27 lipca 2020

Małe kroki~cz.7 [Felix&Changbin]



       

                  Stanąłem przed drzwiami gabinetu pana Choi, czując niesamowicie mocno bijące serce. Nie miałem ochoty patrzeć na niego po tym, jak mnie wczoraj potraktował. Czuję do niego ogromny niesmak i żal, ale nie mam wyjścia. On jest moim lekarzem prowadzącym i tylko on może mi pomóc. Zapukałem więc do drzwi, słysząc niski głos mężczyzny zachęcający mnie do wejścia.
- Cześć Yongbokie. - ukłoniłem się lekko, zamykając za sobą drzwi. Odłożyłem plecak ze swoimi rzeczami przywiezionymi od mojego chłopaka, po czym zająłem miejsce na krześle stojącym na przeciwko biurka lekarza - Jak się czujesz? Pobyt u Changbina udany?
- Tak. 
- Zdradzisz mi, co porabialiście?
- Nie. - burknąłem, jednak czułem, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele na wspomnienie nocy spędzonej u hyunga.
- No dobrze... w końcu co wasza sprawa. - mężczyzna westchnął, siadając bliżej mnie - Opowiesz mi, jak się czujesz? Co teraz czujesz?
- Szczerze?
- Tylko szczerze.
- Nienawidzę pana za to, co mi pan zrobił... - oczy mężczyzny otworzyły się nieco szerzej, jednak nie wyglądał na mocno zaskoczonego. Ma świadomość tego, że przegiął zamykając mnie w izolatce, jak skończonego czubka.
- Yongbokie... zrozum, że nie miałem wyboru.
- Zna mnie pan kilka miesięcy, ponoć jesteśmy przyjaciółmi... a pan uwierzył pierwszemu lepszemu sukinsynowi i zamknął mnie pan w izolatce, jak największe ścierwo. 
- Poczekaj.. - Choi ułożył dłoń na moim udzie, jednak pospiesznie odtrąciłem jego rękę.
- Niech pan mnie nie dotyka. 
- Yongbokie... jest z tobą coraz gorzej. Masz napady agresji, krzyczysz, niszczysz rzeczy należące do ośrodka, uciekasz... mam podstawy, by sądzić, że rzeczywiście mogłeś wtedy skrzywdzić swojego wujka.
- Pan siebie słyszy? - uniosłem wzrok, czując jak moje oczy robią się coraz bardziej wilgotne od łez - To kawał chłopa... w życiu bym mu niczego nie zrobił. Boję się go. - dodałem nieco ciszej, uciekając wzrokiem.
- Boisz się swojego wujka? - skinąłem jedynie głową, wycierając spływającą po policzku łzę - Dlaczego?
- Bo przez niego tutaj jestem. 
- Poczekaj chwilę. - Choi wstał, po czym nalał wody do szklanki, wręczając mi ją - Napij się... spokojnie, nie denerwuj się. 
- Pan musi mi uwierzyć... przysięgam, że nigdy nikogo nie okłamałem... nigdy. 
- W porządku. - lekarz złapał mnie za rękę, mocno za nią ściskając - Powiedz mi prawdę. Tylko wtedy będę mógł ci pomóc.
- Już raz zawiódł pan moje zaufanie.. ja powiem panu co ten potwór ze mną wyprawiał, a pan uzna, że zwariowałem i znowu zostanę zamknięty w izolatce. Nie zniosę tego po raz kolejny. 
- Popełniłem błąd, przyznaję... przysięgam, że to się nigdy więcej nie powtórzy. - spojrzałem na mężczyznę, czując jak jego duże, silne dłonie, wycierają ostrożnie moje policzki - Przepraszam. 
- Nawet jak uzna pan, że zwariowałem, proszę mnie nie karać w taki sposób. 
- Yongbok, to się nie powtórzy, obiecuję ci to. - długo zajęło mi przygotowanie się do tego, by opowiedzieć lekarzowi całą prawdę. Do tej pory znał ją tylko Changbin, a cała sprawa jest dla mnie tak bardzo upokarzająca, że powiedzenie o niej komuś kosztuje mnie masę nerwów i ciągłego wstydu - Podczas wizyty twojego wujka w tym ośrodku... też cię wtedy uderzył? - skinąłem jedynie głową, odkładając na biurko mężczyzny kolejną, mokrą od łez chusteczkę.
- To potwór... musi mi pan uwierzyć. 
- Spokojnie, wierzę ci. - Choi westchnął głęboko, głaszcząc mnie niepewnie po głowie - Yongbokie... czy on.. czy kiedykolwiek stosował wobec ciebie inną formę przemocy? - momentalnie się spiąłem, czując potworny ścisk żołądka - Ja wiem, że jest to trudny temat, ale..
- Zwymiotuję. 
- Chcesz iść do łazienki? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, starając się oddychać najgłębiej, jak to możliwe - Dobrze, myślę, że na dzisiaj wystarczy. Odprowadzę cię do pokoju.
- Y y. - wstałem dość chwiejnie, sięgając po swoje rzeczy - Pójdę przed ośrodek.
- Chcesz się przejść? - skinąłem jedynie głową, unosząc zmęczone oczy.
- Niech mi pan obieca, że ta rozmowa zostanie między nami... że to będzie nasza tajemnica.
- Obiecuję ci to Yongbok... nikt poza mną się o tym nie dowie. 
- Liczę na pana. - ułożyłem dłoń na klamce słysząc za sobą głos lekarza.
- Bardzo się cieszę, że mi zaufałeś i powiedziałeś mi prawdę... doceniam to. - posłałem w jego kierunku wymuszony uśmiech, po czym ruszyłem leniwie przed siebie. Chciałbym teraz napisać do Changbina i powiedzieć mu, że przyznałem się praktycznie do wszystkiego, ale mój telefon trzyma Choi... cholera jasna. Gdy wyszedłem na dwór, poczułem na skórze chłodny powiew wiatru. Zająłem tradycyjnie swoje miejsce znajdujące się na betonowych schodach będących wejściem do budynku. Po oparciu głowy o mur, zamknąłem oczy analizując jeszcze raz moją dzisiejszą rozmowę z Choi. "Czy kiedykolwiek stosował wobec ciebie inną formę przemocy?". To zdanie nie da mi teraz spokoju. Zacisnąłem dłonie na włosach, starając się ponownie nie wybuchnąć. Wiem, że jestem na celowniku wszystkich pracowników i boję się, że przez jakikolwiek nieodpowiedni gest trafię znów do izolatki, mimo iż Choi zapewniał mnie, że nigdy więcej się tam nie znajdę... boję się.
- Ooo kogo ja widzę? Dzień dobry. - poderwałem się gwałtownie, słysząc nad sobą głos wujka... jakby nie patrzeć, zapowiadał, że dzisiaj także mnie odwiedzi. Nie sądziłem jednak, że będzie mieć aż taki tupet, by rzeczywiście to zrobić - Nie przypuszczałem, że tak szybko wypuszczą cię z tej izolatki. - sięgnąłem po plecak, chcąc jak najszybciej uciec do pokoju, jednak wujek szarpnął mnie, przez co potknąłem się o niego, koziołkując przez kilka schodów w dół. Mimo strachu i potwornego bólu, nie wydałem z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Nie mogłem dać mu satysfakcji.
- Co tu się dzieje? - uniosłem głowę, widząc kucającego obok mnie młodego chłopaka - Dlaczego pan mu nie pomoże? - brunet złapał mnie w pasie, unosząc mnie bez problemu do góry. Syknąłem jedynie, czując rwący ból w kostce - Co jest? 
- Nic mu nie będzie... wyliże się, jak na kundla przystało. 
- Kim ty człowieku jesteś, żeby mówić takie rzeczy? 
- Nie rozmawiaj z nim. - szepnąłem, wykonując ruch w kierunku schodów.
- Stój. - brunet wziął mnie bez problemu na ręce, co spotkało się z ogromnym zdziwieniem z mojej strony.
- Co ty..
- Dobrze ci radzę człowieku, nie przyłaź tu nigdy więcej, jeśli nie chcesz mieć problemów. 
- Straszysz mnie gnojku?
- Ostrzegam. - odruchowo owinąłem ręce wokół karku bruneta, uważnie mu się przyglądając - Kto to był?
- Nie ważne. 
- Zepchnął cię ze schodów... kim był ten facet? 
- To moja sprawa. - burknąłem, zatrzymując chłopaka - Puść mnie... dalej pójdę sam.
- Z tą kostką?
- Nic mi nie jest.
- Pewny jesteś? - chłopak postawił mnie na ziemi, jednak gdy moja stopa zetknęła się z podłogą, poczułem koszmarnie rwący ból - No właśnie... odprowadzę cię. W którym mieszkasz pokoju?
- 72. 
- Przestań być uparty i daj sobie pomóc. - droga do pokoju minęła nam w kompletnej ciszy. Jest nieziemsko przystojny, co strasznie mnie krępowało. Nigdy wcześniej jednak go tutaj nie widziałem. Może jest nowy? Chociaż z drugiej strony jest zbyt otwarty na nową osobę - Jesteśmy. - gdy tylko weszliśmy do pokoju, przywitał nas szeroko uśmiechnięty Minho - Ooo Minho... to twój pokój?
- Zgadza się. Co ty tu robisz Hyunjin?
- Odprowadziłem twojego współlokatora. - usiadłem jedynie na łóżku, ściągając z obolałej i mocno spuchniętej kostki, buta. Wygląda fatalnie, musiałem ją zwichnąć.
- A coś się stało?
- Przed ośrodkiem napastował go jakiś dupek. 
- Co? - Minho poderwał się na równe nogi, podchodząc do mojego łóżka - Yongbok, co się stało? 
- Nic, nie martw się.
- Twoja kostka...
- Nic mi nie będzie.
- Nie żartuj, ktoś musi to zobaczyć. - wtrącił Hyunjin, kucając przede mną - Pokaż mi ją.
- Nie, ja nap... - brunet nie czekając na moją odpowiedź, chwycił ostrożnie moją kostkę, uważnie ją oglądając - Auć.
- Boli?
- Jak cholera. - czułem jak z sekundy na sekundę czuję się coraz gorzej. Chciałem zobaczyć się z Changbinem. Nie potrzebowałem tej sztucznej otoczki ludzi... pragnąłem jedynie zobaczyć się z hyungiem.
- Pójdę po kogoś. 
- Nie. 
- Samo się nie zagoi, trzeba to jakoś usztywnić.
- Nie... i proszę, przestań mnie dotykać. - Minho już wiedział o co chodzi. Poklepał kolegę po ramieniu dając mu wyraźnie do zrozumienia, by odpuścił.
- Yongbokie... zadzwonić po Changbina? - skinąłem jedynie głową, czując cisnące się do oczu łzy - W porządku. Nie płacz, wszystko jest okej.
- Zrobiłem coś nie tak?
- Nie... dziękuję, że mu pomogłeś. 
- Ale jego kostka... i ten facet.
- Załatwię to, nie martw się. - Minho z racji tego, że niedługo wychodzi i czuje się już znacznie lepiej, ma ciągle przy sobie telefon. Zgodnie z obietnicą napisał do Changbina, po czym rzucił telefon na łóżko, siadając obok mnie - Yongbokie.. - uniosłem wzrok na kolegę, czując jak ból kostki odejmuje mi jasność myślenia - Zgódź się na to, żeby ktoś to obejrzał... przecież widzę, że cię boli.
- Nie.
- Wolisz poczekać na Changbina? - w momencie gdy skinąłem głową, po sali rozległ się dźwięk telefonu współlokatora - O wilku mowa... słucham... Tak, jest ze mną w pokoju... Okej, już ci go daję. - wyciągnąłem dłoń po telefon, pociągając przy tym nosem.
- Hyung..
- Cześć skarbie... powiedz mi, co się stało.
- A jedziesz już do mnie?
- Tak, jestem już w samochodzie. 
- Tęsknię za tobą. 
- Yongbokie, zaraz się zobaczymy... powiedz mi, co się stało.
- Po rozmowie z Choi wyszedłem na dwór... i wtedy przyszedł do mnie ten potwór. - szepnąłem, zaciskając wolną dłoń na kołdrze - Szarpnął mnie i spadłem ze schodów. 
- Proszę cię, pozwól Minho i Hyunjinowi się sobą zająć... pójdą po lekarza i..
- Nie.
- Felix, nie bądź uparty.
- Poczekam na ciebie.
- Stoję w korku, nie wiem, ile mi to zajmie, a kostkę trzeba zobaczyć jak najszybciej. Proszę cię kitku.. bardzo się o ciebie martwię.
- Nie chcę, żebyś się o mnie martwił.. 
- To zadbaj o siebie. Obiecuję, że jak przyjadę to ci to wszystko wynagrodzę.
- A... mógłbym dzisiaj do ciebie przyjechać? 
- Jak przyjadę do ośrodka, to porozmawiam z Choi, dobrze? - skinąłem jedynie głową, pociągając ponownie nosem - Nie płacz, niedługo się zobaczymy... daj mi jeszcze Minho. - wręczyłem telefon współlokatorowi, kładąc się ostrożnie na łóżku.
- Czujesz się trochę lepiej? - spojrzałem na Hyunjina, przytakując - Changbin to twój hyung?
- Najlepszy na świecie. - brunet uśmiechnął się, pokazując na kostkę.
- To jak? Pozwolisz sobie pomóc?
- Obiecałem mu.. - Hyunjin nie przestając się uśmiechać, napisał do kogoś wiadomość, po czym usiadł na krześle stojącym obok łóżka - Masz telefon... niedługo stąd wychodzisz?
- Tak.. siedzę tu już od dwóch lat.
- Och.. nigdy cię nie widziałem.
- Ja ciebie też... musisz siedzieć ciągle w swoim pokoju.
- Coś w tym jest.. 
- Nie martw się. Mi na początku też było bardzo ciężko, ale z miesiąca na miesiąc czułem się coraz lepiej.. zobaczysz, że ci pomogą.
- A dlaczego tutaj trafiłeś?
- Miałem kilka prób samobójczych przez mojego ojczyma. - spuściłem jedynie wzrok, czując jak robi mi się potwornie głupio. Z drugiej strony Hyunjin mówi o tym tak lekko, jakby zamawiał pizzę.
- Przepraszam..
- Za co? Dobrze, że pytasz, musimy się jakoś wspierać, tak? 
- Dzień dobry. - uniosłem głowę, widząc wchodzących do pomieszczenia Choi w towarzystwie lekarza.
- Ooo, jest już lekarz, kończę hyung. - Minho zakończył rozmowę, kłaniając się - Yongbokie skręcił kostkę. 
- Ojjj, niedobrze. - Choi podszedł do mnie, uważnie się jej przyglądając... nie cierpię takiego zamieszania wokół siebie - Co się stało?
- Nic... potknąłem się.
- Nie prawda. - wtrącił Hyunjin - Spotkałem Yongboka przed ośrodkiem... szarpał go jakiś facet i przez niego Yongbok spadł ze schodów. 
- Yongbok... czy to był twój wujek? - skinąłem jedynie głową, czując jak mój oddech przyspiesza.
- Tu jest za dużo ludzi. - Minho spojrzał na lekarza, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że to nie czas na przesłuchanie, tylko na opatrywanie tej nieszczęsnej kostki.
- Dobrze, później porozmawiamy. Weźmy się za robotę. - zostałem zabrany na prześwietlenie kostki i dokładne usztywnienie jej. Potem podano mi leki przeciwbólowe, po których zostałem zaprowadzony do swojego pokoju. Gdy otworzyłem drzwi, ujrzałem rozmawiającego Minho z moim ukochanym hyungiem. Chciałem się z nim przywitać, ale byłem bardzo senny po podanych mi lekach.
- Ooo już jest. - Minho poderwał się na równe nogi, łapiąc mnie w pasie - Jak tam?
- Dostał silne leki przeciwbólowe... powinien się teraz położyć. 
- W porządku.. chodź Yongbokie. - spojrzałem na Changbina, posyłając mu przy tym lekki uśmiech. Był zły... znowu musiałem czymś zawinić.. - Zostawię was, pogadajcie. - chłopak sięgnął po portfel, spoglądając na Changbina - Kawki?
- Poproszę. - gdy drzwi za Minho i lekarzem w końcu się zamknęły, spojrzałem na Changbina, wyciągając rękę w jego kierunku.
- Hyung..
- Znowu tu był... to nie powinno mieć miejsca.
- Ale..
- Powinni ci tu zapewnić opiekę, a zawodzą na każdym kroku. 
- Changbinie. - usiadłem niezdarnie, po czym zarzuciłem ręce na kark chłopaka, muskając ostrożnie jego wargi - Nie złość się. To tylko kostka. 
- Felix..
- Daj mi buziaka. - szepnąłem, ponownie go całując - Tęskniłem za tobą. 
- Lixie, odpocznij teraz.. będę cię całować całą noc, obiecuję. - uśmiechnąłem się, obdarowując nos hyunga czułym buziakiem.
- Mogę do ciebie jechać?
- Mhm.. cieszysz się? 
- Bardzo się cieszę... będę cię przytulać, całować i dotykać cały czas.
- Cały czas?
- Mhm. - przytaknąłem, pieszcząc opuszkami palców jego policzek - A potem będę się z tobą kochać. - chłopak zachichotał, całując mnie w czoło.
- Z tą kostką?
- Tak.. ja będę leżeć, a ty będziesz działać.
- Wstydu nie masz. - zaśmiał się, cmokając moje powieki - Dużo dostałeś tych leków?
- Czuję się jak naćpany.
- To tłumaczy twoje odważne zachowanie. Połóż się skarbku. 
- Y y.
- Co to znaczy "y y"?
- Jak się położę to znikniesz. 
- Nigdzie nie pójdę, przysięgam. Prześpij się, to poczujesz się lepiej.
- Dobrze... ale za buziaka. - Changbin uśmiechnął się, po czym nachylił się do mnie, łącząc nasze wargi długim, czułym pocałunkiem.
- Jesteś przeuroczy, wiesz?
- Przeszła ci już złość, hyung?
- Ja nie jestem zły na ciebie Felix, tylko na ludzi, którzy się tobą opiekują.
- Zabierz mnie stąd.
- Bardzo bym chciał, ale wiesz, że nie mogę. Obiecuję ci, że jak skończysz leczenie, to zostaniesz w Korei... ze mną. 
- Myślisz, że nie rozstaniemy się do tego czasu?
- Co ty wygadujesz?
- Nie wiem... po prostu się tego boję.
- To się nie bój. Zamykaj oczka i śpij. 





*


- Poważne to twoje zwichnięcie. - wszedłem do sypialni hyunga, po wzięciu dokładnego prysznica. Po mojej drzemce w ośrodku, zostałem od razu zabrany do jego mieszkania, w którym dużo rozmawialiśmy o zaistniałej sytuacji. Dostałem też trochę po głowie za to, że nie chciałem otrzymać żadnej pomocy, poza tą płynącą od Changbina... że byłem gburem dla Hyunjina, którego jak się okazało, mój hyung zna bardzo dobrze. Hyung ma rację... zamknąłem się tylko na niego, ignorując wszystkich ludzi żyjących wokół mnie... wiem, że tak nie powinno być. 
- Nie, coś ty... jest okej. 
- Widzę, że cię boli, nie kłam. 
- Boli, ale dam radę hyung.
- Chodź no tutaj. - usiadłem na łóżku, unosząc wzrok na chłopaka.
- Co kombinujesz?
- Połóż się.
- Ooo chętnie. - uśmiechnąłem się szeroko, rozkładając się przy tym najwygodniej jak mogłem.
- A ten tylko o jednym. 
- Co o jednym?! Kazałeś mi się położyć, to oczywistym jest to, że się chętnie położę.
- Mhm... i wcale nie pomyślałeś o seksie. - chwyciłem za poduszkę, uderzając nią chłopaka.
- Widać, kto ma brudne myśli w tym duecie.
- Mając tak cudownego chłopaka, też miałbyś brudne myśli.
- Mam najwspanialszego faceta na świecie...i mam cholernie brudne myśli, ale nie mówię o nich głośno.
- Ty cholero. - Changbin nachylił się do mnie, po czym chichocząc wymienił ze mną kilka buziaków - Dawaj tą nogę. 
- Co chcesz zrobić? 
- Zamknij oczy.
- Po co?
- No zamykaj. - zamknąłem oczy szczerząc się przy tym jak wariat - Spróbuj się rozluźnić.
- Dobrze. - po chwili poczułem, jak ciepłe wargi Changbina przywierają do mojej obolałej kostki. Zadrżałem lekko, podczas gdy z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. 
- Boli? - słysząc jego szept całkowicie się rozpłynąłem. Zaprzeczyłem skinieniem głowy, oddając się w pełni jego pieszczotom. Było mi tak cholernie dobrze. Nie sądziłem, że taki delikatny gest może przynieść mi tyle przyjemności - Tyle dzisiaj wycierpiałeś..
- To nic hyung.
- Przysięgam, że wynagrodzę ci to wszystko. - wargi chłopaka sunęły ostrożnie po mojej nodze, zatrzymując się na udzie. Jęknąłem jedynie, gwałtownie przy tym siadając.
- Hyung.
- Jest jednak coś, czym można cię zawstydzić. - hyung wbił się w moje wargi, całując mnie tak namiętnie, że z każdą kolejną mijającą sekundą, czułem, że odpływam. Złapałem za jego koszulkę, ściągając ją z niego jednym, zwinnym ruchem. Po chwili moim oczom ukazało się idealne ciało mojego chłopaka, którego pragnę w tak ohydny, zachłanny sposób. Changbin położył mnie ostrożnie na łóżku, nie odrywając przy tym wzroku od moich oczu.
- Pamiętasz, co mi ostatnio powiedziałeś?
- Co takiego?
- Że chcesz dojść do wszystkiego małymi krokami. 
- Felix... ja nie jestem w stanie dłużej się kontrolować. - ułożyłem dłonie na rozgrzanych policzkach chłopaka, głęboko przy tym oddychając - Głowa mówi mi żebym zwolnił..
- A serce żebyś działał. - hyung zamknął oczy, ciesząc się moim dotykiem. Od ścian sypialni odbijały się tylko nasze oddechy, które zwiastowały to, co za moment się wydarzy.
- Przepraszam... przepraszam, wiem, że to nie powinno tak wyglądać.
- Hyung... ufam ci absolutnie we wszystkim, wiesz, co robisz... Zrób ze mną to, na co tylko masz ochotę.
- Proszę cię, nie mów tak.
- Ale..
- Nie traktuj się przedmiotowo. - spojrzeliśmy sobie w oczy. Wzrok Changbina znacznie złagodniał, a oddech stał się nieco spokojniejszy. Tym właśnie jestem? Marionetką w rękach ludzi?
- Po prostu ci ufam. - usiadłem gwałtownie, przecierając dłonią lekko mokrą już twarz - Najpierw mówisz mi, jak bardzo mnie pragniesz, a potem porównujesz mnie do szmaty, zdecyduj się.
- Co? - sięgnąłem po kule, wstając niezdarnie z łóżka - Yongbok, o czym ty mówisz?
- Doskonale wiesz o czym. Jeśli chciałeś mnie znowu poniżyć, to udało ci się. Idzie przywyknąć.. - nic nie odpowiedział. Pokuśtykałem jedynie w kierunku salonu, siadając na kanapie. Było mi potwornie przykro.. nie takiego finału oczekiwałem. Dlaczego podczas każdego zbliżenia mówi mi takie rzeczy? Przecież to mądry chłopak i nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to cholernie boli i mocno wpływa na moją psychikę? Pociągnąłem nosem, narzucając na siebie puchaty koc, po czym położyłem się plecami do pokoju, wsłuchując się w absolutną ciszę okalającą mieszkanie hyunga. Mam ochotę zniknąć. Dlaczego ludzie mnie tak traktują? Co ja do cholery jasnej zrobiłem? Może rzeczywiście jakby mnie zabrakło, to w końcu rodzice przypomnieliby sobie, że mieli syna? Może wyrzuty sumienia zeżarłby mojego wujka do cna, a Changbin? Cóż... za cholerę nie potrafię go rozgryźć. Nie rozumiem naszej relacji.
- Felix.. - wytarłem pospiesznie policzki, siadając.
- Przepraszam... powinienem się zbierać, a nie rozkładać się na twojej kanapie. 
- Skarbie, przepraszam.. zachowuję się jak skończony idiota.
- Kocham cię hyung... nie gniewam się na ciebie. - złożyłem koc, nie odrywając przy tym wzroku od podłogi - Czy o tej porze jeździ jeszcze metro?
- O czym ty mówisz? 
- Zadałem proste pytanie..
- Ale ja cię nigdzie nie puszczę.
- Nie muszę cię pytać o zgodę, hyung.
- Musisz... odpowiadam za ciebie, jak jesteś poza ośrodkiem. - usiadłem na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nie wytrzymałem... zacząłem płakać jak dziecko. Jestem traktowany jak skończony czubek. Czekam jeszcze na dzień, kiedy zostanę całkowicie ubezwłasnowolniony - Felix. - Changbin kucnął przede mną, łapiąc mnie za dłonie - Proszę cię, popatrz na mnie. 
- Nie chcę.
- No nie wygłupiaj się. 
- Hyung, nie chcę. Traktujesz mnie okropnie.. - nie chciałem tego powiedzieć, sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Changbin mimo tych kilku sytuacji traktuje mnie jak największy skarb, ale ze mnie dupek... Z drugiej strony skoro chcę z nim być, to chyba nie powinienem chować w sobie urazy i w końcu szczerze z nim porozmawiać o tym, co mnie boli.
- Lixie... - chłopak westchnął, całując przy tym delikatnie moje dłonie - Porozmawiasz o tym ze mną? - skinąłem jedynie głową, czując, jak hyung siada obok mnie. Po chwili objął mnie, wycierając przy tym ostrożnie moje policzki - Powiedz mi, co cię boli. - nabrałem dużo powietrza do płuc, zbierając się w sobie, by w końcu wygarnąć chłopakowi prawdę. Bałem się, że dużo ryzykuję i że po tej rozmowie go stracę.
- Changbinnie.... jesteś jedyną, najbliższą mi osobą i kocham cię najbardziej na świecie.. Jak nie ma cię przy mnie to wariuję, rozumiesz? Dopiero, jak się z tobą widzę, to czuję, że żyję... że mam jeszcze po co. - pociągnąłem nosem, bawiąc się przy tym nerwowo palcami - Nie miałem łatwego życia... cały czas byłem odtrącany. Najpierw przez rodziców, dla których zawsze praca stała na pierwszym miejscu, potem przez dziewczynę, znajomych... potem... potem ten przeklęty potwór. - szepnąłem, czując, jak hyung całuje mnie ostrożnie w głowę - Jesteś dla mnie wszystkim, rozumiesz to? Chcę dla ciebie jak najlepiej... chcę być dla ciebie wsparciem i... najlepszym chłopakiem na świecie. I jeśli mówisz mi, że momentami nie możesz się przy mnie pohamować, a ja daję ci pozwolenie na robienie wtedy, na co tylko masz ochotę to... to to po prostu zrób, a nie dajesz mi jawnie do zrozumienia, że jestem puszczalską szmatą bez szacunku do samego siebie. - Changbin puścił mnie, intensywnie się nad czymś zamyślając - Nie sypiam ze wszystkimi, hyung... i nie chcę być tak traktowany. - między nami zapadła kompletna cisza, z którą czułem się fatalnie... nienawidzę tak niezręcznych momentów - Może... może ciebie tak odtrąca to... to że.. 
- Nie.. Felix, nie myśl o tym. - Changbin usiadł wygodniej na kanapie, chowając mnie w swoich ramionach - Kocham cię... bardzo mocno cię kocham i nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, a widzę, że robię to na każdym kroku. Uczę się dopiero związku z chłopakiem... nie wiem, co powinienem robić, a co nie... Chciałbym, by to wszystko toczyło się wolniejszym tempem, ale jestem tylko człowiekiem i czasami nie wytrzymuję.. Chciałbym się z tobą kochać na okrągło, ale wiem, że tak nie powinno być.. czułbym się z tym źle. - nabrałem dużo powietrza, unosząc niepewnie zapuchnięte oczy na mojego chłopaka - Jesteś moim największym szczęściem Felix i nigdy, przenigdy nie chciałem ci sprawić jakiejkolwiek przykrości. Nie miałem pojęcia, że to, co mówię, tak okropnie brzmi.. naprawdę, nie zdawałem sobie z tego sprawy. - ułożyłem dłonie na buzi hyunga, uważnie mu się przyglądając. Ten jedynie pocałował mnie w czoło, po czym zagryzł wargę. Mimo panującej w pokoju ciemności, widziałem, że w jego oczach pojawiły się łzy.
- Hyung..
- Przepraszam skarbie... przysięgam, że się poprawię. Będę nad sobą pracować. - skinąłem jedynie głową, wycierając ostrożnie jego policzki.
- Nie chciałem żebyś płakał. 
- W porządku... zasłużyłem.
- Nie, Changbin..
- No już. - chłopak pocałował moje powieki, mocno mnie w siebie wtulając - Rozmawiajmy ze sobą szczerze, jak coś będzie nam leżeć na sercu, dobrze? - skinąłem jedynie głową, zamykając przy tym oczy. Kocham go... jak każdy, ma też swoje wady, ale jestem w stanie je wszystkie zaakceptować. Zniosę wszystko, byleby tylko przy nim być...




~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

17 lipca 2020

~

Cześć kochani!!
Bardzo.. ale to bardzo przepraszam Was za to, że nie było mnie tu tak długo i że zostawiłam niedokończonego ficzka. Miałam ostatnio sporo problemów z samą sobą, ale postanowiłam, że spróbuję do Was wrócić i publikować coś raz na jakiś czas. Chciałabym jednak skupić się na artystach JYP, gdyż oni są mi najbliżsi.
Jeśli bylibyście zainteresowani moimi nowymi pomysłami i czasami chcielibyście jeszcze przeczytać coś ode mnie, to proszę, dajcie mi znać.:)

Buziaki~