dotykać mojej twarzy, włosów i ramion. Gdy przyłożył ręce do moich policzków, jego kciuki delikatnie poznawały moje oczy i usta. Twarz Luhana była niesamowicie podekscytowana i zaciekawiona.
- Jesteś śliczny. -powiedział szeroko się uśmiechając.
- Dziękuję...a możesz powiedzieć coś więcej o moim wyglądzie ?
- Hmm...- ręce chłopaka znów zaczęły wodzić po moim ciele. - Jesteś szczupły, wysoki, masz...chyba brązowe włosy, duże, ciemne oczy i pełne usta. A przy tym wszystkim jesteś bardzo delikatny....jak aniołek.
Uśmiechnąłem się,a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Też masz wygląd aniołka. 
- Nawet nie wiem jak wyglądam. 
- Czyli...jesteś niewidomy od urodzenia, tak? Przepraszam,że tak wypytuję...
- Spokojnie,nie jest to dla mnie jakiś trudny temat. Wzrok straciłem jak miałem 6 lat. Miałem wtedy z mamą wypadek. U mnie skończyło się to utratą wzroku i złamaną ręką....mama niestety nie przeżyła...dobrze,że byłem wtedy dzieckiem i tak naprawdę nie wiedziałem czym jest śmierć. 
Bardzo zdziwiło mnie to,że chłopak się tak przede mną otworzył.
- Bardzo mi przykro....jeśli będziesz potrzebował jakiejś pomocy to moż...
- Bardzo ci dziękuję.- w tym momencie Luhan mocno mnie przytulił. Dziwny chłopak, z okropną przeszłością i skutkami tej przeszłości, ale miał w sobie pewien urok, którym od razu mnie zauroczył.
- Nie ma za co....a...co na to twoi znajomi ? Pomagają ci ?
- Nie... nie mam przyj...
- Luhan sieroto !! - do nastolatka podeszło trzech wyrośniętych chłopców w szkolnych mundurkach, z plakietkami na piersiach. Kris, Tao, Chanyeol...zakładam,że kiblowali. Kris złapał chłopaka i przycisnął go do ściany. - Dawaj pieniążki.
- Nie mam...
- No dawaj ! Masz wysoką rentę po matce i ojcu ! -czyli już wiem,że Luhan był zupełnie sam...
- Głuchy jesteś ?....wyraźnie powiedział,że nie ma pieniędzy... - nie mogłem patrzeć, jak te bydlaki znęcają się nad niewidomym.
- Ooo Luhani znalazł kolegę... długo to nie pociągnie...nie wytrzymasz z kretem. 
- Odszczekaj to...
- Uhuhuuu jaki groźny.- w okół nas zebrała się grupka uczniów czekająca na widowisko.
- Myślisz,że jesteś od niego lepszy ?...w jakiej kwestii ? 
- Po pierwsze...ja nie robię z siebie idioty popylając z laską po szkole....to pewnie jedyna laska w jego życiu. - chłopak i reszta uczniów zaczęli się śmiać.
- Jesteś idiotą...zakładam,że kiblującym dobrych parę lat... znęcasz się nad słabszymi i wyciągasz od nich pieniądze,bo sam jesteś za leniwy,by zarobić na swoje zachcianki. Do tego wszystkiego Luhan w porównaniu do ciebie jest wrażliwym, delikatnym chłopakiem....a nie takim bucem, który wyżywa się za swoje krzywdy na innych...
Spojrzałem na Krisa. Wyraźnie go zamurowało i nie wiedział co odpowiedzieć. Popatrzył na swoich kolegów i skinął głową.
- Spadamy....a my pogadamy sobie później...- wraz z nimi reszta uczniów również rozeszła się do swoich wcześniejszych zajęć. Luhan natomiast stał pod ścianą,a po jego bladych policzkach płynęły łzy.
- Luhani....wszystko dobrze ?....już sobie poszli...
- Dziękuję...- chłopak wyciągnął ręce, by mnie przytulić.
- Tutaj jestem. - stanąłem przed nim i mocno go przytuliłem. - Często ci tak dokuczają ?
- Codziennie na każdej przerwie...ale już się do tego przyzwyczaiłem. 
- Tak nie może być...mówiłeś o tym komuś ?
- Nie mam komu...nie mam przyjaciół ani rodziców...
- Ale od dzisiaj masz mnie....i będę cię przed nimi chronił. - spojrzałem na delikatną twarz chłopca, który błądził oczami po całym moim ciele. - Uśmiechnij się. 
Luhan spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- No i tak ma być...a powiedz mi w której klasie jesteś. 
- W drugiej...klasa przyrodnicza. 
- To może się do niej przeniosę, hm ?
- A do tej pory na jakim miałeś być profilu ?
- Artystycznym...ale chyba przyroda mnie bardziej interesuje. 
Luhan zachichotał i złapał mnie za rękę.
- Rozwijaj się w tym kierunku, który cię interesuje. 
- Luhani....w poprzedniej szkole miałem z geografii i biologii same 6...przeniesienie się dobrze mi zrobi.
- Hmm...no dobrze,ale powiedzmy,że nie robisz tego pode mnie,hm ?
- Absolutnie...to tylko zwyczajne zamiłowanie do przyrody. - zaśmialiśmy się i poszedłem wraz  z Luhanem do sekretariatu prosić o przeniesienie. Udało się. Kolejne dni i tygodnie mijały nam bardzo szybko i przyjemnie. Siedzieliśmy w jednej ławce, na każdej przerwie byliśmy nierozłączni, prawie jak para. Muszę przyznać,że z dnia na dzień zakochiwałem się w Luhanie coraz bardziej. Jego wrażliwość, poczucie humoru i światopogląd były niesamowite.
Jednak sielanka nie mogła trwać długo. Któregoś dnia przyszedłem do szkoły. Zobaczyłem Luhana i od razu do niego podszedłem.
- Hej szkrabie. 
- Oo hej...co słychać ?
- Aishh....nawet nie pytaj.
- Co się stało...- Luhan naprawdę się zaniepokoił.
- Właściciel mieszkania chce mnie z niego wyrzucić. - przyjechałem do stolicy z Busan. Sam, bez rodziców. Chciałem się uczyć i rozwijać w większym mieście,ale nie sądziłem,że któregoś dnia zostanę wyrzucony z mieszkania.
- Dlaczego ? Nie płaciłeś mu czy co?
- Zapłaciłem mu za rok z góry. On teraz chce je wynająć rodzinie,która będzie mu więcej płacić....dzisiaj wieczorem muszę się wynieść,a nie mam gdzie...aaa co ja mam zrobić ?
- Hm...no ja mam rozwiązanie. 
- Jakie ?
- Mieszkam sam. Dostałem to mieszkanie po rodzicach i czuję się w nim okropnie samotny...a nie przepraszam...mam szczurka Lumina,który dotrzymuje mi towarzystwa. - chłopak uśmiechnął się i na mnie spojrzał. - Jeśli nie boisz się gryzoni to zapraszam. 
- Mówisz poważnie ? Naprawdę mógłbym z tobą zamieszkać ? 
- Mmm....nie.
- Ej no Luhan...
- Żartuję głupku. Po szkole leć po rzeczy i do mnie przyjdź. Ja ci niestety z nimi nie pomogę.
- Wiem....boże strasznie ci dziękuję. - przytuliłem do siebie chłopaka. Moje serce automatycznie zaczęło szybciej bić, a czujny Luhan niestety musiał to wyczuć.
- Ale ci wali serducho. 
- Em....to z radości oczywiście. 
- Eh...myślałem,że się może zakochałeś czy coś.
- W kim ?- parsknąłem śmiechem - W Tobie ?
- Spadaj.- Luhan uderzył mnie w ramię i zachichotał. - A co ? Nie potrafiłbyś być z krecikiem ?
- Nie mów tak o sobie... poza tym ja nie patrzę na wygląd tylko na to co jest tutaj.- mówiąc to popukałem palcem w serce chłopaka. - A Twoje wnętrze jak doprawdy pociągające.- zachichotałem i przeczesałem mu włosy. - Nie uczesałeś się dzisiaj.
- Nie miałem czasu. 
- Aish czekaj... zaraz cię uczeszę. -ułożyłem chłopakowi włosy, stawiając je lekko z przodu.
- Czy teraz jestem piękny ?- zapytał wysokim głosikiem robiąc minę divy. Zaśmiałem się i przytaknąłem.
- Najpiękniejszy na świecie.
- Uuu no to cudownie. Chodź menadżerze. - chłopak wstał i podał mi rękę.
- Dlaczego to ty masz być gwiazdą,a ja menadżerem ?
- Później się zamienimy. - zachichotaliśmy i w dobrych nastrojach ruszyliśmy na zajęcia.

Po ciężkich 8 godzinach tradycyjnie odprowadziłem Luhana do domu. Był to niewielki, parterowy domek z uroczym, o dziwo zadbanym ogródkiem.
- Jesteśmy gwiazdo. Za kilka godzin twój menadżer tu będzie z powrotem. 
- Okej...zrobisz mi jeść, odrobisz lekcje i wymasujesz.
- Poważnie ?
- Nie...znaczy masaż mógłbyś mi zrobić.
- Yhymmm no dobrze.- pocałowałem Luhana w czoło i wprowadziłem go do domu. - Będę za jakieś 2 godziny. 
- Dobrze,do zobaczenia. 

Po równych dwóch godzinach byłem już w domu przyjaciela. Rozpakowałem rzeczy do szafy,którą mi przygotował i rozłożyłem rzeczy na biurku.
- A łóżko ?-zapytałem, patrząc na małżeńskie łoże stojące w kącie pokoju.
- A tak...musimy spać razem.
- Mi ta opcja odpowiada. 
- No dobra menago...to teraz masaż. - chłopak bez skrępowania rozebrał się do bielizny i położył się na łóżku. Usiadłem na nim okrakiem i delikatnie masowałem jego spięte ramiona.
- Rozluźnij się gwiazdko. 
- Jestem rozluźniony. 
- Czuję, że nie...czyżby wielki menago cię krępował ?
- Mmm troszkę. 
- Dlaczego ?
- Sam nie wiem...aishhh o jezus jak dobrze.- uśmiechnąłem się pod nosem. Widzę,że trafiłem w czuły punkt chłopaka. Po godzinnym masażu odwróciłem do siebie ciało chłopaka i spojrzałem na jego twarz.
- Łapki mi odpadają. 
- Mmm to co mam zrobić ?
- Nie wiem...należy mi się nagroda za taki masaż. 
- A jaka ? 
- Buziak. -chłopak podniósł się i delikatnie mnie pocałował. Po chwili jednak włączył w to język. Całował bardzo nieśmiało, ale wkładał w to całego siebie.
- Mogę ci coś powiedzieć Luhani ?
- Pewnie.
- Ale się nie obrazisz...
- Nie mam Tae 5 lat żeby się obrażać.
- No tak...no to ja...no....zakochałem się w tobie.
- Na...naprawdę ?
- Yhym...i jeśli to możliwe chciałbym już z tobą być do końca życia...
- Brzmi jak oświadczyny. 
- Aish Luhan...nie stresuj mnie bardziej.
Chłopak zaśmiał się i schował swoje ciałko w moich ramionach.
- Dbaj o mnie.- wyszeptał i mocno mnie przytulił.
- Będę...obiecuję... 


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





26 lipca 2014

Hansol & B-joo




             Wakacje. Niby cudowny okres beztroski i totalnego luzu, który w sumie teraz posiadałem,ale to nie było dla mnie. Jestem raczej osobą, która zawsze musi coś robić i w okół której zawsze musi się coś dziać. Właśnie przesiaduję na hawajskiej plaży i wpatruję się w błękitną taflę wody. Ale po dwóch godzinach takiego siedzenia staje się to męczące i nudne. Zrezygnowany poszedłem do barku i zamówiłem drinka. Obsłużył mnie szczuplutki blondyn o czarującym uśmiechu.
- Chcesz coś jeszcze Hyung ?- pytając, patrzył mi głęboko w oczy.
- Nie...ale...jesteś Koreańczykiem i pracujesz na Hawajach...dlaczego ?
- A co cię to obchodzi...
- Ej...spokojnie...tak pytam tylko z ciekawości.
- Zamij się swoją dupą... -po tych słowach zacisnął rękę na tacy i wrócił za bar. O co temu chłopakowi chodziło ? Zaciekawiony przesiedziałem w barze całą noc. Chłopak wielokrotnie został uderzony przez swojego szefa. Raz nawet zniknął i wrócił po około godzinie. W sumie nie powinienem się w to mieszać,ale ciekawość i troska o chłopaka wzięły górę. Podszedłem do baru i zaczepiłem blondyna.
- Możemy pogadać ?
- Jestem w pracy...
- Tylko chwilkę...proszę cię...
Chłopak westchnął i zaciągnął mnie na plażę.
- Czego chcesz...
- Po pierwsze to jestem Hansol i...dlaczego dajesz sobą tak pomiatać ?
Nastolatek parsknął śmiechem i spojrzał na wschodzące słońce.
- Taka praca...
- Pierwszy raz widzę żeby traktowano tak barmanów.
- Głupi jesteś czy tylko takiego udajesz ? Pracuję tu jako dziwka....praca za barem jest tylko przykrywką. 
Zamurowało mnie. Otworzyłem szeroko oczy i złapałem chłopaka za rękę.
- Jak się tu znalazłeś ?
- Nie powinno cię to interesować....w ogóle się nie znamy,a ja mam ci się spowiadać ze swojego życia...?
- Zaufaj mi....może będę umiał ci pomóc...
- To mnie przeleć i za to zapłać....wtedy mi pomożesz... 
- Po co ci te pieniądze ?
- Moja 5 letnia siostra ma raka....i nikt nie potrafi jej pomóc...ojciec pije,a mama haruje od rana do nocy na zmywaku... teraz na Hawajach jest ruch...a chętnych do bzykania nastolatka nie brakuje... 
- Ja...ja ci jakoś pomogę...wróć ze mną do Korei...
- Jak mi pomożesz ? Dasz mi milion na leczenie obcego ci dziecka ? Wątpię....więc nie chrzań i puść mnie już, bo naprawdę mam co robić...
- Jestem trainee w Stardom Entertainment....na pewno kojarzysz...jeśli coś potrafisz to cię tam wkręcę...
- A jaką mam pewność, że zadebiutuję ? Może być tak,że przez dwa lata będę harował jak wół,a później usłyszę "jesteś bardzo dobry...ale niestety to nie jest jeszcze twój czas"... i co wtedy ? Będę się starał nie wiadomo jak długo,a moja siostra nie ma na to czasu...jej rak nie poczeka...

Chłopak rzeczywiście miał rację...nie miałby stu procentowej pewności,że zadebiutuje i zacznie zarabiać.

- A bycie dziwką do końca życia cię satysfakcjonuje ? 
- Jesteś bezczelny....
- Przepraszam...ale wiem,że nie chcesz tego robić... dlatego zaufaj mi i spróbuj w Korei...proszę cię...

Kilka miesięcy później B-joo stał się oficjalnym członkiem zespołu Topp Dogg. Spełniał marzenia, płacił pieniądze na leczenie siostry i utrzymywał matkę. Jego ojciec zmarł z nadmiaru alkoholu.
A tak... dzięki treningom ja i B-joo strasznie się do siebie zbliżyliśmy i dwa miesiące temu zostaliśmy parą. Wiedziałem,że warto wierzyć w szczęśliwe zakończenia...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tyle paringów,a brak weny...potrzebuję czasu :(

20 lipca 2014

N & Ravi




            W końcu po ośmiu latach pobytu w Stanach wróciłem do mojej ojczystej Korei. Niestety na dzień dzisiejszy nie posiadałem mieszkania,ani przyjaciół,u których mógłbym się zatrzymać. O rodzicach już nie wspomnę. Pokłóciliśmy się dość poważnie osiem lat temu,dlatego właśnie opuściłem Koreę.
Westchnąłem, wsiadłem do pierwszej lepszej taksówki i ruszyłem do hotelu Banyan Tree. Po kilkuminutowej jeździe byłem już na miejscu. Podziękowałem kierowcy i ruszyłem w stronę hotelowego holu, gdzie czekał już na mnie niezbyt wysoki, ubrany w schludny strój boy hotelowy. Chłopak robił naprawdę dobre wrażenie. Miał ciemniejszą karnacje, czarne włosy i przesłodki uśmiech, którym mnie od razu przywitał.
- Witam pana w hotelu Banyan Tree. Od teraz jestem pana boyem i będę na każde pańskie wezwanie. - mówiąc to ukłonił się i wziął moje walizki. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do recepcji w celu zameldowania się. Po załatwieniu najpotrzebniejszych rzeczy spojrzałem na recepcjonistkę.
- A...ten chłopak...Jak on się nazywa ? 
- Ten ? To jest Cha Hakyeon. Dopiero się uczy, także jakby sprawiał jakieś pro...
- Nie nie,spokojnie... powiedział mi,że będzie na każde moje wezwanie...to prawda ?
- Oczywiście. Ma pan ochotę na masaż o 2 w nocy, on przychodzi i pana na niego prowadzi, chce pan zjeść homara, leci do kuchni i przynosi panu homara...takie właśnie zasady panują w tym hotelu.- kobieta uśmiechnęła się i wręczyła mi kluczyk. - Pokój numer 357...8 piętro. Yeon pana zaprowadzi.
- Dziękuję.- zaraz po tym boy już przy mnie stał. Wziął ode mnie kluczyk i ruszył w stronę windy. Bez zastanowienia ruszyłem za nim. Nie wiem dlaczego,ale moje oczy cały czas skupione były na niesamowitej sylwetce chłopaka. Jego szczupłe biodra z gracją poruszały się w lewą i prawą stronę,a z ust wydobywały się ciche westchnięcia. Moje myśli powędrowały trochę za daleko. Wyobraziłem sobie,że leżymy razem w łóżku, ja delikatnie dopieszczam jego ciało,a on w ramach zadowolenia cicho wzdycha i pojękuje.
- ....dlatego właśnie powinien mnie pan wzywać. 
- Hm ?...co ? -aish,ale ze mnie idiota....tak się zamyśliłem,że zupełnie nie wiem o czym mówił do mnie chłopak.
- Słuchał mnie pan ?
- Tak...i nie mówmy sobie na pan...jestem Kim Wonisk,ale jak byłem w Stanach znajomi mówili do mnie Ravi. 
Chłopak chwilę patrzył mi w oczy, po czym westchnął.
- Jestem Cha Hakyeon....miło mi. 
- Porwę cię na dzisiejszy wieczór. 
- Słucham ?
- Mówiłeś,że jesteś na każde moje zawołanie,zgadza się ?
- No tak..racja.- brunet uśmiechnął się i wniósł mi walizki do pokoju. - Czegoś sobie życzysz ? Obiad, masaż, wyjście na golfa, basen, cokolwiek ?
- Yhym....zapomnij na chwilę,że jesteś w pracy i tu ze mną posiedź. - usiadłem na kanapie i spojrzałem na zmieszanego chłopaka. - Śmiało.
- To....Ravi....czego tak naprawdę ode mnie chcesz ?- zapytał i usiadł koło mnie,dając nogi do środka. Było to niesamowicie słodkie i zabawne.
- Potrzebuję po prostu towarzystwa takiego słodkiego chłopaka jak ty. 
- Słucham...?
- Aishhh Yeon....marnujesz się tutaj. 
- Masz do zaoferowania coś lepszego ? To była jedyna praca,do której chcieli mnie przyjąć. 
- Hmm....zaśpiewaj coś.
- Yy...co ?
- No zaśpiewaj.
- Ale po co....nie potrafię śpiewać...
- Yeon zaufaj mi....no dawaj.
Chłopak wziął głęboki oddech i w naprawdę cudowny sposób zaśpiewał piosenkę zespołu M.pire. Uśmiechnąłem się i zaczesałem mu włosy za ucho.
- Tak się składa,że ja jestem producentem muzycznym....a ty masz nieziemski talent. Także zrzucaj te ciuszki i zapomnij o byciu boyem. 
- A....ale jak....co ?
- Biorę cię pod swoje skrzydła. Dwa lata treningu i będziesz jak te EXO, b1a4 czy Super Junior..znasz ich ?
- Oczywiście, że znam,ale to...to niemożliwe żebym ja...
- Mówiłem,żebyś mi zaufał... wypromuję cię, ale chcę coś w zamian. 
- Hm ?...co takiego ?
Przyłożyłem dłoń do ciepłego policzka chłopaka i pogłaskałem go kciukiem,patrząc mu głęboko w oczy. Widziałem,że to go krępuje,bo jego twarz stawała się coraz cieplejsza.
- Nie denerwuj się tak.- szepnąłem i delikatnie połączyłem nasze wargi. Yeon wzdrygnął się i złapał mnie za koszulkę. Wiem,że nie powinienem,ale pozwoliłem sobie na więcej. Wsunąłem język do ust chłopaka i zacząłem nim delikatnie poruszać. Ku mojemu zdziwieniu Yeon starał się robić to samo. Po chwili nasze języki wirowały w okół siebie,a z ust wydobywały się ciche westchnięcia i mruki. W pewnym momencie brunet cmoknął mnie i spojrzał w oczy.
- Chciałeś, żebym się z tobą przelizał, tak ?
- Aish Yeon...nie przelizał tylko pocałował...poza tym nie,nie chciałem tylko tego. 
- Ty chyba nie chcesz...
- Nieee...-zachichotałem i złapałem go za rękę. - Chcę po prostu żebyś zawsze był przy mnie...odkąd cię tylko zobaczyłem, poczułem, że będę cię potrzebował. 
- Dlaczego...
- Wydajesz się być naprawdę fajnym chłopakiem....a ja takiego chłopaka jak ty właśnie szukam...
- Ravi,ale ja...
- Tak wiem...nie znamy się,ale mamy czas Yeon...wszystko nadrobimy...
- Nie...chodzi o to,że ja nie jestem gejem...
Zamurowało mnie...popatrzyłem na chłopaka,a w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy. Brunet wstał i poprawił strój.
- Wrócę już do pracy....przepraszam...
- Yeon...mimo to moja propozycja jest nadal aktualna... 
- Dziękuję...- po tych słowach opuścił mój pokój, a ja zalany łzami oddałem się myślom.


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------





------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto lista na nadchodzące opowiadania :
- Bjoo & Hansol
- Taemin & Luhan
- Eunhyuk & Donghae
- Chanyeol & Baekhyun
- Jackson & Bam Bam
- Kikwang & Hyunseung


14 lipca 2014

Mark & Jackson



         Uczelnia sportowa w Seoulu. Najlepsza szkoła w Korei Południowej. Mam duże szczęście,że się do niej dostałem. Trenuję skok wzwyż...już 8 lat. Do tej pory mój najlepszy wynik to 2 m i 25 cm. W tym roku podczas zawodów chcę zająć pierwsze miejsce z wynikiem 2,30m. Zamyślony ruszyłem w stronę basenu, gdzie miałem teraz zajęcia. Tradycyjnie znajdował się na nim Mark. Najlepszy pływak w całej Korei. To zaszczyt móc chodzić z nim do szkoły i jednej klasy. Nie jesteśmy jakimiś wielkimi przyjaciółmi,ale często ze sobą rozmawiamy i się spotykamy. Z tego co wiem Mark mieszka z samym ojcem, który jest tradycyjnym, koreańskim pracoholikiem. Mama zmarła 4 lata temu ...ponoć miała raka wątroby. Chłopak często przychodził do szkoły pobity...jego ojciec po ogromie pracy lubił wypić,a później wyżywać się na synu. Jednak Mark zawsze mówił,że to przewrócił się na schodach...albo poślizgnął w szatni na basenie...ale mimo to większość uczniów wiedziała,że to nieprawda.
 Przebrałem się w kąpielówki i usiadłem na krześle. Moje oczy wbiły się w idealnie wyrzeźbione ciało kolegi z klasy. Mark stał na skoczni i czekał na sygnał od trenera. Jego twarz miała wyraz stu procentowego skupienia, a ciało było naprężone i gotowe do skoku. Przygryzłem wargę i otworzyłem szeroko oczy. W tym momencie na sali rozległ się dźwięk gwizdka i ciało Marka ułożone prosto jak struna ruszyło w stronę chlorowanej wody.
- Mark ! W tegorocznych zawodach to ja zajmę pierwsze miejsce !- był to JB. Największy rywal Marka. Pokręciłem głową i spojrzałem na kolegę, który rozproszony leciał do wody. Trener złapał się za głowę, a wszyscy uczniowie znajdujący się na basenie otworzyli szeroko oczy i usta. Po kilku sekundach chłopak wylądował z wielkim hukiem w zbiorniku. Zerwałem się i podbiegłem do trenera.
- Gdzie on jest... -zapytałem przerażony patrząc w głąb basenu.
- Dzwoń po karetkę.. -po tych słowach mężczyzna wskoczył do wody,a ja trzęsącymi się rękoma wybrałem numer na pogotowie. Po chwili wyciągnął bezwładne ciało chłopaka i położył je na mokrych i lodowatych płytkach.
- Co mu jest ?!- krzyknąłem, po czym kucnąłem przy chłopaku i zacząłem nim szarpać. - Mark !
- Nie dotykaj go !
- Dlaczego ?! Przecież on nie oddycha...nie rusza się ! Niech pan coś zrobi ! 
- Ma złamany kręgosłup....nie ruszaj go,bo to pogorszysz... 
Zamurowało mnie...po moich bladych policzkach zaczęły spływać łzy. Przecież on wyląduje na wózku... Ojciec się nim nie zajmie, nie będzie mógł uprawiać sportu...to już koniec...
Po 20 minutach chłopaka zabrała karetka, a ja roztrzęsiony i zapłakany wróciłem do domu.

Dni mijały, a Mark nadal nie pokazywał się w szkole. Zacząłem się niepokoić,ale nie miałem pojęcia co mam z tym niepokojem zrobić. Westchnąłem, przeprosiłem nauczyciela i wyszedłem na korytarz. Po chwili moich uszu dobiegł śmiech JB.
- I co frajerze ? Możesz już zapomnieć o pływaniu ! 
O czym ten dzieciak mówi... Skręciłem w miejsce skąd wydobywał się śmiech i zobaczyłem JB z dwoma chłopakami stojącymi dość blisko siebie i wpatrującymi się na kogoś z góry.
- Co wy wyprawiacie ? Mam iść po dyrektora ?
- Ooo kto to przyszedł...wielki wybawiciel Jackson.- zaśmiał się chłopak,a po jego zabójczym spojrzeniu jego koledzy zaczęli mu wtórować.
- O czym ty mówisz... 
- O tym. - JB pchnął wózek na którym siedział Mark. Chłopak spadł z niego na ziemię,a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Rzuciłem się w stronę kolegi i delikatnie posadziłem go na wózku.
- Nic ci nie jest ? 
- Odwal się... - rzucił Mark i ruszył w stronę wyjścia.
- Skurwysyn z ciebie,wiesz ?-syknąłem patrząc na JB. - Wystarczająco go załatwiłeś....Pierwsze miejsce na zawodach jest twoje....a teraz błagam cię daj mu spokój... - po tych słowach trąciłem drania "z bara" i pobiegłem za Markiem.
- Mark zaczekaj ! 
- Daj mi spokój !- w głosie chłopaka słychać było niesamowity ból i zażenowanie. Dogoniłem go,zatrzymałem wózek i przed nim kucnąłem. - Proszę wysłuchaj mnie....nie jestem taki jak reszta...
- Gówno mnie to obchodzi....nie chcę was znać...a teraz łaskawie odsuń się,bo chcę już iść....a raczej jechać do domu... 
- Mark,ja naprawdę....
- No złaź ! 
- Nie... - westchnąłem i złapałem go za delikatną i wychudzoną rękę. - Mark,daj mi szansę...chcę ci pomóc.. zawsze miałeś we mnie przyjaciela, niezależnie od tego co się stało.. Nie zostawię cię....razem jakoś temu podołamy.
Chłopak chwilę wpatrywał się w moje oczy, po czym spuścił wzrok i szepnął.
- Większość znajomych zostawiła mnie po wypadku...
- Ja tego nie zrobię...przyrzekam ci to... tylko daj mi szansę...nie zawiodę cię, naprawdę...
- Nie będę mógł już trenować... - chłopak zszedł na zupełnie inny temat. Pływanie było dla niego wszystkim. Potrzebował go jak inni ludzie wody czy powietrza. - Robiłem to od dziecka...mama zabrała mnie na basen jak skończyłem 5 lat... obiecałem jej,że zdobędę złoty medal na mistrzostwach...a one są już za tydzień... - po jego policzkach spływały łzy. Zacisnąłem usta żeby nie wybuchnąć płaczem. Nie mogłem się teraz załamywać. Czułem,że muszę dawać mu przykład opanowania i pozytywnego patrzenia na świat niezależnie od sytuacji.
- Mark....popatrz na mnie...
Chłopak podniósł oczy i wpatrywał się we mnie z wielką uwagą.
- Weźmiesz udział w tych zawodach...może nie zdobędziesz złotego medalu,ale będziesz miał w swojej karcie pierwsze mistrzostwa świata juniorów. 
- Niby jak....nie mogę ruszać nogami... jestem kaleką, nie widzisz tego ?!
- Ciii...proszę cię nie krzycz....ja ci pomogę. I przyrzekam tu i teraz,że wystartujesz w tych zawodach. 

Dni minęły dość szybko. Nadszedł czas zawodów. W szatni dla zawodników przebrałem siebie i Marka i poklepałem go po ramieniu.
- Gotowy ? 
- Niby na co...na ośmieszenie ?...tak,jestem gotowy odkąd wylądowałem na wózku... 
- Mark... 
- Yi En Tuan...inaczej Mark...iii... Jackson Wang proszeni na basen...zaczynacie.- mężczyzna wyszedł z szatni, a ja spojrzałem na zdziwionego kolegę.
- Co to za mina ?-zapytałem i się uśmiechnąłem.
- A...ale...
- Nieważne... pomyśl,że za kilka minut spełnisz marzenia swoje i mamy. - cmoknąłem go w policzek, wziąłem na ręce i wyniosłem na stadion pełen kibiców. Mark popatrzył na nich,a w jego oczach pojawiły się łzy. Weszliśmy do lodowatej wody i zarzuciłem ręce przyjaciela na swoje ramiona.
-To...paraolimpiada ?
- Tak...trzymaj się mocno i pamiętaj o oddechu żebyś nie zakrztusił się wodą. 
Po sygnale sędziego ruszyłem przed siebie. Mimo,że miałem na sobie ciężar w postaci Marka starałem się dać z siebie wszystko. Miałem w głowie jedynie to,by zdobyć złoty medal i mieć jak najlepszy czas. Wiedziałem,że Mark bardzo tego potrzebuje. Zdziwiło mnie bardzo to,gdy z trybun usłyszałem hymn naszej szkoły. Nie mogłem jednak spojrzeć w tamtą stronę,bo mógłbym zapomnieć wtedy o pierwszym miejscu. Po czterech długościach posadziłem przyjaciela przy barierce i wytarłem mu twarz.
- I jak ?- zapytałem głęboko oddychając. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego,że to taki ciężki sport. Mark jednak wielkimi oczami wpatrywał się w tabelę z wynikami, która co sekundę ulegała zmianom.
- Mark...
- Udało się....
- Co ?
- Udało się !- krzyknął chłopak,a na jego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na tabelę...rzeczywiście...Mark zajął pierwsze miejsce. Uradowany odwróciłem głowę w stronę chłopaka. Po chwili poczułem na swoich wargach jego delikatne usta. Przez chwilę nasze języki wirowały w okół siebie,a z ust wydobywały się ciche westchnięcia i nieśmiałe śmiechy. Mark przerwał pocałunek i zarzucił mi ręce na szyję.
- Nie wiem jak mam ci dziękować...
- To nic takiego...naprawdę.- uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po sinym od zimna policzku.
- Wiesz...nie wygrałem dzisiaj tylko mistrzostw...
- Hmm...a co jeszcze ?
- Miłość takiego cudownego chłopaka jak ty. - Mark mocno mnie przytulił. Objąłem go w talii i w duszy uśmiechnąłem się, dziękując Bogu za to,co właśnie nas spotkało...


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------