2 listopada 2018

W tajemnicy~cz.2 [Minho&Chan]





- Słucham? - odebrałem telefon, rzucając torbę na szafkę stojącą w przedpokoju.
- Tak, zaraz ci to wytłumaczę, tylko zadzwonię.
- Hyung.
- O, jesteś. - zaśmiałem się, rozbierając się z płaszcza i butów - Wróciłeś już z zajęć?
- Tak, właśnie wszedłem do domu.
- To dobrze. Słuchaj, ja dzisiaj wrócę w środku nocy, także nie czekaj na mnie.
- Jak to?
- Mamy bardzo dużo pracy.
- Ale Hyung..
- Tak wiem, obiecałem ci coś, ale zrozum, że nie dam rady urwać się wcześniej. - westchnąłem jedynie, sunąc powolnym krokiem w kierunku kuchni. Dongwan miał mnie dzisiaj zabrać na spacer nad Han, na który cieszyłem się jak dziecko, a wyszło jak zawsze...
- Rozumiem. 
- Nie jesteś zły?
- Nie, coś ty.. wiem, że musisz pracować. 
- Mądry z ciebie dzieciak. - uśmiechnąłem się, po czym zajrzałem do lodówki, wyjmując z niej baaardzo dużo produktów - Kończę kotek, bo jestem zarzucony papierami.
- Okej.. kocham cię.
- Też cię kocham, pa. - jest stosunkowo wcześnie, gdyż dochodzi dopiero 14-sta. W związku z tym, postanowiłem przygotować Hyungowi coś dobrego i zanieść mu to do pracy. Wyszedł z domu, gdy ja jeszcze spałem i wróci, jak pewnie będę już spać. Nie lubię nie widzieć się z nim przez cały dzień. Mimo że jesteśmy ze sobą od pięciu lat, nadal nie jestem nim znudzony i chcę z nim spędzać każdą chwilę. Po przygotowaniu czterech pudełek z jedzeniem, ruszyłem do firmy, w której pracuje mój facet. Wszyscy mnie tam doskonale znają i wiedzą, że jesteśmy razem. Jego szef oraz współpracownicy bardzo mnie lubię. Przyznam też, że idę tam z ciekawości, by wybadać tych stażystów. Muszę sprawdzić, czy żaden z nich nie ma chrapki na mojego Dongwana. Są bardzo przystojni i boję się, żeby żaden nie namieszał mu w głowie.
- Dzień dobry. - po wejściu do budynku, podszedłem do recepcji, kłaniając się pani Lee, zajmującej to stanowisko od kilku lat.
- Oo cześć Minho. Przyszedłeś do Dongwana?
- Zgadza się.
- Leć na górę. Pewnie jest zajęty, ale może znajdzie dla ciebie dwie minutki.
- Ma aż tyle pracy?
- Mmm... widać, że bardzo zależy mu na tym awansie. - westchnąłem, zaciskając mocniej dłonie na torbie, w której znajdowało się jedzenie.
- Przepracuje się niedługo.. a w ogóle mnie nie słucha, jak mówię, że nie powinien siedzieć tyle w pracy.
- To też nie zależy często od niego. Jest ulubieńcem szefa. - kobieta uśmiechnęła się, segregując jakieś dokumenty - A szef chce mieć swoją prawą rękę cały czas przy sobie. 
- No tak.. tylko że wasz szef nie ma rodziny, a jego żoną i jedyną miłością jest praca.. - burknąłem, widząc jak ta potajemnie chichocze - Przepraszam.. nie powinienem tego mówić. 
- Leć już. 
- Lecę.. do zobaczenia. - po przejechaniu windą czterech pięter, byłem na piętrze, na którym pracuje mój skarb. Jak tylko wyszedłem z windy, usłyszałem jego donośny głos, pouczający stażystów, których ma pod opieką.
- Nie do cholery. Przecież to nowe oprogramowanie to podstawa. Nie uczyli was tego na tych zasranych studiach? - stanąłem za nim, odchrząkując.
- Dzień dobry panu. 
- Minho? - Dongwan uśmiechnął się, całując mnie przy tym w głowę - Co ty tu robisz?
- Przyniosłem ci obiad.. no i chciałem cię zobaczyć. 
- Naprawdę przyjechałeś tu specjalnie z obiadem? - skinąłem głową, widząc zaskoczenie i radość w jego oczach - Mówiłem ci, że jesteś najlepszy? 
- Em.. to może my skoczymy po kawę? - oderwałem wzrok od twarzy Dongwana, spoglądając na chłopaka o lekko kręconych włosach i promiennych oczach. Z tego co pamiętam, chyba ma na imię Chan. Cholera, przystojny jest.. Czuję, że będę częściej robił takie wizyty mojemu Hyungowi. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś mi go zabrał.
- Dobra.. macie pięć minut przerwy i wracamy do roboty. A ty chodź. - mówiąc to, złapał mnie za rękę, prowadząc mnie w stronę niewielkiej kuchni. Gdy drzwi za nami w końcu się zamknęły, wspiąłem się na palce, zatapiając się w wargach Dongwana - Minho, jestem w pracy.
- Jeden buziaczek.
- Nie przeginaj. - szepnął, dając mi buziaka w czoło - Co dobrego zrobiłeś?
- Wszystko to, co lubisz. - westchnąłem, opierając się o blat.
- Ale pachnie. 
- Starałem się. - burknąłem, dotykając palcami jego dłoni. Hyung wziął głęboki oddech, przenosząc na mnie wzrok.
- Co jest?
- Pocałuj mnie.. Stęskniłem się za tobą.
- Minho, zlituj się. Jestem w pracy, muszę się zachowywać profesjonalnie. 
- Ale..
- W weekend będę cię całować cały czas, obiecuję.
- Mhm.. w weekend to ty pracujesz w domu. 
- Minho.. - Hyung stanął przede mną, głaszcząc mnie po policzku - Tak właśnie wygląda dorosłe życie, zrozum to wreszcie. 
- Znowu mi zarzucasz, że jestem dzieckiem.
- Nie. - zaśmiał się, całując mnie ponownie w czoło - Po prostu próbuję cię powoli oswajać z tym, co cię niedługo czeka.
- Nie chcę tak żyć. 
- A jak chciałbyś żyć?
- Chciałbym.. chciałbym iść rano do pracy, wrócić do domu o 17-tej i żyć własnym, prywatnym życiem.. zajmować się tobą.. 
- Niestety to tak nie wygląda skarbie. 
- Wiem.. już zdążyłem się o tym przekonać. - westchnąłem, unosząc na niego wzrok - Mogę dać ci buziaka? Będę już iść..
- Dawaj. - pocałowałem go w policzek, mając ogromną ochotę na to, by się rozpłakać.
- Miłego dnia Hyung.. nie przemęczaj się. - rzuciłem, idąc w kierunku drzwi.
- Minho..
- Hm?
- Kocham cię, pamiętaj. 
- Też cię kocham.. pa. - mam dość. Czasem aż marzy mi się informacja o tym, że został wywalony z pracy. Wiem, że kocha tą robotę, że się w niej spełnia, że to praca jego marzeń, ale cholera jasna.. praca, praca i jeszcze raz praca, on niczym innym nie żyje.


*

                     Obudziłem się w środku nocy, słysząc mocne trzaśnięcie drzwiami i donośne "kurwa" mojego faceta. Spojrzałem na zegar, widząc dochodzącą drugą w nocy.
- Bez jaj.. - mruknąłem zaspany, narzucając na siebie szlafrok, po czym ruszyłem w kierunku przedpokoju. Mimo późnej pory, widok, który zastałem skutecznie mnie obudził. Dongwan siedział na pufie z butelką soju w ręce. Śmierdziało od niego alkoholem na kilometr, jak od żula spod sklepu - Hyung.
- Oo! Wstałeś!
- Ciii, nie krzycz. - kucnąłem przed nim, ostrożnie go rozbierając - Miałeś być do późna w pracy..
- I byłem! Byłem, tylko.. tylko poszliśmy pić z chłopakami! - przyłożyłem palec do jego ust, spoglądając w jego przepite oczy.
- Nie krzycz skarbie, jest bardzo późno. - po zdjęciu z niego płaszcza oraz butów, chwyciłem go w pasie, pomagając mu wstać z pufy - Ktoś cię odwiózł?
- Co?
- Ktoś cię przywiózł do domu? Gdzie zostawiłeś samochód?
- No pod domem stoi! Sam przyjechałem! - zamarłem. Poczułem jak w jednej chwili osuwa mi się grunt spod nóg. Przyjechał sam? W takim stanie? Ja już pomijam fakt, że gdyby złapała go policja, straciłby prawo jazdy, ale do cholery jasnej.. ten kretyn mógł się zabić. Ledwo stoi na nogach, ja nie wiem jakim cudem przyjechał tutaj sam. Przysięgam, że rano, gdy już wytrzeźwieje, zrobię mu o to porządną awanturę. 
- Chodź do łóżka.
- Sam pójdę! 
- Dongwan nie drzyj się. Jest druga w nocy. 
- Nie pouczaj mnie! - westchnąłem jedynie, starając się zaprowadzić go do pokoju. Wiedziałem, że dalsza dyskusja z nim nie ma najmniejszego sensu. 
- Dobrze, przepraszam.. jesteś zmęczony? 
- A jak mam nie być zmęczony?! Zapieprzałem do 24-tej! Dopiero potem poszliśmy na soju!
- Miałeś nie pić.. 
- Jaki ty jesteś upierdliwy! Skończ wreszcie pieprzyć o tym piciu! - wrzasnął, ciskając mną o futrynę drzwi do naszej sypialni. Zamroczyło mnie. Osunąłem się na ziemię, czując ogromny, pulsujący wręcz ból głowy - Ciągle mnie pouczasz.. a to ja rządzę w tym domu, pamiętaj! - dotknąłem czoła, czując pod palcami ciepłą, lepką ciecz. Rozbił mi łuk brwiowy.. Pierwszy raz w życiu zrobił mi coś takiego. Jest pijany, nie zrobił tego celowo.. Na pewno nie zrobił tego specjalnie - Idę spać.. rano idę do roboty. - wypuściłem z płuc masę powietrza, czując napływające do oczu łzy. On już siebie nie kontroluje.. Nie mogę pozwalać na jego dalsze picie, bo będzie tylko gorzej. Dzisiaj łuk brwiowy, a jutro, pojutrze? Śliwa pod okiem? Czym sobie zasłużyłem na to, że mi to zrobił? Tym, że poprosiłem go, żeby był ciszej? Tym, że zwróciłem mu uwagę, że nie powinien pić? Skoro już denerwują go takie drobnostki, to niedługo całkowicie powinienem przestać się do niego odzywać, żeby nie zaogniać konfliktu między nami.. 
                                   Obudziło mnie delikatne drapanie po głowie. Mruknąłem z niezadowolenia, przykrywając się bardziej kołdrą. Miałem dziś dzień wolny od zajęć i chciałem się w końcu wyspać, ale jak widać, wymagam za dużo od życia.. Dobrze, że wczoraj nastawiłem Hyungowi budzik i zdążyłem przygotować go do pracy, bo z pewnością by zaspał. Wczorajszej nocy miałem w głowie tak dużo myśli, że nie byłem w stanie położyć się obok niego i zasnąć. Plątałem się po mieszkaniu, prasowałem mu rzeczy do pracy, przygotowywałem pudełka z jedzeniem.. Zasnąłem tuż nad ranem, gdy zaczęło świtać, ale zaledwie chwilę po tym zostałem obudzony..
- Minho..
- Mmm.
- Otwórz oczka. - wziąłem głębszy oddech, widząc klęczącego obok łóżka Dongwana. 
- Co..
- Coś ty zrobił? - dotknąłem spuchniętej brwi, lekko się przy tym krzywiąc - Nie dotykaj.. 
- Weź sobie jedzenie z lodówki. - mruknąłem, odwracając się do niego plecami - Wyprasowane koszule wiszą w garderobie.
- Kotek..
- Jestem strasznie zmęczony. - szepnąłem czując jak znów powoli zasypiam.
- Powiedz mi tylko, co się stało. - po dłuższym namyśle, usiadłem niechętnie, spoglądając na zmartwionego chłopaka.
- Otworzyłem szafkę.. odwróciłem się, zapomniałem, że jest otwarta.. 
- Uderzyłeś głową w szafkę? - skinąłem głową, spuszczając przy tym wzrok. Nie chcę wpędzać go w poczucie winy. Boję się, że przez to byłoby między nami jeszcze gorzej - Tyle razy prosiłem cię żebyś uważał. - Hyung usiadł na łóżku, unosząc delikatnie moją twarz - Aishh.. nie wygląda to za dobrze. 
- Daj spokój.. to nic takiego.
- To się nadaje do szycia.
- Nie żartuj.
- Ubierz się. Zawiozę cię przed robotą do szpitala.
- To tylko brew.. zagoi się.
- Minho, to wygląda fatalnie. - zamknąłem oczy, biorąc przy tym głęboki oddech. Byłem bliski powiedzenia mu, że gdyby nie wrócił spity do domu jak świnia, to wszystko nie miałoby miejsca.
- Hyung, naprawdę nic mi nie jest. - sięgnąłem po szlafrok, niezdarnie go na siebie narzucając, po czym wstałem niechętnie z łóżka - O której wczoraj wróciłeś? - ruszyłem w stronę kuchni, chcąc odprawić mojego faceta do pracy. Wiem, że jak sam nie dopilnuję żeby zjadł śniadanie, on z pewnością tego nie zrobi.
- A nawet nie wiem.. ale na pewno było już późno.
- Mhm. - westchnąłem, nastawiając wodę w czajniku - Co byś zjadł?
- Sam sobie coś zrobię. Idź do łóżka.
- Oboje doskonale wiemy, że nic nie zjesz. - wyjąłem z lodówki jajka oraz bekon, spoglądając na Dongwana - Może być?
- Pewnie. - chłopak podszedł do mnie, przytulając mnie od tyłu.
- Śmierdzi od ciebie alkoholem. 
- Wypiłem wczoraj kilka kieliszków.
- Chyba kilkanaście.. - burknąłem, robiąc mu śniadanie - Miałeś nie pić. 
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. 
- A szkoda.. 
- Minho, błagam cię, nie zaczynaj. - zacisnąłem na chwilę powieki, biorąc przy tym głęboki oddech. Nie powiem mu nic o tym, że rozbił mi brew, ale fakt, że jechał samochodem, będąc narąbanym jak świnia, nie może zostać pominięty.
- Wróciłeś wczoraj do domu samochodem.
- No tak.
- Mhm.. - spojrzałem na niego, czując cisnące się do oczu łzy - Ty wiesz, co się mogło stać?
- Mogło, mogło.. ale nic się nie stało. 
- Nie dość, że mogłeś zabić ludzi, to jeszcze tobie mogło się coś stać. Nie pomyślałeś o tym?
- Minho.. nie ty tu jesteś od pouczania.
- Ah no tak.. jak mógłbym zapomnieć. Przecież ty zawsze, w absolutnie każdej kwestii masz rację. - zalałem mu kawę, stawiając ją na stole.
- Tak, masz rację.. jazda po pijaku była głupotą, ale na szczęście nic się nie stało.
- Wiesz co? - spojrzałem na niego, czując spływającą po policzku łzę - Masz zdecydowanie za dużo tego szczęścia.. Ale ono się wreszcie skończy i pewnego dnia do drzwi zapuka policja i powie, że zginąłeś w jakimś wypadku. 
- Minho..
- Smacznego. - burknąłem, rzucając niemalże talerzem na stół.
- Skarbie..
- Miłego dnia. - trzasnąłem drzwiami, wracając z powrotem do łóżka. Niby taki inteligentny i oczytany z niego facet, a w podstawowych kwestiach ma myślenie na poziomie przedszkolaka. Pieprzony egoista... Oczywiście nie bierze pod uwagę tego, co byłoby ze mną i jak bardzo bym przeżywał to, jakby coś mu się stało. Najłatwiej jest powiedzieć: "przecież nic się nie stało" i zakończyć temat... dupek.


*

                           Piątkowy wieczór. Siedziałem na kanapie z wlepionymi w telewizor oczyma, podgryzając przy tym popcorn. Miałem iść na imprezę z Jisungiem, ale Dongwan obiecał mi, że wróci wcześniej do domu i spędzimy wieczór razem, przez co odwołałem spotkanie z najlepszym kumplem. Cóż.. szkoda tylko, że mój chłopak tradycyjnie nie dotrzymuje słowa. Lekko już zniecierpliwiony, sięgnąłem po telefon, wybierając numer Hyunga.
- Cześć kotek, właśnie miałem do ciebie dzwonić.
- Widzisz.. wyprzedziłem cię. - westchnąłem, przerzucając ze znudzenia, wszystkie możliwe programy w telewizji - Gdzie jesteś? Mieliśmy spędzić ten wieczór razem.
- Przyjadę po ciebie za jakieś dwadzieścia minut, także się zbieraj.
- Oo.. a gdzie mnie zabierasz?
- Mam wyjście integracyjne z pracy. Pójdziesz z nami.
- Serio.. - jęknąłem, rozkładając się wygodniej na kanapie - To ja wolę zostać sam w domu.
- A ja wolę iść z tobą. Nie daj się prosić.
- Hyung, obiecałeś mi coś.. z resztą nie wiem, który już raz.
- Minho..
- Tak wiem. Musisz pracować, musisz chodzić na takie spotkania.. wiem, wszystko wiem.
- Ty.. co to za ironia w głosie? 
- Nie ironia skarbie.. Chciałbym po prostu spędzić z tobą trochę czasu. Sam na sam, a nie z całą, twoją firmą.
- Chwilę posiedzimy i wcześniej wyjdziemy, okej? Chociaż godzinkę.
- Obiecujesz?
- Przysięgam.
- Zgoda. - westchnąłem, zwlekając się niechętnie z kanapy - Wejdziesz na górę?
- Nieee, poczekam na ciebie na dole.
- No dobrze. Rozłączam się, pa. - Boże, jak ja mam już tego dość. Chcę mieć kogoś, kto będzie przy mnie cały czas.. kogoś, kto będzie mi poświęcał bardzo dużo uwagi. Potrzebuję tego, odkąd straciłem kontakt z rodzicami. Ciągle chcę być na uwadze kogoś starszego, a Dongwan ma to kompletnie gdzieś, wykręcając się "zasadami dorosłego życia". Jak ja pójdę do pracy, to całkowicie stracimy ze sobą kontakt. Będziemy się ciągle mijać, a do domu będziemy wracać na noc... rewelacja.
            Po umówionych 20-stu minutach, wsiadłem do samochodu Hyunga, trzaskając ostentacyjnie drzwiami.
- Dzień dobry divo.
- Jedź już.
- Co ugryzło w dupsko?
- Już nie chce mi się powtarzać.
- Chodź tu. - Dongwan objął mnie, całując mnie ostrożnie w czoło - Nie bądź zły. 
- Hyung, ja nie jestem zły. Jest mi po prostu cholernie przykro. - uniosłem na niego wzrok, smakując po chwili jego ciepłych warg. Nie potrafię mu odmówić. Ułożyłem dłoń na jego szyi, odwzajemniając przez chwilę jego czułości.
- W weekend jestem cały twój. Pomyśl, co chciałbyś porobić.
- Mhm, już to widzę. Ile teczek z papierami wieziesz do domu?
- Zero.
- Jasne..
- Rozmawiałem z szefem. W ten weekend jestem tylko i wyłącznie do twojej dyspozycji. - czułem, jak świecą mi się oczy. Dongwan odgarnął grzywkę z mojego czoła, ponownie mnie w nie całując, po czym posłał mi ciepły uśmiech, przez który przeszła mi calusieńka złość na niego - Też się za tobą stęskniłem.
- Hyuuuung. - przytuliłem się do niego, szczerząc się jak głupi.
- Zadowolony?
- I to jak. 
- Może jakaś wycieczka za Seoul?
- Ooo jak kiedyś! - poderwałem się klaszcząc w dłonie, czym rozśmieszyłem swojego chłopaka.
- Nic się nie zmieniłeś, dzieciaku. - zaśmiał się, ruszając - Zapnij pasy. 
- Jedźmy do tego domku, w którym byliśmy zaraz po tym, jak się poznaliśmy.
- Mmm.. tam niedaleko Gimpo? - skinąłem jedynie głową, zapinając pasy - Dobrze, jak chcesz. - byłem niesamowicie szczęśliwy, że Dongwan odłożył pracę na bok, by w końcu spędzić ze mną trochę czasu. Do tego jeszcze, mamy jechać w miejsce, w które pojechaliśmy po około dwóch miesiącach naszego związku. Wspominam tamten wyjazd bardzo miło i strasznie się cieszę, że znów tam pojedziemy.
                 Zajechaliśmy pod niewielką restaurację w centrum Seoulu. Gdy weszliśmy do środka, usłyszałem w miarę spokojną muzykę oraz śmiech ludzi. Wcale nie mam ochoty tu być, ale obiecałem to Dongwanowi. Wiem, że musi chodzić na te spotkania, a skoro chce pokazywać się na nich ze mną, powinienem się jedynie cieszyć.
- Oo idzie z Minho! 
- Cześć Dongwan! - ukłoniłem się, szeroko się przy tym uśmiechając. Przy stoliku, na którym stała masa alkoholu i przekąsek, siedziała ekipa, z którą pracuje mój facet oraz stażyści, na których tak ostatnio narzekał.
- No cześć, cześć.. Widzę, że zaczęliście bez nas.
- Wybacz, nie mogliśmy się powstrzymać.
- No to szykujcie się na nadgodziny. - zaśmiał się, obejmując mnie w pasie - Siadaj skarbie. - powiedział Hyung, puszczając mnie na kanapę. Usiadłem obok jednego ze stażystów, który od razu zwrócił na mnie uwagę.
- Cześć.
- Cześć. - uśmiechnąłem się, lekko się przy tym kłaniając.
- Jestem Jinho.
- Minho, miło mi. 
- Jesteeeeeś...
- Chłopakiem Dongwana. - zaczerwieniłem się, widząc uśmiechy na twarzach pozostałych studentów.
- Tak obstawialiśmy... Shinwon jestem.
- Jak to, "tak obstawialiście"?
- Przyszedłeś jakiś czas temu do firmy. Zbieraliśmy wtedy baty od twojego faceta.
- Wszystko słyszę. - Dongwan spojrzał na studentów, obejmując mnie przy tym - Uważajcie, co mówicie, ostrzegam.
- Szeeefie... żartujemy sobie.
- Ja jak powiem, że wywalam was ze stażu, nie będę żartować. 
- Przepraszam za nich. - uniosłem wzrok, widząc lekko zmieszanego Chana. Na pierwszy rzut oka, wydaje się być rzeczywiście najrozsądniejszy z tego towarzystwa - Trochę wypili, proszę im wybaczyć.
- Mhm.. pilnuj ich Chan. - westchnął mój chłopak, zerkając na mnie - Co chcesz do picia?
- Mmm... może być cola. 
- Proszę. - mówiąc to wręczył mi niewielką butelkę coli, stojącą już na stole.
- Hyung.
- Tak?
- Mogę mieć prośbę?
- Jaką?
- Dongwan, polewamy! - krzyknął jeden z mężczyzn, lejąc alkohol z obłędem w oczach.
- Lej, lej.
- Hyung, nie pij dzisiaj. 
- Wypiję symboliczny kieliszek, okej?
- Jesteś samochodem.
- No to dzisiaj ty odwieziesz do domu swojego Hyunga. - mruknął, całując mnie w czoło. Westchnąłem widząc kątem oka przyglądającego nam się Chana, jednak gdy gwałtownie odwróciłem głowę w jego stronę, ten udał, że nic takiego nie robi, wbijając wzrok w swój napój. W sumie nie ma się co dziwić. Pewnie każdy zareagowałby podobnie, jakby dowiedział się, że ich szef jest gejem i do tego ma dużo młodszego od siebie chłopaka. Osobiście przestało mnie to w jakikolwiek sposób ruszać. Jak byłem młodszy i chodziłem do gimnazjum, spotykałem się z ogromną nienawiścią ze strony ludzi. Ludzie gardzili mną, bo "byłem inny", a jak dowiadywali się, że mój chłopak studiuje i do tego ma już pracę, byłem wyzywany od męskich dziwek. Ludzie byli święcie przekonani, że jestem jego utrzymankiem. Z początku niesamowicie mnie to bolało i w ogóle nie byłem w stanie sobie z tym poradzić, jednak po długich rozmowach z Hyungiem i przy jego ogromnym wsparciu, przestałem na to zwracać jakąkolwiek uwagę. On z kolei jest niesamowicie odporny na to, co mówią o nim inni i wszystko po nim spływa. Fakt, że trzech studenciaków będzie o nas plotkować w ogóle go nie poruszy. Najwyżej wywali ich ze stażu i tyle... Wieczór dłużył mi się w nieskończoność. Z godziny zrobiły się trzy, przy czym Dongwan sięgał po coraz to większą ilość alkoholu. Z potulnego i ułożonego faceta, znów zrobił się z niego agresywny cham. Dobrze, że większość osób była już po kilku głębszych kieliszkach i nie zwracali na to aż takiej uwagi.
- Skarbie. - ułożyłem dłoń na udzie Hyunga, wbijając przy tym w niego wzrok - Dongwanie..
- Co..
- Chodź już do domu. 
- A daj mi spokój! - przełknąłem z trudem ślinę, czując jak po moim ciele przebiega dreszcz.
- Nie krzycz. 
- To daj mi spokój! Jest piątek i chcę się napić! 
- Proszę cię.. naprawdę już wystarczy. - złapałem go za rękę, lekko ją głaszcząc, jednak ten wyrwał ją, spoglądając na swoich znajomych.
- Wiecie co? Mój cudooowny chłopak zabrania mi picia alkoholu. 
- Co?
- Dlaczego?
- Hyung przestań..
- Widzi, że haruję od rana do nocy i jak przychodzi piątek, nie da mi nawet odreagować!
- Minho, daj spokój! Należy mu się!
- Ooo i widzisz? Widzisz? - chłopak spojrzał na mnie, wlewając w siebie kolejny kieliszek soju - Ktoś musi zarabiać na twoje zachcianki, darmozjadzie! - spuściłem wzrok, czując jak gapi się na mnie kilka par oczu. W jednej chwili zrobiło mi się niesamowicie przykro, a moje ciało aż płonęło ze wstydu.
- Dongwan, nie przesadzaj.. - powiedziała jedna z kobiet, przez co nie wytrzymałem i zacząłem płakać przy stole - Minho.
- Przepraszam. - szepnąłem, przeciskając się między ludźmi. Ruszyłem do łazienki, w której chciałem się uspokoić i pohamować płacz. Nigdy nie upokorzył mnie przy ludziach. Zwykle robił to w domu, gdzie nikt nas nie widział, a teraz? Jak on mógł zrobić coś takiego? Jest mi niesamowicie wstyd i nie wyobrażam sobie powrotu do stołu. Najchętniej wyszedłbym stąd i wróciłbym do domu, ale wiem, że muszę się nim zająć. On na pewno nie zostawiłby mnie w takiej sytuacji. Mimo że jestem młodszy, jestem za niego równie odpowiedzialny, co on za mnie.. Wszedłem do łazienki, kucając na przeciwko umywalek. Po ukryciu twarzy w dłoniach, dałem upust emocjom, płacząc przy tym jak dziecko. Darmozjad? Nigdy nie prosiłem go o pieniądze.. nigdy niczego od niego nie chciałem.. Jak on może mówić takie rzeczy?
- Minho.. - wytarłem pospiesznie twarz, unosząc przy tym wzrok na stojącego nade mną Chana - W porządku?
- Tak. - wymusiłem uśmiech, podchodząc do jednej z umywalek, by przemyć sobie twarz.
- Wiem, że nie powinienem się w to mieszać i.. przepraszam, że pytam tak wprost, ale.. Dongwan ma problem z alkoholem?
- Co? - zaśmiałem się, jak najszybciej zaprzeczając - Nieee, coś ty. Napije się czasami w piątki i tyle. Poza tym jest dorosły... wie, co robi. 
- Nie podoba mi się to, jak cię potraktował. - zakręciłem wodę, przenosząc wzrok na studenta - Wiem, że to nie moja sprawa, ale po prostu nie lubię czegoś takiego.
- Rozumiem, ale Dongwan trochę wypił i..
- To go nie tłumaczy.
- Bez urazy, ale proszę cię, nie wtrącaj się w nasze relacje, dobrze? - sięgnąłem po ręczniki papierowe, wycierając mokrą twarz - Nie powinno cię interesować życie twojego szefa. - burknąłem, idąc do drzwi.
- Poczekaj. - zatrzymało się szarpnięcie za rękę - Pomóc ci z nim? Powinniście już jechać do domu. - spuściłem głowę, głęboko przy tym wzdychając - To mój szef, którego bardzo szanuję i też się o niego martwię. 
- W porządku. 
- Masz prawo jazdy?
- Tak. 
- To dobrze.. chodź, pomogę ci. - ale wstyd. Mam szczerą nadzieję, że nigdy więcej już go nie zobaczę. Gdy wróciliśmy do stolika, mój facet poderwał się na równe nogi, celując we mnie palcem.
- Ty.. gdzie byłeś?!
- W łazience. - podszedłem do mężczyzny, po czym chwyciłem go w pasie - Chodź do domu. 
- Nigdzie nie idę!
- Minho, poradzisz sobie? - zapytała jego koleżanka z pracy, odsuwając przy tym stół.
- Tak.. Chan Hyung ma mi pomóc.
- W porządku.
- No Minho! Daj mi pić!
- Chan, pomożesz? - blondyn podbiegł do mnie, łapiąc Dongwana w pasie, po czym ruszył z nim w kierunku drzwi - Bardzo za niego przepraszam. - wyszeptałem, kłaniając się przed jego wspólnikami. Gdy ci zapewnili mnie, że nic się nie stało i że wszystko jest w porządku, ruszyłem pędem za Chanem i moim chłopakiem - Jestem.
- Który to wasz samochód?
- O ten. - wskazałem na sportowego Hyundaia, otwierając tylne drzwi.
- Co wy gówniarze robicie.. - wymamrotał, ciągnąc ledwo nogami.
- Jedziemy do domu Hyung. Jesteś zmęczony? - objąłem go z drugiej strony, pomagając Chanowi władować go do auta.
- No.. jak cholera.
- Za moment będziesz w domu. - zapiąłem mu pasy, całując go przy tym głowę - Już jedziemy. - zamknąłem jego drzwi, głęboko przy tym wzdychając - Dziękuję. 
- Nie ma o czym mówić... Poradzisz sobie z nim?
- Tak.. właduję go w windę i od razu do łóżka. - wymusiłem uśmiech, otwierając sobie drzwi - Hyung.. mogę mieć prośbę?
- Słucham.
- Nie mówcie o tym zdarzeniu w pracy, okej? On... po prostu lepiej o tym nie mówić.
- Jasne, nie mam zamiaru. Jednorazowy incydent.
- Właśnie. - westchnąłem, unosząc nieśmiało na niego wzrok.
- Minhooo... jedziemy do domu!
- Już jedziemy... Dziękuję jeszcze raz. - ukłoniłem się lekko, wsiadając do samochodu. Miły z niego chłopak. Mam nadzieję, że sprawdzi się przed Dongwanem, żeby Hyung go nie wyrzucił z tego stażu. Z resztą.. czym ja się teraz przejmuję? Mój facet znowu się spił i ma coraz większy problem z alkoholem, a ja się przejmuję jakimś stażem. Gdy dojechaliśmy do domu, wprowadziłem go bez większego problemu do windy oraz do mieszkania. Stał ledwo na nogach, ale nie stawiał większych oporów, tylko posłusznie robił to, co mu każę. Największy problem pojawił się dopiero w mieszkaniu.. - Jak się czujesz? - zapytałem prowadząc go do łóżka.
- Rewelacyjnie się czuję! Rewelacyjnie! 
- Ciii, nie krzycz.
- Mam straszną ochotę na mojego chłopaka.
- Nie dzisiaj. - wprowadziłem go do pokoju, po czym posadziłem go na łóżku, zdejmując z niego koszulę.
- A ja mam ochotę dzisiaj!
- Ale ja nie mam.. uszanuj to. 
- Pamiętaj, że to ja cię utrzymuję gówniarzu! I masz robić to, co ci każę! 
- Wiem.. - westchnąłem, rozpinając jego pasek oraz spodnie - Ale ja nie jestem dziwką, żeby kochać się na każde twoje zawołanie. 
- Nie? To zaraz ją z ciebie zrobimy.
- Co.. - Dongwan złapał mnie za ramiona, rzucając mną o łóżko. Po chwili usiadł na mnie, trzymając mnie tak mocno za ramiona, że miałem wrażenie, że za moment je zmiażdży - To boli.. - wydyszałem, czując napływające do oczu łzy.
- Mam dość twojego ciągłego pyskowania gnojku! 
- Hyung, to boli! Puść mnie! - chłopak nachylił się do mnie, uważnie mi się przyglądając. Jego ciężki, cuchnący alkoholem oddech odbijał się od mojej twarzy, przyprawiając mnie o mdłości - Proszę, puść mnie.. 
- Jutro do tego wrócimy.. Tak cię spiorę, że popamiętasz.. - warknął, upadając niemalże na łóżko.
- Jutro to ty nie będziesz niczego pamiętać. - szepnąłem przerażony, uciekając niemalże z sypialni. Nie poznaję go. To nie jest Dongwan, w którym zakochałem się pięć lat temu. Wiedziałem, że lubi sobie popić, ale kiedyś nie sprawiało mu to tak ogromnego problemu. Chodziliśmy na spotkania z jego znajomymi, na imprezy, ale zawsze przestawał pić, gdy go o to poprosiłem. Nigdy nie przesadzał i nie doprowadzał się do tak żałosnego stanu. To, jak on mnie ostatnio traktuje, przechodzi ludzkie pojęcie. Jestem darmozjadem.. dziwką.. życiowym nieudacznikiem.. Mam dość tych ciągłych obelg. Mam dość tego, jak mnie traktuje. Codziennie drżę ze strachu przed jego powrotem z pracy, bo boję się, że wróci pijany i znów zrobi mi krzywdę. Tak bardzo go kocham, a coraz gorzej czuję się w jego obecności..


*

                        Nie mogłem spać całą noc. Cały czas myślałem o Dongwanie i tym, jakiego wstydu narobił sobie przed pracownikami i stażystami. Nie wiem, w jaki sposób powinienem mu powiedzieć o wczorajszym wieczorze. Musi przecież mieć świadomość tego, jakiego bydła narobił. Mieliśmy wyjeżdżać dzisiaj na weekend, ale szczerze mówiąc straciłem na to ochotę. 
Siedziałem przy barku, owinięty szlafrokiem Dongwana i popijałem trzecią już kawę. Byłem koszmarnie zmęczony, ale wiedziałem, że gdy położę się do łóżka, z pewnością nie zasnę. Ostatni wieczór kosztował mnie zbyt wielu nerwów.. Opierając głowę na zimnym blacie, poczułem, jak ktoś przywiera do mnie swoim ciałem. Wiedząc, że to Dongwan, odepchnąłem go lekko, zeskakując z barowego krzesła.
- Coś przeskrobałem? - wrzuciłem kubek do zlewu, opierając się o jego krawędzie. Automatycznie się we mnie zagotowało. Chciałem powiedzieć mu o tym wszystkim w delikatny sposób, ale czuję, że za moment wybuchnę - Kotek, co jest? - Hyung podszedł do mnie, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Nie dotykaj mnie.
- Ej.. co się dzieje?
- To się dzieje, że tracisz nad sobą kontrolę i traktujesz mnie jak najgorsze ścierwo.
- Poczekaj, pomału.. o czym ty mówisz?
- Schlałeś się wczoraj jak świnia. - odwróciłem się do niego, wbijając wzrok w jego oczy - Zacząłeś wyzywać mnie od darmozjadów.. przy wszystkich! - zasłoniłem usta dłonią, czując jak się rozklejam.
- Minho..
- Nazwałeś mnie dziwką i powiedziałeś, że mam być na każde twoje zawołanie.. - nie myślałem nad tym, co robię. Chwyciłem za stojący na blacie talerz, rzucając nim z całej siły o ziemię. Dongwan jednak nic nie powiedział. Usiadł na jednym z krzeseł, zamyślając się, jakby analizował to, co do niego powiedziałem - Zobacz.. - spuściłem szlafrok z ramion, pokazując mu siniaki, które mi wczoraj zrobił - Mam się z tobą kochać.. bo ty masz na to ochotę. - Dongwan poderwał się z krzesła, po czym zniknął za drzwiami garderoby. Po chwili wyszedł z niej ubrany, zmierzając w kierunku drzwi wyjściowych - Wychodzisz? - pociągnąłem nosem, widząc jak ten nakłada płaszcz. Ten jedynie przyjrzał mi się dłuższą chwilę, jednak ostatecznie opuścił mieszkanie - Jasne, idź.. Nienawidzę cię! - wrzasnąłem, uderzając rękoma o drzwi. Nie takiej reakcji się po nim spodziewałem. Myślałem, że chociaż okaże skruchę i mnie przeprosi, a nie ucieknie jak ostatni tchórz. Tyle miłych rzeczy spodziewałem się po tym weekendzie, a ten rozpoczął się jak zwykle tragicznie..







~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

2 komentarze: